Miesiące w Hogwarcie mijały szybko. Ucznie przestali pokazywać sobie palcami Harry'ego, nawet Rita Skeeter ucichła. Dla Harry'ego były to najszczęśliwsze dni w życiu. Często przechadzał się po błoniach z Ginny czule ją obejmując. Kochał jej zapach, dotyk, usta. Tylko Hermiona i Ron kłócili się ciągle i nie chcieli ze sobą przebywać. Harry nie znosił takich sytuacji, ale Ginny stwierdziła, że zawsze się godzą i nie ma sensu się martwić. Niestety Hermiona rzucała dziwne zaklęcia na Rona, który nigdy w życiu wcześniej ich nie widział.
Ale pomijając ich kłótnie Harry'ego nic nie trapiło. Pewnego dnia przechadzał się z Ginny na jeziorem, gdy usłyszał dziwny szelest i trzaśnięcie gałęzi. Odruchowo wyciągnął różdżkę i spojrzał w tamtą stronę, ale nikogo nie zauważył. Przez resztę dnia czuł jakby ktoś go obserwował. Gdy opowiedział to przyjaciołom przestraszyli się, ale gdy Hermiona spojrzała na Rona od razu przypomniała sobie o ich kłótni i poszła spać.
Kolejne dni mijały w podobnym uczuciu. Nawet Harris, który bardzo cenił Harry'ego patrzył na niego nietęgą miną. Raz nawet po lekcji spytał się co mu jest, a Harry wywinął się zręcznie mówiąc, że spieszy się na zielarstwo. Nie chciał, by ktoś oprócz jego i najbliższych o tym wiedział, ale McGonagall szybko to zauważyła.
Pewnego dnia przechadzał się po błoniach sam. Nie chciał nikogo narażać na niebezpieczeństwa ze strony obserwatora, ale nie było to takie łatwe. Zawsze przyjaciele proponowali mu swoje wsparcie, a on musiał się na to zgodzić. Teraz na szczęście cała 3 odrabiała pracę domową z Obrony Przed Czarną Magią, którą Harry odrobił już wcześniej i miał chwilę dla siebie. Zauważy Jake ze swoim Stali na przeciw dwóch Ślizgonów, którzy śmiali się złośliwie. Nagle za plecami małych Gryfonów wyłonił się trzeci Ślizgon, który rzucił zaklęcie na kolegę Jake. Chłopiec upadł i zaczął wymiotować ślimakami, tak jak Ron przed laty. Teraz Jake stał naprzeciwko trzech Ślizgonów. Harry'ego wzięła złość. Nie umiał wyjaśnić tego, dlaczego jego nogi skierowały się w stronę małego Gryfona. Podszedł bliżej i zobaczył, że Ślizgoni też są pierwszoroczniakami. Jeden z nich rzucił zaklęcie na Jake i chłopiec już wisiał do góry nogami. Ślizgoni zaśmiali się. Umilkli jednak, gdy zobaczyli Harry'ego.
-No i co, myślicie, że jesteście tacy odważni?- powiedział spokojnie Harry.- Taak, naprawdę trzeba mieć kupę odwagi,by od tyłu zaatakować osobę- spojrzał na tęgiego Ślizgona.- a potem atakować całą trójką na jedną osobę. Ja mu chętnie pomogę, zobaczymy jak poradzicie sobie ze mną.
Ślizgoni stali jak wryci, a mali Gryfoni byli zszokowani (dało to się poznać nawet po wymiotującym chłopcu).
-No, przecież jesteście tacy odważni.- fukną z pogardą- Co za różnica czy to oni czy ja, przecież dla was lepiej, bo jestem teraz sam.-wyciągnął różdżkę w ich stronę.-Expellriamus!- różdżka jednego z chłopców wyleciała w powietrze.- To co oszołomić kogoś?
Ślizgoni w popłochu wrócili do szkoły, a Harry uwolnił Jake i razem pomogli drugiemu chłopcu dostać się do Skrzydła Szpitalnego. Harry dowiedział się, że chłopiec ma na imię Timmy, który teraz przestał wymiotować. Harry już miał odejść, gdy usłyszał niepewny głos Jake.
-D-dzięki... H-Harry- Jake chyba nie miał pojęcia jak zwrócić się do Harry'ego.
-Nie ma sprawy.- Harry odwrócił się na pięcie.
-Nie spodziewaliśmy się.- dodał Timmy.
-Tak, ja też się nie spodziewałem- przyznał Harry.
Teraz wiedział dlaczego im pomógł. Zobaczył w nich siebie i Rona przeciwko Malfoy'owi i jego głupkowatymi kolegami.
-Ja też nieraz byłem w tej sytuacji.- dodał Harry po chwili.- Kiedyś w szkole była taka trójka Ślizgonów i nienawidziliśmy się nawzajem. Gryffindor i Slytherin jest zawsze do siebie wrogo nastawiony, ale my po prostu skakaliśmy sobie do oczu. Dlatego często kończyło się szlabanami.- Harry uśmiechnął się pod nosem.
- Ty łamałeś regulamin?
- I to ile razy!- zaśmiał się Harry.- Ja i mój przyjaciel byliśmy mistrzami, chyba mam to po tacie. Kiedyś przylecieliśmy do Hogwartu na rozpoczęcie roku latającym samochodem i uderzyliśmy w Bijącą Wierzbę.- wspominał Harry.- Albo poszliśmy do Komnaty Tajemnic, chociaż było to srogo zakazane. Wykradliśmy też Kamień Filozoficzny. A no i oczywiście w drugiej klasie warzyliśmy nielegalnie eliksir wielosokowy. Wykradliśmy składniki do niego od profesora Snape'a, byłego nauczyciela eliksirów. No i pod peleryną niewidkę łaziłem po szkole, jak i za szkołą, gdy wszyscy spali. Byłem też w Zakazanym Lesie bez zgody, no i w dziale Ksiąg Zakazanych...- rozmarzył się Harry, ale szybko ocknął się.- Na brodę Merlina! Nie powinienem wam tego mówić, nie róbcie tego.
W lekkim popłochu wrócił do Pokoju Wspólnego. Oczywiście, każdy już wiedział, bo jakże inaczej.
Harry postanowił się położyć spać wcześniej, by uniknąć pytań. Zasnął na chwilę, ale szybko tego żałował, bo zapomniał, że McGonagall zadała tekst do przeczytania. Natychmiast wyrwał się z drzemki i zauważył, że każdy już śpi. Wziął więc książkę od transmutacji najciszej jak potrafi, by nikogo nie obudzić.
-Lumos.- szepnął i na końcu różdżki pojawiło się światełko. Czytał więc pod kołdrą wytrwale, ale powieki robiły się coraz cięższe, niczym z ołowiu. Zasnął więc z różdżką w ręku i otwartą książką do transmutacji.
Był w nicości, nie było niczego wokoło. Usłyszał znany mu głos. Ruszył w jego stronę. Zobaczył Lily Potter. Uśmiechnął się, lecz ona była przerażona.
-Harry.- powiedziała z nutką strachu w głosie.- Obudź się, natychmiast! Zaraz będzie za późno!
Zdezorientowany patrzył na matkę.
-NO JUŻ!- krzyknęła.
Tak więc Harry otworzył powoli oczy. Wydał z siebie zduszony krzyk. Na szczęście był tak cichy, że nikt go nie usłyszał. Stała nad nim zakapturzona postać z maską na twarzy.
-Oooo, obudził się nasz Pan Potter.- fuknął. Harry dobrze znał ten głos przeciągający sylaby, jednak nie mógł sobie przypomnieć do kogo on należy.- Nasz obrońca młodszych. Bohater. Wybraniec. Niezwykły ktoś..- zaśmiał się.
Skąd on wiedział, że Harry pomógł dziś pierwszoroczniakom? No tak, był obserwowany. Postać chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Harry wyciągnął spod kołdry różdżkę. Przecież z nią zasnął... a jego gość się tego nie spodziewał.
-Avada...- zaczął mężczyzna...
-Drętwota!- Harry był szybszy.
Postać runęła na ziemię, a Harry za pomocą zaklęcia związał go. Objął ramieniem przybysza i ruszył prosto do gabinetu McGonagall. Niestety zapaliło się światło, bo właśnie obudził się jakiś trzecioklasista i natychmiast zaczął budzić innych. Harry zdążył się już wymknąć. Stanął przed gabinetem dyrektorki. No tak... nie zna hasła. I pewnie McGonagall już śpi. Stał tak minutę, a może godzinę wpatrując się w drzwi, gdy nagle wpadł mu do głowy pomysł.
-Albus- szepnął.
Drzwi otworzyły się. Harry ujrzał dyrektorkę ślęczącą nad pracą domową klas 5.
-Potter.- warknęła.- Ty jeszcze nie śpi...
Nie dokończyła, gdy Harry wciągnął za sobą mężczyznę.
-Co do...?
- Nie wiem, Pani Dyrektor. Stał nad moim łóżkiem i chyba zamierzał mnie zabić.
- Śmierciożerca...- szepnęła zszokowana McGonagall.
Harry znieruchomiał. No tak... dlaczego na to nie wpadł... to takie oczywiste.
McGonagall podeszła i zdjęła maskę przybyszowi. Ujrzeli Lucjusza Malfoy'a.
Mega!
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona!Dobra robota! ♥,♥
OdpowiedzUsuńOh Lucjuszu musisz pakować sie w jakieś kłopotu ! Rozdział Super
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wow.
OdpowiedzUsuńkolejny świetny tekst, pisz dalej ! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńNic diwnego, że Harry rzucił zaklę cie wczesniej skoro ten nie potrafił dokończyć.
OdpowiedzUsuń(UWAGA!Będę pisac straszne dociny specjalnie dla śmierciożerców.)
Witam,
OdpowiedzUsuńmyślałam, ze to Draco a to jego ojciec, Lilly w samą porę go ostrzegła....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wow
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, myślałam, że to jest Draco, a to jego był jego ojciec, Lily w samą porę go ostrzegła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały, myślałam, że to jest Draco, a to jego jednak był jego ojciec, Lily w samą porę go ostrzegła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza