Na początku chciałabym Wam podziękować za komentarze, a jednocześnie o nie poprosić. Bardzo zależy mi na Waszym zdaniu, więc miło by było jakbyście napisali, co sądzicie o moim blogu. Dziękuję :)
__________________________________________________________________
Harry stał w drzwiach Nory. Przytulała go Pani Weasley i mówiła:
-Uważaj na siebie, kochaneczku. Nie poddawaj się i daj z siebie wszystko. Będziesz świetnym aurorem. Do zobaczenia. Wykorzystaj swoje przepustki, bo umrzemy z tęsknoty.
Potem podeszła do Rona, do którego mówiła coś podobnego. Hermiona przytuliła Harry'ego.
-Powodzenia. Będę tęsknić.-powiedziała.
Artur podał rękę Harry'emu, a George powiedział:
-Mam nadzieję, że masz jeszcze trochę Bombonierek Lesera? Na pewno Ci się przydadzą... Nie żebym w Ciebie wątpił...- pogrążył się.
Na koniec Ginny rzuciła się swojemu chłopakowi na szyję, a on przytulił ją do siebie mocno.
-Do zobaczenia.- szepnęła.- Będę tęskniła... Tak chciałabym żebyś został... Ale wiem, że to Twoje marzenie... zostać aurorem. Mam nadzieję, że zobaczymy się niebawem. Rób zdjęcia i przysyłaj listy najczęściej jak się da... będę czekała.
Pocałowali się na koniec czule. Też nie chciał się rozstawać...
Harry i Ron doszli do świstokliku i deportowali się przed Akademię. Był to spory zamek, mniejszy jednak od Hogwartu i troszkę nowocześniejszy.
Niepewnie przekroczyli próg. Powitał ich wysoki mężczyzna o blond włosach:
-Witajcie! Nazywam się Steven Hoover i będę jednym z waszych wykładowców. Zaprowadzę Was do Waszych pokoi. Proszę podać nazwiska.
-Ron Weasley
-... i Harry Potter.- dokończył Harry.
Oczy Hoovera powędrowały na bliznę chłopaka.
-Ach no tak...P-Potter- bąknął.- i Weasley. Wy macie pokój razem. Pokoje są trzyosobowe więc możecie się spodziewać trzeciego współlokatora.- jego głos znów stał się pewny.- Za mną.
Szli długim korytarzem, aż do drewnianych schodów. Na górze skręcili w lewo i doszli do drzwi numer 77.
-Za godzinę zacznie się uczta. Przez ten czas rozpakujcie się.
I wyszedł.
Harry i Ron stali w pokoju o średnich rozmiarach. Pod oknem znajdowały się 3 łóżka. Rozdzielały je etażerki z lampkami. Oprócz tego w pokoju była sofa i stolik, na którym leżał pergamin z napisem:
"Witajcie".
-Harry?- zapytał poddenerwowanym głosem Ron.- Myślisz, że znajdę na tym piętrze łazienkę? Zaraz nie wytrzymam.
Harry zaśmiał się pod nosem i mruknął:
-Lepiej idź poszukać.
Tak więc Ron wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Harry postawił swój kufer na łóżko przy ścianie, schylił się do niego i stanął tyłem do drzwi, grzebiąc w nim. Po minucie usłyszał otwierające się drzwi i powiedział:
-Co tak szybko, Ron? Nie zdążyłeś?
W odpowiedzi usłyszał:
-Chyba mnie z kimś pomyliłeś. Nazywam się Eric... Eric Davis. Wygląda na to, że będziemy razem mieszkać.
Harry wyprostował się i odwrócił. W progu stał uśmiechnięty chłopak średniego wzrostu. Miał tylko troszkę jaśniejsze włosy od Harry'ego i brązowe oczy.
-Cześć. Jestem Harry Potter.-podszedł do niego i uśmiechnął się. Podali sobie ręce.
Eric patrzył na niego trochę dziwnie.
-Och.. Nie spodziewałem się, bardzo mi miło...-zaczął.
-Daj spokój.-powiedział Harry.- Chodź i wypakuj się, bo spóźnimy się na ucztę.
Podczas rozpakowywania rozmawiali. Często parskali śmiechem. Harry szybko polubił nowego kolegę.
Jakiś czas później przyszedł Ron.
-Na Merlina, Harry...- sapnął zmęczony.- Jak w końcu znalazłem łazienkę, to zapomniałem drogi do pokoju, a później...- urwał, gdy zobaczył współlokatora.
Ten natychmiast wstał i powiedział:
-Jestem Eric Davis.
-Ron Weasley.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, aż odezwał się Eric:
-No tak, mogłem się Ciebie spodziewać, skoro Harry tu jest. Bardzo mi miło.- uśmiechnął się.
Ronowi zostało łóżko po środku. Wypakował się szybko i usiadł na nie. Przez resztę wolnego czasu rozmawiali we trójkę, aż w końcu Ron też przekonał się do nowego kolegi. Był on naprawdę sympatyczny.
Razem zeszli na dół, na ucztę powitalną. Przemawiał dyrektor Akademii:
-Witajcie na nowym roku w Akademii Aurorskiej. Jeśli mnie nie znacie- jestem William Adams. Dyrektor Akademii. Szczególnie witam pierwszoroczniaków. Mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaicie do panujących tu norm. Tak więc po pierwsze- zabrania się na korytarzach, pokojach, terenie szkoły rzucać uroków na drugą osobę. Dozwolone zaklęcia to takie, które nie mają na celu skrzywdzić drugiej osoby, np. "Lumos".
Mówił jeszcze przez jakiś czas, po czym nastąpił poczęstunek. Ron nie zajadał tak łapczywie, jak w Hogwarcie, lecz mimo to rzucił się na jedzenie natychmiast. Eric i Harry powstrzymali się przed atakiem śmiechu.
Następnego dnia odbyły się pierwsze wykłady aurorskie w jego życiu. Były one ze znanym im już Hooverem. Gdy wyczytano:
-"Potter Harry"
Każdy spojrzał na niego. Harry był już przyzwyczajony. Nie mniej go to jednak denerwowało.
Radził sobie na zajęciach bardzo dobrze, zwłaszcza, że Hoover prowadził zajęcia z praktyki. Rzucał zaklęcia bez mniejszego problemu. Wykładowca ze zdumieniem spojrzał na kartkę z wynikami uczniów z owutemów. Gdy znalazł nazwisko Harry'ego zobaczył: "Wybitny". Jako jedyny z pierwszoroczniaków otrzymał tak wysoki stopień.
Czasem w nocy mięli też zajęcia praktyczne. Budził ich dźwięk alarmu. Musieli pokonywać "zakapturzone postacie", którymi byli wykładowcy.
Pewnej jednak nocy usłyszał alarm inny niż zawsze. Spojrzał z przerażeniem na Rona i Erica, którzy wstali z łóżek jak na zawołanie. Ten alarm oznaczał, że to nie są ćwiczenia.
Wybiegli na korytarz prawie natychmiast. Inni byli równie przerażeni. Harry zdawał sobie sprawę, że zaraz ujrzy prawdziwych śmierciożerców, których głównym celem będzie on. Nie będą traktować ich tak ulgowo jak nauczyciele- wiadomo, że latały będą zaklęcia niewybaczalne.
Zobaczył, że Ron i Eric gdzieś zniknęli. Nawet nie zauważył, kiedy się rozdzielili. Oszołomił i rozbroił kilku śmierciożerców. Radził sobie dobrze i nawet się uspokoił. Walczyli już 20 minut, gdy nagle ni stąd ni zowąd dostał silnym Cruciatusem. Zwił się z bólu na ziemi. Usłyszał gruby głos:
-Zabij!
I w tym momencie ktoś upadł obok niego, a potem jeszcze druga osoba. Przez chwilę pomyślał, że to Eric i Ron. Zobaczył jednak, że to śmierciożercy, którzy próbowali go zabić. Jego przyjaciele natomiast stali nad nim i właśnie uratowali mu życie. Podziękował im i razem ruszyli do walki.
Następnego dnia dowiedział się, że części śmierciożerców udało się uciec. Westchnął. To jeszcze nie koniec. Będzie musiał walczyć, a wiedział, że pojawią się znowu. Nie zamierzał się jednak poddawać- tak jak w quidditchu. Dał z siebie wszystko i ograli Ślizgonów, zdobywając puchar. Wyrwał się szybko ze wspomnień związanych ze świętowaniem. To nie jest quidditch. Tu chodzi o życie.
Rozdział jak zawsze genialny <3
OdpowiedzUsuńCzytam i czytam te twoje rozdzialy i nadziwic sie nie moge- jak ty zajebiscie piszesz....
OdpowiedzUsuńCiekawe pomysły akademia ,współlokator i wgl. Jednak wg mnie zbyt często pojawiają się śmierciożercy ,bo od za każdym razem dostają po 4 literach i część umiera a część zbiega z podkulonym ogonem ten wątek robi się nudnawy ,ale ogólnie bardzo w porządku :)
OdpowiedzUsuńExtra!
OdpowiedzUsuńZaczytałam się w twoich rozdziałach jak nigdy! :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie !
OdpowiedzUsuńnie wiem czy myślę dobrze ale zobaczyłam że piszesz chłopacy moim zdaniem to jest nie poprawne (chłopcy) tak mi się wydaje a oprócz tego super
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno i znowu pojawili się śmierciożercy, ale no co zawsze tam gdzie jest Harry...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Tu mnie już wkurzasz czy zawsze musisz pisać Dużo weny życzę tobie? Lepiej by brzmiało Życzę tobie dużo weny
UsuńJak Yoda mówi ona. Nie rozumiesz tego Ty?
UsuńCudownie piszesz! Aż się nie mogę nadziwić. Więcej nie napiszę, ponieważ idę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę tobie dużo weny(piszę poprawnie nie to co ta Basia)
Veronica
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ha i znów pojawili się śmierciożercy...
Multum weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńno i co? znów na głowie są śmierciożercy... oby szybko się ich dało pozbyć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga