Był piękny dzień. Słońce oświetlało okolicę, a chłodny wiaterek dawał orzeźwienie. Minęły 2 tygodnie od pamiętnej walki Harry'ego z Voldemortem. "Prorok Codzienny" aż huczał o tym co się stało, jednak nikt w Norze nie miał ochoty tego czytać.
Wszyscy stali teraz nad trzema grobami. Było już po pogrzebie, ale nikt nie miał zamiaru wracać do domu. Harry spojrzał na pierwszy nagrobek.
FRED WEASLEY
Przypomniał sobie te dobre czasy. Fred zawsze lubił żartować, zawsze był taki optymistyczny. Umarł z uśmiechem na ustach.
Spojrzał dalej:
NIMFADORA LUPIN
Na ostatnim nagrobku widniał napis:
REMUS LUPIN
Harry poczuł nagły przypływ smutku. Ich syn, Teddy, tak jak on nie będzie miał rodziców. Był zły na siebie- czuł się odpowiedzialny za ich śmierć. On został Ojcem Chrzestnym tego dziecka. I on przysiągł sobie, że będzie najlepszym Ojcem Chrzestnym na świecie. Ale wiedział, że nie zastąpi mu rodziców. Póki co Teddy znajduje się u matki Nimfadory.
Nie był pewny, czy chce zabierać tej kobiecie to dziecko. Przecież umarł jej mąż i córka. Nie ma nikogo. Na razie jednak ustalili, że Teddy będzie u babci. Harry nie wiedział, gdzie teraz zamieszka, co będzie robił. Dlatego póki co nie może zająć się dzieckiem.
Harry ocknął się z namysłu. Rozejrzał się po ludziach. Pani Weasley stała wtulona w Artura Weasleya. Chyba płakała- Harry zauważył to po jej drganiu. Dalej stał Charlie i George. Miny mieli nietęgie. Fleur złapała Billa za rękę. Ten patrzył się tępo przed siebie. Hermiona oparła głowę o ramię Rona. Oczy miała napuchnięte. Ron miał kamienną twarz.
I ostatnia osoba- Ginny. Gdy Harry na nią spojrzał poczuł nagły przypływ ciepła. Fala gorąca oblała go od głowy, aż po same stopy, a w brzuchu poczuł motylki. Tak było już od jakiegoś czasu, za każdym razem gdy na nią patrzył. A pierwszy raz poczuł to oglądając jej imię na Mapie Huncwotów. Nie widział o co chodzi- potem zdał sobie sprawę, że chyba ją kocha.
Oczywiście wcześniej też żywił do niej uczucia- ale to nie była miłość. Bardziej zauroczenie. Myślał, że jak to się skończy będą razem. Chciał z nią porozmawiać, zapytać, co z nimi. Ale to nie był czas. Każdy czuł się podle. A do żadnej dziewczyny nie czuł tego co do niej- nie wiedział co się z nim dzieje.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Ginny cicho szlocha. Wyglądała tak pięknie. Ona bardzo rzadko płakała, prawie w ogóle. Cieszyło to Harry'ego- nigdy nie wiedział jak się zachować, gdy ktoś płakał.
Lecz teraz było to zrozumiałe. Stoi nad grobami trzech wspaniałych ludzi- w tym jej brata.
Jego nogi same skręciły w jej stronę. Nim się obejrzał był przy niej i przytulał ją mocno. Poczuł kwiatowy zapach jej włosów. Bał się, że zacznie się wyrywać, krzyczeć. Ale nie zrobiła tego. Harry nie wiedział co ona do niego czuje. Bał się tego.
Ale Ginny odczuwała to samo. Ona poczuła te przepływy ciepła już wtedy, gdy zobaczyła go pierwszy raz. Z wiekiem na wiek czuła to coraz mocniej. Teraz poczuła tsunami ciepła. Na to czekała, tego było jej trzeba.
Pani Weasley, która właśnie oderwała się od męża otarła oczy i spojrzała na nich. Od razu znowu się popłakała i wtuliła w Artura. Nie były to łzy smutku, tylko wzruszenia. Harry'ego traktowała jak własnego syna, więc komu by miała oddać swą córkę, jak nie jemu? Ona nie wiedziała, co się działo w Hogwarcie. Nie miała pojęcia, że byli razem. Myślała, że między nimi jest tylko przyjaźń. Bardzo się myliła.
Nie zauważyła jak Ginny cierpiała po zerwaniu z Harrym. Najmłodsza z Weasleyów wychowała się z samymi chłopakami. No i mamą. Już dawno wiedziała jak panować nad uczuciami, tak by nikt się nie zorientował. Dlatego nie płakała i lamentowała po zerwaniu z Harrym. A z resztą- była pełna nadziei, że wrócą do siebie. Ona wiedziała, że on będzie jej.
-Powinniśmy już wracać- powiedział cicho pan Weasley.
Każdy posłusznie ruszył w stronę Nory. Ginny oderwała się od Harry'ego i zmierzała za innymi.
Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńSuper! Dopiero co trafiłam na tego bloga, a już go uwielbiam! <3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy początek, umarły naprawdę wspaniałe osoby.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Uznałam ze przeczytam twoje rozdziały od początku i pokomentuje , ciekawe czy bedziesz to czytac ale co tam. Rozdział pierwszy super . Moje pierwsze wrażenie na tytuł o nie ktoś znowu umiera a ktoś jest w żałobie a tu miła niespodzianka . SUPER
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nawet fajne.
OdpowiedzUsuńTo jest piękne... Właśnie się popłakałam czytając to.
OdpowiedzUsuńTo takie niesprawiedliwe że tacy wspaniali ludzie zginęli z rąk kogoś tak podłego!!!����������������
Ja też się popłakałam
UsuńJa też. To takie wzruszające
UsuńLord Voldegułpek to świnia !!!!!!
OdpowiedzUsuńZ wyrazami przeprosin dla wszystkich słodkich świnek.
Czemuuu nie żyją !!!!!!!!!!!!!!! ;(
Pierwszy raz przez przypadek weszłam na tego bloga a już go uwielbiam!♥♥♥♥♥♥♥♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać gdy blog powstawał, nie komentowałam. Przestałam nagle nwm dlaczego... A teraz znowu wracam. Miło jest tak poczytać :). Twoje notki są bardzo dobre. Trzymaj tak dalej
OdpowiedzUsuńW moich oczach pojawiły się łzy. To takie smutne że oni umarli. Ja chyba bym się załamała gdyby to mnie się to przytrafiło. Notka ciekawa i wzruszająca. Całkiem nieźle piszesz.
OdpowiedzUsuńJezu! Zauroczyłaś mnie tym blogiem! A jestem wybredna nie ma co. Z******te!!!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńpoczątek tej historii ciekawy, naprawdę w tej wojnie zginęły wspaniałe osoby...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały początek, i tak w tej walce stracili wiele wspaniałych osób...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuń