piątek, 27 lutego 2015

24. Ron i Hermiona Weasley'owie.



Dzisiejszy post piszę w lekkim poddenerwowaniu, bo bardzo zdenerwował mnie pewien mugol. I to taki mugol mugolowaty... Który ocenia Harry'ego Potter'a, chociaż nie ma pojęcia, o czym mówi. Wyśmiewa, że ta książka mogła czegoś nauczyć. Ale ja mam na to dowody. I myślę, że większość z Was się zgodzi :)
Harry zawiera w sobie wiele lekcji- a to, że on nie umie tego zrozumieć, to jego problem.
A my nie zapominajmy o tym.

No, ale to tylko moje przemyślenia, nie ma co sobie zaprzątać głowy idiotycznymi mugolami. Zapraszam do czytania!











_________________________________________________________________________________


Ginny spoglądała z niepokojem na zegar. Wskazówka "Harry" wskazywała teraz na "Praca". Ogarnęła ją fala poddenerwowania... Czy Harry się na nią ciągle złości? Czy wróci?
Zaczęła się krzątać niespokojnie po kuchni.  Jeszcze raz rzuciła okiem na zegar. Teraz wskazówka jej męża wskazywała na "Podróż". Odetchnęła. Wraca...
Za jakiś czas usłyszała otwierające się drzwi. Od razu pobiegła do przedpokoju. Miała uśmiech na twarzy, ale ten od razu znikł.
Zobaczyła Harry'ego, a do niego przylepionego małego Teddy'ego, który szlochał. Spojrzała pytająco na swojego męża. Ich spojrzenia spotkały się. Zobaczyła w jego zielonych oczach złość, mieszającą się z żalem. Szybko odwróciła wzrok. Musiało stać się coś niedobrego. Harry zdjął plecak z pleców Teddy'ego. Chłopiec miał w nich najważniejsze rzeczy. Mężczyzna coś do niego mruknął i zaraz oboje zniknęli na górze.
Ginny stała w salonie i nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie ruszała się z miejsca, wciąż zamyślona. Ocknęła się dopiero, gdy z góry zszedł Harry. Usiadł na sofie i wpatrywał się tempo przed siebie.
-Harry..?- zagadała niepewnie Ginny.- Co się stało? Co tu robi Teddy?
Chłopak spojrzał na nią ze smutkiem. Ginny nabrała powietrza, wyczekując.
-Andromeda Tonks nie żyje.
Dziewczyna złapała się za brzuch, w którym poczuła ból. Harry wstał natychmiast i usadził ją na kanapie. Sam usiadł obok.
-W porządku.- powiedziała po chwili Ginny.- To tylko nerwoból...
-Na pewno?
-Tak...
Ginny poczuła lekką ulgę... Rozmawia z nią, troszczy się o nią... Może się już nie złości?
-Co się tam stało?- zapytała po chwili.
Harry westchnął. Nabrał powietrza i jednym ciągiem powiedział:
-Śmierciożercy ją zabili.
Ginny zamarła. Bardziej spodziewałaby się, że Andromeda umarła na jakąś chorobę, albo ze starości. Wpatrywała się w swojego męża z przerażeniem.
-Ale... czemu?
-Nie wiem... Chociaż domyślam się... Teddy jest mi bliski, więc..
-Nie obwiniaj się, Harry!- zaprotestowała dziewczyna.
-Ale to jest logiczne!
-Przestań! Przecież sam mówiłeś, że śmierciożercy będą chcieli dopaść każdego, kto nie był po ich stronie!
-No tak, ale...
-No właśnie! To może być przypadek!
-Ale nie musi..
-Prawdopodobnie się nigdy nie dowiemy. Więc tego nie roztrząsajmy.
Harry kiwnął głową. Poczuł się trochę lepiej, lecz dalej buzował w nim niepokój i złość.
Ginny podsunęła się do niego powoli i niepewnie objęła go pod ramię. On, ku jej zadowoleniu nie odsunął się, a nawet przytulił ją trochę bardziej do siebie.
-Harry... ja Cię naprawdę przepraszam, za to co się stało, wiem, że jesteś na mnie zły...
-Nie, nie jestem..- przerwał jej Harry.- To ja powinienem Cię raczej przeprosić... Zachowuję się jak gbur...
Ginny po raz kolejny spojrzała mu w oczy, by coś z nich wyczytać. Była jednego pewna- to nie są puste słowa.
Harry pochylił się lekko i pocałował ją. Ginny była szczęśliwa i zaniepokojona, tym, co się stało.
Po chwili zapytała:
-Harry... A co z Teddy'm?
-Chyba będzie musiał zostać u nas... No chyba, że masz coś przeciwko..
-Nie, jasne, że nie...- powiedziała natychmiast Ginny.- Ale chyba nie zamierzasz...?
-Nie, nie zamierzam. Zapytam go o to, co się stało, gdy wydobrzeje... i zrobię to ostrożnie.
O wilku mowa. Chłopiec zszedł na dół i patrzył na nich napuchniętymi oczami. Nie płakał już.
Ginny natychmiast podbiegła do niego i przytuliła go. Teddy jednak patrzył przez ramię na swojego wujka. Było mu przykro, że Harry jest tak zmartwiony i przybity. Nie chciał tego...
Harry powiedział:
-Pójdę do Nory, powiedzieć im o tym.
Zdawało się, jakby Teddy chciał coś powiedzieć, ale umilkł.


Harry stał pod drzwiami Nory. Wahał się trochę... Czy Molly ma do niego żal?
Ale nie jest tu, by sobie to wyjaśnili. Musi im coś powiedzieć.
Zapukał niepewnie. Usłyszał głos Pani Weasley.
-Kto tam?
-Harry.- powiedział przybitym tonem.
Drzwi natychmiast się otworzyły, a w progu stała rozpromieniona Molly.
-Harry, kochaneczku! Jak dobrze Cię widzieć! Wchodź do środka.
Wszedł powoli i zdjął z siebie kurtkę.
-Zjesz coś? Przecież ty mizerniejesz w oczach!
-Dziękuję, Pani Weasley, ale...
-Och, nie musisz tak się do mnie zwracać! Mów mi, jak dawniej- mamo, albo Molly, jak wolisz.
Harry westchnął. To będzie trudniejsze niż myślał.
Hermiona i Ron weszli do pokoju. Dziewczyna pocałowała go w policzek na powitanie, a Ron serdecznie podał mu dłoń.
Hermiona jak zwykle błyskotliwa, zapytała:
-Harry, coś się stało?
Chłopak postanowił nie patyczkować się i bez zbędnym ceremonii odpowiedział:
-Tak, Andromeda...
Artur i George wyszli z salonu dyskutując o czymś. George natychmiast wyszczerzył zęby do Harry'ego, a Pan Weasley uścisnął mu rękę.
-Co Cię sprowadza, Harry?- zapytał.
-Muszę Was coś powiedzieć... Andromeda Tonks została zabita przez śmierciożerców.
Hermiona wydała z siebie zduszony krzyk. Molly opadła na najbliższy fotel. Reszta patrzyła się na niego w osłupieniu.
-Z Teddy'm w porządku. Jest u nas.
Przez chwilę stali w ciszy, aż Harry znów się odezwał:
-To może ja już pójdę, nie chciałem Wam przeszkadzać...
-Przecież wiesz, że nie musisz...- powiedziała cicho Molly.
-Dziękuję, ale na prawdę powinienem iść.
Molly zauważyła w jego oczach zakłopotanie.
Gdy wyszedł westchnęła. Czy jeszcze długo będzie się tak wymigiwać?


Była połowa listopada.
Ginny siedziała w pokoju Nory obok Luny. Po pokoju krążyła Hermiona w białej sukni. Wyglądała uroczo.
Ona i Luna przyodziane były w kremowe sukienki. Też wyglądały ładnie.
Były one druhnami na ślubie Hermiony i Rona, który miał się odbyć dzisiaj.
Harry i Neville byli świadkami.
Panna Młoda była poddenerwowana. Spoglądała z niepokojem na okno, aż w końcu osunęła się na krzesło. Ginny zapytała:
-Hermiono, nie stresuj się tak...
-A ty to się niby nie stresowałaś?- zapytała z przekąsem jej przyjaciółka.
-Gdy staniesz przed Ronem cały strach pryśnie. Uwierz mi..
-Wiem to...- westchnęła Hermiona.- Po prostu przypominam sobie stare czasy...
Ginny i Luna zaśmiały się cicho.
-No co?- prychnęła Panna Młoda.- Co w tym takiego dziwnego? Przypominam sobie te wszystkie nasze przygody, przez te pierwsze 6 lat Hogwartu i... i bierze mnie jakiś żal. To już nie powróci.
Teraz Luna przejęła pałeczkę.
-Daj spokój, Hermiono! Będzie w porządku! To twój dzień... A przed Wami wiele wspaniałych chwil! Nie daj się gnębiwtryskom!
Ginny i Hermiona spojrzały po sobie znacząco.


W pierwszym rzędzie siedziała Molly i Artur. Ta pierwsza płakała... Bo jakby inaczej? W takim samym stanie była mama Hermiony.
Z daleka machał do nich Hagrid. Była też reszta Weasley'ów. Innych Grangerów (oprócz rodziców Panny Młodej) nie było. W końcu to mugole, a nie zabraknie magii. Rodzice Hermiony to wyjątek.
Ron miał swoją przerażoną miną. Taką, jak wówczas, gdy prowadził latający samochód. Harry uśmiechnął się pod nosem na ten widok.
A ceremonia była naprawdę piękna.


Harry tańczył z Ginny na weselu. Gdzieś w tle George wypuścił swoje fireworki, które ułożyły się w napis "NASZ MAŁY RON SIĘ ŻENI".
Harry nie mógł się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem.
Za chwilę podszedł do nich Charlie i odebrał Harry'emu Ginny. Chłopak bez wahania poprosił Rona o taniec z Panną Młodą.
Teraz wirował z Hermioną.
Harry ze śmiechem powiedział:
-Nie miałem czasu Wam tak naprawdę pogratulować, ale wybacz... po prostu ciągle widzę tego małego Rona, kłócącego się z Hermioną.
Teraz i dziewczyna się zaśmiała:
-Ja mam tak samo, gdy patrzę na Was. Moi chłopcy dorośli...
Harry spojrzał na Hermionę. Tak... ona nieraz pomogła mu i Ronowi... Właściwie, to co oni by bez niej zrobili? Zwłaszcza podczas poszukiwania horkruksów? Hermiona zachowywała wtedy zimną krew i rozsądek. I za to kochał Hermionę...
Nie była to jednak miłość taka, jaką odczuwał do Ginny. Była to miłość jak do najlepszej przyjaciółki, a nawet siostry, której nigdy nie miał. A Hermiona czuła to samo.
I naprawdę cieszył się szczęściem swoich przyjaciół. Chociaż te pięknie chwile już minęły, to jeszcze wiele przed nimi.



czwartek, 26 lutego 2015

23. Morderstwo.



Ginny obudziła się następnego dnia u boku Harry'ego. Tę noc spędzili w Norze, bo wczoraj długo świętowali.
Spojrzała na męża. Spał sobie słodko. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Jej marzenie właśnie się spełnia.
Pomyślała, co by było, gdyby Harry'ego zabrakło. Pokręciła głową. Wszystko jest dobrze, a Harry jest przy niej.
Szybko jednak przypomniała sobie, w jakim stanie wrócił z ostatniej Misji Aurorskiej. I wtedy na myśl przyszła jej jego tajemnica. Tą, którą znają Ron i Hermiona. I znów nabrała złości. Musząc się wyładować, pacnęła Harry'ego w jego czarną czuprynę. On obudził się jak na wezwanie i nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na nią.
-C-co?- mruknął zaspany.
Ginny zrobiło się trochę głupio. Zamierzała go lekko szturchnąć, ale chyba zrobiła to trochę za mocno.
-Nie...nic..
-W takim razie, byłbym wdzięczny, gdybyś mnie nie budziła.- wymamrotał i przewrócił się na drugi bok.
Ginny wstała, ubrała się i jeszcze raz spojrzała na męża. Szybko zasnął, mamrocząc coś przez sen. Harry'emu śnili się rodzice, którzy gratulowali mu dziecka. Ona jednak nie wiedziała tego i zeszła powoli na dół.
Myślała, że każdy będzie jeszcze spać. Było bardo wcześnie. Weszła do kuchni, z myślą, że będzie sam na sam ze swoimi myślami. Myliła się jednak, bo po kuchni krzątała się Pani Weasley.
-Och, Ginny, już nie śpisz! Siadaj, zrobię Ci herbatki...
-Dziękuję, mamo.- mruknęła Ginny i osunęła się na krzesło.
Po chwili naprzeciw jej usiadła jej mama, a w rękach trzymała dwa kubki z herbatą.
Molly spojrzała na swoją córkę. Za dobrze ją znała.
-Coś Cię trapi.- stwierdziła.
-Nie, mamo...
-Przecież widzę.
Ginny zawahała się. Postanowiła jednak się wymigać.
-Bo wiesz, mamo... Ja teraz jestem w ciąży i nie będę mogła grać w quidditcha, więc będę musiała odejść z drużyny... Myślałam, czy nie zająć się pisaniem artykułów sportowych dla Proroka, ale przecież nie wiadomo, czy mnie zechcą...
-Jestem pewna, że tak.-ucięła Molly.- Ale nie w tym rzecz! Coś się dzieje, prawda?
-Tak, mamo!- zezłościła się Ginny.- Skoro musisz wiedzieć! Jest coś, o czym nie wiem!
-Ach, o to chodzi...- westchnęła Molly. Spojrzała na córkę z powagą.- Jestem pewna, że Harry niedługo Ci wszystko powie. W końcu, to Twój mąż. Może go jeszcze na to nie stać?
-Ale żeby powiedzieć o tym Hermionie i Ronowi, jakoś było go stać.- warknęła.
-Ginny...
-Ja i tak się dowiem!- krzyknęła. Ginny zawsze była upartą i bojową dziewczyną, więc nie dała za wygraną.
-Zaraz kogoś obudzisz...-syknęła Molly.
I tak się też stało. Do kuchni wszedł Harry. Kroczył powoli, nie miał okularów i mrużył oczy.
-C-coś się stało?- spytał zaspany Harry. Zawsze zadawał tego typu pytania, gdy ktoś go obudził.- Słyszałem krzyki i...
-Nie, Harry, kochaneczku... Wszystko w porządku, możesz iść spać...
-I tak miałem zamiar wstawać.- mruknął Harry.
Ruszył przed siebie.
-Na Brodę Merlina, Harry!- krzyknęła Molly, bo Harry właśnie uderzył głową w próg.
-Wszystko w porządku... Po prostu słabo widzę...
Wyciągnął różdżkę, którą z niewiadomych przyczyn miał w kieszeni piżamy.
-Accio okulary!
I za chwilę w dłoni trzymał swoje okrągłe okulary. Założył je na nos i rozejrzał się po kuchni.
-O, Ginny! Już nie śpisz...
-A ty mówisz, że widzisz coraz lepiej...- syknęła dziewczyna.
Molly spojrzała na córkę z wyrzutem. Harry, udając, że tego nie usłyszał, przysiadł się do nich. Przez jakiś czas siedzieli w ciszy, aż w końcu Molly zagadała:
-Więc dzisiaj wracacie do Doliny Godryka?
"Tak"- odpowiedział Harry, lecz w tej samej chwili Ginny burknęła: "Nie".
Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Ale jak to...?
-Nie będę mieszkać z oszustem.
Harry poczuł, jakby dostał kopniakiem w kręgosłup. Spojrzał pytająco na Panią Weasley, a ona powiedziała:
-Jest zła, po nie powiedziałeś nam, co się wydarzyło tamtej nocy w Hogwarcie.
Harry już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale Ginny mu przerwała:
-I tak, już wiemy, co się stało z Twoim kolanem! Po prostu chcemy wiedzieć coś innego, a ty dobrze wiesz co.
Chłopak westchnął. Ze złością powiedział:
-Dobrze, skoro to takie ważne.- poderwał się.- Tamtego dnia dostałem zaklęciem mordującym prosto w czoło, ale blizna odbiła to zaklęcie. Nie wiem, dlaczego tak się stało i pewnie się nie dowiem...- warknął.- ZADOWOLONE?
Szybko ruszył w stronę wyjścia. Molly krzyknęła:
-Harry, kochaneczku, nie złość się..
-Dziękuję, Pani Weasley, ale nie potrzebuję niczyich przeprosin.- mruknął i wbiegł po schodach na górę.
Molly zrobiło się smutno. Ostatnio Harry zwracał się do niej "Mamo", a nie "Pani Weasley", co bardzo ją cieszyło. A teraz znowu powrócił do starych nawyków...
-Jak on śmie!- wycedziła przez zęby Ginny.
-Och, Ginny, nie udawał zdenerwowanej.- żachnęła się Molly.
Ginny westchnęła. Jej mama miała rację... Nie była już zła. Bardziej zszokowana tym, co właśnie usłyszała.
-Mamo... Jak to możliwe...
-Matczyny instynkt, znam Cię za dobrze...
-Nie o to chodzi.- przerwała jej córka.- O tą bliznę... Gdyby nie ona, Harry by...
Spojrzały po sobie. Obie były przerażone.
Ginny bardzo kochała swojego męża. Nie była w stanie wyrazić tego, co by było, gdyby go zabrakło.
A Molly? A Molly po prostu przypomniała sobie 11-letniego chłopca, który tak uprzejmie zaczepił ją na peronie. Wtedy, gdy po raz pierwszy go zobaczyła, nie miała pojęcia, że rozmawia z Harry'm Potter'em. Z chłopcem, który przeżył...
Oni byli jego jedyną rodziną. To natychmiast uderzyło do obuch kobiet. Przecież Harry nigdy nie poznał swoich rodziców...
Po chwili ów chłopak zbiegł na dół. W rękach miał swoją walizkę, a za chwilę wystrzelił z drzwi Nory i deportował się.
-Gdzie on...?- bąknęła Ginny.
-Nie mam pojęcia.
Do kuchni weszli Hermiona z  Ronem. Oboje zaspani.
-Co tak hałasuje...?- mruknął Ron.
-H-Harry się na nas zdenerwował i deportował się...
Hermiona natychmiast się otrząsnęła.
-Co żeś mu powiedziała, Ginny?!
-No... opowiedział nam o tamtej nocy w Hogwarcie... o bliźnie...
-MUSIAŁAŚ TO Z NIEGO WYCIĄGNĄĆ!? Gdyby chciał sam by to Tobie powiedział!
-Jestem jego żoną!- Ginny wstała i podeszła do Hermiony.- Mam prawo wiedzieć!
-Och, daj spokój! To nie znaczy, że musi się ze wszystkiego Tobie spowiadać! Zwłaszcza, że wyraźnie nie chciał o tym mówić!- krzyknęła, a po chwili dodała:- Z resztą, nie denerwuj się. W końcu jesteś w ciąży.- fuknęła z pogardą.
Przywołała swoje ubrania i szybko się przebrała.
-Idę do niego.
-Ale gdzie on jest?
-OCH, POMYŚLCIE LOGICZNIE!- żachnęła się.- Gdzie niby miał się deportować!? Na Privet Drive 4?!
Natychmiast wybiegła i zniknęła. Każdy spoglądał po sobie w ciszy. Do kuchni weszła reszta mieszkańców Nory- Artur i George.
-Co to za awantura, i to beze mnie?- wyszczerzył zęby ten drugi.
Ron natychmiast zmienił temat.
-To oczywiste...- mruknął i wybiegł. Za chwilę był w ubraniu. Deprotował się.
Ginny było głupio jak nigdy. Przez głowę przeszły jej straszliwe myśli... Jeśli Harry będzie chciał się rozwieść? Jeśli już jej nie kocha?


Harry siedział nad grobem rodziców i rozmyślał nad tym wszystkim. Nie powinien tak reagować...
Jego rodzice na pewno to widzieli. I był świadom tego, że dumni to nie są.
Ale buzowała w nim złość... Jak one tak mogą? Bez żadnych skrupułów, liczy się, by tylko one zawsze wszystko wiedziały... Nie obchodzi je, co on czuje... Najbardziej był zły na Ginny... Bo to ona zawsze naciskała. Dlaczego musi być taka uparta?
Spojrzał na wyryte imiona swoich rodziców... "Lily i James"...
Po policzkach popłynęły mu łzy. Ale nie wstydził się ich. Pozwolił, by wędrowały po jego twarzy.
Gdyby oni tu byli... Wszystko byłoby o niebo łatwiejsze.
Podbiegła do niego jakaś osoba. Spojrzał w jej stronę i ujrzał kobietę o burzy brązowych włosów. Przytuliła się do niego.
-Harry..- szepnęła. Nie wiedziała co powiedzieć. Czuła się niezręcznie, stojąc przy zapłakanym przyjacielu.- Wszystko będzie dobrze, nie przejmuj się...
-Wiem, Hermiono... W porządku...- powiedział i otarł łzy.
Podbiegła trzecia osoba. Mężczyzna o rudych włosach. Najpierw spojrzał na grób Potterów, a potem na twarz przyjaciela. Bardzo chciał go wesprzeć. Nie zdołał jednak nic powiedzieć... Chyba jeszcze nigdy nie widział, jak Harry płacze, a jeśli tak, to bardzo dawno temu.
Podszedł i poklepał go po plecach. Po chwili chłopak o czarno-kruczych włosach powiedział cicho:
-Wracajmy do domu.
I tak całą trójka znalazła się w domu Harry'ego i Ginny. Spędzili bardzo miłe przedpołudnie... i południe... Zostali z nim do wieczora.
Harry odzyskał nawet humor. Cieszył się, że ma swoich przyjaciół... Co on by bez nich zrobił.
Gdy zrobiło się późno Ron i Hermiona wstali. Musieli już wracać.
W tym samym momencie w progu pojawiła się Ginny. Spoglądała na nich niepewnie. Hermiona i Ron szybko się ulotnili, więc małżeństwo zostało sam na sam.
Ginny powoli podeszła do Harry'ego.
-Przepraszam...- powiedziała cicho.- Nie chciałam...
-W porządku...- odpowiedział szybko Harry, lecz po jego oczach było można wyczuć, że tak nie jest. Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Ginny przeklęła się w duchu. Było jej przykro, a jednocześnie była zła... Wiedziała jedno- chce zgody.


Następnego dnia Harry wyszedł bardzo wcześnie. Ginny nawet nie zorientowała się kiedy, co było ciosem w serce. Postanowiła na niego poczekać, coś przygotować...
Harry miał dzisiaj 'wartę' w Hogwarcie. Ron też.

Harry stał oparty o jedną ze ścian w Hogwarcie i rozglądał się po pustym korytarzu. Uczniowie byli na lekcjach. Przypomniało mu się, jak chodził po tym korytarzu  jako mały chłopiec... Jak pierwszy raz spotkał Weasley'ów na peronie... Jak po bitwie z Trollem zaprzyjaźnił się z Hermioną...
Uśmiechnął się pod nosem. Teraz miał przed oczami siebie, jako 11-letniego chłopca, który czeka na Ceremonię Przydziału... Bał się wtedy, że gdy nałoży Tiarę na głowę, to nic się nie stanie i okaże się, że musi on wracać do Dursley'ów...
Do głowy nagle wpadła mu Ginny... Jeszcze niedawno uciekała na jego widok... Teraz? Teraz spodziewają się dziecka.
Zrobiło mu się strasznie głupio... Zachował się jak ostatni gbur, gdy ona go przepraszała. Teraz to on powinien ją przeprosić... może wybierze się na Pokątną i coś jej kupi?
W ogóle nie powinien się tak wściekać...  Czy nie lepiej było porozmawiać o tym spokojnie? No ale on już taki jest- najpierw działa, potem myśli.
Nagle zobaczył postać idącą korytarzem. Wstrzymał oddech.
-Neville!- wykrzyknął.
Chłopak automatycznie się odwrócił i uśmiechnął do Harry'ego.
Teraz oboje wędrowali korytarzem.
Harry dowiedział się, że Neville uczy Zielarstwa w Hogwarcie. Pani Sprout poszła na zasłużoną emeryturę. Chłopak był chyba najmłodszym nauczycielem w całej szkole.
Ku ich zadowoleniu, korytarzem szedł Hagrid. Miał nieco skwaszoną minę i mruczał coś, że wszystko jest jak zwykle na jego głowie. Rozpromienił się jednak, gdy zobaczył Harry'ego. Przytulił go... a raczej zmiażdżył. Od czasu ślubu, Harry i Hagrid nie widzieli się, ale często pisali.
Długo rozmawiali o tym, co się ostatnio wydarzyło. Harry zastanawiał się, czy nie powiedzieć im o dziecku. Zrezygnował jednak. Przyjdzie na to czas...


Ginny kroczyła Pokątną. W pewnym momencie weszła do sporego budynku. Szła teraz korytarzem, czując na sobie tysiące spojrzeń, żądnych sensacji. Zignorowała je i zapukała do odnalezionych drzwi. Ktoś zaprosił ją do środka.
Kobieta przedstawiła się:
-Ginny Potter.
Mężczyzna spojrzał na nią badawczym wzrokiem.
-Gordon Withman. W czym mogę służyć?- zapytał i wskazał Ginny krzesło naprzeciwko swojego biurka, a sam usiadł na drugim.
Ginny usiadła powoli i powiedziała:
-Chciałabym pisać dla 'Proroka' artykuły sportowe.
Kobieta znajdowała się właśnie w Redakcji "Proroka Codziennego" i siedziała w biurze szefa Działu Sportowego.
-Achmmm....- mruknął mężczyzna i uśmiechnął się lekko.- A czy nie jest Pani przypadkiem ścigającą w Harpiach?
-Byłam, ale porzuciłam to.
-A czemuż to? Przecież to naprawdę wspaniały sukces...
Ginny westchnęła. Wiedziała, że nie musiała tego mówić, ale jakby nie powiedziała, to prawdopodobnie nie dostałaby pracy.
-Ponieważ..- wycedziła przez zęby.- Ja i mój mąż spodziewamy się dziecka. Ale liczę, że obowiązuje Pana tajemnica, nie wyjawi Pan tego, prawda?
-Ależ tak, oczywiście, tak.- powiedział Withman i energicznie pokiwał głową.
-Dobrze, dziękuję... A więc..?
-Ach, tak.- odchrząknął mężczyzna i poprawił swój krawat.- Myślę, że mogę przyjąć Panią na okres próbny. Jeśli Pani artykuły będą zadowalające, to zatrudnię Panią na stałe.
-Dziękuję.- Ginny uśmiechnęła się i wstała.- Od czego zacząć?



Harry był pogrążony w rozmowie z Hagridem i Neville'm. Właśnie umawiał się na przyjacielską herbatkę u Hagrida, gdy nagle podbiegł do nich Ron. W ręku trzymał kawałek pergaminu.
-Harry, jesteś!- wydyszał.- Jesteś proszony na ten adres.- podał Harry'emu pergamin.- Nie wiem o co chodzi, ale podobno to bardzo ważne i musisz się pospieszyć.
Harry przeczytał adres. Skądś go znał... ale skąd?
-No dobra..- bąkną i pobiegł przed siebie.
Za sobą jeszcze usłyszał:
-Cholibka, cześć Ronisko!
A potem deportował się.


Znalazł się przed sporym domem. Uśmiechnął się pod nosem. Już wie, do kogo on należy.
Zamarł. Na niebie zobaczył Mroczny Znak...
Poczuł, że nogi uginają się pod nim. Mieszało się w nim wiele uczuć... ale przezwyciężył strach.
Powoli wszedł do środka. Usłyszał strzęp rozmowy:
-... kobieta nie żyje, a ten mały jest cały, tylko załamany...
Miał ochotę zwymiotować. Możliwe, że by to zrobił, gdyby nie usłyszał głosu Watsona:
-Chodź, Potter.
Nogi miał jak z galarety. Gdy wszedł do małego pokoju musiał oprzeć się o ścianę, by nie upaść. W kącie stał mały chłopiec i łkał głośno. Harry powiedział trzęsącym się głosem:
-Teddy...?
Chłopiec od razu odwrócił się i podbiegł do wujka. Wtulił się w niego, płacząc bez przerwy. Teraz Harry poczuł złość na śmierciożercę, który to zrobił... Złość taką, jak wówczas na Bellatrix, gdy zabiła Syriusza... taką, jak na Snape'a, gdy zabił Dumbledora...
On zabije tego śmierciożerce. Przysięga to sobie i teraz- zrobi to.
Dlaczego?
Bo babcia Teddy'ego, Andromeda Tonks, właśnie została zabita.


wtorek, 24 lutego 2015

22. Wspaniałe wieści.




Harry obudził się wściekły na siebie. Wczoraj wrócił upaprany krwią. Czy mu zawsze musi się coś przydarzyć? Westchnął. Już nigdy. Już nigdy więcej nie wróci w złym stanie.
Oczywiście, te jego obrażenia nie były poważne. Niestety nikt mu nie wierzył. On i Ginny zostali w Norze na noc.
Gdy wczoraj dostał drętwotą z wielką mocą uderzył w ścianę. Na jego nieszczęście, uderzył w nią idealnie kolanem, które ucierpiało najbardziej. Reszta ran to po prostu skutki walki, ale nie były one jakieś groźne, czy coś w tym stylu.
Gdy rano zszedł na dół dopadł do Teddy. Malec martwił się o wujka, nie chciał go odstąpić na krok. Nie rozumiał, jak to możliwe, że ten sam wujek, co jest taki zabawny i fajny, musi walczyć. Oddał nawet Harry'emu swoją grzankę.
W pewnym momencie Harry wstał od stołu i powiedział:
-Przepraszam, muszę już iść. Aurorzy muszą chronić Hogwart, by to się nie powtórzyło, a dzisiaj kolej moja, Rona i...
-Nie możesz tam pójść, Harry.- stwierdziła Ginny.
-Ale przecież mi nic nie jest!- żachnął się Harry.
-Albo nam powiesz, co się wczoraj stało, albo nigdzie nie idziesz.- powiedziała matczynym głosem Hermiona. Harry westchnął. Z nią to nie ma co dyskutować. Na dodatek zrobiła tą swoją hermionową minę- znał ją z Hogwartu.
-Ron, Hermiona... chodźcie.- mruknął.
I cała trójka wyszła z pomieszczenia. Weszli do jednego z pokoi, a Harry rzucił kilka zaklęć na drzwi.
-No więc?- spytała Hermiona, z założonymi rękoma.
-Dobra...-burknął Harry.- Więc, wczoraj dostałem oszałamiaczem i ze sporą mocą uderzyłem kolanem w ścianę, więc to naprawdę nic poważnego! A jeśli chodzi, o tamte małe ranki, to...
-Och, Harry!- krzyknęła ze złością Hermiona.- Dobrze wiem, że coś ukrywasz! Znam Cię za dobrze... przecież się przyjaźnimy, chyba...- dodała z naciskiem na ostatnie słowo.
-Jasne, że się przyjaźnimy!- oburzył się Harry.
-Tak? To czemu nie chcesz nam tego powiedzieć?
-Bo nic się wczoraj nie stało!
-Już to mówiłam: ZA DOBRZE CIĘ ZNAM! Widzę, że coś ukrywasz! A komu masz powiedzieć, jak nie nam?! Czy coś się zmieniło?
-Nie...
-Jak to nie?- Hermiona była wściekła jak osa.- Masz żonę! A ja i Ron odeszliśmy na boczny tor. Zapomniałeś o naszej przyjaźni? Nie piszesz, nie odwiedzasz, prawie w ogóle nie spędzamy razem czasu!
-Przecież spotykamy się...
-TAK? To może wiedziałeś, że dostałam pracę w Ministerstwie?
Harry przełknął ślinę. Spojrzał błagalnie na Rona, który do tej pory się nie odzywał. Harry po jego minie wyczytał, że chłopak jest po stronie swojej dziewczyny.
-Przepraszam...-bąknął Harry. Usiadł na skrawku szafki, wpatrzony w swoje buty.
-TERAZ 'PRZEPRASZAM'?- Hermiona miała łzy w oczach.- A nie ważne, co było kiedyś? Oddaliliśmy się od siebie.
Harry westchnął. Nienawidził rozmawiać o uczuciach. Spojrzał na przyjaciółkę. Patrzyła na niego ze złością, a po jej policzkach płynęły łzy. Tak nie lubił, gdy płakała.
Podszedł do niej niepewnie i przytulił ją. Zaraz do nich dołączył się Ron. Poczuli się jak Ci 11-latkowie. Uśmiechnęli się pod nosem.
-Przepraszam, że jestem takim gburem...
-Nie...- zaczęła Hermiona i pociągnęła nosem.
-Nie jesteś.- odezwał się w końcu Ron.- No może trochę... Ale ostatnio mięliśmy dużo na głowie. Nadrobimy to...
Wyzwolili się ze swoich objęć.
-Wiecie co?- zaczął Harry z dziwnym uśmieszkiem.- Przypomniało mi się, jak byliśmy w Ministerstwie, po horkruksa, który miała Umbridge... i jak Ron musiał naprawić gabinet, w którym padało...
Cała trójka zaśmiała się pod nosem.
-To były piękne czasy...-zaczęła.- A jednocześnie okropne, bo Voldemort żył..- Ron wzdrygnął się na to imię.- Ile my głupstw narobiliśmy... Gdyby nie Wy, pewnie dalej byłabym tą grzeczną Hermioną Granger.
Teraz znów każdy się zaśmiał. Zaczęli wspominać, jak Harry i Ron przylecieli do szkoły latającym Fordem Anglia... albo jak on i Hermiona cofnęli się w czasie... albo jak Ron wymiotował ślimakami... albo jak pokonali Trolla w łazience dla dziewczyn, a od tego zaczęła się ich przyjaźń...- w każdym razie wspominali wiele wspólnych wydarzeń. Teraz się z tego śmiali.
W końcu Harry powiedział:
-Macie rację, muszę Wam powiedzieć.
Jego przyjaciele spojrzeli na niego z zaciekawieniem.
-Więc wczoraj dostałem zaklęciem uśmiercającym prosto w czoło. Ale jakimś cudem... blizna odbiła to zaklęcie i zabiła śmierciożerce... Ja naprawdę nie wiem, jak to możliwe...
Hermiona i Ron patrzyli na niego pytającym wzrokiem. W końcu Ron bąknął:
-Czy ty... Czy ty jesteś nieśmiertelny?!
-Nie... nie wiem..
-Myślę, że nie.- stwierdziła Hermiona.- Przecież, gdybyś dostał Avadą nie w czoło, ale np. w brzuch... To blizna nie odbiłaby go...
Przez chwilę każdy nad tym się zastanawiał. Potem doszli do wniosku, że to ma sens.
Nagle Harry'emu coś się przypomniało:
-Hermiono? A jeśli chodzi o tą Twoją pracę w Ministerstwie, to...?
-Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami... Wznawiam W.E.S.Z.
Harry i Ron spojrzeli po sobie znacząco. Nagle wyraz twarzy Rona zmienił się o 180 stopni.
-Ministerstwo...Praca...Hogwart...-bąknął.
Teraz doszło to i do Harry'ego... MIĘLI BYĆ NA STRAŻY W HOGWARCIE.
Rzucili się na swoje szaty Aurorskie i przebrali się w nie natychmiast. Prawie pędem wybiegli z Nory.
Hermiona zeszła ma dół powoli, z uśmiechem na twarzy. Wiedziała, że niedługo nadrobią te stracone chwile... i tak miło było powspominać...
Nagle dopadła ją Ginny:
-Hermiono?! I co? Powiedział Ci coś?
-Nie...-bąknęła Hermiona.
Już chciała odejść, ale ta złapała ją za ramię.
-Przecież widzę, że nie mówisz prawdy! Powiedz mi!
Hermiona westchnęła.
-Nic Ci nie powiem. Wybacz Ginny, ale...
-MUSISZ MI POWIEDZIEĆ! Jestem jego żoną, mam prawo wiedzieć!
-A ja jestem jego przyjaciółką i NIC ze mnie nie wyciągniesz!
Machnęła swoimi brązowymi włosami i wyszła.
Ginny rozpierała złość. Miała ochotę zamordować wszystkich, którzy się napatoczą. 'Jestem jego przyjaciółką i nic ze mnie nie wyciągniesz'! Fuknęła. Ruszyła pewnym krokiem w stronę kuchni. Po drodze spotkała Molly, która spytała:
-Ginny, stało się coś?
Zignorowała ją. Gdy tylko weszła do kuchni, machnęła ręką, a kilka talerzy spadło z łoskotem na podłogę, pobijając się.
-GINEWRO!- krzyknęła z oburzeniem Molly.
-Daj mi spokój!- warknęła Ginny i kolejne kilka talerzy ucierpiało.
-Nie będziesz mi demolować kuchni! Gadaj, co się stało!
-Na brodę Merlina, mamo!- krzyknęła.- Nie rozumiesz? Harry coś ukrywa, a Hermiona i Ron dobrze wiedzą co, ale nie chcą mi nic powiedzieć!
Z Ginny kipiała furia. Nagle poczuła silny ból w brzuchu. Powoli osunęła się na podłogę. Molly natychmiast podbiegła do niej.
-NA BRODĘ MERLINA, GINNY! Zabieram Cię do Munga.
I za chwilę obie kobiety znalazły się w szpitalu.


Harry i Ron ciężko dysząc wpadli do Hogwartu. W progu stała McGonagall.
-CO TAK DŁUGO?- warknęła.- Chcecie żebym doniosła o tym Waszemu szefu?
-Nie, Pani Profesor, przepraszamy...
-Jak zwykle... Potter i Weasley, zgrana paczka.-mruknęła.- Już mi do roboty.
Gdy kobieta odeszła mężczyźni roześmiali się. Potem Ron poszedł na swoją wartę na błonia, a Harry kręcił się po zamku.
Starsi uczniowie uśmiechali się do niego, a Ci młodsi szeptali i spoglądali na niego. W pewnym momencie podeszło do niego dwóch piątoklasistów. Harry ich znał... ale skąd? Nagle przypomniało mu się dwóch pierwszaków, stojących naprzeciwko trzem Ślizgonom. Uśmiechnął się do nich. To Jake i Timmy.
-H-hej Harry...- zająknął się Jake.
-Cześć.- odpowiedział Harry.
Rozmawiali o tym, jak teraz jest w Hogwarcie. Chłopcy jeszcze trochę krępowali się przed Harry'm, ale rozmawiali w miarę swobodnie. Harry dowiedział się o wszelkich psotach uczniów, quidditchu, Pucharze Domów, i wiele, wiele innych. Nawet trochę rozbawiło go to, że uczennice były bardzo oburzone, gdy przeczytały artykuł Skeeter o Eliksiru Miłości. Były wściekłe na Ginny.


Ginny wyszła z badań z lekkim uśmiechem na twarzy. Jej cała złość na Harry'ego nagle prysła. Dopadła ją Molly.
-I co Ginny? Co się stało? Wszystko w porządku?
-Tak, tak.- mruknęła nieprzytomnie Ginny.
-Na pewno? Przecież coś się musiało stać!
-Nie, mamo.- odpowiedziała.- To po prostu nerwoból, byłam przecież taka wściekła.
Molly kiwnęła niepewnie głową. Coś jej nie dowierzała.

Gdy Harry wrócił z Hogwartu, Ginny od razu go dopadła. Chciała mu o czymś powiedzieć. On trochę zmartwiony, że będzie się na niego wściekać, ruszył za nią. Stało się coś zupełnie innego. I przez resztę tego dnia Harry kipiał radością. No i czekał na kolację.

Podczas kolacji panowała zwykła, codzienna atmosfera. Nic nie wskazywało na to, że ma się stać coś innego. W pewnym momencie Harry spojrzał porozumiewawczo na Ginny. Ta kiwnęła głową. Już mięli wstać, gdy wyprzedzili ich Ron i Hermiona. Spojrzeli na nich z zaciekawieniem.
-My mamy coś co powiedzenia...- zaczął Ron. Był zestresowany i nie był w stanie już nic powiedzieć.
-Zaręczyliśmy się.- dokończyła Hermiona.
W kuchni wybuchł radosny gwar. Każdy podbiegł, by im pogratulować. Harry cieszył się ich szczęściem, a Molly kipiała radością.
Nagle Harry spróbował przekrzyczeć tłum:
-PRZEPRASZAM! My też chcielibyśmy coś ogłosić!
Każdy spojrzał na nich.
-Spodziewamy się dziecka.- oznajmiła Ginny.
Teraz i im gratulowano. Molly rozpłakała się na dobre.To był naprawdę szczęśliwy wieczór.



poniedziałek, 23 lutego 2015

21. Misja Aurorska.



Następne tygodnie mijały Harry'emu nie najlepiej. Ciągle myślał o ucieczkach z Azkabanu, które miały miejsce praktycznie codziennie. Nie dawało mu to spokoju. Z Ministerstwa wracał bardzo późno, dlatego był zmęczony. Ginny widziała to i szczerze mu współczuła. Była trochę na niego zła, że spędza z nią mało czasu. Ale wiedziała, że robi to po to, by byli bezpieczni. Bo w końcu kogo śmierciożercy będą szukać, jak nie Potter'ów?
Bardzo jej ulżyło, gdy Harry na początku października dostał tydzień wolnego. Jednak, gdy wybrali się na Pokątną czuli na sobie tysiące spojrzeń. Dlaczego? Przez artykuł Skeeter. Pomimo, że minęło już trochę czasu, to ludzie dalej o tym pamiętali. Na Harry'ego patrzyli ze współczuciem, a na Ginny ze złością. Od czasu do czasu, jakieś dziewczyny pomrukiwały "wariatka", gdy ich mijały. Harry w końcu nie wytrzymał i warknął:
-Nie jestem pod działaniem żadnego Eliksiru! Dajcie nam spokój!
Na to dziewczyny zaczęły szeptać:
-Naprawdę silny ten Eliksir!
-Ona mu chyba modyfikowała pamięć!
-Biedaczek...
Harry starał się to ignorować. W końcu ma wolne- i nie musi się niczym przejmować.

Następnego dnia przybyli do nich Teddy i Victorie. Mięli zostać na kilka dni.
Victorie była córką Billa i Fleur. Miała już 3 latka. Urodą bardziej przypominała Fleur- miała długie, blond włosy.
Teddy nie za bardzo lubił małą Victorie. Jest dziewczyną, i to jeszcze o rok młodszą.
Dziewczynka przywitała się z wujostwem z gracją. Natomiast Teddy bez skrupułów rzucił się na swojego wujka, którego tak uwielbiał. Zadawał mu tysiąc pytań:
-Co będziemy robić, wujku?
-Zagramy w miniquidditcha? Proszę, wziąłem swoją miotłę!
-Dostanę naleśnika?
-Opowiesz mi coś, wujku?
Harry spędzał dużo czasu z małym Teddy'm. Victorie z chęcią dołączała się do nich, ale czas wolała spędzać z Ciocią Ginny.
Pewnego nawet dnia Teddy z niechęcią pożyczył swoją miotłę Victorie. Okazało się, że mała jest nawet nie najgorsza. Szybko jednak popsuł jej się humor, bo Teddy zaczął domagać się swojej miotły. Gdy tylko dziewczyna dotknęła nogami gruntu, ten wyrwał jej miotłę z rąk. Ona natomiast, zaczęła płakać, że chciałaby jeszcze pograć. Gdy podeszła do chłopca, ten ją pchnął i sam wzbił się w górę. Przez resztę dnia Harry musiał tłumaczyć im, że nie można się tak zachowywać. Teddy, gdy zobaczył, że jego wujek jest na niego zły, zmarkotniał. Darzył dużą sympatią i podziwem Harry'ego. Pomimo, że miał dopiero 4 latka, dobrze wiedział, co uczynił Harry.
Zaczęło się od czekoladowej żaby. Na swoje 4 urodziny dostał kilkanaście takich żab, więc bez pohamowania zaczął je rozpakowywać. Bardzo był zdumiony, gdy zobaczył na karcie swojego ulubionego wujka. Poprosił swoją babcię, Andromedę Tonks, by przeczytała mu tekst zawarty na karcie, bo sam jeszcze nie umiał. Potem domagał się, by babcia powiedziała mu więcej- a ta z niechęcią musiała to zrobić. Nie chciała, by Teddy dowiedział się o tym w tym wieku. Nie miała jednak wyboru- i tak by się dowiedział. I gdy chłopiec usłyszał całą historię, obiecał sobie, że będzie tak dzielny jak jego wujek, a od tamtego czasu Harry'ego darzył podwojonym szacunkiem.

Wieczorem Harry i Ginny leżeli już w łóżku i wpatrywali się w sufit. Maluchy już spały. Długo rozmawiali o minionym dniu, aż w końcu Ginny wypaliła:
-Byłbyś wspaniałym ojcem.
Harry poczuł się trochę dziwnie. Lekko się zarumienił.
-Ja...?- bąknął.- Nie, ja nie...
-Przecież widzę, jak pozytywnie wpływasz na Teddy'ego. Gdy jest przy tobie zawsze ma turkusowe włosy.
To prawda. Gdy Teddy był bardzo szczęśliwy i dobrze się bawił miał turkusowe włosy. Gdy zły- czerwone, smutny- niebieskie, i tak dalej... Odziedziczył to po swojej matce.
-Naprawdę tak sądzisz?
-Tak.
Przez chwilę leżeli w milczeniu. Po jakimś czasie Harry wyznał:
-Gdy byłem mały, miałem nadzieję, że w przyszłości będę przeciwieństwem Wujka Vernona.
-Udaje Ci się.
Ginny przewróciła się na bok, by spojrzeć Harry'emu w oczy. Już otworzyła buzię, by zadać mu nurtujące ją od dawana pytanie, lecz zrezygnowała. Chłopak zauważył to i zapytał:
-Coś Cię dręczy?
-Zastanawiałam się, czy chciałbyś mieć dzieci...- wypaliła w końcu.
Harry poczuł dziwne ukłucie w brzuchu. Nigdy o tym nie rozmawiali. Sam bał się o to zapytać. Postanowił jednak odpowiedzieć szczerze:
-Jasne, że tak. Zawsze zazdrościłem Ronowi dużej rodziny. Ja takiej nie miałem. W zasadzie... W ogóle nie miałem rodziny...
Ginny zrobiło się smutno. Wiedziała, że Harry nie lubi o tym rozmawiać i, że to dla niego trudne. Ucieszyła się jednak na tę myśl- Harry chce być ojcem.
-Teraz masz już rodzinę. W zasadzie- byłeś w niej od kiedy zaprzyjaźniłeś się z Ronem. Mama szybko Cię do niej przyjęła.
-I za to jestem jej wdzięczny.
Harry uśmiechnął się pod nosem. Nagle przyszedł mu do głowy szalony pomysł, ale skoro oboje tego pragną...
-A może spełnimy te nasze małe marzenie, co?- zapytał i zbliżył się do niej.
Ginny zaśmiała się cicho, co było potwierdzeniem. Tak więc, resztę tego wieczoru spędzili blisko siebie, zabezpieczając wszelkimi zaklęciami drzwi.

Następnego dnia Harry zszedł po schodach i stanął w progu kuchni, gdzie Ginny już coś pichciła. Przytulił ją od tyłu i spytał:
-Dzieci jeszcze śpią?
-Tak.
Pocałował ją lekko i w tym momencie do kuchni wbiegły "dzieci". Resztę dnia spędzili z nimi.

Późnym wieczorem Harry próbował namówić Teddy'ego i Victorie do snu. Oni jednak byli żądni zabawy, więc chłopak nie mógł im odmówić. Ginny patrzyła na to z uśmiechem.
Nagle usłyszeli natrętny stukot w szybę. W pierwszej chwili Harry i Ginny pomyśleli, że to z Ministerstwa.  Szybko jednak zorientowali się, że to z Hogwartu...
-Hogwart...?- zdziwił się Harry.
-TO NA PEWNO DO MNIE!- ucieszył się Teddy.-  CHCĄ MNIE WCZEŚNIEJ, JA TO PRZECZUWAŁEM!
-Teddy to nie możliwe.- zaśmiała się Ginny.- Jeszcze 7 lat...
Spojrzała na Harry'ego. Ten jednak miał poważną minę. Wstał i pobiegł na górę. Ginny szybko złapała list i przeczytała:

Drogi Panie Potter!
Jest Pan PILNIE potrzebny w Hogwarcie! Śmierciożercy się dobijają!
Powiadomiłam już innych Aurorów, jednak PANU UFAM NAJBARDZIEJ, POTTER!
Nie wiem, jak długo wytrzymają zabezpieczenia!
Minerwa McGonagall.

Ginny zakryła usta rękoma. Po chwili z góry zbiegł Harry w szacie Aurorskiej i powiedział głośno:
-Zabierz Teddy'ego i Victorie do Nory. Ty też tam zostań! TO DLA BEZPIECZEŃSTWA!
-Harry, ale...- zaczęła, jednak nie dokończyła. Harry już wybiegł i deportował się.
-GDZIE WUJEK!?- zezłościł się Teddy.- Mięliśmy się pobawić!
-Idziemy do Nory. Szybko, nie ma czasu.
Weszli  do kominka, by użyć Proszku Fiuu i zaraz ich nie było.

Harry deportował się do Hogsmeade i narzucił Pelerynę- Niewidkę. Biegł w stronę Hogwartu i zobaczył wielki zamek z tarczą ochronną naokoło. Odbijały się zaklęcia. Nie miał pojęcia, jak ma wejść do zamku. Obok niego pojawiła się McGonagall. On zdjął Pelerynę. Najwyraźniej Pani Dyrektor przestraszyła się, bo lekko podskoczyła. Powiedziała jednak:
-Szybko, Potter! Tajnym wejściem!
Ruszyli do Hogsmeade, by przejść obrazem, na którym znajdowała się Ariana Dumbledore. Znaleźli się w Pokoju Życzeń.
-Słuchaj, Potter.- McGonagall była najwyraźniej pełna paniki.- Zabezpieczenia za chwilę przestaną działać. Wtedy wkroczymy do akcji. Wiem, że jest tu wielu innych Aurorów, ale Tobie ufam najbardziej. Tak więc, proszę Cię o pomoc. Ale nie działaj pochopnie, nie chcę, by komuś coś się stało. No i jeszcze jedno- trzymaj się blisko mnie.
Harry kiwnął głową.
-Czy Ron też tu jest?- żadne lepsze pytanie nie wpadło mu do głowy.
-Tak, jest.- odpowiedziała szybko.
Po chwili milczenia, chłopak zapytał:
-Dlaczego oni to robią?
-Prawdopodobnie dla przyjemności. Chcą zabić wszystkich, którzy nie byli po stronie Voldemorta, a więc najlepiej zacząć od Hogwartu.
Harry przełknął głośno ślinę. Po chwili usłyszeli głośnie krzyki- zaczęło się.
Zbiegli na dół i zaczęli walczyć. Szło im całkiem dobrze. Harry zręcznie omijał wszystkie zaklęcia.
Walczyli już długi czas. Wygrana była już prawie po stronie Hogwartu.
Gdy Harry oszołomił kolejnego śmierciożercę, ni stąd, ni zowąd wyskoczył jego kolega. Ryknął:
-AVADA KEDAVRA!!!
I zaklęcie ugodziło Harry'ego prosto w czoło, tak jak niegdyś. Usłyszał zduszony krzyk McGonagall.
Upadł na podłogę z myślą, że to koniec. Spodziewał się, że zaraz spowije go ciemność. Ale on nawet nie zemdlał. Nic. Po prostu wstał. Spojrzał na McGonagall. Ta była zdumiona.
-T-Twoja blizna...- bąknęła.- Ona... odbiła to zaklęcie...
Spojrzał na śmierciożercę. Nie ruszał się, leżał jak długi na podłodze.
Harry zrozumiał, że rzeczywiście boli go głowa. Nie, nie blizna. Głowa.
Stał tak wpatrzony, w równie zdumioną McGonagall. Zaraz jednak dostał jakimś nieprzyjemnym zaklęciem, więc musiał się ocknąć.


Gdy Ginny przybyła do Nory kazała Teddy'emu i Victorie iść na górę spać. Dziewczyna zgodziła się pokornie, lecz chłopiec długo grymasił. W końcu jednak powlókł się za Victorie.
Ginny wpadła do kuchni. Przy stole siedzieli Molly i Artur Weasley'owie, George i Hermiona. Ta ostatnia spojrzała na Ginny i zapytała:
-Harry też?
Ginny kiwnęła głową.
-Po co ich tam wezwali?
-To ty nie wiesz?- Ginny spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę.
-No... nie. McGonagall nie wyjaśniła nam tego.
-Na Hogwart napadli śmierciożercy.- odpowiedziała cicho.
Każdy spojrzał na nią z niepokojem.
-C-co?
-W HOGWARCIE SĄ ŚMIERCIOŻERCY!- powtórzyła.- Wezwali Aurorów do walki!
Molly i Hermiona miały przerażone miny.
W progu kuchni stanął Teddy.
-WUJEK HARRY WALCZY?!- wykrzyknął ze strachem.
Każdy spojrzał na niego ze złością.
-Miałeś spać...
-WIEM! Ale ja nie pójdę spać!- zaprotestował malec.- Ja wiem co zrobił kiedyś wujek! Wiem, że pokonał tego wielkiego czarnoksiężnika, co zabił mi rodziców! On miał Voldemort, czy jakoś tak...
Niektórzy wzdrygnęli się na to imię.
-Teddy, skąd ty..?
- Z czekoladowych żab! I od babci! Obiecałem sobie, że będę tak dzielny jak wujek!- krzyknął i usiadł na krzesło z założonymi rękoma.
Następny czas ciągnął się i ciągnął. Teddy choć zmęczony i senny, dalej siedział w kuchni Nory.
Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Molly podeszła niepewnie do drzwi i zapytała:
-Kto tam?
-Ron.
Natychmiast otworzyła drzwi. Ginny i Hermiona od razu do niego podbiegły
Chłopak miał zakrwawione ramię.
-Na brodę Merlina, Ron..- szepnęła Hermiona.
-To tylko niewielka rana, w porządku.
Usiadł do stołu. Hermiona usiadła obok chłopaka, by wyleczyć mu ramię. Ginny ogarniał niepokój.
-Chwila...a Harry?- zapytała nagle Hermiona z przerażeniem.
Żona wspomnianego chłopaka nie była w stanie nic powiedzieć.
-Nie wiem...- mruknął Ron.- Naprawdę, nie wiem...
Siedzieli tak przez jakiś czas. Teddy dopytywał się:
-Co z wujkiem?
-Gdzie jest wujek?
-Coś się stało wujkowi Harry'emu?
A tego nie było i nie było.
Nagle drzwi Nory ktoś mocno pchnął, a te otworzyły się z łoskotem. Każdy spojrzał z przerażeniem w tamtą stronę. Do kuchni wszedł Harry. Trzymał się za kolano, które silnie krwawiło. Kulał na tę nogę. Oprócz tego, był zakrwawiony jeszcze w kilku miejscach na koszuli.
Ginny i Molly natychmiast do niego podbiegły. Teddy ruszył za nim, miał przerażoną minę. Hermiona patrzyła na przyjaciela z niepokojem. Nie ruszyła się jednak, bo nadal leczyła ramię Rona.
-To nic poważnego.- mruknął Harry.- Nic mi nie jest, tylko krwawię...
Tak też było. Jednak wyglądało to o wiele poważniej. Okazało się, że kolano ma całe rozwalone.
Gdy zobaczono to, Teddy wydał z siebie zduszony krzyk. Artur kazał mu natychmiast iść spać, by nie musiał na to patrzeć. Chłopiec zaprotestował. Dopiero, gdy Harry go o to poprosił, w ciszy poszedł na górę.


sobota, 21 lutego 2015

20. Niespodzianka i prawda o Andrew.


Najpierw chciałabym się zapytać, co sądzicie o muzyce na tym blogu?
Pierwsza to 'Hedwig's Theme'. Chyba każdy Potterhead ją zna. Druga to "Dumbledore Army". Znamy ją ze sceny treningu GD, co z resztą słychać. Trzecia- 'Harry i Ginny'. Muzyka z ich pierwszego pocałunku...:). Czwarta- 'Snape to Malfoy Manor'. Z Insygniów Śmierci. I ostatnia- 'The Will.' Nie pamiętam, z której części, ale dobrze ją znam.
Jeśli jakaś Ci się nie podoba, to możesz przewinąć. Jeśli w ogóle ich nie chcesz- możesz wyłączyć :)
Piszcie co o tym sądzicie. A teraz, zapraszam do czytania! :))
_______________________________________________________________________________
Harry i Ginny siedzieli na brzegu plaży, objęci. Był to ostatni dzień ich podróży poślubnej. Spędzili ten czas wspaniale. Ginny była szczęśliwa jak nigdy. Nie wiedziała jednak, co się szykuje.
Z bólem deportowali się pod Norę. Ten czas spędzili tak miło... sam na sam. Dziewczynę przygnębiała myśl, że w domu u jej rodziców nie będą mogli nacieszyć się sobą.
Gdy weszli do środka pierwsza napadła na nich Molly.
Teraz przy stole Nory siedzieli: Harry, Ginny, Ron, Hermiona, Molly i George. Ginny opowiadała zawzięcie o tym, co widzieli i jak dobrze się bawili. Harry natomiast rozglądał się, jakby czegoś wyczekiwał. Jego żona, już miała zapytać się o co chodzi, gdy z góry zszedł Artur z jej kufrem. Teraz zamiast inicjałów "G.W." widniały na nim litery "G.P.".
-Co robisz, tato?- Spytała podejrzliwie.
-Pomagam Ci wynieść Twoje rzeczy.- uśmiechnął się pod nosem Pan Weasley.
-W-wyrzucacie mnie?- bąknęła.
-Nic z tych rzeczy!- zaprotestował.
Harry złapał Ginny za ramię, złapał jej kufer i nim dziewczyna obejrzała się, była w jakimś dziwnym miejscu. Przed nią stał duży dom z ogrodem. Bardzo jej się podobał, lecz nie czas było jej o tym myśleć.
-Harry, co się dzieje? Gdzie my jesteśmy?- zapytała z lekką złością.
-W Dolinie Godryka. A to nasz nowy dom.
Ginny przez chwilę nie mogła nic powiedzieć. Patrzyła to na dom, to na Harry'ego. W końcu przez gardło przeszło jej:
-Ale to chyba nie...?
-Nie. To nie jest dom moich rodziców.- mruknął Harry.- Kupiłem działkę, ogłoszenie było w 'Proroku Codziennym'. Wynająłem ekipę budowlaną i... Sama widzisz efekty.
Ginny nie wytrzymała i rzuciła się na szyję Harry'ego.
-Dziękuję...- szepnęła.
-Chodźmy do środka.
Weszli do środka i ruszyli do największego pokoju w całym domu.
-To pokój gościnny.
Ginny nieśmiało rozejrzała się po nim. Bardzo podobał się jej ten pokój. Uwagę przykuwał kominek, z ich wspólnymi zdjęciami.
W domu znajdywała się jeszcze kuchnia, sypialnia, mały gabinecik Harry'ego, łazienka i jak to nazwał jej mąż "kilka pokoi dla dzieci".
Ginny trochę ulżyło. Czyli jednak Harry będzie chciał mieć dzieci... Nigdy o tym z nim nie rozmawiała, bo bała się reakcji.
Dziewczyna była zachwycona domem. Kilkadziesiąt razy dziękowała Harry'emu za to wszystko.
Potem rozpakowywali prezenty ślubne. Wszystkie bardzo im się podobały- jeden jednak przykuł uwagę Harry'ego najbardziej. Był to zegar od Molly i Artura. Taki sam jak s Norze, tylko ze wskazówkami "Harry" i "Ginny". Kiedy 12-letni chłopiec zobaczył po raz pierwszy ten zegar w domu Weasley'ów, od razu mu się spodobał. I zawsze o nim marzył.
-Skąd ona bierze te zegary?- zapytał.
-Nie mam pojęcia.- zaśmiała się Ginny.
Tej nocy długo nie spali. Cieszyli się sobą, że są sami. I nikt im już nigdy nie przeszkodzi.

Następnego ranka Harry przewrócił się na drugą stronę i poczuł, że Ginny nie ma już obok niego. Przetarł oczy, nałożył okulary i zszedł na dół. Jego żona krążyła po kuchni, robiąc śniadanie. Ruchy wykonywała nerwowo.
-Co się dzieje, Pani Potter?- zapytał stając w progu.
Ginny uśmiechnęła się lekko. Kochała, gdy tak ją nazywał. Jednak teraz była pełna niepokoju.
-Stresujesz się dzisiejszym meczem, co?
Ginny kiwnęła głową. Harry podszedł do niej blisko.
-To najważniejszy mecz, jaki będę grała. Przecież to są półfinały, musimy wygrać, by dostać się do finału...
-Wiem Ginny, wiem. Ale będziemy przy Tobie, nie martw się.
Pocałował ją. Jego żona, choć dalej pełna niepokoju, delektowała się tą chwilą.


Harry siedział na trybunach obok Hermiony i Rona. Na jego kolanach siedział Teddy, który piał ze szczęścia. Dalej wiwatowali Państwo Weasley'owie i George. Wszyscy w barwach Harpii.
Najpierw wyleciała reprezentacja Transylwanii. Weasley'owie, Harry, Teddy i Hermiona powitali ją bez entuzjazmu. Natomiast, gdy Harpie wkroczyły na boisko, wszyscy klaskali i krzyczeli wniebogłosy, a najgłośniej Teddy.
Ginny grała bardzo dobrze. Strzelała najwięcej bramek, choć kilka razy, ledwo co, uciekła przed tłuczkiem. Po godzinie gry Harpie wygrały 450:280.

Ginny wychodziła z szatni. Gdzieś miał czekać na nią Harry. Właśnie go szukała, gdy drogę zagrodziła jej kobieta. To Rita Skeeter. Westchnęła.
-Witam, nazywam się Rita Skeeter, piszę dla 'Proroka Codziennego'. Słyszałam, jak komentator mówił "Ginewra Potter'. Czyli, że Pani i Pan Potter wzięliście już ślub?
-To chyba logiczne.- warknęła Ginny.
-W jakich okolicznościach?
-Proszę dać mi spokój.
-Jak silnego Eliksiru Miłosnego użyła Pani?
-SŁUCHAM!?
Ginny miała ochotę rzucić na nią jakieś zaklęcie. Już sięgnęła po różdżkę, gdy usłyszała męski głos:
-Ginny? Ginny, chodź.
Harry złapał ją pod rękę i razem wyminęli natrętną dziennikarkę. W dziewczynie gotowała się złość. Jak Skeeter mogła to powiedzieć? Ona nigdy nie użyłaby Eliksiru Miłosnego!


Harry siedział w swoim biurze w Ministerstwie Magii. W rękach trzymał numer 'Proroka Codziennego'. Właśnie czytał artykuł o masowej ucieczce śmierciożerców z Azkabanu. Więc nie mylił się- oni naprawdę działają. Westchnął. Czeka go dużo pracy. Już miał odłożyć gazetę, gdy zobaczył w niej zdjęcie swoje i Ginny. On łapał ją pod ramię, ciągnąć ku sobie, a ona ze złością na twarzy celowała różdżką w obiektyw. Harry zaczął czytać.

Niegdyś Panna Ginewra Potter jest teraz Panią Potter. Już wcześniej pisaliśmy o ich zaręczynach, które miały miejsce 3 lata temu. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że już są małżeństwem. Nie wiemy w jakich okolicznościach wzięli ślub, ale wiemy jedno- Pan Potter jest pod wpływem działania eliksiru miłosnego. Gdy spytaliśmy się Pani Ginewry, jakiego eliksiru miłosnego zezłościła się i odpowiedziała gburowato, że nam nie powie, po czym wyciągnęła różdżkę. Nie trafiła w nas zaklęciem modyfikującym pamięć, a gdy ponowiła próbę przyszedł Pan Potter. Wziął ją pod rękę i...

Harry prawie wypluł sok dyniowy, który akurat pił. Co za głupstwa! Jakie zaklęcie modyfikujące pamięć?! Oni nigdy się nie zmienią!
Ze złością rzucił gazetę na biurko. Krążył zezłoszczony po gabinecie, aż w końcu wziął się do roboty, by o tym nie myśleć. Przeglądał protokoły poszukiwanych śmierciożerców. Nagle zauważył nazwisko, które wcześniej nie dawało mu spokoju- Andrew. Od razu wziął do ręki pergamin. Przeczytał, że jest ona śmierciożercą na wolności i pomogła Ericowi w napadzie na Akademię Aurorską.
Teraz złość, która wcześniej kipiała w Harry'm, eksplodowała. Podarł pergamin na dwie części i ruszył do gabinetu szefa.
Zapukał głośno i natychmiast wszedł, nie czekając na zaproszenie. Watson patrzył na nim ze zdziwieniem.
-Coś się stało, Potter?
-CO TO JEST!?- krzyknął Harry. W ręku trzymał podarty pergamin. Watson mruknął 'Reparo', a ten się złączył. Chwilę czytał, po czym odrzekł.
- Informację dotyczące Andrew...
-DLACZEGO MI NIE POWIEDZIELIŚCIE!?- Harry nie liczył się z tym, że może być wyrzucony.- OD 3 LAT GŁÓWKUJĘ SIĘ, O CO CHODZI Z TĄ ADREW...- Tu Harry miał na myśli swój sen z rodzicami.- A WY MI NIC NIE MÓWICIE!?
-Myślałem, że wiesz, Potter!- Watson podniósł lekko głos.- Może gdybyś przejrzał to wcześniej, to już byś wiedział!
Harry nie zamierzał tego słuchać. Obrócił się na piecie, by wyjść, gdy usłyszał:
-O co Ci chodzi, Potter? Bo chyba nie wściekasz się aż tak za ten świstek pergaminu! Chodzi o ten artykuł?
Harry odwrócił się i zobaczył, że Watson wskazuje artykuł o nim i Ginny. Upadł bezwładnie na krzesło.
-Czy ten babsztyl nigdy się nie zmieni?- mruknął.
-Ja i ty wiemy, że Ginny ma czyste sumienie.- Powiedział Watson.- Więc dajmy sobie spokój. Idź do domu, Harry. I tak się już dziś nie skupisz.- Watson zrobił się uprzejmy, jak zawsze.
Harry posłusznie wyszedł. Jego szef ma racje. On musi się uspokoić. A ta myśl o Andrew nie daje mu spokoju.

czwartek, 19 lutego 2015

19. Ślub.




Harry siedział w swoim pokoju w Norze i czuł lekki ucisk w brzuchu. To był dzień jego ślubu. Odczuwał stres, ale był szczęśliwy.
Obok niego siedział Ron. Gadał coś do niego, czasem się śmiał, a Harry bezmyślnie kiwał głową.


Ginny krążyła po pokoju. Tyle myśli przebiegało jej przez głowę. Wzięło ją na wspominki.
Przypomniała sobie, jak uciekała na widok Harry'ego. Sama nie rozumie, dlaczego tak na nią działał. Ale już wtedy wiedziała, że będzie jej... i dlatego ciągle o nim peplała.
Wiedziała, że Ron mówi to wszystko Harry'emu, ale on jej nie wyśmiał.
A teraz? Ma się stać Panią Potter.
-Ginny? Wszystko w porządku?- Usłyszała jak zwykle pełen spokoju głos Luny.
Odwróciła się i spojrzała na przyjaciółki. To one mają być druhnami. Świadkami będą Ron i Neville.
-Och, tak... Po prostu, tak sobie rozmyślam...
-Chyba domyślam się o czym...- Hermiona podeszła i złapał przyjaciółkę za ramię. W porządku. To Twój dzień, a Harry cię kocha. Dopięłaś swego.
Obie zaśmiały się pod nosem. No tak... dopięła swego.
I znów pogrążyła się w zamyśleniu...
Przed oczami miała dziennik Toma Riddla, horkruksa. Harry, który prawie tam zginął przez jad bazyliszka... kazał jej iść...
Westchnęła. Czemu on zawsze musiał ratować komuś skórę? Jak nie jej, to Ronowi, jak nie Ronowi to całemu społeczeństwu czarodziejów.
Spojrzała na swoje przyjaciółki i uśmiechnęła się. Obie, z rozpuszczonymi włosami, które same pięknie się układały, w zgrabnych turkusowych sukienkach z wycięciem na plecach. Wyglądały zjawiskowo. I do tego miały rację. Tak to jej dzień... Jej i Harry'ego.
-Chyba pora przebrać się w suknię ślubną.- zaśmiała się Hermiona i rzuciła zaklęcie blokujące na drzwi.- Żeby Harry nie zobaczył Cię przed ślubem, to przynosi pecha.
Chwilę potem Ginny stała w śnieżnobiałej sukni z koronką zamiast rękawów. Plecy miała trochę odsłonięte. Na szyi miała wisiorek, który dostała na święta kilka lat temu od Harry'ego.
Dziewczyny uczesały ją w piękny kok, a dwa kosmyki pofalowanych włosów delikatnie opadały jej na twarz. W fryzurę wpięte były białe spinki- różyczki.
Usłyszały pukanie.
-Kto tam?- zawołała bojowo Hermiona.- Chłopaków nie wpuszczamy!
-A zwłaszcza Harry'ego.- dodała Luna.
-To tylko ja!- usłyszały głos Molly.
Drzwi otworzyły się i wpuściły Panią Weasley, by zaraz zamknąć się z powrotem.
-Przyniosłam welon dla mojej córeczki.- uśmiechnęła się.- Tak szybko dorastacie... Miałam ten welon na swoim ślubie... teraz jest Twój...
Ginny natychmiast przytuliła wzruszoną matkę.
-Dziękuję, jest piękny.

Harry stał przed "ołtarzem" w ogrodzie Nory. Czuł narastający stres. Ron stał obok niego i klepał go po ramieniu, ale jakoś go to nie uspokajało. Rozejrzał się po gościach. W pierwszym rzędzie siedziała Molly Weasley. Pomimo, że uroczystość się jeszcze na dobre nie zaczęła, już płakała.
Dalej siedział George, Bill, Charlie, Fleur, ciotka Muriel i inni Weasley'owie, których nie miał okazji poznać. Zobaczył też (a trudno było nie zauważyć) Hagrida, który pokazał mu trzymane kciuki, by dodać mu otuchy. Olbrzym uśmiechał się szeroko. Harry'emu jednak kogoś było brak. Tyle Weasley'ów, a zero Potter'ów. Tak, ich mu brak. Teraz jego mama na pewno siedziałaby obok Pani Weasley i płakała razem z nią. A jego tata? Pewnie uśmiechałby się do niego. Niestety, zamiast nich były tam puste krzesła.
Co prawda, rodzice gratulowali mu już, ale we śnie. Od czasu, gdy ostrzegali go przed Andrew pojawiali się często. Nie wspominali jednak, dlaczego ma się strzec przed tą wredną babą. I dalej nie wie... A przecież było to tak dawno... Już jakiś czas temu stracił nadzieję, że się dowie. Nie dane mu było jednak myśleć na ten temat, bo usłyszał uroczystą muzykę. Wzdrygnął się lekko i spojrzał przed siebie. Ku niemu szła Ginny, pod rękę trzymała swojego ojca. Zarówno ona,jak i Artur uśmiechali się do niego, a on odwzajemnił ten uśmiech.
Jednak rozpraszała go Ginny. Wyglądała tak pięknie, że nie mógł oderwać od niej oczu. Aż nie mógł uwierzyć, że żeni się z taką ślicznotką. Oczywiście, zawsze uważał, że Ginny jest atrakcyjna. Ale nigdy nie wyglądała aż tak dobrze...
Artur przekazał swoją córkę chłopakowi i zajął miejsce obok Molly.

Harry właśnie składał przysięgę małżeńską. Ginny przypatrywała się mu... Już po raz ostatni jest Panną Weasley... Zaraz będzie Panią Potter.
Teraz przyszła kolej na nią. Wypowiedziała słowa przysięgi, a potem oboje powiedzieli sobie 'tak'.
Ogłoszono ich Państwem Potter, a potem przyszedł czas na ich pierwszy pocałunek małżeński.


Kobieta o burzy brązowych włosów siedziała przy stoliku w wielkim namiocie, który został postawiony w ogrodzie Nory. Wesele trwało w najlepsze, a ona siedziała samotnie.Każdy bawił się dobrze, ale nie ona. Zastanawiała się, czy i ona kiedykolwiek będzie tak szczęśliwa, jak teraz jej przyjaciółka. Patrzyła na nich z zazdrością. Harry i Ginny nie schodzili z parkietu, chociaż wiedziała, że Harry nie znosi tańczyć.
Podszedł do niej rudowłosy mężczyzna, prosząc ją do tańca. Zawahała się mimowolnie. Zaraz jednak doszło do niej, że zachowuje się jak gbur. To jest ślub jej najlepszej przyjaciółki, a ona siedzi tu obrażona.
Za chwilę Ron i Hermiona także znaleźli się na parkiecie.

Harry i Ginny tańczyli przytuleni na środku sali. Wokół nich podrygiwały inne radosne pary. Kątem oka ujrzała jak Luna tańczy z Nevillem. Wykonywała dziwne ruchy, ale najwyraźniej jej chłopakowi to nie przeszkadzało. Dobrze się bawili. To była szczęśliwa chwila, a nic nie może jej zakłócić.

środa, 18 lutego 2015

18. Pierwsze dni jako auror.



Czas płynął i płynął, a Harry nabierał coraz większego doświadczenia w życiu aurorskim. Minęło już 2 i pół roku od pamiętnego dnia oświadczyn. Narzeczeni postanowili, że wezmą ślub, gdy Harry skończy naukę. Tak więc teraz Harry i Ron kierują się w stronę Nory z dyplomami ukończenia Akademii Aurorskiej.
Ten czas minął Harry'emu spokojnie. Jakby śmierciożercy poddali się. Chłopak jednak wiedział, że tak nie jest. To cisza przed burzą.
Razem z Ronem wykorzystywali wszystkie swoje przepustki. Przyjeżdżali na święta. W pewne wakacje spotkali się z Nevillem i Luną w ogrodzie Nory. Luna nie zmieniła się ani trochę. Dalej jest rochę dziwna... ale wyjątkowa.
Teddy ma już 4 latka. Za każdym razem witał swojego Ojca Chrzestnego z entuzjazmem. Bardzo się lubili. Harry patrzył wzruszony, gdy chłopiec unosił się na małej miotełce, którą dostał od niego na urodziny.
Ginny dostała się do drużyny Harpii. Zawsze o tym marzyła. Była ścigającą, rzecz jasna. Harry był z niej dumny. Często przyjeżdżał na mecze.
Od kiedy są narzeczonymi Ginny wita go jeszcze radośniej niż zwykle. Ale niestety rozstawać się im było ciężej, niż uprzednio. Dlatego tak bardzo się cieszyli, że to koniec jego nauki w Akademii. Ich ślub zaplanowali na połowę tegorocznych wakacji. Miał się odbyć w Norze, jak ślub Billa i Fleur.

Dwaj mężczyźni stali pod drzwiami fikuśniego domu. Jeden z nich, o wściekle rudych włosach zapukał. Drugi natomiast, przeczesał sobie dłonią czarne włosy.
Drzwi otworzyła im także rudowłosa kobieta. Uścisnęła ich radośnie i zaraz cała trójka zniknęła w środku domu.
- Są nasi aurorzy!- przytulała ich kolejno Molly Weasley.- Jak się cieszę! Harry, kochaneczku, obiecałeś mi, że będziesz jeść! A dalej jesteś tak mizerny, jak wtedy, gdy w wieku 11 lat zaczepiłeś mnie na King's Cross!
-Bez przesady...- roześmiał się Harry.- Naprawdę, dotrzymałem obietnicy.
-No nie wiem, nie wiem.- powiedziała z uśmiechem Pani Weasley.- No dobrze niech Ci będzie... RON!- jakby przypomniała sobie o obecności swojego syna.- Zdejmij kurtkę, naleję Wam zupy, pewnie jesteście głodni!
-I to jak...- przytaknął Ron.


Dwie dziewczyny siedziały w małym pokoiku. Jedna z burzą brązowych włosów chodziła w tą, i z powrotem. Druga, rudowłosa siedziała w napięciu na fotelu. Wyczekiwały kogoś.
Nagle usłyszały stukot do drzwi. Rudowłosa dziewczyna natychmiast poderwała się z siedzenia i spojrzała na tą drugą, która stała teraz w miejscu, nasłuchując. Patrzyły się na siebie. W ich oczach wyczytać było można nadzieję i radość.
Usłyszały szczebiot kobiety, a potem głos mężczyzny, już tak dobrze im znany. Potem jeszcze jeden męski głos, który też uwielbiały.
Natychmiast zbiegły po schodach, by rzucić się na szyję swoich ukochanych.
Harry ucałował radośnie swoją narzeczoną, a drugą dziewczynę powitał serdecznym uściskiem.
-Spokojnie, spokojnie...- zaśmiała się Molly.- Chłopcy muszą coś zjeść.
Cała czwórka ruszyła do kuchni. Zakochane pary nie odstępowały się na krok.
Harry trzymał Ginny za rękę. Napawali się chwilami szczęścia. Na ten moment czekali.


Harry stał ze swoim przyjacielem, przyjaciółką i narzeczoną przed Ministerstwem Magii. Chłopacy mięli bardzo spięte miny, a dziewczyny dodawały im otuchy.
Po chwili Ron i Harry zniknęli w wejściu do Ministerstwa. Pojechali na odpowiednie piętro windą, a mechaniczny głos kobiety wciąż powtarzał, na jakim piętrze się znajdują.
Teraz dwaj mężczyźni stali przed drzwiami szefa Biura Aurorów.
Zapukali i usłyszeli:
-Proszę.
W środku ujrzeli wysokiego mężczyznę, w średnim wieku, o kasztanowo-brązowych włosach i szarych oczach.
Ron pierwszy podszedł do szefa Biura Aurorów i nerwowo podał mu rękę.
-Ron Weasley.- mruknął.
Mężczyzna zrobił minę, jakby skądś znał te nazwisko. Odwzajemnił uścisk i powiedział:
-Martin Watson.
Teraz do Watsona podszedł Harry. Uścisnęli sobie dłonie, a chłopak przedstawił się:
-Harry Potter.
Teraz Szef Biura Aurorów miał minę, jakby coś właśnie zrozumiał.
-Martin Watson.- powtórzył.
Harry i Ron wręczyli mu świadectwa z Akademii Aurorskiej.
- Harry Potter.- mruknął Watson i zaczął czytać pergamin, który wręczył mu Harry. Przez chwilę panowała cisza, po czym mężczyzna rzekł:- Wyniki w Akademii miał Pan bardzo dobre... Proszę, proszę... Owutemy z Obrony Przed Czarną Magią zdane na Wybitny... i oprócz tego ma Pan na koncie pokonanie największego Czarnoksiężnika w dziejach magii, jak już wiemy. Myślę, że ma Pan duże szanse.
Teraz popatrzył na świadectwo Rona.
-Ron Weasley. Wyniki w Akademii, podobnie jak Pan Potter, miał Pan bardzo dobre. Owutemy zdane za Powyżej Oczekiwań. No i oczywiście pomógł Pan Panu Potterowi w misji... tak, Pana szanse też są nie małe. Jeszcze dzisiaj skontaktuję się z Ministrem Magii w tej sprawie.
Harry uśmiechnął się w duchu. Znał Kingsley'a i wiedział, że ten potraktuje ich ulgowo. A nawet jeśli nie, to przecież i tak mają spore szanse. Obaj rozpromienieni wyszli z budynki Ministerstwa Magii, po czym deportowali się do Nory.


Od tamtego dnia minął już tydzień. Ron i Harry siedzieli w kuchni zaspani. Wstali dziś wcześnie, mając nadzieję, że dostaną list z Ministerstwa. Robili tak od tygodnia. Za pomocą magii wskazywali palcem, jak ma się kręcić łyżeczka w ich kubkach kawy. Nagle w oknie zaczęło przepychać się 5 sów. Każda próbowała dosięgnąć dziobem szyby, by w nią zapukać. Robiły niezmierny hałas. Mężczyźni czym prędzej podbiegli do okna i otworzyli je. Od razu otworzyli listy z Biura Aurorów.
Obaj od teraz są Aurorami. Mają jeszcze dzisiaj zgłosić się do Ministerstwa, by odebrać swoje szaty. Mięli ochotę zacząć skakać. Ich marzenia spełniły się. Zupełnie zapomnieli o reszcie listów. Gdy sobie jednak przypomnieli zobaczyli, że też są z Ministerstwa. Pierwszy do Harry'ego, drugi do Rona, a trzeci do... Hermiony!?
Ta ostatnia właśnie weszła do kuchni. Przecierała swoje zaspane oczy. Odezwała się nieprzytomnym głosem:
-Co tu tak hałasuje? Nie dajecie spać człowiekowi...
-Jakieś listy do nas z Ministerstwa...- bąknął Harry.
Dziewczyna natychmiast się ocknęła i chwyciła swój list. Cała trójka rozwinęła swoje pergaminy i czytała z wypiekami na twarzy. Spojrzeli po sobie zdziwieni.
-To mój największy sukces...- powiedział wzruszony Ron.
Tak samo sądził Dumbledore, gdy dostał się do talii kart w czekoladowych żabach. Tak. Harry Potter, Ron Weasley i Hermiona Granger dostali się na karty, które umieszczane są w czekoladowych żabach. Harry jako zabójca Voldemorta, a Ron i Hermiona, jako jego współtowarzysze. Teraz już nie wytrzymali i w kuchni zapanowała euforia.


Następnego dnia Harry i Ron ruszyli korytarzem Ministerstwa Magii w strojach Aurorów. Rozglądali się niepewnie, a ktoś co chwila witał się z nimi.
Ich dzisiejszym zadaniem było przeszukiwanie jakiś protokołów na temat śmierciożerców. Tak, nie było to zbytnio fascynujące, ale mimo wszystko byli zadowoleni. Wiadomo, że dopóki śmierciożercy nie atakują nie będzie żadnych akcji i pościgów... A Harry wiedział, że oni nie odpuszczą, więc doczekają się jeszcze nie jednej takiej misji.


wtorek, 17 lutego 2015

17. Bardzo ważny dzień w życiu zakochanych.



Harry spędził jeszcze sporo czasu w Mungu. Hermiona i Pani Weasley często go odwiedzały, a Ginny nie odstępowała na krok. Gdyby mogła, to by tam spała. Ron musiał chodzić na zajęcia, ale w wolnych chwilach odwiedzał go. Gdy Harry tak leżał na tym 'łożu śmierci' podjął pewną decyzję. Opowiedział o niej Ronowi i oboje postanowili, że wracają na tegoroczne walentynki. A do tego wydarzenia brakuje tylko dwóch tygodni.
Harry śmiał się, rozmawiał, czuł trochę lepiej. Mimo to, wyglądał źle, więc każdy martwił się o niego. Na szczęście, wyszedł tydzień przed walentynkami. Nigdy tego święta nie lubił, ale te miały być wyjątkowe.
Tak więc, przed wróceniem do Akademii Harry i Ron potajemnie poszli do jednego ze sklepów, by zamówić kluczowy przedmiot.


Gdy za pomocą świstoklika teleportowali się do Akademii Harry marzył tylko o jednym- spokoju. Wiedział jednak, że tak łatwo mu nie pójdzie. Gdy tylko zrobił kilka kroków podbieli do niego koledzy. Przypomniała mu się siódma klasa, gdy wrócił po miesięcznej śpiączce- każdy go klepał po plecach. Tak czuł się i teraz.
Razem z Ronem weszli do pokoju, gdzie czekał na nich Neville. Eric gnił w Azkabanie, więc po długich prośbach zgodzono się, by wykładowca zamieszkał z uczniami.
-Harry!- wstał natychmiast i podszedł do chłopaka, robiąc ten już dobrze znany gest- klepiąc go po plecach- Jak dobrze, że jesteś! Nie wyglądasz dobrze!- nagle jego ton spoważniał.- Harry, wiesz, że jestem Twoim przyjacielem, ale jestem też wykładowcą. I niestety... my, nauczyciele, musimy wiedzieć co wtedy się stało...
Harry westchnął. Nikomu o tym nie mówił. I nie chciał. Wiedział jednak, że nie ominie go 'przesłuchanie'. Tak więc opowiedział Ronowi i Neville'owi co się stało. Obaj mięli przerażone i zdziwione miny.
Po chwili ciszy Ron zapytał:
-Kiedy zamierzasz powiedzieć o tym mamie, Ginny i Hermione?
-Nie zamierzam im o ty mówić.- mruknął.
-Przecież Cię to nie ominie.
Harry opadł na łóżko. Ron miał racje. Wiedział, że prędzej czy później dowiedzą się o tym.
-Ale chyba nie chcesz, by dowiedziały się tego ode mnie?
Jasne, że nie chciał. Byłyby na niego wściekłe. Wstał i wyciągnął pergamin, a pióro zamoczył w czarnym atramencie.


Ginny nerwowo chodziła po swoim pokoju. Myślała o Harry'm. Martwiła się o niego. Wiedziała, że z nim już w porządku, ale mimo wszystko obawiała się. Tak bardzo nie chciała go stracić.
Myślała co zrobić. Ona musi wiedzieć, co się wtedy wydarzyło.  Dlaczego był taki poturbowany? C tam się stało?
Zaczęła rozważać wysłanie wyjca, gdy usłyszała stukot w szybie. To sowa z Akademii, Harry zawsze wysyłał tą samą. Podeszła do okna i natychmiast je otworzyła. Rozpakowała list i zaczęła czytać.

Trzęsącymi się rękoma odłożyła kartkę na pobliski stolik. Tak jak myślała, Harry opisał jej co się wtedy stało. Przerażało ją to... jak bardzo musiał cierpieć. I pomoc Malfoy'a... to dziwne, przecież w latach szkolny tak się nienawidzili. Ale nie ma co o tym myśleć. Ważne, że pomógł. Musi pokazać ten list Molly i Hermione. Ale ta sprawa nie może wyjść poza mury Nory. Tak prosił Harry, więc i tak będzie. Powoli ruszyła w stronę drzwi.


Był dzień 14 luty. Harry ubrany elegancko stał przed lustrem. Ginny nie wiedziała, że Harry ją odwiedzi. Miał pewne wątpliwości. Poczuł skurcz w brzuchu, bał się. Podszedł do niego Ron. Był mniej elegancki, ale wyglądał dobrze. Oboje wykorzystali swoją przepustkę, by spędzić walentynki z ukochanymi, ale dla Harry'ego miał to być najważniejszy 14 luty w całym jego życiu.
-No to powtórzmy nasz plan.- mruknął do Rona.- Najpierw idziemy na Pokątną, by odebrać prezent dla Ginny. Ty masz już swój dla Hermiony, tak?- Ron kiwnął głową i pokazał Harry'emu naszyjnik z otwartą, srebrną książeczką.- No dobra. Potem idziemy do Nory, gdzie zręcznie wywijamy się przed obiadkiem Pani Weasley i razem teleportujemy się do Hogsmeade.- Harry wzdrygnął się na tę myśl. Co prawda, cała czwórka zdała prawo na teleportację, ale Harry rzadko tego używał, bo było to dla niego trochę nieprzyjemne.- Ty zabierasz Hermionę na romantyczny spacer, a ja z Ginny idziemy do Trzech Mioteł. I tak już improwizacja.
Ron kiwnął głową. Oboje teleportowali się na Pokątną. Harry zniósł to dosyć dobrze, o wiele lepiej niż się spodziewał. Może nawet to polubi? Ron podobnie.
Zabrali, co mięli zabrać i znaleźli się przy Norze. Spokojnym krokiem ruszyli w stronę domu. Harry poczuł ucisk w żołądku.
Zapukali do drzwi. Usłyszeli nerwowe:
-Kto tam?
-Ron i Harry.- odpowiedzieli.
-Ron i Harry? Przecież nie mięliście tu być...- powiedziała podejrzliwie Pani Wesley przez drzwi.- Ron, podaj swój dokładny wiek, gdy po raz pierwszy uniosłeś się na miotle.
Ron przewrócił oczami.
- Miałem 4 lata i 8 miesięcy.
-Dobrze.- odpowiedziała swoim serdecznym tonem, który natychmiast zmienił się w stanowczy.- Harry, jak najczęściej się do Ciebie zwracam?
-"Kochaneczku".- Harry zarumienił się lekko.
Molly otworzyła drzwi i natychmiast przytuliła ich do siebie.
-Jak dobrze Was widzieć! Jak się czujesz, Harry?
-Dobrze, dziękuję...- urwał.
W tej chwili Ginny rzuciła mu się na szyję. Ten ją pocałował.
-Na pewno w porządku?- szepnęła.
Chłopak kiwnął głową.
-Chodźcie na obiad, chłopcy. Na pewno jesteście zmęczeni, a ty Harry wyglądasz tak mizernie...
-Dziękujemy, mamo.- powiedział Ron, gdy wyzwolił się z objęć Hermiony. Ta podeszła, przytuliła i pocałowała Harry'ego w policzek na powitanie.- My tylko zabieramy dziewczyny, w końcu dzisiaj walentynki...
Dziewczyny spojrzały po sobie zdziwione. Molly powiedziała rozradowana:
-Achhh taaak, oczywiście... Ale wróćcie koniecznie chociaż na kolację...
-Będziemy tu 3 dni, mamo.- urwał Ron.
Pani Weasley uśmiechnęła się tylko. Cała czwórka wyszła na zewnątrz i teleportowała się do Hogsmeade. Ich drogi w pewnym momencie się rozeszły, więc Ginny i Harry szli sami, objęci. Weszli do Trzech Mioteł, gdzie roiło się od reporterów szukających sensacji w dzień walentynek. Aż się wzdrygnęli, gdy ich zobaczyli. To jak szukać knuta, a znaleźć galeona...
-Harry...-powiedziała cicho Ginny.- Tu się kręci od reporterów...
-Nic nie szkodzi.- przerwał jej Harry.- Nic nam nie zniszczy tego dnia.
Harry bardzo chciałby być tak obojętny, jakiego udawał. Jasne, że mu to przeszkadzało. Jednak szybko o tym zapomniał, gdy usiedli przy stoliku i pogrążyli się w rozmowie, popijając Kremowe Piwo. Bar był bardzo ładnie przystrojony. Spędzili szczęśliwe chwile.
Ginny obserwowała Harry'ego. Tak dobrze dziś wyglądał. Jak zawsze topiła się w jego szaleńczo zielonych oczach. W pewnym momencie zauważyła, że chłopak jakby odpłynął. Patrzył się tempo przed siebie, dłonią zaczesał swoją niesforną grzywkę. Ginny znała ten ruch, aż za dobrze. Robił to tak często. Jednak nie był to ten sam ruch. Był bardziej nerwowy.
Harry złapał Ginny za rękę i wstał. Zapytała zdziwiona:
-Już idziemy? Minęło dopiero pół godziny...
-Nigdzie nie idziemy...- szepnął Harry. Słychać było w jego głosie poddenerwowanie.
Ginny także wstała, a on nie puszczając jej ręki uklęknął przed nią. Wyciągnął małe, czerwone pudełeczko, a gdy otworzył je Ginny zobaczyła pierścionek zaręczynowy. Zamarła.
-Ginny...- zaczął Harry. Jego oczy przepełniała miłość i stres.- Czy... zostaniesz moją żoną?
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w niego jak wryta. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła, bijąc szybko.
-Tak...-szepnęła. W oczach miała łzy szczęścia, a głos jej lekko drgał.
Harry założył jej na palec pierścionek. Przyjrzała się mu. Był to złoty pierścionek, z niebieskim diamencikiem. Na złocie wyryty był napis "Najukochańszej Ginny" , a nieco dalej "Kocham Cię, Harry". Gdy tylko chłopak wstał rzuciła mu się na szyję, a on ją pocałował. W sali rozległy się oklaski, a pióra reporterów latały po pergaminie, jak Błyskawica po boisku quidditcha.
Stała wtulona w Harry'ego i zdała sobie sprawę, że ona, Ginny Weasley będzie teraz Panią Potter. Kiedyś marzyła, by ten chociaż na nią spojrzał, uśmiechnął się do niej... a teraz? Teraz on ją kocha. I oczywiście, ona jego.
-Dziękuję...- szepnęła.
-Czynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie... Więc to ja dziękuję. Kocham Cię.- mruknął jej do ucha Harry.
-Ja Ciebie też.


Gdy wieczorem, podczas kolacji oznajmili całej rodzinie o ich zaręczynach (niestety Billa i Charliego nie było, w końcu oni nie mięli pojęcia, że to tak wyjątkowy dzień) wybuchł gwar radości. Molly była prawie tak wzruszona jak Ginny. Ona, Hermiona i Ginny patrzyły z zachwytem na pierścionek. Wszystkie uważały, że jest cudowny.
Wszyscy cieszyli się, że będą mieć Harry'ego w rodzinie, zwłaszcza Pani Weasley. Ten mały chłopiec, który tak uprzejmie zaczepił ją na dworcu, gdy miał 11 lat, żeni się z jej córką. O tym marzyła. Bo komu innemu miałaby oddać swoją córkę, jak nie jemu?
Cały wieczór świętowali. A zakochana para czuła się jak w niebie.


niedziela, 15 lutego 2015

16. Nieoczekiwana pomoc.




Harry powoli otworzył oczy. Czuł, że jego powieki są jak z ołowiu. Rozejrzał się. Nie wiedział, gdzie jest. Był w jakiejś piwnicy, związany grubymi linami. Spróbował zmienić pozycję rąk. Od razu poczuł przeszywający go ból. Osunął się po ścianie. Pozostało mu tylko czekać.

Sowa z "Prorokiem Codziennym" zapukała w kuchenne okno Nory. Ginny otworzyła je niechętnie, wrzuciła kilka monet do koszyka sowy i rzuciła gazetę na stół. Miała już wyjść, gdy kątem oka ujrzała wielki napis na stronie głównej:



NAPAD NA AKADEMIĘ AURORSKĄ! ZAGINĄŁ JEDEN Z UCZNIÓW!


Natychmiast chwyciła gazetę i zaczęła czytać:

W nocy tego dnia napadnięta została Akademia Aurorska. Kilkadziesiąt śmierciożerców wpadło do szkoły i siało panikę. Kilka osób jest rannych, jednak nie są to poważne obrażenia. Największym zmartwieniem jest jednak to, że śmierciożecy zdobyli swój cel- Harry'ego Potter'a. Nie wiemy co się z nim stało, jednak Aurorzy są w trakcie poszukiwań.

Na zdjęciu poniżej Harry uśmiechał się lekko. Patrzył na Ginny swymi troskliwymi, zielonymi oczami, jak gdyby nigdy nic.
Gazeta wypadła dziewczynie z ręki. W tym momencie do kuchni weszła Molly Weasley. Podejrzliwym wzrokiem patrzyła na córkę, podnosząc "Proroka". Szybko przeczytała artykuł i złapała się za głowę.
-Na brodę Merlina...- szepnęła.


Do lochów ktoś wszedł. Odwiązał ręce Harry'ego, pozostawiając węzły na jego nogach. Teraz pomógł mu wstać i kierował się z nim do wyjścia.
-Twoje dni są policzone, Potter.
Harry znał ten głos. Gdyby tylko zobaczył twarz tego człowieka...
Rzucił nim o ścianę. Harry zrozumiał, że jest u Malfoy'ów. Za chwilę zwił się z bólu, bo dostał Cruciatusem... a potem kolejnym, i jeszcze jednym...
Nie wiedział ile już tak tu leży. Ból, który przeszywał go na wskroś był zbyt silny. Śmieriożerca zdjął maskę...
-Eric?- zapytał z niedowierzaniem Harry.
-A kto inny, głupcze?
-To nie mo...- uciął. To jest możliwe. Przecież to nie przypadek, że akurat wtedy wziął przepustki, gdy śmieriożercy napadli na Akademię
-Dlaczego?
-Jak to dlaczego?- fuknął.- Bo jestem smierciożercą, Potter! To całe aurorstwo to tylko pretekst!- zaśmiał się.
Harry zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale znów ugodził go Cruciatus, a on zwinął się z bólu, krzycząc.
Do pokoju weszło więcej śmierciożerców. Każdy zdjął maski i patrzył na niego z kpiącym uśmiechem.
-Proszę, proszę..- odezwała się jakaś kobieta. - Komu my tu mamy? Potter... Chłopiec, który przeżył... WYBRANIEC?- zakpiła z pogardą.
Rzuciła na Harry'ego zaklęcie, które oplotło Harry'ego jeszcze ściślej. Nie mógł nawet ruszyć głową. Kilka śmierciożerców rzuciło na niego Cruciatusa, a potem znowu, i po raz kolejny.
Chłopak poczuł, że znów traci poczucie czasu. Zaklęcie torturujące trafiło go 5 razy, a może 50?
Ktoś spytał:
-Dobić go?
Kobieta zaśmiała się i kiwnęła głową.
Nie zdążyli jednak rzucić na chłopaka Avady. Usłyszeli, że ktoś się tu dobija. Natychmiast ruszyli w tamtą stronę. Kobieta syknęła:
-Zginiesz w męczarniach, Potter.
I wybiegła za innymi. Wcześniej jednak krzyknęła "Sectumsempra!" i Harry poczuł, jakby kilkanaście noży rozcinało jego poszczególne części ciała. Z ran wytrysnęła krew.
Po kilku minutach przed jego oczami pojawiła się szara mgła. Pogodził się z tym, że zaraz umrze. Nie miał różdżki już w lochach, więc mógł tylko czekać na śmierć.
Usłyszał, że ktoś zbiega szybko po schodach i klęka nad nim. W panice zaczął leczyć rany Harry'ego, które już nie krwawiły, lecz bolały. Osoba ta, chyba nie umiała wyleczyć go tak, by rany zupełnie zniknęły. Jednak, krew przestała lecieć.
Poczuł, że więzy się rozluźniają, a potem znikają zupełnie. Powoli zaczął widzieć na oczy. Klęczał nad nim Draco. Draco Malfoy.
Na początku był zdumiony, lecz potem zdał sobie sprawę, że to nie takie dziwne. Przecież raz już uratował mu życie, a on jemu.
-Dlaczego...Ty..?- wybąkał.
-Nienawidzę mojego ojca za to, że jest śmierciożercą. I wciągnął w to mnie i moją matkę.- po jego policzkach spłynęły gorące łzy.- Gdy zamknęli go w Azkabanie, myślałem, że to już koniec. Myliłem się. Śmierciożercy zrobili sobie z naszego domu Kwaterę Główną. Mojej matce udało się uciec, ale nie mi.- uciął.
Pomógł Harry'emu, który nie mógł sam stać na nogach. Szli w stronę jakiego obrazu, który rozsunął się, gdy Malfoy szepnął: "Hipogryf".
-Tylko ja znam to wyjście. Przecież to MÓJ dom...- powiedział z irytacją.- Aurorzy już tu są. Zaraz Cię zabiorą.
-A co z Tobą?
-Poradzę sobie.
Szli w milczeniu długim korytarzem, by po chwili wyjść przez drzwi i znaleźć się na zewnątrz.
-Zawołaj kogoś. Ja muszę wracać.
Powiedział Draco, po czym pośpiesznie uciekł do Kwatery.
Harry osunął się pod bramą. Wśród walczących zobaczył Harris'a. Nie spodziewał się, że jego były nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią jest Aurorem, lecz nie to było mu w głowie.
Harris oszołomił dwóch śmierciożerców i był teraz sam. Już miał odejść, gdy Harry wydał z siebie zduszone:
-P-panie... Harris...
Mężczyzna obrócił się gwałtownie i podbiegł do Harry'ego.
-Zabieram Cię do Munga. Potem dam znać reszcie, że z Tobą w porządku.
Złapał Harry'ego za ramię i deportowali się do Munga.

W szpitalu Harris krzyknął:
-Pomocy! Mam rannego!
I natychmiast podbiegło do nich kilka uzdrowicieli.
Ułożyli go w sali, robiąc wszelkie możliwe badania i usuwając rany. Po tym wszystkim Harry zapadł w błogi sen.

Spał kilka godzin, a gdy obudził się do jego sali wbiegli Ron, Hermiona i Pani Weasley z Ginny na czele.
Widząc ich w progu, Harry uniósł dłoń, uśmiechnął się lekko i wydał z siebie żałosne "Cześć". Ginny natychmiast do niego podbiegła i złapała go za rękę. Przytuliła jego dłoń do siebie i szepnęła:
-Tak się martwiłam.
Harry nie miał sił jej odpowiedzieć. Czuł się wycieńczony, a jego mięśnie nie pracowały dobrze po tylu Cruciatusach.
Hermiona i Ron patrzyli na niego z przerażeniem, a Pani Weasley z niepokojem spytała:
-Jak się czujesz, kochaneczku?
Zaczęła poprawiać mu kołdrę, lecz w tej samej chwili ujrzała jego zakrwawione ubranie. Przeklął w duchu. Jeszcze się nie przebrał..
-N-na brodę Merlina, nie wiedziałam, że jest tak źle. Powinieneś się przebrać...- wyjąkała.
Chciała pomóc wstać Harry'emu, lecz ten tylko jęknął z bólu.
Hermiona uklękła obok Ginny. Obie miały strach w oczach.
Nie chciał tego. Nie chciał, by ktoś się o niego martwił. Było, minęło... Ale wiedział, że to nie takie łatwe. Za pewnie jest blady jak śmierć.
I nie mylił się. Wyglądał okropnie.

15. "Szukają Cię, Harry!"



Harry wpatrywał się tępo przed siebie. Był na wykładach z Zielarstwa- miały się one odbywać raz w miesiącu, ponieważ Zielarstwo nie jest tak istotne w karierze Aurora. Mimo wszystko zajęcia miały się odbywać. Wprowadzono je dopiero od drugiego półrocza, dlatego były to jego pierwsze wykłady na ten temat. Czekali na nauczyciela.
Wspominał święta. Chwile z Ginny, rozmowy z Weasley'ami... no i Teddy. Ma on już roczek, a z Harry'm bardzo się lubią. Głupio mu było go zostawiać. Kątem oka spojrzał na Rona. Mazał coś piórem po pergaminie. Być może myślał o tym samym.

Po chwili do sali wszedł wykładowca. Harry i Ron nawet nie odwrócili wzroku. Usłyszeli tylko dziwnie znajomy głos...
-Witajcie. Nazywam się Neville Longbottom i będę waszym wykładowcą z Zielarstwa. Teraz przeczytam listę uczniów...
Harry powtórzył w myśli : "Witajcie. Nazywam się Neville Longbottom i będę waszym wykładowcą z Zielarstwa. Tera...." Chwila... NEVILLE?
Odwrócił wzrok w stronę wykładowcy. Rzeczywiście... Neville. Ich przyjaciel z lat szkolnych...
Uśmiechnął się i szturchnął Rona, który dalej mazał piórem po pergaminie jakieś wzorki. Najpierw spojrzał na Harry'ego, a potem na wykładowcę. Uśmiechnął się pod nosem.
Neville nie zauważył ich. Był wpatrzony w listę, widać, że się stresował. Aż w końcu doszedł do Harry'ego.
-Potter, Harry.- przeczytał i jakby po chwili dotarło do niego co właśnie powiedział.
Harry z szerokim uśmiechem na twarzy wstał i skinął mu głową. Neville patrzył na niego ze zdumieniem.
-Harry...- wybąkał po chwili. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Dobrze Cię widzieć Neville...- odpowiedział.
Uczniowie wpatrywali się w to z zaciekawienie. Dlaczego Profesor i uczeń mówią sobie po imieniu?
-Och, Ron ty też tu jesteś...- Neville spojrzał na chłopaka obok Harry'ego. Ten pomachał mu lekko ręką.
Wykładowca jeszcze przez chwilę wpatrywał się w nich, a Harry powoli usiadł na swoje miejsce. Neville, jakby wracając do rzeczywistości wyczytywał kolejne nazwiska. Teraz jego głos był pewny, jakby obecność przyjaciół dodała mu otuchy.

Po lekcji Harry i Ron ociągali się jak mogli, by zostać z Neville'm w sali bez świadków. Gdy wszyscy wyszli i ostatnia osoba zamknęła za sobą drzwi podbiegli do chłopaka i uścisnęli go klepiąc go jednocześnie po plecach.
-Wow, Neville! Gratuluję! Jesteś wykładowcą!- powiedział Ron.
Nauczyciel patrzył na nich z uśmiechem i powiedział:
-A Wam gratuluję dostania się do Akademii. Wszyscy wiedzą, że to nie takie łatwe...
-Dobrze idą Ci wykłady.
-Dzięki. Bardzo się stresowałem, bo to moje pierwsze, a w przyszłości chciałbym...- urwał. Pomyślał, że to zabrzmi głupio. Ale jego przyjaciele wiedzieli, że chciałby uczyć w Hogwarcie.
Spokojnym krokiem ruszyli do pokoju 77. Erick'a nie było, ponieważ wykorzystywał swoją pierwszą przepustkę. Cała trójka rozsiadła się na kanapie i pogrążyli się w rozmowie.
A rozmawiali o wszystkim- o tym, co się działo z nimi po bitwie, co robili, jak spędzali tamten czas. Aż w końcu Harry zapytał:
-A masz może jakiś kontakt z Luną? Dawno jej nie widzieliśmy...
Neville trochę się zakłopotał i odrzekł:
-Ja się z nią spotykam...
Ron i Harry spojrzeli na niego ze zdziwieniem... no tak, mogli się tego spodziewać.
-Och, to świetnie!- Ron klepnął go w plecy.- Kiedyś musimy spotkać się w całą szóstkę w Norze.
-Ach tak, Ginny i Hermiona... W "Proroku" aż dudniło o Waszym związku.- zwrócił do Harry'ego.- To prawda?
-Tak.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, aż Neville odezwał się:
-A co z Hermioną? Spotyka się znowu z tym Krumem, czy kimś? Jej też tak dawno nie widziałem...
Ronowi zapłonęły uszy. Spojrzał na Harry'ego błagając o pomoc, lecz ten tylko wzruszył ramionami.
-No wiesz...-bąknął. Nie lubił rozmawiać o takich sprawach.- Ona spotyka się ze mną...
Neville spojrzał na niego jak na barana, lecz po chwili odrzekł dziarskim tonem:
-Więc to jednak prawda, przeciwieństwa się przyciągają.


Ginny szukała czegoś w składziku sklepu "Magiczne Dowcipy Weasley'ów". Nagle usłyszała głos swojego brata..
-Ginny! Jakaś sowa do Ciebie!
Zabrała Georg'owi list i otworzyła go. Zobaczyła zdjęcie: Ron, Harry i Eric. Chwila... to nie Eric... czy to..? Bez wahania zaczęła czytać list:

Cześć, Ginny!
Jak tam u Ciebie? Wszystko w porządku? Zobacz, kogo spotkaliśmy... tak, to Neville! Jest naszym wykładowcą z Zielarstwa. Fajnie, co?
Kazał Cię koniecznie pozdrowić. I nie zgadniesz z kim spotyka się nasz wykładowcą... z Luną! Tak tą Luną Lovegood! Miło by było się w wakacje z nimi spotkać... tak powspominać Hogwartowe czasy... Co ty na to?
Kocham, Harry.

Ginny odwróciła list i natychmiast napisała:

Świetny pomysł. Pozdrów wszystkich.
Całuję, Ginny.

Odesłała list i jeszcze raz spojrzała na zdjęcie. Uśmiechnęła się pod nosem.


Była noc. Harry'ego i Rona obudził alarm. Harry słyszał go tylko raz w życiu...
Niebezpieczeństwo. To nie ćwiczenia.
To ich pokoju wpadł Neville. Był zdyszany.
-CHŁOPAKI, SZYBKO! SZUKAJĄ CIĘ, HARRY!
Cała trójka wybiegła i razem ruszyli korytarzem. Biegli prosto, skręcali co jakiś czas. Ron walczył z jakimś śmierciożercą, podobnie jak Neville. Harry postanowił pójść w ich ślady, ale nagle ugodził go Cruciatus. Tak silny jak nigdy. Poczuł, że oplątują go grube liny. Dostał jeszcze Drętwotą i kilkoma innymi zaklęciami. Zemdlał, czując, że ktoś go ciągnie.

sobota, 14 lutego 2015

14. "...ona może być niebezpieczna".




Był wieczór. Harry, Ron i Eric odrabiali pracę domową. Nagle usłyszeli cichy stuk w okno. Harry wyjrzał. Zobaczył małą, ruchliwą sówkę, która dobijała się do nich. Pewnie gdyby nie otworzył okna wybiłaby szybę.
-To Świstoświnka!-powiedział.
Świnka podała list Harry'emu i czekała na nagrodę. Dostała swój przysmak i odleciała.
Harry rozpakował list.
-To od Ginny.
Usiadł na kanapę i wpatrywał się w list.
-A kto to ta Ginny? Twoja dziewczyna?- zapytał z przekąsem Eric.
-Tak.-odpowiedział Harry.
Eric natychmiast spoważniał. Najwyraźniej chciał się podroczyć z Harry'm, myśląc, że Ginny to tylko jego przyjaciółka.
-Przepraszam, nie wiedziałem...
-W porządku.
Zebrał się w końcu na przeczytanie listu.

Cześć, Harry!
Co u Ciebie słychać? Podoba Ci się w Akademii? Opowiedz mi koniecznie, jak tam jest. No i jak się sprawuje mój braciszek.. i oczywiście Ty?
U mnie wszystko w porządku, tylko strasznie tęsknie. Może wykorzystasz jakąś swoją przepustkę, co? Nie mam jednak czasu o tym myśleć. Podjęłam się pracy w sklepie Georg'a. Wiem, że nie jest to jakąś ambitną robotą, lecz mimo wszystko na razie chcę tam pracować. Po prostu nie wiem, co chciałabym robić. Może podejmę się czegoś w Ministerstwie? Pracowalibyśmy razem. Myślałam też o quidditchu... Ale to dopiero, gdy jakaś drużyna będzie miała nabór. Na razie jest mi dobrze z tym, co robię. Tylko gdybyś Ty tu był...
Jak już mówiłam bardzo za tobą tęsknie. Brakuje mi Ciebie jak nigdy. Chciałabym znów Cię zobaczyć... chociaż na minutę. Mam nadzieję, że niedługo to się spełni.
Całuję, Ginny.

P.S. Mama Cię pozdrawia. Hermiona też.



Ginny siedziała przeglądając 'Proroka Codziennego', gdy usłyszała stukot w szybę. Otworzyła okno i do domu wleciała brązowa sowa, której nigdy w życiu nie widziała.
Otworzyła kopertę i zamarła. To od Harry'ego. Wyciągnęła list, z którego wypadło zdjęcie. Rozpoznała na nim Harry'ego, który machał do niej radośnie. Jak dobrze było go zobaczyć... Chociażby na zdjęciu. Obok siedział Ron. Uśmiechał się do niej. Trzeciego chłopaka nie poznała. Wyszczerzał do niej zęby.

Kochana Ginny.
Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że napisałaś do mnie. Też tęsknie. Chciałbym wziąć przepustkę, ale mam teraz urwanie głowy. Straszne dużo nowych wiadomości, kupa prac domowych... I wykładowcy pewnie by się nie zgodzili. Powiedzieliby, że oszalałem. Tak mi przykro... Ale niedługo są święta. Zobaczymy się niebawem, obiecuję.
Co do Akademii to bardzo mi się podoba. Wiadomo, nie jest to to samo, co Hogwart, ale mimo wszystko jest w porządku. Z Ronem dobrze sobie radzimy. Raz nawet uratował mi życie, bo... mięliśmy napad śmierciożerców w nocy. Ale nie przejmuj się, to było kilka tygodni temu i na razie mamy spokój.
Dołączam zdjęcie. Też chciałbym Cię zobaczyć... Ale jak już mówiłem niedługo to się spełni. Pewnie nie wiesz kto to ten trzeci chłopak na zdjęciu... To Eric. Nasz współlokator. Fajny z niego gość i pomógł wtedy Ronowi podczas napadu.. Tylko się nie martw! Było minęło, wszystko pod kontrolą. Ty także pozdrów Panią Weasley i Hermione.
Do zobaczenia,
Harry.

Ginny przestraszyła się na myśl o śmierciożercach... oni wrócili. Spojrzała jednak na zdjęcie. Uśmiechnęła się pod nosem. Niedługo się zobaczą...
Do kuchni wpadła Molly.
-Ginny? Co to były za stuki? Dostałaś jakiś list?
Zabrała zdjęcie córce.
-Na brodę Merlina, Harry! Jak on wymizerniał! Nie karmią ich tam, czy co?!

Harry siedział na lekcji wpatrzony w dal. Myślał o Ginny, powrocie na święta... już niedługo. Zobaczy Weasley'ów.
-Potter! Mówię do Ciebie!
Pani Andrew patrzyła na chłopaka z góry. Ocknął się i spytał:
-Tak, Pani Profesor?
-Właśnie mówiłam o pewnej roślinie, której należy użyć, gdy ktoś się otruje.- warknęła.- Nikt nie zna jej nazwy. Może szanowny Pan Nieobecny Potter wie?
Harry nie znosił tej baby. Była dla niego prawie tak wredna, jak kiedyś Snape. Już miał odpowiedzieć, że nie wie i pogodzić się ze szlabanem, gdy coś mu zaświtało...
-To bezoar, Proszę Pani.
Andrew zmierzyła go wzrokiem mordercy. Wiedział, że jest zła na niego za to, że udzielił prawidłowej odpowiedzi.
-Masz dziś szczęście, Potter.
I odeszła. A rzeczywiście, miał szczęście. Wiedział to tylko dlatego, że kiedyś uratował Rona przed niefortunnym wypadkiem, dając mu bezoar. I znów pogrążył się w zadumie.

Był w nicości. Nic nie było wokoło. Usłyszał znajomy mu głos. Ruszył za nim, by zaraz zobaczyć Lily i James'a Potterów. Uśmiechali się jak zawsze.
-Jest nasz rodzinny Auror.- powiedział James.
-Cześć..- przywitał się Harry.
-Jestem z Ciebie taka dumna, synku. Żeby być Aurorem trzeba być odważnym.. Powodzenia, kochanie.- odezwała się Lily.
Harry uśmiechnął się do nich.
-Ale nie po to tu jesteśmy.- zaczął James.- Chcemy Cię ostrzec. Uważaj na tą Andrew. Szuka na Ciebie haka, a Ty nie daj się jej zwieść.
Harry przewrócił oczami i kiwnął głową. Czy oni zamierzają prawić mu kazanie, jaki jest nieodpowiedzialny i nie uważa na lekcji?
-Wiem o czym myślisz synku, ale nie w tym rzecz.- zapewniła go Lily.- Chodzi o to, że po prostu ona może być niebezpieczna.
-Ona? Niebezpieczna?
-Tak, Harry. Jest dla ciepie opryskliwa i próbuje Cię poniżać, bo ma powód.
-Co? Ale dlaczego?
Nagle wszystko zaczęło się trząść. Z oddali słychać było jakiś głos. Rodzice znikli, a on znów leżał w swoim łóżku. Nad nim pochylał się Ron i wołał:
-Harry! Zaraz się spóźnimy na świstoklik! Dziś wracamy do domu! Święta!
Ocknął się, przetarł oczy i założył okulary. Był trochę zły na Rona. Ale potem mu opowie. Teraz musi się zbierać, bo naprawdę się spóźnią.

Pożegnali się z Erickiem i dotknęli świstokliku. Harry poczuł szarpnięcie w okolicy pępka, by znaleźć się na polanie blisko Nory. Idąc powoli opowiadał Ronowi o swoim śnie.
-Co? Andrew niebezpieczna? O co w tym chodzi?
-Tego właśnie nie wiem.
Stali pod drzwiami Nory. Zapukali głośno.
-Kto tam?- usłyszeli głos Molly.
-Ron i Harry.
Pani Weasley natychmiast otworzyła drzwi i przytuliła ich do siebie.
-Ron.. och, Ron... Jak dobrze Cię widzieć. Harry! Ty naprawdę zmizerniałeś!
Po schodach zbiegły Hermiona i Ginny. Ta druga od razu rzuciła się w ramiona Harry'ego, a ten ją pocałował.
-W końcu jesteś...- szepnęła.
-Tęskniłem.
Stali tak w siebie wtuleni, aż do słów Rona:
-Cześć, siostrzyczko!
Ginny niechętnie puściła Harry'ego i przywitała się z bratem.
Hermiona odeszła od Rona i pocałowała Harry'ego w policzek.
-Cześć. Dobrze Cię widzieć.- uśmiechnęła się.

Resztę dnia spędził razem z Ginny. Przeżyli tak utęsknione, wspaniałe chwile. Święta były piękniejsze, gdy byli przy sobie. Harry'ego bolała myśl o kolejnej rozłące. Ale nie... nie czas o tym myśleć. Są razem. I to się liczy.