poniedziałek, 2 marca 2015

25. Tajemniczy list.



Był początek grudnia. Okoliczne chodniki , drzewa i latarnie porył biały puch. Potterowie siedzieli w swoim domku w Dolinie Godryka, zabawiając małego Teddy'ego. Mężczyzna w szacie Aurorskiej właśnie zbierał się do wyjścia. Przeczesał swoje czarne włosy i skierował się ku wyjściu, całując swoją rudowłosą żonę na pożegnanie.
Od czasu ślubu Rona i Hermiony trochę się zmieniło. Po pierwsze- Ginny została na stałe zatrudniona jako reporterka dla 'Proroka Codziennego', pisała artykuły o quidditchu, dlatego często musiała jeździć na mecze, co dla Harry'ego, Teddy'ego, Rona i Hermiony było wspaniałą gratką, ponieważ zazwyczaj jeździli z nią.
Jednak zaraz po tym,  został wydany artykuł o tym, że Ginny jest w ciąży. Na początku dziewczyna była wściekła na swojego szefa, że nie dotrzymał obietnicy. Harry jednak stwierdził, że i tak by się dowiedzieli, więc się trochę uspokoiła.
Ron i Hermiona wprowadzili się do domu obok Harry'ego i Ginny. Oba małżeństwa świętowały to dosyć długo, bo w końcu mięli siebie na wyciągnięcie ręki i razem spędzali praktycznie każde wolne chwile.
Hermiona zyskała zwolenników swojej organizacji W.E.S.Z., dlatego miała sporo roboty w ministerstwie.
A Teddy? Chłopiec już się pozbierał. Co prawda, płakał bardzo długo na pogrzebie swojej babci, ale to nie zmienia faktu, że uzyskał starą wesołość. Dalej jednak, gdy wspominało się przy nim o Andromedzie, to od razu markotniał, ale ogólnie, to starał się o tym zapomnieć. Harry'emu nawet udało się wyciągnąć od chłopca, co się wtedy stało.
Teddy i Andromeda siedzieli w salonie. Babcia czytała swojemu wnukowi jakąś książkę, gdy usłyszeli dudnienie do drzwi. Kobieta, jakby zdała sobie sprawę kto to, od razu posłała chłopca do swojego pokoju. Przerażony chłopiec uciekł. Dobiegały go głosy, oba kobiece:
-Gdzie jest ten mały?
-NIC WAM NIE POWIEM!
-GADAJ, ALBO ZGINIESZ!
Po chwili milczenia, usłyszał:
-AVADA KEDAVRA!
I uderzenie o podłogę. Pomimo, że chłopiec miał dopiero 4 latka, dobrze wiedział, co robi to zaklęcie. Zamarł i wpatrywał się w drzwi. Usłyszał dudnienie kroków po schodach i poczuł, że serce mu bije niczym dzwon. Czekał w bezruchu, aż otworzą się drzwi, ale nie mógł być tego świadkiem, bo nagle znalazł się na dachu.
Nie potrafił wyjaśnić, jak to się stało. Wydawało mu się, że minęły całe wieki, zanim z góry zobaczył, jak śmierciożercy opuszczają dom, wyczarowując Mroczny Znak.
Chłopiec z powrotem znalazł się w pokoju. Był pełen szoku.
Harry słuchał tego zdumiony, bo on nie wykazywał takich umiejętności w jego wieku. Tak, przy nim zdarzały się bardzo dziwne rzeczy, gdy chodził do mugolskiej szkoły, ale nie, gdy miał 4 latka! Sam kiedyś nie wiedząc jak, teleportował się na dach, gdy goniła go banda Dudley'a. Był jednak wtedy starszy.

Tak więc teraz Harry kierował się ku drzwiom, gdy usłyszał stukot w szybę. Podszedł okna i otworzył je, a zaraz do pokoju wleciała sowa. Mężczyzna nigdy w życiu nie widział takiej sowy; była czarna niczym kawa, a jej oczy świeciły żółtym blaskiem. Pióra miała lekko zmierzwione. Wyglądała na trochę zaniedbaną.
Z zaciekawieniem otworzył list i zaczął czytać. Nie rozpoznał jednak pisma, bo litery były wyklejone z jakiejś gazety, prawdopodobnie 'Proroka'.

PoTter!
CHcemY cIę widzieĆ JUTrO o półNoCY pRZy dZIUraWym KoTLE.
JEślI sIĘ NIE zjawisZ ty, reSzTa RUdzIelCów i TA szlaMA zGiNiEcie.
NIe MożeSZ zawiAdOmić ŻADnycH AuroRóW.
ZRÓB To DLA icH DoBrA, ChCeMY TYlkO CiEBIe, WIęC Zjaw SIĘ sAm.
NIE PróBUj sZtuCZek.

Litery były tak różnorodne, że mieniły się w oczach. Harry poczuł, jak jakaś niewidzialna ręka ściska jego wnętrzności i nie chce puścić. Miał teraz tylko jeden cel- schować list.
Nie udało to się jednak. Do pokoju wkroczyła Ginny, pytając się, czemu jeszcze nie wyszedł. Szybko spostrzegła pergamin w dłoni męża, więc natychmiast go wyrwała, widząc, że mężczyzna jest czymś przerażony. Gdy przeczytała list spojrzała na niego badawczym wzrokiem.
-Nie pójdziesz tam.- stwierdziła.
-Pójdę.- odpowiedział stanowczo Harry.- Muszę, przecież wiesz...
-ONI CIĘ ZABIJĄ!- wybuchła Ginny.
-Cicho, bo Teddy usłyszy!- syknął.- Nawet jeśli to zrobią, to ja im się nie dam.
W głosie Harry'ego słychać było zdecydowanie.
-To pójdę z Tobą!
-Nie ma mowy! Muszę być tam sam, więc nawet o tym nikomu nie mów!
Ginny spojrzała na niego smutno i poczuła strach.
Harry zawsze się wywijał cało, ale miała przeczucie, że śmierciożercy tym razem przygotują się lepiej.
Mężczyzna, jakby to wyczuł podszedł do niej i przytulił ją do piersi.
-Nie martw się. Będzie dobrze.- stwierdził i pocałował ją lekko.
Ginny nie chciała, by to był ostatni raz, gdy wtula się w niego. Ogarnęła ją panika, gdy zobaczyła, że jej mąż wychodzi do pracy, by zaraz deportować się z Ronem do Ministerstwa Magii.
W dłoni ściskała dalej list. Wybiegła na śnieg, nie myśląc, co właściwie robi. Rzuciła się do drzwi swoich przyjaciół i zapukała panicznie. W drzwiach stanęła Hermiona, a Ginny zobaczyła na jej twarzy ulgę:
-Na Brodę Merlina, Ginny!- wysapała.- Myślałam, że to jakiś śmierciożerca! Wejdź.
Rudowłosa dziewczyna rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że są same. 'No tak...'- pomyślała-' Przecież Harry i Ron razem deportowali się do Ministerstwa'. Spojrzała na przyjaciółkę, która miała troskę w oczach.
-Coś się stało?- spytała. Po chwili, jakby wpadła na jakiś pomysł.- Pokłóciłaś się z Harry'm?
-Nie..- odpowiedziała Ginny gardłowym głosem. Tylko tyle była zdolna z siebie wykrztusić. Podała list Hermionie, która po chwili miała równie zmartwioną minę.
-Pójdziemy tam z nim...
-On nie chce...
-Nie obchodzi mnie to, Ginny!- stwierdziła.- Tu chodzi o mojego najlepszego przyjaciela, zawsze przy nim byłam w takich sytuacjach, więc i teraz będę!- zakończyła stanowczym tonem.
Ginny po chwili ciszy powiedziała cicho:
-Masz rację... Ale on nie może wiedzieć.
-I nie będzie wiedział!- odpowiedziała nerwowo Hermiona, jednak po chwili załamującym się głosem, dodała:- Dlaczego zawsze Harry? Czemu go to wszystko spotyka?
Ginny nie była w stanie odpowiedzieć. Dalej wpatrywała się w przyjaciółkę, czekając na jej dalszy wywód.
-Pójdziemy tam: ja, ty i Ron! Na Brodę Merlina... Ron będzie przerażony...- spojrzała smętną miną na pobliską lampę.- Ale nie zostawi Harry'ego, jestem pewna! W Dziurawym Kotle pojawimy się 3 minuty po Harry'm, żeby myśleli, że jest sam, a potem...- urwała, jakby zdała sobie z czegoś właśnie sprawę.- Ginny, ty jesteś w ciąży... Nie powinnaś...
-Och, daj spokój Hermiono!- zezłościła się Ginny i klapnęła na kanapę.- Tyle razy dawałam sobie radę ze śmierciożercami, że...
-Ale to nie chodzi o to!- przerwała jej przyjaciółka.- Tu chodzi o bezpieczeństwo tego dziecka!
-Tylko, że nie chcę, by to dziecko straciło ojca!
Hermionę uderzyły te słowa prosto w serce. Też tego nie chciała. Ta perspektywa przerażała ją, tak samo jak Ginny. Poczuła, że łzy pieką ją w kącikach oczu. Nie hamowała ich i usiadła obok Ginny, by ją objąć. Ta druga, też uroniła kilka łez, lecz zaraz dzielnie je otarła.
-Ginny...- wyszlochała Hermiona.- Ja kocham Harry'ego, tak jak ty... Tylko jako brata, nie męża..- pociągnęła nosem.- Jest mi taki bliski... Nie chcę go stracić... On dał mi przyjaźń.- Te ostatnie zdanie wyszeptała.
Ginny czuła dokładnie to samo. Kochała Harry'ego i nie mogła pogodzić się z perspektywą, że coś może mu się stać.


Tej nocy Harry spał niespokojnie. W śnie nie widział swoich rodziców... lecz Voldemorta. To wściekającego się, to śmiejącego się szyderczo, to zabijającego kogoś... Czuł, jakby to już kiedyś widział.
Obudził się zlany potem. Jego żona patrzyła na niego z troską.
-Harry..- wyszeptała.- Krzyczałeś... Czy coś...?
-Voldemort.- urwał.
Ginny spojrzała na niego gwałtownie.
-Ale chyba nie...?
-Nie. Blizna mnie nie boli...
Dziewczyna poczuła ulgę. Pogładziła swojego męża po czarnej czuprynie i pocałowała delikatnie.
Potem oboje poszli spać.

Następnego dnia Harry nie mógł skupić się na pracy. Przygnębiała go też myśl, że Teddy chyba wie, co jest grane. Przez cały dzień spoglądał na wujka niepewnie.

Nadchodziła północ. Harry patrzył na zegarek ze strachem. Gdy wybiła dana godzina, podszedł do drzwi, pewien, że Teddy i Ginny śpią. Ujrzał jednak tam małego chłopca.
-Wujku... wujku, nie idź, proszę...
-Muszę Teddy...- Harry spojrzał na niego ze smutkiem.
-Ale.. ale uważaj... Bo ja nie chcę, by się coś Tobie stało...- malec patrzył na niego ze strachem.
Harry dobrze go rozumiał. Nie mógł jednak nic zrobić. Wyminął go i wyszedł.
Jak na komendę, w tym momencie wstała Ginny. Podeszła do Teddy'ego i powiedziała:
-Zaprowadzę Cię do Nory.
Chłopiec nie protestując znalazł się w fikuśnym domu.
Molly, ku zdziwieniu Ginny i Teddy'ego jeszcze nie spała.
-Jesteście!- wykrzyknęła.- Ron mi o wszystkim powiedział...
-Dobrze mamo, ale naprawdę nie mam czasu!
-Ginny, ty szczególnie musisz na siebie uważać..
-TAK, WIEM!
Rudowłosa dziewczyna rzuciła proszek Fiuu do kominka, a w nim zabłysły szmaragdowo- zielone płomienie. Kobieta znalazła się z powrotem w swoim domu.
Machnęła pośpiesznie różdżką i przebrała się.
Do drzwi zapukali Ron i Hermiona. Obaj byli poddenerwowani.
Za chwilę cała trójka deportowała się.


Harry znalazł się pod Dziurawym Kotłem. Zewsząd otaczali go śmierciożercy. Śmiali się z jego naiwności. Nagle usłyszał znajomy, kobiecy głos.
-No, no Potter... Wspaniała gratka. Najpierw ta starucha, Andromeda, a teraz Ty...
Harry błyskawicznie obrócił się w tamtą stronę. Zamaskowany śmierciożerca ukazał swoją twarz... to ANDREW!
Kobieta jeszcze z niego szydziła, ale on poczuł, że krew pulsuje mu w żyłach. Chciał zabić tę kobietę... Ale nie mógł się zdobyć na wypowiedzenie tych dwóch, strasznych słów... ' Avada Kedavra'...
Nie potrafił. Po prostu nie mógł. Zamiast tego odwrócił się gwałtownie i rozbroił jednego ze śmierciożerców. Udało mu się jeszcze oszołomić kilku, gdy dostał silnym Cruciatusem. Osunął się po ścianie. Już podchodziło do niego kilka zamaskowanych postaci, gdy nagle te upadły bezwładnie, oszołomione.
Zobaczył Rona, Hermione i Ginny. W pierwszej chwili był na nich wściekły, ale potem poczuł wdzięczność. Ruszył do walki.
Kolejno padało na ziemię po kilka śmierciożerców. Kolorowe zaklęcia latały, niczym błyskawice po boisku quidditcha.
Walczyli już długo. Wszystko szło dobrze, gdy nagle...
Hermiona osunęła się z jękiem na ziemię, gdy dostała Cruciatusem.
Harry nie mógł uwierzyć... Oczywiście... To ANDREW!
Teraz już nie wytrzymał. Pomimo, że jego przyjaciółka za chwile była na nogach, już podbiegł do kobiety i krzyknął:
-CRUCIO!
Kobieta upadła na ziemię, wijąc się z bólu.
Harry poczuł gulę w gardle. 'Teraz... albo nigdy.'- pomyślał. Nie było jednak to takie łatwe. Ale buzowała w nim wściekłość- i przyszła mu do głowy pewna myśl. Jest jeszcze jedno zaklęcie, które zabija... i to w męczarniach. Raz już go nawet użył. Ale nieświadomie...
Ale to zrobił ktoś inny. Harry nie widział, kto to. Za sobą usłyszał głęboki głos mężczyzny:
-SECTUMSEMPRA!
Ku jego zadziwieniu, ów mężczyzna trafił w nią bezbłędnie. Prawdopodobnie chciał trafić Harry'ego, ale mu się nie udało. Harry wpatrywał się ze strachem, jak kobieta krwawi niemiłosiernie. Nikt nawet nie chciał jej pomóc... każdy śmierciożerca był zajęty sobą, oczywiście.
Po chwili kobieta już nie żyła. On, gdy dostał kolejnym zaklęciem, jakby się ocucił i powrócił do walki. Nigdzie nie mógł znaleźć sprawcy tego zabójstwa, prawdopodobne już się nie dowie..

Minęła PRZYNAJMNIEJ godzina. Walczyli już wystarczająco długo...
Harry tracił siły. Miał ochotę upaść na ziemię i tam zostać. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić... więc po prostu walczył. Trochę nieświadomie i nieprzytomnie rzucał zaklęcia. Co jakiś czas sam obrywał. Niejednokrotnie nad głową świsnęło mu zaklęcie uśmiercające.
Nagle podbiegła do nich spora zgraja ludzi. Harry przeraził się na myśl, że to kolejni śmierciożercy. Ale nie... to nie śmierciożercy... to... AURORZY!
Poczuł szczęście. Nareszcie... Tylko jak oni się o tym dowiedzieli?

Po jakimś czasie było już prawie po wszystkim. Hermiona podbiegła do Harry'ego, rzucając mu się na szyję. Dołączył do nich Ron.
Harry zamknął oczy, nie wierząc, że dalej żyje. Jak to się dzieje, że on zawsze się wywija?
Nagle coś uderzyło do niego, jak grom z jasnego nieba. Puścił swoich przyjaciół i spojrzał po nich z przerażeniem.
-Ginny...?- wykrztusił.
Teraz i Ron z Hermioną mięli nietęgie miny.
Z dala od nich usłyszeli kobiecy pisk.
_____________________________________________________________________
Ten rozdział wyglądał inaczej. Na początku to Harry zabił Andrew, ale teraz doszłam do wniosku, że Harry nie zabiłby człowieka, nawet największego wroga. Zmiana nastąpiła dnia 04.04.2015 r.



6 komentarzy:

  1. Jak zwykle super. :D Tylko co będzie z Ginny... :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    co z Ginny? ciekawe kim był ten ktoś, chciałabym Malfloya przechodzacego na stronę Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem powinnaś wrócić do pierwotnej wersji, w której Harry zabija Andrew.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    zastanawiam się co z Ginny? fajnie by było gdyby Malfloy stanął po stronie Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    fantastycznie, ale co z Ginny? a może Malfloy stanie po stronie Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń