Ginny obudziła się następnego dnia, wtulona w Harry'ego. Spędzili wspaniałą noc.
Przetarła zaspane oczy i rozejrzała się po pokoju. Uniosła się lekko, by sprawdzić godzinę. Przeraziła się.
Delikatnie potrząsnęła mężem, który uśmiechnął się pod nosem i coś zamruczał.
Potrząsnęła nim natarczywiej, a on spojrzał na nią zaspany. Owinął sobie jej kosmyk rudych włosów wokół palca i przyglądał się jej z zainteresowaniem.
Dziewczyna przygryzła wargę, ale nie uległa pokusie.
-Harry...- szepnęła, mimo woli.- Za 15 minut masz być w Hogwarcie...
Chłopak poderwał się natychmiast, szarpiąc ją przy tym lekko za włosy. Wymacał na szafce okulary i spojrzał na nią przestraszony.
No tak... Dzisiaj czwartek!
Nie ociągając się już ubrał się i zbiegł na dół, by deportować się natychmiast.
Ginny widząc to zaśmiała się pod nosem.
Chłopak wbiegł do Wielkiej Sali. Towarzyszyło mu wiele spojrzeń, nim zajął swoje miejsce przy stole nauczycielskim.
Już nakładał sobie ziemniaki, gdy nagle tace znikły i pojawiły się desery.
Zabrał się więc za czekoladowy pudding.
Krótko cieszył się spokojem, bo nadleciały sowy. Jakaś brązowa sowa rzuciła mu 'Proroka Codziennego' prosto do talerza. Obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem i rozwinął gazetę. Już na pierwszej stronie zobaczył zdjęcie domu, w którym był tej nocy. Przeklął cicho. Więc Skeeter już wie...
Przeczytał cały artykuł, w którym Skeeter wieszała na nim psy, bo znowu działał bezmyślnie.
Ucieszył się, że nie musi być dzisiaj w Ministerstwie. Już widział nabiegłą krwią twarz Watsona...
Zobaczył, że każdy mu się przygląda z zaciekawieniem i lekkim strachem znad swoich egzemplarzy 'Proroka'. Już przełknął ostatnią łyżkę puddingu i ulotnił się, tak szybko, jak tylko to możliwe.
Ruszył korytarzem na swoją pierwszą w tym dniu lekcję.
Było tak, jak się spodziewał.
Uczniowie wypytywali go, co się stało tej nocy. On odmawiał im udzielenia jakichkolwiek informacji, ku ich niezadowoleniu.
Wielu Ślizgonów patrzyło na niego z pogardą. Za pewnie uważali, że Harry jest zadowolony z tego, że każdy o nim gada i wskazuje na niego palcami, co było głupstwem. Na szczęście tylko oni tak sądzili.
A przynajmniej tak myślał...
McGonagall podeszła do niego na przerwie pomiędzy 3, a 4 lekcją. Usta miała zaciśnięta, co znaczyło, że jest nie w sosie.
Nerwowo zaprosiła go do swojego gabinetu. Gdy wszedł do niego, Harry poczuł przypływ wspomnień. Przecież to był kiedyś gabinet Dumbledor'a...
Pamiętał do dziś prywatne lekcje z Dumbledor'em... Gdy tu trafił w 2 klasie, gdy myślano, że to on spetryfikował Justyna i Prawie Bezgłowego Nicka... Nigdy nie zapomni, gdy Faweks spalił się na jego oczach, ku jemu przerażeniu.
Zdał sobie sprawę, że nie warto rozpamiętywać każdej chwili spędzonej w tym gabinecie, bo po prostu jest ich za dużo. Trafiał tu tak często, jak często łamał regulamin. Czyli prawie ciągle...
Ale teraz Dumbledor'e i reszta dyrektorów Hogwartu przyglądała mu się z zaciekawieniem. Przypomniał sobie, dlaczego tu jest.
A właściwie, to przecież nie wiedział, co tu robi. Zapytał więc nieśmiało:
-O co chodzi, Pani Dyrektor?
-Siadaj, Potter.- warknęła, niezbyt przyjemnie. Jej usta wciąż przypominały wąskie szparki.
Gdy usiedli, milczała jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu wycedziła:
-Co powiedziałeś uczniom?
Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Ja? Nic. Cały dzień odganiam się od ich pytań...
-To dlaczego po szkole chodzą takie dziwnie pogłoski?
Harry miał wrażenie, że patrzy na niego, jak na skończonego idiotę.
-Jakie pogłoski?
McGonagall zacisnęła usta tak, że w ogóle nie było ich widać.
-Nie udawaj, że nie wiesz, Potter!- żachnęła się.
Harry patrzył jednak na nią pytająco.
-Krążą pogłoski, że tej nocy walczyłeś z kilkoma wampirami, inni mówią, że Wilkołakami... Niektórzy twierdzą, że stoczyłeś walkę z groźnym potworem.- prychnęła.- Są też pogłoski, że umarłeś, po czym powstałeś, niczym inferius. Albo...- tu zatrzymała się na chwilę.- że byłeś świadkiem ponownego powstania Sam-Wiesz-Kogo.
Teraz Harry patrzył na nią całkiem zbaraniały. Kto opowiada takie głupoty? Uśmiechnął się pod nosem, czego natychmiast pożałował.
-Uważasz to za zabawne?!- prawie krzyknęła McGonagall.- Uczniowie są przerażeni, że Sam-Wiesz-Kto znów wrócił!- teraz mówiła powoli i wyraźnie.- Opowiedz mi dokładnie, co powiedziałeś uczniom.
-Nic.- żachnął się Harry.- Przecież ktoś po prostu puścił głupią plotkę!
McGonagall zwęziła oczy, zaciskając usta.
-Nic? Kto by niby żartował w ten sposób? To doprawdy żałosne, że chcesz zdobyć sławę wśród uczniów, opowiadając im takie rzeczy!
Harry wstał tak gwałtownie, że McGonagall lekko podskoczyła.
-Jak Pani może!? Przecież Pani dobrze wie, że nigdy nie chciałem tej sławy!- poczuł się niczym ten 15-latek, który stawia się nauczycielowi.- NIGDY! I nie rozpowiadałbym tych głupot, żeby zyskać sławę! Skąd w ogóle ten pomysł?!- chłopak nie panował nad sobą.- I nie wiem, kto rozpowiedział te plotki o Voldemorcie!- McGonagall wzdrygnęła się na te naziwsko.- I nie obchodzi mnie to! A znając życie, to jacyś żądni sensacji Ślizgoni i tyle...
Obrócił się na pięcie, by wyjść. Dotknął klamki, pociągnął ją gwałtownie w dół i wyszedł, słysząc za sobą łagodny głos Dumbledor'a, który zapewne przysłuchiwał się tej rozmowie z obrazu, jak reszta byłych dyrektorów szkoły.
-Minerwo, naprawdę nie sądzę, by Harry...
Nie usłyszał, bo ruszył pewnym krokiem przed siebie. Nie zwracał uwagi, na przyglądających się mu uczni, nie odpowiadał na żadne pytania, albo chociażby zwykłe 'Dzień Dobry'.
Szybko znalazł się w swoim gabinecie, więc zaczął nerwowo machać różdżką, a jego ubrania i książki same zaczęły wlatywać do jego kufra.
Robił to jednak zbyt chaotycznie, więc ubrania zwinięte były w kłębek, a książki walały się po całym kufrze.
Jednak chłopak nie dbał o to.
Miał mało rzeczy, więc szybko był gotowy do wyjścia.
Szedł korytarzem, pełnym zdziwionych spojrzeń. Dzielnie je mijał, zastanawiając się dalej, jak McGonagall mogła o czymś takim pomyśleć. Ba, jak mogła o tym powiedzieć?!
Natknął się na Jake, którego prawie przewrócił. Mruknął nieznacznie:
-Przepraszam.
I ruszył dalej. Chłopak jednak zatarasował mu drogę, patrząc na niego uważnie.
-Harry? Gdzie idziesz?
Chłopak nie zwracał się do niego 'Panie Profesorze', bo Harry po prostu tego nie chciał. Czuł się dziwnie, gdy inni tak na niego mówili.
Harry wziął głęboki wdech, zastanawiając się, czy powiedzieć prawdę. Pomyślał, że przecież i tak się dowiedzą, więc powiedział jednych tchem:
-Już nie będę Was uczyć, odchodzę.
Na te słowa podeszło do nich wiele osób. Każdy miał zdumioną i smutną minę, tylko Ślizgoni triumfowali.
-Co? Dlaczego?- wybąkał Timmy, który był wśród tłumu.
Harry westchnął, ale nic nie powiedział. Za to zrobił to jakiś niski i tęgi Puchon:
-Nie lubisz nas, prawda? Nie chcesz nas już uczyć?
-Nie w tym rzecz!- zaprzeczył natychmiast Harry.- Bardzo Was lubię! Po prostu muszę... a przynajmniej powinienem.
Każdy patrzył na niego w napięciu, aż w końcu jakaś 11-letnia Gryfonka pisnęła:
-Nie może Pan!
Harry spojrzał na nią, a ona oblała się szkarłatnym rumieńcem.
-Przepraszam. Muszę... Ale pewnie jeszcze mnie spotkacie jako Aurora.
I zaczął przepychać się między nimi do wyjścia.
Ginny była zdumiona, gdy zobaczyła Harry'ego, który wrócił tak wcześnie. Harry szybko opowiedział jej o tym, co się stało. Nic jednak nie powiedziała.
Gdy następnego dnia Harry zbierał się do Ministerstwa, zobaczył co najmniej kilkanaście sów, kłębiących się i przepychających za oknem. Patrzył na to zjawisko z lekkim uśmiechem, bo wyglądało to komicznie.
Z góry zbiegł Teddy, niezwykle rozpromieniony.
-TO DO MNIE PRAWDA!? Chcą mnie do Hogwartu!?
Ginny zaśmiała się cicho i wyjaśniła chłopcu, że przed nim jeszcze 6 lat.
Harry powoli otworzył okno, a sowy wleciały do domu, niczym błyskawice.
:(
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto pewnie ślizgoni porozpowiadali te plotki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No pewnie że Ślizgonów. A któż by inny? Pomyśl, Basiu, pomyśl!
OdpowiedzUsuńHermiona
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, podejrzewam, że to ślizgoni te plotki rozpowszechnili...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mam podejrzenia, że to ślizgoni te plotki rozpowszechnili...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza