Harry tamtej nocy nie poszedł spać. Ciągle w lekkim szoku, usiadł na kanapę i zaczął się bacznie rozglądać. Czekał, aż pojawi się Voldemort. Ale to się nie stało.
Sam nie wierzył w swoje szczęście. W sumie, to już nawet zapomniał, jak to jest, gdy nie widzi się wszędzie Voldemota.
Chociaż czuł piasek w oczach, to wiedział, że nie zaśnie. Wciąż był pewny, że zza rogu wyjdzie Voldemort, by zaraz zniknąć z jego oczu. Ale tak nie było.
Ginny obudziła się, sądząc, że ma obok siebie swojego męża. Chciała przysunąć się do niego bliżej, ale poczuła pustkę, co w rezultacie musiało wyglądać bardzo głupio.
Spojrzała na zegarek: 6:00. Harry powinien jeszcze spać.
Powoli zeszła na dół, z różdżką w dłoni. Nic nie wskazywało, że ktoś tu walczył, lub czegoś szukał. Zobaczyła tył głowy chłopaka, o kruczo-czarnych włosach, bardzo potarganych, pomimo, że mężczyzna często sobie je przeczesywał dłonią. Siedział na kanapie, wyraźnie zamyślony.
Ginny podeszła do niego przestraszona:
-H-Harry?- bąknęła.- Coś się stało? Znowu nawiedził Cię we śnie?
Miała oczywiście na myśli Voldemorta.
-Nie.- odparł Harry z uśmiechem, wyrwany z zadumy.- To znaczy... stało się coś... coś dobrego.
I nie omieszkał opowiedzieć jej wszystkiego, co się stało tej nocy.
-Harry...- szepnęła Ginny.- To.. to świetnie!
Spędzili naprawdę miły poranek. Harry trochę z niechęcią wyszedł do Ministerstwa.
W pracy, tak ja się spodziewał, wszyscy dalej wlepiali w niego wzrok, jakby bali się, że zaraz ich zaatakuje. A wyglądał na pewno jeszcze gorzej, w końcu nie spał prawie całą noc...
Ale nie obchodziło go to zbytnio... Szedł z lekkim uśmiechem na twarzy, co pewnie obserwujący go czarodzieje uznali, za złowieszczy i niebezpieczny.
Natknął się na Watson'a. Ten patrzył na niego z lekkim przygnębieniem i niepokojem.
-Potter!- wykrzyknął, jakby zdumiony.- Dogadałeś się z Harrisem?
Harry odpowiedział tajemniczo:
-I tak, i nie...
Mówił pełny optymizmu, jakby właśnie wypił felix'a felicis'a.
-Nie pogrywaj sobie, ze mną, Potter!- zdenerwował się jego szef, po czym zniżył głos, bo zauważył, że ludzie przyglądają się tej scence z zainteresowaniem.- Jeżeli Sam-Wiesz-Kto, dalej Cię nawiedza...
-Ależ ja mówię prawdę, szefie!- powiedział dziarsko Harry.- Co prawda, Harris niewiele pomógł mi w pokonaniu leglimencji, ale poradziłem sobie... I mam nadzieję, że dogadali się panowie w sprawie Hogwartu.
Odwrócił się na pięcie, nie przejmując się kompletnie sfrustrowaną miną Watson'a. Jednak mina też mu trochę zrzedła, gdy zdał sobie sprawę, że trochę za głośno powiedział słowo 'LEGLIMENCJA'. Teraz każdy patrzył na niego z lekkim przerażeniem, ale już nie dlatego, że uważają go za wariata... no może trochę, ale dlatego, że dobrze wiedzieli, co znaczy ów słowo.
Harry uśmiechnął się do nich lekko i ruszył w stronę Hermiony i Rona, którzy też tu byli. Powitał ich, jak gdyby nigdy nic, lecz Hermiona szarpnęła go za ramię, sycząc mu do ucha, że porozmawiają u niego w gabinecie. Początkowo Harry czuł się trochę urażony, zwłaszcza, że wprasza się do jego gabinetu, ale to szybko uszło.
-No więc?- zapytał, gdy Hermiona zabezpieczyła drzwi. Kobieta patrzyła na niego z wyrzutem.
-HARRY!- warknęła głośno.- Czy ty naprawdę jesteś bezmyślny, jak ostatnio Cię opisywano!? Dlaczego tak beztrosko mówiłeś sobie, że jesteś pod wpływem leglimencji, gdy wszyscy obserwowali Ciebie i Watson'a!? Czy wiesz, co ludzie będą teraz gadać...?
-Że byłem pod wpływem leglimencji i nie jestem wariatem. Tak, chyba wolę już tą wersję.- wzruszył ramionami Harry, lecz w głębi duszy było mu bardzo głupio, że się wygadał.
-Jak to BYŁEŚ?- przyjaciółka spojrzała na niego ze zdziwieniem, jakby cała złość uszła.
-Pokonałem leglimencję! Voldemort już mnie nie dręczy...
-Och, Harry!- wyrwało się radosnej Hermionie, która teraz podbiegła, by rzucić mu się na szyję. Ron jednak stał jak wryty.
-T-to ty byłeś pod wpływem LEGLIMENCJI?!- wydukał.- Ale kto?
Hermiona nagle puściła jego szyję i spojrzała na niego.
-No właśnie! Dlaczego my nic nie wiemy? I o co chodzi z tym Harris'em?
Harry zauważył, że Hermiona zarumieniła się lekko, gdy wypowiedziała nazwisko byłego profesora. Kiedyś 'potajemnie' czuła do niego miętę...
I Harry wyjaśnił im wszystko. Od owej chwili, gdy Harris go odwiedził, aż do momentu, gdy pokonał wytworzonego w jego głowie 'Voldemorta'.
-Ale... Harry..- Hermiona zrobiła bardzo hermionową minę, którą Ron i Harry znali ze szkoły.- Ale... to jest nielogiczne... Przecież zaklęcie powinno przelecieć przez Voldemorta, bo to był wytwór wyobraźni...
-Ach, czy to ważne?- żachnął się Ron. Podszedł do Harry'ego i z uśmiechem klepnął go w plecy.- Harry wrócił z wariatkowa!
Harry i Ron zaśmiali się pod nosem, ale Hermiona nie dała za wygraną.
-Ale... myślicie, że ten śmierciożerca... no umarł, czy coś mu się stało? W końcu, to musiało na niego jakoś wpłynąć, a skoro użyłeś zaklęcia uśmiercającego...
Uśmiech spełzł z twarzy Harry'ego, lecz Ron natychmiast powiedział:
-Daj spokój, Hermiono! Nawet jeśli, to nie ma czym się zamartwiać! Zasłużył sobie!
Ale ta zagadka dalej nurtowała całą trójkę.
Gdy Harry wrócił do domu, od razu powitał Ginny i Teddy'ego. Ten drugi, nie mógł się doczekać powrotu swojego wujka. Harry nie mógł jednak od razu ruszyć do zabawy z chłopcem, bo w szybę zapukała sowa. Była to zwykła płomykówka.
Harry otworzył okno, by sowa wleciała. Za chwilę zaczął czytać:
Drogi Harry!
Obawiam się, że jedyny sposób na leglimencję to oklumencja. Wiem, że nigdy Ci ona nie szła, ale liczę, że tym razem pójdzie Ci lepiej.
Napisz proszę, kiedy chciałbyś zacząć lekcje. Myślę, że im szybciej, tym lepiej, bo Profesor McGonagall wyczekuje Cię w Hogwarcie.
Edward Harris.
Harry natychmiast wziął się za pisanie długiego listu, w którym wszystko mu objaśnił.
Następne dni Harry spędzał w gronie najbliższych, a był to naprawdę szczęśliwy czas.
Harry dobrze znał swoje życie. Spodziewał się, że to może być po prostu cisza przed burzą, ale nie zamartwiał się tym na zapas, bo po co sobie psuć sobie dobry humor? Napawał się chwilami szczęścia u boku żony, przyjaciół i reszty rodziny.
Gdy przyszedł luty niespodziewanie napadało jeszcze więcej śniegu. Teddy cieszył się na myśl o bitwach na śnieżki, ze swoim wujkiem, jednak cały plan szlag trafił, gdy dowiedział się, że Harry będzie teraz uczył w Hogwarcie.
Oczywiście tylko w poniedziałki i czwartki. Na pozostałe dni miał wracać normalnie do domu, nie zamierzał mieszkać w szkole.
Po prostu w każdy poniedziałek i czwartek deportował się do Hogsmeade, a stamtąd już niedaleko do szkoły.
Tak więc w pierwszy poniedziałek lutego deportował się do ów miasteczka, by ruszyć w stronę wielkiego zamku. Czuł lekki niepokój... Jak przyjmą go uczniowie? Może będą źli, bo bardzo lubią Harrisa?
Tego dnia na śniadaniu usiadł przy stole nauczycielskim, obok Nevill'a. Nikt jeszcze go nie zauważył, bo każdy pogrążony był w rozmowie.
Jednak przed wystawieniem deserów Profesor McGonagall niespodziewanie wstała.
-Moi drodzy... Mamy drobne zmiany w gronie nauczycieli. Profesor Harris, uczący Obrony Przed Czarną Magią jest zabieganym człowiekiem. Pewna osoba zgodziła się mu pomóc, jednak będzie on uczył w naszej szkole jedynie w poniedziałki i czwartki, pełniąc jednocześnie funkcję Aurora i nauczyciela. Powitajcie Profesora Potter'a.
W sali rozległy się szepty niedowierzania. Jednak wszystko się potwierdziło, gdy Harry wstał i kiwnął głową. Każdy był zdumiony.
Najpierw wstali Jake i Timmy, gryfoni, których Harry poznał na siódmym roku nauki w Hogwarcie. Byli wtedy w pierwszej klasie, teraz są już w piątej.
Klaskali i wiwatowali głośno. Prawie natychmiast dołączył się Neville, potem Hagrid. Następnie pomogła im reszta Gryfonów, którzy wiwatowali najgłośniej. Krukoni i Puchoni także klaskali głośno. Część Ślizgonów też poklaskiwała cicho, ale byli to nieliczni.
Harry poczuł lekkie wzruszenie. Potem wszyscy ucichli jak na znak, wyczekując najwyraźniej przemowy Harry'ego. Ten jednak usiadł, nie mogąc wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
Harry swoją pierwszą lekcję miał z pierwszoroczniakami, więc nie stresował się tak bardzo. Czuł jednak lekki ucisk w żołądku.
Gdy wszedł do klasy, natychmiast zapadła cisza. Harry poczuł się nieswojo.
Zaczął wyczytywać listę osób, by lepiej ich poznać. Po kilku przerażonych osobach, Harry powiedział:
-Och, dajcie spokój. Co wy tacy wystraszeni? No przecież Was nie pozabijam.
Jednak te słowa nie dodały otuchy kolejnym wyczytanym.
Harry nagle zdał sobie sprawę, dlaczego są tacy przerażeni. Po prostu, naczytali się tych głupot w 'Proroku' o tym, że jest zbzikowany.
-Ach, teraz rozumiem.- westchnął Harry.- Po prostu czytaliście 'Proroka', tak? Nie jestem wariatem. Fakt, zachowywałem się dziwnie ostatnimi czasy, ale to tylko dlatego, że byłem pod wpływem leglimencji.
Harry nie bał się tego powiedzieć, bo wiedział, że 11-letnie dzieci nie mają jeszcze pojęcia, co to jest.
Nie przewidział jednak, że wszyscy będą tacy ciekawscy.
Jakiś niski, pulchny chłopiec zapytał:
-A co to takiego?
Harry ponownie westchnął.
-To rodzaj czarnej magii. Będziecie się o nim uczyć, ale to jeszcze kilka lat przed Wami.- powiedział, wlepiając wzrok z powrotem w listę.
-To może Pan nam powie?
-Co? Ja?- bąknął Harry.- Nie, nie powinienem....
Nikt jednak nie dawał za wygraną. W klasie rozległy się głosy, proszące Harry'ego o jakiekolwiek wyjaśnienie.
-No dobrze!- powiedział niepewnie Harry po chwili, trochę zrezygnowany.- Leglimencja, to rodzaj czarnej magii, jak już wiecie. Gdy ktoś opanuje go dostatecznie, może wpływać na myśli, wyobraźnię, sny i uczucia ofiary. Vol...- Harry urwał, by poprawić się.- Sami-Wiecie-Kto był mistrzem, jeśli chodzi o leglimencję i skutecznie ją na mnie stosował. Jedynym sposobem na pokonanie leglimencjii jest oklumencja, która nie szła mi za dobrze...- powiedział, w zamyśle, a każdy patrzył na niego z zaciekawieniem.- Och, już i tak za wiele powiedziałem. Wróćmy do naszej listy...
-Skoro oklumencja Panu nie szła, to jak Pan sobie poradził?- z końca klasy doszedł go głos jakiejś dziewczynki.
-Po prostu... musiałem się na to godzić. A po jakimś czasie Sami-Wiecie-Komu się to znudziło. Jednak ostatnio jakiś śmierciożerca zastosował na mnie jego taktykę, ale był w tym trochę kiepski, więc odbyło się bez oklumencji.. Ale dobra, naprawdę starczy!
Reszta lekcji poszła o wiele lepiej.
Jeszcze tego dnia, cała szkoła już wiedziała, że Harry Potter był pod wpływem legimencji, dlatego zwariował. Ale nie dlatego, że Harry opowiadał o tym wszystkim... nie, wręcz przeciwnie. Nie puścił pary z ust. Ale oczywiście pierwszoroczniaki rozpowiedzieli wszystkim o tym, co powiedział Harry.
Harry szybko stał się ulubionym nauczycielem. Uczniowie lubili jego lekcje, bo Harry często stosował praktykę, tak jak kiedyś, gdy nauczał w GD.
Poza tym.. prowadził je Harry Potter.
Prasa szybko dowiedziała się prawdy, chociaż Harry nie miał pojęcia jak. Skeeter szczegółowo opisała, jak to Harry był pod wpływem leglimencjii, dodając kilka faktów od siebie.
Harris śmiał się, że uczniowie czekają na poniedziałki i czwartki, a gdy widzą go, to są lekko zawiedzeni. Harry'emu było trochę głupio, ale był szczęśliwy. Oczywiście dręczyły go natarczywe spojrzenia ciekawskich, niczym za szkolnych lat, ale Harry'emu aż tak to nie przeszkadzało.
Mężczyzna wolał przebywać w Hogwarcie, niż w Ministerstwie Magii. W końcu to z niego wywodziły się wspomnienia.
Super rozdział, nie ma się do czego przyczepić :) czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńBędzie dzisiaj nowy rozdział? :D Przepraszam, że się ciągle pytam, ale jestem ciekawa i bardzo podobają mi się twoje opowiadania. :)
OdpowiedzUsuńPostaram się :)
UsuńTo super! :) Powodzonka :D
UsuńOpowiadania świetne tylko nieraz robisz błędy :)
OdpowiedzUsuńJejku.. jesteś świetną pisarką! *-* Dziś wpadłam na Twojego Bloga i czytam ho od rana cały czas.. mam przerwy tylko na obiad i toaletę... nie mogę się oderwać! Naprawdę jesteś świetną i zazdrosze takiej wyobraźni :*
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńi Harry zaczą nauczać, a uczniowie bardzo wyczekują tych lekcji...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, i już nam Harry naucza w Hogwarcie, a uczniowie wyczekują tych lekcji :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak Harry już naucza w Hogwarcie, a uczniowie wyczekują tych lekcji z wielką niecierpliwością ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza