piątek, 27 marca 2015

44. Odwiedziny u Hagrida.


Harry, Ron, Hermiona i Ginny dostali zaproszenie od Hagrida.
Tak więc w sobotni poranek Harry i Ginny wyszli przed dom, by się deportować. Ron i Hermiona mięli pojawić się później. Pod stopami skrzypiały im liście, a była końcówka października.
Znaleźli się w Hogsmeade. Żwawym krokiem ruszyli w stronę zamku. Harry niósł nosidełko z James'em.
Przeszli koło Hogwartu, spoglądając na niego tęsknie. Ruszyli w stronę Zakazanego Lasu, by stanąć przed małą chatką. Zapukali w drzwi. Natychmiast usłyszeli szczekanie psa, więc Harry szybko oddał James'a Ginny, spodziewając się 'ataku'. Nie mylił się.
Gdy tylko drzwi się otworzyły w progu stanęła wielka, owłosiona postać, a między jej nogami prześliznął się pies. Natychmiast dopadł Harry'ego, próbując wylizać mu twarz.
-Kieł!- zganił go Hagrid.- Daj spokój, Kieł... Wchodźcie, wchodźcie...
Gestem zaprosił ich do środka. Usiedli przy stoliku, a Hagrid już zaparzał herbatę.
-Cholibka, jak się cieszę, że przyszliście! Tak dawno Was nie widziałem, aż się bałem, że o mnie zapomniliście.
-Ależ nie, Hagridzie.- zapewnił go Harry.- Wiesz, dużo pracy...
-Och, Harry!- Hagrid nagle na niego spojrzał, stawiając trzy kubki z herbatą na stolik.- Jak tu pusto bez Ciebie...
Miał coś jeszcze powiedzieć, ale jego oczy ujrzały właśnie James'a.
-Cholibka!- wykrzyknął.- A to jest James?
Ginny z uśmiechem podała go Hagridowi, który patrzył jak urzeczony na małego chłopca. James zakwilił cicho, uśmiechając się lekko do Hagrida. Ku zdumieniu wszystkich, Hagrid nagle wybuchł płaczem.
-Wybaczcie...- zaszlochał, oddając Ginny chłopca.- Po prostu, tak mi Ciebie przypomina, Harry, niech skonam. Gdy zabierałem Ciebie z ruin domu Twoich rodziców też byłeś taki malutki, no może trochę starszy, ale mimo to TAKI PODOBNYYY...- te dwa ostatnie słowa przeciągnął w płaczu.- Już wtedy wiedziałem, że z Ciebie równy gość, Harry. Przeczuwałem, że nie będziesz byle kim. I proszę.. Jesteś sobie szefem biura aurorów, a Sami-Wiecie-Kto zginął z Twojej różdżki...
Wyciągnął swoją chustkę w kropki i hałaśliwie wydmuchał nos. W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
-Ach! To pewnie Ron i Hermiona...
I rzeczywiście tak było. W drzwiach stało młode małżeństwo, uśmiechając się promiennie.
-A wejdźcie, wejdźcie...
Za chwilę usiedli obok Harry'ego i Ginny, a Hagrid postawił na stole dwa kolejne kubki z herbatą. Dołożył też swoje domowe wypieki. Harry, Ron i Hermiona mięli spore doświadczenie jeśli chodzi o ciasteczka Hagrida, więc gdy niczego nieświadoma Ginny sięgnęła po jedno, rzucili jej ostrzegawcze spojrzenie, czego pół-olbrzym na szczęście nie zauważył.
-Pewnie się zastanawiacie po co tu Was ściągnąłem, co? A tak pomyślałem, że fajnie by było, gdybyście mnie odwiedzili.
Rozpoczęła się rozmowa. Hagrid opowiadał im o wybrykach uczniów, o tym jak protestowali, gdy Harry odszedł, o quidditchu i wielu innych. Rozmawiali też o Teddym. Hagrid poznał go, gdy Harry wrócił z nim z Zakazanego Lasu. Pytał się, jak się chłopak trzyma.
Harry opowiedział mu, że musiał go dla jego bezpieczeństwa przenieść do Nory. Teraz jednak, gdy śmierciożercy są schwytani, Harry zaproponował, by znów się do nich wprowadził, jeśli chce. Chłopiec jednak się nie zgodził.
Nie było to spowodowane tym, że nie lubi swojego wujostwa. O nie, wręcz przeciwnie. Gdy Harry go o to zapytał, widać było, że prowadzi jakąś wewnętrzną walkę. Odpowiedział mu szczerze, że nie może, bo nie chce zostawiać babci Molly.
Molly miała jeszcze oczywiście pana Weasley'a i Georga w domu, ale widać było, że opieka nad Teddym sprawia jej przyjemność. Najwyraźniej znów obudził się w niej matczyny instynkt.
Teddy po prostu stwierdził, że czuje się zobowiązany 'opiekować się nią'. Harry powiedział mu, że to bardzo szlachetne i mądre, na co chłopiec bardzo się ucieszył.
-No Hermiono, jak tam Twoja WESZ?- zapytał w pewnym momencie Hagrid.- Chyba dobrze, co? Jesteś bardzo szczęśliwa jakaś, cholibka.
Ginny i Harry też to zauważyli, więc z zainteresowaniem na nią spojrzeli.
-Ach, dobrze.- powiedziała Hermiona dziarskim tonem.- Zdołaliśmy przekonać skrzaty, by nie pracowały aż tak ciężko, gdy będą w stanie umierającym i nie będą mogły już ustać na nogach. Wiem, że to nie za wiele, ale i tak dobrze, jak na początek.
Hagrid zaśmiał się.
-A ty, Ron?
-No wiesz... Też mam nową posadę...- powiedział niezbyt przekonująco Ron. On też był jakoś dziwnie zadowolony.- Jestem teraz zastępcą Harry'ego...
W pewnym momencie James zaczął wyjątkowo kaprysić, więc młode małżeństwo zaczęło się już zbierać. Ron i Hermiona zrobili to samo.
-Bardzo dziękujemy, Hagridze.
-Tak, było bardzo miło.
-To na razie...- Hagrid machał im ręką, stojąc przy chatką, gdy już odchodzili.- Wpadnijcie jeszcze kiedyś...
Cała czwórka (plus James) ruszyli w stronę Hogsmeade.
-Równy gość z tego naszego Hagrida, co?- zapytał Harry.
-Tak.- opowiedziała Hermiona z nieprzemijającym dziś uśmiechem.
-No, ale nam możecie chyba powiedzieć.- powiedziała Ginny.- Co Wy tacy dzisiaj szczęśliwi?
-No przecież już Wam powiedzieliśmy...- powiedziała Hermiona, spoglądając wymownie w niebo.
-I my mamy w to uwierzyć?- zapytała Ginny podnosząc lekko brew.
-A niby czemu nie?- zaperzyła się Hermiona.
Ginny jednak nie dawała za wygraną. Spojrzała na swojego brata.
-Ron, ty mi powiedz.
Stanęła, zagradzając im drogę, opierając sobie ręce na biodrach, tak jak to robi pani Weasley. Teraz tak bardzo ją przypominała, że Harry'ego aż to przeraziło. Rona najwyraźniej też, bo wydukał:
-Daj spokój, Ginny. Nic nie ukrywamy.
Unikał jej spojrzenia.
Przez resztę drogi Ginny nie odzywała się do nich.

Gdy razem z Harrym weszli do ich domu, Ginny nadąsana nakarmiła James'a, przewinęła i ułożyła do łóżka. Przesiedzieli u Hagrida cały dzień, więc było już późno, a za oknem ciemno.
-Ginny, nie złość się już.- burknął Harry.
-Jak mam się nie złościć?- wybuchnęła Ginny.- Ukrywają coś przed nami.
-Wiem, ale to najwyraźniej nie nasza sprawa. No rozchmurz się, bo użyję na Tobie zaklęcia rozweselającego!
-Ani mi się wasz!- wycedziła przed zęby Ginny.
-No dobrze..- powiedział Harry uśmiechając się łobuzersko.- Skoro sobie nie życzysz...
I w tym momencie złapał Ginny pod boki, bezlitośnie ja łaskocząc. Kobieta śmiała się i wiła, krzycząc:
-Proszę, nie... HARRY, NIE!
Bez skutku. Jej mąż tak ją gilgotał, że wijąc się ze śmiechu opadła na kanapę. Dopiero wtedy Harry ją puścił.
Ich spojrzenia się spotkały. Obie pary oczów zabłysły. Potem pogrążyli się w pocałunkach, namiętnych i pełnych pożądania. Potem przeszli do czegoś więcej, spędzając resztę wieczoru w swoich objęciach, ciesząc się ze swojej bliskości.

9 komentarzy:

  1. Super :D Ale raz niechcący gdzieś jak Hagrid mówił napisałaś formę żeńską (nie pamiętam tego słowa xD) i tyle. :D Po za tym bardzo fajnie :) ;) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, już poprawiłam. Dziękuję :)

      Usuń
  2. Niech korzystają z upojnych nocy dopóki James nie mówi i nie chodzi 8)

    OdpowiedzUsuń
  3. I teraz czytam twojego bloga od początku. Stare dobre czasy... Dostrzegłam tylko małą literówkę: napisałaś ,,Ani się wasz'' zamiast ,,Ani się waż''
    Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    szkoda że Teddy nie zamieszkał z nimi,  ale czyżby Hermiona była w ciąży?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, szkoda że Teddy nie zamieszkał z nimi... czyżby Hermiona była w ciąży?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń