niedziela, 15 marca 2015

34. Trudna decyzja.



Zasapani i zalani potem podbiegli do Hagrida.
-Hagrid! Wynośmy się stąd...
I tak cała trójka (i Kieł) wędrowali między drzewami, najciszej jak potrafili.
A łatwe to nie było... Hagrid jest pół- olbrzymem, a Kieł wciąż ujadał...
-Możesz uciszyć tego psa?- syknął Harry.- Chyba coś słyszę.
I tak, między drzewami, troch dalej od nich, dosłyszeć można było strzępki rozmowy.
-To ty wystrzeliłaś te iskry?!- zapytał jakiś rozwścieczony mężczyzna.
-Ja?- prychnęła kobieta.- Niby po co...?
-Ty mi to powiedz!
Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu odezwała się kobieta:
-A nie wpadło Ci do głowy, że to Potter przyszedł po tego dzieciaka? I wystrzelił iskry, by przywołać pomoc?
Znów zapanowała cisza. Harry gorączkowo myślał, co ma zrobić. Pierwsza opcja to czekanie, aż sobie pójdą. Ale przecież zauważą ich, bo z Hagridem schować się nie jest łatwo. A druga...
Harry nałożył peleryną- niewidkę i podszedł cicho bliżej. Powoli wyciągną rękę spod peleryny i mruknął:
-Petrificus totalus.
Dwie zakapturzone postacie runęły na ziemię. Nie mogły niczym poruszać, jedynie oczami, więc rozglądali się panicznie, szukając sprawcy. Harry jednak dalej pod peleryną podszedł do obuch ciał i przewrócił je na brzuchy, tak, że teraz wpatrywały się w glebę, bez możliwości przewrócenia się na plecy.
Harry zdjął pelerynę i jednym gestem kazał towarzyszom ruszyć za nim. Teddy był trochę przerażony, tym co właśnie zobaczył.
I choć przeszli bezszelestnie obok śmierciożerców, którzy nie mogli widzieć, kto właśnie ich mija, to Harry był pewny, że i tak się domyślili.

Za jakiś czas wyszli z lasu. Stali przed chatką Hagrida, który zaproponował:
-Może wstąpicie do mnie na herbatkę?- przyciszył trochę głos.- Ten mały chyba jest dalej w szoku...
-Nie powinniśmy..- zaprzeczył Harry.- Ginny na pewno się niepokoi...
-Wyślemy jej list! Cholibka, Harry, dawno u mnie nie byłeś, a chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, co?
Harry zawahał się, ale kiwnął głową.
Weszli do małej chatki Hagrida, a gdy usiedli za stołem, postawił przed nimi dwa kubki herbaty i tackę ze swoimi domowymi wypiekami.
Harry, najszybciej jak tylko mógł, porwał pergamin i pióro.

Ginny,
Z nami wszystko w porządku. Teddy był w Zakazanym Lesie, jesteśmy cali i zdrowi, śmierciożercy prawdopodobnie nawet nas nie widzieli.
Nie martw się o nas, jesteśmy u Hagrida, bo Teddy powinien się trochę uspokoić, cały dygocze. Niedługo wrócimy, możesz być o nas spokojna.


-Zaniosę to do sowiarni.- powiedział Hagrid, po czym szepnął do Harry'ego- A ty w tym czasie z nim porozmawiaj.
I wyszedł.
Teddy dalej trochę przestraszony i zszokowany spojrzał niepewnie na swojego wujka. Ten zapytał:
-Teddy, co się właściwie stało?
Chłopiec przełknął głośno ślinę i zachrypiał:
-No, bo...- ucichł na chwilę.- Ja nie mogę powiedzieć...
-Czemu?
-Bo będziesz zły!
Harry westchnął.
-Obiecuję, że nie będę się na Ciebie złościć. No dalej, mi możesz powiedzieć.
Chłopiec zawahał się, po czym powiedział:
-No... Bo nie mogłem spać, a za oknem usłyszałem dźwięk deportacji, więc wyszedł na zewnątrz... I tam stali śmierciożercy... I chcieli mnie chyba sprowokować... Bo najpierw zaczęli się wyśmiewać z Was...
-Teddy..- zaczął Harry, a chłopiec ciągnął dalej.
-A potem z moich rodziców...- dodał szeptem.- Więc się wściekłem... Chciałem im coś zrobić, ale przecież nie mam nawet różdżki... I nie dałem rady...
Chłopiec zaczął łkać, a Harry przytulił go do siebie. Tak dobrze go rozumiał...
-Teddy, ja naprawdę wiem co czujesz.
Chłopiec spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-No co? Przecież znasz historię TEGO.- Harry wskazał na swoją bliznę w kształcie błyskawicy.
Teddy kiwnął głową, mrucząc coś w pełnym zdumieniu:
-No tak... Zapomniałem...
-Mi też było ciężko. Zwłaszcza, że wychowywałem się u ludzi, którzy mnie nienawidzili. To byli mugole. Zawsze, gdy ktokolwiek wyrażał się źle o moich rodzicach, reagowałem natychmiast. Wściekałem się, gotowy byłem nawet zaatakować. I nie ważne, czy był to Ślizgon, czy profesor... A raz nawet nadmuchałem swoją ciotkę, za to, co powiedziała.
Teddy zaśmiał się przez łzy.
-Jacy..- zawahał się.- Jacy byli moi rodzice?
-To byli wspaniali ludzie.- powiedział szczerze Harry.- Twój tata uczył mnie przez jeden rok Obrony Przed Czarną Magią. Był najlepszym nauczycielem, jakiego miałem, jeśli chodzi o ten przedmiot. Oprócz tego był kiedyś przyjacielem mojego taty...- tu przerwał na chwilę.- A twoja mama? Bardzo miła i pozytywna osoba. A oprócz tego odważna... Tak. Naprawdę ich lubiłem.
Harry westchnął. Też za nimi tęsknił.
-Co się działo w lesie?- zapytał po chwili.
-No... przywiązali mnie tam, a potem oddalili się ciągle o czymś rozmawiając. A potem przyszedł jeden z nich i po prostu mnie uwolnił...
-Widziałeś, kto to?
-Nie... Przecież miał maskę...
I w tym momencie wszedł Hagrid.
-Jestem, jestem.- burknął.- Po drodze spotkałem Filcha, który wrzeszczał, że uczniowie nie są w łóżkach, budząc przy tym McGonagall... Żałosny charłak. Gdy mnie zobaczył, od razu mu mina zrzedła.
Hagrid usiadł naprzeciwko Harry'ego i Teddy'ego, wziął wielki łyk herbaty, po czym ciągnął dalej:
-No i McGonagall pyta się, co ja tu robię o tej porze. To odpowiedziałem, że muszę wysłać list, bo przecież to prawda, niech skonam. Już mi chciała go skonfiskować, taka była wściekła.
Harry zmieszał się trochę:
-Wybacz, Hagridze... Nie chciałem Cię pakować w jakieś kłopoty...
-Jakie znowu kłopoty!?- wykrzyknął dziarsko Hagrid, po czym spoważniał.- To chyba WY mięliście jakieś kłopoty.
I Harry zaczął opowiadać, co się stało. Hagrid czasem przerywał, wykrzykując: 'A to nędzne szumowiny!' lub 'Jak oni śmią?! Plugawe istoty...'.
Harry po 10 minutach stwierdził, że Teddy już wystarczająco się nasłuchał, więc wypił do końca herbatę, podziękował za wszystko i wyszedł, machając Hagridowi na pożegnanie.


Gdy tylko Harry wszedł do domu od progu powitała go Ginny. Wyraźnie odetchnęła, gdy zobaczyła ich całych i zdrowych.
-Och, Teddy!- jęknęła, po czym przygarnęła chłopca do siebie.- Wszystko w porządku? Na pewno jesteś bardzo wykończony, chodź, powinieneś się porządnie przespać...Ale nam napędziłeś stracha...
Po chwili wróciła, już sama i automatycznie rzuciła się na szyje Harry'emu, jakby tylko na to przez cały czas czekała.
Harry, pragnąc tego całym sobą, pocałował ją czule, po czym razem poszli do salonu. Ginny powiedziała:
-Tak się bałam...
-Przecież wysłałem list...
-No tak.- Ginny zawahała się.- Ale bałam się, że to śmierciożercy Cię do tego zmusili, czy coś...
Przygryzła dolną wargę.
Harry ponownie przygarną ją do siebie, by okazać swoją czułość. Po kilku namiętnych chwilach wyszeptał jej do ucha:
-Kocham Cię.
Po czym ponownie odpłynęli w szczęściu bliskości.


Gdy Harry się obudził, leżał dalej spleciony z Ginny. Delikatnie wstał, by jej nie obudzić i ubrał się w swoją szatę Aurorską, myślami wciąż będąc przy tej wspaniałej nocy. Wyszedł z domu zamyślony, gdy nagle na kogoś wpadł.
-Przepraszam..- bąknął.
Zobaczył przed sobą rudego mężczyznę i odetchnął.
-Co ty taki nieobecny?- Ron wyszczerzył do niego zęby.
Nie odpowiedział. Razem deportowali się do Ministerstwa. Już mięli się rozejść, gdy spotkali Hermionę.
Wyglądała na bardzo zmęczoną. Gdy ich zobaczyła, jakby się otrząsnęła z amoku i przywitała się:
-Ach... cześć.- podeszła i pocałowała obuch mężczyzn w policzek.
-O której ty dzisiaj wyszłaś z domu?- Ron spojrzał na nią z wyrzutem.- Nie słyszałem, gdy wróciłaś, ani gdy wychodziłaś...
Hermiona westchnęła.
-Myślałam, że reaktywacja W.E.S.Z. będzie o wiele łatwiejsza...- odparła szczerze.- Mam strasznie dużo roboty, tą noc spędziłam nad papierami w Ministerstwie..
Harry spojrzał na nią ze współczuciem. Wyglądała na naprawdę przepracowaną. W tej chwili ich spojrzenia się spotkały, a Hermiona od razu stwierdziła:
-Ale ty też wyglądasz niemrawo, Harry.
-Nie, nieprawda, po prostu...
Ale teraz i Ron przyjrzał mu się uważnie:
-Stary, ukrywasz coś?
Czarnowłosy mężczyzna popatrzył po swoich przyjaciołach, po czym powiedział:
-Pogadamy później... To nie jest odpowiednie miejsca, a Watson nie może się dowiedzieć...
W tej chwili Harry usłyszał za sobą męski głos:
-Czego nie mogę się dowiedzieć?
Obrócił się automatycznie i zobaczył swojego szefa, Watsona.
-Emmm..- wybąkał, szukając panicznie jakiejś wymówki.- No... ja jeszcze nie skończyłem przeglądać tych papierów, szefie...
Watson przyglądał mu się, jakby nie przekonało go to, lecz powiedział stanowczo:
-W takim razie idź do swojego gabinetu i skończ to.
Harry pokiwał szybko głową, po czym ruszył w stronę swojego gabinetu. Za nim ruszyli Ron i Hermiona, wyraźnie zaintrygowani.
Gdy weszli, Harry rzucił zaklęcia zabezpieczające na drzwi i opowiedział im wszystko.
-Dlaczego nie poprosiłeś nas o pomoc?- zapytał Ron
-Bo.. Po prostu nie chciałem Was narażać.
-Daj spokój, stary..- żachnął się Ron.- Przecież zawsze Ci pomagamy.
Przez chwilę panowała cisza, po czym odezwała się Hermiona:
-Ron ma racje. Skoro nie chciałeś nas prosić o pomoc, to mogłeś powiadomić Aurorów.
-Dajcie spokój. Jakby Watson się dowiedział, że znowu się gdzieś wybieram, to by się wściekł. Nie chciałem robić zamieszania...
-A co z Teddy'm.- zapytała Hermiona.- Przecież nie może u Was zostać.
-Czemu?- zdumiał się Harry.
-Przecież to dla niego niebezpieczne! Śmierciożercy mogą w każdej chwili do Was wrócić i znów go porwać!
-Nie chcę się go pozbywać! On się wścieknie, ja też tego nie chcę!
-Ale tu się chyba bardziej liczy jego bezpieczeństwo, prawda?
Harry kiwnął głową, w zastanowieniu. Nie myślał jeszcze o tym.
Ron postanowił zmienić temat:
-Więc mają zdrajce w gronie śmierciożerców?
Harry ponownie kiwnął głową.
-Ciekaw jestem, kto to...

Gdy Harry wrócił do domu, zastał Ginny, kręcącą się po kuchni. Gdy wszedł, zarumieniła się lekko i z uśmiechem powitała go. Przez jakiś czas rozmawiali o zwykłych, przyjemnych sprawach, aż w końcu Harry zmienił temat, a propos Teddy'ego.
Ginny powiedziała, że też się nad tym zastanawiała, a nawet rozmawiała już o tym z Molly, która była tego samego zdania, co ona i pozwoliła wprowadzić się Teddy'emu do Nory.
Ginny też tego nie chciała. Bardzo chciałaby mieć  Teddy'ego tu, przy sobie, ale przecież tu może być w niebezpieczeństwie...
Harry więc postanowił porozmawiać z chłopcem.

Gdy wszedł do jego pokoju, Teddy siedział na łóżku, czytając zapożyczoną od Harry'ego książkę 'Quidditch przez wieki'. Harry, czując żal, powiedział chłopcu wszystko, co powinien. Teddy siedział w milczeniu, ze spuszczoną głową.
-Już mnie nie chcecie, tak? To dlatego, że niedługo urodzi się ten mały chłopiec, prawda?
Harry tego właśnie się bał. Pokręcił szybko głową i powiedział:
-Teddy, przecież wiesz, że to nie dla tego... Po prostu chyba nie chcesz być drugi raz porwany?
Chłopiec pokręcił głową.
-No właśnie! Więc zrozum, że w Norze będziesz bezpieczny. A ja i ciocia Ginny będziemy Cię często odwiedzać, zobaczysz! A gdy to wszytko się skończy, to wrócisz do nas.
Teddy pokiwał głową i spojrzał na wujka, uśmiechając się lekko.
Harry wiedział, że będzie mu brakowało tego odgłosu małych stóp na schodach... Ale Teddy'emu w Norze będzie lepiej. Tam będzie bezpieczny..
-Ale dalej będziecie mnie kochać, prawda?

-Zawsze.- powiedział cicho Harry, po czym przytulił do siebie chłopca.  



9 komentarzy:

  1. Da się dać łapkę w górę?! :D Bo jest suuuper :D ;) :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuuu super! ^^ umieram z ciekawości, kto jest zdrajcą wśród śmierciozercow :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie dziś następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    po słowach Teddiego bardziej się upewniłam, że to Malfloy, może bezpieczniejszy ale bardzo chce być przy wujku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniały rozdział, po tych słowach Teddiego upewniłam się, że to Malfloy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniale, och to jednak młody Malfloy... cieszę się z tego bardzo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń