sobota, 14 marca 2015

33. Na pomoc.



Harry spojrzał przerażony na Ginny.
-C-co?
Kobieta zaczęła cicho szlochać.
-No... Ja usłyszałam krzyk... I nie ma Teddy'ego.
Mężczyzna jednym machnięciem różdżki przywołał ubrania i pelerynę- niewidkę.
-Co robisz?- zapytała, gdy Harry bez słowa zaczął się ubierać.
-Chcesz go tak zostawić? W rękach śmierciożerców?
-Harry! Nie możesz!- Ginny podbiegła i objęła go w pasie, jakby chciała go zatrzymać.- Powiadommy Aurorów...
-Waston się nie mnie wścieknie! On nie może nic wiedzieć.- powiedział stanowczo.- Ani Ron i Hermiona... Będą chcieli mi pomóc, nie chcę ich narażać... W ogóle nikt nie może wiedzieć, jasne?
Ginny przełknęła łzy i kiwnęła głową. Była roztrzęsiona.
-Pójdę z Tobą...
-Nie ma mowy.
Ginny spodziewała się tej odpowiedzi. Przecież teraz nosi pod sercem ich dziecko... A ciąża jest już zaawansowana.
Przytuliła się do męża, a ten spojrzał w jej brązowe, zaszklone oczy.
Zielonookie spojrzenie męża jakby ją trochę uspokoiło.
-Uważaj na siebie...
-Jeśli nie wrócę do ranka, wezwij pomoc.
Pocałował ją czule, a ona próbowała odgonić myśli, że ich usta spotkały się po raz ostatni.
Postanowiła się wziąć w garść. Przecież nie jest rozkapryszoną płaczką, bojącą się własnego cienia. Jest Ginewrą Potter. I jest z tego dumna. Otarła łzy i spojrzała na Harry'ego, który stał już w progu.
-Gdzie zamierzasz iść?
-Sam nie wiem.- westchnął Harry.
I wyszedł.

Starał się zachować za wszelką cenę zimną krew, ale po prostu nie mógł. Czuł, że dygocze ze złości i strachu. Gdzie jest Teddy? Co oni mu zrobią?
Zaczął niepewnie rozglądać się po ciemnej okolicy. Żadnych wskazówek...
Ruszył kamienistą ścieżką, marząc tylko o jednym- znalezieniu chłopca całego i zdrowego. Doszedł aż do cmentarza. Zaczął rozglądać się niepewnie, po czym przeszedł przez bramę, by podejść do grobu swoich rodziców.
Nie wiedział, dlaczego to robi. Może chce jakiejś pomocy? Może po prostu nie ma już sił?
Wpatrywał się w nagrobek swoich rodziców. Zacisnął wargi, nie chcąc uronić łzy strachu i wzruszenia.
-Co mam robić?- szepnął, a głos miał roztrzęsiony.
I w tej chwili to zobaczył.
Na rozmokłej ziemi, jakby pisał to ktoś patykiem, zaczęły pojawiać się słowa. Z otwartymi ustami wpatrywał się, aż w końcu niewidzialna ręka przestała tworzyć napis. Mruknął:
-Lumos...
I z pewnym problemem zaczął czytać wyryte słowa, przyświecając sobie różdżką.

                                                           Gdzie się echo niesie?
                                                           Gdzie ciągnie natura wilka?
                                                           Tam, gdzie wieje grozą,                                                    
                                                           A stworzenia niespotykane błądzą.

Zrozumiał, że to zagadka. Wytężył umysł. Przecież już rozwiązywał gorszą, podczas Turnieju Trójmagicznego.
Wydawało mu się to oczywiste, nie potrzebował nawet Hermiony. To las.
No tak. Las. Ale jaki? Przecież nigdzie w pobliżu nie ma lasu.
Przeczytał jeszcze raz dwie ostatnie linijki...
                                                           Tam, gdzie wieje grozą,
                                                           A stworzenia niespotykane błądzą.

Zamarł na chwilę. Czyżby...
-Dziękuję...-mruknął nieznacznie w przestrzeń, a zagadka zniknęła.


Po chwili znalazł się w Hogsmeade. Ruszył szybkim krokiem w stronę błoni zamkowych Hogwartu, a stamtąd prosto do Zakazanego Lasu.
Wszedł, rozglądając się niepewnie. Co go tu czeka?
Przełaził przez gąszcz kłujących krzaków i roślin.
Postanowił nie schodzić ze ścieżki. Szedł bardzo nieufnie, nie mając pojęcia, dokąd właściwie zmierza.
W pewnym momencie wyszedł na sporą polanę. Usłyszał dziwne warknięcie za sobą. Modlił się w duchu, by nie było to jakieś złe stworzenie. W napięciu obrócił się i ujrzał... Kła.
Odetchnął z ulgą. Ale nie tylko Kieł tu był. Za nim wygramoliła się wielka postać.
-Kieł! Do nogi, czego tag war... CHOLIBKA, HARRY!?
Harry rozpaczliwie przyłożył palec do ust.
-Hagridzie... Proszę, ciszej. Co tutaj robisz?
-Co TY tutaj robisz? Przecież wiesz, że nie można Ci się tu włóczyć! Gdy McGonagall się dowie...
-Na Brodę Merlina, Hagrid!- żachnął się Harry.- Nie jestem już chłopcem... Jestem nauczycielem! A tak w ogóle NIKT nie może się dowiedzieć, jasne?
Hagrid przypatrywał się mu z uwagą.
-Niech skonam, Harry! Co ty tu robisz!?
-Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz. Bo inaczej pożegnam się z tytułem Aurora.
Hagrid zawahał się.
-No... dobra.
I Harry wszystko opowiedział. Na koniec Hagrid krzyknął:
-Cholibka, Harry! To niebezpieczne!
-Cicho!- syknął Harry.- Nie ważne... Co ty tutaj robisz?
-Ja... usłyszałem jakieś głosy i krzyki dochodzące z lasu, pomyślałem, że to jakieś dzieciaki robią sobie żarty, albo naprawdę je coś złapało... Ale, że to ŚMIERCIOŻECY!?
-Błagam, ciszej Hagridzie...- wyszeptał rozpaczliwie Harry.- Muszę już iść, Teddy może właśnie cierpieć...
I obrócił się.
Hagrid za nim zawołał:
-Ale, Harry! Pójdę z Tobą...
-Nie, bo wpadniesz w kłopoty. Na prawdę, nic mi nie będzie...
Hagrid jednak ruszył za nim.
-Nie zmuszaj mnie do rzucenia jakiegoś zaklęcia, Hagrid!
I pół- olbrzym w końcu się od niego odczepił, pomimo, że sprzeczał się w głębi z samym sobą.
Jeszcze zdążył wykrzyknąć:
-Gdy go znajdziesz wystrzel zielony iskry! Przyjdę po Was! A gdy będziesz potrzebował pomocy, to czerwone...!


Gdy Harry odszedł dostatecznie daleko, znów coś usłyszał. Zobaczył dwa światła, świecące niczym reflektory. I oto, zza drzew wyłonił się stary błękitny Ford Anglia Pana Weasley'a. Wciąż miał na sobie wgniecenia po tym, jak uratował Harry'ego i Rona przed stadem wielkich pająków, gdy byli w drugiej klasie.
Harry poczuł, jakby cofał się w czasie... Od tamtej pamiętnej nocy nie zobaczył więcej tego samochodu.
Wpatrywał się zdumiony w auto, a ono gwałtownie otworzyło drzwi. On nie zastanawiając się długo, wszedł do niego ochoczo. A ono, bez żadnego ostrzeżenia ruszyło nagle w gąszcz roślin.
Jechali tak już jakiś czas. Harry bał się najgorszego- że może być już za późno. Odganiał od siebie te myśli.
Aż w końcu auto otworzył z powrotem drzwi, wypychając Harry'ego, po czym samo odjechało.
Mężczyzna nie miał pojęcie, gdzie jest. Usłyszał jakieś rozmowy. Schował się za pobliskim drzewem, wsłuchując się w głosy.
-Gdzie chłopak?
-Zniknął!
-Jak to ZNIKNĄŁ!?
-No nie ma go!
-Idioto! A jeśli uciekł!?
-Na to wygląda..- osoba, która wypowiedziała te słowa, była wyraźnie przerażona.
-AVADA KEDAVRA!- ryknął ten drugi, po czym rozbłysło zielone światło.
Harry siedział podkulony. Nie miał pojęcia, co ma zrobić. Teddy uciekł? Ale jak?
I nagle poczuł czyjeś szturchnięcie. Obrócił się gwałtownie, z różdżką w pogotowiu w trzęsącej się ręce.
Stała przed nim zakapturzona postać. Miała maskę na twarzy. A obok niego...
-Teddy!?
Chłopiec bez słowa podbiegł do swojego wujka... cały dygotał.
Harry pragnął podziękować tamtej osobie. Jednak ona zniknęła...
Harry bez namysłu wystrzelił zielone iskry... I zdał sobie sprawę, że to była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił.
Śmierciożerca, który przed chwilą zabił swojego 'kolegę' ujrzał to. Od razu ruszył w tamtą stronę.
Teddy jeszcze bardziej dygotał, siedział jednak w milczeniu, wyraźnie przestraszony. Harry myślał gorączkowo...
I nagle do głowy wpadł mu pomysł.
Szybko wyciągnął pelerynę- niewidkę i zarzucił ją na siebie oraz roztrzęsionego chłopca.
Śmierciożerca przyglądał się miejscu, w którym kulili się Harry i Teddy, pod peleryną.
Oczywiście nie mógł ich zauważyć, więc ruszył w przeciwną stronę, znikając im z oczu za drzewami.
Harry zdjął pelerynę.
Gdzieś daleko usłyszał szczekanie kła.
Pomyślał, że nie ma co tu tkwić, tym bardziej, że muszą się wydostać stąd jak najszybciej. Zaczął więc szybko biec w stronę Hagrida, nasłuchując szczekania Kła. Za sobą ciągnął Teddy'ego, który nie potrafił dotrzymać mu kroku, bo mężczyzna był dosyć szybki.
Na szczęście, szybko ujrzeli Hagrida.

7 komentarzy:

  1. Jeju, jak dobrze, że Teddy się znalazł ^^
    Zastanawia mnie tylko, kto oddał go Harry'emu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ciekawe kto pomógł może to był Malfloy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Basiu, oświęcę cię- to był Malfoy. Tak Draco Malfoy. Nie wiem skąd to wiem. To takie przeczucie. Zresztą po przeczytaniu kolejnych rozdziałów się dowiemy.

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniale, ciekawe kto tutaj pomógł może to był młody Malfloy... bardzo bym tego chciała, lubię jego postać, a tutaj właśnie mógłby stanąć po ich stronie... idę czytać dalej to się pewnie dowiem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    wspaniale, kto im pomaga? Draco, a może ktoś inny? fajnie by było gdyby teraz stanął po ich stronie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń