Harry właśnie przekręcił się na drugi bok, mrucząc coś o faulach w quidditchu i Zwodzie Wrońskiego. Każdy przypatrywał mu się w napięciu, jednak on spał dalej. Ron szturchnął go lekko i zanim Hermiona i Ginny zdążyły zaprotestować, Harry już na nich spoglądał. Patrzył na nich pytającym wzrokiem. Po chwili, zapytał:
-Kim wy jesteście?
-Nie ma okularów.- mruknęła Hermiona, podając Harry'emu jego okrągłe okulary.
On założył je szybko, ale dalej patrzył się na nich zbaraniałym wzrokiem. Hermiona zatkała sobie dłonią usta, a Ginny szepnęła:
-On... chyba stracił pamięć.. Musiał uderzyć się w głowę.
Teraz mężczyzna zaczął rozglądać się po sali. Po chwili wyraz jego twarzy zmienił się- jakby coś zrozumiał.
-Aaach...- mruknął.- Wybaczcie. Już pamiętam.
Cała trójka odetchnęła.
-Co sobie przypominasz?
Harry skupił się, jak tylko mógł. Wytężył mózg, sięgając pamięcią wstecz.
-Pamiętam... że zaatakował mnie Lucjusz Malfoy... Potem byliśmy na błoniach, a on rzucił na mnie zaklęcie uśmiercające.. Myślałem, że odskoczyłem, ale chyba we mnie trafiło...
Ron, Hermiona i Ginny wymienili spojrzenia. Ron powiedział:
-To by się nawet zgadzało... Malfoy rzucił na Ciebie zaklęcie uśmiercające, a ty w ostatniej chwili odskoczyłeś, ale promień musną twoje ramię, więc... no... prawie umarłeś.
Harry westchnął.
-Ile tak tu leżę?
-Już szósty dzień.
Mężczyzna zaczął myśleć, czy nie lepiej by było, gdyby w końcu umarł. Ciągle przysparza im jakieś problemy. Nie śmiał jednak wypowiedzieć tego na głos.
Jego uwagę przykuła gazeta, która leżała na szafce obok. Rozpoznał 'Proroka Codziennego'.
Hermiona od razu to zauważyła, więc szybko go zgarnęła.
-Co jest?- Harry spojrzał na nią podejrzliwie.- Już wiedzą?
Hermiona trzymała teraz tak mocno gazetę, że prawie ją zgniotła.
-No... tak. Właściwie, to wiedzieli już tego samego dnia.
Harry ponownie westchnął i zapytał:
-Jak bardzo podkoloryzowana jest ta cała historia?
Ron wyszczerzył do niego zęby.
-Wiesz... Właściwie to może to nie jest takie złe... Robią z Ciebie tragicznego bohatera...
Hermiona spojrzała na niego wzrokiem z cyklu "to-nie-jest-temat-do-żartów".
-Od razu stwierdzili, że już po Tobie. Podali już nawet datę pogrzebu.
Harry uniósł lekko brwi.
-Chyba się zawiodą, jak wyjdę.
-Och, daj spokój.- żachnęła się Hermiona.- Jest dobra strona tego ataku. Schwytano prawie wszystkich śmierciożerców.
Harry uniósł się tak gwałtownie, że gdyby zobaczyła to jakaś pielęgniarka, to zbeształaby go za to.
-Naprawdę?
-Tak.- powiedział rozradowany Ron.- Uciekła tylko niewielka garstka.
Harry opadł z rezygnacją na poduszki:
-Ale przecież i tak uciekną. W Azkabanie nie ma już dementorów, więc...
-Nie byłabym tego taka pewna.- powiedziała Hermiona z uśmiechem.- Podobno zastosowali jakieś nowe środki bezpieczeństwa...
-Charlie mówił mi, że sprowadzono smoki!- ucieszył się Ron.
Harry nie mógł w to uwierzyć. Czyżby naprawdę ta katorga miała się niedługo zakończyć?
-Będziemy musieli to sprawdzić.- powiedział natychmiast Harry.- No i oczywiście schwytać resztę tych śmierciożerców...
Harry poczuł, że coś mocno ścisnęło jego dłoń. Zobaczył Ginny. Do tej pory się nie odzywała, cały czas trzymając go za dłoń. Mężczyzna prawie zapomniał o jej obecności. Przyjrzał się jej. Miała dosyć zaczerwienione i zmęczone oczy. Teraz zobaczył, że Hermiona też. Ron także wyglądał na markotnego. Zrobiło mu się strasznie głupio.
Hermiona nagle powiedziała:
-Pójdę po uzdrowiciela, pewnie się ucieszą, że już się obudziłeś...
Rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w stronę Rona, a ten wstał natychmiast i powiedział:
-Pójdę z Tobą.
Wyszli razem, więc teraz małżeństwo zostało sam na sam. Harry zapytał cicho:
-A gdzie James?
-W Norze.- wykrztusiła Ginny. Głos dalej miała trochę drżący.
Wpatrywali się w siebie w ciszy.
-Harry, myśmy tu odchodzili od zmysłów..- powiedziała niepewnie Ginny.
-Nie musieliście tu siedzieć. Ciągle tylko zawracam Wam głowę...
-Zwariowałeś?- przerwała mu jego żona.- Musisz mi coś obiecać. NIGDY. WIĘCEJ. MI. TEGO. NIE. ZROBISZ.- te słowa wypowiedziała bardzo wyraźnie.- Jasne?
Harry nie mógł jej tego obiecać. Powiedział tylko:
-To niedługo się skończy, Ginny. W końcu będziemy mięli spokój...
-Wiem, Harry. I naprawdę tego chcę. Ale teraz mi obiecaj- będziesz uważał.
-Obiecuję.
Ginny przybliżyła się do niego, a on wcale tego nie planując pocałował ją. Poczuł, że wszystkie troski nagle odpływają, jest tylko on i Ginny. I nic więcej się nie liczy.
Niestety tą chwilę przerwał uzdrowiciel, który wbiegł tu w otoczeniu pielęgniarek.
-Na brodę Merlina, Panie Potter!- wykrzyknął rozradowany.- Witamy z powrotem!
Na gacie Merlina, super! Pisz szybciutko!
OdpowiedzUsuńSUPER!!!!!!!! juz nie moge sie doczekac dalszego losu potterow i ich rodzinki :)))))
OdpowiedzUsuńKocham te teksty typu: "Witamy z powrotem, Potter!" albo "Harry! Wróciłeś!" (to drugie z innego opowiadania)
OdpowiedzUsuńReklama zawsze spoko :P
HopelessLifeOfHope.blogspot.com
Extra!
OdpowiedzUsuńSuperowe opowiadanie naprawdę spoko♡♡♥♥
OdpowiedzUsuńTen gif! George tak szybko przeleciał!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńw końcu Harry się obudził, prorok jak zwykle wszystko koloryzuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, no w końcu Harry się obudził, a prorok o jak zawsze wszystko koloryzuje...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Harry nareszcie się obudził, a prorok to jak zwykle... wszystko koloryzuje...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza