Była połowa stycznia. Śnieg za oknem powoli topniał i zrobiła się chlapa.
Czarnowłosy mężczyzna w okrągłych okularach zmierzał błotnistą drogą w szacie Aurorskiej.
Nagle zatrzymał się wpatrzony w jeden punkt. Za chwilę jednak ocknął się, przeczesał nerwowo dłonią swoje czarne włosy i ruszył dalej, by się deportować.
Harry'emu polepszyło się trochę. W sumie... nie wiadomo, czym było to spowodowane.
Wątpił, że Świętym Mungiem. Tak, Harry leczył się w Świętym Mungu.
Molly, gdy tylko dowiedziała się, w jakim stanie jest jej zięć, to od razu zapisała go do uzdrowiciela.
Uzdrowiciel ten, gdy dowiedział się, co Harry'ego dręczy lekko się przeraził. Podawał mu jakieś eliksiry i inne ziółka, które smakowały jak...
Nie ważne. W każdym razie, sekretarka, która miała listę wszystkich pacjentów szybko wygadała się Skeeter, na jakim oddziale leczy się Harry Potter. Więc kilka dni później ujawnił się artykuł, że Potter jest chory psychicznie.
Harry już nie reagował, tak jak wcześniej... nie upadał, tym bardziej nie mdlał. Po prostu, gdy zobaczył Voldemorta zatrzymywał się w miejscu, patrząc czujnie w tamten punkt. Gdy coś akurat mówił, ucinał w połowie zdania.
Teraz chłopak szedł pierwszy raz do pracy, od czasu, gdy dostał urlop.
Gdy tylko wszedł do Ministerstwa Magii, zapragnął jednego- dostać się do swojego gabinetu i zająć się papierkową robotą, nie spotykając nikogo po drodze.
Jednak nie było to takie łatwe- cały czas towarzyszyły mu natrętne spojrzenia. Miał ochotę krzyknąć, by się odczepili, zajęli się sobą, ale wiedział, że wtedy będą uważać go za jeszcze większego wariata.
Ludzie obserwujący wokół na pewno się zdziwili, gdy mężczyzna zatrzymał się nagle, wpatrując się w jeden punkt, by zaraz otrząsnąć się i ruszyć dalej.
Nagle ktoś złapał Harry'ego za ramię. Chłopak odruchowo uniósł różdżkę, lecz szybko ją schował, gdy zobaczył przed sobą swojego szefa.
-Witaj wśród żywych, Potter.- Watson uśmiechnął się lekko.- Jeśli możesz, to chodź za mną do mojego gabinetu.
Czarnowłosy mężczyzna chyba nie miał większego wyboru, więc posłusznie ruszył za Watsonem.
Gdy jego szef zamknął drzwi od swojego gabinetu, zapytał:
-Tak więc? O co chodzi?
-Musisz mi powiedzieć Potter, co się z Tobą dzieje. Czytałem 'Proroka' i...
-Jeszcze nie oszalałem.- przerwał mu Harry.- Chyba... W każdym razie, nie mam zamiaru nikomu się spowiadać, czy jestem wariatem, czy też nie.- uciął ostro.
Watson trochę poczerwieniał.
-Potter! Uważaj co mówisz!- zezłościł się.- Jesteś naprawdę BEZMYŚLNYM, ale bardzo cenionym Aurorem... Jesteś bardzo dobry w tym, co robisz, wszyscy Cię tu szanujemy, miałeś W z owutemów z Obrony Przed Czarną Magią..
-Do czego to prowadzi?!
-A do tego, że jeżeli mi nie powiesz, to będę zmuszony Cię zwolnić, a to by była duża strata dla Ministerstwa!- Watson podniósł głos.- Muszę wiedzieć, w jakim stanie psychicznym jest jeden, z naszych najlepszych Aurorów.
Harry prychnął. Nawet jeśli to prawda, to i tak Watson mówi to, by go udobruchać.
- Jeżeli jesteś w bardzo złym stanie, to nie będziemy mogli wysyłać Cię na misje...
-Ale jak sam widzisz, jest w porządku!- wybuchnął Harry, zapominając do kogo właśnie się zwraca.- Jestem to, stoję na nogach i wie...
Nie dokończył. Nagle spojrzał w jeden punkt. Wpatrywał się w niego, z wiadomych powodów. Szybko jednak odwrócił wzrok i jak gdyby nigdy nic patrzył zielonymi oczami na swojego szefa.
-Na Brodę Merlina, Potter!- wykrzyknął sfrustrowany Watson.- Co się z Tobą dzieje! Jakbyś odleciał tak podczas walki ze śmierciożercami, to...
-VOLDEMORT!- wybuchnął Harry, rzucając zaklęcie na drzwi.- Widzę go wszędzie!
Watson aż przysiadł. Złapał kartkę pergaminu i wydukał:
-H-Harry... Ja... ja znam kogoś, kto może Ci pomóc...- wyjął sowę z klatki i wręczył jej list.- Jest pewien Auror, który...
-Nie potrzebują niczyjej pomocy!- Harry ruszył do drzwi.- Jakoś sobie radzę! A teraz pozwól, szefie, że wrócę do swojej roboty.
I wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie zwracał uwagi, że każdy obserwował go bacznie. Ruszył przed siebie.
Nagle ktoś dotknął jego ramienia. Harry obrócił się na pięcie i warknął głośno:
-CO ZNOWU!?
Przed sobą zobaczył Rona z nietęgą miną.
-Och, wybacz Ron... Myślałem, że to ktoś inny.
-W porządku. Jak sobie radzisz?
-Ciągle to samo... Gdzie się nie obrócę tam...
Nie dokończył. Ale nie dlatego, że zobaczył Voldemorta. Po prostu każdy 'przechodzący' obok wyłaził ze skóry, by ich podsłuchać.
-Pogadamy później. Watson już zrobił mi przesłuchanie, więc wystarczy, że on już wie.- spojrzał pogardliwie na podsłuchiwaczy. Uniósł w geście pożegnania dłoń i ruszył do gabinetu.
Szedł korytarzem, gdzie z 'niewiadomych' powodów było więcej ludzi niż zwykle. Westchnął i wsiadł do windy, a za nim jeszcze kilka osób. Usłyszał kobiecy głos:
-Co z Tobą?
-Nic Ci nie powiem, nawet na to nie licz...
Jednak zrozumiał, że powiedziała to Hermiona. Po raz kolejny zachował się chamsko w stosunku do przyjaciół.
-Wybacz, Hermiono...- powiedział Harry, zastanawiając się, jakby porozumieć się z nią szyfrem, by nie powiedzieć za wiele.- Nie jest lepiej, ani gorzej. Często się ujawnia i przeżyłem już dzisiaj przesłuchanie na ten temat, więc mój Pan już wie. Pogadamy później.
I wyszedł, bo winda akurat się zatrzymała. Ludzie w windzie mięli zdziwione miny, Hermiona jednak dobrze go zrozumiała.
Harry już się zbliżał do swojego gabinetu, gdy usłyszał kolejny głos. Z niechęcią się obrócił i flesz aparatu go oślepił. Przemawiała do niego kobieta:
-Witam, jestem Rita Skeeter i...
-Wiem, kim jesteś.- mruknął Harry.
-Chciałabym udzielić z Panem wywiadu...
-Nic Pani nie powiem. Wszystko ze mną w porządku. Przepraszam, ale muszę wrócić do pracy.
Harry zatrzasnął kobiecie drzwi przed nosem, nie zastanawiając się nad tym, że prawdopodobnie w następnym 'Proroku' ukaże się artykuł, że jest z nim coraz gorzej.
Zasiadł za biurkiem, przeglądając papiery.
Miał nadzieję, że będzie miał już spokój, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował je, jak gdyby nic nie usłyszał. Pukanie jednak stało się trochę natarczywe, więc rzucił niedbale:
-Proszę.
Ujrzał wysokiego mężczyznę o niebieskich oczach, w średnim wieku. Natychmiast wstał.
-Profesorze Harris!
-Witaj, Harry! Na Brodę Merlina, jak ja Ciebie dawno nie widziałem!- powiedział ze swoim uśmiechem na twarzy.
Harry odwzajemnił uśmiech. Bardzo lubił tego nauczyciela, a ostatni raz, gdy go widział, to było to wtedy, gdy trafił do Świętego Munga, po walce ze śmierciożercami.
-Ja też Pana dawno nie widziałem! Niech Pan usiądzie.
Gdy Harris zrobił to, Harry kontynuował:
-Jak w Hogwarcie?
-W porządku.- Harris trochę zmarkotniał.- Ale trochę ciężko jest mi połączyć obowiązki Aurora i nauczyciela.- westchnął.
Harry kiwnął głową.
-Ale jestem tu, by z Tobą porozmawiać. Wiem, że ostatnio coś Cię trapi.
Teraz i Harry usiadł, wzdychając. Więc do niego napisał Watson.
-Tak, ale...
-Powiedz mi, Harry. To może być poważniejsze, niż Ci się wydaje.
Harry z niechęcią opowiedział mu o tym wszystkim. Harris milczał. Był wyraźnie zmartwiony:
-Harry... Ja nie wiem jak Ci to powiedzieć... Więc myślę, że jakiś śmierciożerca nauczył się leglimencji i...
Ucichł, gdy Harry spojrzał na niego.
-S-słucham?
-Leglimencja. To taki rodzaj czarnej magi, który...
-Wiem, co to leglimencja.- uciął Harry.- Kiedyś Voldemort używał jej wobec mnie, ale trochę w innej formie. Dochodził do mnie poprzez sny..
Ucichł, bo obok Harris'a stał Voldemort. Wpatrywał się w niego.
-Harry?
Chłopak ocknął się.
-Znowu...- mruknął.
Harris przypatrywał się mu z zainteresowaniem.
-Więc opanowałeś oklumencję?
-Nie.- Harry skrzywił się na wspomnienie swoich lekcji ze Snape'm.- Czy to konieczne?
-Sam już nie wiem...- westchnął Harris.- Być może znajdzie się jakiś inny sposób, ale obawiam się, że szanse są nikłe.
-Rozumiem.
Harry wpatrywał się w swoje adidasy. Ile by dał, by nie uczyć się oklumencji. To zawsze była dla niego udręka.
-Jeszcze jedno, Harry.
Chłopak podniósł wzrok na Harrisa.
-No więc... Jak już mówiłem... Ciężko jest mi pogodzić obowiązki Aurora i nauczyciela. I mam pewną propozycję.- Harry drgnął lekko.- Gdy już wszystko wróci do normy... To chciałbym Cię prosić o pomoc... W jakie dni pełnisz wartę w Hogwarcie?
-Poniedziałki i czwartki.
-Świetnie. Tak więc mógłbyś wtedy zastępować mnie? Ja bym Ci dawał materiał, który trzeba przerobić, a ty byś pełnił w szkole funkcję jednocześnie nauczyciela i Aurora. Ja bym wtedy przybywał do Ministerstwa...
Harry ze zrozumieniem kiwnął głową. Po prostu mężczyzna sobie nie radził.
-Przykro mi, że muszę Cię o to prosić. Ale to tylko te dwa dni w tygodniu... Profesor McGonagall już się zgodziła, więc jakbyś mógł...- spojrzał błaganie na Harry'ego.- Ja oczywiście dogadam się z Panem Watsonem.
Harry miał wahania nastroju. Z jednej strony, to jakby nie patrzeć nowe zadania, obowiązki, mniej czasu dla rodziny...
Ale z drugiej? Powrót do Hogwartu... Spotkanie Nevill'a i Hagrida... może nawet Harry załapałby się na jakiś mecz quidditcha?
Uśmiechnął się pod nosem. Przecież raz już był wykładowcą w Hogwarcie... I dowódcą GD...
Tak... To nie byłoby takie trudne. A z resztą... to tylko dwa dni w tygodniu.
I bardzo chciał pomóc Harris'owi. Bo co by wtedy zrobił, gdyby ten nie zabrał go do Munga?
-To będzie dla mnie zaszczyt, Panie Profesorze.
Harris uśmiechnął się i uścisnął mu serdecznie dłoń.
-Bardzo dziękuję, Harry! Tak więc... Ja się odezwę, gdy będę coś wiedzieć na temat tej leglimencji...
-Mam nadzieję, że Pan coś znajdzie...- mruknął Harry.- Nienawidzę oklumencji.
Harris zachichotał cicho i obrócił się w stronę drzwi.
-Zaczniesz więc, gdy wydobrzejesz. Ja idę do Pana Watsona.- powiedział, otwierając drzwi.- A... jeszcze coś, Harry. Gratuluję dziecka.
Wyszedł, zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć.
Ginny krążyła po kuchni, zastawiając stół. Teddy już spał, wyczerpany po całodniowej zabawie w błocie. Chciała coś przygotować, by Harry miał umilony powrót.
Po prostu bardzo się o niego martwiła. I wiedziała, że ten pierwszy dzień na pewno nie był łatwy, po tym co powypisywała Skeeter.
Spojrzała na zegar. Wskazówka Harry'ego właśnie przestawiła się z "Podróż" na "Dom".
Podbiegła do przedpokoju i ucałowała swojego męża w policzek.
Gdy ten zdjął kurtkę złapała go za rękę i zaprowadziła do kuchni.
Harry się zdziwił na widok przygotowanej kolacji. Nie spodziewał się tego w ogóle.
-Och, Ginny...- wyjąkał.
-Siadaj.
Usiedli naprzeciwko siebie, a zaczarowany półmisek sam podleciał, by małżeństwo mogło sobie nałożyć potrawy.
Harry i Ginny rozmawiali długo o tym, co się dzisiaj stało. Chłopak dokładnie opowiedział swojej żonie o propozycji Harrisa. No i o leglimencji...
Ginny trochę się przestraszyła, gdy to usłyszała.
On jednak nie był tym jakoś zmartwiony. Powiedział, że być może odbędzie się bez oklumencji, a to byłoby mu bardzo na rękę. No i okazało się, że jednak nie zwariował...
Na koniec powiedział:
-Z wielką chęcią wrócę do Hogwartu, ale trochę mi głupio...- westchnął.
-Czemu? Przecież McGonagall bardzo Cię lubi...
-Nie w tym rzecz. Po prostu... ostatnio Was zaniedbałem... Ciebie i małego..
Ich spojrzenia spotkały się.
-Nie przejmuj się... Rozumiem to..
-Wynagrodzę to Wam. Na pewno.
Ginny przez chwilę zastanawiała się nad tym co powiedział, gdy ten ciągnął:
-I bardzo dziękuję Ci za tę kolację. Nie spodziewałem się, więc głupio mi jeszcze bardziej.
Wstał i uklęknął przy niej. Pocałował ją lekko w usta, a ona z rozkoszą mu odpowiedziała.
-Nie złoszczę się.- mruknęła, niczym kotka.
-Kocham Cię.- szepnął Harry.
Ginny już miała odpowiedzieć, że też go kocha, ale Harry nie pozwolił jej. Teraz pocałunki były bardziej namiętne.
A resztę tego wieczoru spędzili w swoich objęciach.
Harry był w nicości. Niczego wokół nie było. Już myślał, że usłyszy znajomy głos swojej matki, jednak usłyszał męski głos. Go też znał.
Ruszył w tamtą stronę, trochę nie pewniej niż zawsze. Ujrzał swojego byłego dyrektora- Albusa Dumbledor'a.
Nie spodziewał się. Uśmiechnął się jednak lekko.
-Witaj Harry.- przemówił Dumbledore, mierząc go wzrokiem spod swoich okularów- połówek, niczym rentgen.
-Dzień dobry, Profesorze.
-Ach, Harry...- powiedział swym spokojnym głosem Dumbledore.- Jak dobrze Cię widzieć. Usiądź proszę.
Chłopak rozejrzał się wokół, zastanawiając się, gdzie ma usiąść.
-Ach, byłbym zapomniał...- mruknął Dumbledore, wyczarowując niewielką ławkę.
Nie była ona w pełni materialna, z resztą tak jak postać stojąca przed czarnowłosym chłopakiem.
Harry postanowił jednak zaufać swojemu byłemu dyrektorowi i spróbował usiąść na ławkę. Przymknął oczy, spodziewając się, że zaraz wpadnie w nicość, jednak nic takiego się nie stało. Dumbledore przysiadł się obok niego, i rzekł:
-No więc, Harry, słyszałem o Twoim powrocie do Hogwartu..
-Tak.- kiwnął głową chłopak.- Jednak trochę to jeszcze potrwa. Prawdopodobnie będę musiał opanować oklumencję, a pamięta Pan chyba moje lekcje ze Snape'm...
-PROFESOREM Snape'm..- przerwał mu Dumbledore.- Pomimo, że on nie żyje, to trzeba mu okazać szacunek. Ale tak, pamiętam. I jestem tu, by dać Ci pewną radę.
Harry przypatrywał się profesorowi z zainteresowaniem, jednak nic nie powiedział.
-Wiem jak to zatrzymać. Ten, który włada Twoim umysłem średnio się zna na tym, co właśnie robi...- zaśmiał się Dumbledore.
-A kto to?
-Nie mogę Ci powiedzieć, Harry. Ale poradzę Ci jedno: przezwycięż swój strach i stań przed nim jak równy z równym.
-Ale co to znaczy? I czemu mi Pan tego nie powiedział, gdy Voldemort władał moim umysłem?
-Nie powiedziałem tego, bo Voldemort był mistrzem leglimencji, Harry.- rzekł spokojnie Dumbledore.- A co to znaczy, musisz domyśleć się sam.
Harry miał jeszcze o coś zapytać, ale ławka zaczęła się nagle wydłużać, a Dumbledore oddalać.
Harry obudził się. Obok niego leżała Ginny, jeszcze go obejmowała.
Wstał powoli. Coś mu mówiło, by pójść do salonu.
Zszedł najciszej jak mógł, by nikogo nie obudzić.
Tak jak myślał- w salonie stał Voldemort.
Harry jednak nie zatrzymał się. Podszedł blisko do Czarnego Pana, że ich nosy by się styknęły... gdyby Voldemort go miał...
-Nie boję się Ciebie.- wycedził przez zęby Harry.- Jesteś fikcją. Nie żyjesz już dawno.
Uniósł różdżkę i powiedział: 'Avada Kedavra'.
Nie bał się wypowiedzieć tego zaklęcia, tylko dlatego, bo wiedział, że walczy z własną wyobraźnią.
Logicznie rzecz biorąc, zaklęcie powinno przelecieć przez tą kreaturę... Ale tak nie było. Ugodziło Voldemorta prosto w serce, a ten nie upadł. Po prostu się rozpłynął, niczym mgła.
Ale Harry wiedział, że właśnie pokonał własny lęk.
I Voldemort już się więcej nie pojawił.
P.S. Jeżeli już tu jesteś, to zostaw komentarz :) Bardzo mnie ciekawi, jak Wam się podoba moje opowiadanie. Dziękuję :)
Bardzo super :D ;)
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie lubie ff. Ale Twój mnie chyba przekona :) super opowiadanie!
OdpowiedzUsuńBędzie dzisiaj nowy rozdział ? :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie :(
UsuńMiałam dzisiaj urwanie głowy, ale obiecuję, że jutro będzie :)
Oki, dobrze, że chociaż będzie ;)
UsuńBardzo się cieszę ze tu trafiłam :D super Zuza!
OdpowiedzUsuń"Podszedł blisko do Czarnego Pana, że ich nosy by się styknęły... gdyby Voldemort go miał..." wielbię cię xdd xdd super rozdział! Gify władają światem xpp xpp
OdpowiedzUsuńCool!!!!!
OdpowiedzUsuńSuper! *-*
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńWszystko dobrze tylko trochę za bardzo nadużywasz odmieniania zaklęć przez przypadki. Oczywiście to Twoje opowiadania i możesz pisać jak chcesz ale trochę to razi. Fabuła ciekawa i chce się czytać :) możesz pisać bardziej rozbudowane opisy bo akcja tak szybko sie dzieje, że w głowie mi sie nie mieści :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńto ciekawe, ale się udało mam taką nadzieję...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Niesamowity rozdział czytałam już wiele opowiadań o dorosłym życiu Harry'ego i Ginny ale twoje jest naprawdę niesamowite i unikalne. Życzę duuuuużo weny
OdpowiedzUsuńSuper! Uwielbiam blogi zgodne z kanonem. A jeszcze bardziej uwielbiam serię o HP. Rozdział świetny, gif tak samo:). Tak na marginesie: skąd on jest? Życzę weny i pomysłów.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Agnieszki
PS. Zapraszam na bloga ,,Hogwardzki Trójkąt"
Ekstra gif, ekstra opowiadanie. Wszystko ekstra ;)
OdpowiedzUsuńVeronica
Nigdy nie czytałam lepszych opowiadań!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńciekawy rozdział, mam nadzieję, że się uda...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, trzymam kciuki aby wszystko się udało...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza