Ron zaczął myśleć gorączkowo. Nich ich nie zauważał. Właśnie obok nich przeszedł Watson, który także ich nie widział. Ron ryknął, ile sił w płucach:
-WATSON! DO CHOLERY, WATSON!
Ich szef jakby zdenerwował się na to, jak Ron się do niego odzywa. Jednak gdy zobaczył Harry'ego, nad którym klęczał rudowłosy mężczyzna, od razu pobladł.
-Zabieraj go do Munga! TERAZ!
Z tłumu wyłoniła się Hermiona. Gdy tylko zobaczyła całą tą scenę wydała z siebie zduszony krzyk. Weasley'owie złapali Harry'ego za ramię i razem się deportowali, oboje z przerażeniem wpatrzeni w zastygłą twarz mężczyzny.
Gdy tylko znaleźli się w Mungu podbiegło do nich kilku uzdrowicieli. Wszyscy lekko zszokowani, zabrali Pottera na salę.
To były naprawdę trudne chwile. Hermiona wylała tysiące łez, pogrążona w niepokoju.
Ron także strasznie się martwił o Harry'ego, ale próbował wspierać Hermionę, co nie było łatwe, z tym, jak się czuł. Może gdyby mu towarzyszył, to by się to nie stało...
Wkrótce do Munga wpadła reszta rodzinki: Ginny z Jamesem w nosidełku, Molly, Artur, George i Teddy.
Ginny cała drżała. Od razu napadła na dwójkę swoich przyjaciół, wypytując ich o wszystko. Niestety, wiedzieli tyle samo, co ona.
Reszta rodziny, a zwłaszcza Molly byli zmartwieni. Nawet z twarzy Georga spełzł uśmiech. Teddy wyłaził ze skóry, by cokolwiek się dowiedzieć.
Po godzinie wyszedł uzdrowiciel. Każdy natychmiast wstał, przypatrując mu się bacznie.
-Więc...- zaczął grobowym głosem uzdrowiciel, wpatrując się w czubki swoich butów.- Jest źle. Musimy czekać, te kilka najbliższych nocy będą najtrudniejsze, one zadecydują, czy Potter przeżyje.- westchnął i teraz na nich spojrzał.- Nie możemy się oszukiwać. Szanse są naprawdę nikłe.
I obrócił się, najwyraźniej bojąc się reakcji. Ku jemu niezadowoleniu, Ron zaczął niepewnie:
-Ale... Co mu się właściwie stało?
Uzdrowiciel ponownie westchnął i niechętnie się obrócił w ich stronę:
-Mamy pewną hipotezę. Prawdopodobnie trafiło go zaklęcie uśmiercające. Na pewno nie uderzyło go całe, bo nie byłoby żadnych szans, ale często wystarczy delikatne muśnięcie, by człowiek zginął. Pewnie widząc zielony płomień odskoczył, ale niewielka część zaklęcie go uderzyła.
I wyszedł
Wszyscy spojrzeli po sobie. W sumie, miało by to jakiś sens...
Gdy Harry, Ron i Hermiona byli w 6 klasie Katie Bell dotknęła przez dziurę w rękawiczce przeklętego naszyjnika. Nałożona na niego była klątwa, która zabijała.
Ona po prostu, delikatnie go musnęła, a już oberwała. Na szczęście nie umarła, ale gdyby dotknęła go gołą ręką, już by było po niej.
Teraz i Ginny nie wytrzymała i dołączyła się do szlochającej Hermiony. A trzęsła się tak, że Artur musiał zabrać z jej rąk również płaczącego James'a.
Ron nie mogąc na to wszystko patrzeć, powiedział:
-Słuchajcie... Harry'emu już tyle razy się poszczęściło... Więc i teraz tak będzie...
Ale mężczyzna chyba nie sam wierzył w to, co mówi, więc umilkł.
A jeżeli limit szczęścia Harry'ego się wyczerpał?
Po jakimś czasie ustalili, że Molly, Artur, George i Teddy wrócą do Nory. Zabiorą ze sobą James'a, bo Ginny po prostu nie jest w stanie się nim opiekować. Hermiona, Ron i Ginny zostaną, by czuwać przy Harry'm.
I tak też było.
Kolejne dni ciągnęły się niczym lata. Hermiona, Ron i Ginny sypiali w świętym Mungu, byleby być na bieżąco ze stanem swojego przyjaciela.
Reszta rodziny odwiedzała codziennie Harry'ego na kilka godzin. Przynosili też James'a, ale Ginny cała sparaliżowana, ciężko sobie radziła z opieką, pomimo, że się starała jak tylko mogła.
Mijał już szósty dzień, a Harry dalej nieprzytomny. Niby oddychał, ale były to oddechy płytkie, urywane i krótkie. Wydawało się, że słabłnie z dnia na dzień...
Za oknem było ciemno. Ginny siedziała nad łóżkiem Harry'ego, trzymając swojego męża za rękę. Hermiona siedziała obok niej.
Obie dziewczyny miała napuchnięte i czerwone oczy.
Co prawda, Ginny nigdy nie była płaczką, ale perspektywa, że już nigdy go nie zobaczy, po prostu ją przytłaczała. Hermiona czuła zupełnie to samo. Teraz obie wpatrywały się tempo przed siebie w ciszy, zamyślone.
Ron siedział naprzeciwko ich. Miał ochotę krzyczeć, wściekać się, czasem płakać, ale wiedział, że musi być silny. Harry by tego nie chciał.
Wyglądał przez okno, ale przecież nie mógł nic widzieć, bo ulicę już dawno spowiła ciemność.
Nagle usłyszeli cichy szmer, dochodzący z łóżka Harry'ego. Wszyscy wpili w niego wzrok.
Fajny rozdział nie mg się doczekać następnego. Mam nadzieję, że Harry'emu nic nie będzie!!!!!!!!! 😞😞😞😞😞😞😞😞😞😞
OdpowiedzUsuńWooW ^^ Jak dramatycznie xD ;) :D <3
OdpowiedzUsuńNie poznaję samej siebie xD
UsuńHeHe :D xD Ale tak jest fajnie oraz jak było wcześniej. Mi tam się podoba cały czas jak piszesz ;) Mogłabyś napisać książkę :D xD ;) <3
UsuńJak dla mnie teraz Harry powinien umrzeć...
OdpowiedzUsuńNo wiem, ale fajne takie mroczne klimaciki. Nie, że nie lubię Harry'ego itp. po prostu teraz jest taki moment, że. Nie wiem. Po prostu taka intuicja, że powinien umrzeć XD. Ale wiem, że nie może bo trzymasz się epilogu. Później, takie rozdziały z Jamesem pytającym o Harry'ego, Ginny z jakimiś problemami psychicznymi nie mogąca zasnąć... Takie zakończenia wpadają w pamięć, np. Niezgodna-Wierna.
Ok, koniec bo zaraz wyjdę na kogoś kto cieszy się nieszczęściem postaci z książek czy coś..
Zapraszam na moje opowiadanie, co prawda na razie o zwykłej dziewczynie, ale może jakaś magia wpadnie do jej świata?
HopelessLifeOfHope.blogspot.com
Genialny!
OdpowiedzUsuńWow
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwięc obrrwał klątwą ale niecała, dlatego przeżył...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, więc oberwał klątwą... ale na szczęście niecałą, dlatego to przeżył...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, oberwał klątwą, ale na szczęście niecałą, dlatego to przeżył...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza