Harry, Ron i Hermiona ponownie usłyszeli kobiecy krzyk. Cała trójka ruszyła w tamtą stronę, bez zawahania. Zostawili za sobą wszystkich Aurorów i ruszyli do Wrzeszczącej Chaty.
Harry był przerażony... Nigdy nie chciał, by ktoś cierpiał, albo co gorsza ginął, za niego. Czy to nie może się skończyć?
Na Brodę Merlina... Ginnny jest w ciąży! A jeśli poroni? Nie wybaczy sobie tego.
Był zmęczony, jednak jego nogi same kierowały się w tamtą stronę. Jeden cel: wrócić do domu, całym i zdrowym.
Trójka młodych ludzi wpadła do Wrzeszczącej Chaty, skąd dobiegał krzyk. Zobaczyli Ginny, a przed nią chyba 5 śmierciożerców. Oprócz tego było jeszcze kilka oszołomionych ciał, prawdopodobnie, dlatego, że Ginny broniła się.
Gdy śmierciożercy zobaczyli przybyszy, od razu splątali magicznymi linami Rona, Hermionę i Ginny. Harry stał sam na sam z 5 śmierciożercami.
Buzowała w nim złość. Zrozumiał- próbowali go do siebie przyciągnąć, narażając przy tym Ginny.
Tego Harry zawsze się obawiał... że śmierciożercy wykorzystają jego bliskich, by dotrzeć do niego.
Zobaczył, że Ginny nic nie jest. Co prawda, trochę krwawiło jej ramię i widać było, że dostała kilkoma Cruciatusami, ale ogólnie było w porządku.
Jakiś śmierciożerca zadrwił.
-No, no Potter. Wiedziałem, że się zjawisz.
Różdżka wyleciała z ręki Harry'ego, gdy tamten krzyknął: 'Expelliarmus!'.
Chłopak się tego nie spodziewał. Lekko go to przeraziło. Dostał Cruciatusem i osunął się na Ziemię.
To trwało może minutę, a może całe wieki. Mężczyzna w życiu nie dostał tyloma zaklęciami torturującymi na raz. Bolał go każdy mięsień. Pragnął jednego- umrzeć.
Ginny i Hermiona, co chwilę wykrzykiwały coś rozpaczliwie.
Ron miał wściekłą minę. Chciał uwolnić się z lin, zaatakować, za to, co właśnie robią jemu przyjacielowi. Był zmuszony jednak na to patrzeć.
Harry leżał na podłodze i zaczął odpływać. Przestał czuć, a krzyki jego najbliższych jakby się oddalały. Myślał, że umiera, bo oczy zaszły mu mgłą. Zamiast tego, coś sprawiło, że uniósł głowę i znów przejrzał na oczy. W kącie pokoju zobaczył Lily Potter. Patrzyła na niego z troską.
Nie był to duch, ani postać w pełni materialna.
Harry patrzył się w tamto miejsce, jakby ktoś rzucił na niego urok.
Głowy pozostałych także obróciły się w tamtą stronę, lecz oni nic nie ujrzeli.
-Harry, nie możesz się poddać.- szepnęła jego matka spokojnie.- Musisz walczyć... wygrasz to. Zawsze dajesz radę.
Mężczyzna przypatrywał się swojej matce. Wymamrotał po chwili:
-Już nie mogę... Nie dam rady...
Wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem. Wybałuszali oczy, a kilka śmierciożerców stwierdziło, że chyba już zwariował i pora go zabić. Nikt jednak nie ośmielił się tego zrobić.
Obok Lily Potter pojawił się... Albus Dumbledore.
-Profesorze Dumbledore...!- wyszeptał bezsilnie Harry.
Teraz wszyscy śmierciożercy znów spojrzeli w ów kąt, lecz nie ujrzeli tam Dumbledora. Byli trochę przerażani całą tą sytuacją.
Jednak na twarzy Hermiony, Rona i Ginny pojawił się cień zrozumienia.
-Harry... Wspaniały chłopcze. Dzielny, bardzo dzielny mężczyzno.- rzekł poważnie jego były dyrektor.
Harry usłyszał już kiedyś te słowa z jego ust. A było to wówczas, gdy trafił na King's Cross, gdy Voldemort ugodził go Avadą Kedavrą. Milczał jednak.
-Dałeś radę Voldemortowi, największemu czarnoksiężnikowi w historii Magii. A nie dasz rady tym niewyszkolonym chłystkom?- uśmiechnął się Dumbledore.
-Ja...ja jestem..- bąknął Harry.
-Zbzikowany!- dokończył jeden ze śmierciożerców.
Dumbledore i Lily zniknęli, a Harry poczuł się znów na siłach.
-Pewnie majaczy przed śmiercią. Zakończmy jego cierpienia.- zaśmiał się szyderczo ten sam człowiek.
Cała trójka przyjaciół Harry'ego krzyknęła: 'NIE!', a liny przycisnęły ich mocnej.
W jednej chwili mężczyzna o czarnych włosach wstał dzielnie, jak gdyby nigdy nic. Wpatrywał się bojowo w swoich zdumionych przeciwników. Zrozumiał jednak, że jest bez broni. Rozejrzał się bezmyślnie i szalony plan wpadł mu do głowy.
Jednym susem znalazł się przy zakapturzonej postaci, która trzymała różdżkę Harry'ego i jego związanych towarzyszy. Nie myśląc, co właściwie robi, całą swoją siłą uderzył pięścią śmierciożercę w twarz, która zakryta była maską. Nie ochroniło jej to.
Maska zsunęła się i Harry poznał Eric'a, jego 'kolegę' z Akademii Aurorskiej. Ukuł go ból złości. Jednak pozostali wpatrywali się w niego w osłupieniu. W świecie Magii rzadko kiedy używa się mugolskiej obrony. Był to jednak wyjątek.
Automatycznie machnął różdżką i uwolnił swoich przyjaciół, którzy odebrali swoje różdżki i stanęli do walki. Szanse były wyrównane, cztery do czterech, bo Eric leżał na podłodze z zakrwawioną twarzą.
Harry pokonał z łatwością swojego przeciwnika i pomógł Ginny. Za chwilę zjawili się Aurorzy i wszystko dobiegło końca.
Przez najbliższy czas Harry chodził przygnębiony i zamyślony. Przytłaczała go sytuacja, która miała miejsce niedawno.
Gdy wrócił do pracy, Watson zrobił mu wywód, jakie to było nieodpowiedzialne, że nie zawołał Aurorów od razu. Dowiedzieli się tego od w Madame Rosmerty, która usłyszała podejrzane dźwięki.
Widząc jednak minę Harry'ego zagonił go do papierkowej pracy. Tam jednak też się nie sprawdził i dostał wolne.
Harry był po prostu przerażony wizją, że śmierciożercy mogą skrzywdzić jego bliskich, by dostać się do niego. Nie chciał tego. BARDZO tego nie chciał.
Nie zamykał się w sobie, lecz był jakby... nieobecny.
Na całe szczęście, z dzieckiem Ginny i Harry'ego było w porządku. Kobieta musiała zajadać jakieś wzmacniacze, jednak nie trwało to długo.
-To silny chłopiec.- powiedział z uśmiechem uzdrowiciel.- Widać, że Potter.
Tak. Był to chłopiec.
Gdy pytano Harry'ego, co zobaczył wówczas w rogu Wrzeszczącej Chaty, to ten milczał. Nie chciał nikomu tego mówić, więc inni nie naciskali.
Tak więc, był na pierwszym dniu swojego urlopu. Siedział sam w swoim domu, w Dolinie Godryka. Ginny i Hermiona były razem na Pokątnej. Jego żona obiecała jednak, że gdy wróci przygotuje im kolację i spędzą miły czas.
Teddy był w Norze. Miał dzisiaj mecz miniquidditcha z Georgem. Długo namawiał swojego wujka, by poszedł z nim, jednak na marne.
Harry siedział na kanapie w salonie, spowity ciszą. W głowie dudniło mu cykanie zegara, więc wstał i ruszył w stronę swojego mini- gabinetu.
Usłyszał jednak jakiś stukot. Automatycznie wyciągnął różdżkę i w napięciu rozglądał się po pokoju. Odetchnął, gdy zobaczył sowę z 'Prorokiem' za oknem.
Harry od tamtego wydarzenia był po prostu przewrażliwiony. Momentami zachowywał się jak Szalonooki Moody...
Otworzył okno i sowa wleciała. Harry wrzucił monety do jej koszyczka i zaczął czytać:
HARRY POTTER W BITWIE ZE ŚMIERCIOŻERCAMI!
W niedawnym czasie, pod Dziurawym Kotłem odbyła się bitwa pomiędzy Harry'm Potterem, a śmierciożercami. Towarzyszyli mu Ginewra Potter, Ronald i Hermiona Weasley'owie.
Nie wiemy, jak i dlaczego, doszło do tej bitwy. Była jednak ona dosyć niebezpieczna. Wszyscy wyszli cało, oprócz Pani Andrew- śmierciożerczyni, która niegdyś uczyła w Akademii Aurorskiej. Zabita została prawdopodobnie poprzez Sectumsepmre.
Z tego, co wiemy, gdyby na pomoc Potter'owi nie zjawili się Aurorzy, byłoby z nim krucho. Czarne moce miały przewagę.
Z zaufanych źródeł wiemy, że Harry Potter oszalał, podczas walki, która odbywała się później we Wrzeszczącej Chacie. Podobno pod wpływem wycieńczenia majaczył.
Nie zmienia to faktu, że podniósł się do walki. Było to jednak BARDZO NIEODPOWIEDZIALNE zachowanie i wiele ludzi mogło przez niego zginąć. Harry Potter... chłopiec, który przeżył jest teraz mężczyzną porywczym i bezmyślnym. Czy aby na pewno będzie to dobry materiał na ojca?
Na tym nie skończył się artykuł, jednak Harry nie zamierzał go czytać dalej. Nie miał głowy, by zastanawiać się, kto jest 'zaufanym źródłem', albo złościć się na ten artykuł. Po części Skeeter miała nawet trochę racji...
Odłożył gazetę na stolik i odwrócił się na pięcie, by z powrotem ruszyć w kierunku swojego mini- gabinetu. Jednak to, co zobaczył, gdy obrócił się, sprawiło, że zamarł.
Stał przed nim Lord Voldemort. W swojej pełnej okazałości, taki, jaki był, gdy był w pełni sił. Patrzył się na Harry'ego, jednak nie ruszył w jego stronę, nawet nie otworzył ust. Po prostu stał i wpatrywał się w niego.
Harry zsunął się na kolana, a oczy zaszły mu mgłą. Gdy odzyskał pełnię świadomości, zobaczył, że Voldemorta już nie ma. Ukrył twarz w dłoniach, nie podnosząc się.
Harry zrozumiał, że kompletnie zwariował i ma omamy. To nie był Voldemort... to była jego zbzikowana wyobraźnia.
Nie miał pojęcia, ile tak siedział w tej pozycji. Może kilka minut, a może kilka godzin...
Do domu wpadły Ginny i Hermiona. Chichotały z czegoś, a Ginny zawołała:
-Harry! Jesteśmy!
Nie odpowiedział jej jednak.
Po krótkim czasie Ginny weszła do salonu i wydała z siebie zduszone:
-Harry!
A za nią wparowała Hermiona.
Harry natychmiast się podniósł i powiedział, jak gdyby nigdy nic:
-Och, już jesteście!- starał się uśmiechnąć, jednak trochę mu to nie wyszło.
-Harry, co ty robiłeś na podłodze?- zapytała ze zdziwieniem Hermiona.
-N-nic...-bąknął Harry.- Ja po prostu... coś zgubiłem...
-Zgubiłeś?- powtórzyła z niepokojem Ginny.
-Nooo... tak... To ja już może pójdę..- powiedział i ruszył w stronę schodów.
Hermiona i Ginny odprowadziły go wzrokiem. Obie wiedziały, że coś ukrywa.
Był 24 grudnia, a Harry, Ginny, Teddy i Weasley'owie siedzieli w Norze.
Wrócił nawet Percy. Skończył swój kurs i mógł teraz oprowadzać pierwszoroczniaków po peronie 9 i 3/4.
W drzwiach stał George i powiedział dziarsko:
-Harry! Chcę, byś to ty pierwszy zobaczył mój nowy wynalazek! Już niedługo wprowadzę go do sklepu!
George najwyraźniej dalej nie zapomniał, że to Harry jest inwestorem 'Magicznych Dowcipów Weasley'ów'. Czarnowłosy mężczyzna wstał z uśmiechem, lecz ten szybko spełzł z jego twarzy, a on zachwiał się i z powrotem usiadł na krzesło.
-Coś nie tak, kochaneczku?- zapytała z troską Molly.
-Nie... W porządku... Ja... już idę, George...
-Będę na górze.- powiedział chłopak.
A prawda była taka, że Harry znów zobaczył Voldemorta... widział go coraz częściej... Ale za każdym razem reagował tak samo.
Harry już wstał, by ruszyć za rudowłosym mężczyzną, lecz usłyszał głos kobiety:
-Harry, chodź tu na chwilę.
Spoglądali na niego Ron i Hermiona. Ginny także wyrażała zaciekawienie, jednak nie ruszyła za nimi do małego pokoju.
Gdy byli sami, rzucili zaklęcia na drzwi i Ron zapytał:
-Co się dzieje, stary? Coraz z tobą gorzej!
Harry usiadł na kanapę i nie odezwał się.
-Harry!- zezłościła się Hermiona.- POWIEDZ NAM!
-Voldemort.- uciął krótko Harry. Ron wzdrygnął się.
Harry wiedział, że przed nimi po prostu się nie da czegokolwiek ukryć, więc nie zamierzał owijać w bawełnę.
Hermiona i Ron wymienili zdziwione spojrzenia. Nie odezwali się jednak żadnym słowem, więc Harry ciągnął:
-Widzę go wszędzie. Po prostu stoi i... gapi się... Ja nie wiem... co się ze mną dzieje... Ale nie boli mnie blizna.- dodał, gdy zobaczył przerażenie na twarzach swoich przyjaciół.
Przez chwilę panowała cisza, gdy Hermiona powiedziała drżącym głosem:
-Ale Harry... Nie ma już w Tobie duszy Voldemorta... Więc blizna już nigdy Cię nie zaboli... nawet jeśli...- nie dokończyła, bo słowa ugrzęzły jej w gardle.
-Ale czy to możliwe? By Sami-Wiecie-Kto wrócił?- zapytał Ron.
-Chyba nie...- bąknęła Hermiona.- Ale.. ale.. kto wie?
-Znowu!- krzyknął Harry, bo zobaczył, że obok Rona stoi nie kto inny, ale Voldemort.- Obok Ciebie Ron! Widziałem go!
Hermiona i Ron odwrócili głowę w tamtą stronę, jednak nikogo nie ujrzeli. A za chwilę i Harry go nie widział.
Panowała cisza, gdy nagle przerwał ją Ron:
-Ginny wie?
-Nie... Ale powiem jej wszystko... I Wam powinienem jeszcze coś powiedzieć...
I powiedział im to, co zobaczył we Wrzeszczącej Chacie... a raczej kogo. Lily i Dumbledor'a.
Hermiona i Ron spoglądali na niego dziwnie, gdy nagle usłyszeli głos Georga zza drzwi:
-HEJ, CO SIĘ TAK ZABARYKADOWALIŚCIE?- musiał krzyczeć naprawdę głośno, by przekrzyczeć zaklęcia rzucone na drzwi.- HARRY! MIAŁEŚ ZOBACZYĆ MÓJ WYNALAZEK!
I Harry zmuszony był wyjść.
gify rządzą
OdpowiedzUsuńO jejku! Super!
OdpowiedzUsuńW liście było napisane że Harry ma być pod dziurawym kotłem który jest w Londynie a później Ginny walczy we Wrzeszczącej Chacie?
OdpowiedzUsuńWłaśnie to nie trzyma się kupy
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńzastanawiają mnie te omamy, czy naprawdę Voldemort wrócił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńte omamy, czy możliwe że naprawdę Voldemort powrócił...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńzastanawiam się czy Voldemort naprawę mógł powrócić?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza