niedziela, 29 marca 2015

HARRY POTTER TAG


Cześć! Dzisiaj nie przychodzę do Was z nowym rozdziałem, ale z czymś innym. A mianowicie Harry Potter Tag :) Nominuję Was wszystkich. Zaczynajmy!

1.ULUBIONA KSIĄŻKA.
Ponieważ jestem tym, kim jestem będę miała sporo dylematów. Oto narodził się pierwszy- kocham wszystkie siedem!
Jednak gdybym musiała się przychylić do jednej to byłyby to 'Insygnia Śmierci'.
Dlaczego?
W tej książce było najwięcej akcji. Harry, Ron i Hermiona niszczą horkruksy, koniec Voldemorta jest bliski. No i Bitwa o Hogwart.
Wiele osób zginęło, poświęciło się... Różdżki w górę, czarodzieje.
Zachwyciła mnie końcówka- Pani Rowling zrobiła to w taki sposób, że nie mogłam oderwać się od czytania. Gdy poznałam historię miłości Snape'a do Lily to to było takie.."What?! O co chodzi!?", ale jeszcze bardziej zszokowało mnie to, że Harry okazał się 7 horkruksem.
W tej części wszystko wyszło na jaw, wszelkie dylematy zostały rozwiane.
Płakałam, gdy Harry wskrzesił swoich rodziców, Syriusza i Lupina.. Nie mogę sama określić, jakie uczucia mi towarzyszyły, gdy Harry 'umarł'...
Chciało mi się ryczeć ze szczęścia i dumy, gdy zdjął z siebie pelerynę niewidkę, a każdy takie:
-HARRY!? ON ŻYJE!?
Śmiałam się sama do siebie.
A napomnę jeszcze, że na drugim miejscu jest Zakon Feniksa. Głównie dlatego, że urzekła mnie historia GD. Ta atmosfera, która tam panowała... Tak, chciałabym należeć do takiego GD.

2.ULUBIONY FILM.
Moim osobistym zdaniem, książki są tysiąc razy lepsze niż filmy, ale mimo to uwielbiam moje wieczorki przy filmach "Harry Potter".
Tu znów wymienię 'Insygnia śmierci', a konkretnie część II.
Tu już nie chodzi o samą akcję, której jest swoją drogą bardzo dużo, ale moim zdaniem ta część filmu jest najbardziej podobna do książki. Nie wiem, może się mylę, ale tak mi się w każdym razie wydaje.
Wywiera też duże wrażenie, i choć część rzeczy jest wyssana z palca, to tą część kocham najbardziej, jeśli chodzi o film.
I przede wszystkim najbardziej wzruszająca część, ale o tym później.
Mam trzy ulubione momenty:
1.Harry wyłania się z tłumu w Wielkiej Sali, wówczas gdy Snape każe uczniom wyjawić, gdzie Harry się ukrywa.
2.Harry spotyka rodziców, Lupina i Syriusza, po czym idzie do Voldemorta, by ten go zabił.
3. Neville wygłasza swoją mowę, wyciąga miecz Godryka Gryffindora ze Starej Tiary Przydziału, a Harry wyrywa się z rąk Hagrida. Każdy myślał, że jest martwy, a tu taka niespodzianka.

3.NAJMNIEJ LUBIANA KSIĄŻKA.
Pragnę nadmienić, że wszystkie kocham. Jednak skoro muszę wybrać- jest to pierwsza część 'Harry Potter i Kamień Filozoficzny'.
Może nie jest najgorsza, ale najsłabsza. Jest też pisana bardziej pod dzieci, co przyznała sama J.K. Rowling.
Chciała ona, by dzieci dorastały razem z Harrym, więc pierwszą część pisała pod 11-latka, bądź młodszą osobę. Natomiast te dalsze części pod osoby starsze i dojrzalsze, więc może to dlatego najbardziej uwielbiam tą ostatnią.










4.CZĘŚCI KSIĄŻEK LUB FILMÓW, PRZY KTÓRYCH PŁAKAŁEŚ.
Zacznijmy od początku:
1. Śmierć Syriusza.- zarówno w książce jak i podczas filmu. Syriusz był ostatnią nadzieją Harry'ego na szczęśliwy, kochający dom. Bardzo polubiłam tego człowieka.
2.Śmierć Dumbledore'a- zarówno w książce jak i w filmie. Dumbledore to był równy gość. Myślę, że nie muszę tłumaczyć, dlaczego. Każdy by chciał mieć takiego dyrektora.
3.Harry i Hermiona odwiedzają grób Lily i James'a Potterów.- tylko podczas filmu płakałam, ale w książce jest to też bardzo wzruszający moment.
4. Śmierć Snape'a- tylko podczas filmu. Gdy czytałam książkę, to nawet się cieszyłam, dopóki nie poznałam jego historii. Podczas filmu byłam tego świadoma, więc popłakałam się.. taka ze mnie płaczka.
5. Harry wskrzesza swoich rodziców, Syriusza i Lupina.- najbardziej wzruszający moment. To podczas tego momentu łzy najbardziej mi leciały, zarówno w książce, jak i w filmie. Ilekroć oglądam film, nigdy nie mogę powstrzymać łez. I jeszcze ta chwila, gdy Harry próbuje złapać swoją mamę za rękę... Albo się pyta, czy umieranie boli.. Coś pięknego...

5.GDYBYŚ MÓGŁ BYĆ Z DOWOLNĄ POSTACIĄ, KTO BY TO BYŁ?
Mówimy tu o związku.
Osobiście- chyba z nikim. Nie dlatego, że nie lubię tych postaci, ale po prostu szanuję związki, które stworzyła J.K.Rowling.
Cieszyłam się jak głupia, gdy Harry pocałował Ginny, albo gdy Ron i Hermiona w końcu po 7 latach się związali.
Tak, bardzo lubię te dwa związki...
Natomiast związku Harry'ego i Cho nie lubiłam, ale o to mniejsza.
Gdyby nie Ginny byłby to Harry... Albo Cedrik, gdyby żył, bo był to naprawdę szlachetny człowiek.







6.ULUBIONY BOHATER.
Tu nie będę oryginalna i powiem: Harry.
Tak, Harry.
Dziwię się, że tak mało osób go wymienia, gdy mówimy o ulubionych bohaterach. Przecież to z nim się utożsamiamy, to jego uczucia poznajemy.
Ja się denerwowałam, gdy Harry się denerwował. Nienawidziłam, gdy Harry nienawidził, a kochałam, gdy on kochał.
A niektórzy piszą, że nawet go nie lubią.
Nie rozumiem, jak można nie lubić głównego bohatera książki. Ale cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Dążę do tego, by być tak odważną jak Harry. Po prostu go uwielbiam, co tu więcej mówić?
Wymieniłabym jeszcze: Rona, Hermionę, Hagrida, Lunę, Neville'a, Fred'a i George'a Weasleyów.
Tak wiem, sami główni bohaterowie, ale cóż poradzić?


7. JAKIEGO MIAŁBYŚ PATRONUSA?
Nie mam pojęcia. Możliwe, że kot, bo jest to zwierzę bardzo bliskie mojemu sercu.
A może feniks lub hipogryf? Sama nie wiem.














8.JAKĄ WYBRAŁBYŚ INSYGNIĘ ŚMIERCI?
Przemyślmy to.
Czarna różdżka- mój list z Hogwaru zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach w akcji, więc nie umiałabym nic wyczarować.
Kamień wskrzeszenia- z tego co wiem, dusze, które powracały na Ziemię cierpiały. To nie ma najmniejszego sensu.
Peleryna Niewidka- Och, tak, to byłoby coś. Włóczyć się pod Peleryną Niewidką po Hogwarcie, niczym Harry. Zniknąć z pola widzenia kiedy tylko chcemy.
Wybieram Pelerynę Niewidkę.










9.W JAKIM BYŁBYŚ W DOMU?
Zacznijmy od tego, że bardzo nie chciałabym być w Slytherinie.
Według mnie panuje tam nie fajna atmosfera. Liczy się tam czystość krwi, dbają tylko i wyłącznie o siebie...
Przykładem jest, gdy Voldemort domagał się Harry'ego w ostatniej części. Pansy Parkinson, która była ślizgonką krzyknęła wtedy:
-Na co czekacie?! Łapać go!
Żałosne. Gdybym nałożyła na głowę Tiarę Przydziału od razu przyjęłabym taktykę Harry'ego: 'Tylko nie Slytherin, tylko nie Slytherin...'
I z góry przepraszam wszystkich Ślizgonów. Takie moje zdanie.
Hufflepuff też tak średnio. Może dlatego, że bardzo mało o nich wiemy. Ogólnie, to nic do nich nie mam.
Wydaje mi się, że Ravenclaw jest okej, ale nie wiem, czy dostałabym się do ich Pokoju Wspólnego. Trzeba przecież odpowiadać na trudną zagadkę...
No i Gryffindor. To go poznajemy najlepiej.
Podoba mi się atmosfera, jaka tam panuje. I ogólnie... Ludzie tam są dzielni i przyjacielscy, przynajmniej większość.
I może wydaje mi się tak, dlatego, że Harry tam był, więc myślimy, że było tam idealnie...
No nie wiem.
W każdym razie moim marzeniem jest dostać się do Gryffindoru. A jest to możliwe, bo na Pottermore.com jestem właśnie w Gryffindorze. Swoją drogą nazywam się 'UnicornDream7403', zapraszać :)


10.JAKBYŚ MÓGŁ SPOTKAĆ DOWOLNĄ OSOBĘ Z OBSADY, KTO BY TO BYŁ?
Na pewno nasze Golden Trio- Harry, Ron i Hermiona.
Ale ogólnie, to najchętniej wszystkich, nawet te czarne charaktery.
Weszłabym do nich tam na plan i poznała wszystkich :)
Tak, marzenia....

11.CZY GRAŁEŚ W GRY KOMPUTEROWE?
Tak, w pierwsze trzy części.
Mam nadzieję, że będę miała okazję zagrać też w inne :)




12.NA JAKIEJ POZYCJI GRAŁBYŚ W DRUŻYNIE QUIDDITCHA?
Myślę, że bycie szukającą byłoby dość trudne, ale najciekawsze.
W końcu to na szukającym spoczywa największa presja, bo to zazwyczaj od niego zależy wynik meczu.
Nie wiem, czy umiałabym dobrze bronić. Myślę, że nie byłabym najgorsza...
Nie lubię współpracować, jeśli chodzi o sport. Ścigający odpada.
A pałkarz? No cóż, nie miałam okazji się przetestować.
Ciekawa jestem, czy umiałabym w ogóle latać na miotle, od tego zacznijmy! ;)










13.CZY BYŁEŚ SZCZĘŚLIWY Z ZAKOŃCZENIA?
Tak, jak najbardziej. Było niesamowite.
Jak już wspomniałam, miałam mętlik w głowie, gdy okazało się, że Harry to 7 horkruks.
W ogóle ten moment, gdy 'umarł' i spotkał się z Dumbledorem... Gdy Hagrid go niósł... Gdy wyszedł spod peleryny niewidki i pokonał Voldemorta..
To było coś.
I na koniec 19 lat później...
Nie mogłabym sobie tego lepiej wymarzyć.
Byłam bardzo szczęśliwa z zakończenia.




14. ILE ZNACZY DLA CIEBIE HARRY POTTER?
Naprawdę dużo. Zaczarował moje życie.
Teraz, gdy nie mam prądu w domu, od razu kojarzy mi się to z dementorami, więc mam okazję krzyknąć: 'EXPECTO PATRONUM!'
Czy tylko ja tak mam?
Nauczył mnie BAAARDZO dużo. Przede wszystkim- pokazał co to prawdziwa MIŁOŚĆ, PRZYJAŹŃ, ODWAGA i POŚWIĘCENIE.
Nigdy mi się to nie znudzi
Dziękuję, Pani Rowling.

P.S. Wysyłajcie linki do swoich wersji tagów. Chętnie skomentuje, poczytam :)



sobota, 28 marca 2015

45."Bo ja zawsze myślałam, że będziesz mój..."


Szybko minęła połowa listopada. Dni mijały i mijały, a na dworze robiło się coraz zimniej.
Natomiast Ginny czuła się coraz gorzej. Podejrzewała, że bierze ja grypa, bo ostatnio często musiała jeździć na mecze quidditcha, by napisać dobre artykuły do 'Proroka'.
Harry'ego martwił widok Ginny ciągle biegającej do łazienki, by zwymiotować. Wyglądała bardzo blado.
Wychodził więc wcześniej z pracy, by zająć się nią i James'em. Ginny wiedziała, że Harry ma teraz nawał pracy w Ministerstwie i nie powinien wracać wcześniej do domu, więc była mu bardzo wdzięczna.
Coś jednak nie dawało jej spokoju, a było to bardzo prawdopodobne.
Pewnego dnia, gdy Harry był jeszcze w pracy, a James spał, Ginny zrobiła test ciążowy. Lekko zestresowana spojrzała na wynik. Dwie kreski.
Targały nią zmienne uczucia. Z jednej strony cieszyła się, że pod sercem nosi kolejnego Potter'a, ale z drugiej strony bała się, że to za wcześnie, przecież kilka miesięcy temu urodził się James. I bała się reakcji Harry'ego.
Uprzednio się cieszył, ale planowali to. A teraz? Nie.
W panice wzięła James'a do nosidełka, dbając o to, by go nie obudzić i ruszyła do sąsiedniego domu, by odwiedzić Hermionę, która pracowała dziś w domu.
Zapukała, a drzwi otworzyła jej zdumiona przyjaciółka.
-Ginny?
-Jest Ron?
-Nie, przecież jest w pracy..
Bez zbędnego zaproszenia weszła do środka. Usiadła na kanapie, a Hermiona bacznie ją obserwując przywitała się z James'em.
-Ginny? Coś nie tak?- spytała, odkładając chłopca z powrotem do nosidełka i siadając obok przyjaciółki.
-Jestem w ciąży.
Hermiona spojrzała na nią rozradowanym wzrokiem.
-Ginny! To świetnie!
-Wiem.- szepnęła Ginny.- Ale boje się. Nie planowaliśmy tego. Co powie Harry? Czy to nie za wcześnie na drugie dziecko?
Hermiona złapała ją za ramiona i spojrzała jej w oczy.
-Nawet tak nie mów! Przecież znasz Harry'ego, ja też go znam. Dobrze wiesz, że się ucieszy.
-No tak...- powiedziała Ginny bez przekonania.
Hermiona jakby zawahała się, po czym powiedziała:
-Pamiętasz ten sekret? Mój i Rona?- Ginny spojrzała na nią z zainteresowaniem.- Powiedzieliśmy, że to spowodowane pracą, ale to nie do końca prawda. My też spodziewamy się dziecka. To już połowa drugiego miesiąca...
Ginny wytrzeszczyła na nią oczy.
-C-co? Dlaczego nie powiedzieliście?
-To miała być niespodzianka. Mięliśmy to ogłosić w Wigilię i tak też zrobimy. Ale ostrzegam Cię- nikomu nie mów! Najwyżej Harry'emu.
Ginny przygryzła wargę, myśląc gorączkowo.
-A Ron? Co on na to?
-Trochę się przeraził...- zaśmiała się Hermiona.- Ale teraz jest szczęśliwy, sama widziałaś.
Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas. Kiedy James zaczął płakać, zorientowały się, że robi się późno.
Ginny wstała, uspokoiła James'a i powiedziała:
-Na mnie już pora, zaraz wrócą nasi mężowie.
-Trzymam kciuki.- powiedziała Hermiona uśmiechając się.
A chodziło jej rzecz jasna, o rozmowę z Harrym.
-Dzięki.- Ginny także uśmiechnęła się lekko.- Mama oszaleje, jak się dowie, że oprócz Fleur jeszcze my jesteśmy w ciąży.
Zachichotały.

Ginny nakarmiła James'a, przewinęła i ułożyła do snu. W napięciu czekała na Harry'go. W końcu wskazówka na zegarze Harry'ego wskazała na: "podróż", a potem przestawiła się na "dom".
I oto wszedł - mężczyzna o kruczoczarnych włosach, z okrągłymi okularami, za którymi kryły się promienisto-zielone oczy i charakterystyczną, wąską blizną w kształcie błyskawicy na czole. Uśmiechał się, ale był widocznie zmęczony. Ucałował swoją żonę w policzek, podszedł do kojca z James'em i przywitał się:
-Cześć, Jim!- wziął syna na ręce.- Mam nadzieję, że nie wymęczyłeś mamy, co?
Spojrzał znacząco na Ginny.
-Nie, nie...- mruknęła kobieta.
Harry odłożył synka i usiadł obok kobiety.
-Coś się stało?- popatrzył za nią z niepokojem.
Ginny patrzyła mu w oczy, przepełnione teraz zmęczeniem, a zarazem miłością i troską.
Złapała go niepewnie za rękę, co trochę zdezorientowało mężczyznę.
-Pogorszyło Ci się? Może powinnaś pójść do Munga...
-Harry, ja jestem w ciąży...- wypaliła w końcu Ginny.
Znów spojrzała w jego oczy. Nie zobaczyła tam złości- wręcz przeciwnie. Na początku lekkie zdziwienie, potem szczęście, mieszające się z miłością i troską.
-Ginny... to świetnie..- wyszeptał, przyciągając ją bliżej.
-Naprawdę?- zapytała tak samo cicho.- Bałam się, że jeszcze za wcześnie...Że będziesz zły...
-Zwariowałaś? Nigdy bym się nie złościł na to, że na świat przyjdzie kolejny Potter, kiedyś mi bardzo ich brakowało...
Ginny uśmiechnęła się z ulgą, całując swojego męża, a w jej oczy cisnęły się łzy szczęścia.
Bo jest naprawdę szczęśliwa. Ma dziecko, spodziewa się drugiego... A przede wszystkim... Swojego wymarzonego męża.

"Bo ja zawsze myślałam, że będziesz mój..."

~Ginny do Harry'ego," Harry Potter i Książę Półkrwi", rozdział "Biały grobowiec".










piątek, 27 marca 2015

44. Odwiedziny u Hagrida.


Harry, Ron, Hermiona i Ginny dostali zaproszenie od Hagrida.
Tak więc w sobotni poranek Harry i Ginny wyszli przed dom, by się deportować. Ron i Hermiona mięli pojawić się później. Pod stopami skrzypiały im liście, a była końcówka października.
Znaleźli się w Hogsmeade. Żwawym krokiem ruszyli w stronę zamku. Harry niósł nosidełko z James'em.
Przeszli koło Hogwartu, spoglądając na niego tęsknie. Ruszyli w stronę Zakazanego Lasu, by stanąć przed małą chatką. Zapukali w drzwi. Natychmiast usłyszeli szczekanie psa, więc Harry szybko oddał James'a Ginny, spodziewając się 'ataku'. Nie mylił się.
Gdy tylko drzwi się otworzyły w progu stanęła wielka, owłosiona postać, a między jej nogami prześliznął się pies. Natychmiast dopadł Harry'ego, próbując wylizać mu twarz.
-Kieł!- zganił go Hagrid.- Daj spokój, Kieł... Wchodźcie, wchodźcie...
Gestem zaprosił ich do środka. Usiedli przy stoliku, a Hagrid już zaparzał herbatę.
-Cholibka, jak się cieszę, że przyszliście! Tak dawno Was nie widziałem, aż się bałem, że o mnie zapomniliście.
-Ależ nie, Hagridzie.- zapewnił go Harry.- Wiesz, dużo pracy...
-Och, Harry!- Hagrid nagle na niego spojrzał, stawiając trzy kubki z herbatą na stolik.- Jak tu pusto bez Ciebie...
Miał coś jeszcze powiedzieć, ale jego oczy ujrzały właśnie James'a.
-Cholibka!- wykrzyknął.- A to jest James?
Ginny z uśmiechem podała go Hagridowi, który patrzył jak urzeczony na małego chłopca. James zakwilił cicho, uśmiechając się lekko do Hagrida. Ku zdumieniu wszystkich, Hagrid nagle wybuchł płaczem.
-Wybaczcie...- zaszlochał, oddając Ginny chłopca.- Po prostu, tak mi Ciebie przypomina, Harry, niech skonam. Gdy zabierałem Ciebie z ruin domu Twoich rodziców też byłeś taki malutki, no może trochę starszy, ale mimo to TAKI PODOBNYYY...- te dwa ostatnie słowa przeciągnął w płaczu.- Już wtedy wiedziałem, że z Ciebie równy gość, Harry. Przeczuwałem, że nie będziesz byle kim. I proszę.. Jesteś sobie szefem biura aurorów, a Sami-Wiecie-Kto zginął z Twojej różdżki...
Wyciągnął swoją chustkę w kropki i hałaśliwie wydmuchał nos. W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
-Ach! To pewnie Ron i Hermiona...
I rzeczywiście tak było. W drzwiach stało młode małżeństwo, uśmiechając się promiennie.
-A wejdźcie, wejdźcie...
Za chwilę usiedli obok Harry'ego i Ginny, a Hagrid postawił na stole dwa kolejne kubki z herbatą. Dołożył też swoje domowe wypieki. Harry, Ron i Hermiona mięli spore doświadczenie jeśli chodzi o ciasteczka Hagrida, więc gdy niczego nieświadoma Ginny sięgnęła po jedno, rzucili jej ostrzegawcze spojrzenie, czego pół-olbrzym na szczęście nie zauważył.
-Pewnie się zastanawiacie po co tu Was ściągnąłem, co? A tak pomyślałem, że fajnie by było, gdybyście mnie odwiedzili.
Rozpoczęła się rozmowa. Hagrid opowiadał im o wybrykach uczniów, o tym jak protestowali, gdy Harry odszedł, o quidditchu i wielu innych. Rozmawiali też o Teddym. Hagrid poznał go, gdy Harry wrócił z nim z Zakazanego Lasu. Pytał się, jak się chłopak trzyma.
Harry opowiedział mu, że musiał go dla jego bezpieczeństwa przenieść do Nory. Teraz jednak, gdy śmierciożercy są schwytani, Harry zaproponował, by znów się do nich wprowadził, jeśli chce. Chłopiec jednak się nie zgodził.
Nie było to spowodowane tym, że nie lubi swojego wujostwa. O nie, wręcz przeciwnie. Gdy Harry go o to zapytał, widać było, że prowadzi jakąś wewnętrzną walkę. Odpowiedział mu szczerze, że nie może, bo nie chce zostawiać babci Molly.
Molly miała jeszcze oczywiście pana Weasley'a i Georga w domu, ale widać było, że opieka nad Teddym sprawia jej przyjemność. Najwyraźniej znów obudził się w niej matczyny instynkt.
Teddy po prostu stwierdził, że czuje się zobowiązany 'opiekować się nią'. Harry powiedział mu, że to bardzo szlachetne i mądre, na co chłopiec bardzo się ucieszył.
-No Hermiono, jak tam Twoja WESZ?- zapytał w pewnym momencie Hagrid.- Chyba dobrze, co? Jesteś bardzo szczęśliwa jakaś, cholibka.
Ginny i Harry też to zauważyli, więc z zainteresowaniem na nią spojrzeli.
-Ach, dobrze.- powiedziała Hermiona dziarskim tonem.- Zdołaliśmy przekonać skrzaty, by nie pracowały aż tak ciężko, gdy będą w stanie umierającym i nie będą mogły już ustać na nogach. Wiem, że to nie za wiele, ale i tak dobrze, jak na początek.
Hagrid zaśmiał się.
-A ty, Ron?
-No wiesz... Też mam nową posadę...- powiedział niezbyt przekonująco Ron. On też był jakoś dziwnie zadowolony.- Jestem teraz zastępcą Harry'ego...
W pewnym momencie James zaczął wyjątkowo kaprysić, więc młode małżeństwo zaczęło się już zbierać. Ron i Hermiona zrobili to samo.
-Bardzo dziękujemy, Hagridze.
-Tak, było bardzo miło.
-To na razie...- Hagrid machał im ręką, stojąc przy chatką, gdy już odchodzili.- Wpadnijcie jeszcze kiedyś...
Cała czwórka (plus James) ruszyli w stronę Hogsmeade.
-Równy gość z tego naszego Hagrida, co?- zapytał Harry.
-Tak.- opowiedziała Hermiona z nieprzemijającym dziś uśmiechem.
-No, ale nam możecie chyba powiedzieć.- powiedziała Ginny.- Co Wy tacy dzisiaj szczęśliwi?
-No przecież już Wam powiedzieliśmy...- powiedziała Hermiona, spoglądając wymownie w niebo.
-I my mamy w to uwierzyć?- zapytała Ginny podnosząc lekko brew.
-A niby czemu nie?- zaperzyła się Hermiona.
Ginny jednak nie dawała za wygraną. Spojrzała na swojego brata.
-Ron, ty mi powiedz.
Stanęła, zagradzając im drogę, opierając sobie ręce na biodrach, tak jak to robi pani Weasley. Teraz tak bardzo ją przypominała, że Harry'ego aż to przeraziło. Rona najwyraźniej też, bo wydukał:
-Daj spokój, Ginny. Nic nie ukrywamy.
Unikał jej spojrzenia.
Przez resztę drogi Ginny nie odzywała się do nich.

Gdy razem z Harrym weszli do ich domu, Ginny nadąsana nakarmiła James'a, przewinęła i ułożyła do łóżka. Przesiedzieli u Hagrida cały dzień, więc było już późno, a za oknem ciemno.
-Ginny, nie złość się już.- burknął Harry.
-Jak mam się nie złościć?- wybuchnęła Ginny.- Ukrywają coś przed nami.
-Wiem, ale to najwyraźniej nie nasza sprawa. No rozchmurz się, bo użyję na Tobie zaklęcia rozweselającego!
-Ani mi się wasz!- wycedziła przed zęby Ginny.
-No dobrze..- powiedział Harry uśmiechając się łobuzersko.- Skoro sobie nie życzysz...
I w tym momencie złapał Ginny pod boki, bezlitośnie ja łaskocząc. Kobieta śmiała się i wiła, krzycząc:
-Proszę, nie... HARRY, NIE!
Bez skutku. Jej mąż tak ją gilgotał, że wijąc się ze śmiechu opadła na kanapę. Dopiero wtedy Harry ją puścił.
Ich spojrzenia się spotkały. Obie pary oczów zabłysły. Potem pogrążyli się w pocałunkach, namiętnych i pełnych pożądania. Potem przeszli do czegoś więcej, spędzając resztę wieczoru w swoich objęciach, ciesząc się ze swojej bliskości.

środa, 25 marca 2015

43. Harry spełnia się w roli ojca.


Harry'emu było bardzo trudno podjąć decyzję, odnośnie Hogwartu. Musiał jednak zrezygnować z nauczania w tej szkole.
Nie chciał tego robić, bo Hogwart był jego domem. To tam zaznał, co to przyjaźń i miłość. Niestety, nic nie może przecież wiecznie trwać...
Uczniowie przyjęli to okropnie. Byli oburzeni i wyrażali swój sprzeciw, ale nie potrafili się złościć na Harry'ego. Jedynie na twarzach Ślizgonów pojawił się wyraz triumfu.
Pierwszego dnia Harry, jako szef biura aurorów, czuł się dziwnie. Był bardzo zamotany i czuł się niezręcznie, gdy ktoś zwracał się do niego "szefie". Ale po tygodniu stwierdził, że nie jest najgorzej, a w każdym razie nie popełnił jeszcze żadnej gafy. Aż do pierwszego spotkania.
W Ministerstwie odbywały się "spotkania szefów" poszczególnych departamentów, a prowadził je Kingsley. Harry dowiedział się o nim 5 minut przed, więc w pośpiechu, ledwo dysząc, wbiegł do sali i tak już spóźniony.
-Przepraszam.-wysapał, ciężko łapiąc oddech.- Przed chwilą się dowiedziałem... Przepraszam.
Rozejrzał się po sali. Zobaczył, że jest najmłodszy ze wszystkich i poczuł, że płoną mu uszy.
-Sugeruje Pan, że Minister Magii się omylił?- zapytał wysoki mężczyzna w średnim wieku, unosząc lekko brwi.
-Ależ nie, skądże...
Prawdopodobnie tamten drugi by coś jeszcze powiedział, ale w tej chwili do sali wszedł Kingsley. Każdy natychmiast powstał, by godnie przywitać Ministra.
Widać było, że Kingsley'a brało lekkie zażenowanie, gdy na to patrzył, ale z uśmiechem na twarzy zajął swoje miejsce.
Harry usiadł pomiędzy jakimś niskim mężczyzną i kobietą o bladej cerze. Każdy patrzył na niego pytająco, jakby zastanawiali się, co tu właściwie robi.
Kingsley zaczął prowadzić zebranie, które było lekko nudnawe. W pewnym momencie zaczął wszystkich po kolei pytać o ich zdanie. Gdy doszedł do Harry'ego, ten poczuł, że znów się czerwieni.
-Ja..- wybąkał.- Myślę, że..
-Ach, to tak.- przerwał mu Kingsley.- Wybacz, Harry, ale muszę Ci przerwać. Zapomniałem Cię przedstawić. Oto nasz nowy szef biura aurorów- Harry Potter.
Teraz absolutnie każdy wpił w niego wzrok. Nerwowo spoglądali na czoło Harry'ego, by zobaczyć jego bliznę w kształcie błyskawicy, której wcześniej nie zobaczyli pod czupryną kruczoczarnych włosów. Harry uśmiechnął się lekko, czując się nadzwyczaj niezręcznie, a jednocześnie złoszcząc się na nich, że bez żadnych skrupułów wybałuszają na niego oczy.
I od tego czasu każdy zwracał się do niego cieplej.

Harry siedział w salonie jego domu w Dolinie Godryka. Na zewnątrz liście zrzucały swoje różnokolorowe liście, a była połowa października.
Czytał najnowszy artykuł Rity Skeeter w 'Proroku Codziennym'.
Nowy szef biura aurorów.
Jak wszyscy dobrze wiemy, niedawno doszło do wielkiej tragedii- umarł dotychczasowy szef biura aurorów- Martin Watson. Minister Magii znalazł jednak szybko jego zastępcę.
Nowym szefem biura aurorów został Harry Potter. Mamy duże wątpliwości, co do tego wyboru.
Jest on jeszcze młodym człowiekiem, oczywiście doświadczonym, ale czy na pewno odpowiedzialnym? Czy Minister aby na pewno przemyślał tą decyzję?
Wiemy, że Potter i Minister znają się z dawnych lat, więc jest duże prawdopodobieństwo, że po starej znajomości Potter dostał tę posadę...
Harry niedbale rzucił gazetę na stół, nie zamierzając tego dalej czytać. W tym momencie po schodach schodziła do niego Ginny z maluszkiem w ramionach- James'em Syriuszem Potter'em.
Tak, Harry i Ginny postanowili nadać James'owi drugie imię- Syriusz.
-Harry, właśnie dostałam sowę z redakcji.- powiedziała Ginny, gaworząc małego James'a.- Jadę jutro na mecz quidditcha, z którego będę musiała zdać sprawozdanie, prawdopodobnie nie będzie mnie cały dzień...
-To świetnie!- ucieszył się Harry- Pojadę z Tobą!
-Przecież dla James'a byłby to za duży szok!-zbeształa go Ginny.- Tysiące głosów, ryków radości... To nie jest dobry pomysł. Będziesz musiał z nim zostać.
Harry jakby pobladł.
-Ja?
-No a z kim ma zostać, jak nie z ojcem? Przecież się już nim zajmowałeś, daj spokój...
Miała rację. Harry zajmował się już James'em, ale zawsze u boku miał swoją żonę. A teraz...
-No nie rób takiej przestraszonej miny!- zaśmiała się Ginny.- Dasz sobie radę!
Trudno było uwierzyć w to, że mężczyzna, który pokonał największego czarnoksiężnika w historii magii, boi się opieki nad małym dzieckiem. Ale tak było w gruncie rzeczy.
Oczywiście, Harry bardzo kochał swojego synka. Ale czy aby NA PEWNO jest na tyle odpowiedzialny, by się nim zająć? Rita Skeeter na pewno w to wątpi.

Gdy następnego dnia Harry obudził się, zobaczył, że Ginny biega nerwowo po ich sypialni, zbierając swoje rzeczy. Mężczyzna wstał, przeczesał w tak charakterystyczny sobie sposób włosy, a gdy się ubrał, Ginny podbiegła do niego, pocałowała w policzek, życząc mu powodzenia. Harry miał wrażenie, że to jest pewnego rodzaju test.
Godzinę później usłyszał płacz dziecka. Poszedł do pokoju chłopca i przywitał się z nim radośnie. Chłopiec patrzył na niego pytająco, a Harry widząc to, powiedział:
-No co? Urządzamy sobie męski dzień, jak każdy ojciec i syn..
James domagał się śniadania, więc Harry przywołał małą buteleczkę z mlekiem z lodówki. James patrzył na nią krytycznym wzorkiem.
-Daj spokój, James. Tylko dzisiaj, jutro będziesz miał mleko prosto od mamy...
Chłopiec jeszcze trochę kaprysił, ale stwierdził chyba, że nie ma wyboru.
Po jakimś czasie Harry znów usłyszał jego płacz i zrozumiał, że to ta chwila- PRZEWIJANIE...
Nalał wody do małej wanienki i wsadził do niej swojego synka. Obmył go, co dla James'a było wyraźną uciechą, bo machał rączkami, ochlapując przy tym Harry'ego. Potem po 15-minutowych zmaganiach, Harry zmienił mu pieluchę i ubrał.
W chwilach wolnych Harry zajmował się pracą. Jednak później przyszła pora obiadowa, więc znów musiał nakarmić James'a. Widząc znudzoną minę chłopca, Harry wyczarował zwierzątka, które biegały wokół malucha. James wręcz piszczał z zachwytu, co bardzo śmieszyło mężczyznę.
-Kiedyś ty też będziesz tak umiał..
Jeszcze na wiele innych magicznych sposobów zabawiał chłopca. Opowiadał nawet mu o quidditchu. Harry wiedział, że chłopiec i tak mało co z tego rozumie, ale zdawało mu się, że go słucha, więc czemu by nie? W końcu, na pewno będzie kiedyś w niego grał, przecież jest synem dwóch graczy quidditcha- szukającego i ścigającej.
A gdy wieczorem James zjadł swoją kolacyjkę, Harry znów musiał go przemyć i przewinąć.
Teraz siedział na krześle obok kojca James'a, który powoli zasypiał.
-...No i wiesz, musieliśmy polecieć tym samochodem, bo peron nie chciał się otworzyć.- Harry opowiadał, pomimo, że czuł piasek w oczach.- Było to w sumie nawet zabawne, ale bardzo niebezpieczne, no ale w końcu wyszliśmy z tego cało. Uderzyliśmy w Bijącą Wierzbę, która bardzo poniszczyła samochód, a mięliśmy przez to całe mnóstwo kłopotów. Nie to, że naaaauuuczycieele...- Harry ziewnął.- się wściekali, to jeszcze Molly przysłała wyjca Ronowi, ale w sumie, to...

Ginny deportowała się przed dom. Było już bardzo późno, więc najciszej jak się da, wśliznęła się do domu.
Cichaczem weszła na górę, jednak Harry'ego nie było w sypialni. Przestraszyła się trochę, a jej nogi automatycznie ruszyły w stronę pokoju James'a. To co zobaczyła lekko ją zszokowało, ale i zachwyciło- Harry usnął z głową opartą na poręczy kojca James'a, dalej siedząc na swoim krzesełku. Ich syn też smacznie spał.
Ginny zachichotała cicho, czując wzruszenie i podeszła do Harry'ego.
-Moi kochani chłopcy...- szepnęła, odgarniając czarny kosmyk włosów z twarzy swojego męża.

wtorek, 24 marca 2015

42. Harry awansuje.


Na samym początku chciałabym Wam powiedzieć, że dodałam system oceniania postów. Tak więc proszę o szczere oceny, to tylko jedno kliknięcie :)
_______________________________________________________________

Minęło kilka dni, od kiedy wyłapano śmierciożerców, był początek października. "Prorok Codzienny" aż huczał o tym, a w świecie czarodziejów zapanowała euforia. Nawet Harry przestał już się obwiniać- to co się stało, już się nie odstanie.
Harry powrócił do nauczania w Hogwarcie- w poniedziałki i czwartki. Jednak nie na długo...

Siedział sobie w swoim gabinecie w Ministerstwie Magii, pochylając się nad jakimiś papierami, udając, że z zainteresowaniem je czyta. Tak naprawdę myślami był daleko- w swoim domu w Dolinie Godryka, przy Ginny i Jamesie.
W pewnym momencie ktoś zapukał do jego drzwi. Chciał mieć święty spokój, ale przecież nie mógł udawać, że go tu nie ma.
-Proszę...- burknął.
Drzwi otworzyły się i w progu stanął Kingsley Shacklebolt- Minister Magii.
Harry wstał natychmiast, zdumiony nagłymi odwiedzinami Ministra.
-Cześć, Harry.- Kingsley uśmiechnął się.
-Dzień Dobry Kings... Ministrze.
Harry trochę się zakłopotał.
-Daj spokój..- zaśmiał się Kingsley.- Przecież nie musisz mi mówić 'Ministrze'.
Harry prawdę mówiąc spodziewał się tego, bo Kingsley'a znał już wtedy, gdy Ministrem on jeszcze nie był. Uśmiechnął się do niego.
Kingsley bez pytania usiadł na krzesło przed biurkiem Harry'ego, ale ten nie miał mu tego za złe. Wciąż był zdziwiony nagłymi odwiedzinami samego Ministra Magii.
Sam usiadł naprzeciwko jego, za swoim biurkiem.
-Pewnie się zastanawiasz, Harry, co mnie sprowadza do Twojego gabinetu, prawda?
Harry bez słowa skinął głową.
-No cóż, już Ci tłumaczę. Jak wiesz... Ostatnio zmarł szef biura aurorów, Pan Watson...
Teraz Harry wbił wzrok w swoje adidasy.
-Więc Ministerstwo  poszukuje nowego szefa biura aurorów. I po długich rozmowach stwierdziliśmy, że TY będziesz się nadawał najlepiej.
Harry błyskawicznie przeniósł wzrok ze swoich butów na twarz Kingsley'a.
-C-co? Ja? Niee..- wybąkał.
-A ja myślę, że tak Harry..
-Nie, na pewno nie.- przerwał mu mężczyzna, który otrząsnął się już z szoku.- To odpowiedzialne zadanie, ja się nie nadaję...
-Daj spokój. Przecież zasłużyłeś na to.
-Ale jest wiele innych aurorów, bardziej doświadczonych, starszych.. Oni bardziej na to zasłużyli.
-Nie sądzę.- przerwał mu Kingsley, trochę ostrym tonem.- Harry, tu nie liczy się wiek, ale doświadczenie. A ty masz je bardzo duże, przecież stanąłeś po raz pierwszy z Voldemortem twarzą w twarz w wieku 11 lat, więc nie wmówisz mi, że tak nie jest. No i to TY ostatecznie go pokonałeś.
Harry westchnął. Nie mógł zaprzeczyć.
-No dobrze...-mruknął po chwili.- Ale ja sam sobie nie dam rady..
-Zawsze będziesz mógł zwrócić się do mnie... A jestem pewny, że Ron z chęcią zostanie twoim asystentem.
Harry mimowolnie zachichotał cicho. Tak, z całą pewnością on i Ron są wspaniałym połączeniem... Ale jeśli chodzi o łamanie przepisów szkolnych, a nie rządzenie biurem aurorów.
Kingsley, jakby wyczytał to z jego twarzy, powiedział:
-Przecież nie proponuję Ci posady Ministra Magii...
-Jeszcze tego by brakowało...- mruknął pod nosem Harry.
-... Tylko posadę szefa biura aurorów. Nie martw się, ja na samym początku też miałem wiele wątpliwości. Ale chyba radzę sobie całkiem nieźle..
Harry przygryzł wargi. Ta propozycja była naprawdę kusząca. Niestety, było jeszcze jedno "ale".
-A co z Hogwartem? Nie zdołam pełnić jednocześnie funkcji szefa aurorów i nauczyciela..
-Tak, to prawda.- przytaknął Kingsley.- Ale przecież jest Harris.
-Ale obiecałem mu, że...
-Harry, wiem co mu obiecałeś. Ale przecież póki co, mamy śmierciożerców z głowy, więc chyba nie będzie aż tak potrzebny w Ministerstwie, prawda? Będzie miał teraz o wiele mniej obowiązków jako auror, oczywiście, jeżeli ty tak zarządzisz...- Kingsley uśmiechnął się tajemniczo.
Harry zastanawiał się gorączkowo. To jest wielkie wyróżnienie, ale czy aby na pewno da sobie radę?
-No dobrze..- powiedział po chwili.- Dam Ci jutro znać...
-Świetnie.- Kingsley uśmiechnął się szeroko, wstał, myśląc najwyraźniej, że sprawa jest już przesądzona.
Sprężystym krokiem wyszedł z gabinetu, jednak w progu obrócił się i z uśmiechem powiedział:
-Wracaj już do domu. Ginny na pewno wyprawi jakieś przyjęcie, gdy jej o tym powiesz.
I nie mylił się.
Gdy tylko Harry wrócił do domu i opowiedział Ginny o tym wszystkim, ona pogrążona w szczęściu, zaczęła mu gratulować, obcałowując go i przytulając. Jeszcze tego samego dnia zaprosiła resztę rodziny na przyjęcie, które zorganizowała. Każdy gratulował mu równie entuzjastycznie. Molly uroniła kilka łez, a Artur był szczególnie dumny.
Hermiona przytulała każdego ze szczęścia, a Ron na początku był troszkę nadąsany, ale gdy dowiedział się, że zostanie jego zastępcą-asystentem, od razu się rozpromienił.
Ku zdumieniu Harry'ego, był nawet Percy. Do tej pory widywał go tylko w Ministerstwie, prawie w ogóle w Norze, pomimo, że miał już dobre stosunki z rodziną. Ale szybko zorientował się, o co chodzi.. Towarzyszyła mu jego dziewczyna, Audrey.
George także nie był sam. Była z nim Angelina Johnson- Harry znał ją z Hogwartu. Była ścigającą w drużynie Gryfonów, a przez rok nawet kapitanem drużyny.
Bez wątpienia byli parą.
Był też Teddy, który znów kłócił się z Victorie, córką Billa i Fleur, którzy też tu byli.
Nawet mały James nie marudził- śmiał się do każdego, a zwłaszcza do swojego ojca, jakby rozumiał, że to jego święto.
W pewnym momencie Fleur oświadczyła swoim francuskim akcentem, że jest w drugim miesiącu ciąży. To tylko wzmogło radosną atmosferę.
Harry był naprawdę szczęśliwy. Siedział z Jamesem w objęciach i Ginny u boku... nie zamieniłby ich nawet za tysiąc galeonów.
Ani reszty swojej rodziny.


poniedziałek, 23 marca 2015

41. Koniec śmierciożerców.


Harry za jakiś czas wyszedł ze świętego Munga. W Ministerstwie od razu postanowiono, by napaść na śmierciożerców, których na wolności jest naprawdę niewiele i zabrać ich do Azkabanu. A Charlie nie kłamał- do Azkabanu naprawdę sprowadzili smoki.
W akcji udział mięli wziąć wszyscy aurorzy, nauczyciele z Hogwartu, inne osobistości z Ministerstwa i wszyscy chętni, którzy ukończyli 17 lat.
Weasley'owie szybko postanowili wziąć w tym udział, zwłaszcza Hermiona.
Ginny też się upierała, że chce iść. Harry długo się z nią kłócił, aż w końcu ustalili, że James'a oddadzą na ten czas Molly, która zgodziła się z tego powodu nie brać udziału w walce.
Harry bardzo nie chciał, by Ginny tam szła. Bał się o nią, jak nigdy. Jednak wiedział, że ożenił się z bardzo upartą osobą.
Ustalono już plan. Aurorzy całymi dniami będą obserwować ulice Hogsmeade, Pokątną i wszelkie inne miejsca, gdzie zjawić się mogą jakieś podejrzane osoby. Tak też robiono.
Trochę to trwało, zanim w końcu zauważono jakiegoś śmierciożerce. Gdy to zrobiono, od razu zabrano go do Ministerstwa, a tam przykuto go metalowymi łańcuchami do krzesła na sali sądowej. Zdjęto maskę śmierciożercy. Harry zobaczył bladą twarz, z równie bladymi oczami i jasnymi, krótkimi włosami. To był Draco Malfoy.
Harry mógł się tego spodziewać. Przecież Malfoy jest bezmyślnym idiotą, więc mógł łatwo dać się schwytać.
Podano mu Veritaserum- eliksir prawdy. Watson stanął przed Malfoy'em, wpatrując mu się prosto w twarz.
-Jesteś śmierciożercą, prawda?
-Tak.- odpowiedział bezbarwnym głosem Malfoy.
-Zatem wiesz gdzie ukrywają się śmierciożercy?
-Tak.- odpowiedział tym samym obojętnym, nic nieświadom głosem Malfoy.- Kryją się w domu Toma Riddla, zmarłego ojca Czarnego Pana.
Wszyscy po sobie spojrzeli. Watson szepnął coś do swojego chudego, ale wysokiego asystenta, a ten nerwowo kiwnął głową i wyszedł.
-Zabrać go do Azkabanu.
-Nie powinniście tego robić.- powiedział obojętnie Malfoy.- Nigdy nie chciałem być śmierciożercą. Ojciec mnie do wszystkiego zmuszał. Do tego Czarny Pan niegdyś kładł nacisk na naszą rodzinę, grożąc nam śmiercią.
Harry'ego ogarnęła złość. Przeszył Malfoy'a pełnym nienawiści wzrokiem, ale tamten wpatrywał się tempo przed siebie, pogrążony w transie.
-Ale po śmierci Voldemorta już nie musiałeś być śmierciożercą.- warknął Harry, a kilka osób wzdrygnęło się na to nazwisko.
-Przecież już Ci mówiłem, że musiałem. Mój ojciec powrócił, pragnąc być śmierciożercą. Moja matka uciekła. Ja byłem po Waszej stronie. Uratowałem Cię.
-Używałeś leglimencji wobec mnie...
-Bo musiałem. Ojciec mnie do tego zmusił. Kazał mi też Ciebie zabić, ale nie zrobiłem tego. To ja wtedy oddałem Ci twojego chrześniaka, Potter. Myślałem, że domyślisz się. Ale najwyraźniej Cię przeceniłem, zawsze byłeś skończonym idiotą...
Harry stał jak wryty. Więc to wtedy Malfoy oddał mu Teddy'ego.. Jego ojciec zmusił go do używania leglimencji... Zlecił mu go zabić...
Watson spojrzał na Harry'ego wzrokiem pełnym zdziwienia.
-O czym on plecie, Potter?
No tak, pomyślał Harry. Przecież nie mówił Watsonowi o tym, że był wtedy w Zakazanym Lesie uratować Teddy'ego...
Harry westchnął. Wiedział, że teraz się nie wywinie. Już widział purpurową od złości twarz Watsona.
Parę dni później dowiedział się, że Malfoy'a oczyszczono z zarzutów. Harry miał szczerą nadzieję, że zrobili to słusznie.
Malfoy zdradził im, kiedy odbywają się zebrania śmierciożerców.

Była chłodna, wrześniowa noc. Pomimo późnej pory, w Ministerstwie panował tłok i gwar. To dzisiaj planowano atak na śmierciożerców.
Małymi grupkami deportowali się.
Gdy Harry, Hermiona, Ron i Ginny teleportowali się, zobaczyli przed sobą wielki, poniszczony dom, który niegdyś należał do Riddle'ów. Harry wzdrygnął się. Widział ten dom we śnie, już bardzo dawno temu. Wtedy Voldemort był namiastką życia. W krótkim czasie po tym Czarny Pan odrodził się.
Usłyszeli pyknięcie. Deportowali się Weasley'owie: Artur, George, Bill, Charlie, a nawet Percy i Fleur. Później przybyli nauczyciele z Hogwartu, w tym McGonagall, Hagrid i Harris.
Harry poczuł, że ktoś go szturcha. Obrócił się i zobaczył Nevill'a z Luną.
Rozpromienił się na ich widok.
Nevill'a widywał w szkole, w końcu uczył on Zielarstwa, ale Lunę widział ostatnio na ślubie Rona i Hermiony. Uśmiechała się, jak zwykle tajemniczo. Jej włosy dalej były tak samo jasne i długie jak niegdyś.
Później deportowała się reszta aurorów, osobistości z Ministerstwa (w tym sam Minister Magii- Kingsley, którego Harry dobrze znał) i inne osoby chętne do pomocy. Był już cały komplet.
Podzielili się na grupy. Harry walczył razem z Ronem, Hermioną, Ginny, Nevillem i Luną.
Gdy wtargnęli na tajne zebranie śmierciożerców, byli oni kompletnie zdziwieni i oszołomieni. Było ich o wiele mniej. Dobra strona mocy miała tu o większe szanse.
Więc walczyli. Trwało to bardzo długo, całą noc. Radzili sobie dobrze. Co prawda, wiele osób było już poranionych, gdy nastawał świt, ale powoli walka dobiegała końca. Prawie wszyscy śmierciożercy zostali  już schwytani. Pozostało ich już naprawdę niewiele.
Nie odbyło się jednak bez ofiary.
Harry walczył z jakimś wielkim śmierciożercą. Był od niego dwa razy wyższy i pięć razy grubszy.
Harry dzielnie odbijał jego zaklęcia i próbował nawet atakować. Obok siebie miał Rona, Hermionę, Ginny, Nevill'a i Lunę, którzy walczyli równie zażarcie z innymi śmierciożercami.
W pewnym momencie do Harry'ego dołączył Watson.
Harry był na początku zły. Przecież sam sobie poradzi. Jednak to, co się stało w kolejnej chwili od razu zmieniło jego nastawienie.
Zielony płomień wystrzelił i Watson runął na ziemię sztywny. Harry poczuł szok. Jego szef... Zawsze taki twardy, niepokonany.. Teraz leży tu bezwładnie.
Stało się to bardzo szybko. Za szybko.
Harry poczuł, że narasta w nim złość. Jednym machnięciem różdżki ciasno oplątał  linami przeciwnika, a ten padł na ziemię jak długi. Podbiegł do Watsona. Nie ma wątpliwości.
Nie żyje.

Tego dnia dobre moce zwyciężyły. Pomimo straty szefa biura aurorów i wielu rannych, było co świętować. Na wolności nie pozostał już żaden śmierciożerca. Zgniją w Azkabanie.
 Harry jednak nie był w nastroju. Obarczał się wyrzutami sumienia... Gdyby szybciej oplótł tamtego śmierciożercę.. Gdyby nie cackał się z nim... Watson byłby żywy.
Jego szef był dobrym człowiekiem. Co prawda nerwowym, często wściekał się na Harry'ego i Rona, ale to się teraz nie liczy. Zrobił w życiu wielkie rzeczy.

Tej nocy Harry nie spał spokojnie. Wciąż miał przed oczami nieruchome ciało Watson'a. Gdy w końcu jego powieki opadły, zasnął, nieświadom tego, że jest to duży błąd.
Usłyszał rozdzierający krzyk kobiety, a potem zimny głos, śmiejący się bezbarwnie. Znał to; jest to scena śmierci Lily i James'a Potterów.
Teraz znalazł się na cmentarzu. Obok niego błyszczał Puchar Turnieju Trójmagicznego. Usłyszał głos:
-Zabij niepotrzebnego.
I Cedrik Diggory padł na ziemię martwy.
Teraz był w Ministerstwie Magii. Obok niego stał Syriusz. Bellatrix Lestrange zaśmiała się złowieszczo i Syriusz zniknął martwy za czarną zasłonę.
Teraz ujrzał Dumbledor'a, spadającego z Wieży Astronomicznej. Niewątpliwie, już nie żył.
Za sobą usłyszał piskliwy głos:
-Harry Potter...
Odwrócił się i zobaczył Zgredka z nożem w piersi.
Przed Harry'm leżał umierający Snape. Harry zbierał jego wspomnienia do fiolki, a potem Snape odszedł na zawsze.
Znalazł się w Wielkiej Sali Hogwartu. Ujrzał Freda Weasley'a, nieruchomego i bladego. Na jego twarzy błądził uśmiech. Jednak rodzina zebrana nad nim wcale się nie uśmiechała.
Aż w końcu zobaczył Lupinów bezwładnie leżących na ziemi, a potem Watson'a uderzonego zielonym strumieniem.
Usłyszał przenikający go, szydzący z niego głos:
-Oni już nie wrócą, Potter. Nigdy.

Harry wstał oblany potem. Trzęsącą się ręką nałożył na swój nos okulary. Schował twarz w dłoniach, zastanawiając się, nad tym co właśnie zobaczył.
Dlaczego? Dlaczego musiał to widzieć jeszcze raz? Śmierć tak dobrych i wspaniałych ludzi?
Gdy jego rodzicie umarli, zdawało się, że został na tym świecie sam. Ale nie. Był Syriusz. Jego ojciec chrzestny, z którym tak chciał mieszkać. Nie cieszył się jednak długo jego obecnością. Zmarł po dwóch latach ich znajomości.
Był jeszcze Dumbledore. Zawsze go wspierał. Mówił mu, że to miłość jest największą mocą. Do niego Harry zawsze mógł się zwrócić. Aż nie zabił go Snape.
Ten jednak też okazał się wspaniałym człowiekiem. Snape był niezwykle dzielny... Był najdzielniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek Harry znał.
Lupinowie. Uwielbiał tych ludzi. Może właśnie dlatego nie przeżyli długo?
Fred. Był wiecznie szczęśliwym człowiekiem. Nawet po śmierci na jego twarzy błąkał się uśmiech. Dlaczego zmarł tak młodo?
Zgredek zginął, ratując go, Hermionę i Rona. Harry nigdy sobie tego nie wybaczy.
A Cedrik? Był dobrym kolegą. Zginął, pomimo, że był niewinny. A do tego był bardzo szlachetnym człowiekiem. Gdy w Hogwarcie prawie każdy nosił plakietki 'POTTER CUCHNIE' on tego nie robił, a przecież powinien wściekać się na niego bardziej niż inni. Ale nie. Był mądrzejszy od innych. A do tego, nie chciał wygrać Turnieju widząc, że Harry miał poranioną nogę.
Po tym wszystkim Harry poczuł, że do oczu napływają mu łzy. Szybko jednak je powstrzymał, bo zrozumiał, że przez ten cały czas Ginny mu się przypatruje. Teraz podeszła i objęła go.
-Dlaczego musieli zginąć?- szepnął Harry.- Dlaczego Ci najlepsi zawsze giną?
Harry poczuł, że jego burzliwa przeszłość odbija się na nim bardziej, niż kiedykolwiek. Wiedział jednak, że teraz może być już tylko lepiej. Śmierciożercy gniją w Azkabanie.


niedziela, 22 marca 2015

40. "To niedługo się skończy..."


Harry właśnie przekręcił się na drugi bok, mrucząc coś o faulach w quidditchu i Zwodzie Wrońskiego. Każdy przypatrywał mu się w napięciu, jednak on spał dalej. Ron szturchnął go lekko i zanim Hermiona i Ginny zdążyły zaprotestować, Harry już na nich spoglądał. Patrzył na nich pytającym wzrokiem. Po chwili, zapytał:
-Kim wy jesteście?
-Nie ma okularów.- mruknęła Hermiona, podając Harry'emu jego okrągłe okulary.
On założył je szybko, ale dalej patrzył się na nich zbaraniałym wzrokiem. Hermiona zatkała sobie dłonią usta, a Ginny szepnęła:
-On... chyba stracił pamięć.. Musiał uderzyć się w głowę.
Teraz mężczyzna zaczął rozglądać się po sali. Po chwili wyraz jego twarzy zmienił się- jakby coś zrozumiał.
-Aaach...- mruknął.- Wybaczcie. Już pamiętam.
Cała trójka odetchnęła.
-Co sobie przypominasz?
Harry skupił się, jak tylko mógł. Wytężył mózg, sięgając pamięcią wstecz.
-Pamiętam... że zaatakował mnie Lucjusz Malfoy... Potem byliśmy na błoniach, a on rzucił na mnie zaklęcie uśmiercające.. Myślałem, że odskoczyłem, ale chyba we mnie trafiło...
Ron, Hermiona i Ginny wymienili spojrzenia. Ron powiedział:
-To by się nawet zgadzało... Malfoy rzucił na Ciebie zaklęcie uśmiercające, a ty w ostatniej chwili odskoczyłeś, ale promień musną twoje ramię, więc... no... prawie umarłeś.
Harry westchnął.
-Ile tak tu leżę?
-Już szósty dzień.
Mężczyzna zaczął myśleć, czy nie lepiej by było, gdyby w końcu umarł. Ciągle przysparza im jakieś problemy. Nie śmiał jednak wypowiedzieć tego na głos.
Jego uwagę przykuła gazeta, która leżała na szafce obok. Rozpoznał 'Proroka Codziennego'.
Hermiona od razu to zauważyła, więc szybko go zgarnęła.
-Co jest?- Harry spojrzał na nią podejrzliwie.- Już wiedzą?
Hermiona trzymała teraz tak mocno gazetę, że prawie ją zgniotła.
-No... tak. Właściwie, to wiedzieli już tego samego dnia.
Harry ponownie westchnął i zapytał:
-Jak bardzo podkoloryzowana jest ta cała historia?
Ron wyszczerzył do niego zęby.
-Wiesz... Właściwie to może to nie jest takie złe... Robią z Ciebie tragicznego bohatera...
Hermiona spojrzała na niego wzrokiem z cyklu "to-nie-jest-temat-do-żartów".
-Od razu stwierdzili, że już po Tobie. Podali już nawet datę pogrzebu.
Harry uniósł lekko brwi.
-Chyba się zawiodą, jak wyjdę.
-Och, daj spokój.- żachnęła się Hermiona.- Jest dobra strona tego ataku. Schwytano prawie wszystkich śmierciożerców.
Harry uniósł się tak gwałtownie, że gdyby zobaczyła to jakaś pielęgniarka, to zbeształaby go za to.
-Naprawdę?
-Tak.- powiedział rozradowany Ron.- Uciekła tylko niewielka garstka.
Harry opadł z rezygnacją na poduszki:
-Ale przecież i tak uciekną. W Azkabanie nie ma już dementorów, więc...
-Nie byłabym tego taka pewna.- powiedziała Hermiona z uśmiechem.- Podobno zastosowali jakieś nowe środki bezpieczeństwa...
-Charlie mówił mi, że sprowadzono smoki!- ucieszył się Ron.
Harry nie mógł w to uwierzyć. Czyżby naprawdę ta katorga miała się niedługo zakończyć?
-Będziemy musieli to sprawdzić.- powiedział natychmiast Harry.- No i oczywiście schwytać resztę tych śmierciożerców...
Harry poczuł, że coś mocno ścisnęło jego dłoń. Zobaczył Ginny. Do tej pory się nie odzywała, cały czas trzymając go za dłoń. Mężczyzna prawie zapomniał o jej obecności. Przyjrzał się jej. Miała dosyć zaczerwienione i zmęczone oczy. Teraz zobaczył, że Hermiona też. Ron także wyglądał na markotnego. Zrobiło mu się strasznie głupio.
Hermiona nagle powiedziała:
-Pójdę po uzdrowiciela, pewnie się ucieszą, że już się obudziłeś...
Rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w stronę Rona, a ten wstał natychmiast i powiedział:
-Pójdę z Tobą.
Wyszli razem, więc teraz małżeństwo zostało sam na sam. Harry zapytał cicho:
-A gdzie James?
-W Norze.- wykrztusiła Ginny. Głos dalej miała trochę drżący.
Wpatrywali się w siebie w ciszy.
-Harry, myśmy tu odchodzili od zmysłów..- powiedziała niepewnie Ginny.
-Nie musieliście tu siedzieć. Ciągle tylko zawracam Wam głowę...
-Zwariowałeś?- przerwała mu jego żona.- Musisz mi coś obiecać. NIGDY. WIĘCEJ. MI. TEGO. NIE. ZROBISZ.- te słowa wypowiedziała bardzo wyraźnie.- Jasne?
Harry nie mógł jej tego obiecać. Powiedział tylko:
-To niedługo się skończy, Ginny. W końcu będziemy mięli spokój...
-Wiem, Harry. I naprawdę tego chcę. Ale teraz mi obiecaj- będziesz uważał.
-Obiecuję.
Ginny przybliżyła się do niego, a on wcale tego nie planując pocałował ją. Poczuł, że wszystkie troski nagle odpływają, jest tylko on i Ginny. I nic więcej się nie liczy.
Niestety tą chwilę przerwał uzdrowiciel, który wbiegł tu w otoczeniu pielęgniarek.
-Na brodę Merlina, Panie Potter!- wykrzyknął rozradowany.- Witamy z powrotem!


sobota, 21 marca 2015

39. Ciężkie chwile w świętym Mungu.



Ron zaczął myśleć gorączkowo. Nich ich nie zauważał. Właśnie obok nich przeszedł Watson, który także ich nie widział. Ron ryknął, ile sił w płucach:
-WATSON! DO CHOLERY, WATSON!
Ich szef jakby zdenerwował się na to, jak Ron się do niego odzywa. Jednak gdy zobaczył Harry'ego, nad którym klęczał rudowłosy mężczyzna, od razu pobladł.
-Zabieraj go do Munga! TERAZ!
Z tłumu wyłoniła się Hermiona. Gdy tylko zobaczyła całą tą scenę wydała z siebie zduszony krzyk. Weasley'owie złapali Harry'ego za ramię i razem się deportowali, oboje z przerażeniem wpatrzeni w zastygłą twarz mężczyzny.
Gdy tylko znaleźli się w Mungu podbiegło do nich kilku uzdrowicieli. Wszyscy lekko zszokowani, zabrali Pottera na salę.
To były naprawdę trudne chwile. Hermiona wylała tysiące łez, pogrążona w niepokoju.
Ron także strasznie się martwił o Harry'ego, ale próbował wspierać Hermionę, co nie było łatwe, z tym, jak się czuł. Może gdyby mu towarzyszył, to by się to nie stało...
Wkrótce do Munga wpadła reszta rodzinki: Ginny z Jamesem w nosidełku, Molly, Artur, George i  Teddy.
Ginny cała drżała. Od razu napadła na dwójkę swoich przyjaciół, wypytując ich o wszystko. Niestety, wiedzieli tyle samo, co ona.
Reszta rodziny, a zwłaszcza Molly byli zmartwieni. Nawet z twarzy Georga spełzł uśmiech. Teddy wyłaził ze skóry, by cokolwiek się dowiedzieć.
Po godzinie wyszedł uzdrowiciel. Każdy natychmiast wstał, przypatrując mu się bacznie.
-Więc...- zaczął grobowym głosem uzdrowiciel, wpatrując się w czubki swoich butów.- Jest źle. Musimy czekać, te kilka najbliższych nocy będą najtrudniejsze, one zadecydują, czy Potter przeżyje.- westchnął i teraz na nich spojrzał.- Nie możemy się oszukiwać. Szanse są naprawdę nikłe.
I obrócił się, najwyraźniej bojąc się reakcji. Ku jemu niezadowoleniu, Ron zaczął niepewnie:
-Ale... Co mu się właściwie stało?
Uzdrowiciel ponownie westchnął i niechętnie się obrócił w ich stronę:
-Mamy pewną hipotezę. Prawdopodobnie trafiło go zaklęcie uśmiercające. Na pewno nie uderzyło go całe, bo nie byłoby żadnych szans, ale często wystarczy delikatne muśnięcie, by człowiek zginął. Pewnie widząc zielony płomień odskoczył, ale niewielka część zaklęcie go uderzyła.
I wyszedł
Wszyscy spojrzeli po sobie. W sumie, miało by to jakiś sens...
Gdy Harry, Ron i Hermiona byli w 6 klasie Katie Bell dotknęła przez dziurę w rękawiczce przeklętego naszyjnika. Nałożona na niego była klątwa, która zabijała.
Ona po prostu, delikatnie go musnęła, a już oberwała. Na szczęście nie umarła, ale gdyby dotknęła go gołą ręką, już by było po niej.
Teraz i Ginny nie wytrzymała i dołączyła się do szlochającej Hermiony. A trzęsła się tak, że Artur musiał zabrać z jej rąk również płaczącego James'a.
Ron nie mogąc na to wszystko patrzeć, powiedział:
-Słuchajcie... Harry'emu już tyle razy się poszczęściło... Więc i teraz tak będzie...
Ale mężczyzna chyba nie sam wierzył w to, co mówi, więc umilkł.
A jeżeli limit szczęścia Harry'ego się wyczerpał?
Po jakimś czasie ustalili, że Molly, Artur, George i Teddy wrócą do Nory. Zabiorą ze sobą James'a, bo Ginny po prostu nie jest w stanie się nim opiekować. Hermiona, Ron i Ginny zostaną, by czuwać przy Harry'm.
I tak też było.
Kolejne dni ciągnęły się niczym lata. Hermiona, Ron i Ginny sypiali w świętym Mungu, byleby być na bieżąco ze stanem swojego przyjaciela.
Reszta rodziny odwiedzała codziennie Harry'ego na kilka godzin. Przynosili też James'a, ale Ginny cała sparaliżowana, ciężko sobie radziła z opieką, pomimo, że się starała jak tylko mogła.
Mijał już szósty dzień, a Harry dalej nieprzytomny. Niby oddychał, ale były to oddechy płytkie, urywane i krótkie. Wydawało się, że słabłnie z dnia na dzień...
Za oknem było ciemno. Ginny siedziała nad łóżkiem Harry'ego, trzymając swojego męża za rękę. Hermiona siedziała obok niej.
Obie dziewczyny miała napuchnięte i czerwone oczy.
Co prawda, Ginny nigdy nie była płaczką, ale perspektywa, że już nigdy go nie zobaczy, po prostu ją przytłaczała. Hermiona czuła zupełnie to samo. Teraz obie wpatrywały się tempo przed siebie w ciszy, zamyślone.
Ron siedział naprzeciwko ich. Miał ochotę krzyczeć, wściekać się, czasem płakać, ale wiedział, że musi być silny. Harry by tego nie chciał.
Wyglądał przez okno, ale przecież nie mógł nic widzieć, bo ulicę już dawno spowiła ciemność.
Nagle usłyszeli cichy szmer, dochodzący z łóżka Harry'ego. Wszyscy wpili w niego wzrok.


piątek, 20 marca 2015

38. Śmierciożercy atakują.



Kolejne dni mijały szybko. Było gorąco, a zachodzące słońce padało na biurko w gabinecie Harry'ego. Siedział on teraz w Ministerstwie, przeglądając jakieś papiery.
Oczywiście, że wolałby być teraz w domu, razem z Ginny i Jamsem, ale cóż mógł zrobić? Swój urlop już wykorzystał.
Już właśnie kończył, gdy do jego gabinetu wpadł Watson. Był zdyszany i trochę wystraszony.
-Potter..-wydyszał.- Zabieraj Weasley'a.. I na dół... Śmierciożercy... napadli... na Hogwart..
Ze świstem złapał powietrze i wybiegł, o mało się nie potykając. Harry był w szoku. Czemu zawsze Hogwart?
Postanowił jednak nie zwlekać. Teraz razem z Ronem zbiegali na dół, gdy poczuli na sobie czyiś dotyk. Obejrzeli się i zobaczyli Hermionę. Była wyraźnie przerażona, ale jak zwykle zachowała zimną krew, mówiąc:
-Błagam... Uważajcie na siebie... Ja... Muszę tu zostać i dokończyć raport o W.E.S.Z, ale...- zawahała się. Widać było, że w głębi jej toczy się jakaś wojna. Przytuliła każdego z mężczyzn, jakby żegnała się z nimi na zawsze, a gdy wsiedli do windy, przyglądała im się, zastanawiając się nad czymś.
Nie minęło 5 minut, gdy zobaczyli ją znowu. Omotali ją pytającym spojrzeniem, a ona powiedziała:
-Zamierzam tam iść i walczyć o Hogwart. I nie obchodzi mnie ten cały raport. Zawsze Wam towarzyszyłam, więc i teraz tak będzie.
Harry i Ron spojrzeli po sobie zdziwieni. Po chwili ten drugi stwierdził:
-Hermiono, to niebezpiecznie... Nie jesteś Aurorem...
-Tylko dlatego, że się na to nie zgodziłam.- syknęła w odpowiedzi jego żona.
Po chwili byli na dole, a Watson zarządził, by grupkami deportowali się do Hogsmeade. Tak też zrobili.
Gdy Harry, Ron i Hermiona zobaczyli Hogwart, wydawali się w ogóle nie zaskoczeni. Prawdę mówiąc, spodziewali się tego.
Zamek otoczony był niewidzialną tarczą, która coraz bardziej słabła. Część zaklęć się od niej odbijało, a część ją niszczyła.
Harry nawet się nie zorientował, gdy cała trójka się rozdzieliła. Teraz walczył pomiędzy uczniami, aurorami i nauczycielami. Przerażała go myśl, że jakiś uczeń może tu zginąć. Pragną jednego- zakończyć to, nawet jeśli sam będzie musiał umrzeć.
Tarcza otaczająca zamek już dawno się rozpadła. Harry dzielnie walczył, nieraz ratując jakiegoś ucznia przed zaklęciem uśmiercającym lub Cruciatusem.
Gdy wszedł do Hogwartu przeraził się- do tej pory walczył tylko na zewnątrz.
W środku wszędzie latały kolorowe płomienie, a w tym zielone, co oznaczało jedno. Zewsząd dosłyszeć można było krzyki czarodziejów i czarownic, wypowiadających zaklęcia.
Było ciemno. Na podwórku już dawno zapadł mrok, a w zamku paliło się zaledwie kilka świec i lampek, bo reszta została zniszczona.
Postanowił ruszyć ku źródło, skąd dosłyszeć można było najwięcej dźwięków. Biegł tak, gdy nagle się o coś potknął. Ku jego przerażeniu wyczuł, że to ciało. Postanowił jednak nie sprawdzać, kto to. Za bardzo się bał, a do tego musiał walczyć. W głębi duszy modlił się, by nie byli to Ron ani Hermiona.
Wszedł w tłum. Rozbroił kilka zamaskowanych postaci, aż w końcu sam uderzył plecami w ścianę, dostając Drętwotą.
Zobaczył przed sobą Lucjusza Malfoy'a. Ryknął:
-Impedimenta!
I ruszył przed siebie, unikając tysiąca zaklęć.
Wybiegł na błonia. Za nim kroczył Lucjusz Malfoy. Harry w pewnym momencie obrócił się i z zaskoczenia krzyknął:
-Drętwota!
Niestety. Chybił.
Zaczął gorączkowo myśleć, co ma zrobić, gdy nagle zielony płomień ruszył w jego stronę. W ostatniej chwili odskoczył. Ale czy na pewno?
Był przekonany, że Malfoy go nie trafił. Jednak poczuł, że zaklęcie uderza w jego ramię.
Wszystko spowiła ciemność. Odgłosy walki dobiegały do niego jakby z daleka.
Potem upadł na ziemię, już niczego nieświadom.

Ron był w zamku, walcząc w tłumie innych.
Nagle zobaczył, że ktoś wymyka z zamkowych błoni. Rozpoznał Lucjusza Malfoy'a.
Automatycznie wybiegł na zewnątrz, spodziewając się najgorszego. Jednak wszystko zdawało się być w porządku. Ludzie walczyli, nie widział żadnego martwego ciała, więc już miał wracać, gdy zobaczył, że jakaś ciemnowłosa Krukona o coś się potknęła, jednak nawet nie zwróciła na to uwagi. Ruszył w tamtą stronę, mając nadzieję, że nie znajdzie tam martwego ciała.
To co zobaczył, wstrząsnęło nim doszczętnie. Zobaczył ciemnowłosego mężczyznę. Oczy miał zamknięte, a z nosa zsuwały mu się okrągłe okulary. Na czole miał bliznę w kształcie błyskawicy.
Ron wydał z siebie zduszony krzyk i upadł na kolana obok swojego najlepszego przyjaciela.
Przyłożył ucho do jego ust i usłyszał płytki, cichy oddech.
Sam już nie był pewien, czy nie przesłyszało mu się to. Bo jeśli Harry dostał Avadą Kedavrą, to przecież nie jest to możliwe..
Zaczął się gorączkowo rozglądać. Nikt ich nie zauważał, każdy był pogrążony w walce.
Jeszcze raz spojrzał na Harry'ego. Bladł z chwili na chwilę, a pierś jego nie ruszała się... Czyżby już nie oddychał?
Przerażony tą myślą poczuł, że coś piecze go w kącikach oczu. To były łzy...
Czy jeszcze kiedykolwiek usłyszy głos swojego przyjaciela?



czwartek, 19 marca 2015

37. Szczęśliwe chwile.


Ginny i Harry mięli tydzień tylko dla siebie i James'a. Wylegiwali się na plaży, zabawiali swojego synka...
Jadali w mugolskim miasteczku, które było niedaleko. Ginny ze zdziwieniem przyglądała się telewizji w kawiarence. Gdy Harry objaśnił jej, jak to działa, stwierdziła ze śmiechem:
-Te miasto to byłby raj dla mojego taty...
Mieszkali w niewielkim domku letniskowym, który Ginny zauważyła po deportacji.
Wydawało się, że wszystko jest idealnie. Tylko oni, razem, ze swoim synkiem...
James, ku ich zdziwieniu, nie robił problemów. Wiadomo, jak to niemowlak, płakał i domagał się mleka od swojej matki, ale ogólnie był zadziwiająco spokojny, czego nie można było stwierdzić, gdy był w Dolinie Godryka.

Był to przedostatni dzień ich pobytu na plaży. Harry i Ginny wędrowali brzegiem morza, którego fale przyjemnie muskały ich stopy. Było bardzo gorąco.
Tym razem Harry trzymał nosidełko z James'em. Uśmiechał się do swojego synka, jakby zapominając o całym świecie. Ginny wzięła go pod rękę, przypominając mu o sobie, a mężczyzna podniósł głowę, uśmiechając się do niej.
Usłyszeli chichot. Od razu spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli dwie mugolki, spoglądające znacząco na Harry'ego. Ginny obrzuciła je pełnym pogardy spojrzeniem i przyciągnęła Harry'ego bliżej do siebie.
Tak było często. Ale Ginny nawet trochę rozumiała te dziewczyny. Harry był przystojny. Jego kruczoczarne włosy, wiecznie w nieładzie, dodawały mu uroku. Zielone oczy przyciągały uwagę, a były pełne troski. I do tego wszystko było można z nich wyczytać.
Ale nie było to jedynym powodem, dla którego kobiety przyglądały się Harry'emu, śmiejąc się zalotnie. Harry był dobrym ojcem, często zapatrzonym z troską w James'a, co jest raczej rzadkością, jeśli chodzi o mężczyzn. Dlatego był on niczym skarb. A gdyby te mugolskie dziewczyny, widziały, kim Harry jest...
Ginny poczuła, że ktoś znowu im się przygląda. Spodziewając się kolejnych rozchichotanych dziewczyn, spojrzała ze złością w tamtą stronę. Jednak nie zobaczyła mugolek. Zobaczyła młodego mężczyznę, może trochę starszego od Harry'ego. Chyba był czarodziejem, bo wybałuszał oczy, gdy zobaczył bliznę w kształcie błyskawicy na czole Harry'ego. Już go mijali, gdy mężczyzna nie wytrzymał i w napięciu spytał:
-Przepraszam... Znają może państwo drogę do miasteczka? Szukam dobrego baru..
Zacisnął wargi, wyczekująco.
Harry spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, oddał Ginny nosidełko z James'em i powiedział:
-Właśnie tam idziemy, może Pan z nami iść.
-Ach, z chęcią.- mężczyzna pokiwał głową energicznie.- Nie znam się na mugolskich pieniądzach, pewnie palnął bym jakąś gafę..
-Pan jest czarodziejem?- zapytała z zainteresowaniem Ginny.
-Tak. Bruno Parker.- przestawił się, wyciągając rękę w stronę Harry'ego.
-Harry Potter.- Harry uścisnął dłoń nowemu znajomemu.
-Ach..- najwyraźniej myśli Bruna potwierdziły się, a teraz spojrzał na Ginny.- A Pani pewnie to Ginny Potter? A ten malec to James?
-Tak.
Bruno był najwyraźniej podekscytowany tą znajomością. Był przyjaznym człowiekiem, opowiedział im dużo o sobie. Tak jak Harry i Ginny, uczył się w Hogwarcie. Był o dwa lata starszy od Harry'ego. Nie znali się prawdopodobnie dlatego, że Bruno był w Hufflepuffie.
Tzn... Bruno znał Harry'ego. Widywał go na korytarzach, słyszał wszystkie opowieści o nim, znał jego historię.. Ale nigdy nie zamienili ze sobą żadnego słowa.
Ten wieczór spędzili razem ze swoim nowym znajomym, który przestał już się zachwycać tym, że poznał Potter'ów, a zachowywał się teraz zwyczajnie- był sobą.
Był to dosyć zabawny gość. Był czystej krwi, więc wychowywał się w domu czarodziejów, dlatego wszystko, co mugolskie, zdawało mu się zadziwiające. Często wymykało mu się:
-Czego Ci mugole nie wymyślą?!
Albo:
-Niesamowite! Pierwszy raz widzę takie coś!
Mugole patrzyli na niego, jak na skończonego idiotę, ale ten nie zwracał na to uwagi, podziwiając czyiś rower.
-Wspaniałe! A do czego to służy!?
-No wiesz...- Harry był lekko zakłopotany, czując na sobie wzrok mugoli.- Podróżuje się tym...
-Podróżuje na czymś takim!?- powtórzył z niedowierzaniem Bruno.
-No... tak..- Harry spojrzał błagalnie na Ginny, ale ona też zdawała się być wielce zdumiona tym, że na takim czymś można gdzieś pojechać.

Gdy Ginny i Harry wrócili ze swoich wakacji, mięli wiele do opowiedzenia. Siedzieli przy kuchennym stole Nory, razem z Molly, Arturem, Georg'em, Hermioną i Ronem, którzy z chęcią ich słuchali.
-Ach... Jak ja Was rozumiem...- powiedziała rozmarzonym głosem Molly.- Widziałam na tej pocztówce od Was, naprawdę piękne miejsce...
-I na tym naprawdę da się PODRÓŻOWAĆ!?- przerwał jej z niedowierzaniem Artur. W dłoni trzymał zdjęcie roweru, który uprzednio podziwiał Bruno. Harry i Ginny pomyśleli, że zrobią zdjęcie i pokażą je Arturowi, który był tym zachwycony. On uwielbiał badać wszystko, co mugolskie. Dlatego przez resztę wieczoru, z wypiekami na twarzy wypytywał Harry'ego i Hermionę, jak to konkretnie działa.

wtorek, 17 marca 2015

36. Rocznica.


Mały James musiał jeszcze zostać na kontroli, ale było z nim wszystko w porządku.
Harry urządził dla niego pokój, z małą pomocą Rona, Georga i Artura. Osiągnięty efekt był naprawdę zadowalający.
Mężczyzna szalał z radości. Miał ochotę wyściskać tego malca, ale bał się, że coś mu zrobi.
Ginny była bardziej zaradna. Karmiła, przewijała, usypiała chłopca.
Ale Harry też się przydawał. Często czytał mu jakieś bajki, bawił się z nim.
Ginny widziała, że mężczyzna stara się z nimi spędzać jak najwięcej czasu. Próbował urywać z pracy, by zająć się domem. Pomimo, że teraz dużo czasu spędzali przy małym, to byli bardzo blisko siebie. Kochali się nawzajem bardziej niż kiedykolwiek, a ten mały był ich znakiem miłości.
Wieść o tym, że na świecie jest nowy Potter rozniosła się jak świeże bułeczki. Gdzie tylko Harry nie był, wszędzie mu gratulowano, nawet Watson był mu bardziej uchylny. Hagrid już go zapraszał na tzw. "herbatkę i coś mocniejszego", ale Harry musiał mu odmówić. Liczyło się tylko jedno- jego rodzina.
Tak, rodzina... Której nigdy wcześniej nie miał. Bo chyba rodziną nie nazwiemy Dursley'ów? Teraz czuł się naprawdę szczęśliwy.
Hermiona i Molly pomagały Ginny jak tylko mogły.
Ta pierwsza, bardzo wspierała obojga rodziców, pomimo, że sama chodziła wiecznie zmarnowana i zmęczona... Ale szczęśliwa. Mówiła, że W.E.S.Z. rośnie w siłę.
Zbliżała się końcówka lipca, co oznaczało rocznicę ślubu Ginny i Harry'ego.
Mężczyzna już coś zaplanował. Pozałatwiał wszelkie sprawy w pracy i realizował swój plan

Ginny właśnie siedziała w salonie, karmiąc James'a, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Delikatnie odłożyła chłopca do kojca, który za pomocą czarów tu wcześniej przeniosła i otworzyła drzwi. W progu stali Ron i Hermiona. Rozradowani krzyknęli:
-Wszystkiego najlepszego w rocznicę ślubu!
I weszli nieproszeni.
Hermiona automatycznie podeszła do James'a i przywitała się z nim, szczebiocąc. Ron trochę niepewnie podszedł i wziął na ręce małego, mrucząc pod nosem:
-Już wiem, co Harry miał na myśli, mówiąc, że...- teraz spojrzał na Ginny i zapytał tajemniczym tonem:- A właśnie... Harry'ego jeszcze nie ma?
-Nie.- powiedziała Ginny i usiadła na kanapę.
Młode małżeństwo zrobiło to samo.
-Co jest, siostra?- zapytał Ron, szczerząc zęby.- Aż tak Cię przygnębia ta perspektywa? Ja wiem, że Harry gada przez sen, ale...
-Ron!- krzyknęła oburzona Hermiona.
Ginny spojrzała z wyrzutem na swojego brata.
-Daj spokój. Przecież wiesz, że nie w tym rzecz. Ja po prostu zastanawiam się, jak on mógł zapomnieć o naszej rocznicy?
Hermiona i Ron spojrzeli po sobie znacząco, czego Ginny na szczęście na zauważyła.
-No wiesz...- zaczęła Hermiona.- Skąd ta pewność, że zapomniał?
-Byłby tu ze mną i z James'em, a nie w Ministerstwie?
Chłopiec zapłakał cicho, więc jego mama podeszła do niego, uspakajając go.
Ron zaczął zakłopotany:
-No wiecie... znam Harry'ego lepiej niż wy, więc...
-Nie bądź tego taki pewny...- przerwała mu Hermiona, a Ginny jej zawtórowała.
-...wiem, że o takich rzeczach nie zapomina...- dokończył mężczyzna, jakby niczego nie usłyszał.- No przynajmniej o urodzinach moich i Hermiony nigdy nie zapomniał...
Rudowłosa kobieta spojrzała na niego ze złością. Hermiona nagle burknęła:
-To ja... pójdę do łazienki...
I podeszła w stronę schodów, robiąc jakieś dziwne ruchy za plecami Ginny, więc Ron powiedział:
-Emm... To ja pójdę z nią...
Młoda matka spojrzała na nich, jak na ostatnich dziwaków, ale nic nie powiedziała.
W tej łazience byli jakoś zaskakująco długo, ale Ginny wolała nie wnikać. Po jakichś 15 minutach do domu wszedł Harry. W dłoni ściskał pergamin. Uśmiechnął się do żony, podchodząc do niej, by ją pocałować, ona jednak odpowiedziała mu pełnym wyrzutów spojrzeniem.
Mężczyzna, jakby się domyślając się o co chodzi, powiedział:
-Emm... W Ministerstwie spotkałem... No tego twojego szefa... Kazał mi Tobie to przekazać, to chyba tyczy się jakiegoś meczu, będziesz musiała napisać artykuł...
-Wiem, na czym polega moja praca.- warknęła Ginny.- A co niby on robił w Ministerstwie? Nie powinien być w redakcji?
Harry, jakby zupełnie się zaskoczył, wybąkał w pośpiechu:
-No.. wiesz... Nie pytałem...
Ginny gwałtownie chwyciła list, czując szarpnięcie w okolicy pępka.
Leciała tak przez jakiś czas, nie mając pojęcia, co się dzieje.
Wylądowała na piaszczystej plaży.
To był świstoklik...
Poczuła ucisk w brzuchu. A co jeśli to był śmierciożerca, który wypił eliksir wielosokowy? Gdzie jest Harry?! Czy coś mu się stało? I co będzie z James'em?
Rozejrzała się przestraszona po okolicy. Przed nią rozpościerało się morze. Gdzieś w oddali zobaczyła budynki, to chyba jakieś miasteczko.
Stał tu też niewielki, ale imponujący domek letniskowy.
Jakby nie patrzeć, było to wspaniałe miejsce, ale teraz czuła za wielki strach, by zdać sobie z tego sprawę. Usiadła bezradnie na brzegu, utkwiwszy wzrok w morze, które spokojnie falowało.

Gdy tylko Ginny zniknęła, Harry pobiegł na górę. W pokoju stali Ron i Hermiona. Cała trójka zaczęła w milczeniu po sobie spoglądać, aż w końcu parsknęli zgodnym śmiechem.
Hermiona, wciąż chichocząc podała torbę Harry'emu.
-Tu macie wszystko. Użyłam na niej zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego, więc wszystko się zmieściło.
Razem zeszli po schodach. Harry zamienił kojec James'a w nosidełko, po czym wziął je do ręki.
-Wielkie dzięki.- powiedział.
-Ach, nie ma sprawy..- powiedziała szybko Hermiona.- Miłej rocznicy... i przysyłajcie dużo zdjęć, listów...
Małżeństwo podeszło do drzwi. Gdy je zamykali, Harry usłyszał głos Rona:
-I nie zapomnijcie o pamiątkach...
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i teleportował się.
Gdy znalazł się na plaży, w trochę innym miejscu niż Ginny, zdał sobie sprawę, że to było nieprzemyślane.
Deportacja była sporym wstrząsem dla James'a, który zaczął płakać. Harry nerwowo zaczął go uciszać.

Ginny usłyszała dziwnie znajomy płacz dziecka. Od razu się poderwała, odganiając gnębiące ją myśli. Niepewnym krokiem ruszyła w tamtą stronę, a po chwili zobaczyła czarnowłosego mężczyznę, uspakajającego dziecko, które po chwili ucichło.
Ginny czując lekki szok, ale też ulgę. Podbiegła do swojego męża, rzucając mu się na szyję.
-Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy...- szepnął jej Harry do ucha, a Ginny pocałowała go w podzięce.
W życiu by się tego nie spodziewała.



poniedziałek, 16 marca 2015

35. Mały Potter przychodzi na świat.



Potterowie to była dziwna rodzina.
Było to małżeństwo- czarnowłosy mężczyzna, o zielonych oczach. Na nosie zawsze nosił swoje okrągłe okulary, które były, jakby nie patrzeć, trochę dziecinne. Na czole miał dziwną bliznę w kształcie błyskawicy...
Jego żona to była kobieta o burzy rudych włosów i ciemnych oczach... i była w ciąży.
Byli to bardzo tajemniczy ludzie. Z nikim się nie zadawali, unikali kontaktu z sąsiadami. Akceptowali jedynie Weasley'ów, którzy mieszkali obok. Byli to tak samo dziwna rodzina, tak samo młode małżeństwo.
Wokół nich działy się podejrzane rzeczy. Każdego ranka Potter i Weasley spotykali się w jakiś dziwnych szatach, a potem po prostu... jakby zniknęli. Ale przecież nie możliwe jest przeniesienie się z jednego miejsca w drugie, tak w jednej chwili. A żadnego pojazdu przecież nie mięli, co było jeszcze bardziej intrygujące...
Nie wiadomo, gdzie pracowali.
Czasem do domu przynosili taką dziwną gazetę.. To wyglądało, jakby... Ale nie, to nie możliwe. Przecież obrazki nie mogą się poruszać.
Często pod ich okna przylatywały sowy. Raz do Potterów przyleciało ich kilkanaście. Czy oni założyli jakiś klub wielbicieli sów!? Zaopatrzyli się nawet w swoją, jak oni ją nazywali... Fuksja, czy coś takiego..
Ten Potter, chyba Harold, albo Harry, często łaził na cmentarz. Gadał coś sam do siebie, nad grobem Lily i James'a Potterów...
A czasem, z ich domu wychodziły jakieś postaci, często ufajdane w popiele, jakby wyszli z kominka. A co najlepsze, nie widziano, jak oni tam wchodzili... Najczęściej była to para ludzi w średnim wieku, o rudych włosach.
Taak, Potterowie to naprawdę dziwna rodzina.


Ginny właśnie krzątała się po kuchni, przygotowując obiad. Była sobota, końcówka czerwca, a Harry siedział w swoim gabinecie domowym, przeglądając papiery, które pozostawił mu Watson. Tak chciałby się wyrwać, wyjść na świeże powietrze... Była taka piękna pogoda, a on marnował czas w tej klitce.
Ginny właśnie siekała, za pomocą magii pomidora, gdy poczuła silny skurcz w podbrzuszu. Natychmiast osunęła się na kanapę, mając nadzieję, że to zaraz przejdzie. Przez chwilę bała się, że coś nie tak z dzieckiem, ale zaraz zdała sobie z czegoś sprawę... WŁAŚNIE ODESZŁY JEJ WODY!
-Harry!- krzyknęła, łapiąc się kurczowo za brzuch.
Mężczyzna wstał, trochę zdenerwowany, że odrywa go od pracy, ale gdy zobaczył swoją żonę przeraził się lekko. Podszedł do niej natychmiast, pomagając jej wstać.
-Zabierz mnie do Munga...- jęknęła kobieta.
-Ale.. co się stało? Coś nie tak z dzieckiem?- wybąkał zakłopotany Harry.
-JA RODZĘ, BARANIE!
Teraz Harry odczuł dominujący strach.
Natychmiast jednak, za pomocą proszku Fiuu teleportowali się do Munga.
Podbiegło do niego kilku uzdrowicieli i pielęgniarek (prawdopodobnie dlatego, że od razu poznali Potterów).
Ginny wjechała na salę, a Harry zapytał z niepokojem:
-Ale..? Dlaczego tak wcześnie?! Przecież termin miała na początek lipca, to jeszcze tydzień, albo i dwa!
-Spokojnie...- uzdrowiciel zaśmiał się, widząc niepokój na twarzy mężczyzny.- Po prostu, ten chłopiec chciał wcześniej pojawić się na tym świecie.
I pozostawił Harry'ego samego, bijącego się z własnymi myślami.
Od razu jednak poprosił jedną z pielęgniarek, by zawiadomiła Weasley'ów i sam poszedł wspierać Ginny.
Po 10 minutach pojawiła się cała eskapada- na przedzie Molly, wyraźnie podniecona i szczęśliwa, za nią biegł zdyszany Artur, a z tyłu kroczyli: George, Ron i Hermiona. Ten pierwszy, jak zwykle uśmiechał się łobuzersko, jakby zastanawiając się, kiedy w końcu będzie mógł odpalić swoje petardy, Ron był dziwnie pobladły, a Hermiona szukała wzrokiem Harry'ego. Podbiegła do niego, całując go kilka razy w policzki i gratulując mu. Ron był w lekkim szoku, bał się chyba tak samo jak sam Harry. George śmiał się, widząc jego minę, a Molly to latała, by uspokoić Harry'ego, to biegnąc do Ginny, by wspierać ją. Artur po prostu podszedł i uścisnął nowemu już ojcu rękę.
Molly chciało się śmiać, gdy widziała pobladłą twarz Harry'ego. Ściskał rękę Ginny, jakby chciał dodać jej otuchy, ale najwyraźniej sam jej potrzebował. A Pani Weasley wciąż miała przed oczami tego 11-letniego, niczego nieświadom chłopca, który uprzejmie zaczepił ją na King's Cross. Gdyby wtedy wiedziała, że będzie ojcem jej wnuków...
Harry nie miał pojęcia, ile tak czekał. Ale gdy miał już w rękach swojego synka, czuł jedno- szczęście i niepokój. Czy będzie dobrym ojcem? To wszystko nie jest takie łatwe...
Ta istotka była taka mała w jego ramionach... Delikatna, bezbronna..
Chłopiec przechodził z rąk do rąk, by w końcu znów powrócić do szczęśliwych rodziców.
Ginny czuła radość, ale coś jeszcze.. czy to uczucie triumfu? Tak, to dziwne. Ale ona zawsze do tego dążyła. By mieć tylko dla siebie Harry'ego.
I nie, nie dlatego, że był sławny. Po prostu zakochała się w nim, a nie w jego sławie.
Teraz została matką, a ojcem jest... Harry Potter.
Po chwili cała pielgrzymka opuściła salę, by zostawić nowych rodziców samych. I nadszedł ten trudny moment.. Jak nazwać tego chłopca?
-Jak go nazwiemy?- spytał Harry, nie spuszczając oczów ze swojego syna.
-Wiesz, trochę o tym myślałam...- zaczęła niepewnie Ginny.- I myślę, że powinien nazywać się James.
Harry spojrzał na nią, czując wzruszenie. To tyle dla niego znaczy...
-Naprawdę?
-Tak. Twój tata zasłużył sobie na to.
-Więc James będzie idealnie..- szepnął Harry, całując lekko Ginny.
I od tego dnia ich życie zmieniło się. Czy na gorsze? Na pewno nie.



niedziela, 15 marca 2015

34. Trudna decyzja.



Zasapani i zalani potem podbiegli do Hagrida.
-Hagrid! Wynośmy się stąd...
I tak cała trójka (i Kieł) wędrowali między drzewami, najciszej jak potrafili.
A łatwe to nie było... Hagrid jest pół- olbrzymem, a Kieł wciąż ujadał...
-Możesz uciszyć tego psa?- syknął Harry.- Chyba coś słyszę.
I tak, między drzewami, troch dalej od nich, dosłyszeć można było strzępki rozmowy.
-To ty wystrzeliłaś te iskry?!- zapytał jakiś rozwścieczony mężczyzna.
-Ja?- prychnęła kobieta.- Niby po co...?
-Ty mi to powiedz!
Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu odezwała się kobieta:
-A nie wpadło Ci do głowy, że to Potter przyszedł po tego dzieciaka? I wystrzelił iskry, by przywołać pomoc?
Znów zapanowała cisza. Harry gorączkowo myślał, co ma zrobić. Pierwsza opcja to czekanie, aż sobie pójdą. Ale przecież zauważą ich, bo z Hagridem schować się nie jest łatwo. A druga...
Harry nałożył peleryną- niewidkę i podszedł cicho bliżej. Powoli wyciągną rękę spod peleryny i mruknął:
-Petrificus totalus.
Dwie zakapturzone postacie runęły na ziemię. Nie mogły niczym poruszać, jedynie oczami, więc rozglądali się panicznie, szukając sprawcy. Harry jednak dalej pod peleryną podszedł do obuch ciał i przewrócił je na brzuchy, tak, że teraz wpatrywały się w glebę, bez możliwości przewrócenia się na plecy.
Harry zdjął pelerynę i jednym gestem kazał towarzyszom ruszyć za nim. Teddy był trochę przerażony, tym co właśnie zobaczył.
I choć przeszli bezszelestnie obok śmierciożerców, którzy nie mogli widzieć, kto właśnie ich mija, to Harry był pewny, że i tak się domyślili.

Za jakiś czas wyszli z lasu. Stali przed chatką Hagrida, który zaproponował:
-Może wstąpicie do mnie na herbatkę?- przyciszył trochę głos.- Ten mały chyba jest dalej w szoku...
-Nie powinniśmy..- zaprzeczył Harry.- Ginny na pewno się niepokoi...
-Wyślemy jej list! Cholibka, Harry, dawno u mnie nie byłeś, a chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, co?
Harry zawahał się, ale kiwnął głową.
Weszli do małej chatki Hagrida, a gdy usiedli za stołem, postawił przed nimi dwa kubki herbaty i tackę ze swoimi domowymi wypiekami.
Harry, najszybciej jak tylko mógł, porwał pergamin i pióro.

Ginny,
Z nami wszystko w porządku. Teddy był w Zakazanym Lesie, jesteśmy cali i zdrowi, śmierciożercy prawdopodobnie nawet nas nie widzieli.
Nie martw się o nas, jesteśmy u Hagrida, bo Teddy powinien się trochę uspokoić, cały dygocze. Niedługo wrócimy, możesz być o nas spokojna.


-Zaniosę to do sowiarni.- powiedział Hagrid, po czym szepnął do Harry'ego- A ty w tym czasie z nim porozmawiaj.
I wyszedł.
Teddy dalej trochę przestraszony i zszokowany spojrzał niepewnie na swojego wujka. Ten zapytał:
-Teddy, co się właściwie stało?
Chłopiec przełknął głośno ślinę i zachrypiał:
-No, bo...- ucichł na chwilę.- Ja nie mogę powiedzieć...
-Czemu?
-Bo będziesz zły!
Harry westchnął.
-Obiecuję, że nie będę się na Ciebie złościć. No dalej, mi możesz powiedzieć.
Chłopiec zawahał się, po czym powiedział:
-No... Bo nie mogłem spać, a za oknem usłyszałem dźwięk deportacji, więc wyszedł na zewnątrz... I tam stali śmierciożercy... I chcieli mnie chyba sprowokować... Bo najpierw zaczęli się wyśmiewać z Was...
-Teddy..- zaczął Harry, a chłopiec ciągnął dalej.
-A potem z moich rodziców...- dodał szeptem.- Więc się wściekłem... Chciałem im coś zrobić, ale przecież nie mam nawet różdżki... I nie dałem rady...
Chłopiec zaczął łkać, a Harry przytulił go do siebie. Tak dobrze go rozumiał...
-Teddy, ja naprawdę wiem co czujesz.
Chłopiec spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-No co? Przecież znasz historię TEGO.- Harry wskazał na swoją bliznę w kształcie błyskawicy.
Teddy kiwnął głową, mrucząc coś w pełnym zdumieniu:
-No tak... Zapomniałem...
-Mi też było ciężko. Zwłaszcza, że wychowywałem się u ludzi, którzy mnie nienawidzili. To byli mugole. Zawsze, gdy ktokolwiek wyrażał się źle o moich rodzicach, reagowałem natychmiast. Wściekałem się, gotowy byłem nawet zaatakować. I nie ważne, czy był to Ślizgon, czy profesor... A raz nawet nadmuchałem swoją ciotkę, za to, co powiedziała.
Teddy zaśmiał się przez łzy.
-Jacy..- zawahał się.- Jacy byli moi rodzice?
-To byli wspaniali ludzie.- powiedział szczerze Harry.- Twój tata uczył mnie przez jeden rok Obrony Przed Czarną Magią. Był najlepszym nauczycielem, jakiego miałem, jeśli chodzi o ten przedmiot. Oprócz tego był kiedyś przyjacielem mojego taty...- tu przerwał na chwilę.- A twoja mama? Bardzo miła i pozytywna osoba. A oprócz tego odważna... Tak. Naprawdę ich lubiłem.
Harry westchnął. Też za nimi tęsknił.
-Co się działo w lesie?- zapytał po chwili.
-No... przywiązali mnie tam, a potem oddalili się ciągle o czymś rozmawiając. A potem przyszedł jeden z nich i po prostu mnie uwolnił...
-Widziałeś, kto to?
-Nie... Przecież miał maskę...
I w tym momencie wszedł Hagrid.
-Jestem, jestem.- burknął.- Po drodze spotkałem Filcha, który wrzeszczał, że uczniowie nie są w łóżkach, budząc przy tym McGonagall... Żałosny charłak. Gdy mnie zobaczył, od razu mu mina zrzedła.
Hagrid usiadł naprzeciwko Harry'ego i Teddy'ego, wziął wielki łyk herbaty, po czym ciągnął dalej:
-No i McGonagall pyta się, co ja tu robię o tej porze. To odpowiedziałem, że muszę wysłać list, bo przecież to prawda, niech skonam. Już mi chciała go skonfiskować, taka była wściekła.
Harry zmieszał się trochę:
-Wybacz, Hagridze... Nie chciałem Cię pakować w jakieś kłopoty...
-Jakie znowu kłopoty!?- wykrzyknął dziarsko Hagrid, po czym spoważniał.- To chyba WY mięliście jakieś kłopoty.
I Harry zaczął opowiadać, co się stało. Hagrid czasem przerywał, wykrzykując: 'A to nędzne szumowiny!' lub 'Jak oni śmią?! Plugawe istoty...'.
Harry po 10 minutach stwierdził, że Teddy już wystarczająco się nasłuchał, więc wypił do końca herbatę, podziękował za wszystko i wyszedł, machając Hagridowi na pożegnanie.


Gdy tylko Harry wszedł do domu od progu powitała go Ginny. Wyraźnie odetchnęła, gdy zobaczyła ich całych i zdrowych.
-Och, Teddy!- jęknęła, po czym przygarnęła chłopca do siebie.- Wszystko w porządku? Na pewno jesteś bardzo wykończony, chodź, powinieneś się porządnie przespać...Ale nam napędziłeś stracha...
Po chwili wróciła, już sama i automatycznie rzuciła się na szyje Harry'emu, jakby tylko na to przez cały czas czekała.
Harry, pragnąc tego całym sobą, pocałował ją czule, po czym razem poszli do salonu. Ginny powiedziała:
-Tak się bałam...
-Przecież wysłałem list...
-No tak.- Ginny zawahała się.- Ale bałam się, że to śmierciożercy Cię do tego zmusili, czy coś...
Przygryzła dolną wargę.
Harry ponownie przygarną ją do siebie, by okazać swoją czułość. Po kilku namiętnych chwilach wyszeptał jej do ucha:
-Kocham Cię.
Po czym ponownie odpłynęli w szczęściu bliskości.


Gdy Harry się obudził, leżał dalej spleciony z Ginny. Delikatnie wstał, by jej nie obudzić i ubrał się w swoją szatę Aurorską, myślami wciąż będąc przy tej wspaniałej nocy. Wyszedł z domu zamyślony, gdy nagle na kogoś wpadł.
-Przepraszam..- bąknął.
Zobaczył przed sobą rudego mężczyznę i odetchnął.
-Co ty taki nieobecny?- Ron wyszczerzył do niego zęby.
Nie odpowiedział. Razem deportowali się do Ministerstwa. Już mięli się rozejść, gdy spotkali Hermionę.
Wyglądała na bardzo zmęczoną. Gdy ich zobaczyła, jakby się otrząsnęła z amoku i przywitała się:
-Ach... cześć.- podeszła i pocałowała obuch mężczyzn w policzek.
-O której ty dzisiaj wyszłaś z domu?- Ron spojrzał na nią z wyrzutem.- Nie słyszałem, gdy wróciłaś, ani gdy wychodziłaś...
Hermiona westchnęła.
-Myślałam, że reaktywacja W.E.S.Z. będzie o wiele łatwiejsza...- odparła szczerze.- Mam strasznie dużo roboty, tą noc spędziłam nad papierami w Ministerstwie..
Harry spojrzał na nią ze współczuciem. Wyglądała na naprawdę przepracowaną. W tej chwili ich spojrzenia się spotkały, a Hermiona od razu stwierdziła:
-Ale ty też wyglądasz niemrawo, Harry.
-Nie, nieprawda, po prostu...
Ale teraz i Ron przyjrzał mu się uważnie:
-Stary, ukrywasz coś?
Czarnowłosy mężczyzna popatrzył po swoich przyjaciołach, po czym powiedział:
-Pogadamy później... To nie jest odpowiednie miejsca, a Watson nie może się dowiedzieć...
W tej chwili Harry usłyszał za sobą męski głos:
-Czego nie mogę się dowiedzieć?
Obrócił się automatycznie i zobaczył swojego szefa, Watsona.
-Emmm..- wybąkał, szukając panicznie jakiejś wymówki.- No... ja jeszcze nie skończyłem przeglądać tych papierów, szefie...
Watson przyglądał mu się, jakby nie przekonało go to, lecz powiedział stanowczo:
-W takim razie idź do swojego gabinetu i skończ to.
Harry pokiwał szybko głową, po czym ruszył w stronę swojego gabinetu. Za nim ruszyli Ron i Hermiona, wyraźnie zaintrygowani.
Gdy weszli, Harry rzucił zaklęcia zabezpieczające na drzwi i opowiedział im wszystko.
-Dlaczego nie poprosiłeś nas o pomoc?- zapytał Ron
-Bo.. Po prostu nie chciałem Was narażać.
-Daj spokój, stary..- żachnął się Ron.- Przecież zawsze Ci pomagamy.
Przez chwilę panowała cisza, po czym odezwała się Hermiona:
-Ron ma racje. Skoro nie chciałeś nas prosić o pomoc, to mogłeś powiadomić Aurorów.
-Dajcie spokój. Jakby Watson się dowiedział, że znowu się gdzieś wybieram, to by się wściekł. Nie chciałem robić zamieszania...
-A co z Teddy'm.- zapytała Hermiona.- Przecież nie może u Was zostać.
-Czemu?- zdumiał się Harry.
-Przecież to dla niego niebezpieczne! Śmierciożercy mogą w każdej chwili do Was wrócić i znów go porwać!
-Nie chcę się go pozbywać! On się wścieknie, ja też tego nie chcę!
-Ale tu się chyba bardziej liczy jego bezpieczeństwo, prawda?
Harry kiwnął głową, w zastanowieniu. Nie myślał jeszcze o tym.
Ron postanowił zmienić temat:
-Więc mają zdrajce w gronie śmierciożerców?
Harry ponownie kiwnął głową.
-Ciekaw jestem, kto to...

Gdy Harry wrócił do domu, zastał Ginny, kręcącą się po kuchni. Gdy wszedł, zarumieniła się lekko i z uśmiechem powitała go. Przez jakiś czas rozmawiali o zwykłych, przyjemnych sprawach, aż w końcu Harry zmienił temat, a propos Teddy'ego.
Ginny powiedziała, że też się nad tym zastanawiała, a nawet rozmawiała już o tym z Molly, która była tego samego zdania, co ona i pozwoliła wprowadzić się Teddy'emu do Nory.
Ginny też tego nie chciała. Bardzo chciałaby mieć  Teddy'ego tu, przy sobie, ale przecież tu może być w niebezpieczeństwie...
Harry więc postanowił porozmawiać z chłopcem.

Gdy wszedł do jego pokoju, Teddy siedział na łóżku, czytając zapożyczoną od Harry'ego książkę 'Quidditch przez wieki'. Harry, czując żal, powiedział chłopcu wszystko, co powinien. Teddy siedział w milczeniu, ze spuszczoną głową.
-Już mnie nie chcecie, tak? To dlatego, że niedługo urodzi się ten mały chłopiec, prawda?
Harry tego właśnie się bał. Pokręcił szybko głową i powiedział:
-Teddy, przecież wiesz, że to nie dla tego... Po prostu chyba nie chcesz być drugi raz porwany?
Chłopiec pokręcił głową.
-No właśnie! Więc zrozum, że w Norze będziesz bezpieczny. A ja i ciocia Ginny będziemy Cię często odwiedzać, zobaczysz! A gdy to wszytko się skończy, to wrócisz do nas.
Teddy pokiwał głową i spojrzał na wujka, uśmiechając się lekko.
Harry wiedział, że będzie mu brakowało tego odgłosu małych stóp na schodach... Ale Teddy'emu w Norze będzie lepiej. Tam będzie bezpieczny..
-Ale dalej będziecie mnie kochać, prawda?

-Zawsze.- powiedział cicho Harry, po czym przytulił do siebie chłopca.