Reszta listopada minęła w oka mgnieniu i zbliżała się końcówka grudnia. Ulice Doliny Godryka okrył biały puch, a mugole siłowali się z lampkami, które zawieszali na domy. Harry i Ginny, podobnie jak Ron i Hermiona przystroili swoje domy za pomocą czarów, gdy żaden mugol nie patrzył.
Ginny i Harry, odświętnie ubrani, zabrali James'a do nosidełka i deportowali się do Nory. Był 24 grudnia.
Na początku wszystkie kobiety rozpływały się na widok James'a. Harry zaobserwował, że Percy'emu towarzyszy Andruey, a George'owi Angelina.
Fleur znacznie urósł brzuszek. Co prawda, Ginny i Hermione też, ale nie było to tak zauważalne. Dzisiaj obie kobiety miały obwieścić swą wesołą nowinę.
Tak więc, gdy każdy wymienił się prezentami, a kolacja wigilijna prawie się skończyła, Ginny i Hermiona już nie zwlekały. Harry przez chwilę myślał, że Molly zemdleje.
Oczywiście, ze szczęścia. W pierwszej kolejności podbiegła do obu kobiet, potem do Rona, który akurat się jej nawinął, a na koniec do Harry'ego. Tak go obcałowała, że czuł się nieswojo.
A potem reszta rodziny. Harry dosłyszał, jak Fleur mówiła swoim francuskim akcentem:
-Tak się cieszę, mogłiście mi powidzieć, nikomu bym nie powidziała. Będziemi mogli się wimieniać poglądami..
Hermiona i Ginny nie były zachwycone.
Potem zwróciła się do Harry'ego:
-Och, 'Arry! Gharuluję, to już dhrugie dziecko?
W tym momencie do Fleur podbiegła Victorie, mówiąc, że Teddy znów ją zaczepia. Fleur uspokajała swoją córkę, a Harry ruszył ku Teddy'emu, który był widocznie nadąsany.
Teddy nie zdradził nikomu powodów jego złości, ale w głębi duszy zazdrosny był o swojego wujka. Przez resztę dnia jego kolor miały kolor mysi, aż George go zabawił jedną z fałszywych różdżek.
Molly długo namawiała Ginny i Harry'ego by zostali na noc, jednak musieli odmówić. James powoli kaprysił.
Deportowali się blisko domu (James się wściekł, nienawidził tego sposobu podróżowania, więc zaczął płakać, a Ginny musiała go uspokoić) i ruszyli spokojnym krokiem w stronę domu. Rozmawiali beztrosko, dopóki Harry czegoś nie usłyszał. Był to bez wątpienia szelest liści i łamanie gałęzi, dobiegające zza pobliskich drzew. Harry automatycznie wyciągnął różdżkę i spojrzał w tamtą stronę. Mruknął:
-Lumos.
I koniec różdżki rozjarzył się światłem. Niepewnie ruszył w tamtą stronę.
-Harry?- zagadnęła Ginny, jednak ten przyłożył sobie tylko palec do ust.
Zaświecił w tamto miejsce, lecz nikogo nie ujrzał. Obrócił się, lekko zbaraniały i powiedział:
-Zdawało mi się.., że kogoś słyszałem.
Ginny przewróciła oczami.
-Och, daj spokój. Pewnie Ci się wydawało...
-Nie oszalałem.- warknął Harry.- Wyraźnie coś słyszałem.
Kobieta się zniecierpliwiła.
-To może to był jakiś pies sąsiadów, albo bezpański kot? Och, naprawdę, chodź już, James się denerwuje...
Chłopiec rzeczywiście nie był zadowolony.
Ginny podeszła do Harry'ego, wzięła go delikatnie za rękę i z powrotem szli w stronę domu, jednak Harry'emu nie dawało to spokoju.
-I schowaj tę różdżkę.- szepnęła Ginny.- Jak nasi sąsiedzi-mugole zobaczą, że masz w ręku świecący patyk, to już zupełnie oszaleją...
Harry mruknął:
-Nox.
I różdżka przestała się palić, więc schował ją do tylnej kieszeni spodni.
Następnego dnia Harry wstał delikatnie, by nie obudzić śpiącej obok jego Ginny, który wtuliła się w niego. Pocieszała go myśl, że nie musi dzisiaj iść do pracy, bo są święta.
Ubrał się, poszedł do James'a, jednak ten dalej spał, więc zszedł na dół i wyjrzał przez okno. Zdumiał się.
Do domu obok, jacyś ludzie wtaszczali kufry. Mężczyzna nie pokazywał twarzy, jednak Harry widział oblicze kobiety.
Była to ciemnowłosa kobieta, o niebieskich oczach. Była ładna.
To co powiedziała, jeszcze bardziej zszokowało Harry'ego:
-Miotły przynieś teraz, póki mugole jeszcze śpią...
Czarodzieje.
Ginny, zaspana i w koszuli nocnej podeszła do Harry'ego, przytulając go delikatnie.
-Kto to?- zapytała po chwili.
-Nie wiem. Ale raczej jacyś czarodzieje. Mówili o mugolach i miotłach...
-Myślisz, że powinniśmy ich odwiedzić?
-Nie, raczej nie. Wprosimy się do nich i powiemy: "Hej, jesteśmy czarodziejami, poznamy się?"?
Ginny zachichotała.
-Nie, nie o to chodzi.- powiedziała po chwili.- Ale pewnie chcieliby wiedzieć, że nie są sami. No... tu mieszkają jeszcze inni czarodzieje,
Nie musieli jednak do nich iść. Jeszcze tego samego dnia, popołudnia ktoś zapukał do ich drzwi.
Harry je otworzył i zobaczył mężczyznę, którego skądś znał. Za nim stała owa ciemnowłosa kobieta.
Mężczyzna nie patrzył na Harry'ego, widocznie trochę zakłopotany.
-No.. Dzień Dobry. Jesteśmy nowymi sąsiadami, mamy pytanie...
Harry nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
-BRUNO!?
Mężczyzna spojrzał na Harry'ego zaskoczony.
-Harry!? To ty!?
Kobieta za Brunem nabrała głośno powietrza.
Był to Bruno Parker, czarodziej czystej krwi, który niegdyś zachwycał się technologią mugolskiego roweru. Harry i Ginny poznali go na ich wyjeździe z okazji rocznicy ślubu.
-Taak.- zaśmiał się Harry.
-Co Ty tutaj robisz?
-Mieszkamy tu.
Oczy Bruna powiększyły się do wielkości galeonów.
-Naprawdę!? Jesteśmy sąsiadami!
Harry zaprosił Bruna i ową kobietę do środka.
-To Emma, moja żona.
Harry uśmiechnął się do kobiety, a ona zarumieniła się. Często spoglądała na jego bliznę, ogólnie nic nie mówiąc.
Ginny powitała Bruna z entuzjazmem, a ten podszedł do kojca z James'em:
-James! Ale żeś wyrósł, chłopie!
Potterowie dowiedzieli się, że małżeństwo postanowiło zorientować się wśród sąsiadów. Chcieli wiedzieć, czy nie mieszkają tu sami mugole. Pukali do drzwi, mówili, że są nowymi sąsiadami i pytali, czy przypadkiem nie znają Albusa Dumbledore'a. Jeśli nie, to znaczy, że są to mugole, bo jacy czarodzieje nie znają Dumbledore'a? Pozostawiali wtedy owych sąsiadów, przepraszając za kłopot. Mugole mięli mętlik w głowie.
-To jak? Mieszkają tu jeszcze jacyś czarodzieje?
-Tak.- odpowiedział Harry.- W domu obok. Ron i Hermiona Weasley'owie,
-Ach... Tak.- powiedział Bruno z zapałem.- Znam ich z kart od Czekoladowych Żab... To Twoi najbliżsi przyjaciele, prawda Harry?
-Tak.
O wilku mowa. Weasley'owie wpadli do nich z przyjacielską wizytą. Szybko polubili Parkerów.
Teraz Hermiona, Ginny i Emma rozmawiały o czymś, chichocząc. Emma w końcu przestała się wstydzić, więc rozmawiała normalnie i okazała się miłą kobietą. Należała niegdyś do Ravencvlawu, była w wieku Ginny.
Rozmawiali długo. O wszystkim. Sąsiadach, quidditchu, Hogwarcie i innych sprawach. Co jakiś czas Ginny lub Harry odchodzili od rozmów, by zająć się James'em. Dopiero gdy wieczorem Parkerowie wrócili do siebie, Ron stwierdził:
-Nawet miła ta rodzinka.
-Taak!- powiedziała z zapałem Hermiona.- Emma powiedziała mi, że popiera moją W.E.S.Z., podobno czytała moje ogłoszenie w 'Proroku' i chciałaby mi pomóc...
Wszyscy spojrzeli po sobie znacząco.
Jak zwykle Super! :D <3
OdpowiedzUsuńNiedawno natrafiłam na twojego bloga i jestem nim zachwycona :) jedyne do czego mogę się przyczepić to brak większej ilości opisów relacji Ginny i Harrego. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach będzie więcej o nich ;)
OdpowiedzUsuńZuza
Super :) bedzie dzis nastepna notka?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tak :)
UsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńCool!!!!!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zauwazylas ale do ginni napisalas rodzaj meski
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zauwazylas ale do ginni napisalas rodzaj meski
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zauwazylas ale do ginni napisalas rodzaj meski
OdpowiedzUsuńTwój blog jest świetny!
OdpowiedzUsuńNapisałaś "Przez resztę dnia jego kolor miały kolor mysi", ale poza tym SUPER :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch ich nowym sąsiadem okazał się Bruno, , Molly zachwycona nowinami, ciekawe co u młodego Malfloya, myślałam, że to on...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
,, Przez resztę dnia jego włosy miały kolor mysi". To zdanie dotyczyło Teddiego nie Ginny więc się ogar i czytaj ze zrozumieniem durniu!!!!!!! :P
OdpowiedzUsuń