Przyszedł pochmurny marzec. Deszcz często siąpił, a wiatr wiał bardzo mocno.
Od czasu włamania, Harry zaczął śledztwo w sprawie Romildy. Niestety jednak, jak na razie skutków nie było. Harry załatwił im dodatkowe zabezpieczenia na dom, a Stworek dalej im służył.
Ginny czuła się coraz gorzej. Brzuch miała już spory i często zbierało jej się na wymioty. Do tego miała swoje 'humorki' i zachcianki. A z tego, co wiedział, Hermiona tak samo.
Pewnego ranka Harry obudził się przygnębiony- to dzisiaj musi jechać do Azkabanu. Musi po prostu sprawdzić zabezpieczenia i cały stan rzeczy.
Tak więc razem z Ronem deportowali się we wskazane miejsce i popłynęli łódką, by dopłynąć do wielkiego, zniszczonego budynku, otoczonego zewsząd wodą. Gdy do niego weszli, od razu poczuli przygnębienie. Dementorów już tu nie było, ale najwyraźniej jakaś część ich zostanie tutaj na zawsze.
Rozglądali się dosyć niepewnie, gdy podszedł do nich jakiś niski mężczyzna. Spoglądał na nich ze zdziwieniem.
-Gości dzisiaj nie przyjmujemy!
Harry stanął naprzeciwko mężczyzny i przedstawił się, wyciągając do niego rękę.
-Szef biura Aurorów i jego zastępca. Harry Potter i Ron Weasley.
Spojrzenie mężczyzny powędrowało na bliznę Harry'ego. Uścisnął mu niepewnie rękę.
-Alan Walters, strażnik główny. Są tu panowie na inspekcję, tak?
Skinęli głowami.
-No dobrze. Zaraz panów oprowadzę. Panie Weasley, proszę za mną.
Ron spojrzał zdziwionym wzrokiem na Harry'ego i poszedł za Waltersem do jego gabinetu.
Harry rozejrzał się lepiej. Wciąż ogarniało go poczucie smutku i bezsilności. Zaczął się przechadzać po komnacie i spojrzał w pobliski korytarz.
Wnętrzności w nim podskoczyły. Wielki smok pilnował kilku cel, w których siedzieli więźniowie. Teraz spał, ale Harry wiedział, że nie chciałby mieć z nim do czynienia, gdyby się obudził.
Spojrzał na drugi korytarz; to samo. Harry zauważył, że wszystkie smoki mają na nogach grube łańcuchy, które przymocowane były do kamiennych obręczy.
Harry skądś znał tego smoka; to Rogogon Węgierski! Zaczął się zastanawiać, czy może nie jest to ten, z którym zmierzył się podczas Turnieju Trójmagicznego, gdy drzwi od gabinetu Walters'a się otworzyły.
Walters wyszedł pierwszy, nadąsany, a za nim szedł Ron, o głowę o niego wyższy, trzęsąc się ze śmiechu, który z trudem powstrzymywał.
Walters mruknął:
-Za mną.
I wyprzedził ich o kilka stóp. Harry spojrzał pytająco na Rona.
-Spytał się, czy nie załatwię mu Twojego autografu.- szepnął Ron.- Powiedziałem mu, że jak chce to mogę zerwać Ci kilka włosów i zabezpieczyć w foli bąbelkowej.
Harry miał ochotę parsknąć śmiechem. Cieszył się, że Ron odpowiedział tak, a nie inaczej. Dogonili Walters'a, a ten powiedział, wciąż nadąsany:
-Jak widzicie, smoki chronią cele. Ten tu to Rogogon Węgierski...
-Trudno by było, żebym się nie zorientował...- mruknął Harry.
-...ten tutaj to Spiżobrzuch Ukraiński, tamten w korytarzu naprzeciwko to Długopysk Portugalski, w korytarzu na lewo mamy Opalookiego Antypodzkiego...
Dalsza wycieczka po Azkabanie była bardzo przygnębiająca. Nikogo nie opuszczał kiepski nastrój.
Każdą celę, oprócz smoków chronili ochroniarze. Harry nie miał pojęcia, jak oni tu wytrzymują. Gdy przechodzili obok wielkich, metalowych drzwi, zabezpieczonych na kilkanaście spustów, usłyszeli donośne krzyki. Walters wytłumaczył im, że prawdopodobnie tamten więzień właśnie dostaje bzika.
Harry pragnął tylko jednego; w końcu stąd wyjść. To miejsce jest po prostu straszne.
Gdy Harry przechodził obok drzwi, w których były małe okienka z grubymi kratami, często dostrzegał znajomych śmierciożerców- w tym samego Lucjusza Malfoy'a. Bardzo wychudł, a jego niegdyś zadbane, długie blond włosy były teraz brudne i splątane. Gdy zobaczył Rona i Harry'ego rzucił się do drzwi, ale bezskutecznie; do nogi przyczepione miał grube, żelazne łańcuchy.
Harry z zadowoleniem stwierdził, że Azkaban ma dobre zabezpieczenia. Nie takie, jakie były, gdy dementorzy tu urzędowali, ale dobre.
Przez cały czas panowała grobowa i przygnębiająca atmosfera, więc gdy Harry i Ron wychodzili, po głowie kołatała im się tylko jedna myśl- NIGDY więcej Azkabanu. Nigdy.
Harry musiał wrócić do Ministerstwa, by napisać raport. Właśnie usiadł za swoim biurkiem, patrząc na zdjęcie na swoim biurku, na które padały promienie słoneczne. Spojrzał na nie i uśmiechnął się.
Na zdjęciu była Ginny z małym James'em na rękach, a Harry ją obejmował, machając radośnie ręką i uśmiechając się od ucha do ucha. Ginny delikatnie bujała James'a w ramionach i śmiała się do obiektywu.
Teraz Harry spojrzał na zdjęcie, które wisiało na ścianie. Stał na nim Ron, uśmiechając się i obejmując Hermionę, która z czegoś się śmiała, trzymając na łokieć Harry'ego. Ginny trzymała pod ramię Harry'ego. Wszyscy wyglądali na bardzo szczęśliwych i w rzeczywistości też tak było. Nawet nie wiedzieli, jak Harry bardzo ceni przyjaźń z nimi.
Nagle ktoś zapukał do gabinetu. Harry niepewnie spojrzał w tamtą stronę i wychrypiał:
-Proszę.
Otrząsnął się z rozmyślań i wyprostował. Do środka wszedł wysoki, szczupły mężczyzna, miał najwyżej osiemnaście lat. Był widocznie podniecony danym mu zadaniem, bo trząsł się z przejęcia i omotał spojrzeniem bliznę Harry'ego.
-Pan Potter proszony jest do Starej Sali Rozpraw Numer 10.- powiedział z przejęciem chłopak.
Harry skinął głową, zastanawiając się gorączkowo. Znał tą salę, to w niej był przesłuchiwany, gdy miał 15 lat. Ale po co go teraz tam wzywają?
Szybko wsiadł do winy, a za chwile był przed odpowiednią salą. Wszedł do środka.
Byli tam wszyscy członkowie Wizengamotu i sam Minister Magii, Kingsley Shacklebolt. Kingsley powiedział:
-Usiądź, Harry.
Wskazał mu miejsce, niedaleko siebie. Harry, całkowicie zbity z tropu usiadł na wyznaczone miejsce i rozejrzał się. Każdy wpatrywał się w niego, a raczej w jego bliznę na czole.
Po chwili do sali weszło kilka osób, a prowadzili oni kobietę, o ropuchowatym wyrazie twarzy. Ubrana była w różową szatę, a na głowie miała kokardkę takiego samego koloru. Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom. Poczuł wstręt, a jednocześnie złość. To Umbridge...
Gdy usiadła, kajdany, które jak dotąd wisiały bezwładnie, oplotły jej ręce. Umbridge nie uśmiechała się jak zawsze, wręcz przeciwnie, na jej twarzy mieszał się wyraz oburzenia, strachu i złości.
Zaczęła się rozprawa; z tego, co Harry zrozumiał Umbridge została oskarżona o niestosowne, a czasem nawet niesłuszne kary stosowane na uczniach w Hogwarcie i prześladowanie mugolaków. Harry mógł się z tym w 100% zgodzić, jednak dalej nie rozumiał, co tu robi. Aż do czasu.
-Wezwałem na tą rozprawę Harry'ego Potter'a, który był w 5 klasie, gdy oskarżona uczyła w szkole.- powiedział Kingsley.- Wiem, że Harry odbywał w tym czasie kary u Pani Umbridge,..- Harry mógłby przysiąc, że na twarzy Kingsley'a pojawił się cień uśmiechu, na wspomnienie o łamaniu regulaminu.- ...więc chcę usłyszeć, co ma na ten temat do powiedzenia.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Harry'ego, który trochę się zakłopotał. Zrozumiał, że musi wstać, więc zrobił to, nabrał powietrza i zaczął:
-Tak, w tym czasie byłem kary u Pani Umbridge. Zostałem oskarżony o rzekome mówienie kłamstw na temat powrotu Voldemorta..- większość wzdrygnęła się na to nazwisko.-... więc musiałem pisać na kartce "nie będę opowiadać kłamstw". Pisałem jednak piórem, które dała mi oskarżona. Nie było to zwykłe pióro. Pisałem własną krwią, a na mojej dłoni wyryty został rzekomy napis.
Harry uniósł dłoń, na której blizny układały się w napis "nie będę opowiadać kłamstw".
Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, a nawet oburzeniem. Harry poczuł mściwą satysfakcję.
-Panie Ministrze, ja naprawdę nie wiem...- zaczęła swoim przesłodzonym głosem Umbridge, jednak Kingsley był wyraźnie oburzony tym, co powiedział i pokazał Harry.
-Proszę o ciszę.- uciął krótko Kingsley.- Myślę, że nie nie wybroni się Pani z tego. Inni uczniowie pytani o Pani sposób karania, mówili to samo.
Umbridge zamknęła usta, a Harry uśmiechnął się widząc wyraz jej twarzy. Teraz zorientował się, że każdy patrzy właśnie na niego, ale nie na bliznę w kształcie błyskawicy, która widniała na czole. Po raz pierwszy każdy patrzył się na inną bliznę na jego ciele- wyryty napis na dłoni. Harry właśnie zdał sobie sprawę, że wciąż trzyma uniesioną dłoń, więc schował ją w popłochu.
-Jest Pani też oskarżona o prześladowanie mugolaków...
Reszta rozprawy toczyła się, a Umbridge pogrążała się z każdym wypowiedzianym przez siebie słodkim głosikiem słowem. I została zesłana do Azkabanu.
I choć Harry nie okazywał tego, to czuł, że zatriumfował tamtego dnia.
Rozdział świetny jak zawsze :). Jedyne do czego się mogę przyczepić to napisałaś gdzieś tam powiedziała Kingsley. Nie pamiętam tylko gdzie i było bardzo mało opisu Azkabanu. Wszystko inne cudowne ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie :). Bardzo mi się podobało, ale mam dwa 'ale', takie malutkie, bo kiedy Harry wrócił już z Azkabanu to jak opisywałaś zdjęcie, to napisałaś, że Ginny stała na zdjęciu. Niby rozumiem o co Ci chodzi, ale wydaję mi się (nie jestem w 100% pewna), że powinno być, że Ginny 'jest' na zdjęciu czy coś takiego. A drugie 'ale' to napisała już +Alicja Lenc, o tym, że Kingsley powiedziała. Ale każdemu się zdarzają takie błędy ;)
OdpowiedzUsuńI przepraszam, że się tak rozpisałam. :P
Kurczę, czytam już 5 raz i do tej pory nie mogę znaleźć, gdzie jest "Kingsley napisała". Chyba jestem ślepa XD :(
UsuńSzczerze to teraz też nie mogę znaleźć xD :P Ale mówi się trudno... może nikt nie zauważy XD :D
UsuńA i nie jestem do końca pewna czy to było Kingsley 'napisała' czy 'wezwała' coś w tym stylu ;)
UsuńJuż poprawiłam, bo napisałam 'WezwałAm na tą rozprawę Harry'ego Potter'a' :) Dzięki wszystkim za zwrócenie uwagi :)
UsuńRozdział świetny :) kiedy następny dodasz?
OdpowiedzUsuńPewnie jutro :)
Usuńsuper rozdzial :)) super pomysl z Umbridge :) i napisalas ,, Wezwalam tutaj harrego pottera.... - rzekl Kingsley'' :) ale to nic bo przeciez takie bledy kazdy moze popelnic :)))
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy rozdział? :) <3
OdpowiedzUsuńJutro, dzisiaj niestety już nie zdążę.
UsuńOki ;)
UsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno wreszcie ta baba dostała to na co zasłużyła...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ja to czytam i czytam i nadal widzę ,,wezwałem" :-(
OdpowiedzUsuńNie wiem czy prowadzisz tego bloga czy już nie, drogą Zuzmenko ale wychwycilam jeszcze jeden błąd stylistyczny. To jest ten fragment "Tak w tym czasie byłem kary u pani Umbridge." A chyba powinno być "Tak w tym czasie byłem karany przez panią Umbridge" przepraszam ale czytam tego bloga już któryś raz ale dopiero teraz komentuje
OdpowiedzUsuń