Była końcówka czerwca. Tego gorącego poranka w domu Potterów aż wrzało. Były dzisiaj pierwsze urodziny Jamesa. Wszystko musi być idealne.
Harry machał różdżką, wieszając na ścianach najróżniejsze ozdoby: kokardki, wstążki, serpentyny i wiele, wiele innych. W salonie wisiał wielki szyld z napisem:
''Wszystkiego najlepszego, James!"
Ginny nerwowo krzątała się po kuchni, przystrajając tort urodzinowy, z niepokojem spoglądając na pieczeń w piekarniku i pilnując ziemniaków, leniwie bulgoczących w garnku. Reszta potraw była już gotowa.
Ron i Hermiona wszędzie, gdzie się tylko dało wtykali różdżki, krzycząc:
-Chłoszczyć!
Hermionie te zaklęcia wychodziły wspaniale, ale Ron bardziej szkodził niż pomagał, więc on miał za zadanie pilnować swojego chrześniaka. Przecież już niedługo i on zostanie rodzicem...
Półtora godziny później w kominku pojawili się pierwsi goście- Molly, Artur, George i Teddy. George przywitał się radośnie z James'em, wystrzeliwując z różdżki kolorowe konfetti, które opadło na roześmianą twarz chłopca. Molly już skarcała swojego syna (''przecież on mógł się zadławić!"), gdy w szmaragdowym płomieniach pojawili się Percy z Audrey, Bill z Fleur, Victorie i mała Dominique. Potem do drzwi zapukali Luna, Neville i Hagrid.
Zjawili się też Bruno i Emma. Na stołku piętrzyła się góra prezentów. Wszyscy zasiedli przy długim stole (to, że wszyscy się pomieścili zawdzięczyć można Hermionie) i zabrali się do jedzenia. Bill dzielnie karmił małą Dominique, która nie była dziś w sosie. Ron śmiał się widząc, jak Harry siłuje się z James'em- mały był cały ubrudzony swoim urodzinowym tortem, bo wciąż wykręcał główkę, patrząc po swoich gościach.
-Ha, ha..- mruknął Harry.- Jeszcze się przekonamy...
Hagrid musiał zająć aż dwa i pół krzesła. Właśnie opowiadał Hermionie o Tobym. Miała nietęgą minę.
Hagrid od czasu ich odwiedzin często do nich pisał o Tobym. Cała czwórka przerażona była faktem, że Hagrid trzyma w swojej drewnianej chatce wielkiego trolla!
Zaczęło się rozpakowywanie prezentów. Chłopiec dostał wiele wspaniałych prezentów- w tym zabawkową różdżkę od George'a z jego sklepu i wspaniałego zaczarowanego smoka-zabawkę od swoich rodziców chrzestnych-Rona i Hermiony- ale najbardziej uwagę przykuwała podłużna paczka, starannie zapakowana i obwiązana czerwoną wstążką.
Był to prezent od Ginny i Harry'ego. To była... miotła!
Mała, zabawkowa miotełka, unosząca się zaledwie na dwie stopy. Gdy Harry wyciągnął ją i delikatnie ułożył na podłodze, James podszedł do niej chwiejnym krokiem i spojrzał na nią niepewnie. Przeniósł wzrok na Ginny, która zachęciła go uśmiechem, a potem na Harry'ego.
-To miot-la?- zapytał chłopiec, nie spuszczając wzroku ze swojego ojca.
-Tak.- odparł Harry, uśmiechając się.- Jest twoja. No dalej, spróbuj!
-Moja?- zdziwił się chłopiec.- Mo-gę?
Harry kiwnął głową. James wsiadł na miotłę i przez kilka sekund nic się nie działo. A potem...
James nagle wystrzelił w powietrze niczym pocisk. Zaczął latać w tą i z powrotem, ku ogólnej radości. Sam rechotał szalenie, a wyglądał jak smuga przemierzająca świat w powietrzu. Po chwili Harry złapał swojego synka, wciąż zanosząc się śmiechem. To był piękny moment.
Czas mijał i mijał, a każdy bawił się wspaniale. Ogólna uwaga skupiona była na James'ie, który teraz urzekał wszystkie kobiety, bawiąc się pluszowym hipogryfem od Hagrida. Hipogryf latał nad jego głową, a chłopiec próbował go złapać w swoje małe piąstki.
Luna stała w kącie i opowiadała coś Neville'owi, który wyglądał na poddenerwowanego. Harry podszedł bliżej i usłyszał strzępek rozmowy:
-Już jutro wyruszam z tatusiem na poszukiwanie chrapków krętorogich. Tatuś wie o nich bardzo dużo, więc wiemy, gdzie ich szukać. Zaczniemy od... Hej, Harry! Właśnie opowiadałam Neville'owi o mojej wyprawie...
-To już jutro?- zapytał nieco rozkojarzony Harry.
Luna kiwnęła z podekscytowaniem głową, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć podbiegła do nich Hermiona. Wyglądała na nieźle podnieconą. Za nią kroczyła Emma z uśmiechem na twarzy.
-Harry!- krzyknęła Hermiona, rzucając się mu na szyję tak, że prawie upadł.- Emma zostanie moją współpracownicą! Teraz razem będziemy pracować nad W.E.S.Z!
Harry spojrzał nad ramieniem Hermiony na Emmę, która wyglądała na równie podekscytowaną.
-Emmm.. to świetnie..- bąknął Harry, wyzwalając się z objęć Hermiony.- Muszę znaleźć... Ginny.
Tak też było.
Szukając wzrokiem Ginny zobaczył Rona, który rozmawiał z Hagridem. Miał minę przerażoną, a Harry zrozumiał, że Hagrid opowiada mu o Tobym.
Teddy i Victorie o coś się sprzeczali, a Molly próbowała ich uspokoić. Artur pogrążył się w rozmowę z Percym. Fleur (która trzymała na rękach nadąsaną Dominique) i Audrey rozmawiały żywo, a Bill zapoznawał się z Brunem. George wyczarowywał wszędzie kolorowe konfetti, co bardzo rozbawiało Jamesa, który siedział na kolanach.. Ginny!
Harry podszedł do nich. Wziął od niej Jamesa, całując go w czoło. Po chwili delikatnie go odłożył, a ten ruszył roześmiany w stronę George'a, który teraz wyczarował małe hipogryfki, który leciały w stronę Jamesa. Harry ujął Ginny za rękę i razem weszli na górę. Pragnęli chwili spokoju.
-Tak szybko rosną...- szepnęła Ginny.
-Taak.- zgodził się Harry. Dotknął brzucha Ginny.- Ten tutaj też jest coraz większy.
Ginny objęła go w pasie, a on zanurzył rękę w jej rudych włosach. Delikatnie ją pocałował, a ona odpowiedziała mu tym samym.
Ginny szepnęła, nie wypuszczając go z objęć.
-Jak dobrze, że tu jesteś.