poniedziałek, 19 czerwca 2017

166. Déjà vu.

Rose wciąż towarzyszyło uczucie niepokoju.
W chaosie pola bitwy pomagała przenosić rannych do prowizorycznego szpitala, które urządzono w lochach Hogwartu, jako że Skrzydło Szpitalne było zbyt łatwym punktem do osiągnięcia. Lochy za to były opatrzone milionem zaklęć, które- jak wszyscy mieli nadzieję- chroniły chorych.
Wśród rannych były też ofiary trucizny Kishana, które wciąż czekały na swoje zbawienie, jakim był jeden, złoty kwiatek. Ręce Rose drżały, gdy dotykała kolejnych bezwładnych ciał, sprawdzając, czy wewnątrz nich wciąż tli się życie.
Czasem życia już nie było. To tak, jakby dusza już uleciała, choć ciało wciąż pozostawało zdrowe- najwyraźniej potraktowane morderczą klątwą. Rose łzy cisnęły się do oczu, a żółć podchodziła do gardła, gdy spoglądała w zamglone oczy osób, które kiedyś mijała na korytarzu. Te oczy już nigdy nie zawieszą na niej wzorku, już nigdy nie rozbłysną uśmiechem.
Starała się tłumić to w sobie i działać. Omijała rzucane zaklęcia, wraz z przyjaciółmi transportując kolejnych rannych do lochów. W pewnym momencie poczuła pieczenie na policzku. Przejechała po nim ręką i zacisnęła zęby z bólu, nie chcąc patrzeć na swoją krew na palcach. Zignorowała długą szramę ciągnącą się przez cały jej policzek, bo musiała się ochronić przed kolejnym zaklęciem śmigającym jej obok ucha. Ręce uginały się pod ciężarem kolejnej osoby, choć Leon pomagał jej ją dźwigać.
Dziewczyna patrzyła ze smutkiem na Jamesa i Arię, którzy leżeli na pryczach stojących obok siebie. Już nie wili się z bólu, po prostu leżeli omdleni. Jednak dziewczyna wiedziała, że jeszcze trochę i trucizna dostanie się do ich mózgów. A wtedy… cóż, nie będzie odwrotu. Rose nie mogła na to pozwolić.
Alex i Albus postanowili zrobić coś niezmiennie głupiego.
Mimo wszystko wrócili do wieży Gryffindoru, po gitarę. Rose wiedziała, co to, mugole z sąsiedztwa to uwielbiali. Jednak, o co tak naprawdę chodziło w tym wszystkim? Dlaczego Alex i Al postanowili się wrócić do i tak już zniszczonej wieży Gryffindoru, by ją zdobyć? Przecież nie jest ważna. I do tego pewnie zniszczona. I w ogóle… skąd ten pomysł, że mugolski instrument jest właśnie tam? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Nic nie robiło sensu. Rose była pewna jednego- cała akcja była głupia, niebezpieczna i bezsensowna. Jednak zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, ci zniknęli, zdeterminowani i prawdopodobnie zdesperowani.
Rose bała się o nich. Bardzo.
Jednak to nie oni głównie zaprzątali jej myśli. Było coś jeszcze, coś, co wzbudzało w niej ten cały niepokój. Nie mogła sobie przypomnieć, co. Ale wiedziała, że to ważne. Jak mogła o tym zapomnieć!? Była pewna, że jeszcze niedawno o tym pamiętała. To cały ten wir zdarzeń wyrzucił jej to z głowy, ten strach o najbliższych.
I wtedy to uderzyło ją ze zdwojoną siłą. Wizje znów stały się żywe. Widziała ten sen po raz kolejny. Jak biegnie przez Zakazany Las, krew kapie jej z policzka. Biegnie, choć jej płuca odmawiają posłuszeństwa. Biegnie, by spotkać kogoś… kogoś kto nie żyje.
Nie wiedziała, kto to taki.
Aż do dzisiaj.
Wszystko zaczęło się układać…
I nagle być jasne.
Jak?
Jak mogła o tym zapomnieć!?
Zatrzymała się wpół kroku i z przerażeniem spojrzała na zdezorientowanego Leona.
-Rose, wszystko w porządku?
-Muszę biec. Zaraz stanie się cos strasznego!- zawołała, nie dbając o to, że brzmi jak wariatka. Puściła rannego, którego Leon utrzymał z trudem.
-Biec… Ale dokąd?
-Do Zakazanego Lasu. Mike… on… Miałam taki sen i on…
-Rose, chyba powinnaś odpocząć, mogę się tym zaj-
-Nie!- krzyknęła, po czym dodała łagodniej:- Nie. Ja… po prostu… Muszę go uratować.
I odwróciła się i pobiegła, nie zwracając uwagi na to, że przepycha kolejnych czarodziejów, by zrobić sobie drogę.
Gdy wbiegła do Zakazanego Lasu zdała sobie sprawę, że wszystko jest takie same, jak w jej śnie.*
Tak samo jak wtedy, nie widziała nic, prócz pochylających się nad nią drzew. Zero gwiazd. Ogarnęło ją to samo poczucie- że to gra o życie i śmierć. Biegła, i tym razem potykając się o przeklęte korzenie, rwąc sobie rajstopy i raniąc nogi. Szrama na jej policzku piekła niemiłosiernie, rude loki utrudniały jej bieg, wpadając do oczu. Wkrótce ubłocone buty tylko jej ciążyły. Zgodnie z planem, z oddali słyszała okrzyki czarodziejów, wypowiadających kolejne zaklęcia. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Brzuch bolał ją od biegu, jednak nie mogła się zatrzymać. Miała ochotę zwymiotować.
Nie mogła się zatrzymać, bo tym razem jej myśli zakrzątała jedna osoba: Mike. Pamiętała finał tego snu. Zatrzymała się na polanie, widząc ciało skąpane w krwi. Wtedy jeszcze nie wiedziała, kto to, jednak jednego była pewna: osoba ta nie żyła. Nie mogła. I ogarnęła ją wtedy gorąca rozpacz, jakby znała tę osobę za krótko.
Tak też było. Mike’a poznała rok temu, gdy przyjechał w odwiedziny na lato do Jamesa. Nie było możliwe, by się z nim nie spotkała- często przebywała w domu Potterów. Mike od początku wydawał jej się miły i uroczy, a z całą pewnością inteligentny. Mogła z nim porozmawiać na wiele wartościowych tematów. Choć z początku był nieśmiały, szybko go polubiła ze względu na jego błyskotliwość. Choć nie mieli bliskich relacji, często przechwytywała jego wzrok na korytarzu szkolnym i niepewny uśmiech, gdy się z nią cicho witał.
To wspomnienie ukłuło ją w serce. Chciała poznać Mike’a bardziej. Czy będzie miała jeszcze okazję?
Na tę myśl poczuła łzy w oczach. Nie. Dlaczego od razu zakłada najgorsze? Mike mógł żyć. Osoba na polanie mogła być kimkolwiek. Przebłysk nadziei dodał jej sił i rozświetlił drogę. Tak. To nie musiał być Mike. A nawet, jeśli tak, to może jeszcze nie jest za późno? W śnie była pewna, że spotkała trupa. Zmysły jednak mogły ją mylić.
Po niekończącym się biegu nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Wtedy zorientowała się, że dotarła na ową polanę. Nietrudno było dostrzec tam ciało skąpane we własnej krwi.
Z walącym sercem podeszła bliżej i nagle była pewna.
Tak, to Mike.
Liczne rany przeszywały jego ciało. Na nogach, rękach, brzuchu, piersi… Jego twarz była taka spokojna, a mina błoga… Tak jak twarze tych wszystkich, których pozbawionych dusz ciał musiała dotykać na polu bitwy.
Przypomniała sobie przeświadczenie, które dotknęło ją we śnie- że on nie żyje. Poczuła to i tym razem. Nie wiedziała czemu, ale coś… coś jej mówiło, że w tym ciele nie ma już życia.
Nie chciała słuchać tego głosu. Nie chciała, nie chciała, nie chciała.
Déjà vu musiało kłamać.
I ogarnęła ja ta sama rozpacz. Upadła na kolana obok chłopaka, by dotknąć jego piersi i sprawdzić, czy poczuje pod swoją skórą jego bijące serce. Nie, to nie mogła być prawda. Nie Mike. Nie on.
Poczuła, że mdli ją na widok kwiatka, obok którego leżał. Był tak blisko. Dlaczego, dlaczego pozwoliła mu iść tutaj samemu? JAK MOGŁA ZAPOMNIEĆ O TYM CHOLERNYM ŚNIE?
Coś złapało ją za jej własne serce, gdy wyciągnęła ku niemu rękę. Bała się tego, co nastąpi, gdy go dotknie. Wstrząsnął nią histeryczny szloch. Nie zdążyła go nawet dobrze poznać. A chciała. Tak bardzo chciała. Dlaczego zwlekała z tym tak długo?
Dlaczego się spóźniła?
Nie musiała dotykać piersi chłopaka, by wiedzieć, jaki jest wyrok. Ręce trzęsły jej się, gdy rozpaczliwie zmywała krew z jego zastygłej twarzy. Panika wdarła się do jej umysłu, nawet nie kontrolowała tego, że błaga chłopaka, by jednak żył.
W całej tej plątaninie smutku, poczucia winy i przerażenie zapomniała o tym, jaki był koniec tego snu. Nim zdała sobie z tego sprawę, usłyszała ten sam krzyk. Tak jak w śnie.
To był jej własny krzyk.
Coś uderzyło ją w głowę i padła na ziemię obok chłopaka.

Szczęście w nieszczęściu.
Tak to określił w swoim mniemaniu Alex.
Owszem, znaleźli gitarę. Nie musieli jej nawet za bardzo szukać. Cały pokój wspólny Gryfonów był zniszczony, a piętrzącym się gruzie górowała gitara Aleksa. Chłopak natychmiast ją przechwycił.
Był tylko jeden, mały problem.
Była połamana.
Poczuł, jak jego malutkie serduszko gitarzysty łamie się na pół.
Przełknął gorycz i tylko westchnął. Złamaną gitarą nie uleczy zbyt wielu osób.
Albus spojrzał na to fachowym okiem.
-Musi być jakiś zaklęcie. Mike na pewno będzie wiedział, gdy już wróci z Zakazanego Lasu.
-Taką mam właśnie nadzieję.- odburknął Alex.
Ruszyli do lochów, gdzie magicznie powiększone pomieszczenie mieściło wszystkich rannych. Alex podszedł do grupki swoich przyjaciół, która rozmawiała o czymś nerwowo.
-Hej, czy to wszyscy ranni?
-Póki co tak.- odparł z napięciem Leon. Alex zmarszczył brwi i zawiesił na nim wzrok. Szybko zdał sobie sprawę, kogo brakuje.
-Okej, ale gdzie jest Rosie?
-Ona… no…- Ślizgon przestąpił z nogi na nogę i spojrzał na Annie, która z kolei przeniosła wzrok na Rachel, która tylko westchnęła i wyszeptała:
-Ona… Leon mów, że ona powiedziała coś o jakimś śnie i, że… zaraz stanie się coś złego i pobiegła poszukać Mike’a. Nie wiemy, co to znaczy.
Alex poczuł, że kręci mu się w głowie.
Zupełnie o tym zapomniał. Nie myślał o tym od tygodni.
Sen w klasie profesora Binnsa.**
Bez słowa odwrócił się na pięcie i wybiegł.
Wizja ta znów stała się realna. Zanim się obejrzał, znów znalazł się w jej środku.
Déjà vu déjà vu déjà vu 
Ogarnęło go znajome przeświadczenie, że KONIECZNIE musi odnaleźć Rosie. Pamiętał każdy cholerny szczegół z tego snu i bardzo mu się to nie podobało. Zielony promień zaklęcia śmiertelnego odbił się od drzewa, obok którego właśnie przebiegał. Oddychał z trudem, ocierając pot z czoła. Odległość przestała mieć znaczenie. Bał się jednak tego, co wiąże się z jej kresem. Usłyszał krzyk i z rozumiał, że to krzyk Rose. To znaczy, że ONA już ją dopadła. Stłumił wściekłość i obawy, przyśpieszając.
Znalazł się na znajomej już sobie polanie. Czemu wszystko było tak samo, jak w tym przeklętym śnie? Co to właściwie oznacza? Ujrzał Rosie, a nad nią postać w czarnym kapturze i kamieniem w dłoni.
Tym razem rozpoznał jej twarz.
Layla.
I chociaż wiedział, że zwykłe zaklęcie nie działają na demony, to wściekłość i chęć zemsty była tak ogromna, że wypowiedział to samo zaklęcie, co w śnie:
-DRĘTWOTA!
Jego głos brzmiał inaczej… tak… obco. Zaklęcie nafaszerowane nienawiścią pchnęło demonicę aż na drzewo, gdzie opadła z sił. Zmieniła się w mgłę i zmaterializowała gdzie indziej.
Tak, to niemożliwe. A jednak. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Podbiegł do Rosie, z której głowy sączyła się ciemna krew. Nie podobała mu się też ta szrama na jej policzku.
Ale żyła. Oddychała spokojnie. Poczuł ulgę. Skoro wiedział, że tak będzie, dlaczego tak bardzo się bał? Dopiero wtedy spadł mu kamień z serca.
I wtedy zdał sobie sprawę, że najgorsza część snu jeszcze przed nim.
Spojrzał w dół i okropnie uczucie przerażenie powróciło z podwojoną siłą. Niewidzialna ręka zacisnęła się na jego gardle.
Więc to Mike. Mike jest tym poległym.
Nie mógł poskładać myśli. We śnie był pewien, że osoba ta nie żyje, ale… ale teraz targały nim sprzecznie uczucia. Krew była wszędzie wokół, chłopak zrobił się już blady jak ściana. Alex poczuł pieczenie w oczach, gdy obserwował tę przerażającą scenę. Poczuło, że zbiera mu się na wymioty.
JAK mógł zginąć w tak okropny sposób?
Niewyobrażalny żal złapał go za przełyk. Nie chciał, by to się tak zakończyło. Nie chciał.
Zobaczył kwiatka, który rósł obok niego. Zerwał go ze smutkiem, zdając sobie sprawę, że cały drży.
Chciał go uratować.
Mógłby grać cały dzień i całą noc na swojej gitarze.
Aż do krwi i zdartych opuszków palców.
Byleby… żył.
Nie mógł oderwać od niego wzroku. We śnie miał przeświadczenie, że chłopakowi już nic nie pomoże, ale… nie mógł go tak po prostu tutaj zostawić. Nie mógł.
I wtedy coś czarnego spłynęło z nieba. Hipogryf.
Alex zdał sobie sprawę, że płacze. Otarł łzy i z trudem spojrzał na zwierzę, które nagle rzekło:
-Zajmij się nią. Ja tutaj zostanę.
W głosie zwierzęcia pobrzmiewał szczery smutek. A Alex był na tyle zdruzgotany, że nawet nie zdziwił się za bardzo, gdy stworzenie przemówiło.
Strach o Rosie powrócił. Wybiegł z polany, rzucając ostatnie spojrzenie na zalane krwią ciało Mike’a.
Nie mógł mu pomóc.
Czyż nie?
-Przepraszam, Panie.- usłyszał głos czarnego hipogryfa, który drżał od żalu.- Przepraszam, że nie dopilnowałem, by przeżył. Przepraszam, że mnie nie było, gdy umierał.
Przez resztę drogi Alex przełykał własne łzy.

Alex grał na gitarze, choć czuł, że braknie mu na to sił, podczas gdy listki złotego kwiatka były przykładane do ran zatrutych ofiar Kishana.
To miało zagwarantować im oczyszczenie.
Grał, a drżącym głosem wyśpiewywał:
Pamiętam, tylko tabun chmur się rozwinął
I cichy wiatr wiejący ku połoninom
Jak kamień plecak twardy pod moją głową
I czyjaś postać, co okazała się tobą
Przełknął z trudem. Każda głoska sprawiała mu ból.
Idę dołem, a ty górą
Jestem słońcem, ty wichurą
Ogniem ja, wodą ty
Śmiechem ja, ty ronisz łzy ***
James obudził się tak gwałtownie, że Rachel, która przyciskała złoty płatek do jego blizny na nodze odskoczyła niespokojnie.
Chłopak nie miał pojęcia, co się dzieje. Jak przez mgłę widział kolejne obrazy i przywoływał wspomnienia. Ostatnie, co zapamiętał, to obietnica Mike’a, że go z tego uratuje. Że… zrobi to, co trzeba.
A co było trzeba zrobić?
Bolała go głowa, jednak wysilił się, by przywołać więcej wspomnień. Ignorował kolejne słowa padające w jego stronę. Spojrzał na wyblakły żółty płatek w dłoni Rachel.
Mike poszedł do Zakazanego Lasu po leczniczy kwiat.
I go uratował. Ich wszystkich. Kątek oka dostrzegł, że Aria budzi się na pryczy obok, podobnie, jak inne ofiary Kishana.
Chłopak poczuł, jak na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech. Spojrzał na Rachel.
-Mike… udało mu się, prawda?
Rachel przełknęła ciężko i spojrzała na niego z trudem. Coś ścisnęło ją za gardło, gdy odparła:
-Tak. Udało mu się. Znalazł lekarstwo.
Dziewczyna westchnęła, po czym po prostu zaczęła szlochać. James nie rozumiał, co się dzieje. Rozejrzał się po pozostałych, szukając odpowiedzi. Wśród znajomych twarzy nie dostrzegł Mike’a, którego chciał teraz ujrzeć najbardziej ze wszystkich.
-Co się dzieje?
Panowała grobowa atmosfera. James poczuł, jak uśmiech znika z jego twarzy i oblewa go niepokój.
-Gdzie Mike?
Po dłuższej chwili w końcu odezwał się Albus:
-James… on…
-Co się stało?- teraz James niemal krzyczał, gniewny za to, że nie może się dowiedzieć, o co wszystkim chodzi.

-On nie żyje, James.
____________________________________
*Nawiązanie do: 158. "Biegnij."
**Nawiązanie do: 159."Gdzie jest klucz?"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

21 komentarzy:

  1. Super notka i to że się w końcu ukazała...

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że James i Aria żyją ale jak Ty mogłaś uśmiercić Mike'a?!
    Dlaczego to zrobiłaś?!
    Głęboko wierzę, że w następnym rozdziale (który jak mam nadzieję, pojawi się w sobotę) Mike jakimś cudem ożyje i wróci do Jamesa i Arii, bitwę wygrają i wszystko będzie git😁😁😁
    A jak tak nie będzie to mam foch forever na 10 minut!!!
    I tak przy okazji zapytam (wiem, pytanie bardzo związane z tematem xd) czy Aria będzie z Jamesem? Bo się tak zastanawiam od jakiegoś czasu i mk osobiście bardzo by do siebie pasowali😏😏😏 rozważ to proszę xd
    I ogólnie jak zwykle super, mega, extra rozdział, a jedyne co mi się w nim nie podoba to śmierć Mike. Więc bardzo ładnie proszę, zrób z Jamesa, Arii czy kogoś jakiegoś carodzieja-szamana i niech go wskrzesi😇😇😇
    Do następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak przy okazji coś czego zapomniałam uwzglednić w komentarzu wyżej: czy zaczniesz kiedyś pisać jakiś blog o Olimpijskich Herosach? Bo wszystkie jakie czytałam w necie były jakieś nudne i nieciekawe😥

      Usuń
    2. Nie mogę zdradzać szczegółów odnośnie fabuły ;)
      Jeśli natomiast chodzi o blog o OH, to taki pomysł nawet kiedyś chodził mi po głowie, więc kto wie, może może...

      Usuń
    3. No to jeśli chodzi o blog OH to świetnie a znów kwestia tego bloga... cóż raczej nie jesteś takim potworem żeby uśmiercać bezpowrotnie Mike'a, a i tak będe się upierać, że James i Aria powinni być razem😂😂😂( no dobra 12 lat to jeszcze trochę za mało ale może później...😂)

      Usuń
    4. Popieram kwestię o OH!!!!!!!!!!!
      BATONIKOŻERCA

      Usuń
    5. A ja jeszcze dodam że fajnie by było aby w blogu o OH (jak widać już się napaliłam że go napiszesz xd) pojawiał się czesto Leoś^^ Jego teksty mnie normalnie rozwalają😂😂

      Usuń
    6. Popieram po raz kolejny!
      #TEAMLEO
      BATONIKOŻERCA

      Usuń
  3. Jeju, jak się cieszę że jest rozdział! Tylko proszę nie zabijaj ani Mike'a, ani żadnego z kluczowych bohaterów.
    Dużo weny życzę.
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę, proszę, proszę nie uśmiercaj Mike'a! Ja tego nie wytrzymam! Zabijaj sobie kogo tam chcesz, ale głównych bohaterów! Błagam! A tak z innej beczki: może wprowadziłabyś, oczywiście po (wygranej) bitwie, wątek Teddy'ego i Fleur?
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział
    Hermiona Granger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie raczej Teddy'ego i Victorie?
      BATONIKOŻERCA

      Usuń
    2. Ale popieram, też bym chciała żeby pojawił się Teddy i nowe pokolenie Weasleyów
      BATONIKOŻERCA

      Usuń
    3. Batonikożerco, tak chodziło mi o Teddy'ego i Victorie a nie Fleur. Coś mi się pokręciło! 😃😃😃
      Hermiona Granger

      Usuń
  5. Ammmmmmm... Uwaga, medytuję nad moją wypowiedzią...No więc co wymedytowałam...Mike przeżył aby, moc Jedi z nami być musi...I pomoc bogów olimpijskich...Ekhem...A teraz zdradzę prawdziwe zakończenie III Bitwy o Hogwart...(UWAGA NA SPOILERY) Więc Golum przyjedzie w towarzystwie Pani O'Leary, Nica di Angelo, wzywającego armię umarlaków i kilka innych ziomeczków z OH, krzycząc: "ODDAJCIE MI MÓJ PIERŚCIEŃ!!! MÓJ SKAAAARB!!!!". Poza tym w Sokole Millennium przyleci Luke Skywalker razem z Chewiem, Rey, powstałym z martwych Hanem Solo, wybudzonym z drzemki Finnem, oczywiście R2-D2 i C3PO też będą, z nieba spadnie Jar Jar Binks z Darthem Maulem i stwierdzą, że Golum im zapłacił za znalezienie jego pierścienia. A Generał Leia Organa przyfrunie na Mrocznym z kilkoma innymi pegazami. A, okaże się przy okazji, że Alex to tak naprawdę Darth Vader w drugim wcieleniu, próbujący naprawić swoje błędy. A Rose to praprapraprawnuczka Voldemorta.(Żeby mnie zrozumieć, trzeba przeczytać Percy'ego Jacksona i bogów olimpijskich, obejrzeć Gwiezdne Wojny, przeczytać Hobbita i Władcę pierścieni itd.) O nie!!! Zapomnialabym. W dziwny sposób Leonowi Valdezowi uda się naprawić jego smoka Festusa i w towarzystwie Franka Zhanga(zamienionego w smoka) dołączą się to tzw. "ROZRÓBY". Dobra już chyba i tak za bardzo zaspoilerowałam, więc na razie wystarczy. A, co ja tam jeszcze miałam powiedzieć, a w sumie to napisać??? A! Weny życzę i super rozdzialik. Spam za darmo!!! Hurra!!!
    BATONIKOŻERCA​

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to masz pomysły😂😂😂

      Usuń
    2. Heheheh, jak się do czegoś zapale to głową mi pęka od pomysłów, a to dopiero początek, nie zaczęłam jeszcze wtrącać pomysłów z innych książek i filmów...������������
      Batonikożerca

      Usuń
  6. Hej a myślałaś może kiedy o założeniu bloga o Lily Evans i Jamesie Potterze? Mam na myśli rodziców Harrego... Masz talent i mogłabyś go wykorzystać.
    Tak przy okazji notka świetna. Czekam na następną. ��������
    ~Lily~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram pomysł założenia bloga o Olimpijskich Herosach i Jamesie i Lily Potterach. W ogóle ostatnio mam fazę na rodziców Harry'ego. XDDDDDDDDDD 😃😃😃
      Hermiona Granger

      Usuń
  7. JEZUS MARIA ;____; Dlaczego? Eeee no dobra i tak bd mieć ciągle nadzieje że to... idk nie był Mike tylko eee... np. ktoś inny tylko wypił eliksir ;-; dobra nie mam mózgu. nie umiem myśleć przykro mi. aleeee on mjsi żyć. musi, musi, musi tobył jeden z moich fav bohaterów. A i tez popieram pomysł na bloga o OH bo to by było śupi.Wgl teraz wszystkim życze miłych i słonecznych wakacji. Wsm ja niezbyt miło je zaczęłam xd Odeszła od nas najlepsza nauczycielka i przyjaciółka z klasy więc trochę łezek była... JEZU ZNÓW SIĘ NAS SOBĄ UŻALAM :') Pozdrawiam wszystkich jeszcze raz blablablaaaa nie mam siły dłużej używać mózgu pappp<333
    Lunia, Lily Potter, Alyss czy cokolwiek innego czym mg być :33

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    wspaniale, cieszę się że Aria i James żyją, ale czemu jednak Mike musiał umrzeć? tak mi smutno... buu :( chlip
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń