Ron z ulgą spojrzał na swój ukochany dom w Dolinie Godryka.
Która była godzina? Nawet już nie sprawdzał. W każdym razie, wolał nie
wiedzieć, czy to jeszcze wtorek, czy już środa. Za kilka godzin znów będzie
musiał wstać i udać się do Ministerstwa Magii.
To nawet zabawne, że im słabszy się stawał, tym więcej od
niego wymagano.
Ta, kupa śmiechu. Ron zaśmiał się pod nosem, jednak ten
śmiech szybko przemienił się w dyskretny szloch. Zniknął tak szybko, jak się
pojawił. Drzwi skrzypnęły, gdy je otworzył. Kurczę. Jeśli Hugo się obudzi, to
Hermiona potraktuje go serdeczną Sectumsemprą
i nie ważne, czy coś wysysało z niej magię, czy też nie. Zrobiłaby to. Wiedział
to. Niestety.
Zdjął płaszcz i powoli udał się na górę. Marzył o śnie.
Nienawidził wracać o tak późnej porze do domu. No, ale przecież nie mógł
zostawić swojego najlepszego przyjaciela- i nawiasem mówiąc: szefa- w
potrzebie. Praca aurora nigdy nie była łatwa.
Zamyślił się. Skoro Harry był jego szefem, to kim był
Kingsley? Szefem szefów? Nie, to przereklamowane. Więc może mentorem? Chyba, że
to Harry był mentorem, a Kigsley mentorem mentorów. Tak, to brzmi nawet
sensownie. Na swój pokręcony sposób.
A kim on był w tym wszystkim? Zastępcą Harry’ego. Czyli…
mini-mentorem? Bleh. Na chwilę obecną wolałby być po prostu zwykłym Ronem.
Westchnął. Czemu o tej porze nachodziły go takie myśli?
Zdecydowanie potrzebował snu. Droga po schodach dłużyła mu się niemiłosiernie. Do tego, szedł po omacku. Co jakiś czas
uderzał nieporadnie w poręcz. Musiał jednak pamiętać, by nie obudzić Hugo, ani
Hermiony.
Nie obudzić. Nie
obudzić. Nie obudzić. Nie…
ZGRZYYYYYYTTTTTT!!!
Ron przeklął pod nosem. Nie wiedział nawet, że drewniane
schody mogą wydawać z siebie tak żałosny jęk. Może jest na to jakieś zaklęcie…?
No cóż, jeśli tak, to w takim stanie na pewno i tak sobie z
nim nie poradzi. Był pierdzielonym źródłem energii dla jakiejś nawiedzonej baby.
Nie chciał nim być. Cholera jasna.
A do tego był jeszcze wyczerpany po dniu pracy.
Spać. Spać.
Dotarł do sypialni. Już niemal czuł te miłe uczucie poduszki
pod policzkiem i ciepła pod miękką kołdrą. Jednak zamiast tego, ujrzał złotą
poświatę na biurku. Po krótkim czasie, jego mózg to przeanalizował: pochodziła
ona od świeczki, która, swoją drogą, była już niemal cała spalona. Wosk wylał
się na blat, przy którym siedziała Hermiona. Jej roztrzepane włosy żyły własnym
życiem, jeszcze bardziej, niż zwykle. Sińce pod oczami wskazywały, że kobieta
nie zaznała tej nocy snu. Jednak jej mina była skupiona, oczy wbite w starą
księgę, a brwi ściągnięte, jak zawsze, gdy myślała. Jej postura wskazywała na
to, że jest spięta.
Wyglądała jednak dobrze. Jak zwykle. Hermiona w swoim
naturalnym środowisku.
Nie mniej jednak, Ron spojrzał na nią ze zdumieniem i
zmęczeniem.
-Hermiono. Co robisz o tej porze?
Przeniosła na niego swój rozbiegany wzrok. Dopiero wtedy zauważył,
jak bardzo była senna. Serce mu się ścisnęło na ten widok. Dawała od siebie tak
wiele. Zbyt wiele. Ona także była przepracowana- a do tego musiała jeszcze
obarczać się kolejnymi problemami.
-Szukam… czegoś.- odparła z wyraźną frustracją. To uruchomiło
pewną zębatkę w ospałym umyśle Rona.
Oho. Działo się coś niedobrego. Była poirytowana.
-Czegoś…?- zapytał ostrożnie, jakby stąpał polu minowym.
Zrobił krok do przodu i zamknął za sobą drzwi.
-Czegokolwiek.- odparła ze zdenerwowaniem Hermiona, znów wbijając
wzrok w książkę. Zacisnęła dłonie na skórzanej oprawie.- Muszę znaleźć odpowiedź.
Nienawidzę tej niewiedzy.
Zbliżył się jeszcze trochę.
-Ale… jakiej niewiedzy?
Nawet na niego nie spojrzała. Po prostu wyszeptała, a jej
głos się załamywał z każdym słowem:
-Co się z nami dzieje, Ron?- nabrała gwałtownie powietrza.-
Gdzie jest klucz do tej zagadki?
Spojrzał na nią ze smutkiem.
-Hermiono…
Podniosła na niego wzrok. Oczy miała zaszklone, jednak wiedział,
że nie są to łzy rozpaczy, lecz frustracji i bezradności. Jeśli Hermiona
Weasley-Granger czegoś nienawidzi, to właśnie bezradności; a bezradność wiązała
się z niewiedzą.
Przełknęła gorycz i odetchnęła. Dopiero wtedy wyrzuciła z
siebie:
-Mam coraz mniej czasu, Ron. Coraz mniej, by to rozwikłać.
Jeśli tego nie zrobię…- opuszkami palców dotknęła różdżki, która spoczywała na
biurku.-… nie odzyskamy swojej magii.
-Ale…
-Nawet Layla to powiedziała.- przerwała Hermiona, widząc
protest w oczach swojego męża.- A raczej wyryła to na moim karku.- dotknęła
tamtego miejsca.
Ron przełknął gulę w gardle.
-Dobrze, Hermiono. Ale to nie TY masz coraz mniej czasu. To
NAM kończy się czas.
Po czym ucałował ją w skroń i usiadł obok, pomimo snu
opadającego mu na powieki. Znajdą klucz. Wierzył w to.
~*~
Była to lekcja historii magii.
Al postanowił sobie uciąć drzemkę, co nie było niczym
niezwykłym na tejże właśnie lekcji. Profesor Binns miał to do siebie, że
potrafił zanudzić na śmierć.
I to dosłownie. Chyba samego siebie też zabił, bo w końcu
był duchem.
Alex, który siedział obok Albusa, nie miał tyle szczęścia.
Wpatrywał się z niepokojem w Rose. Ta, zazwyczaj skupiona i wzorowa, spisująca
dokładne notatki- tego dnia po prostu wpatrywała się przed siebie, a sińce pod
jej oczami wskazywały na to, że nie spała dobrze tej nocy. Coś się działo.
Wiedział to.
Czy pytał? Oczywiście, że tak. Czy uzyskał odpowiedź?
Oczywiście, że nie.
A przynajmniej nie taką, w którą wierzył.
„To nic takiego. Po
prostu źle spałam tej nocy. Wiesz, nic nowego.”
I nawet się uśmiechnęła. A co on na to odparł?
„Aha, okej.”
Jakież to błyskotliwe.
Był TAKI głupi.
Wiedział, że dziewczyna kłamie. I ewidentnie potrzebowała
pomocy. Z jakiegoś powodu to czuł. Dlaczego więc nie drążył tematu i teraz
martwił się o swoją przyjaciółkę, jak ten kołek? Dlaczego nie wykorzystał tej
swojej pewności siebie i dobrej gadki, z której był znany?
No właśnie. Nie wiedział. Przy Rose po prostu tracił rezon.
To jeszcze głupsze. Przecież… on zawsze wiedział, co powiedzieć. To taki jego
dar. Negocjowania. Opowiadania. Przekonywania. Dlaczego znikał, gdy ona była w
pobliżu?
Wciąż wpatrywał się w nią uporczywie, gdy nagle ona odwróciła
na niego wzrok, jakby to wyczuła. Szybko spojrzał w inną stronę. Na Brodę
Merlina, jakież to było żałosne. Chyba się zarumienił.
Dureń. Dureń. Dureń.
Idiota.
Spojrzał na Ala. Ten wciąż leżał na ławce. Co za młotek.
I wtedy usłyszał za sobą przeszywający krzyk, jakby z
korytarza. Ale nie był już w sali profesora Binnsa.
Był… w Zakazanym Lesie?
Biegł, a krzyk rozpościerał się za nim, dudniąc w jego
głowie echem. Gdy w końcu ucichł, odetchnął z ulgą. Jednak nie na długo.
Dlaczego jego szaty były poszarpane? Skąd ta rana na jego
nodze? I czy on właśnie usłyszał za sobą… Avada
Kedavra?
Tak, usłyszał. Nie raz i nie dwa. Zielony promień odbił się
między drzewami.
Dlaczego wszystko było takie mroczne? I dokąd on, do
cholery, tak biegł?
Po Rose, coś
powiedziało. No tak, biegł po Rose. To jasne. Rose. Rose. Rose. Na Merlina, szybciej! A co jeśli coś
jej się stało?
Płuca mu się skurczyły tak mocno, że ledwo oddychał. Ale
biegł, biegł. Po Rose.
I wtedy zdał sobie sprawę, co oznaczał ten krzyk. ONA się zbliżała.
A kim była ONA?
Alex nie wiedział tego dokładnie. Ale bał się jej. Bał się jak cholera. I była
blisko, coraz, coraz bliżej…
Wybiegł na niewielką polanę. I tam ją ujrzał. Rosie.
Powalona na ziemi, ciemna krew ciekła z jej głowy. Jej szata nie wyglądała
lepiej, a na twarzy, wzdłuż policzka ciągnęła się długa szrama. A nad nią stał ktoś
w czarnej szacie z dużym kapturem, Alex nie widział twarzy… Trzymał ogromny
kamień. Pewnie zgubił różdżkę. Chłopak połączył fakty i poczuł, jak wstrząsa
nim przeraźliwa złość. Wypełniła go całego i aż zagotował się ze wściekłości.
Wycelował różdżkę w postać i nawet jego głos brzmiał potężnie:
-DRĘTWOTA!
Zaklęcie było tak silne, że postać uderzyła o drzewo i
straciła przytomność. Jednak Alex nie był usatysfakcjonowany. Zemści się. Zemści
się, a wtedy nie będzie czasu na litość.
Teraz musiał pomóc Rose.
Podbiegł do niej szybko, zapominając o zmęczeniu. Bez
najmniejszego problemu chwycił ją w ramiona i podniósł szybko. Oddychała. Nawet
poruszyła się lekko. Miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
I wtedy ujrzał… kogoś jeszcze.
Ciało. Ciało, całe we krwi, porzucone. Alex nie wiedział kto
to- nie mógł rozpoznać nawet płci- ale z jakichś powodów zawładnął nim żal. Nie, nie. To nie może być prawda. A
jednak. Ktoś, kogo Alex nawet znał i szanował leżał tu teraz, rozdarty, skąpany
we własnej krwi…
I choć poczuł, że serce mu się rozpada, to wiedział, że nie
ma chwili do stracenia. Tej osobie… już nie pomoże. A Rosie… A Rosie
potrzebowała szybkiej pomocy. Musi zdobyć gitarę. Zagra na niej i wszystko
wróci do normy. Wierzył w to, że jego piosenka będzie wystarczająco silna.
Jednak wtedy zdał sobie sprawę, że Rose nie przybyła tu bez
powodu. I sobie przypomniał- misja! Cholera! Odpowiedź była gdzieś blisko, to,
czego szukali…
Jednak, czy mieli wystarczająco czasu? Głowa Rose nie przestawała
krwawić, a ONA była… tak blisko…
Śmiertelnie ważna misja, czy życie Rose?
Nie musiał wybierać. Nie dzisiaj. Znów był w klasie. Al
potrząsał nim, mrucząc pod nosem:
-Mógłbyś się tak nie rozpychać? Także potrzebuję miejsca do
snu.
Oddychał płytko. Rose wciąż tutaj była, na swoim miejscu.
Żywa. Jej głowa też była cała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Przepraszam a gdzie notka?Zamiast notki jest pusto...
OdpowiedzUsuńJuż naprawione.
UsuńNotka już jest.Biedna Hermiona biedny Ron.Ciekawe co z Rose...
OdpowiedzUsuńA ja myślałam że to tylko Rose ma te "wizję"
OdpowiedzUsuńWielbie! CZYTAM! Uwielbiam! J.K Rowling nr2. Brawo! Mistrzyni! Królowa! Najlepsza! Wow!<3
OdpowiedzUsuń*StOgRoDkA*
A kto to był.....no weź powiedzzzzz.......
OdpowiedzUsuńsuper że rozdział dodałaś ale mega mega krótki :((( . Ciekawe kogo znalazł Alex, moze sie dowiemy w następnym opowiadaniu. Weny !!!
OdpowiedzUsuńMrLupin
Wielbię twe rozdziały, ale dlaczego zawsze kończą się w takim momencie? Tyle pytań... Kogo zobaczył Alex i Rose? Czy Hermiona,Ron i Harry odzyskają swoją moc? Nawiasem mówiąc szczerze im współczuję :( W ogóle myślałam, że tylko Rosę ma tę wizję a tu taki zaskok. Wspaniałe opisuje to wsystko, aż mnie ciarki przeszły gdy czytałam fragment o lesie, Alexie i trupach. Brrrr
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny!
Ala.K
PS. Sorki że komentuję dopiero teraz ale wcześniej net mi się skończył i klapa :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, a ten sen czy nie jest właśnie po części rozwiązaniem zagadki, znalezieniem tego klucza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia