sobota, 18 marca 2017

159. Gdzie jest klucz?

Ron z ulgą spojrzał na swój ukochany dom w Dolinie Godryka. Która była godzina? Nawet już nie sprawdzał. W każdym razie, wolał nie wiedzieć, czy to jeszcze wtorek, czy już środa. Za kilka godzin znów będzie musiał wstać i udać się do Ministerstwa Magii.
To nawet zabawne, że im słabszy się stawał, tym więcej od niego wymagano.
Ta, kupa śmiechu. Ron zaśmiał się pod nosem, jednak ten śmiech szybko przemienił się w dyskretny szloch. Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Drzwi skrzypnęły, gdy je otworzył. Kurczę. Jeśli Hugo się obudzi, to Hermiona potraktuje go serdeczną Sectumsemprą i nie ważne, czy coś wysysało z niej magię, czy też nie. Zrobiłaby to. Wiedział to. Niestety.
Zdjął płaszcz i powoli udał się na górę. Marzył o śnie. Nienawidził wracać o tak późnej porze do domu. No, ale przecież nie mógł zostawić swojego najlepszego przyjaciela- i nawiasem mówiąc: szefa- w potrzebie. Praca aurora nigdy nie była łatwa.
Zamyślił się. Skoro Harry był jego szefem, to kim był Kingsley? Szefem szefów? Nie, to przereklamowane. Więc może mentorem? Chyba, że to Harry był mentorem, a Kigsley mentorem mentorów. Tak, to brzmi nawet sensownie. Na swój pokręcony sposób.
A kim on był w tym wszystkim? Zastępcą Harry’ego. Czyli… mini-mentorem? Bleh. Na chwilę obecną wolałby być po prostu zwykłym Ronem.
Westchnął. Czemu o tej porze nachodziły go takie myśli? Zdecydowanie potrzebował snu. Droga po schodach dłużyła mu się niemiłosiernie.  Do tego, szedł po omacku. Co jakiś czas uderzał nieporadnie w poręcz. Musiał jednak pamiętać, by nie obudzić Hugo, ani Hermiony.
Nie obudzić. Nie obudzić. Nie obudzić. Nie…
ZGRZYYYYYYTTTTTT!!!
Ron przeklął pod nosem. Nie wiedział nawet, że drewniane schody mogą wydawać z siebie tak żałosny jęk. Może jest na to jakieś zaklęcie…?
No cóż, jeśli tak, to w takim stanie na pewno i tak sobie z nim nie poradzi. Był pierdzielonym źródłem energii dla jakiejś nawiedzonej baby. Nie chciał nim być. Cholera jasna.
A do tego był jeszcze wyczerpany po dniu pracy.
Spać. Spać.
Dotarł do sypialni. Już niemal czuł te miłe uczucie poduszki pod policzkiem i ciepła pod miękką kołdrą. Jednak zamiast tego, ujrzał złotą poświatę na biurku. Po krótkim czasie, jego mózg to przeanalizował: pochodziła ona od świeczki, która, swoją drogą, była już niemal cała spalona. Wosk wylał się na blat, przy którym siedziała Hermiona. Jej roztrzepane włosy żyły własnym życiem, jeszcze bardziej, niż zwykle. Sińce pod oczami wskazywały, że kobieta nie zaznała tej nocy snu. Jednak jej mina była skupiona, oczy wbite w starą księgę, a brwi ściągnięte, jak zawsze, gdy myślała. Jej postura wskazywała na to, że jest spięta.
Wyglądała jednak dobrze. Jak zwykle. Hermiona w swoim naturalnym środowisku.
Nie mniej jednak, Ron spojrzał na nią ze zdumieniem i zmęczeniem.
-Hermiono. Co robisz o tej porze?
Przeniosła na niego swój rozbiegany wzrok. Dopiero wtedy zauważył, jak bardzo była senna. Serce mu się ścisnęło na ten widok. Dawała od siebie tak wiele. Zbyt wiele. Ona także była przepracowana- a do tego musiała jeszcze obarczać się kolejnymi problemami.
-Szukam… czegoś.- odparła z wyraźną frustracją. To uruchomiło pewną zębatkę w ospałym umyśle Rona.
Oho. Działo się coś niedobrego. Była poirytowana.
-Czegoś…?- zapytał ostrożnie, jakby stąpał polu minowym. Zrobił krok do przodu i zamknął za sobą drzwi.
-Czegokolwiek.- odparła ze zdenerwowaniem Hermiona, znów wbijając wzrok w książkę. Zacisnęła dłonie na skórzanej oprawie.- Muszę znaleźć odpowiedź. Nienawidzę tej niewiedzy.
Zbliżył się jeszcze trochę.
-Ale… jakiej niewiedzy?
Nawet na niego nie spojrzała. Po prostu wyszeptała, a jej głos się załamywał z każdym słowem:
-Co się z nami dzieje, Ron?- nabrała gwałtownie powietrza.- Gdzie jest klucz do tej zagadki?
Spojrzał na nią ze smutkiem.
-Hermiono…
Podniosła na niego wzrok. Oczy miała zaszklone, jednak wiedział, że nie są to łzy rozpaczy, lecz frustracji i bezradności. Jeśli Hermiona Weasley-Granger czegoś nienawidzi, to właśnie bezradności; a bezradność wiązała się z niewiedzą.
Przełknęła gorycz i odetchnęła. Dopiero wtedy wyrzuciła z siebie:
-Mam coraz mniej czasu, Ron. Coraz mniej, by to rozwikłać. Jeśli tego nie zrobię…- opuszkami palców dotknęła różdżki, która spoczywała na biurku.-… nie odzyskamy swojej magii.
-Ale…
-Nawet Layla to powiedziała.- przerwała Hermiona, widząc protest w oczach swojego męża.- A raczej wyryła to na moim karku.- dotknęła tamtego miejsca.
Ron przełknął gulę w gardle.
-Dobrze, Hermiono. Ale to nie TY masz coraz mniej czasu. To NAM kończy się czas.
Po czym ucałował ją w skroń i usiadł obok, pomimo snu opadającego mu na powieki. Znajdą klucz. Wierzył w to.
                                                                                 ~*~
Była to lekcja historii magii.
Al postanowił sobie uciąć drzemkę, co nie było niczym niezwykłym na tejże właśnie lekcji. Profesor Binns miał to do siebie, że potrafił zanudzić na śmierć.
I to dosłownie. Chyba samego siebie też zabił, bo w końcu był duchem.
Alex, który siedział obok Albusa, nie miał tyle szczęścia. Wpatrywał się z niepokojem w Rose. Ta, zazwyczaj skupiona i wzorowa, spisująca dokładne notatki- tego dnia po prostu wpatrywała się przed siebie, a sińce pod jej oczami wskazywały na to, że nie spała dobrze tej nocy. Coś się działo. Wiedział to.
Czy pytał? Oczywiście, że tak. Czy uzyskał odpowiedź? Oczywiście, że nie.
A przynajmniej nie taką, w którą wierzył.
„To nic takiego. Po prostu źle spałam tej nocy. Wiesz, nic nowego.”
I nawet się uśmiechnęła. A co on na to odparł?
„Aha, okej.”
Jakież to błyskotliwe.
Był TAKI głupi.
Wiedział, że dziewczyna kłamie. I ewidentnie potrzebowała pomocy. Z jakiegoś powodu to czuł. Dlaczego więc nie drążył tematu i teraz martwił się o swoją przyjaciółkę, jak ten kołek? Dlaczego nie wykorzystał tej swojej pewności siebie i dobrej gadki, z której był znany?
No właśnie. Nie wiedział. Przy Rose po prostu tracił rezon. To jeszcze głupsze. Przecież… on zawsze wiedział, co powiedzieć. To taki jego dar. Negocjowania. Opowiadania. Przekonywania. Dlaczego znikał, gdy ona była w pobliżu?
Wciąż wpatrywał się w nią uporczywie, gdy nagle ona odwróciła na niego wzrok, jakby to wyczuła. Szybko spojrzał w inną stronę. Na Brodę Merlina, jakież to było żałosne. Chyba się zarumienił.
Dureń. Dureń. Dureń. Idiota.
Spojrzał na Ala. Ten wciąż leżał na ławce. Co za młotek.
I wtedy usłyszał za sobą przeszywający krzyk, jakby z korytarza. Ale nie był już w sali profesora Binnsa.
Był… w Zakazanym Lesie?
Biegł, a krzyk rozpościerał się za nim, dudniąc w jego głowie echem. Gdy w końcu ucichł, odetchnął z ulgą. Jednak nie na długo.
Dlaczego jego szaty były poszarpane? Skąd ta rana na jego nodze? I czy on właśnie usłyszał za sobą… Avada Kedavra?
Tak, usłyszał. Nie raz i nie dwa. Zielony promień odbił się między drzewami.
Dlaczego wszystko było takie mroczne? I dokąd on, do cholery, tak biegł?
Po Rose, coś powiedziało. No tak, biegł po Rose. To jasne. Rose. Rose. Rose. Na Merlina, szybciej! A co jeśli coś jej się stało?
Płuca mu się skurczyły tak mocno, że ledwo oddychał. Ale biegł, biegł. Po Rose.
I wtedy zdał sobie sprawę, co oznaczał ten krzyk. ONA się zbliżała.
A kim była ONA? Alex nie wiedział tego dokładnie. Ale bał się jej. Bał się jak cholera. I była blisko, coraz, coraz bliżej…
Wybiegł na niewielką polanę. I tam ją ujrzał. Rosie. Powalona na ziemi, ciemna krew ciekła z jej głowy. Jej szata nie wyglądała lepiej, a na twarzy, wzdłuż policzka ciągnęła się długa szrama. A nad nią stał ktoś w czarnej szacie z dużym kapturem, Alex nie widział twarzy… Trzymał ogromny kamień. Pewnie zgubił różdżkę. Chłopak połączył fakty i poczuł, jak wstrząsa nim przeraźliwa złość. Wypełniła go całego i aż zagotował się ze wściekłości. Wycelował różdżkę w postać i nawet jego głos brzmiał potężnie:
-DRĘTWOTA!
Zaklęcie było tak silne, że postać uderzyła o drzewo i straciła przytomność. Jednak Alex nie był usatysfakcjonowany. Zemści się. Zemści się, a wtedy nie będzie czasu na litość.
Teraz musiał pomóc Rose.
Podbiegł do niej szybko, zapominając o zmęczeniu. Bez najmniejszego problemu chwycił ją w ramiona i podniósł szybko. Oddychała. Nawet poruszyła się lekko. Miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
I wtedy ujrzał… kogoś jeszcze.
Ciało. Ciało, całe we krwi, porzucone. Alex nie wiedział kto to- nie mógł rozpoznać nawet płci- ale z jakichś powodów zawładnął nim żal. Nie, nie. To nie może być prawda. A jednak. Ktoś, kogo Alex nawet znał i szanował leżał tu teraz, rozdarty, skąpany we własnej krwi…
I choć poczuł, że serce mu się rozpada, to wiedział, że nie ma chwili do stracenia. Tej osobie… już nie pomoże. A Rosie… A Rosie potrzebowała szybkiej pomocy. Musi zdobyć gitarę. Zagra na niej i wszystko wróci do normy. Wierzył w to, że jego piosenka będzie wystarczająco silna.
Jednak wtedy zdał sobie sprawę, że Rose nie przybyła tu bez powodu. I sobie przypomniał- misja! Cholera! Odpowiedź była gdzieś blisko, to, czego szukali…
Jednak, czy mieli wystarczająco czasu? Głowa Rose nie przestawała krwawić, a ONA była… tak blisko…
Śmiertelnie ważna misja, czy życie Rose?
Nie musiał wybierać. Nie dzisiaj. Znów był w klasie. Al potrząsał nim, mrucząc pod nosem:
-Mógłbyś się tak nie rozpychać? Także potrzebuję miejsca do snu.

Oddychał płytko. Rose wciąż tutaj była, na swoim miejscu. Żywa. Jej głowa też była cała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

9 komentarzy:

  1. Przepraszam a gdzie notka?Zamiast notki jest pusto...

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka już jest.Biedna Hermiona biedny Ron.Ciekawe co z Rose...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myślałam że to tylko Rose ma te "wizję"

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielbie! CZYTAM! Uwielbiam! J.K Rowling nr2. Brawo! Mistrzyni! Królowa! Najlepsza! Wow!<3
    *StOgRoDkA*

    OdpowiedzUsuń
  5. A kto to był.....no weź powiedzzzzz.......

    OdpowiedzUsuń
  6. super że rozdział dodałaś ale mega mega krótki :((( . Ciekawe kogo znalazł Alex, moze sie dowiemy w następnym opowiadaniu. Weny !!!
    MrLupin

    OdpowiedzUsuń
  7. Wielbię twe rozdziały, ale dlaczego zawsze kończą się w takim momencie? Tyle pytań... Kogo zobaczył Alex i Rose? Czy Hermiona,Ron i Harry odzyskają swoją moc? Nawiasem mówiąc szczerze im współczuję :( W ogóle myślałam, że tylko Rosę ma tę wizję a tu taki zaskok. Wspaniałe opisuje to wsystko, aż mnie ciarki przeszły gdy czytałam fragment o lesie, Alexie i trupach. Brrrr
    Życzę dużo weny!
    Ala.K
    PS. Sorki że komentuję dopiero teraz ale wcześniej net mi się skończył i klapa :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    wspaniały rozdział, a ten sen czy nie jest właśnie po części rozwiązaniem zagadki, znalezieniem tego klucza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń