sobota, 10 czerwca 2017

165. Zrobił to dla nich.

TRZASK!
W Pokoju Wspólnym Puchonów rozległ się szum i tupanie nóg. James nie wiedział, co właśnie się stało, gdyż on i reszta jego przyjaciół zostali w dormitorium, w którym wcześniej toczyli rozmowę wraz z dorosłymi.
Minęło jakieś poł godziny, a oni wciąż dyskutowali na ten temat. Annie, Aria i Leo nie mogli poradzić sobie z tym, co się stało- bezustannie obarczali się winą.
-To nie wasza wina.- mówiła Rosie.- Zostaliście po prostu wykorzystani.
I choć każdy potwierdzał jej słowa, w burzy uczuć zdawało się to mieć małe znaczenie. Atmosfera była tak ciężka, że James marzył, żeby coś się stało. Cokolwiek. Bezczynność doprowadzała go- a może i ich wszystkich- do szału.
I wtedy coś się stało. Jednak zamiast ekscytacji, James poczuł dreszcz niepokoju. Natychmiast wybiegł do Pokoju Wspólnego,  gdzie ujrzał, że wejście zostało wysadzone, a ¾ uczniów gdzieś zniknęło.
Rachel spojrzała na swoje rodzeństwo, które najwyraźniej szykowało się do wyjścia.
-Co się tutaj stało?- spytała, podchodząc bliżej.
Emily i Thomas mieli na twarzach popiół, a ich włosy poczochrane były na wszystkie strony. I nagle wiadomo było, kto stoi za destrukcją wejścia.
-Nie mogliśmy tak dłużej tu siedzieć bezczynnie.- odparła Emily, wskazując palcem na dziurę w ścianie.- Więc postanowiliśmy coś z tym zrobić.
-Dacie wiarę, że nauczyciele zamknęli nas tu za pomocą zaklęć?- w głosie Thomasa pobrzmiewało oburzenie.- Też mi coś! No, w każdym bądź razie, poradziliśmy sobie z tym.
Z miejsca wybuchu wciąż unosił się dym i pył, sterty gruzu leżały bezczynnie na podłodze.
-Subtelnie.- stwierdził Al, patrząc na ten widok.
-Tak.- Thomas był dumny z tego, co zrobił.- A teraz idziemy skopać kilka tyłków.
-Super, chodźmy!- zawołała Annie, która nagle odżyła. Wszystko w niej krzyczało desperacko, by zrobić coś- cokolwiek i polepszyć sytuację szkoły.
Emily zawahała się.
-MY idziemy. Ale wy… Jesteście za mali. Wspólnie stwierdziliśmy, że młodsi uczniowie nie wychodzą poza teren szkoły, chyba że stanie się coś złego i będą do tego zmuszeni.
-No chyba żartujesz.- stwierdził Leon, który tak samo jak Annie, aż tryskał niecierpliwością i rządzą zemsty.
-Nie, to bez sensu…- dodał solidarnie Alex.
-Idziemy razem z wami!- krzyknęła burzliwie Aria.
Po chwili każdy już coś mówił, powstał ogólny szum i gwar pełen protestów, spośród którego przebił się głos oburzonej Rachel:
-Emily, Tommy, nie możecie kazać nam bezczynnie tutaj siedzieć!
Thomas podszedł i delikatnie złapał swoją młodszą siostrę za głowę, by na niego patrzyła.
-Przykro mi, Rach. Kocham cię jak szaleniec, więc nie pozwolę ci iść. Wiem, że chcecie pomóc. To dobrze.
Rodzeństwo wyskoczyło przez dziurę. Potem jedno z nich- Emily- wyciągnęło różdżkę i wypowiedziało zaklęcie, które utworzyło niewyraźną barierę.
Annie prychnęła gniewnie.
-Nie mogę w to uwierzyć. Kretyni!
Rachel spojrzała na nią spod uniesionym brwi.
-To moje rodzeństwo.
Annie chyba chciała odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą, lecz w porę przerwał im Mike.
-Dajcie spokój. To superłatwe zaklęcie. Chyba nas nie docenili.
Mike- specjalista od zaklęć- ruszył w kierunku wyjścia. Kilka prób i oto bariera runęła.
Grupka młodych czarodziejów wybiegła na korytarz, gotowa do walki.

Harry nie rozumiał tego, co się dzieje. W całym tym chaosie ledwo dostrzegł, że z budynku Hogwartu wybiegają uczniowie trzecich, czwartych i piątych klas, dołączając do tych z szóstych i siódmych. Mężczyzna upewnił się, że jego synowie i ich przyjaciele pozostali w środku- nie dostrzegł ich, jednak wiedział, że w całym tym zamieszaniu mógł coś przeoczyć. Gardło bolało go od wykrzykiwanych zaklęć, a w głowie panowała pustka. Czekał, by wdrożyć plan do życia.  Powoli czuł, że jego eliksir przestaje działać i znów traci całą magię. Niemo modlił się o bezpieczeństwo swoich synów. I wszystkich innych uczniów, którzy nie zasługiwali na przedwczesną śmierć.

James, Al, Rose, Aria, Mike, Alex, Rachel, Annie i Leo wybiegli pokaźną grupką na dziedziniec szkoły. Po drodze spotkali nauczycieli, którzy krzyczeli cos, by wracali z powrotem do środka. Jednak w całym tym zamieszaniu nie byli w stanie zrobić nic więcej, bo zawahanie mogło ich kosztować najwyższą cenę.
James, Al i Rose mieli tylko nadzieję, że są z dala od swoich rodziców, którzy z pewnością od razu rzuciliby się w ich stronę, nie zwracając uwagi na latające wszem zaklęcia.
Otaczał ich czysty… chaos. W całej swej postaci. Nie można było ogarnąć wzrokiem tego, co się tak właściwie dzieje. Czas zwalniał i przyspieszał. Czarodzieje padali na ziemię i krzyczeli, a demony, które pojawiały się i znikały niczym mgła, wciąż pozostawały w pełni sił. James wiedział, że jest tylko jeden sposób, by to zakończyć.
-Musimy zwrócić ich przeciwko sobie!- krzyknął w gwarze rzucanych zaklęć.- Tylko demon może zabić demona!
Z tą myślą ruszyli do walki, jednak… nie mieli pojęcia, co teraz zrobić. Ufali dorosłym, którzy na pewno mieli już jakiś plan.
Walczyli. Walczyli, choć nie znali zbyt wielu zaklęć. Choć ledwo stali na nogach, które nagle stały się jak z galarety. Młode serca waliły jak oszalałe. Gdzie się podziała pewność siebie? Strach ujął całą dziewiątkę za gardła.
Byli tylko dziećmi.
Jednak trwali w walce. Ich myśli pędziły jak oszalałe.
James miał tylko nadzieję, że nic nikomu się nie stanie. On i reszta jego grupy postanowiła trzymać się blisko siebie, o ile było to w ogóle możliwe. James kątem oka wciąż zerkał na swojego młodszego brata, Ala, który trzymał się blisko Rachel. Dziewczyna była niezdarna, to fakt. Ale walczyła jak lwica, bez najmniejszego potknięcia. Starszy Potter myślał o tym, że jeśli ktoś ma już umrzeć z ich dziewiątki, to niech będzie to on.
Na twarzach Annie i Leona malowało się takie samo zacięcie, a walczyli ramię w ramię, nacierając z wściekłością na Laylę. Aria natomiast natychmiast rzuciła się na Charlesa, który materializował się i znikał, śmiejąc się szyderczo. Dziewczyna miała wrażenie, że demon patrzy w właśnie jej oczy, nie zwracając uwagi na cały tłum czarodziejów, który go otaczał i atakował. Alex i Rose rzucali liczne zaklęcia, starając się włożyć w to całą swoją siłę. Mike radził sobie najlepiej- znał najwięcej zaklęć- i tak jak James, napierał na Kishana.
Demony co jakiś czas wysyłały ze swoich widmowych różdżek zielony promień, pod którego mocą czarodzieje padali jak muchy, wypruci ze wszelkich emocji i życia.
Nagle okropny ból przeszył nogę Jamesa. Czy to właśnie to? Czy umiera? Widok zamazał mu się przed oczami. Upadł na samym środku walki, myśląc, że to koniec. Zamknął oczy. Jednak rozrywający ból pozostał tylko w tej przeklętej nodze.
Ktoś odciągnął go na bok, poza zasięg walki. Oparł się o drzewo.
Otworzył oczy.
Obok niego siedziała Aria, która kurczowo zaciskała dłoń na swojej bliźnie w kształcie przekrzywionego krzyża, który niegdyś pozostawił na jej skórze Kishan. Kątem oka James zobaczył, że niektórzy mają ten sam problem- wszyscy, którzy kiedyś zostali ofiarami Kishana, chwytali się za lewy nadgarstek z grymasem bólu, gdzie widniała blizna. Wśród nich był pan Harris, nauczyciel obrony przez czarną magią. Co miał z tym wspólnego James i jego noga?
Pozostała część grupy zebrała się wokół niego i Arii.
-Co się stało?- zawołał Alex, klękając obok nich.
-Blizna.- odarła z bólem Aria.- Kishan znów atakuje.
-Musi być jakiś sposób, żeby to przerwać!- stwierdziła zaniepokojona Annie, spoglądając na Rose, która myślała gorączkowo.
-James, co z twoja nogą?- zapytała jego kuzynka, najwyraźniej nie mając pojęcia, co zrobić.
-Ja… nie wiem.
Nagle Mike odetchnął głęboko.
-Po walce z Kishanem w tamtym roku zraniłeś sobie nogę, gdy byliśmy w pomieszczeniu z wodą. Pamiętasz? Wdało się zakażenie.*
James poczuł, że szumi mu w głowie. Przed oczami zaczęły pojawiać się czarne plamki.
-Tak, ale przecież… Pani Pomfrey powiedziała, że to wyleczyła…- odparł z trudem.
-To może być to.- Rose uniosła swój głos z przejęcia.
-Dzisiaj, gdy zraniłam się w rękę z blizny wyleciała czarna kropla… Myślicie… Myślicie, że to może być jakaś trucizna?
Rose gwałtownie wciągnęła powietrze.
-No jasne! Mieliśmy to ostatnio na zielarstwie! Jest roślina, której listki potrafią przyciągnąć truciznę i oczyścić z niej organizm!- mówiła gorączkowo dziewczyna. Jej myśli pędziły niczym wiatr.- Nazywał się… Aurum. To taki złoty kwiatek, bardzo charakterystyczny, świeci w ciemności, profesor Neville mówił, że rośnie w Zakazanym Lesie, ale to bardzo rzadka roślina…
Mike patrzył ze smutkiem na dwoje swoich najlepszych przyjaciół, którzy siedzieli teraz bezradnie pod drzewem, krzywiąc się z bólu. Wiedział, że to jego misja.
-Znajdę go. Pójdę do Zakazanego Lasu.
Przez chwilę słychać było tylko świst zaklęć i odległe krzyki.
-To niebezpieczne. Pójdę z tobą.- zaoferował Alex.
-Ja też. W trójkę damy radę.- dodał Leon
-Nie.- westchnął Mike.- W trójkę będziemy łatwiejszym celem. Sam mogę zostać niezauważony. Dam radę.
-Ale Mike…- zaczął niepewnie Albus, który klęczał ze łzami w oczach obok swojego omdlałego brata. Ten widok łamał serce.
-Naprawdę. Nie musicie się o mnie bać. Znam dużo zaklęć.- brzmiał dosyć pewnie, choć wszystkie jego zmysły krzyczały, by tego nie robił.
Rose czuła, że wszystko jest nie tak. Przeczucie, okropne przeczucie ją dopadło… Miała wrażenie, że niedługo stanie się coś okrutnego. Że… już kiedyś to słyszała. Nie była do końca pewna, dlaczego. Jej zmysły przytłumił niepokój.
-Na pewno?- zapytała cicho Rachel.
-Tak. Wy zanieście chorych do bezpiecznego miejsca. Nie mamy wiele czasu.- odparł Mike, po czym uklęknął blisko swoich przyjaciół, którzy patrzyli na niego mętnym wzrokiem.- Wrócę szybko. Trzymajcie się cało.
James ledwo co zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Niewyraźnie widział twarz swojego zmartwionego przyjaciela.
-Mike, nie mu-
-Muszę. Zrobię to dla was. Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi.- złapał Jamesa pokrzepiająco za ramię.- Widzimy się niedługo, bracie.
Już wstawał, gdy Aria delikatnie złapała go za rękę.
-Mike. Dziękuję. Kochamy cię.
Mike przełknął z trudem.
-A ja was.
To nie było pożegnanie. Musiał wrócić.
I wróci.

Mike ruszył do Zakazanego Lasu, choć panika cisnęła się na jego umysł. Jakie zło mogło się teraz tam czaić? Przecież, jeśli pójdzie tam sam, będzie niezwykle łatwym celem. Ale nie. Musi to zrobić. Dla swoich przyjaciół. Potrzebowali go, jak jeszcze nigdy. Kto wie, czy te zatrucie nie może ich zabić? Przecież nigdy nie reagowali na nie aż tak gwałtownie. James żył z nim cały rok, nawet o tym wie wiedząc.
To dodało mu odwagi. Wbiegnie do lasu i wróci stamtąd równie szybko, jak przyszedł. Złoty kwiatek, który świeci w ciemności. To dosyć łatwy obiekt. W Zakazanym Lesie zawsze jest ciemno.
Przeszedł obok chatki Hagrida, gdzie Kieł szczekał przeraźliwie. Kilka czarodziejów siedziało tutaj i leczyło swoje rany. Mike szybko umknął w cień drzew, mając nadzieję, że go nie zauważą. Przez chwilę zaparło mu dech w piersiach. Zakazany Las był jeszcze gorszy, niż zapamiętał. Bez chwili zawahania, ruszył biegiem przed siebie. Adrenalina dodała mu sił, a przyświecał mu jeden cel.
Po 10 minutach biegu zwolnił. Czuł, że powoli braknie mu tchu. Płuca bolały go bardziej, niż kiedykolwiek w życiu, ale wiedział, że nie może się zatrzymać.
Już dawno przestał słyszeć rzucane zaklęcia, nie widział już poświat, które rzucały różdżki. Tylko on, jego własna różdżka i stan niepokoju. Przeczucie, że może stać się coś złego.
Nie. Nie stanie się nic złego. Wróci razem z kwiatkiem. Był potrzebny swoim przyjaciołom. Musi wrócić.
Prawda?
Szata Hogwartu łopotała na wietrze. Nałożył ją na siebie w pośpiechu, gdyż nie chciał walczyć w piżamie. Pomyślał o ostatnich dwóch latach spędzonych w Hogwarcie. To były najlepsze dwa lata jego życia. O tym, jak bardzo był dumny z bycia Gryfonem.
Odważnym Gryfonem.
Ta myśl dodała mu sił. W imię Godryka Gryffindora ruszył jeszcze szybciej, wymijając drzewa, choć ledwo dyszał.
Aria i James. Nie może ich zawieść.
Pomyślał o tym, gdy pierwszy raz spotkał ich w pociągu. Najpierw Arię, a potem Jamesa. To oni go zaakceptowali, pomimo mugolskiego pochodzenia. To oni pokazali, co jest dobre, a co złe w świecie czarodziejskim. To im zaufał, gdy tak bardzo bał się tego, kim okazał się być.
Dzięki nim był szczęśliwy.
Teraz on pomoże im.
Potknął się o wystający korzeń, jednak puścił to mimochodem. Dyszał ciężko, w głowie mu się kręciło jak jeszcze nigdy dotąd. W końcu się zatrzymał i przytrzymał pnia drzewa, by nabrać powietrza.
Zgiął się w pół i poczuł, że zaraz zwymiotuje. Ile tak biegł przez ten przeklęty labirynt drzew? Znalazł się na niewielkiej polanie. I wtedy go zobaczył.
Złoty kwiatek! Jaśniał z daleka, rzucając bladą poświatę.
Wstrzymując oddech, czym prędzej ruszył w jego stronę. Nogi miał jak z waty. Cały jego umysł krzyczał z radości i podniecenia. A równocześnie paniki. Szybko. Szybko! Zanim będzie za późno.
Nachylił się i ujął delikatnie kwiatek, jednak zanim go zerwał- usłyszał za sobą kobiecy głos. Wypowiedziała zaklęcie, którego nie znał. Brzmiało jak bełkot.
I wtedy trzy płaskie ostrza wbiły się w jego plecy, wychodząc brzuchem. Popatrzył na nie i dostrzegł na klingach własną krew i niewyraźne odbicie swojej twarzy.
Ktoś cofnął ostrza, a Mike upadł, czując okropny ból w żołądku. Oddychał ciężko, ciężej niż po biegu. Czuł na swoich palcach własną krew, gdy przytrzymywał rany na brzuchu. Nie mógł złapać tchu.
Ale musiał wstać. Musiał! Kwiatek jest tak blisko. Wciąż go widział. Chciał wyciągnąć dłoń, jednak nie miał na tyle siły.
Znów usłyszał kobiecy głos, znów te samo zaklęcie. Layla? Był tego niemal pewien. Znów poczuł ból, tym razem w nogach i rękach.
Z paniką pomyślał o swoich przyjaciołach, którzy go potrzebowali. Nie. Nie. Nie może ich zawieść. Nie może!
Zobaczył, jak jego własna krew wylewa się na trawę. Był tak bezradny. Czym… czym było to zaklęcie?
Potem usłyszał je jeszcze raz. Ostrza przebiły jego pierś. Niewyobrażalny ból nim wstrząsnął, wypluł krew i jęknął. Nie mógł oddychać.
Patrzył na ostrza wystające z jego piersi i na odbicie swoich mętnych oczu. Już wiedział, co się dzieje.
Po prostu dał się złapać. A to była kara. Był naiwnie łatwą ofiarą dla żądnej krwi demonicy.
Ostatkiem myśli powrócił do swoich mugolskich rodziców, którzy nie mieli pojęcia, co się właśnie dzieje. Poczuł łzy w oczach i gorycz w gardle. Czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczy? Pomyślał też o młodszym bracie, który już go nie pozna. Mike poczuł żal na myśl, że już nigdy się nie dowie, czy ten malec poszedł w jego ślady i także ma w sobie krew czarodzieja.
Krew, krew… krew była wszędzie. A go ogarnął nagle dziwy spokój. I wszystko to przestało mieć znaczenie.

Ostatnie, co widział to złoty kwiatek. Upragniony, złoty kwiatek, który także przestał być nagle ważny.
________________________________
*Nawiązanie do: 105. Krzyk.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

19 komentarzy:

  1. Czemu musisz kończyć w takim momencie?! I proszę, nie zabijaj Mike'a! Ani Jamesa, ani Arii! Nie przeżyje jak im coś zrobisz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku ale super rozdział! I proszę nie zabijaj Mike'a. A ja będę teraz odliczać dni do soboty. :)
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę, nie uśmiercaj Mike'a ani James'a ani Arii. Błagam!!!!!
    Hermiona Granger

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tyle:......................................................................................................................................Wow........................................................................, a tak poza tym to zabijaj sobie kogo chcesz, tylko nie pozwól Layli wypatroszyć Mike'a, bo było by to trochę...nieprzyjemne dla żołądka. Poza tym...gdzie jest mój ulubieniec, Perides??? Czekam tylko na moment, w którym na Dziedziniec wjedzie Liam na Kle, z wbitym w głowę prętem i powie, że na OITDMI nie ma dobrych ciastek i przyjechał włączyć się w impreze(no bo czym byłaby taka balanga bez gościa z prętem w głowie, nie?). Poza tym dlaczego nie zamieściłaś w rozdzialiku mojego ulubionego tekstu Roniątka, a mianowicie: "Hermiono, jestem głodny." Albo niech dołączy się GZG, czyli Gang Zmutowanych Goblinów z Gringotta? Albo głodne mandragory w sprawie sami wiecie czego w krypcie sami wiecie której. To by było coś. O albo...Dobra już więcej pozostawiam twojej wyobraźni. Albo niech Lilka powie, że kupiła sobie piesełka w zoologicznym i okazało się, że to Cerber, który uciekł z Hadesu, w poszukiwaniu czerwonej piłeczki do gryzienia(takie nawiązanie do Percy'ego Jacksona) i zrobiłby "Z BUTA WJEŻDŻAM, CZŁOWIECZKI!!!", a Lilka i Hugo jechaliby mu na grzbiecie. Mniejsza z moimi chorymi pomysłami.
    Weny życzę i pozdrowionka składam.
    Kiedyś komentowałam jako Hermiona Weasley, ale stwierdziłam, że potrzebuję czegoś bardziej oryginalnego, więc od dzisiaj nazywam się
    BATONIKOŻERCA

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: nie zabijaj Mika'a, bo w tedy nic by nie miało sensu! Po drugie: gdzie Perides?! A po trzecie: super rozdzialik 😃

    OdpowiedzUsuń
  6. Hey, przez ostatnie trzy tygodnie miałam jakiś dziwny nawyk. Ogólnie cały czas poświęcałam na naukę (takie tam wszystko na ostatnią chwilę) i nie mogłam sobie pozwolić na ani chwilę przyjemności. Jednak dopiero teraz zorientowałam się, że co sobotę wchodziłam na Twój blog, sprawdzłam czy wstawiłaś rozdział (jeśli tego sie robiłaś co jakieś 5 minut odświerzałam stronę), a jak już był do naszej dyspozycji to wyłączałam go nie czytając i dopiero wtedy szłam spokojnie spać :|

    Taki stan...
    Chyba Twój blog stał się moim nawykiem

    A teraz idę wszystko nadrobić :) i czekam na dzisiejszy rozdział.
    Z góry przepraszam za wszystkie błędy
    Pozdrawiam

    -Paulina

    OdpowiedzUsuń
  7. Okej, nie chce być jakimś natrętem czy coś i wiem że pewnie wczoraj nie miałaś czasu, ale muszę się zapytać:
    GDZIE ROZDIALIK?!?!?!?!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy rozdział?!

    OdpowiedzUsuń
  9. Okrutna, zła i podła. Jak zrobić wam to mogłam?

    No przepraszam :c Wiem, że to słabe, że ostatnio wciąż miewam jakieś obsuwy z rozdziałami, jednak jedno musicie wiedzieć: nie wynika to z mojego lenistwa, tylko po prostu z braku tego głupiego czasu. Wiem, że wciąż to powtarzam, no ale... staram się jak mogę. A ten zaległy rozdział pojawi się, mam szczerą nadzieję, już jutro! c:

    OdpowiedzUsuń
  10. nie :c tylko go nie zabijaj plosiee</3

    OdpowiedzUsuń
  11. Szanuję cudzy czas, możliwość do pisania itp. ale serio mi się nudzi i nie pogardziłabym rozdziałem:'(

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejka,
    wspaniały rozdział, oby się udało wygrać tą walkę, będzie bardzo ciężko przez cały czas demony wykorzystywały niewinnych chcących się wykazać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejka,
    wspaniały rozdział, zamknęli dzieci w dormitoriach, a ci jednak przełamali zaklęcia, o nie, o nie tylko nie Mike on nie może zginąć to tak jak w tym śnie było...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń