sobota, 24 czerwca 2017

167. Czym się stałam?

James zmarszczył brwi.
-Co?
Al przełknął z trudem. Nabrał powietrza i powtórzył:
-Mike nie żyje. Przykro mi.
Na ostatnich słowach jego głos się załamał, a z oczu chłopca potoczyły się duże łzy. Drżącą dłonią przeczesał włosy i wycofał się, jakby obawiał się reakcji brata.
Mike nie żyje. Te słowa wciąż nie dochodziły do świadomości Jamesa. Nie, to niemożliwe. Mike by go nigdy nie zostawił. Nie odszedłby. Musiała zajść jakaś pomyłka. Tak, okropna pomyłka. James musiał go znaleźć. Może mieć tarapaty.
Powoli zaczął odkopywać z siebie kołdrę. Rachel spojrzała na niego, a ten ciągły smutek i współczucie w jej oczach doprowadzały go do szału.
-Co robisz?
-Idę znaleźć Mike’a. A co, jeśli coś mu się stało?
-James, ale…- do rozmowy przyłączył się Alex, lecz nie na długo było mu dane zabierać głos.
-Dajcie spokój. Nie ma czasu. Idę go znaleźć.
Wstał. Jego ton głosu był wyprany z uczuć, tak jak myśli- wiedział tylko jedno. Musi znaleźć swojego najlepszego przyjaciela. Szok po usłyszeniu tych trzech słów- „Mike nie żyje”- był tak ogromny, że nie mógł w nie uwierzyć. Nieświadomie uciekał od prawdy.
Poczuł, że kręci mu się w głowie. Podtrzymał się Leona, by nie upaść. Nawet Ślizgon wyglądał na zdruzgotanego.
-James, nie powinieneś wstawać.
-Muszę znaleźć Mike’a.
-Zostań tutaj, proszę…-Annie podeszła bliżej.
-Muszę go zna-
-James, naprawdę, jesteś jeszcze chory.- tym razem odezwał się Al, zajmując miejsce u jego boku. Wszyscy byli tak blisko.
Zbyt blisko.
Potrzebował… przestrzeni.
-MUSZĘ. ZNALEŹĆ. MIKE’A!- ryknął. I wtedy całe jego uczucia, ukrywane gdzieś w podświadomości, nagle wylały się z niego strumieniem. Świat jakby zwolnił. Jego uwagę przykuł czarny hipogryf, który nieoczekiwanie wszedł do pomieszczenia, skupiając wzrok wszystkich. Niósł coś na swoim grzbiecie.
Ciało.
Ciało jego najlepszego przyjaciela.
Krzyczał. Krzyczał głośniej niż kiedykolwiek w swoim życiu. A jednak nie zdawał sobie z tego nawet sprawy. Jak to możliwe?
Ledwo czuł palce zaciskające się na jego przedramionach, gdy rzucił się w jego stronę. Dlaczego nie pozwalają mu podejść?
Łzy przerażenia i niedowierzania zamazały mu widok. W końcu wydostał się z objęć i sideł, które go zatrzymywały. Podszedł do pryczy, na której leżał Mike.
Jego widok dobił go doszczętnie.
I już wiedział, dlaczego powstrzymywano go przed spojrzeniem na niego.
Martwe ciało jego przyjaciela przyprawiało go o mdłości. Drżącą dłonią dotknął jego ręki, która była zimna jak lód. Jego twarz wyglądała spokojnie i niewinnie, co było zupełnym przeciwieństwem tym, co odczuwał w środku James.
A więc jednak. Mike go opuścił.
James wiedział, że to samolubne, ale nic go nie obchodziło. Nie obchodziło go to, że jego brat coś do niego mówi. Jego słowa nie dochodziły do jego świadomości. Dobiegały jakby zza szyby, stłumione i bez sensu. Nie zwracał uwagi na to, że obok niego stoi Aria, drżąc i potrzebując oparcia. Delikatnie przeczesała mysie włosy Mike’a, a jej szloch niósł się po całych lochach. Był to najbardziej łapiący za serce szloch na świecie. Co jakiś czas z jej ust wychodził szept:
-Mike…Och, Mike, proszę, nie… Nie!
Jednak tego James także zdawał się nie słyszeć, ani nie widzieć. Przestały go obchodzić uczucia innych. Myślał tylko o jednej osobie.
O Mike’u. Co myślał przed śmiercią? Czy toczył bitwę? Czy desperacko walczył o każdy oddech, czy też się poddał? Czy bardzo bolało? Czy długo cierpiał?
Patrzył na jego twarz i pragnął jeszcze raz patrzeć na jego uśmiech. Na jego roześmiane oczy. Albo ściągnięte brwi, gdy uczy się nowego zaklęcia. Cofnął się w czasie. Wszystkie wspomnienie- te dobre i te złe- nagle zalały go ogromną falą. Moment, gdy spotkali się w pociągu po raz pierwszy. Gdy odkrywali tajemnicę białego kota. Gdy się kłócili, bali, walczyli, śmiali się, uczyli, rozmawiali. Wspólne wakacje i smutne pożegnania. Słowa wsparcia i wyrzuty
Popatrzył na paskudne rany na jego ciele. Musiało boleć-  gdy zdał sobie z tego sprawę, poczuł łomotanie w głowie. To powinien być on. Mike narażał swoje życie, by zdobyć lekarstwo dla niego. I stracił je. Swoje życie. Gdyby nie to… wciąż by żył.
Teraz już nie hamując łez, James zakrył dłonią ranę na piersi Mike’a. Krew już dawno zakrzepła. To ta rana musiała odebrać mu życie. Prosto przez jego cudowne, niewinne serce.
I wtedy James zrozumiał. Mike go nie zostawił. Ktoś go zmusił go odejścia.
Kto?
Nagle rozpacz została wyparła przez złość. Ogromna złość. Wściekłość,  która paliła go od środka żywym ogniem, tak bardzo, że aż bolało.
-Kto mu to zrobił?
-Layla.- usłyszał ten głos po raz pierwszy dzisiejszej nocy. Podniósł pałający wzrok na Peridesa.
Kogoś, kto miał ich chronić. Kogoś, to miał chronić Mike’a.
-Gdzie byłeś…? Gdzie byłeś, gdy on cię potrzebował?
-Walczyłem, tak jak wszyscy tutaj.- odparł hipogryf, chyba po raz pierwszy odkąd się poznali bez cienia sarkazmu.-Walczyłem o Hogwart. Nie wiedziałem, że Mike postanowił zrobić coś tak szalonego. Gdy zorientowałem się, że nie ma go z wami… Było już za późno. Bardzo… przepraszam. Przepraszam, James. I ciebie, Mike.
Jamesa nie obchodziło, co mówił hipogryf na swoje usprawiedliwienie. W jego głowie powstał nowy cel: Layla.
Pchany nieopisaną wściekłością wybiegł z pomieszczenia. Za sobą słyszał głosy przyjaciół, wołające go. Nic go to nie obchodziło.
Już nic go nie obchodziło.
Wybiegł na dziedziniec.
Ktoś złapał go za rękę i zatrzymał. Spojrzał do góry. To jego ojciec.
-James! Tak bardzo się bałem. Gdzie Albus?- popatrzył na czerwone, pełne dzikości oczy swojego syna i drżące dłonie.- James… wszystko w porządku?
Odrzucił uścisk ojca i ruszył biegiem przed siebie, celowo mieszając się w tłum, by go zgubić. Mordercze zaklęcia przelatywały obok jego głowy, ale on nie starał się ich nawet omijać. Gdy w końcu głos Harry’ego ucichł w gwarze walki, wrzasnął, ile sił w płucach:
-LAYLA! LAYLA! POKAŻ SIĘ, ZDEGRADOWANY, TCHÓRZLIWY, BEZWARTOŚCIOWY ŚMECIU!
Tym razem ktoś chwycił go za ramię.
To Aria. Spojrzał na nią po raz pierwszy. Wyglądała okropnie. Napuchnięte oczy, rozczochrane włosy, ogromne łzy cieknące po bladej twarzy.
-James… James, nie rób tego, proszę, to niebezpieczne.
-Mike umarł za nas. JAK ŚMIESZ MÓWIĆ MI, CO JEST BEZPIECZNE, A CO NIE!?
Odepchnął ją w szale. W tym samym czasie usłyszał rozwścieczony głos:
-JAK MNIE NAZWAŁEŚ!?
Na ziemię sfrunęła Layla, odrzucając najbliżej stojących czarodziei na kilka metrów. Świetnie. James nie wiedział skąd w ogóle zna te zaklęcie, jednak cos popchnęło go do tego, by stworzyć ogromną barierę, która oddzielała demonicę i jego od pozostałych czarodziei.
Tak, by już nikt nie próbował go powstrzymać.
Tak, by nikt im nie przeszkadzał.
Oczy pałały jej gniewem, jednak uśmiechała się złośliwie, jakby tylko czekała na ten moment.
-DLACZEGO ON? DLACZEGO AKURAT ON!?- James ochrypł, a jego głos brzmiał nieco żałośnie. Nie dbał o to. Na jego słowa wszyscy czarodzieje umilkli, zbierając się jak najbliżej granicy, by obserwować tę wymianę zdań. Ktoś rozpaczliwie wołał jego imię. To chyba jego mama.
Nie obejrzał się za siebie.
-Przepraszam, kto?- zapytała demonica, wyraźnie bawiąc się całą sytuacją. Po obuch jej stronach pojawili się Kishan i Charles, uśmiechając się złośliwie. Cała trójka przybrała swoją ludzką postać.
-Nie udawaj. Nie baw się ze mną.- głos chłopca ociekał zawiścią.- Zabiłaś mojego najlepszego przyjaciela.
-Ooch, tak. Rzeczywiście.- roześmiała się beztrosko.- Sam się o to prosił.
James miał ochotę rzucić się do przodu i wydłubać jej oczy. Po raz pierwszy jednak od przebudzenia pohamował swój temperament. Wiedział, jak to rozegrać.
-A jednak nie wypatroszyłaś go, tak jak wszystkie swoje ofiary.- zdał sobie sprawę z tego sprawę dopiero wtedy, gdy to powiedział.
Layla odwróciła wzrok, najwyraźniej trochę zbita z tropu.
-Patroszę tylko mężczyzn. Nie potrzebuję wnętrzności małych chłopców.
-Och, a więc to twoja granica moralności?- roześmiał się histerycznie James.- Twój kompas moralny? Zasada, którą się kierujesz w życiu!?
Gniew ponownie zawładną demonicą.
-Kim ty jesteś, żeby-
-Odebrałaś życie 12-letniemu chłopcu!- wrzasnął chłopak, czując, że do jego oczu ponownie napływają łzy. Były to gorzkie łzy wściekłości.- Odebrałaś mi najlepszego przyjaciela! Odebrałaś rodzicom ich syna, rodzicom, którzy nawet nie wiedzą, że w szkole ich kochanego syna rozgrywa się chora bitwa, w której on zginął! Odebrałaś szkole wspaniałego ucznia, który miał ambitne plany na przyszłość. To było niewinne dziecko! Dziecko, które miało całe życie przed sobą! Które walczyło o swoją szkołę i ludzi, których kochało!
James nie wytrzymał tego ciężaru. Upadł na kolana, zdając sobie sprawę, że wygląda żałośnie.
Ale tak. To też go nie obchodziło.
-Chłopcze, jesteś żałosny.- odezwał się Kishan.- Zabijmy go
-Tak, zróbmy to.- Charles zatarł ręce.
Jednak demonica powstrzymała ich jednym ruchem ręki.
Layla patrzyła na niego z góry, a w jej oczach po raz pierwszy kryła się niepewność.
-Jeśli myślisz, że w ten sposób mnie złamiesz, to…
-Zobacz sama, kim się stałaś!- chociaż brakowało mu głosu, jego ton wciąż był burzliwy i pełen oskarżeń. Szczery i godzący w samo serce.- Stałaś się morderczynią. POTWOREM! Zobacz sama, ile krzywdy wyrządziłaś. Ile cierpienia. Czy to naprawdę jest to, czego pragniesz?
-Mam swoje powody!- krzyknęła Layla, wyraźnie tracąc rezon.
-A czy pamiętasz, kto jest tym powodem? Czy pamiętasz, KTO JEST TWOIM PRAWDZIWYM WROGIEM!?- potok słów wylewał się z ust Jamesa, a on sam tego nie kontrolował.- Przecież nie nas chciałaś tak naprawdę zabić! Jesteś tu z innego powodu.
Layla popatrzyła kolejno na Jamesa, na wszystkich czarodziejów za magiczną barierą, a potem na Kishana i Charlesa.
Jej wzrok i postura się zmieniły. Jakby wreszcie coś do niej dotarło.
Jakby… wreszcie zrozumiała.
-To wasza wina.- zwróciła się do pozostałych demonów.
Tamci spojrzeli na nią z szokiem.
-CO!?
-Layla, chyba nie mówisz, że…
-Oni doprowadzili cię do tego miejsca.- ponowił James.- Oni cię zranili. To przez nich zrobiłaś te wszystkie straszne rzeczy! Czemu skazałaś nas wszystkich na cierpienie przez ich błędy? Teraz, gdy masz ich pod nosem… wciąż ranisz niewinnych ludzi! Zabierasz dzieci matkom i matki dzieciom. Sprawiasz, że ojcowie już nie wracają do swoich zmartwionych, wyczekujących rodzin! Czy tego właśnie pragnęłaś!?
Layla cofnęła się i odwróciła, by spojrzeć Kishanowi i Charlesowi w oczy.
-To wy… To wy do tego doprowadziliście. To was miałam zabić, nie ich wszystkich.
Tamci chcieli coś powiedzieć, jednak nie zdążyli.
-Kishan.- zwróciła się do pierwszego.- Kochałam cię. Myślałam, że ty mnie też. Tymczasem zostawiłeś mnie… odrzuciłeś, jakbym była zwykłą, szmacianą, starą lalką. Twoją niepotrzebną zabawką. Ty popchnąłeś mnie do tych wszystkich morderstw. Łaknęłam zemsty… Nie wiedząc, że to zła droga.
Odetchnęła i przeniosła wzrok na Charlesa.
-Charles, myślałam, że tobie mogę ufać. Że mnie lubisz. Tym czasem ty także mnie zdradziłeś. Zabiłeś mnie, gdy spałam. Zabiłeś mnie.
Rozejrzała się zeszklonym wzrokiem po czarodziejach zebranych za magiczną barierą. W jej oczach czaił się żal i poczucie winy. Cierpienie, jakby właśnie rozdrapywała stare rany.
-Boże, jak mogłam być tak ślepa? Czym ja się właściwie stałam?- wyszeptała. Następnie znów zwróciła się do pozostałych demonów, którzy nieufnie wyciągnęli różdżki w jej stronę.- Oboje wbiliście noże w moje serce.
Po tych słowach sięgnęła ręką do swojej piersi, dokładnie w miejsce, gdzie znajduje się serce. Dłoń przeniknęła przez jej ciało, jak u ducha i po chwili dziewczyna wyciągnęła coś ze swojego serca.
Ten widok wzbudził falę jęków wśród czarodziejów. Po dziedzińcu rozległy się szmery krzyki niedowierzania
Twa zakrzywione, ostre noże. We krwi.
Po jej policzkach popłynęły łzy, gdy wpatrywała się w te właśnie ostrza.
-Teraz rozumiem. Wszystko już rozumiem.- wyszeptała.
I zanim ktokolwiek zdążył zareagować, rzuciła oba noże przed siebie.
Trafiły w piersi obuch mężczyzn.
Rozległy się krzyki i przekleństwa. Różdżki wypadły z ich dłoni i potoczyły się po ziemi, by obrócić się we mgłę.
Ich sylwetki powoli także zniknęły we mgle, która rozproszyła się po minucie po całym dziedzińcu, by wkrótce zupełnie zniknąć.
Milczenie było gęstsze niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystkie oczy skierowały się na Laylę, która wciąż stała w tej samej pozycji, jakby w szoku.
W końcu się odwróciła i po raz ostatni powodziła zapłakanym wzrokiem po wszystkich czarodziejach. Na jej twarzy malował się szok i przerażenie.
-Przepraszam was… tak bardzo. Wiem, że na to za późno. Teraz rozumiem, że nie chciałam… by ktokolwiek cierpiał. Ja… stałam się zwykłym potworem.- zaczerpnęła łapczywie powietrza.- Boże, nie jestem godna, żeby żyć na tym świecie.
Pociągnęła nosem i spojrzała ze smutkiem na Jamesa.
-Nic nigdy nie zwróci ci twojej straty. Wiem to. Przepraszam. Ja…
Zabrakło jej słów.
Jeszcze raz nabrała rozpaczliwie powietrza.
-Nie jestem godna dłużej istnieć.
Nie wiedziała, co się stanie, gdy to zrobi.
Gdzie trafi.
Po tym wszystkim, co zrobiła?
Wycelowała różdżkę w swoją głowę. Wyleciał z niej zielony promień.
I po chwili Layla także zmieniła się w nic nieznaczącą mgłę.
Kończąc swoją nieszczęśliwą historię.
Bariera opadła. Rozległy się krzyki radości.
Jednak James wciąż klęczał w tym samym miejscu, nie ciesząc się z innymi.
Nie był szczęśliwy. Wcale.
Nie czuł nawet satysfakcji.
Nie czuł nic.
Wiedział jednak jedno…
Ktoś złapał go za rękę. To Aria?
Tak.
Uklęknął też przed nim Albus, patrząc na niego z braterskim niepokojem.
Harry i Ginny, jego rodzice, podnieśli go na nogi, zamykając w uścisku i powtarzając jakieś słowa, których on nie rozumiał.
Wiedział tylko jedno-

Nie chciał dłużej żyć na tym niesprawiedliwym świecie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

28 komentarzy:

  1. Ale super rozdział <333 a jeśli mogę prosić na przyszłość o dłuższe rozdziały to byłoby super. Bo teraz znowu odliczam dni do soboty. Wow ale świetnie wymyśliłaś to że skruchą Layla'i <3. I jeśli się nie mylę to Mike ożył?! W jaki sposób?
    Dużo weny życzę.
    Ginny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie ożył... skąd ten pomysł?

      Usuń
    2. 'Mike miał ochotę rzucić się do przodu i wydłubać jej oczy. Po raz pierwszy jednak od przebudzenia pohamował swój temperament.
      Wiedział, jak to rozegrać.'

      Usuń
    3. Ach, faktycznie. Pomyłka, poprawione :)

      Usuń
    4. O nie, już miałam nadzieję :(((

      Usuń
  2. Super rozdział:)
    A James zachował się tak słodko... mam nadzieję, że Mike jakoś ożyje czy coś😊😊😊

    OdpowiedzUsuń
  3. To był naprawdę cudowny rozdział! Wylałam tysiące łez!😢😢😢 James zachował się tak... brakuje mi słów by to określić. Po prostu to było bardzo wzruszające. Ale cieszę się, że demonów już nie ma. Skrucha Layli była taka słodka. I jeszcze jedno, czy Mike przeżył!? ,, Mike miał ochotę rzucić się do przodu i wydłubać jej oczy." Mam nadzieję, że tak! Odliczam dni do soboty! Pozdrawiam!
    Hermiona Granger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo bardzo bym chciała żeby Mike ożył, ale jest możliwość, że ten fragment, który zacytowałaś był tylko pomyleniem imion:( W końcu w tym wydarzeniu występował James i to on rozegrał to wszystko:(
      (Mam oczywiście nadzieję, że się mylę)

      Usuń
    2. Nie no,w pośpiechu rzeczywiście pomyliłam imiona XD już poprawione. James miał ochotę wydłubać jej oczy.

      Usuń
  4. Ech, a już miałam nadzieję. Złamałaś mi serce! 💔💔💔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sobie tez, uwierz ;-; Mike to była moja ulubiona postać 😔

      Usuń
  5. Weź, niech on zmartwychwstanie w następnym rozdziale czy co, bo ja tego nie przeżyję!

    OdpowiedzUsuń
  6. Musisz jakoś tego Mika wskrzesić, bo inaczej to ze mną koniec!

    OdpowiedzUsuń
  7. liczę na kamień wskrzeszenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej to by było dobre!
      Wyobraźmy to sobie... Aria i James idą do Zakazanego Lasu, znajdują tam kamień wskrzeszenia, wakrzeszają Mike'a i wszyscy żyją długo i szczęśliwie😁😁😁

      Usuń
    2. Nie można ożywic danej osoby za pomocą Kamienia Wskrzeszenia ;) można z nią co najwyżej porozmawiać

      Usuń
  8. Popieram. Niech znajdą Kamień Wskrzeszenia i wzkrzeszą Mike'a i wszystkich zmarłych!!!
    Hermiona Granger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamień Wskrzeszenia nie sprawia, że martwe już osoby są w stanie wrócić do tego świata, jako zdrowi i żywi ludzie. Kamień daje co najwyżej rozmowę z duchem tej osoby. Nie da się całkiem przywrócić do życia kogoś, kto już umarł. Nie ma na to ani zaklęcia, ani sposobu :c A z resztą ,,wskrzeszona'' osoba bardzo wtedy cierpi, bo cytując ,,nie należy już do świata żywych'' :) Polecam poszukać w Insygniach Śmierci fragmentu o Trzech Braciach, tam jest wszystko dokładnie opisane ;) Buziakiii :33

      Usuń
    2. W. Tej. Właśnie. Chwili. Zniszczyłaś. Mi. Marzenia!!!!! 😢😢😢😢😢😢😢😢😢

      Usuń
    3. Sobie też uwierz :c Bardzo bym chciała żeby ożył. Ale może nie wszystkie zakończenia muszą kończyć się hepi hepi :c

      Usuń
  9. Super piszesz! Zapraszam też na moje pierwsze opowiadanie, które dopiero zaczełam pisać: https://www.wattpad.com/story/111016962-słodka-wariatka

    OdpowiedzUsuń
  10. Znaczy...Eee...Nie mogę wymyślić na ten rozdział jakiegoś sarkastycznego, chorego komentarza ani pomysłu w stylu mojego mistrza, Leona Valdeza... Chociaż muszę przyznać, że na na taką wersję wydarzeń nie wpadłam. Myślałam, że Charles zabije Kishana, a później Layla zabije Charlesa, następnie wpadając w jakąś pułapkę, która doprowadzi ja do śmierci. Niestety moja wersja wydarzeń o Armii Goluma I się nie sprawdziła...#SMUTECZEK�� I niech już będzie. WEDŁUG PRAWA KRÓLA JULIANA, PARAGRAFU...EEE... NIEWAŻNE...NAKAZUJĘ, ABY Z MIKIEM STAŁO SIĘ COŚ PODOBNEGO JAK W OLIMPIJSKICH HEROSACH, TZN ŻEBY NAGLE PRZYLECIAŁ JAKIŚ PRZYJAZNY SPIŻOWY SMOK Z ELIKSIREM MOGĄCYM URATOWAĆ MU ŻYCIE ("Krew Olimpu, jak ktoś czytał, to skojarzy, o co mi chodzi). Tak, wiem... Wyobraźnia Level HARD i te sprawy... Często to słyszę... Zresztą zrobisz jak zechcesz, ja nie chcę narzucać swojego zdania, spodoba mi się każde rozwiązanie. Wiem, że dużo pracy, czasu i wysiłku zajmuje wymyślanie i składanie w całość pomysłów że swojej mózgownicy(mówi to ktoś, komu cały czas pęka czaszka od różnego rodzaju glonomóżdżkowych pomysłów������������), dlatego nie chcę ci jeszcze bardziej tego utrudniać( nie przepadam za ludźmi, którzy nic nie potrafią zrobić, a krytykują wszystkich wokoło).
    Weny życzę
    BATONIKOŻERCA

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie piszesz! zapraszam do mnie, dopiero zaczynam :) http://ciagdalszypottera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Złamałaś mi serce tą śmiercią. Nieeeeee Mike

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne opowiadanie. :) ja dopiero zaczynam pisać, więc jeżeli ktoś chciałby go ocenić to zapraszam http://takatrocheinna.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń

  14. Suer blog!tylko że zamiast dwa,napsałaś twa.


    Ps.lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  15. Hejka,
    wspaniały rozdział, James się załamał informacją o Mike, ale ta przemowa Jamesa do Layl'a wiele dała, ale jakim kosztem tak naprawdę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń