Niebiescy zajmowali pierwsze piętro sypialne. Pozostałe
piony wdrapywały się dalej na górę, podczas gdy ta grupka rozchodziła się we
dwie strony: dziewczynki na prawo, a chłopcy na lewo. Następnie grupka dzieliła
się na kolejne części- mniej więcej po 20 osób- i wchodziła do dwóch, różnych
pokoi. Hugo i Fred weszli do tych na prawo.
Chłopcy porozchodzili się do swoich własnych pokoi,
pozostawiając ich w salonie. Po drodze mierzyli ich wzrokiem, jakby upewniając
się, czy Anglicy nie podkładają przypadkiem za ich plecami bomby pod kominkiem.
Hugo czuł nawet ich wzrok przez ściany.
Wspaniale, tak ich nie lubili, że pouciekali do swoich
łóżek.
Pokój był dosyć duży i naprawdę piękny. Witraże przedstawiały
różnorodne postacie i rzucały kolorowe światła na białe ściany. Na samym środku
znajdował się ogromny, niebieski dywan, który był wyjątkowo miękki (tak, sprawdzili
to). Na ścianach wisiały obrazy greckich bogów, którzy z poważną miną
obserwowali poczynania Weasleyów. Fred uśmiechnął się pogodnie do gromowładnego
Zeusa, który z jakichś powodów był nachmurzony. Ścianę ozdabiały także
niebieskie chorągiewki. W kątach stały posągi, które wyglądały na dosyć stare.
W pomieszczeniu porozstawiane były miękkie kanapy z niebieskiej tapicerki i
niewielkie stoliki. Na niektórych z nich leżały porozrzucane karty
czarodziejskie, gdzie indziej zeszyty. Najwyraźniej musiało być tu dosyć miło,
dopóki intruzi nie przybyli. Ci dwaj chyba zagłuszali ich harmonię.
Fred zwrócił uwagę na złotą harfę stojącą w kącie.
Samoistnie wygrywała ona spokojne, klasyczne i kojące dźwięki. Nie zabrakło
także ulubionych, zdobionych, greckich kolumn, bez których zapewne sklepienie zawaliłoby
się na ich głowy (oboje szczerze w to nie wierzyli). Na wprost znajdował się
korytarz pełen drzwi, które zapewne prowadziły do niewielkich, osobistych
sypialniZajęli fotele przy kominku, w którym trzaskał- uwaga- niebieski ogień.
Hugo uśmiechnął się mimowolnie. Nigdy nie widział błękitnych płomieni.
Spojrzał na Freda.
-Okej. Co teraz?
Jego kuzyn przeciągnął się leniwie.
-Szczerze? Poszedłbym w kimono.
-Taa, ja też. Ale co zrobimy z Panem „Ja-Chcę-Wam-Tylko-Pomóc”
i jego dziwacznym asystentem?
Fred wzruszył ramionami.
-Chyba powinniśmy powiedzieć mu prawdę, bo bez jego pomocy
jesteśmy tu uwięzieni. Ale nie ufam mu. Co robił na Akropolis w środku nocy? Wyglądał,
jakby coś knuł. I nie lubię tego młodego gnojka.
-Może… To czas, byśmy to my zadali mu kilka pytań, a nie on
nam? Potem możemy stwierdzić, czy kłamie.
Fred ziewnął.
-A jeśli jest dobrym aktorem?
Hugo poprawił się na fotelu, zwijając w kłębek.
-To umrzemy w męczarniach.
Po tych słowach obaj usnęli snem kamiennym.
Uśpiły ich dźwięki harfy, a obudziły śmiechy uczniów.
Nie wiedzieli, ile spali, ale za oknem było już ciemno. Do
salonu powróciło życie. Uczniowie rozmawiali, ćwiczyli zaklęcia, śmiali się,
grali w czarodziejskie karty i szachy, odrabiali wspólnie prace domowe… Do
chwili, gdy Fred nie zawołał radośnie:
-Ale miałem zarąbisty sen!
Zapanowała cisza.
No cóż, przynajmniej tym razem nie wyszli.
Fred uśmiechnął się
głupio, wystawiając zęby:
-Ups. Nieważne. Wcale nie był taki fajny.
Za sobą usłyszeli gorączkową, grecką kłótnię. W końcu trójka
uczniów podeszła do kuzynów: chłopiec o czarnych włosach i równie ciemnych
oczach oraz dwójka jego kolegów, niepewnie czających się za nim.
-Hej.- powiedział niepewnie chłopak.- Możemy porozmawiać?
Hugo wytrzeszczył oczy.
-Umiesz rozmawiać po angielsku!
Chłopak zawahał się.
-Trochę. Dzięki rodzicom. W greckiej szkole magii nie uczymy
się angielskiego, więc wybaczcie za naszą niegościnność, ale… trochę nie
rozumieliśmy, co się stało. Dopiero niedawno dyrektor uświadomił nam, o co
chodzi.
Wkrótce wokół nich zebrała się cała grupa słuchaczy. Przyszli
także chłopcy z pokoju naprzeciwko oraz dziewczynki z drugiej strony korytarza.
Hugo i Fred zauważyli także kilku przedstawicieli innych barw: zielonych,
żółtych, pomarańczowych i czerwonych. Zapewne są tu po to, by móc rozesłać
wiadomości wśród swoich grup.
Hugo poczuł się nieco speszony, lecz Fred nie tracił rezonu.
Ciemnowłosy chłopak tłumaczył swoim towarzyszom rozmowę z angielskiego na
grecki, więc każdy w pokoju wiedział, o czym rozmawiają. Znalazło się też kilka
innych uczniów, którzy dopomagali swoim łamanym angielskim, na ile mogli.
Choć Hugo nie czuł się zbyt dobrze z całą tą grupą gapiów,
to postanowił brać przykład ze swojego kuzyna i chociaż udawać pewnego siebie.
-Więc… Jak się tutaj znaleźliście? Dyrektor niewiele nam
powiedział.
-Magiczna tabletka. Kolejny eksperyment mojego taty.- odparł
z kamienną twarzą Fred, najwyraźniej zażenowany tą sytuacją.- On zajmuje się
tego typu rzeczami. A my… no cóż, zostaliśmy dobrowolnymi testerami.
Chłopiec przetłumaczył to na grecki. Po pokoju rozeszły się
rozbawione pomruki. Cóż, Hugo nie czuł powodu do śmiechu, jednak nie powiedział
tego na głos. Może- ale tylko może- po czasie sytuacja ta także będzie go
śmieszyła.
Ciemnowłosy znów się odezwał:
-Mam więc nadzieję, że odnajdziecie drogę do domu. Tak w
ogóle, to jestem Odys.
Fred uścisnął mu dłoń.
-Fred Weasley. A To mój kuzyn, Hugo Weasley…
Chłopcy zmarszczyli czoła. W pokoju powstał zamęt. Uczniowie
zaczęli coś między sobą szeptać w ojczystym języku.
Nawet nonszalancki Odys wytrzeszczył oczy.
-Ci… Ci Weasleyowie?
Fred westchnął.
-A więc… tutaj też słyszeliście o…?
-Potterze? Weasleyu!? Pani Granger? Jak najbardziej. Czytamy
o nich w podręcznikach. Opowiada się o nich przed snem. To są… bohaterowie.
Chłopcy wymienili rozbawione spojrzenia. Cała ta sytuacja
stała się nieco niezręczna. Myśleli, że nazwiska te budzą taką reakcję tylko w
Anglii. A tu- BUM- wiedzą o tym nawet na drugim końcu kontynentu.
By przerwać zalegającą ciszę, odezwał się Hugo:
-To może… opowiecie coś o tych waszych kolorach?
~*~
Al z determinacją poruszał się w tłocznym Expresie Hogwart
mając nadzieję, że znajdzie wolny przedział dla siebie i swoich przyjaciół. A
graniczyło to niemal z cudem. Każdy przepychał się, jakby od tego zależało ich
całe życie. Wszyscy wracali do domu na święta.
To zabawne. Kilka miesięcy temu jeszcze zupełnie się nie
znali, a teraz byli zgraną piątką przyjaciół. Los sprawił, że przypadkiem
znaleźli się w jednym przedziale. Może gdyby tamtego dnia Al i Rose wybrali
przedział dalej, albo gdyby w jakimś innym było więcej wolnych miejsc… możliwe,
że teraz wcale nie byliby tak lojalną paczką. Może w cale nie znaliby się zbyt
dobrze.
Wystarczyłoby, że jeden uczeń zmieniłby swoje miejsce w
pociągu i być może ich historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Efekt motyla. Przerażający, lecz jakże potężny.
W końcu udało się znaleźć wolny przedział.
-Tutaj!- zawołał Al, otwierając z rozmachem drzwi.
Okazało się, że jednak ktoś już tam jest.
James.
Widok samotnego Jamesa był nieco szokujący. W końcu… to był
James Potter! Super-popularny, lubiany i wystrzałowy! Zawsze otaczało go grono
przyjaciół- czasem ograniczało się do Mike’a i Arii, a czasem było znacznie
większe. Każdy chciał być kumplem Jamesa Pottera, nawet jeśli o tym nie
wiedział.
A teraz… siedział tutaj sam, wyraźnie smutny, jakby jego
życie przestało mieć jakikolwiek sens. Jakby… zagubił do domu klucz i zapomniał
drogi powrotnej.
Siedział sam, bez całej tej gromadki wielbicieli i radosnego
uśmiechu na twarzy. Al wiedział, że pomimo swojej popularności jego brat nie
był samolubny i okrutny, jak to zazwyczaj bywa w filmach. No… fakt, dla niego
był, ale to już taka ich bratnia natura. Gdyby nie to, nie byliby takimi samymi
ludźmi. Mimo tych wszystkich sprzeczek, byli sobie naprawdę bliscy.
Wyglądał z zobojętnieniem przez okno, nawet nie spojrzał,
gdy Al pojawił się w drzwiach. Młodszy z braci wiedział, że ostatnio nie układa
mu się z Arią i Mikem. Ale że… aż tak?
Co właściwie się stało?
-Hej, możemy się dosiąść? Wszystkie miejsca są zajęte.
W głębi duszy Al miał nadzieje, że brat zmierzy go
krytycznym wzrokiem i każe mu spadać, czy cokolwiek… Ale ten, wciąż wpatrując
się w jeden, jedyny punkt za oknem, odparł:
-Ta. Jasne.
Al opadł niepewnie na miejsce naprzeciwko niego. Za nim
ruszyli pozostali. Uśmiechy znikły z ich twarzy, zastąpione przez zdumienie.
Najwyraźniej tamci podobnie postrzegali Jamesa, więc nic dziwnego, że sytuacja
ta ich zaskoczyła. Al naprawdę nie wiedział, co się dzieje i to go właśnie
frustrowało.
Alex wyglądał na lekko zmieszanego obecnością Jamesa. A
wydawałoby się, że nie jest tak źle. W końcu jeszcze niedawno grał przy nim na
gitarze, lecząc jego chore kończyny. Rachel wpatrywała się w swoje buty,
zapewne marząc, by nie wykręciły jej jakiegoś głupiego numeru, przez który
będzie musiała się potem wstydzić. Ją także widocznie krępowała obecność
starszego Pottera. Annie chyba chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się.
Nawet jej temperament został stłamszony przez obecność Jamesa. Wyciągnęła
notatnik i zaczęła w nim coś rysować.
Al źle się czuł z tym ogólnym napięciem. Jednak James
emanował czymś takim, co kazało im zachować… dystans. Respekt.
A czym jeszcze było to spowodowane? Tym, że każdy wiedział,
co w tamtym roku przeszedł James. Co osiągnął. A to sprawiało, że wiele ludzi traciło
przy nim pewność siebie. Po prostu onieśmielał. Wszystko to sprawiało, że Al-
mimo wszystko- zawsze chciał być jak swój starszy brat. Lubiany, a jednocześnie
darzony ogromnym szacunkiem.
Tylko Rose było rozluźniona. Zajęła miejsce obok swojego
kuzyna i dotknęła jego ramienia:
-James? Coś się stało?
Pociąg ruszył w chwili, gdy James zwrócił na nią swój wzrok.
Zawahał się.
-Nie. Jest okej.
Wszyscy wiedzieli, że nie było okej. Zapanowała cisza.
James rozejrzał się po ludziach.
-Naprawdę, nie musicie tak milczeć. Nie zwracajcie na mnie
uwagi.
Rachel zarumieniła się na te słowa.
Al popatrzył na swojego brata.
-James. Dziwnie się zachowujesz.
Chłopak zwrócił na niego wzrok, w którym krył się gniew. Al
już myślał, że wszystko wróci do normy… Ale nie. Starszy Potter odparł:
-Nie będziemy o tym rozmawiać, Albusie.
Albusie. Na
Merlina, to brzmi jeszcze poważniej w jego ustach.
Jednak cisza nie mogła trwać wiecznie. Zaczęły się nieśmiałe
rozmowy, co prawda nieco nienaturalnie i wymuszone, ale przynajmniej nie
zalegały, jak cisza. Słowa ulatniały się dosyć szybko. Jedyną osobą, która się
nie odzywała, była Rachel.
Wszystko było takie niezręczne.
James zdawał się nawet nie słuchać. Patrzył uparcie przez te
okno, jakby szukał zbawienia. Al miał ochotę nim potrząsnąć. Wrzasnąć, by
przestał zachowywać się jak zombie. By znów był jego wkurzającym starszym
bratem.
Czuł się jednak bezradny, jeśli w grę wchodzili Mike i Aria.
Co się stało? Przecież zawsze byli tacy nierozłączni.
Na korytarzu usłyszeli hałasy.
W drzwiach stanął Scorpius Malfoy.
A Albus wiedział, że szykuje się katastrofa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Zaczyna robić się coraz ciekawiej.Kiedy Fred i Hugo wrócą do Hogwartu?Czy Mike pogodzi się z resztą przyjaciół?Tyle pytań i czekam niecrpliwie na odpowiedź na nie...
OdpowiedzUsuńNareszcie <3 (uprzedzałam że będę czekać... xP)
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się szkoda Jamesa:(
OdpowiedzUsuńDaj. Mi. Następny. ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuń... Po co mam pisać to co zawsze piszę po raz setny, skoro i tak wiesz co to będzie...
OdpowiedzUsuńBO JESTEM UŁOMNĄ KROWĄ!!! Rozdział super:D
PS: Sorry za spam:P
;-;
UsuńWreszcie koniec nieznacznosci w tej Grecji! I kurde czemu znowu niezrexznosc! Nienawidzę tego... XD
UsuńCo raz to dziwniej, starych nie ma, nowi są i pojawiają się jak biegunka po maślance i gruszce... Czyli szybko i cicho.
XDD nie jestem nowa... Postanowiłam zmienić login, żeby już nikt nie mówił że jestem Lily XDD Od dzisiaj mam na imię Alyss ;)
UsuńWiem że to ty, ale szkoda ze dajesz swoje zdjęcie ;-) po prostu mała intryga
UsuńM.E.G.A S.U.P.E.R F.A.J.N.I.E!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń♥ Fajny jest ten blog. Odkryłam go niedawno, ale jest super. Sama piszę opowiadania, ale nie wiem czy będę kiedykolwiek pisać tak dobrze jak ty. ♥
OdpowiedzUsuń[Kinga "koronkowa" Ż.]
P.S. Następnym razem zaloguję się na swoje konto :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ha więc i w Grecji znają Pottera, Weslaya i Grenger, chciałabym aby się pogodzili...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia