~150~
To JUŻ 150!? A przecież nie tak dawno świętowaliśmy setkę. Czas płynie tak szybko.
Dziękuję, że razem możemy tworzyć tego bloga.
Bo to dzięki Wam ta historia wciąż trwa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Atmosfera wyraźnie się rozluźniła.
Greccy uczniowie opowiadali o tym, jak jest w ich szkole.
Ich wypowiedzenia w dużym stopniu potwierdzały to, co chłopcy sami wymyślili-
niebiescy byli najmłodsi- 13 lat, natomiast czerwoni najstarsi-17. Każdy kolor
miał swojego patrona, greckiego boga, który miał sprawować nad nimi opiekę, a
którego oni mieli czcić.
Fred znał co nieco mitologię grecką i nie był w stanie
uwierzyć, że to wszystko, o czym czytał może być czymś więcej niż zwykłym
mitem. Wiedział, że zwykli Grecy już dawno odrzucili tę religię, natomiast
wyglądało na to, że greccy czarodzieje utrzymywali tradycję i starodawne wierzenia,
co było naprawdę niezwykłe.
Niewielu uczniów rozmawiało po angielsku, więc ich dialogi i
słownictwo były dosyć ubogie, jednak nie zmieniało to faktu, że Fred i Hugo
polubili tych śmiesznych Greków. Gdy opowiadali o swojej kulturze, byli
naprawdę tym zafascynowani, wręcz przepełnieni dumą. A angielscy chłopcy
słuchali tego jak natchnieni, także odwdzięczając się różnymi historiami z ich
codziennego życia. Atmosfera była tak przyjemna, że nikt nigdy nie domyśliłby
się, że jeszcze niedawno słali oni między sobą wrogie spojrzenia. Grecy
potrafili słuchać- choć Hugo i Fred nie byli do końca pewni, czy ich dobrze
rozumieją, pomimo tego, że Odys starał się wszystko tłumaczyć- i wyglądali na
naprawdę zaciekawionych. Byli też dosyć zabawni z tymi swoimi greckimi żartami.
W pewnym momencie drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem i
stanął w nich ten niemiły młodzieniec, asystent dyrektora.
-Fred, Hugo.- powiedział, jakby te słowa pozostawiały na
jego ustach niesmak.- Idziecie ze mną.
Odys zmarszczył czoło, przyglądając się nieufnie chłopakowi.
Najwyraźniej w szkole nie był on darzony zbytnią sympatią.
Niebieski zapytał:
-Τι συνέβη?
Przybysz spojrzał na niego z poirytowaniem, jakby to
pytanie- cokolwiek ono znaczy- było poniżej jego godności.
-Καμία από την
επιχείρησή σας, λίγο σκατά. Κοίτα τη δουλειά σου.
Zabrzmiało to dosyć jadowicie i chyba tak właśnie miało być,
bo Odys wyglądał na nieźle zdumionego. Pojedyncze, starsze osoby wstały, wołając
coś ze zdenerwowaniem, podczas gdy Pan Ważniak chwycił Hugo i Freda za
przeguby.
-Idziemy.- oznajmił twardo.
Chłopcy po raz ostatni, z żalem pomachali swoim nowym
znajomym, a po chwili drzwi się zatrzasnęły. Zniknęli im z oczu. Hugo miał
przykre przeczucie, że to już na zawsze.
Nie mogli się powstrzymać od wściekłych uwag, gdy ten Grek
ich tak prowadził, nie wiadomo dokąd. Nie odpowiadał na ich pytania, nie
zwalniał uścisku, nie reagował nawet na zaczepki. Co jakiś czas syczał tylko:
-Cicho, smarkacze!
I na tym kończyła się jego wypowiedź.
Po chwili znaleźli się w znajomym już gabinecie dyrektora,
gdzie przy biurku siedział nie kto inny, jak Nestor Roditi. Hugo poczuł lekką
ulgę na jego widok, choć wciąż mu nie ufał. Wydawał się on jednak wyjątkowo
przyjazny, w porównaniu do tego wciąż Bezimiennego Greka. Anglik zaczynał
podejrzewać, że jest on po prostu trochę rąbnięty.
Usiedli na krzesłach. Młodzieniec ustawił się obok
dyrektora, który uśmiechnął się do nich miło. Hugo zwrócił uwagę na zmarszczki,
które pogłębiały się wokół jego oczu. Czy taki człowiek naprawdę może być zły?
Nie, nie ufał mu.
-O co chodzi?- zapytał buntowniczo. Miał już dosyć całej tej
sytuacji. Gdy już chociaż trochę się rozluźnił przy całej ten niedorzecznej
sytuacji, coś musiało to zepsuć. A raczej ktoś (ekhm, pewien bardzo
nieprzyjazny Grek).
Nestor uśmiechnął się szerzej.
-I jak? Wypoczęci? Jak wam się podoba w naszej szkole?
Cisza. Hugo kopnął Freda pod stołem. To on jest tym
starszym. Niech on decyduje.
Tamten zacisnął usta i spojrzał na niego z morderczym
błyskiem w oku. Następnie przyjął tę swoją luzacką pozę i uśmiechnął się
dziarsko:
-Ależ oczywiście, dziękujemy. Ale… co się stało? Dlaczego
nas tutaj… przyprowadzono?- rzucił nieprzyjazne spojrzenie w stronę
Bezimiennego.
Nestor westchnął.
-Musicie zrozumieć, że bardzo miło was tu u nas gościć, ale
moim obowiązkiem jest, by pomóc wam wrócić do domu. Nie mogę trzymać was tu
wiecznie. Wasi rodzice z pewnością się niepokoją.
Hugo pomyślał o swojej mamie. Na Brodę Merlina. Musi
przeżywać atak.
Poczuł wyrzuty sumienia. Dyrektor mówił dalej:
-Ale bez jakichkolwiek informacji nie pomogę wam. Naprawdę,
możecie mi zaufać. Możecie pytać, o co tylko chcecie. Ale na początek, coś
podstawowego. Podajcie, proszę, wasze nazwiska. Znam tylko wasze imiona i wiem,
że jesteście spokrewnieni.
Fred westchnął. Chyba znał reakcję.
-Weasley’owie.
Nestor odchylił się na krześle. Jego asystent wyglądał,
jakby rzucono na niego zaklęcie Confundus.
To było dosyć satysfakcjonujące.
No dobrze, BARDZO satysfakcjonujące.
Nestor otrząsnął się z chwilowego szoku i odparł:
-W porządku. Jak dostaliście się do Grecji?
Fred zerknął na wciąż zszokowanego młodzieńca.
-Przy nim nie będziemy rozmawiać.
Nawet za bardzo nie protestował. Po prostu, wciąż
rozkojarzony, spojrzał na dyrektora i powiedział:
-Ale…
-Przykro mi, Amonie. Musisz wyjść.
-Ja… no, dobrze.
I wyszedł.
-A więc?- dyrektor pochylił się bliżej.- Co się stało?
Odpowiedziała mu cisza.
Naprawdę, możecie mi
zaufać. Możecie pytać, o co tylko chcecie.
Skoro tak…
-Co robił pan wtedy z całym tym… Amonem na Akropolis?-
wypalił Hugo.- I kim on jest? I co właściwie pan planuje?
Dyrektor uśmiechnął się smutno.
-Ach. Więc o to chodzi. No tak, już rozumiem.
Wstał. Spojrzał na jeden z obrazów wiszący na ścianie. Fred
rozpoznał na nim Atenę.
Akropolis to świątynia
Ateny.
-Zacznijmy od tego, że Amon jest moim uczniem, jednym z
czerwonych. Wyróżnia się jednak z tłumu- jest niezwykle inteligentny. W
zasadzie, to mój najlepszy uczeń, dlatego wtajemniczyłem go w mój projekt. Dlatego
też jest taki poddenerwowany i oschły. W pewnym sensie złożyłem na nim spore
brzemię, a teraz już wiem, że był to błąd. Otóż legenda głosi, że Akropolis ma
w sobie starożytną moc. Moc Ateny. I tylko prawdziwy poszukiwacz może ją
odkryć. Gdy już będzie tego godzien, spłynie na niego łaska samej bogini
mądrości, Ateny.
Fred i Hugo poruszyli się niespokojnie na krzesłach,
wymieniając spojrzenia. Brzmiało to naprawdę niepokojąco.
-Moc, która…- zaczął niepewnie Fred.- …pozwoli władać
światem?
-Tego nikt nie wie. Ale, zapewne, tak. Pragnę to odkryć.
Wraz z Amonem wybieram się tam każdego wieczora.
Hugo poczuł przerażenie. Choć miał zaledwie 9 lat, dobrze
zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Czy ten człowiek kreował się na…
kolejną czarną postać? Kogoś, kto miałby zastąpić… VOLDEMORTA? Nie, nie był w
stanie nawet dopuścić do siebie takiej myśli.
Ale czy ten człowiek właśnie nie powiedział, że pragnie on
nieskończonej mocy?
Nestor, widząc ich miny, uśmiechnął się tajemniczo.
-No tak, Weasley’owie. To chyba rodzinne.- roześmiał się z
własnego żartu.- Nie musicie się niepokoić. Nie pragnę spożytkować tego w ZŁY
sposób. Chcę dzielić się tą wiedzą z całą Mageią,
a może i nawet poza jej murami. By cały świat poznał mądrość Ateny. Bym
mógł wyszkolić najlepszych magów.
A mówił o tym z takim zachwytem, że Hugo nie mógł mu nie uwierzyć.
PRAGNĄŁ mu uwierzyć. W oczach starca kryło się tylko i wyłącznie ciepło.
Tak więc Fred opowiedział mu o wszystkim, co się stało. A
dyrektor nie wyglądał nawet na zdumionego. Roześmiał się i powiedział:
-George Weasley… a to heca…
Po czym wyciągnął jakąś fiolkę z bezbarwną cieczą ze swojej
szuflady, a potem jeszcze jedną i kolejną… Ich zawartość przelał do dwóch
szklanek, wymieszał, po czym skierował różdżkę i wymruczał pod nosem jakieś
zaklęcie. Teraz z eliksiru unosiła się różowa para.
-Proszę bardzo. To powinno usunąć z was jakiekolwiek resztki
zaklęcia, które ukryte było w tabletkach. W związku z czym powinniście też
wrócić z powrotem do domu.
Hugo rozejrzał się po gabinecie. Żal mu było to wszystko
zostawiać. Mageia zauroczyła go w
pewien sposób. Poznał naprawdę miłych ludzi. Jego przygoda, która dopiero co
się zaczęła… właśnie dobiegała końca.
Fred spojrzał na Nestora.
-Powodzenia, proszę pana. Z pewnością odnajdzie pan to,
czego szuka.
Starzec uśmiechnął się melancholijnie.
-Dziękuję ci, moje dziecko. A teraz… wracajcie.
Jeden łyk, nieprzyjemne uczucie w żołądku i gabinet
rozpłynął się na kilka części. Chłopcy znaleźli się z powrotem w pokoju Freda.
Z korytarza dało się słyszeć krzyki i wzburzone głosy.
Najbardziej przebijały się te Hermiony i Angeliny, jednak
Hugo dosłyszał swojego tatę:
-Wynająłem ludzi do poszukiwań, ale chłopcy jakby… się
rozpłynęli. Od 24 godzin nie ma po nich ani śladu.- oznajmił z dziwną niemocą w
głosie.
-Och… George!- zawołała Hermiona. Hugo ze strachem zdał
sobie sprawę, że ona… płacze. Jakież to było okrutne. Poczuł w żołądku, jak coś
go ściska.- George, George, George…- łkała.- Jak mogłeś?
George sprawiał wrażenie, jakby niósł na barkach całe
sklepienie świata.
-Ja… sam nie wiem. To było tak…
-GŁUPIE!?- zawołała Angelina z niedowierzaniem.- Głupie. No
co ty nie powiesz!? JAK MOGŁEŚ…
Chłopcy nie wytrzymali. Wybiegli na korytarz, gdzie
natychmiast spotkały ich czułe uściski i łzy ulgi. Hugo dopiero teraz zdał
sobie sprawę, jak bardzo był przerażony przez cały ten czas.
-Och, tato…- łkał w ramię swojego ojca Fred.- Kiedy ty
dorośniesz?
-Przepraszam, synu…- usłyszał stłumioną odpowiedź.
Fred uśmiechnął się pod nosem.
-Spoko. W Grecji było nawet fajnie.
~*~
Scorpius Malfoy zajrzał do przedziału. Bez jakichkolwiek
skrupułów otworzył drzwi i oparł się o framugę.
-O, moja ulubiona ekipa!- zakrzyknął ze sztucznym
entuzjazmem, który wręcz ociekał jadem. Utkwił wzrok w Jamesie, najwyraźniej miło
zaskoczony.- Och, i James! A gdzie się podziali twoi kochani przyjaciele? Ach,
no tak, zapomniałem. Mają cię gdzieś.
W normalnych warunkach, Malfoy już dawno latałby pod
sufitem. Ale tego dnia… tego dnia Jamesowi naprawdę było wszystko jedno.
Spojrzał na młodszego chłopca i odparł:
-Spadaj, Malfoy. Nie twoja sprawa.
Scorpius roześmiał.
-Och, zabawne. Jesteś dziś taki groźny.- uniósł jasne brwi,
wciąż się uśmiechając.- Powoli stajesz się taką sierotą, jak Al. Ale macie
przywileje, bo przecież jesteście TYMI Potterami, którzy tak naprawdę nie są
nic warci, a znani są tylko z nazwiska. To takie żałosne, LITOŚCI. Gdyby nie
to, że…
W każdym, kto siedział w tym przedziale, gotował się gniew
chwytający Malfoya za szyję. Annie złamała nawet ołówek. Tylko James był
spokojny. A jednak to on zakończył tę katorgę. Znikąd wyciągnął różdżkę i
skierował ją w stronę wejścia:
-Levicorpus.
Nawet nie spojrzał w tamtą stronę, zrobił to jakby od…
niechcenia. A mimo to za kostkę Scorpiusa chwyciła niewidzialna siła, która
uniosła go do góry, głową w dół. Chłopak wrzeszczał, gdy przed nosem
zatrzasnęły mu się drzwi przedziału. Uczniowie wybuchli gromkim śmiechem, który
trząsł szybami wagonu. Annie otarła łzy.
-To było… bezbłędne.
Nawet James się lekko uśmiechnął.
-Taa. Zaklęcie poznane od taty.
Al także to pamiętał. Przez chwilę między braćmi jakby
zawiązała się nić porozumienia, dzięki temu właśnie wspomnieniu. Ale prysła tak
szybko, jak się pojawiła. James znów posmutniał.
Jednak atmosfera w przedziale się zmieniła. Stała się
znacznie weselsza i rozluźniona, napięcie ulotniło się z mijającym krajobrazem
za oknem. Choć zły humor wciąż doskwierał starszemu Potterowi, to ten starał
się aż tak tego nie okazywać.
Droga upływała im teraz szybko.
Gdy James ujrzał swoją rodzinę stojącą na peronie, nie
wiedział, co właściwie czuje. Coś podskoczyło w jego sercu. Tęsknił za nimi.
Uśmiechnął się lekko.
Tata wydawał się być jeszcze chudszy, niż zapamiętał i
bardziej zmęczony. No tak, praca. Obok stała jego mama, która niby uśmiechała
się, ale z jakichś powodów wyglądała na zmartwioną. Gdy podszedł bliżej, dało
się czuć napięcie panujące między jego rodzicami, co go doszczętnie zdołowało.
Tylko tego mu brakowało: kłótni w rodzinie.
Hermiona i Ron także nie wyglądali zbyt zdrowo. Jedynie Lily
i Hugo byli tak pogodni jak zawsze; ten drugi wyglądał, jakby właśnie coś
przeskrobał. Chyba wiele go ominęło.
Obejrzał się. Al i Rosie żegnali się z Aleksem, Annie i
Rachel. Arii i Mike’a już nawet nie było widać. Każdy rozszedł się na swoje
strony, tak, jakby się nie znali. James stracił resztki swojej pogodności i
pozorów nadziei. To naprawdę się stało. Jego przyjaciele nie chcą znać go, ani
siebie nawzajem.
Wymusił uśmiech i przywitał się ze wszystkimi. To będą
okropne święta.
Aria zobaczyła swoich rodziców na peronie. Wiedziała, że
przyjechali po Dianę, a nie po nią. Żałowała, że nie może uciec do dziadków,
jak zrobiła to w tamtym roku.
Diana miała bandaż na głowie i wyglądała na niezwykle
poszkodowaną, choć pani Pomfrey już dawno poradziła sobie z jej raną. A rodzice…
cóż, dowiedzieli się o wszystkim i teraz nienawidzili jej jeszcze bardziej.
Nawet na nią nie spojrzeli, gdy podeszła bliżej. Tak, jakby zupełnie nie
istniała. Zabrali kufer Diany, która szła obtoczona kochającym ramieniem swojej
mamy. Aria w ponurej ciszy podążała za nimi, ciągnąc za sobą swój zdecydowanie
za ciężki kufer. Obejrzała się za siebie. Nie widziała Mike’a, jednak w oddali
dostrzegła Jamesa, który z uśmiechem na twarzy witał swoich bliskich. Był taki
szczęśliwy. Wiedziała, że to koniec. W oczach swoich przyjaciół stała się
największym potworem. Coś zapiekło ją pod powiekami. Byli szczęśliwsi bez niej.
Zaakceptowała to, że rodzice ją porzucili. Nie była gotowa na to, że
przyjaciele także. Jednak na to właśnie zasłużyła.
Mike wyszedł z peronu, gdzie na stacji czekali jego
rozpromienieni rodzice. Jego mama trzymała na ramionach rocznego brata Mike’a,
który śmiał się w jego stronę. Nie odpowiedział mu tym samym. Na powitanie
rzucił zimne: „cześć” i ruszył w
stronę samochodu, omijając zdezorientowany wzrok rodziców. Nie miał ochoty na
zbędne powitania, ani czułości. Miły Mike nigdy nie zachowałby się w taki
sposób. Jednak ten NOWY Mike- nie obchodziły go uczucia innych. Teraz był
twardy, nieugięty. A święta były kolejną głupotą, której jeszcze miesiąc temu
nie mógł się doczekać. Teraz był to tylko senny cień. Święta nie istnieją. Nie
dla niego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Nareszcie Fred i Hugo wrócili do domu.Ale rodzinka Arii jest podła.Najgorsza jest Diana.Chętnie bym jej parę Crucio posłała a na koniec Avadę.Ciekawe co Mike kombinuje...
OdpowiedzUsuńDruga. Rozdział jak zawsze super, ciekawe co będzie dalej jeśli chodzi o tego greckiego dyrektora. Czkam na kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuń[koronkowa]
*czekam :)
UsuńHmmm... W sumie to... Nudzi mi się XDD zawsze się zastanawiam, dlaczego te rozdziały wydają się być takie krótkie ;-; 5 minut i pyk! Skończył się xDD To znaczy że dobre są. Nawet BARDZO DOBRE xD Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńAlyss ♥
SUUUUUPER!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKrótko i konkretnie XDD
UsuńAle się porobiło... Czekam na następny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Nelly
No i znowu CUDOWNIE!! Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! I zapytam znowu: czy będzie coś o dorosłych Potterach lub Weasleyach? Bardzo na to czekam... :*
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że Fred i Hugo wrócili do domu. Zastanawiam się, co kombinuje Pan Gerk...
Życzę natchnienia
~ Hermi
Hej!
UsuńRozdział fajny jak zwykle. Tylko trochę szkoda mi Jamesa. �� A i ja tak samo jak Hermi chciałabym, żeby następny był o dorosłych Potterach i Weasleyach. Nie chcę być nachalna, ale może następny rozdział zrób żeby był to taki specjalny rozdział. �� Np. napisz jak dorośli spędzili święta.To tylko moja propozycja. Do niczego Cię nie zmuszam. ��Jednak sprawiłabyś mi ogromną radość, gdybyś spełniła moja prośbę.
Życzę Ci dużo nowych i ciekawych pomysłów.
Alicja ��
P.S. Dlaczego nie działają mi te głupie emotikonki?! :(
Usuń(/)900_--71+@@!.[[<><<€€]$==^~€……¥§&%%*\///\/\/&€$¥¥}{3{8}
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, a może jeszcze się pogodzą, może jeszcze nic nie jest stracone, ciekawe jak zareagowali kiedy dowiedzieli się że ten czas spędzili w Grecji...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia