Wesołych świąt!
Mam nadzieję, że spędzicie je w prawdziwie kochającym gronie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Fred i Hugo wyszli na korytarz za bezimiennym Grekiem.
Stanęli na ogromnym holu. Wszystko było tu takie…białe.
Nieco raziło w oczy, lecz równocześnie było piękne i przejrzyste. Na górę
prowadziły białe, zdobione zbroje. Tutaj także sklepienie było podtrzymywane
przez jasne kolumny. Z sufitu zwisał ogromny, srebrny żyrandol. Przez okiennice wpadały promienie słoneczne.
I wszędzie kręcili się uczniowie w granatowych mundurkach. Zatrzymywali
się, by na nich popatrzeć. Szeptali coś w tym dziwacznym języku przypominającym
bełkot. No tak, dwoje Anglików pojawiających się nagle w ich szkole musi być
dosyć ciekawym wydarzeniem.
Fred uśmiechał się czarująco, a Hugo machał dłonią, szczerząc
zęby do zdezorientowanych Greków, gdy wchodzili po schodach na górę.
Wszystko wyglądało tak elegancko, że chłopcy bali się
dotknąć czegokolwiek. Obrazy podążały za nimi wzrokiem, jakby obawiały się, że
ta dwójka coś kombinuje. Doszli do ogromnych drzwi, po których obuch stronach
stały posągi. Grek zapukał, a gdy usłyszał odpowiedź wszedł, machając ręką na
Hugo i Freda.
W gabinecie, przy biurku siedział ten stary człowiek,
którego wcześniej widzieli- Nestor Roditi. Dyrektor.
Starzec wstał i powiedział płynną angielszczyzną:
-Witajcie w szkole magii i czarodziejstwa, Mageii. Miło mi was gościć, przybysze.
Skąd jesteście?
Chłopcy wymienili nerwowe spojrzenia. Po stoczonej bitwie na
wzrok, to Fred się odezwał:
-Yyyyym… Z Londynu.
Dyrektor i młodzieniec wymienili zdumione spojrzenia.
-Doprawdy? Jak się tutaj znaleźliście? Sami?
Tego powiedzieć już nie chcieli.
Bo jak by to zabrzmiało?
Wie pan, po prostu mój
wujek, a ojciec tego ciemniejszego dał nam po tabletce, które są jego
wynalazkiem. Miały one dać nam super-siłę, ale zamiast tego przeteleportowały
nas na drugi koniec kontynentu.
Nie, nie. Tak być nie może.
Więc po prostu milczeli, uporczywie wpatrując się w białą
posadzkę.
Za sobą usłyszeli nerwowe chrząknięcie. Młodzieniec
powiedział coś z irytacją po grecku, co starzec zapewne skwitował ciętą
ripostą, bo tamten natychmiast zamilkł.
Kurczę, Hugo coraz mniej lubił tego młodego.
Starzec wstał. Popatrzył na nich łagodnie.
-Więc milczycie. W porządku. Może zacznijmy od tego: jak się
nazywacie?
Chłopcy ponownie skonsultowali to kilkoma spojrzeniami.
Następnie odezwał się Fred:
-Nazywam się Fred, a to mój kuzyn, Hugo.
Nestor uśmiechnął się.
-Więc nie zdradzicie mi nic więcej?
Pokręcili zgodnie głowami.
Młodzieniec za nimi prychnął.
-To niedorzeczne! Jeśli nam nic nie powiecie, to my wam nie
pomożemy! Nie utrudniajcie tej sytuacji. I tak jesteście w okropnym położeniu.
Hugo spojrzał na niego krzywo. O nie, na tyle mu nie
pozwoli.
-Słuchaj, kim jesteś, żeby do nas tak mówić?
Fred trzepnął go zdrowo w ramię. Bolało tylko trochę. Czyli
się opłacało.
Wciąż bezimienny Grek ponownie prychnął. Jeszcze chwila i
przemieni się w dzikiego mustanga, Hugo był niemal tego pewny…
-A KIM TY JESTEŚ, dzieciaku? Lepiej uważaj, co mówisz, bo…
Nestor powiedział coś ostro po grecku. Jego asystent niemal
natychmiast opuścił gabinet, bez najmniejszego słowa. Starzec przetarł ze
zmęczeniem twarz.
-Rozumiem, że możecie być zmęczeni. Gdy już odpoczniecie, to
proszę odwiedźcie mnie i powiedźcie coś więcej. Tylko w taki sposób wam pomogę.
Naprawdę możecie mi zaufać.
Hugo patrzył w te ciepłe oczy i faktycznie… wiedział, że
starzec mówi prawdę. No bo… czemu miałby go okłamywać? Był dyrektorem greckiej
szkoły magii. To normalne. A co robił na Akropolis o tamtej porze…? Na to na
pewno jest jakieś wytłumaczenie.
Miał już o to zapytać, gdy rzeczywiście poczuł znużenie.
Dziwne. Przecież niedawno jeszcze spał. A może był w śpiączce…? To nieważne.
Nagle zamarzył tylko o jednym: śnie.
Chwila, wróć. Nie, było coś jeszcze. Głód. W jego żołądku
odgrywała się mała rebelia kiszek. Najwyraźniej Fred pomyślał o tym samym, bo
zapytał nieśmiało, lecz bardzo uprzejmie:
-A czy… dostaniemy coś do jedzenia?
Nestor uśmiechnął się.
-Oczywiście, moi drodzy. Zaraz was zaprowadzę.
~*~
Aria nie wierzyła w to, co się właśnie stało. Co najlepszego
zrobiła?
Przyglądała się strumieniowi krwi, który wypływał z czaszki
jej siostry, która tępo wpatrywała się w sufit. Jej oczy były takie… martwe.
Była boleśnie świadoma tego, co się dzieje. Nie mogła pohamować
krzyku. Nie mogła zatrzymać ludzi, którzy nadbiegali zewsząd. Nie mogła zatkać
uszu, by nie słyszeć ich zdumionych oddechów i oskarżeń. Nie potrafiła
powstrzymać tych rąk, które gdzieś ją zabrały.
Dokąd idzie?
Zdała sobie dopiero z tego sprawę, gdy znalazła się za
biurkiem pani dyrektor.
Profesor McGonagall patrzyła na nią ze zmęczeniem. Jednak
jej głos był ostry jak brzytwa:
-Aria. Powiedz mi, co tam się stało. Natychmiast. DLACZEGO
to zrobiłaś?
Dziewczyna pozbierała myśli. Przeniosła rozbiegany wzrok na
nauczycielkę i otrząsnęła się z szoku.
Niech zapłoną iskry.
Hardo odpowiedziała:
-Nie.
Profesor McGonagall poruszyła niespokojnie brwiami.
-Nie?
-Nie.- powtórzyła z naciskiem dziewczyna, jeszcze mocniej
niż wcześniej.
Dyrektorka zacisnęła tak usta, że tworzyły teraz jedną,
prostą linię. To oznaczało jedno: kłopoty.
Jednak odezwała się całkiem spokojnie:
-Panno Hastings, nie mam czasu na humorki. Z twoją siostrą
mogło być naprawdę źle.
Dziewczyna poruszyła się niepewnie na krześle.
-A… co z nią?
-Jest pod opieką pani Pomfrey. Wiem tylko tyle, że z tego
wyjdzie. Co nie zmienia faktu, że masz kłopoty, Hastings. Odejmuję
Gryffindorowi 15 punktów.
Aria powiedziała coś niestosownego pod nosem.
Pani McGonagall odparła:
-Z bólem, ale kolejne pięć.
Aria milczała. Także zacisnęła usta, wpatrując się w obraz
za głową dyrektorki.
-No więc?- pani profesor pomachała jej ręką przed nosem.-
Mów, dziecko. O co chodzi?
-Nieważne.
-Ależ bardzo ważne, panno Hastings! Kłótnia pomiędzy
siostrami? Chęć zaimponowania? A może chodzi o chłopaka?
Aria zdała sobie sprawę, że w sumie w jakiś tam pokrętny
sposób to tak, ale nie w takim sensie,
o jakim myślała nauczycielka. Czy jakoś tak.
Dziewczyna postanowiła milczeć.
Dyrektorka wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną.
-Hastings, nie będę tolerować takich zachowań. Powiedz mi
prosto, o co chodzi, a może obejdzie się bez większych konsekwencji, chociaż
twoi rodzice muszą wiedzieć, że…- nagle urwała.- Chodzi o Jamesa i Mike’a. Od
jakiegoś czasu zauważyłam, że trzymacie dystans. Pokłóciłaś się z nimi, tak? A
Diana w jakiś sposób cię podburzyła?
No i cała tama buntu została rozwalona na najmniejsze
kawałki.
Zacisnęła zęby tak mocno, że poczuła krew na przyciętym
języku. Tak, zgadła pani. Gratulacje,
wspaniale!
Dziewczyna oddychała z trudem. Czy ktokolwiek kiedykolwiek
czuł się tak jak ona? Gdy dwie najbliższe ci osoby odwracają się od ciebie, bo
chciałeś zrobić coś dobrego? W końcu się wykazać, udowodnić, że jest się czegoś
wart?
Nie. Na pewno nie.
Jak długo mogła wytrzymać pod tą presją? Przyjaźń czy pomoc
potrzebującemu? Dlaczego była stawiana w takiej sytuacji? No i jak długo
jeszcze będzie musiała to tłumić?
Okazało się, że niezbyt długo.
Do oczu napłynęły jej łzy. Wybuchła płaczem, chociaż tak
bardzo tego nie chciała.
Mimo to było to największym dowodem na to, że ma jeszcze
jakieś uczucia.
Profesor McGonagall wyglądała na lekko zdezorientowaną.
-Och… Więc o to chodzi. Proszę, powiedz mi…
Urwała, gdy zobaczyła spojrzenie Arii. Wyrażało ono gniew i
poczucie poniżenia, jakie teraz odczuwała dziewczyna.
Między gwałtownymi haustami powietrza zdołała wycedzić:
-Proszę… dać mi… już… spokój…
Nauczycielka zdjęła okulary i przetarła zmęczone oczy.
-W porządku. Prześpij się. Jutro znów porozmawiamy. Dzisiaj
już nic z ciebie nie wyciągnę.
Dziewczyna otarła łzy, a gdy wyszła z gabinetu, była znów
pewna siebie.
Ignorowała spojrzenia uczniów. Niech myślą, co chcą. Nie
miała siły, by się z nimi użerać. Tak, jest potworem, zgadzała się z tym. No
dalej! Jak się postarają, to może nawet wywiercą jej spojrzeniami dziurę w
plecach.
Były osoby, których nie mogła obojętnie pominąć.
James i Mike. Stali stosunkowo niedaleko siebie,
prawdopodobnie z przyzwyczajenia. Ale nie rozmawiali, nie zerkali na siebie,
jakby tego drugiego nie było. W oczach ich obu czaiła się mieszanka uczuć:
zdezorientowanie, zawód, smutek, złość, strach no i może odrobinka współczucia.
Co naprawdę myśleli? Chyba nie chciała wiedzieć.
Widząc to, znów nabrała ochoty, by się popłakać. Nim się to
stało, wbiegła do swojego dormitorium. W głowie jej grzechotało. Jednak nie
mogła dać upustu swoim emocjom. Ktoś już tam był.
-Aria?- odezwała się Lu.- Chcesz pogadać?
-Pamiętaj, że cię nie oceniamy, wiemy, że…- Em chyba jednak
zrezygnowała z tej wypowiedzi, gdy zobaczyła, że dziewczyna kładzie się na
łóżko, zupełnie je ignorując.
To było urocze. Jednak w tej chwili Aria naprawdę miała to
głęboko gdzieś.
Zasnęła niemal natychmiast. I równie szybko się obudziła.
Była w dormitorium, zgaszono światło. Dziwne, Em i Lu nie było.
Usłyszała znajomy głos.
-Aria. Możesz to przerwać.
-Charles.- wykrztusiła w pustkę. Nie wiedziała, co chce mu
powiedzieć.
-Widzę, co się dzieje. Naprawdę. Przerwijmy to. Nie chcę,
byś miała problemy.
Przełknęła ślinę. Odezwała się smutno:
-Nie, Charles. Chcę ci pomóc. Mimo wszystko. Bo tylko ty
mnie rozumiesz.
Chwila ciszy.
-Jesteś niezwykła.
Uśmiechnęła się gorzko.
-Do zobaczenia, Charles.
Otworzyła oczy. Tak jak we śnie, było ciemno. Ale Em i Lu
leżały na swoich miejscach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
PERFECTO! Nie zauważyłem żadnego błędu! A historia wręcz boska ;-)
OdpowiedzUsuńTo takie...nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa...świetne, wspaniałe, perfekcyjne i długo by jeszcze wymieniać. Współczuje Ari bo ona chciała pomóc Charlesowi, ale nie chciała też sie kłucić z przyjaciółmi. Świetnie że poruszasz takie trudne tematy, bo to pomaga zrozumieć innych. Życze miłych świąt i weny twórczej.
OdpowiedzUsuńP.S Jakby się dało w tej przerwie, błagam o więcej :)
Wierna fanka
Nadia
<333 Merlinie! Uwielbiam twoje rozdziały! Nudzi mi się ;-; Zapraszam do mnie: www.lilypoter.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Już czekam na następny!
OdpowiedzUsuń~ Nelly
Wspaniały prezent 😍
OdpowiedzUsuńSo... I think it's amazing<33 I watched so many movies in Englisch xD An... I speak Englisch now... Sorry:') SORRYSORRYSORRYSOMUCHSORRY:') Oh... I don't know why it's funny for me (?) ;-; <----I love it<33 Regards!
OdpowiedzUsuńLunia:*
*And ;-) za dużo angielskiego ;-;
UsuńYes my friend. Too much English is so bad for you.
UsuńNIE CHCE MI SIE LOGOWAĆ WIĘC DODAJE PODPIS
~Yakami
I doubt IT
UsuńI don't know why and what i'm doubting. I Just want to wrote this ;-)
BYE, I DON'T HAVE MUCH TIME NOWADAYS, SO I HAVE TO END THIS REALLY SHORT COMMENT!
~ Mr. Crayzolek
I am Just lazy. Thats all.
Oh my god! What I've done? English Epidemic (EE) Zuzia could you write a chapter in Englisch? It's a joke xDD or well written? I check the Google translator xdd no ... correct me, becouse I go to 5 class xD My Englisch is not good xD I know I'm mentally ill;-; Regards!
UsuńLunia<33
+Yakami ...Yes I know xD Englisch is so BAD :D #I'm very stupid xDD Do you like pancakes? xD Who like pancakes? ME! I love pancakes witch blueberry jam<33 Correct me, becouse my Englisch isn't good:D Kisses
UsuńLunia<33
ENGLISH IS THE BEST! I am mental Englishman. I love tea, love complaining (but this is polish thing too XD), love being lazy and rest of that stuff. I have Been in England last summer. And two years ago. And four. And five. Ok, Just a few moments. Once 5 days, once two weeks and thrice one week. But only two times in London, rest in Morecambe where live my family. So... Thats all. Bye!
UsuńOh, i nearly forgot about this! I don't speak English very well, but i'm trying. Yup, that wasn't worth it, but i want to write something. And this is it. Really, why i'm still writting this?!
Second time (this time its serious [Black! XD]); Bye!
Oh... It was a joke:) I really like Englisch xD Don't take all things seriously ;D Goodbye
UsuńLunia<33
... And me too XD no, IT was serious, but i mean... I wasn't answer your question, Just tell something about "why i like English" thing. Thats all.
UsuńSee you soon and goodnight!
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, mam wrażenie że Charles tak naprawdę chce im zaszkodzić, mam nadzieję, że Fred i Hyugo ponownie trafią do Londynu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia