sobota, 10 grudnia 2016

145. Wieczorek herbaciany.

Hugo po prostu podążał za swoim kuzynem. Było mu już tak zimno, że nawet nie miał siły protestować. Przemókł cały, a nieba wciąż lały się strumienie. Ile by dał, żeby mieć chociaż taką ciepłą bluzę, jaką ma Fred… On musiał paradować w samej koszulce.
Nie czuł rąk, nie czuł stóp. Nogi miał jak z ołowiu, płuca mu ciążyły. Fred, który jeszcze nie tak dawno poruszał się bardzo entuzjastycznie, teraz także jakby spowolnił.
Byli w GRECJI.
Myśli Hugo byli niepoukładane. Jak wrócą? Co zrobią ich rodzice, gdy wrócą? Czy w ogóle dadzą radę wrócić? Było tyle rzeczy, które mogły się nie udać. Kto pomoże dwóm zagubionym Anglikom, którzy połknęli magiczne tabletki i nagle z Londynu przeteleportowali się do Aten? Nawet Hugo by sobie nie pomógł, co go lekko przerażało. No i dokąd prowadził go Fred?
Próbował zapytać, ale gdy tylko otworzył buzię szczęka zaczęła mu tak drżeć, że zrezygnował. Postanowił zaufać starszemu kuzynowi.
Starszemu o rok. Niby niewiele, a jednak. Fred miał coś, czego Hugo nie posiadał: poczucie odpowiedzialności.
Nagle wpadł na Freda, odbijając się z impetem do tyłu. Upadł w kałużę błota, jakby nie był jeszcze wystarczająco mokry, brudny i śmierdzący.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, uniósł wzrok. Wcześniej tego nie zauważył, pogrążony w rozmyślaniu, wpatrując się w swoje kapcie-hipogryfy: przed nimi rozpościerała się góra ze starożytnymi ruinami. W górę wznosiły się zapewne niegdyś śnieżnobiałe kolumny- teraz straciły swój kolor, niektóre były poułamywane. Mur już dawno przestał być murem. W górę prowadziły niezbyt przyjemnie wyglądające schodki. Na samym szczycie rozpościera się zniszczona budowla.
Fred wpatrywał się w nią intensywnie.
-Chyba o tym nie myślisz…?
-A masz lepszy pomysł?
Hugo nie miał lepszego pomysłu.
Wchodzenie na górę zdawało się trwać wieki; chłopcy co chwila zatrzymywali się, by złapać powietrze. Hugo czuł dojmujący ból w kolanach. W płucach mu rzęziło. Do tego, co chwilę ślizgał się po tych głupich schodkach, przez co już niejednokrotnie prawie spadł na dół, ciągnąc ze sobą Freda.
Gdy wreszcie dotarli na górę, padł na kolana. Nie dbał o kałużę, w którą wpadł. Potrzebował chwili wytchnienia.
Budowla była zbudowana z takich samych kolumn, jakie widzieli na dole. Obok zobaczyli kilka niewielkich figur przedstawiających tę samą kobietę: z tarczą, na której wygrawerowana była brzydka twarz lub sową spoczywającą na jej ramieniu.
Hugo nic nie rozumiał. Jego mózg pracował na spowolnionych obrotach.
Weszli między antyczne kolumny. Jak się okazało, dach był także zburzony. Znaleźli jednak niewielki fragment, który się uratował. Skryli się pod nim. Wciąż docierał do nich deszcz- jednak mogli spokojnie usiąść i nie martwić się ulewą zalewającą im oczy. Co za ironia losu. W Grecji zazwyczaj bywa słonecznie. Akurat gdy się zjawili, musiało dojść do urwania chmury, czy co.
-Gdzie my jesteśmy?- wychrypiał Hugo. Marzył o wodzie. Wodzie pitnej, nie deszczu. W gardle czuł suszę. Mięśnie promieniowały bólem. Nie mówiąc już o żołądku, który ściskał się z głodu.
Ciemne włosy Freda przykleiły się do jego twarzy.
-Rozpoznaję to miejsce.- powiedział.- Trochę o tym czytałem. No, i twoja mama mi o tym kiedyś opowiedziała. Akropolis ateńskie.
Hugo poczuł żarówkę świecącą gdzieś głęboko w jego umyśle. On też był przy tej rozmowie.
-Atena… ta… grecka bogini?
-Mhm.- Fred przetarł zmęczoną twarz.- Właśnie tak. To jej świątynia.
Hugo przypomniał sobie pomniki i poczuł nagłą złość.
-Aha. Więc po co tutaj jesteśmy? Nabrałeś chęć czczenia jakiejś greckiej boginki?
Fred nachmurzył się.
-Nie, matole. Jesteśmy tutaj po to, żeby się schronić przed deszczem, chociaż trochę. Nie mamy ani grosza! Gdzie indziej moglibyśmy to zrobić?
Hugo milczał. Było mu wszystko jedno. Ze złością przewrócił się na bok. Na kogo był zły? Na co? Sam nie wiedział. Może na siebie, Freda, wujka Georga, Grecję, deszcz, schody, Atenę. Naprawdę, było mu wszystko jedno. Marzył o tym, by zasnąć i obudzić się z powrotem w swoim łóżku w Dolinie Godryka, gdzie czekała na niego ciepła pierzyna.
Poczuł, że odpływa. Podłoga była niewygodna i zimna, a on sam drżał- wiedział, że ma gorączkę- mimo to zmęczenie wygrało. Fred poszedł w jego ślady. A może umierali? Z płuc chłopców co chwila wyrywał się chorobliwy kaszel. Nie minęło pięć minut, gdy usłyszeli dwa głosy- starego człowieka i młodego. Grecki bełkot, z którego nic nie rozumieli.
Hugo lekko rozchylił powieki. Młodzieniec mówił coś z entuzjazmem, podczas gdy starzec w długiej szacie i o krótko przystrzyżonej brodzie słuchał go z uśmiechem. Co oni robili tutaj o tej porze?
Nagle młodzieniec ich zauważył. Wskazał na nich. Starszy człowiek wytężył bystry wzrok i oboje do nich podeszli.
Hugo z trudem opanowywał drżenie ramion i opadające powieki. Fred nie radził sobie lepiej. Musieli wyglądać jak siedem nieszczęść.
Mówili coś do nich po grecku. Hugo zdołał tylko pokręcić głową. Fred wymamrotał sennie:
-Nie rozumiemy…
Starzec dotknął jego czoła, potem zrobił to samo z Fredem. W momencie zetknięcia ze skórą starca Hugo poczuł miłe ciepło, które natychmiast zniknęło, gdy tamten oderwał swoje palce.
Starzec zwrócił się do młodzieńca:
-αυτό μάγους.
Po czym niespodziewanie przemówił po angielsku.
-Witajcie, młodzi czarodzieje. Nie wiem, jak się tutaj dostaliście i kim jesteście, ale na to przyjdzie czas. Potrzebujecie pomocy i leków. Pomogę wam.
Fred poruszył się nieufnie. Jeszcze walczył. Próbował ich uchronić do samego końca. To urocze.
Starzec mówił dalej. W świetle księżyca wyglądał jak mistyczna postać.
-Nie musicie się bać. Nazywam się Nestor Roditi i jestem dyrektorem tutejszej szkoły magii. Nazywa się mageia. Mogę was tam zabrać, jeśli mi pozwolicie.
Hugo chciał protestować. Wyczuwał podstęp. Z jakichś powodów nie ufał temu człowiekowi. Jednak… nim się obejrzał, ten chwycił go pod ramię. Anonimowy młodzieniec zrobił to samo z Fredem i cała czwórka rozpłynęła się we mgle.
                                                           ~*~
-GAŚ W KOŃCU TĘ ŚWIECZKĘ!
Annie spojrzała w kierunku tamtego odgłosu z odrazą i westchnęła. Może dzisiaj nie będzie się kłócić?
Schowała swój szkicownik pod łóżko, położyła delikatnie ołówek na komodzie… Już miała gasić świeczkę, jednak nie mogła się powtrzymać przed pokazaniem śpiącej królewnie pewnego wulgarnego gestu. Tamta tylko prychnęła pogardliwie i przewróciła się na drugą stronę. Annie z satysfakcją zgasiła świeczkę.
Zasnęła szybko. Stanowczo zbyt szybko.
Znalazła się w przestronnym, jasnym pomieszczeniu. Ściany były śnieżnobiałe a widok z okien rozpościerał się na błękitne niebo i wodę. Siedziała na skórzanej, czerwonej kanapie, a przed nią stał stolik z imbrykiem do herbaty i trzema filiżankami. Na wygrawerowanej szafce stał zielony kwiat. Na środku rozpościerał się miękki dywan. Przed nią wisiało lustro. Annie spojrzała na siebie i westchnęła. Miała na sobie szykowną sukienkę w granatowej barwie- czego co prawda nie znosiła- a jej ciemne włosy układały się w loki na ramionach. Oczy miała podkreślone delikatnym makijażem. Wyglądała olśniewająco.
I był ktoś, kto psuł ten widok.
Leon. Siedział obok, jak gdyby nigdy nic. Miał na sobie szykowną koszulę i spodnie.
-Więc to nie będzie przyjemny sen.
-Chyba nie.
Westchnęła. Nie chodzi o to, że nie lubi Leona. Nawet go lubi, chociaż nigdy w życiu tego nie wyzna. Fajne było to, że nie był typowym Ślizgonem. Miał w sobie coś dobrego.
Ale jeszcze bardziej kochała się z nim droczyć.
No, a gdy dzielili sny- oznaczało to tylko jedno.
Annie odliczyła w myślach: 3…2…1…
Wciąż wpatrywała się w lustro. Obok niej, na lewo, w fotelu pojawiła się trzecia postać.
Miała długie, czarne włosy i oczy w koloru morza. Nałożyła czarną sukienkę. Nie mogła mieć więcej niż 19 lat.
Annie spojrzała na demonicę, która uśmiechała się niepokojąco.
-Layla.
Skrzywiła się.
-Nie wymawiaj mojego imienia, skarbie. Dzisiaj postanowiłam być miła.
Imbryk uniósł się do góry i nalał herbaty do każdej z filiżanek.
-Cukru?- zapytała z uśmiechem demonica.
Oboje pokręcili z głową.
-Więc znacie już moją przeszłość i zamiary.- rozsiadła się wygodnie, popijając herbatę. Była naprawdę piękna. I przerażająca.- Magia, którą wysysam w Ministerstwa Magii nie wystarcza. By się przebudzić, potrzeba mi młoda energia. A wy mi pomożecie.
Annie nie była w stanie nic powiedzieć. Po raz pierwszy od bardzo dawna.
Wpatrywała się z przestrachem w parującą herbatę, której nie zamierzała tknąć. ONA miałaby pomóc Layli w wysysaniu magii z uczniów Hogwartu?
Nie. Chciała krzyczeć, że nie, ale przerażenie zabrało jej głos. W oczach Layli kryło się coś niepokojącego. Coś, co zabierało jej odwagę, którą miała, gdy jej nie widziała. Z trudem utrzymywała na niej wzrok. Nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo nie mają szans w tej walce. ONA była demonicą. Tak złym człowiekiem, że nawet piekło nie chciało jej do siebie. To właśnie ONA zabiła setki mężczyzn, obdzierając ich ze skóry, tylko dlatego, że ukochany ją zostawił.
A oni? Byli dwójką 11-latków.
Na szczęście Leo też tutaj był:
-Nie ma mowy.- brzmiał zaskakująco stanowczo.- Nie zrobimy tego.
-Ależ tak, zrobicie.- wyciągnęła coś zza pleców. Dwie, małe buteleczki.- To tutaj będziecie przechowywać magię. Wiem, wyglądają niepozornie, ale zmieszczą wielkie pokłady energii.
-Nie.- wymamrotała Annie, jakby na wpół świadoma tego, co mówi. Powtórzyła mocniej:-Nie.
Layla zaśmiała się perliście. Nie był to już śmiech psychopatki, który słyszała w pierwszym śnie. Ten śmiech był bardziej… niepokojący.
-Oj, kochana, to urocze, że jeszcze walczysz. Wracając do rzeczy. By wyssać magię, musicie obezwładnić ofiarę i przyłożyć różdżkę do jej czoła. Następnie wymówić klątwę, której treść poznacie już niedługo.- powiedziała to tak, jakby mówiła o prezentach świątecznych, które niebawem im wręczy.
-To chore!- krzyknął Leo.- Nigdy w życiu! Nie będziemy twoimi sługami! Co możesz nam niby zrobić?
Layla uśmiechnęła się zimno.
-Bardzo wiele.
-Nie.- nagle iskierka buntu tląca się w duszy Annie znów zapłonęła. Nie obchodzi jej, kim jest ta dziewczyna. Ważne jest to, kogo chciała z nich uczynić.- Nie boimy się ciebie!
Layla już się nie uśmiechała. Okrucieństwo zabłysło w jej oczach.
-Doprawdy?
Annie miała wizję i była pewna, że Leon także. To, co widziała… nie chciała o tym nawet wspominać. Wszystkie ofiary Layli… Martwe ciała mężczyzn, porozpruwane, wypatroszone, twarze zastygłe w krzyku. Plamy krwi na ścianach i doły pełne trupów. Wizja trwała kilka sekund, jednak wywarła na niej takie wrażenie, że jej psychika pozostała poruszona do końca życia. Nieświadomie złapała Leona za rękę. Wyglądał na równie przerażonego.
Layla wyglądała teraz jeszcze bardziej przerażająco i złowieszczo. Jej głos był ostry jak brzytwa:
-TO mogę z wami zrobić. A teraz znikajcie. Już niedługo spotkamy się znowu, byście poznali klątwę.

Gdy się obudziła, w pięści zaciśniętą miała małą buteleczkę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

22 komentarze:

  1. PIERWSZA!!! Rozdział super jak zwykle, ja chora;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;-; chorujemy razem ;-;

      Usuń
    2. A ja byłem "chory" dzień XD A ogólnie to nie choruje zbytnio. Raz na rok przez 3 dni to maks, nieliczac lat przed 11 rokiem życia. Wtedy to byłem chory co zimę na zapalenie płuc XD No i mam dzięki temu dobrą odporność ;-)

      Usuń
  2. https://www.youtube.com/watch?v=faQSs6UBDok ;')

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej trzecia! Ciekawy pomysł z szkołą w Grecji. I znowu pojawia się demonica. Zuza co jeszcze kryjesz. Interesujący rozdział.
    Życzę dużo weny. #CzarnaPani

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boże!! Te wizje na samym końcu naruszyły także moją psychikę! Przecież to będzie mi się śniło po nocach!! Nawet nie chcesz wiedzieć, co wykreował mój mózg... Rozdział świetny! Bardzo ciekawi mnie, kim są ci greccy czarodzieje, bo to chyba nie może być przypadek, że od tak sobie znaleźli się w pobliżu Freda i Hugo. I mam nadzieję, że chłopcy szybko wrócą do domu, bo Georg, Angelina, Hermiona i Ron zwariują z przerażenia! No i jeszcze ta sprawa z Demonicą z Ministerstwa... Chyba nie doczekam do następnego rozdziału!!
    Życzę natchnienia
    ~ Hermi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się przejęłaś tym wszystkim że napisałaś ,,Georg'' Pisze się ,,George'' :)

      Usuń
  5. Jestem chora, padnięta i nie wiem co napisać poza tym że rozdział supi dupi

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział Super!(jakżeby inaczej:D) Mam pytanie, które naszło mnie w czasie czytania pierwszej części rozdziału. Wplotłaś tą Grecję i od razu mam skojarzenia z Riciem Riordanem, Percym Jacsonem i Olimpijskimi Herosami. Czytałaś?:)
    Pozdrawiam Kundzia

    OdpowiedzUsuń
  7. Znajdź dwa błędy. "Magia, którą wysysam w Ministerstwa Magii nie wystarcza. By się przebudzić, potrzeba mi młoda energia. A wy mi pomożecie."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. potrzebna lub młodej energii, zależy jak kto czyta xD

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Nie wiem co tam. T^T Wiem że jutro kupię sobie kolejnego chomiczka i się tym jaram. xd

      Usuń
    2. Hah... A mój chomik jest trochę upośledzony xD Włazi do swojej miski z jedzeniem wykopuje całą zawartość tylnymi nogami, przysypuje trocinami, a potem gryzie pręty bo ,,głodny''. Sorry... Nie jestem specjalistką od chomików. Ale czy

      Usuń
    3. nie dokończyłam ;-; czy normalny chomik się tak zachowuje xD

      Usuń
    4. Gdzie jest Angela Heather? Pierwowzór Rachel? No gdzie??? XD pozdrawiam, jeśli jeszcze jesteś ;-)

      Usuń
  9. Hmmm... Córka Ateny?

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    Layla jest bardzo przerażająca, czy naprawę chce pomóc czy są szukani...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń