sobota, 26 listopada 2016

143. By być lepszym.

Czwórka błyszczących par oczu wpatrywała się prosto w Georga.
-Czy to… działa?- zapytał z podekscytowaniem Hugo.
-Jeszcze się okaże.- wyszczerzył zęby w odpowiedzi jego wujek.
Lily, Hugo oraz ich kuzyni- Fred i Roxanne, dzieci Georga i Angeliny- z niedowierzaniem wpatrywali się w małą, niepozorną kapsułkę leżącą na dłoni wujka. Miała ona zachęcająco błękitną barwę.
Lily wymieniła poddenerwowane spojrzenia ze swoją rówieśniczką.
-Tato…- zaczęła niepewnie Roxanne.- Czyli jeśli zjem tę tabletkę…?
-Tak, moja droga. Staniesz się super-silna i będziesz mogła podnieść nawet najcięższy głaz.
Hugo podskoczył z podekscytowania.
-Ja chcę być super-silny!
Fred wstał.
-Nie, to będę ja! Jestem najstarszy.
Hugo spojrzał na niego spode łba. Wymamrotał:
-I najgłupszy.
Jego kuzyn zmarszczył czoło.
-Że co?
-Nic. Mówię tylko, że ta kapsułka należy się mi.
-Nie, nie. TO JA…
Lily i Roxanne przyglądały się temu niczym wyjątkowo ciekawemu przedstawieniu. George zawołał:
-Hola, hola chłopcy! Nikt jej nie dostanie. Czy wiecie, jakie mogą być skutki uboczne, jeśli coś pójdzie nie tak? Straszne. Mogą wam nawet wypaść włosy.- oznajmił głosem przepełnionym grozą.
Roxanne ze strachem pogładziła się po swoich ciemnych, ślicznych włosach, które spływał kaskadami na jej plecy.
-Ojej.
-No właśnie. Więc zapomnijcie o tym i idźcie spać. Robi się późno.
Chwila ciszy. Chłopcy ze smutkiem wlepiali swój wzrok w Georga, który zawsze był tym zabawowym gościem. Teraz przybrał on surową minę i wpatrywał się w nich z wielką determinacją.
Nagle stanowczość prysła. George roześmiał się perliście.
-No co wy! Tylko żartuję.- wyciągnął pudełeczko ze swojej kieszeni.- Roznieście tę chatę!
Chłopcy przyjęli od niego podarunek. Pierwszy pastylkę wyciągnął Fred, następnie pudełko powędrowało do dłoni Hugo. Lily i Roxanne przyglądały się temu z pewnym niepokojem. Oczy Georga tryskały podnieceniem.
-Na trzy!- zawołał.- Raz… dwa… TRZY!
Chłopcy przełknęli kapsułki. Lekko się skrzywili. Wszyscy czekali, aż urosną im jakieś mega mięśnie, czy coś… Ale zamiast tego oni… zniknęli.
Po prostu. Puf i nie ma.
Pudełeczko potoczyło się po podłodze.
George i dwójka 9-latek przyglądało się temu ze zdumieniem. W oczach tego pierwszego rozbłysła panika. W tym momencie, na przekór losu, z korytarza dobiegł ich głos Hermiony:
-Wielkie dzięki, Angelino. Ostatnio mamy taki zawrót głowy… Harry i Ginny także dziękują za opiekę nad Lily.
-Nie ma sprawy, to przecież nic takiego.
Po czym obie kobiety weszły do pokoju.
Hermiona zmarszczyła czoło.
-George… Gdzie jest Hugo?
-I Fred?- dodała Angelina splatając ręce na piersi.
-Eeeemmm… Ekhm, mmm….- Geroge rozglądał się po pokoju, jakby miał nadzieje, że chłopcy wyskoczą nagle z pobliskiej szafy i krzykną: NIESPODZIANKA!
Ha, ha. Nie.
Kobiety w jednej chwili zawiesiły wzrok na pigułkach, które rozsypały się po podłodze. Następnie przeniosły go na biednego, przerażonego Georga, który aż się kulił w sobie. I na co mu to było?
Jednogłośnie wrzasnęły:
-GEORGE!
                                                         ~*~
James znalazł się w swoim krótkim życiu w wielu stresujących sytuacjach. Raz nawet prawie utonął. Jednak nic nie mogło przebić tego, co się działo teraz.
Dłonie mu się pociły. Miotła cały czas wypadała mu rąk. Spoglądał nerwowo na Arię, której wzrok zdawał się sięgać gdzieś daleko, poza boisko quidditcha. Ale poza tym była spokojna.
James pomyślał o swoim ojcu. Czy też się tak stresował przed swoim pierwszym meczem? To głupie, ale nigdy nawet go o to nie zapytał. Jak bardzo przydałby mu się teraz jego pocieszające słowa.
I na dodatek przypomniał sobie o Aleksie, który magicznie uzdrowił jego nogę i rękę. To dopiero dziwaczny gościu. Zagrał na gitarce kilka nutek i oto jest. James pamiętał te dojmujące uczucie ciepła, które go ogarnęło. Ten trans, w jakim się znalazł… W głowie wciąż dźwięczały mu słowa piosenki:
Zostanie tyle gór, ile udźwignąłem na plecach,
Zostanie tyle drzew, ile narysowało pióro…*
Cokolwiek to znaczyło.
Grali z Krukonami. James miał tylko najszczerszą nadzieję, że są na tyle mądrzy, by nie stosować żadnych brudnych sztuczek.
Nadzieja matką głupich!- mówił jakiś cichy głosik w jego głowie.
-To przynajmniej umrę późno, bo nadzieja umiera ostatnia.- odpowiedział na głos James, o czym zdał sobie sprawę dopiero, gdy napotkał niezrozumiały wzrok Teddy’ego.
Szybko spojrzał w inną stronę.
Teddy uśmiechnął się.
-I co, stresujesz się?
-Mhm. To znaczy… nie. Nie, w sensie, że tak, ale….
Zamilkł. Dobiegł go tylko stłumiony śmiech.
Jest żałosny. Jak dobrze, że Al go nie widzi.
A następnie ruszyli na boisko.
Krzyki dobiegały do uszu Jamesa mocno stłumione. Nie widział nikogo wokoło. On i jego miotła. Jak w transie ustawił się na swoim miejscu.
W tym samym czasie, Al, Rose i Alex krzyczeli na trybunach ile tylko sił w płucach, dopingując Gryffindorowi. Mike dołączył się do nich, nagle pozostawiając gdzieś w tyle swoją maskę wstydliwego chłopca. Wciąż skandował imiona Arii i Jamesa. Rachel pozostała bezstronna, nie chcąc narażać się ani tej czwórce, ani Annie, która owinęła się szalikiem w barwach Ravenclawu. Dziwnie było ją widzieć bez jej szkicownika.
-RAAAAVENCLAW!- wrzasnęła bez ogródek Annie. Obok siebie usłyszała znajomy, zbolały głos.
-Nie tak głośno, wariatko. To boli.
Spojrzała w tamtą stronę z morderczym błyskiem w oku. OCZYWIŚCIE- LEON FEATHER, bo jakże inaczej.
Jej wzrok przykuł szalik Gryffindoru owinięty wokół jego szyi.
-Skąd to wytrzasnąłeś?- wskazała na szkarłatno- złoty szal.
-Mam swoje sposoby.
-Aha…- zmierzyła go krytycznym spojrzeniem.- To fajnie. I dlaczego w ogóle kibicujesz Gryfonom? Jesteś Ślizgonem! Znienawidzą cię za to. Oskalpują. Powinieneś stać po stronie Krukonów.
Leo wzruszył ramionami i uśmiechnął się figlarnie.
-Wiem. Dlatego właśnie tego nie robię.
Annie także się uśmiechnęła.
-O-oho. Buntownik.
Leon roześmiał się.
Tymczasem James wzniósł się w górę. Wiatr świstał mu w uszach, a wraz z nim uleciał cały strach. Fakt, było zimno, ale nie padało. Z ust leciała mu para, jednak nie zwracał na to uwagi. W żyłach buzowała mu adrenalina. Wymienił uśmiechy z Arią i przybił piątkę dla Kat- to będzie ich mecz.
Ilekroć coś mu nie wychodziło- nie trafił w pętlę, lub zabrano mu kafla- przeżywał małe załamanie. Jednak coś dodawało mu siły. Była to Aria, której wzrok był wystarczająco pokrzepiający. Ryk tłumu, który skandował ich imiona. Wydawało mu się nawet, że słyszy Mike’a. Widział Teddy’ego, który tak wytrwale gonił znicza. Nie mógł odpuścić. Po prostu nie mógł.
Ekhm, a tak poza tym chciał pokazać Alowi, kto tu rządzi.
I takim właśnie sposobem zbierał się w sobie. Było tyle powodów, by nie tracić tej nadziei. By dawać z siebie wszystko. By po prostu DZIAŁAĆ.
I takim właśnie sposobem zdobył tego dnia niejedną pętlę. Skandował razem z pozostałymi, gdy Teddy uniósł do góry złotego znicza.
Warto się starać. Dla siebie, dla innych. By stawać się lepszym każdego dnia.
I nagle zrozumiał:
Zostanie tyle gór, ile udźwignąłem na plecach…*

Sukcesy, jakie osiąga są naprawdę jego sukcesami, jeśli sam się z nimi mierzy.
_____________________________________
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay


8 komentarzy:

  1. Fajna notka. George Weasley nigdy nie dorośnie a James w stresie przed pierwszym meczem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje. :) George nigdy nie dorośnie i za to go kocham. Bardzo dawno nie było o George i Angeliny. Fajnie, że w końcu dłuższy fragment o nich.
      ~Beznickowa

      Usuń
  2. Hej, fajny rozdział ale bardzo chciałabym, żeby teraz było coś o Harrym i Ginny.
    Będzie mi bardzo miło, jeśli spełnisz moją prośbę.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  3. George nigdy nie dorośnie. I scena z James porostu genialnie - jak zwykle


    OdpowiedzUsuń
  4. No i co ja mam powiedzieć? Chyba nie pozostaje mi nic innego jak "SUUUUPER"!! Znowu zaskakujesz i utrzymujesz w napięciu. Bardzo mi sie podoba jak piszesz. I zapytam o to samo co Alicja: Bedzie cos o Harrym i Ginny?? Ploseee!! Tak dawno juz nie było, że sie stękiłam. A może to czas bez twojego opowiadania tak się dłuży? Będę czekać!
    Życzę natchnienia!
    ~ Hermi

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok, jestem przed całym Team Popular... Nie wiem czy tak się da :p więc pewnie się nie da xD A to znaczy że wymykam się wszelkim schematom. A jeśli się im wymykam to [TU WPISZ CO MYŚLISZ] XD
    CRAYZOL, JESTEM POETKĄ OD DZISIAJ I PRZEWYŻSZAM TWOJE WIERSZE! :D
    Chomiki mądre są
    Bo czytać umieją
    I dlatego właśnie
    Masło w ciebie trzasnie
    Jak na piwo... yyy, HLEP nie starczy
    To ci się czoło marszczy
    A co to ma wspólnego
    Z chomikami z początku?
    A to, że nie chcę zgubić wątku ;P


    JESTEM POETKĄ!!! :D


    Ogólnie wszystko super, ale dostrzegam że wena rzadko przychodzi ;/ Heh...





    nononiningsgsjsjsgwhsgshzisusvsbshhsisjhdnssjssjhvjvvhjvjcjvjvzhvhvjvjhvkhvjhvjvczhhzsbssjspoliczej nagshsdixbzvssgszxfzgzgzgzgchomikhdhdhdgddgdhdbdhdhgdhshshsgsdhdhgdgdbsvsvssvchomulekcehddhrhrbrbrvdvrvdbdbdchomiczekgdhdhdhddhdhdgdgdg


    Co ja piszę? xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    o fantastyczny rozdział, James zagrał w meczu i gryfindor wygrał ;) buntownik z Leona no i George haha wkurzył żonę i Hermiona, ale ciekawe co stało się z Hugo i Fredem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń