sobota, 19 listopada 2016

142. Nieinteligentna Krukonka i niesprytny Ślizgon.

Ginny czuła się przede wszystkim zdradzona.
Ale też wściekła. Niedoceniona. Oszukana. I tysiące innych negatywnych uczuć, które ostatnio gościły w jej sercu. Kobieta chciałaby, żeby sobie poszły i zostawiły ją w spokoju. Ale one się uparły i tam siedziały, jak w jakimś przeklętym bunkrze.
Ale czuła też troskę- o swoich najbliższych. To, że nie powiedzieli jej o tej całej sprawie z latającą szufladą, demonicą i wysysaniem magii. Wszystko było tak pokręcone, że wciąż z trudem w to wierzyła- fakty jednak były następujące: jej mąż, brat i najlepsza przyjaciółka właśnie słabli na jej oczach, a ona nawet o tym nie wiedziała. Bała się o nich. Bardzo. Jednak ta wielka fala gniewu zupełnie przygniotła jakąkolwiek pokorę.
Po spotkaniu GD Harry i Ron natychmiast udali się do Ministerstwa Magii, bo góra pracy wciąż rosła. Ginny już spała, gdy jej mąż wrócił. Gdy się obudziła, pozostało tylko wgniecione miejsce na łóżku obok i rozrzucona w pośpiechu pościel. Typowo.
Od kiedy Al i Rose pojechali do Hogwartu, nie było starszego rodzeństwa, które mogłoby się zaopiekować Lily i Hugo. Ginny ufała swojej córce- nieco gorzej z Hugo, który jeszcze nie tak dawno temu trafił na komisariat mugolskiej policji- jednak wolała nie zostawiać ich samych w domu. Kto wie, może nagłe przepływy magii, które pojawiały się coraz częściej, nagle zwrócą się przeciwko nim? Ginny czuła wyrzuty sumienia, że musi zawracać głowę swojej mamie. Jednak Molly nie miała pretensji- była wręcz szczęśliwa, że może komuś wcisnąć kolejne ciasteczka i ponarzekać na jego wagę.
Ginny odgoniła wszystkie te myśli i postanowiła skupić się na pracy. Ich jeszcze niedawno nowy szef ją zamorduje, jeśli tego nie zrobi.
I wtedy pojawiła się Hermiona.
Nieco niepewnie weszła do gabinetu, jakby wiedziała, że coś się święci.
Świetnie.- pomyślała Ginny- Może otacza mnie już aura nienawiści?
-Hej, mogę?- zagadnęła jej przyjaciółka.- Znalazłam chwilę wolnego, więc pomyślałam, że wpadnę.
-Jasne.- wycedziła rudowłosa, jakby bała się otworzyć szerzej buzi, w obawie, że wylecą z niej niekontrolowane oskarżenia.- Wejdź.
Hermiona zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie. Jej kąciki ust uniosły się lekko
-A więc, udało nam się. Gwardia Dumbledore’a znów wkracza do akcji. Jestem taka dumna. Nie mogę w to uwierzyć. Czułam się, jakbym cofnęła się w czasie o te dwadzieścia lat.
Ginny uśmiechnęła się cierpko.
-Ta. Ja też.
Hermiona porzuciła swoją jakże wiarygodną grę aktorską.
-Okej, poddaję się. Wiem, że jesteś zła. Ale pozwól mi to wytłumaczyć…
-Myślę, że nie ma co tutaj tłumaczyć.- odparła cicho Ginny, przypominając niepokojącą oazę spokoju.- Po prostu bezczelnie mnie oszukaliście.
-Nie.- Hermiona kręciła rozpaczliwie głową.- To nie tak. Po prostu nie chcieliśmy cię martwić…
-A teraz jest niby lepiej?- przerwała jej przyjaciółka.
Nirwana. Powtarzała w myślach Ginny. Nirwana.
-Zrozum, że sami, jesteśmy zagubieni. Ja…- głos Hermiony się załamał.- … nie wiem, co się z nami dzieje. To wszystko nas po prostu przerosło. Nie chcieliśmy cię okłamać.
Nirwana. Nirwana. Nir… PIERDZIELĘ TO!
Ginny poderwała się z miejsca.
-ALE TO ZROBILIŚCIE! KŁAMALIŚCIE MI W ŻYWE OCZY I NA TO NIE MA USPRAWIEDLIWIENIA! NIE CHCIELIŚCIE MNIE MARWTIĆ?-prychnęła pogardliwie.-NO SUPER. FANTASTYCZNIE. WIELKIE DZIĘKI, SERIO. A CZY MYŚLAŁAŚ O TYM, JAK SIĘ TERAZ CZUJĘ?
Hermiona wyciągnęła rękę w rozpaczliwym geście. W jej oczach malował się ból.
-Ginny, proszę…
-NIE! NIE MYŚLAŁAŚ. ONI TEŻ NIE. ANI HARRY ANI RON NIE MOGĄ SPOJRZEĆ MI W OCZU. NIE MAJĄ ODWAGI. TO TCHÓRZE. BO WIEDZĄ, ŻE MNIE OSZUKALI. CZY TY WIESZ, JAK TO JEST, GDY DOWIADUJESZ SIĘ, ŻE TROJE NABLIŻSZYCH CI LUDZI WŁAŚNIE ZMIENIA SIĘ W ROŚLINKI I UKRYWAJĄ TO PRZED TOBĄ? JASNE, ŻE NIE. NIC NIE WIESZ. NIE ZBUDUJESZ PRAWDZIWEJ RELACJI NA KŁAMSTWIE! NIGDY.
Ginny nabrała powietrza. Czuła, że głos jej zamiera. Hermiona wpatrywała się w nią ze łzami w oczach.
-CZUJĘ SIĘ JAK NAJGORSZA GNIDA. MYŚLAŁAM, ŻE MOGĘ WAM ZAUFAĆ. TYM CZASEM, TO WY NAJWYRAŹNIEJ NIE UFACIE MI.
Czekała. Naprawdę czekała i miała nadzieję, że jej przyjaciółka to wszystko zamieni na lepsze. Wyjaśni jej od nowa. Ale nie. Hermiona tylko na nią patrzyła, a wargi trzęsły się jej od tłumionego szlochu.
-A teraz wyjdź.
Hermiona zrobiła to bez większego uporu.
Ginny ponownie zasiadła za biurkiem, jednak nie mogła skupić się na pracy. Źle czuła się z tym, że tak naskoczyła na swoją bratową. Musiała to jednak z siebie wyrzucić. Czuła się teraz jakby lżejsza o te kilkadziesiąt wypowiedzianych słów.
Pomyślała o jedynej osobie, która nic nie ukrywała przed nią. Była szczera i zawsze mogła na nią liczyć. Allie.
Nim zdała sobie sprawę z tego, co robi, ruszyła w stronę gabinetu przyjaciółki. Weszła bez pukania- taki już był ich zwyczaj.
To, co zobaczyła sprawiło, że zamarła w pół kroku.
Allie i Aaron Broke- ich nowy szef, w miarę młody i przystojny. Stali przyssani do siebie niczym dwie pijawki. Na dźwięk otwieranych drzwi odskoczyli od siebie gwałtownie i spojrzeli na przybysza. Nim cokolwiek powiedzieli, Ginny wymamrotała tylko:
-Ekhm, przepraszam…
I ruszyła pędem w stronę swojego biura.
Okej, jednak nie ma już osoby, która by jej nie oszukiwała.
Ginny w pierwszej chwili poczuła smutek. Czy naprawdę nie była warta ani trochę zaufania? Choć odrobiny?
Potem jednak, gdy zasiadła przy biurku i odtwarzała w myślach tę właśnie sytuację, widziała coraz więcej zabawnych szczegółów, których wcześniej nie mogła dostrzec.
Rozmazana szminka Allie i nerwowy sposób, w jaki przeczesywała włosy, gdy ją zobaczyła. Aaron, który odskoczył do tyłu jak poparzony prądem i jego bezsensowne poprawianie krawatu. Ups.
Allie. Wieczna singielka, silna, niezależna kobieta właśnie ma romans.
Ginny nie wytrzymała i mimo wszystko wybuchła głośnym śmiechem.
                                       ~*~
Annie spokojnie przemierzała korytarz, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię i pociągnął gwałtownie za róg.
Wstrzymała oddech.
Jakiż był jej zawód, gdy zobaczyła twarz Leona Feathera.
-No nie. A już myślałam, że porwał mnie jakiś przystojny złoczyńca.
Chłopak puścił to mimochodem.
-Jak się czujesz?
Krukonka zmarszczyła brwi.
-A co? Nie widać? Fantastycznie.
-Chodzi mi o ten…- zawahał się.-…sen.
Annie zastanowiła się chwilę.
-Ten, w którym oszalała demonica kazała nam się przyłączyć do swojej armii wysysaczy i dostała szału, gdy powiedziałam jej imię? O tak, pamiętam go. Ale pamiętam też, że na koniec to twoja świeczka zgasła i to ciebie coś zabrało w ciemność. To chyba ja się powinnam martwić.- znów się zastanowiła.- Ale tego nie robię. Jeszcze tego samego dnia widziałam cię na lekcji. Swoją drogą, masz niezły zapłon.
Ślizgon żachnął się.
-Och, daj już spokój z tymi żarcikami. To wszystko nie jest śmieszne. Coś mogło się nam stać.
-Ależ oczywiście, że jest śmieszne, Leonie. Pękam ze śmiechu, nie widzisz?- odparła spokojnie Annie. Postanowiła, że tego dnia trochę go podręczy.
Westchnął.
-Nie możemy jej na to pozwolić. Ta demonica… Layla, tak? Chce, żebyśmy pomogli jej kraść magię z czarodziejów. Musimy to powstrzymać.
Annie bez słowa zaczęła klaskać.
 Na twarzy Leona malowało się zdezorientowanie, podobne to tego, jakie widnieje na twarzy małego szczeniaczka.
-Co ty robisz?
-Brawo.- pociągnęła nosem.- Wzruszyłam się. Od naszego ostatniego spotkania bardzo zmądrzałeś. Stałeś się wręcz… odkrywcą.- pokiwała z uznaniem głową.
Leo skrzyżował ręce na piersi. Jego mina mówiła: Och, a więc tak się bawimy?
-Ty za to od ostatniego spotkania w końcu przestałaś się wyrzekać tego, że nasze sny są prawdziwymi wizjami.
Zamrugała kilka razy.
-Ale od tego realnego spotkania, czy tego we śnie… Bo już się pogubiłam.
-Jesteś wyjątkowo nieinteligentną Krukonką.
-A ty wyjątkowo niesprytnym Ślizgonem.
Zmrużył oczy.
-Okej, zawsze jesteś nieznośna, ale dzisiaj najwyraźniej przechodzisz samą siebie. Dlaczego?
Prychnęła.
-Zawsze taka jestem, Sherlocku.
-Nie, nie.- odparł Leo, kręcąc stanowczą głową. W jego głosie nie słyszała już zirytowania, lecz rozbawienie.- Dzisiaj coś cię gryzie. W normalnych warunkach już byśmy nie rozmawiali.
-Nieprawda.
-Prawda.
-Nie.
-Tak.
-Nie!
-Oj, tak.
-NO DOBRA!- krzyknęła.- Dostałam O od McGonagall. A teraz spadaj. Nie mam humoru.
Leo roześmiał się.
-Oho. Czyli miałem rację, co do tego, że jesteś beznadziejną Krukonką…
-Powiedziałam: SPADAJ.
Z satysfakcją i głupim uśmiechem ją wyminął.

Patrzyła, gdy odchodził. A to uparty gnojek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

15 komentarzy:

  1. #1 Hej! Super rozdział. Oby tak dalej.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
  2. I'm third! Właśnie byłam na "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" i zdecydowanie polecam. Rozdzialik taki jak zwykle, tzn super. Co więcej? Chyba nic.
    HW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też byłam, w środę na pokazie przedpremierowym

      Usuń
  3. nie mam dziś humoru... jutro cos miłego napisze...

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! A "O" znaczyło co? Bo nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem... Więc rozdzialik super:) Jak zwykle z resztą (xD) Niee mam weeeny... To cześć!
    Lunia<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, fajny rozdział. Cześć, paaaaa....#CzarnaPani

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    no tak Ginny wybuchła i jak się okazuje Alie ma romans z nowym szefem, Anne i Leo muszą walczyć z Laylą, a James, Aria i Mike z Kishinem, może byb
    połączyli siły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń