Ginny pojawiła się wśród szmaragdowych płomieni, szczerząc
zęby.
-Już jestem!
Hermiona mimo wszystko nie mogła powstrzymać uśmiechu.
-Wreszcie.
Był to czas tylko dla Ginny i Hermiony. „Babski wieczór”- jak to powiadają mugole. Tej nocy Harry i Ron
musieli zostać w pracy. Dzieci poszły do dziadków. Jakże wielkim grzechem
byłoby tego nie wykorzystać.
Hermiona zawsze uważała takie coś za głupie, jednak tego
dnia przestało to być ważne. Chciała znów się poczuć jak nastolatka. I
zapomnieć o tych problemach, które ją przytłaczały.
Bo jeśli wszystko pójdzie źle, to wkrótce straci całą swoją
magię.
Ginny była osobą, której bezgranicznie ufała- jednak zgodnie
z chłopcami uzgodniła, że woli tego, póki co, jej nie mówić. Czuła wyrzuty
sumienia, że okłamuje przyjaciółkę. Wiedziała, że to złe. Jednak nie mogła, po
prostu nie potrafiła tego zrobić, widząc tak promienny uśmiech na jej twarzy.
Nie była potworem.
Tego wieczora dużo rozmawiały, zajadając swoje ulubione
niezdrowe przekąski. Nie były to jednak typowe pogaduszki mamusiek- o pracy i
dzieciach. Te dwie nie były zwykłymi mamami, i to nie tylko dlatego, że
potrafiły znikąd wyczarować grzechotkę. Niezwykłe w nich było to, że pomimo
wieku- trzeba przyznać, że już nie były to ich lata młodości- nie zmieniły się
za bardzo. Potrafiły być odpowiedzialne i wyluzowane. Surowe i zabawne.
Wspominały dawne czasy z uśmiechem na twarzy. Jasne, sam
Voldemort nie był dobrym wspomnieniem, więc omijały jego imienia jak ognia. Nie
dlatego, że się go bały. Nie, nie. Gardziły nim. Po prostu nie chciały psuć
sobie humoru.
Obie kobiety ogarnęła dziwna melancholia. Wciąż pamiętały
wszystkie szczegóły- to, jak Ron zieleniał na twarzy, gdy widział Hermionę z
Wiktorem Krumem. To, jak Harry stracił kość przez Lockharta albo zaprosił Lunę
na przyjęcie u Slaghorna, przez co po szkole chodziły różne plotki.
-Dawno nie widziałam Luny.- odezwała się nagle Hermiona.-
Ciekawe, jak u niej.
-Musimy się z nią spotkać.- oświadczyła z zapałem Ginny.-
Brakuje mi jej dziwactw!
Cóż za wspaniały argument.
Następnie na ruszt padła Gwardia Dumbledore’a i to, jak
uczniowie buntowali się przeciwko tej wrednej, różowej landrynie- Umbridge.
Kobiety nagle przytłoczyło to, że te czasy nie powrócą- już nigdy nie schowają
się w Pokoju Życzeń i nie wyczarują po raz pierwszy patronusa.
Hermiona nie była pewna, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu
wyczaruje patronusa.
Nie wytrzymała.
Poczuła ucisk w gardle, a oczy zaszyły jej łzami. Nie chce
tak kończyć. Nie po wszystkim, co przeszła.
Ginny natychmiast to zauważyła.
-Hej, Hermiono.- położyła dłoń na ramieniu bratowej.- Daj
spokój. To już nie powróci, fakt, ale jeszcze wiele przed nami. Co byś
powiedziała, żeby zorganizować spotkanie wszystkich żyjących członków Gwardii
Dumbledore’a?
Hermiona chciała krzyczeć, że to nie o to chodzi. Że nie
opłakuje przeszłości, lecz swoją przyszłość. Zagryzła wargi i wzięła się w
garść. Spojrzała w oczy przyjaciółki, które świeciły zarówno niepokojem, lecz
też łagodnością i radością. Nie może zgasić tych iskierek.
Nikt nie może wiedzieć.
Chciała wybrnąć z sytuacji. Nie musiała długo myśleć. Jej uwagę
przykuł ostatni pomysł, który rzuciła jej przyjaciółka.
I nagle coś nowego wpadło do jej głowy. Zaświeciła się
żaróweczka. Poczuła, że oblewa ją ciepło, przytłaczając tamtą bezradność.
Nie wiedziała, czy się udała. Szczerze, było to bardzo mało prawdopodobne.
Jednak to dało jej nadzieję. A nadziei nie można tak po prostu odrzucić. Gdyby
to się udało… Może mogliby rozwiązać problemy z demonicą?
Nie wierzyła, w to, co mówi. Jej głos był cichy:
-Ginny… A gdybyśmy tak reaktywowali Gwardię?
Oczy jej przyjaciółki rozbłysły nowym blaskiem.
~*~
James rzadko płakał. Prawie w ogóle. Ale w takie poranki jak
te, jego dusza łkała.
Gdy się obudził, za oknem było ciemno. Mike, Ren i Matt
wciąż spokojnie spali, podczas gdy młody Potter przeżywał prawdziwe katorgi.
Spojrzał na zegar. 5:30. Kto normalny wstaje o tej porze?
Grzebał w szafie, szukając odpowiedniego stroju.
Zachciało mi się. To
teraz mam.
Zdążył wyjść do łazienki i wrócić do Wieży Gryffindoru o
5:45. Czekał na Arię, powstrzymując się przed zaśnięciem. Jego mózg miał jednak
inne plany.
-Głupi mózg.- wymamrotał James, patrząc na swoje buty.-
Przestań spać.
-Co?- obok niego rozległ się głos jego przyjaciółki.
Aria wstawała jeszcze wcześniej niż on- w końcu spędzała
więcej czasu w toalecie. James nie miał pojęcia, co ona tam robi. Gdy ją o to
zapytał ostatnim razem, spojrzała na niego tajemniczo i odparła: Dowiesz się w swoim czasie.
Dziewczyny są dziwne. Jakby po prostu nie mogła
odpowiedzieć, że robi wszystko, by jej fryzura nie wyglądała jak ta miotła,
którą dzierżyła w dłoni- Błyskawica Niepokonana.
Była to miotła najnowszej generacji. Gdy spytał się, skąd ją
wytrzasnęła, odparła:
-Dostałam ją, zanim jeszcze moi rodzice mnie znienawidzili.
James już nie pytał.
On sam miał o wiele gorszy model- Błyskawicę 7000. Ale nie
narzekał. Mimo wszystko, to dobra miotła.
Spojrzał na dziewczynę.
-Nic takiego. Czemu zawsze się spóźniasz?
Wywróciła oczami, które swoją drogą, były podkrążone od
niewyspania.
-Och, daj spokój, Jamesunia. Chodźmy już.
Jamesunia.
Chłopak musiał nieco ochłonąć, by się nie zdenerwować do
reszty. To przezwisko śledziło go od kilku dni.
Tak było codziennie rano- wstawali, spotykali się w Pokoju
Wspólnym (oczywiście, Aria się spóźniała), a potem razem szli na trening
quidditcha.
Teddy nie żartował. Naprawdę dawał im wycisk.
Gdy wyszli na zewnątrz, natychmiast owiał ich zimny wiatr.
To nie był już październikowy chłód. To była teraz listopadowa kostnica.
Było jeszcze ciemno, więc musieli zapalić różdżki. Dotarli
do stadionu, który- Merlinowi dzięki- był oświetlony. Pozostali już czekali.
Teddy- kapitan i szukający. Wiecznie uśmiechnięta blondynka-
Kat, ścigająca. Obrońca- Peter i pałkarze; niska, ciemnowłosa Prim i duży Gabe.
Oni wszyscy byli starsi. I patrzyli na nowicjuszy wyczekująco. Tylko Kat nie
zdjęła uśmiechu, za co James był jej wdzięczny.
Aria i James nieźle radzili sobie na treningach, to racja.
Jednak z czasem zaczynało ich to wszystko coraz bardziej przytłaczać. Nie
pamiętali, kiedy ostatni raz się wyspali.
Włosy Teddye’go były ciemne jak noc, więc wtapiały się w
tło.
-No, jeszcze minuta i dostalibyście karę. Bierzmy się do
roboty.
Treningi zawsze wyglądały podobnie: najpierw się
przebierali, potem rozgrzewka, ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze więcej ćwiczeń.
Po etapie „rozgrzewka” mogli przystąpić do „ćwiczeń”. Teddy
wypuścił znicza, po czym cała drużyna wzniosła się w górę. James nie czuł rąk,
które prawdopodobnie przymarzły mu do miotły. A przynajmniej on to tak
odczuwał.
Na wysokości było jeszcze gorzej. Wiatr uderzał w jego twarz
z impetem. Sięgał swoimi lodowatymi szponami pod ubranie i zbaczał go z kursu,
którym leciał. James jednak był na to gotowy. Z niektórymi rzeczami trzeba się
pogodzić, jeśli chce się coś osiągnąć. On pogodził się z tym, że będzie musiał
walczyć z czynnikami atmosferycznymi, jeśli chce zostać członkiem drużyny
quidditcha.
Coś za coś.
James ledwo łapał swoimi skostniałymi dłońmi kafla. Jeszcze
ciężej było unikać mu tłuczków, odbijanych przez Prim i Gabe’a. Wiatr jakby
specjalnie odbijał go tam, gdzie one leciały. Ilekroć on rzucał, by zdobyć
punkty, Peter łapał kafla. James nie był pewien, czy to on jest beznadziejny,
czy po prostu mają takiego świetnego bramkarza.
Teddy złapał już znicza i teraz przyglądał się wszystkiemu z
dołu. Rozjaśniało się. To znak, że zaraz 8, czyli koniec treningu i śniadanie.
Wytrzymać jeszcze 10 minut.
James właśnie podał kafel do Kat, gdy usłyszał krzyk Arii:
-JAMES, UWAŻAAAJ!
Spojrzał w jej stronę, natomiast z drugiej uderzył tłuczek.
James poczuł przeszywający ból w prawej kostce. Jakby tego było mało, przeklęty
tłuczek zawrócił i uderzył chłopaka w rękę.
No świetnie. Podwójne uderzenie.
Teddy gwizdnął. Wszyscy zlecieli na dół- James operował
tylko jedną ręką- a następnie zebrali się wokół poszkodowanego. Prim, która
zwykle wyglądała groźnie, teraz miała wyrzuty sumienia wymalowane na twarzy.
-Przepraszam, James. To ja odbiłam ten tłuczek.
Chłopiec zdobył się na uśmiech.
-Takie twoje zadanie.
Teddy oglądał jego kostkę. Następnie wziął się za rękę. Tam,
gdzie dotknął go kapitan, James poczuł niesamowity ból. Czarodziej wstał. Jego
włosy zrobiły się białe już jakiś czas temu- może z zimna?
-Nic nie złamałeś. Tylko zbiłeś. Musisz iść do Skrzydła Szpitalnego.-
nagle spochmurniał. Jego włosy ponownie przybrały ciemną barwę.- Przykro mi,
ale nie będziesz mógł zagrać w meczu.
James spojrzał na starszego kolegę z niedowierzaniem.
-CO? Teddy, nie możesz mi tego zrobić. Przecież Pani Pomfrey
wyleczy to w minutę!
Na twarzy kapitana malował się szczery smutek.
-Wiem, James. Ale wciąż będziesz kulał, a twoja ręka nie
będzie do końca sprawna przez kolejne kilka dni. Nie możesz jeszcze bardziej
ich nadwyrężać. A mecz z Krukonami już jutro. Przepraszam.
James przełknął gorycz. Do tego meczu szykował się przez
ostatnie kilka tygodnie. Wstawał codziennie rano, by chodzić na treningi. To
miał być wielki dzień. A teraz okazuje się, że przez jakieś głupie zbicia nie
będzie mógł wziąć udziału?
Już miał protestować. Złapał jednak wzrok Arii, który jasno
mówił: On ma rację. To dla twojego dobra.
Przykro mi, James.
Był wściekły. Wściekły na nią, na Teddy’ego, Prim, resztę
drużyny. Ale przede wszystkim na siebie- gdyby uważał…
Głupia kostka. Głupia prawa ręka.
Ruszył przez trawnik, kulejąc. Czuł się jak ostatnia
sierota. Współczujący wzrok pozostałych wypalał mu dziurę w plecach. Nie chciał
współczucia. Nie chciał wsparcia. Chciał tylko zagrać w tym głupim meczu.
Jednak Pani Pomfrey potwierdziła słowa Teddy’ego- chociaż po
wizycie już nic go nie bolało, to wciąż kulał, a ręka pozostawała dziwnie
sztywna, nie mógł nią swobodnie ruszać.
I tak właśnie stracił nadzieję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Świetna notka jak zawsze.Od rana wchodziłam na bloga i czekałam z niecierpliwością.Czekałam,czekałam aż się doczekałam...
OdpowiedzUsuń~obrazek mi się nie wyświetla ;-(~
OdpowiedzUsuńCrayzol... Gdzie się podziały wierszyki? :-( Rozdział super! Nie mam siły nic więcej wystukać... To cześć!
OdpowiedzUsuńLunia:-)
Jej będzie reaktywacja Gwardii :D!!! Biedny James, ale Teddy ma racje :(. Rozdział wspaniały, a właśnie.... Trzecia!!! Zuziu życzę ci weny na następne rozdziały ;).#CzarnaPani
OdpowiedzUsuńUps nie zauważyłam Lily :P. Czwarta! Właśnie Crayzolku gdzie twoja poezja??? #CzarnaPani
UsuńHah... Mnie nie widać? :-D spk. Już dawno nie było jego twórczości... I nawet komy pisze krótsze... :-?
UsuńLunia
PS: Kiedyś byłam Lily! Jestem L.U.N.A.T.Y.C.Z.K.A!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZastanawiam się, co napisała....
UsuńCrayzol, witaj w klubie :D
UsuńJak zwykle wspaniale!
OdpowiedzUsuńJak zwykle genialnie nie mogę się doczekać tej reaktywacji GD
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńKom długi w dupę przepadł... BRAWO ŚWIATŁOWÓD!!! -,-" Hehh... [TAK, CAŁY KOMENTARZ BĘDĘ SIĘ TAK NAD SOBĄ UŻALAĆ, PRZESZKADZA CI TO?!] ;-; JAK JEST TU JAKAŚ WRÓŻKA BOŻENA TO NIECH MI POMOŻE! ;-; smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik. smutny chomik.
OdpowiedzUsuń;-; Tak szczerze to był naprawdę długi...
....................................................................................................... <------ Kropki nienawiści D;
Rozdział ogólnie supi dupi. *.*
CRAYZOL, JA CHCĘ WIERSZYK! Ładnie proszę! *.*
μ <----------- To się podobno nazywa kupagena. xD Ale nie jestem pewna xDDD
Lubię szynkę.
Merlinie! Jaki spam! Człowieku (albo raczej...chomiku) zrozum, że takie jest życie. Komy przepadają, i wracają:-)
UsuńGdzie znalazłaś ten symbol? Ja znam to jako junity, albo coś tam jeszcze powiazanego z sinusami XD
Usuńhttps://www.google.pl/url?sa=t&source=web&rct=j&url=https://pl.m.wikipedia.org/wiki/My_(litera)&ved=0ahUKEwiK0PKAu5TQAhXI3CwKHTZ-Ah0QFggdMAA&usg=AFQjCNGMqH0ziNUIQ_xTMWLuxAs6hw6AGw&sig2=xxrtQ3F9aQxuvB3_NTNUqA
Usuńhttps://www.google.pl/url?sa=t&source=web&rct=j&url=https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Mikro&ved=0ahUKEwiK0PKAu5TQAhXI3CwKHTZ-Ah0QFggfMAE&usg=AFQjCNGRa2fMkqxdjA-dzC20HBClwym5fA&sig2=0D4ZN2hR8pdYhnfE73AV-A
Nie wiem sama xD nacisnęłam lewy alt i jakieś cyferki i wyszło xdddddd
UsuńHej jestem tu nowa. Chciałam Ci powiedzieć,ze twoja kontynuacja Harry'ego jest wspaniała! ☺ Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania w ciągu dwóch dni. Tak się wciągnęłam, że nie mogłam przestać.�� Przede wszystkim mogę śmiało powiedzieć, że Twoje dalsze losy Harry'ego o wiele bardziej mi się podobają niż te w "Przeklętym dziecku". Choć, muszę przyznać,że wolałam początkowe opowiadania kiedy Harrry nie mial jeszcze dzieci, ale teraz też są super.
OdpowiedzUsuńNa koniec życzę ci dużo nowych, ciekawych pomysłów.
Pozdrawiam,
Twoja fanka Alicja.
No i fajnie.
UsuńPrzepraszam.. Nie obraź się, ale podpis mnie dobił:-)
UsuńSpk. Myślę,że lepiej tak niż podpisywanie się imieniem bohatera. Przecież tak naprawdę nie nazywasz się Lily Potter, prawda? ☺
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, czyli co? Ginny jak na razie nie wie, że coś się dzieje z Harrym jak i z Ronem oraz Hermioną, ale jest spostrzegawcza szybko coś zauważy... reaktywacja dawnej gwardi to dobry pomysł... jaka szkoda przez ten wypadek James nie zagra w meczu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia