Taka refleksja na dzisiejszy wieczór:
Pomagamy komuś rzeczywiście, żeby komuś pomóc, czy po to, żeby zaspokoić swoją potrzebę dobrego mniemania o sobie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Harry spojrzał na Hermionę, której policzki były
zaczerwienione z oburzenia.
Odchrząknął, poprawił się na krześle i powiedział spokojnie:
-Hermiono, możesz jeszcze raz powiedzieć to samo, tylko….-
zawahał się, widząc jej piorunujący wzrok.-….hmmmm…. nieco mniej chaotycznie?
Kobieta niespodziewanie spojrzała na Rona, jakby to wszystko
była jego wina.
-A myślałam, że to ty jesteś tym niepojętnym.
Ron zastanowił się chwilę.
-Hej!
Ale Hermiona już kontynuowała:
-Czego tu nie rozumieć? Jest tak, jak myślałam! Tracimy
naszą moc. Ta kobieta… ona z nas ją wysysa.- głos czarodziejki załamał się. Spojrzała
z przerażeniem na swojego przyjaciela i męża, szukając wśród nich wsparcia.
Jednak Harry nie czuł się jakoś inaczej. Czy tracił moc? Nie
sądził. Miał siłę, nastrój i pogodę ducha, jak zawsze. No, może to trzecie
poddawałby wątpliwości. Ministerstwo Magii doszczętnie psuło jego pogodę ducha.
Tak samo było z nastrojem. No i może siłą.
Kiedy ostatni raz używał jakiegokolwiek zaklęcia? Zakręciło
mu się w głowie, gdy przechodził chwilę konsternacji, bo naprawdę nie był w
stanie sobie tego przypomnieć. Wtedy nagle coś zaświtało i Harry chwycił się
tego niczym wyjątkowo jasnej deski ratunku- dzisiaj rano, gdy przywoływał
płaszcz, który zostawił w innym pokoju, a śpieszył się do pracy. Wszystko było
normalne.
Ilekroć odtwarzał tę wizję w głowie, w tym większe popadał
wątpliwości- czy aby na pewno płaszcz nie upadł zbyt daleko, jak na komendę „Accio”?
I czy przypadkiem nie zahaczył o próg przedpokoju, co nie zdarzało się Harry’emu
od… 5 klasy?
Spojrzał na Rona, który najwyraźniej także toczył w swojej
głowie podobną wojnę. Tyle, że w jego przypadku był to nieco bardziej
skomplikowany proces.
Harry spojrzał na Hermionę, pozostawiając Rona sam na sam ze
swoją wewnętrzną walką.
-Może to było tylko chwilowe?
Kobieta zacisnęła usta. Uniosła różdżkę do górę, wyciągnęła
ją w stronę Harry’ego i nim ten zdążył zareagować, zawołała:
-Drętwota!
Mężczyzna w pierwszej chwili poczuł przerażenie- mięśnie
natychmiast mu zastygły, kurcząc się i powodując promieniujący ból. Jednak to
znikło w ciągu sekundy- Harry znów poczuł się najnormalniej w świecie, jakby
właśnie przed chwilą jego przyjaciółka wcale nie rzuciła na niego solidnego
oszałamiacza.
Poczuł niespodziewany przypływ paniki. Więc to prawda. Czy
on także stracił już swoją magię? Czy wkrótce stanie się bezsilny i
pomarszczony, jak tamten czarodziej, którego znaleźli w podziemiach?
Wyciągnął różdżkę do góry i wykrzyknął pierwsze, co mu
przyszło do głowy:
-Aquamenti!
Woda wytrysła do góry równym strumieniem, zalewając sufit. Harry przez chwilę przyglądał się temu ze
spokojem i satysfakcją, po czym szybko zmienił pozycje, wyrywając umysł Rona ze
stanu wojennego zimną falą. Przyjaciel zaczął kaszleć i wydawać z siebie
bulgocące dźwięki, a woda opadła gwałtownie, jakby ktoś zakręcił kurek. Potter
zmarszczył czoło. Nie chciał powstrzymywać zaklęcia. Obserwowanie Rona w takiej
sytuacji było dosyć zabawne.
Podczas gdy przyjaciel zaczął rzucać licznymi przekleństwami
pod jego adresem, on wywołał zaklęcie jeszcze raz. Hermiona zajęta była upominaniem
Rona, jednak zauważyła to, co stało się następnie: Harry ponownie wypowiedział
to samo zaklęcie, jednak tym razem woda wzniosła się do góry na niecałe półtora
metra i opadła na ziemię niczym zepsuta fontanna. Mężczyzna patrzył na to z
szokiem, podczas gdy Ron w końcu doszedł do siebie, otarł mokrą twarz i
zawołał:
-Levicorpus!
Harry wzniósł się gwałtownie do góry. Poczuł, jakby coś się zacisnęło
na jego kostce, zwieszając go głową w dół. Spojrzał na swojego przyjaciela.
-Hej, postaw mnie na ziemię!
Ron wyszczerzył zęby.
-Ups, nie mogę.
Hermiona żachnęła się.
-Chłopcy, nie możemy marnować magii!
Chłopcy. Harry
znów to odnotował, nawet, gdy wisiał głową w dół.
-Daj spokój, Hermiono!- zawołał ze śmiechem Ron.- Przecież…
Urwał, bo w tym właśnie momencie Harry zwalił się na podłogę
z głuchym hukiem. Mężczyzna powoli wstał, poprawił okulary na nosie, przetarł
bolący kark i spojrzał ze złością na swojego przyjaciela:
-Mogłeś mnie chociaż ostrzec.
Uśmiech spełzł z twarzy Rona z prędkością światła.
-Ja nic nie zrobiłem.
Znów wycelował różdżkę w stronę Harry’ego, który tylko
jęknął. Jasne, może być kozłem ofiarnym, czemu nie!
Upadł, uderzając się w kolano. Coś znowu ciągnęło go za
kostkę. Ale zamiast wznieść go do góry po prostu przewaliło go na ziemię. I
tyle.
Mężczyzna uniósł głowę i popatrzył po swoich przyjaciołach.
Na ich twarzach krył się niewyrażalny ból.
A więc jednak. To się zaczęło.
~*~
Aria stawiła się w ustalonym miejscu.
W nocy odwiedził ją Charles. Mieli się spotkać na błoniach.
Za horyzontem zachodziło słońce, mieniąc się różem, pomarańczą i różnymi odcieniami
żółci. Przyglądała się temu z pewnym sentymentem i smutkiem. Pamiętała, jak w
wakacje razem z Jamesem i Mikem chodzili nad jezioro, by przyglądać się temu
pięknemu, naturalnemu pokazowi. Wtedy wszystko było o wiele łatwiejsze. Teraz
tu stała i zamiast czuć ciepłą bryzę we włosach, czuła tylko zimny
październikowy wiatr, który szpikował jej skórę tysiącem mroźnych igieł.
Dygotała, chociaż szczelnie zapięła kurtkę i owinęła szal. Nawet założyła
czapkę, chociaż wiedziała, że wygląda idiotycznie z tym puchatym pomponem na
głowie.
W zmarzniętej dłoni trzymała fiolkę z jadem akromantuli.
Cokolwiek będzie musiała zrobić teraz, nic nie będzie tak traumatyczne jak
duszenie się w kokonie ogromnego pająka.
Co teraz robią jej przyjaciele? Zapewne główkują nad
zadaniem z Eliksirów. Uśmiechnęła się lekko. I tak znów spiszą wypracowanie od
niej. Byli kompletnie beznadziejni, jeśli chodzi o tę dziedzinę. Tylko czekają,
aż wróci.
Wróci, ale skąd? Powiedziała, że idzie porozmawiać z
profesorem Slughornem na temat dziwacznego przyjęcia, na które zaprosił ją i
Jamesa. Już raz miała okazję na takim uczestniczyć- i od tego czasu unikała ich
jak ognia. Albo akromantul.
Błagam, przekonaj go.
Nie wytrzymam przy tym stole.- błagał ją James przed wyjściem. No i jak mu
powie, że nic z tego?
Zawiedzie się chłopak?
I uśmiech natychmiast spełzł z jej twarzy. Znów ich
okłamała. A na dodatek Perides powiedział, że urwie jej łeb, jeśli znów spotka
się z Charlesem. Pewnie już gdzieś tam z góry ją obserwuje i tylko szykuje
szpony. Albo kopyta. Wszystko jedno.
Nagle usłyszała głos.
-Hej, już jestem.
Powiedział to takim zdawkowym tonem, jakby spotkali się na
boisku szkolnym, a on wcale nie był umarlakiem. Jak zwykle podskoczyła i
spojrzała ze złością w miejsce, z którego dobiegał głos.
-Mógłbyś mnie chociaż ostrzec. Znów mnie przestraszyłeś.
-Okej, następnym razem cię dotknę, zanim coś powiem.
Aria przetarła czoło.
-Na Merlina. Nie wytrzymam z tobą.- po czym wyciągnęła fiolkę
z jadem i wyciągnęła ją przed siebie.- Prawdopodobnie stracę głowę. Ale masz. I
nie zgub.
Coś przechwyciło fiolkę. Aria poczuła na swojej dłoni zimne,
niewidzialne palce. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
Fiolka stała się niewidzialna w chwili, gdy Charles ją
złapał. Aria schowała dłonie do kieszeni. Tam, gdzie dotknął ją duch, czuła
pulsujące zimno. A może tylko jej się wydawało. Październik nie oszczędzał jej
dłoni.
Charles odezwał się nieśmiało:
-Jaa… Nawet nie wiem, jak ci dziękować.
-Więc nie dziękuj.
-Nie. Muszę. Wiem, że było ci trudno i jestem ci ogromnie
wdzięczny. Jesteś wspaniała. Jedyna w swoim rodzaju. Ja… wciąż nie rozumiem,
jak to możliwe, że mi pomagasz.
Aria czuła, że się rumieni. Bleh, zachowuje się jak Diana. Ta
myśl natychmiast ją ostudziła.
Uśmiechnęła się.
-Czekam na kolejne zadanie.
Charles chyba też się uśmiechnął.
-Włosie jednorożca.
Aria poczuła, jakby coś właśnie uderzyło ją w brzuch.
-Zakazany las.- odparła krótko.
-Nie musisz tego robić. Nie musisz tam wracać. I tak
zrobiłaś już wystarczająco dużo.
-Nie. Zrobię to.
Charles zaśmiał się smutno.
-Tak myślałem.
W końcu jednorożce są chyba okej, prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay