sobota, 25 czerwca 2016

121. Kim jesteś?

Na samym początku chciałabym podziękować Angeli Heather, która wykonała dla mnie rysunek Deoscopidesempéridesa, którego tak uwielbiacie.
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję i zapraszam także na bloga Angeli, na którym znajdziecie więcej jej prac: angelaheder.blogspot.com
Zrobiło mi się naprawdę miło i poczułam się taka... kochana? <3
No i co, mamy wakacje! Minął kolejny rok szkolny, a jedyne co mnie próbowało zabić, to sześć kleszczy, które przywiozłam ze sobą z ostatniego biwaku harcerskiego. A gdzie przygoda!? Zero pościgów, wybuchów, magii... Może w przyszłym roku!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Każdy czasem miewa gorszy dzień.
Dzień tak zły, że ma wrażenie, iż wszystkie mroczne moce uwzięły się na niego, ściągając go do ciemności, w której pozostaje tylko brodzić, szukając wyjścia. Jednak jeśli dzień jest rzeczywiście beznadziejny, to poddajemy się po chwili, pozwalając sobie opaść na dno. W takiej chwili przydałby nam się przyjaciel, który podałby nam dłoń i pomógł wydostać z tej bezkresnej otchłani. Jakaś iskierka, która byłaby dla nas nadzieją. Wskazała nam drogę.
Aria podążała za właśnie taką iskierką, która jaśniała na ciemnym tle nieba. Nawet gwiazdy nie dorównywały jej blaskiem. Nie wiedziała co prawda, dokąd podąża, ani czy jest to aby na pewno dobry przewodnik, ale desperacko chwytała się tej opcji. Obecność się nasilała, a szepty igrały złowieszczo w jej głowie, jednak ta właśnie iskierka sprawiała, że to nie miało znaczenia. Zapominała o tym wszystkim i po prostu wpatrywała się w nią, gdy mieniła się srebrem.
Kilka razy wyciągnęła rękę, by jej dotknąć, ale to było na nic. Iskierka za każdym razem oddalała się. Ale Aria czuła jej ciepło, które okalało jej dłoń, ilekroć ją zbliżała. Było ono tak przyjemne, że przyspieszyła.
Znów wyciągnęła rękę, pragnąć uchwycić migotkę i zatrzymać ją dla siebie już do końca, jako swój osobisty talizman. Tym razem iskierka nie oddalała się, a nawet zatrzymała w miejscu, więc dziewczyna nachyliła się do przodu i gdy prawie już ją miała… zamigotała jasno i znikła.
Aria zamrugała ze zdumieniem oczami, próbując odpędzić czarną plamę, która przysłaniała jej widok. W jednej chwili dopadł ją smutek i desperacja. Żałowała, że tak się stało. Iskierka była piękna i sprawiała, że zamartwienia gdzieś ulatywały. A teraz zniknęła, pozostawiając ją w nieprzebitym mroku.
Obecność natychmiast się nasiliła, a szepty wzmogły się. Dziewczyna zatkała uszy i zacisnęła oczy, jednak to na nic. Ktoś ją obserwował. Czuła to.
Wtem szepty gwałtownie się urwały. Jakby ktoś uciął je jednym szarpnięciem. Aria powoli rozwarła powieki i wyprostowała się. Wciąż czuła, że ktoś tutaj jest. Jednak było to wrażenie silniejsze niż uprzednio. Była pewna, że gdyby tylko wyciągnęła rękę, poczuła by czyjś zimny dotyk pod palcami.
Ale nic takiego nie zrobiła. Stała po prostu, jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie Petrificus Totalus. Była przerażona. Kim był ten ktoś- lub coś- i czego od niej chciał?
Mając wrażenie, że czuje jego oddech na swojej szyi, rozejrzała się wokół. I wtedy poczuła, że zakręciło jej się w głowie, a jej umysł przykryła czarna mgła, gdy zdała sobie sprawę, gdzie jest. Na cmentarzu.
Stała pod pomnikiem przedstawiający rodzinę Potterów. Wokół niej z ziemi wyrastały nagrobki różnego rodzaju- jedne były stare, zapomniane, omszałe i zaniedbane, a drugie wręcz przeciwnie- błyszczące, nowe, płonęły przy nich znicze.
Dziewczyna dyszała ciężko, obracając się wokół własnej osi- czemu była tak głupia? Przecież mogła zostać w domu! W końcu jednak zebrała siły i wyrzuciła z siebie:
-Czy… Czy ktoś tutaj jest?- nie chciała, by jej głos drżał, jednak tym razem nie udało jej się nad tym zapanować. Pomimo tego, że było gorące lato, to nagle zrobiło jej się lodowato zimno, jakby ktoś wyłączył słońce. Wiał silny wiatr, którego przecież jeszcze przed chwilą nie było. Wtedy wreszcie usłyszała odpowiedź:
-Ja tutaj jestem.
Przez chwilę serce stanęło jej w piersi. Niemal zachłysnęła się powietrzem. Co do…?
Był to chłopięcy głos. Aria rozejrzała się wokoło, ale nie zobaczyła nikogo. Miała nadzieję, że zaraz ktoś wyskoczy zza grobu, krzycząc: HA! Ale cię nabrałem!
Jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego, głos znowu przemówił:
-Nie rozglądaj się. Nie możesz mnie zobaczyć.
Słyszała go gdzieś niepokojąco blisko siebie, więc automatycznie odskoczyła do tyłu.
-Kim jesteś?- zdołała wykrztusić, czując, że zaraz zwymiotuje.
-Nazywam się Charles. I nie musisz się mnie bać. To ja chcę prosić cię o pomoc.
W jednej chwili strach uleciał, a pojawiła się ciekawość.
-O pomoc?- zapytała, tym razem już pewnie.
-Tak. Wiem, że to dziwne i naprawdę nie chciałem cię straszyć…
-Chwila, chwila. Czyli to TY mnie obserwowałeś przez cały ten czas i to TY wysłałeś tę iskierkę?
-Emm, noo… tak.
Aria złożyła ręce na piersi, wpatrując się gniewnie w miejsce, gdzie jak jej się wydawało, stał Charles.
-Nie mogłeś porozmawiać ze mną od razu, gdy cię o to prosiłam? Musiałeś odstawiać jakąś szopkę z iskierką i tak dalej?
Dziewczyna sama nie wiedziała czemu, ale miała wrażenie, że nie musi się już bać. Nie odczuwała strachu, lecz była zła. To wszystko, co przeżyła przez ostatni tydzień przyprawiało ją o dreszcze, a teraz okazuje się, że to nic groźnego. Że po prostu był to jakiś zagubiony chłopiec, który potrzebuje pomocy.
-Tylko tutaj mogę rozmawiać. Mogę się przemieszczać w każde inne miejsce, ale wtedy jestem słaby.
-A te szepty?
-To byli zmarli. Czasem lubią coś powiedzieć.
-Ah. No, okej.- Aria starała się zachować pozory spokoju.
-Tak więc, zacznę od początku. Nazywam się Charles i mam tyle samo lat, co ty-12. Jestem czarodziejem, Ravenclaw. Pewnie mnie nie kojarzysz, ale byliśmy na jednym roku. Raczej trzymam się na uboczu, więc nic dziwnego. W każdym bądź razie jakieś dwa tygodnie temu miałem wypadek. Bawiłem się nielegalnie różdżką i nagle-bum!- szafa mnie przygniotła.
-Auć.- jęknęła Aria, czując gwałtowny przypływ współczucia.
-Eee tam, nawet nic nie poczułem. Od razu stwierdzono zgon. To była… duża szafa. Sęk tkwi w tym, że ja wcale nie umarłem. Trwam w jakimś dziwnym stanie zawieszenia i zdaje się, że mogę wybrać- powrócić na ziemię lub odejść w zaświaty. No więc, chcę powrócić, jestem za młody na śmierć przecież. Dostałem instrukcję, co mam zrobić. I potrzebuję pomocy kogoś żywego.
Zapadła cisza.
-A-aha.- odparła w końcu Aria, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Przygryzła wargę.- Ale… czemu ja?
-Sam nie wiem. Wydałaś się odpowiednia. Tak więc, pomożesz mi? Proszę.- nagle głos chłopaka załamał się.- Muszę wrócić do swojej rodziny. Oni… są zrozpaczeni. Mam młodszą siostrę. Ona nie da sobie rady beze mnie.
Aria zacisnęła wargi. Zrobiło jej się smutno. Bardzo, ale to bardzo chciałaby pomóc temu chłopakowi. W końcu… co jej szkodzi? Miała tyle pytań. Jednak postanowiła zacząć od tego najważniejszego:
-Dobra, niech będzie. Pomogę ci. Co mam zrobić?
-Och, dziękuję! Naprawdę…
W tej chwili powietrze rozdarł wrzask.
-DAM- DAM-RANDAM! NADCHODZĘ!
Na ziemię niczym kometa spadła czarna postać. Aria przewróciła oczami. Od razu wiedziała, kto to taki.
Hipogryf, klnąc pod nosem, wstał i spojrzał na dziewczynę z niezadowoleniem malującym się w oczach.
-A co ty tutaj robisz, młoda panno?
-Pomaga mi.- odezwał się Charles.
-Ty go słyszysz?- zdumiała się Aria. Jak dotąd, tylko ona, James i Mike mogli tego dokonać.
-Ja słyszę wszystko.
Perides, kompletnie nie zrzucony z tropu, spojrzał w stronę, z której dobiegał głos i prychnął:
-Przymknij się, gnojku.- znów spojrzał na Arię.- No, odpowiadaj!
-Pomagam mu.- odparła buntowniczo Gryfonka, składając ręce na piersi.
-Och, tak!?- prychnął Perides, podchodząc bliżej.- Zaraz zobaczymy. Co to ma w ogóle być!? Jakaś randka w ciemno, czy co? Co za łachudry.
Wystawił grzbiet wyczekująco, a gdy nic się nie stało, krzyknął nagląco:
-Wsiadaj!
Aria ponownie przewróciła oczami, ale posłusznie zasiadła na grzbiecie zwierza. Jeszcze raz odwróciła się w miejsce, gdzie prawdopodobnie stał Charles.
-Ja… wrócę!
Perides wzbił się w powietrze. Dziewczyna przygotowała się na to, więc tym razem zachowała równowagę. Hipogryf zatrzymał się na polanie w lesie, na której tydzień remu rozmawiali razem z Jamesem i Mikem.
-No, co to miało być?
-Nic.
-Gadaj albo wrzucę cię do tego pięknego stawiku!
Dziewczyna z początku się wahała, ale w końcu westchnęła i opowiedziała całą tą historię hipogryfowi. Gdy skończyła, zapadła cisza. W końcu Perides wykrzyknął z niezadowoleniem:
-A myślałem, że nie muszę wam mówić, że nie można rozmawiać z nieznajomymi! Przecież od tego na kilometr śmierdzi czarną magią!
-Nieprawda. Charles potrzebuje pomocy, a ja zamierzam mu pomóc!
-Gówno prawda. Zakazuje ci się z nim spotykać!
Aria poczuła, że krew gotuje jej się w żyłach. Jak on mógł!? Czy nie miał w sobie choć odrobiny współczucia?
-Nie możesz mi zakazać.
-Ależ oczywiście, że mogę, łajdaku! Mam za zadanie opiekować się tobą i tamtymi dwoma. Uwierz mi, potrafię wyczuć podstęp. A w Charlesie wyraźnie go wyczuwam. Uwierz mi, to nie jest przyjemny zapach…
-DLACZEGO TAKI JESTEŚ!?- wrzasnęła Aria, czując, że łzy napływają jej do oczu. W gardle miała gulę, której nie mogła przełknąć. Była wściekła.
-DLACZEGO TAKI JESTEŚ!?- przedrzeźnił ją cieniutkim głosem Perides.- Uwierz, że gdybym mógł, nie byłoby mnie tutaj. Podbijałbym scenę Hollywood. Ale jestem tutaj, więc się z tym pogódź. Zero randek z duchami! A teraz wsiadaj, lecimy do domu i marsz do swojego pokoju!
Zaciskając pięści ze złości, wsiadła na stwora, który natychmiast wzbił się w powietrze. W głowie jej huczało od wewnętrznego wrzasku. Nie ma mowy, żeby go posłuchała. To tylko głupi hipogryf. Jeśli będzie chciała, wróci tam. I zrobi to choćby jeszcze tej nocy.
Jednak gdy dotarła do domu, była już 10 rano. Nie miała pojęcia, że tak dużo czasu spędziła poza domem. Nawet nie zauważyła, gdy się przejaśniło. Tak jakby… czas przyspieszył. Powitali ją rozgorączkowani Mike i James. Powiedziała im, że po prostu lunatykowała i obudziła się w lesie, zagubiona. Tą samą historię opowiedziała zdenerwowanemu Harry’emu, który już chciał wzywać swoją ekipę poszukiwawczą i przerażonej Ginny, która szukała jej po całej okolicy.
Wiedziała, że jej nie uwierzyli, jednak nikt już nie drążył tematu. Może uznali, że jest zbyt zmęczona. A to na razie jej wystarczyło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

8 komentarzy:

  1. Super rozdział! Myślę, że Perides ma rację co do Charlesa. Jest podejrzany. Nie mogę doczekać się następnej notki. Jesteś wspaniała. Życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Ciekawe co z tym Charlsem... Dużo weny i pozdrowionka ❤
    Malina_1331

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myślałam że charles okarze się ojcem jamesa seniora. Głupia ja, tak poza tym super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta sprawa faktycznie jest podejrzana. Kilka spekulacji już mam.
    Kiedy zobaczyłam swój rysunek tutaj, zrobiło mi się ciepło na sercu. Charles... Czy to ten, o którym myślę? Łudząco podobne... Ciche spekulacje. Kilka faktów nim zaprzecza... No, i Perides rozwala równo XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam Twój blog od dwoch dni i aż mi smutno ze doszłam do końca i nie mogę czytać dalej i dalej :) mega Cie podziwiam i czekam z niecierpliwoscią na więcej.
    Wjera

    OdpowiedzUsuń
  6. SIEEEEMANKO!!! BOSKOOO! ITP ITD!!!
    Sorki, komentarz i usprawiedliwienie zostawie pod najnowszym

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    ciekawe czy ten hipogryf ma właśnie rację...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń