sobota, 28 maja 2016

117. Czarna kreatura.

Gdy to czytacie, ja prawdopodobnie przygotowuję się do swojej wielkiej podróży.
22h autobusem. Niemcy, nadchodzę!
Jeśli śledzicie mojego aska, to wiecie, że w sobotę 28 wyjeżdżam na wymianę polsko-niemiecką. Przez tydzień będę mieszkała u niemieckiego chłopaka, którego praktycznie nie znam. Czy się boję? No jasne. Życzcie mi więc powodzenia.
Ale spokojnie, rozdziały będę się pojawiały normalnie. Tak więc, gdy wrócę, chcę widzieć tu górę fajnych komentarzy!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To nie był jego pomysł. Naprawdę.
Po prostu tydzień po przyjeździe Aria stwierdziła, że wybrałaby się na spacer, a Mike podsunął las jako pomysł. James pewnie uznałby, że to niezły pomysł- przecież cała trójka lubiła odkrywać nowe, tajemnicze miejsca, a las na pewno do takich się zaliczał- gdyby nie jego ostatnie doświadczenia. Na początku zaczął protestować i przekonywać ich, że to zły pomysł. Ale przecież nie mógł powiedzieć im, że widział tam Kishana, więc jego starania spełzły na niczym.
Był słoneczny poranek, gdy wkroczyli między osłonę drzew. Mieli ze sobą plecaki, a w nich górę kanapek i kilka butelek wody. Cień dawał im przyjemne ukojenie, bo dzień zapowiadał się gorący. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie czarne myśli, które na palcach zakradały się do umysłu Jamesa.
-Uwielbiam lasy!- stwierdziła z entuzjazmem Aria, rozkładając ręce i wykonując piruet.- Są takie tajemnicze!
-I piękne!- zawtórował jej Mike, radośnie do jej dołączając, tak, że szli teraz razem z przodu. Za nimi ciągnął się James, na którego barkach spoczywało ogromne zmartwienie.
-Taa… tajemnicze. I piękne.- wymamrotał, kopiąc kamień, który poszybował wysoko w górę i przeleciał nad ich głowami.
Aria zatrzymała się i zrównała krok z młodym Potterem.
-Czemu jesteś taki ponury?- zapytała z uśmiechem, wymierzając przyjacielowi porządnego kuksańca w bok.- Nie poznaję cię!
Chłopiec roztarł bolący bok i spojrzał na dziewczynę z poirytowaniem, mamrocząc coś pod nosem.
Wędrowali już dosyć długo, a promienie słoneczne ogrzewały ich twarze. Nie zbaczali ze ścieżki, chociaż kilka razy prawie to zrobili, jednak James uparł się, by na niej pozostać. Wsłuchiwali się w chrzęst gałązek pod swoimi stopami, przeskakiwali zwalone pnie i przedzierali się przez gąszcza. Ich ręce były już trochę poranione, jednak były to tylko niewinne zadrapania.
Zatrzymali się na sporej polanie.
-To idealne miejsce!- stwierdził z zachwytem Mike. Na samym jej środku stało duże drzewo, rzucająco wokół kojący cień. Usiedli pod nim i wypakowali zawartość swoich plecaków. Cała trójka czuła, jak burczy jej w brzuchach, jakby gdzieś tam w środku toczono morską bitwę. Kanapki okazały się świetnym poskromieniem wodnych żołnierzy.
Jamesowi powrócił humor. Nawet jeśli Kishan tutaj był… To już go nie ma. Zaczął cieszyć się tym wspaniałym dniem w towarzystwie swoich przyjaciół. Lekki wiaterek rozwiewał mu czarne włosy, gdy z uśmiechem błąkającym się na jego twarzy przyglądał się naturalnym widokom. Wysoko w górze ptaki odśpiewywały swoją pieśń. To był spokojny dzień. Przecież zmartwienia mogą poczekać, prawda?
Nie, ależ skąd.
Z sennego nastroju wyrwał ich rozdzierający wrzask. Natychmiast się poderwali, z przestrachem rozglądając dookoła.
Dźwięk się urwał, ale James wciąż miał wrażenie, że tłucze się po jego głowie, jakby tańczył walca z jego rosnącym strachem. Ktoś krzyczał. I potrzebował pomocy. Natychmiast.
Złapali plecaki, które zamaszystym ruchem szybko zarzucili na plecy i niczym torpedy ruszyli do przodu. Nic nie mówili; wszystko było jasne. Muszą znaleźć tego kogoś.
James poczuł, jak krew buzuje mu w żyłach. Nieodparta chęć ratunku wdarła się do jego umysłu, wyganiając przerażenie. Ze zwinnością godną kota przeskakiwał wszelkie przeszkody, które miał na drodze. Słyszał za sobą nierówne oddechy swoich przyjaciół.
Dotarli nad niewielkie jeziorko. Na jego brzegu leżała czarna kreatura. Podeszli bliżej, dysząc ciężko. Czy to koń? Jego pierś unosiła się i opadała gwałtownie, gdy wydawał z siebie ciche pojękiwania. Nie, to nie był koń. Podeszli jeszcze bliżej.
To hipogryf.
Jego pióra były kruczoczarne, a rozbiegane oczy przejrzyście zielone. Lewe skrzydło zwierzęcia pokryte było ciemną krwią, tak samo jak jego przednia noga.
-To hipogryf.- oznajmił z osłupieniem Mike.- Zraniony.
-Ależ jesteś spostrzegawczy, baranie!- usłyszeli męski głos.
Rozejrzeli się wokoło, wymieniając zdumione spojrzenia.
-Czy mi się wydawało, czy ten hipogryf…- zaczęła Aria przyciszonym tonem, jednak przerwał jej ten sam głos.
-Nie, nie wydawało ci się. Czarodzieje to kompletni idioci. Gdyby nie to, że Pan mi kazał…
-Pan?- zapytał z roztargnieniem James. To, co właśnie się tutaj działo, przyprawiało go o ostry ból głowy.
-Tak, Pan, łajdaku. A bo co?
James nie wiedział, czy ma się czuć urażony, czy też nie, więc po prostu kontynuował ten dziwaczny dialog.
-Kim jest Pan? Kto cię tu przysłał?
-To naprawdę nie jest najlepszy czas na rozmowy. Zostałem postrzelony, jakbyś nie zauważył.
-Przez kogo?- włączył się Mike.
-Mugoli!- prychnął hipogryf z oburzeniem.- Pewnie stwierdzili, że jestem wielkim ptakiem. Nie do wiary. To jeszcze większe szuje niż czarodzieje.
James znów nie wiedział, czy powinien się złościć, więc oznajmił:
-Biegnę po pomoc. Wy tu zaczekajcie.
Gdy się oddalał, słyszał za sobą głos zwierzęcia:
-Och, tak. Spokojnie. Nie spiesz się. Ja i tak nie zamierzam się stąd ruszać.
Gdy biegł, niemal czuł, jak płoną mu płuca. Zręcznie wymijał gałązki, jednak te i tak pozostawiły szramy na jego ramionach. Gdy wrócił na miejsce, miał wrażenie, jakby minęły wieki. Całe powietrze z niego zeszło, upadł na zimną trawę, ocierając pot z czoła.
-No nareszcie! Już myślałem, że skonam tu w obecności tych dwóch, dziwnych.
Ciocia Hermiona, która była równie zmęczona, jak James, zdawała się nie słyszeć tych słów. Podeszła do hipogryfa, mówiąc:
-Co za biedak! Poczekaj, maluszku, zaraz ci pomogę!
-Tylko nie maluszku, ty góro łajna! Jestem potężnym hipogryfem, gdybym chciał, mógłbym skrócić się o te śliczne nóżki!
Teraz James był tego pewny: kobieta nie słyszała słów zwierzęcia. Wymienił spojrzenia z pozostałą dwójką. Byli tak samo zdziwieni jak on.
Hermiona pochyliła się nad zwierzęciem i zaczęła machać różdżką nad jego ranami, szepcąc pod nosem zaklęcia. Przyjaciele obserwowali, jak krew powoli znika, a szramy zasklepiają się.
-Och, taaak…- mamrotał z rozmarzeniem stwór.- Dzięki ci. Wielkie dzięki.
Tymczasem James pochylił się do Mike’a i Arii, z pytaniem cisnącym się na usta.
-Powiedział wam coś? Kto go tu wysłał i kim jest Pan?
-Nie.- odpowiedziała Aria.- Tylko rzucał w naszą stronę obelgami. Nic więcej.
Chłopiec skinął głową. Tego mniej więcej się spodziewał.
Hermiona wstała i z zadowoleniem malującym się na twarzy powiedziała:
-No, gotowe. Całe szczęście, że go znaleźliście. Inaczej byłoby już po nim.- ruszyła w stronę ścieżki.- Chodźcie. Pora wracać. Teraz hipogryf świetnie już sobie poradzi sam. Las to jego naturalne środowisko, chociaż…
Gdy wracali, kobieta zasypywała ich ciekawostkami na temat zwierzęcia, jednak ich myśli były zupełnie gdzie indziej. Na usta cisnęło im się tak wiele pytań.
Nagle usłyszeli głos:
-Spoko, niedługo znów się zobaczymy. To mój zakichany obowiązek, pilnowanie was. Może wtedy powiem, kim jest Pan i w ogóle wam trochę wyjaśnię, bo chyba jeszcze nie załapaliście. A może nie. W każdym razie mam was na oku, łajdaki.

Cała trójka obejrzała się z roztargnieniem, następnie przenieśli bezradny wzrok na ciocię Hermionę, która wciąż nie przerwała swojej zanudzającej opowieści.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

16 komentarzy:

  1. Świetny rozdział I ta nuta niepewności ehhhh no nic inaczej to sobie wyobrażałam ale co Ty to u jelas znakomicie cudownie . Pozdrowienia
    Narcyza

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Zuziu! Uwielbiam Twoje rozdziały! Zawsze z niecierpliwością czekam na sobotę i od samego rana sprawdzam telefon �� Prowadzisz najlepszego bloga o dalszych losach Harry'ego Pottera jaki kiedykolwiek czytałam. Życzę duużo weny twórczej i pozdrawiam ☺
    Olciaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Gadają hipokryzja i dlaczego herminiona go nie słyszy i, a tak w ogóle to świetne rozdziały które umila ją mi czas co sobotę
    Rudek8

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic dodać nic ująć. Rażące podobieństwo hipogryfa do Harry'ego. Mam dwie teorie, albo to sam Harry jest panem albo "to Kishan", jak mówi jeden z twoich rozdziałów
    Życzę weny i braku problemów z komunikacją
    ~Hamster Lover

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem tak... Jesteś cudowna.! Twój blog odkryłam wczoraj i od razu się w nim zakochałam. Przeczytałam wszystkie rozdziały, szczerze mówiąc to uważam, że sama Rowling powinna ci zazdrościć takiego talentu. Fajnie by było jakby się taka książka ukazała, mówiąca o dalszych losach Harrego i jego przyjaciół. Czekam na kolejne rozdziały i życzę dużo weny.
    Pozdrawiam,
    Panna Izabella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale rowling i tak wypuści na wakacje Harry nr 8:(

      Usuń
    2. No ja o tym wiem, i niecierpliwie czekam na polskie wydanie. o.O

      Usuń
  7. No... Powinniśmy się cieszyć, ale... No po prostu Zuza jest lepsza! I jak coś się nie będzie zgadzać... To... To... To będę smutny... Ktoś był w londyńskim The Theater na przedstawienu?

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział super jak zawsze. Czytam już 3 raz twojego bloga. Wiesz że w piątki w czerwcu i lipcu na TVN będzie leciał Harry Potter?
    Hermiona♥

    OdpowiedzUsuń
  9. W internecie na stronie nowypotter.eu jest opublikowana książka Harry Potter i Pentakl wężoustych. Czytałam to bez entuzjazmu chociaż było ciekawe. Po prostu Zuzia jest lepsza.
    Hermiona♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolejny bardzo fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    o co chodzi, kim jest pan, no i czemu tylko oni słyszeli...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń