sobota, 30 kwietnia 2016

113. Biały pył.

Ten rozdział dedykuję Alexis, która jest bardzo aktywna na moim asku. Zadajesz świetne pytania, na które kocham odpowiadać! <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
30 lipca James poderwał się z łóżka o 6 rano.
Wpatrywał się w ciemność, oddychając głośno. Po twarzy spływał mu zimny pot. Co takiego go obudziło? Już nie pamiętał.
Im dłużej wbijał wzrok w mrok, tym mniej straszny się on wydawał. Dostrzegł niewyraźne zarysy swoich mebli. Na wszelki wypadek wyciągnął rękę w prawo, gdzie wymacał różdżkę na szafce.
Tak bardzo chciałby jej użyć. Do czegokolwiek.
Ograniczenia. Wszędzie ograniczenia. Były z nim zanim jeszcze poszedł do szkoły, towarzyszyły mu przez cały rok w Hogwarcie, teraz także go otaczają. Prychnął niezadowolony, otarł twarz i z frustracją opadł na miękką poduszkę. Chciałby się zbuntować i powiedzieć nie. Ale czy byłby w stanie?
Zapalił lampkę i rozejrzał się po pokoju. Kanapa stała na miejscu, biurko wyglądało tak jak zawsze. Co więc go obudziło? Czyżby zły sen?
Zbyt dużo pytań, brak odpowiedzi.
Spojrzał na zegarek i westchnął na widok godziny, którą tam zobaczył. Wtulił się w pierzynę i zamknął oczy, rozkoszując się wizją kolejnych chwil snu, gdy przypomniał sobie o czymś. Niechętnie, lecz żwawo wstał i wyszedł na korytarz, tam zwalniając gwałtownie kroku.
Dzisiaj był 30 lipca. Czyli urodziny Ala. Natomiast jutro, 31 lipca… jego ojca. Zawsze wyprawiano im jedno, wspólne przyjęcie. Tak miało być też dzisiaj.
Na dole zastał już swoją mamę z zapaloną różdżką i Lily, która aż tryskała entuzjazmem. James widział błysk ekscytacji w jej oczach. Mimowolnie się uśmiechnął.
-No, jesteś.- szepnęła Ginny, spoglądając na niego z niezadowoleniem.- Na lekcje też się tak spóźniasz?
Chłopiec przewrócił oczami, kręcąc głową. Następnie wszyscy zabrali się do pracy. Ginny wywieszała transparent, zgrabnie machając różdżką. Lily rozwieszała ozdoby, biegając po pokoju niczym mała mrówka. James natomiast nakrywał do stołu, gładząc biały obrus.
Na niego w tym roku nie czekała impreza-niespodzianka. Oczywiście, nie był z tego powodu zły. No, może odrobinę zazdrosny. On swoje urodziny obchodził pod koniec czerwca, kiedy był jeszcze w Hogwarcie. Rodzice przysłali mu wspaniałe prezenty i życzenia, ale to nie było to samo. Pragnął… ich obecności. Choćby na chwilę. Mimo to dobrze się bawił w gronie Mike’a i Arii, którzy tamtego dnia zabrali go na błonia, by tam spędzić miłe popołudnie zajadając kanapki podkradzione z obiadu.
Miał nadzieję, że jego ojciec nie będzie musiał nagle wyjść, tak jak na obiedzie u Weasley’ów. Oczekiwali wtedy jego powrotu w napięciu, a gdy się zjawił długo zwlekał z odpowiedzią. Później James podsłuchał, jak Harry opowiadał Ronowi i Hermionie o tym, co się stało.
Roger Downson był charłakiem, który przyjaźnił się z Ministrem Magii- Kingsleyem. Ten drugi załatwił mu osobisty kurs magii, by mógł choć trochę poćwiczyć swoje umiejętności. Downson podszedł do tego z entuzjazmem- aż zbyt dużym. W pewnym momencie przesadził i mimo ostrzeżeń instruktora, dalej próbował rzucić pewne zaklęcie, aż w końcu… zdemolował całą salę, wciąż nie osiągając pożądanego celu. Jego instruktor, który był dobrym, ale bardzo poczciwym człowiekiem… wściekł się. Został staranowany przez własne biurko, które szybowało w powietrzu niczym odrzutowiec. Przerażony Downson uciekał ile sił, a jego nauczyciel, jak się później okazało, posłał za nim ludzi w czerni, by go przyprowadzili z powrotem. Kingsley, gdy tylko się o tym dowiedział, poprosił Harry’ego, by ujarzmił całą sytuację… Potter tak też zrobił, lecz przy okazji oberwał kilka ciosów. Minister jednym machnięciem różdżki przywrócił salę instruktora do dawnego stanu, lecz poobijany nauczyciel dalej był zły.
James westchnął. Roger Downson należał do ludzi stąpających po cienkim lodzie.
Przygotowania skończyły się równo o 10. James właśnie spłukiwał mąkę z rąk. Pomagał mamie w robieniu ciasta i innych przysmaków, co było raczej rzadkością. Jego siostra, Lily, miała brudną w czekoladzie całą twarz. Dziewczynka nabrała w garści mąki i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wypuściła biały pył w stronę brata. Proszek opadł na twarz chłopca, który zaczął kaszleć. Z trudem otworzył oczy i spojrzał na Lily, która uśmiechała się od ucha do ucha. Nie potrafił się na nią złościć. Poszedł w jej ślady, a już po chwili rude włosy skąpane były w bieli. Śmiali się głośno, podczas gdy Ginny próbowała ich uspokoić. Nachyliła się do Lily, by coś jej powiedzieć, a ta niechcący rzuciła mąką prosto w twarz matki. Kobieta zamknęła oczy, a gdy z powrotem je otworzyła, patrzyła na nich srogo. Rodzeństwo zamarło.
Jednak Ginny uśmiechnęła się przebiegle i wymamrotała:
-A więc tak się bawimy?
Po czym machnęła różdżką, a paczka mąki zaczęła latać po kuchni, na przemian obsypując Lily i Jamesa. Cała trójka śmiała się chorobliwie. Już po minucie byli biali od stóp do głów. I choć wiedzieli, że nie ma to większego sensu, to cieszyli się tą chwilą beztroski.
W tym momencie zjawili się goście- zaczęli pukać do drzwi lub pojawiać się w kominku. Wszyscy spojrzeli na trójkę Potterów, która znieruchomiała. W powietrzu wciąż unosiła się mąka. Ginny podłapała karcący wzrok swojej matki i zarumieniła się.
Ale wtedy wszyscy zaczęli się śmiać.
Usłyszeli kroki na schodach. Pojawił się Harry. Okulary miał przekrzywione, a włosy powyginane na wszystkie strony. Spojrzał ospale na rodzinę, która natychmiast ucichła.
-Co się dzieje?
Zza pleców Harry’ego wyłonił się Al, który wyglądał na trochę bardziej rozbudzonego, choć on także wciąż był w pidżamie. Chłopcowi oczy się zamieniły, a wszyscy krzyknęli jak jeden mąż:
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Po czym George wzniósł óżdżkę, a mąka, która osiadła na podłodze uniosła się do góry, przyprószając wszystkie głowy. Molly krzyknęła z oburzeniem, a w tej samej chwili Teddy zaczerpnął mąki i zaczął wcierać ją we włosy Victorie, która krzyczała, rozbawiona. Wyrwała się z uścisków chłopaka i odpowiedziała mu porządnym mącznym pociskiem. A po chwili wybuchła prawdziwa wojna.
Ze wszystkich stron leciał biały proszek; nie było osoby, która nie poddałaby się zabawie, choć niektórzy mieli ku temu pewne opory. James nawet nie wiedział, że mają taki zapas mąki w domu. Jej paczki latały w powietrzu niczym poduszkowce.
James chwycił jedną z nich i zaatakował Ala, wrzeszcząc:
-NAJLEPSZEGO, bracie!
Al roześmiał się, po czym odpowiedział nie byle jakim białym ciosem. James odgarnął pyłek z oczu i zauważył swojego tatę, który walczył z ciocią Hermioną. Kobieta przewróciła oczami.
-Harry, to bez sensu!
Ale mimo to roześmiała się i nie pozostała dłużna swojemu przyjacielowi. Znienacka pojawił się Ron z nową porcją amunicji. Natomiast wujek George był w swoim żywiole. Atakował wszystkich, kogo się tylko dało, uśmiechając się od ucha do ucha. Nagle wszyscy dorośli zapomnieli o powadze, jakby pragnęli znów stać się dziećmi i zachować tę chwilę dla siebie. Zewsząd rozbrzmiewały rozbawione krzyki i śmiechy. Może i nie byli normalną rodziną. Ale za to byli najszczęśliwsi na świecie.

Już po 10 minutach wszystkie różdżki poszły w ruch, a dom znów zalśnił czystością. Nie zmienia to jednak faktu, że podczas posiłku w powietrzu wciąż unosił się wesoły nastrój. Czasem warto zrobić coś głupiego i przestać myśleć o tym, co komu wypada, a co nie. Tak po prostu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

15 komentarzy:

  1. Jej cały dzień na to czekałam.
    Uwielbiam twoje rozdziały



    CzarodziejkaKoral


    OdpowiedzUsuń
  2. No no pierwsza komentuje!
    To tak chce ci powiedzieć że rozdział naprawdę w dehe jestem ciekawa co dalej
    P.S. Zapomniałam dodać że każdy twój rozdział jest super-mega-giga-w deche
    Gorgona

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam twojego bloga.Nie chce się czepiać czy coś bo to mało istotny błąd ale napisałaś że lily rzuciła mąką w twarz "marki"
    Mam nadzieję że nie jesteś zła ze to wspominam.

    JagodowaWrózka

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam twoje opowiadania. Czytałam wszystkie i uważam, że są niesamowite!

    Panna Potter

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział! Nic dodać nic ująć.

    Zrobiłaś błąd jest napisane iż Lily trafiła mąką w twarz "marki". Mam nadzieję, że się nie obrazisz. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku wspaniały rozdział!
    Super ujęłaś to, że warto czasem poczuć się jak dziecko i nie myśleć o tym, że nie wypada. :)

    Już się nie mogę doczekać soboty.

    Miłej majówki (no końca)!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne!!!
    Tylko, że napisałaś: "Nachyliła się do Lily, by coś jej powiedzieć, a ta niechcący rzuciła mąką prosto w twarz marki."

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  9. Witam. Od pewnego czasu czytam twojego bloga i jest świetny. Również prowadzę bloga lecz o innej tematyce. Podaje link:www.powrotdonarnii.blogspot.pl Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następny rozdział? Super piszesz! ��

    OdpowiedzUsuń
  11. Super blog i weny życzę. W 2 dni przeczytałam, tak mnie wciągnęło :D

    US

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    spokojny rozdział, a to odrzucanie się mąką... czasami warto mieć taki dzień...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń