Ten rozdział dedykuję Hamster Lover, która ostatnio bardzo zawzięcie czytała mój blog. Dziękuję!
Wiem, że dzisiaj rozdział pojawił się późno. Ale za to jest dłuższy! ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dym z ogniska unosił się wysoko w powietrze. Ciocia Hermiona
zaczarowała go tak, że nie leciał im w oczy. W zasadzie, to ona potrafiła
zrobić wszystko ze wszystkim. Nie było możliwe, by nie znała jakiegoś zaklęcia.
Ona po prostu zawsze wiedziała, co zrobić i już.
James wpatrywał się w płomienie tańczące mu przed oczami.
Skry leciały na wszystkie strony, znikając na wietrze.
Było ciemno. Jedynie pomarańczowy blask ogniska pozwolił
dojrzeć chłopcu twarze jego bliskich. Tata, mama, ciocia, wujek, Al, Lily,
Rose, Hugo, Teddy i Victorie. Ci ostatni siedzieli ściśnięci blisko siebie, co
chwila spoglądając na siebie ukradkiem.
Gdyby Aria tu była, na
pewno powiedziałaby, że to urocze. Ale wcale takie nie jest.- pomyślał
James.
No właśnie, gdyby tu była. Ale jej nie było. I Mike’a też.
Minęły dopiero dwa tygodnie, a chłopiec już czuł przemożną
potrzebę, by z nimi porozmawiać, usłyszeć ich głosy. Zobaczyć ich twarze. Listy
nie były tym samym.
Jasne, James cieszył się, że ma przy sobie swoją rodzinę-
jednak z Alem nie mógł porozmawiać o tym, o czym rozmawiał Mikem. A Lily nie
była Arią. Kochał swoje rodzeństwo i tęsknił za nimi, gdy ich nie widział. Ale
przez ten czas tak przyzwyczaił się do obecności swoich przyjaciół, że teraz,
gdy ich nie było, okropnie odczuwał tą ziejącą pustkę, którą oni zawsze zapełniali.
Pogrążony w swoich myślach, nawet nie zauważył, że blask
ogniska powoli dogasał. Teraz już nie widział twarzy pozostałych. Jego ojciec
jednym machnięciem różdżki ponownie go wzniecił, płomienie wystrzeliły wysoko w
powietrze, a iskry posypały się na wszystkie strony. Konary zatrzeszczały
wesoło.
Taki sam dźwięk wydawał kominek w Wieży Gryffindoru.
James złapał się za brzuch, próbując powstrzymać tęsknotę.
Lily, które przez ostatnie 15 minut kręciła się
niespokojnie, przerzuciła swoje długie, rude włosy przez ramię i powiedziała
głośno:
-Nudzę się. Tato, mamo, możemy pójść się pobawić?- dziewczynka
wskazała na siebie, resztę rodzeństwa i kuzynostwo.
Harry, który jeszcze przed chwilą naśmiewał się z czegoś, co
powiedział Ron, raptownie spoważniał.
-Nie.-odpowiedział natychmiast, prostując się.- Jest ciemno.
Jeszcze się zgubicie lub stanie się coś innego. To niebezpieczne.
Ciocia Hermiona gwałtownie skinęła głową, zupełnie zgadzając
się ze swoim przyjacielem.
-Pójdziemy z nimi, wujku.- zaoferował Teddy, wskazując na
siebie i Victorie.- Będziemy mieli na nich oko.
Lily, która siedziała niedaleko Teddy’ego, przybiła z nim
piątkę, piszcząc radośnie.
Harry jednak wciąż się wahał.
-Och, daj spokój, Harry.- żachnęła się Ginny.-Przecież
możemy im zaufać.
Mężczyzna spojrzał na swoją żonę i wzrok natychmiast mu
zmiękł. James pomyślał, że to Aria także uznałaby za urocze. Odepchnął od
siebie tę myśl.
-Niech wam będzie.- Harry z rozbawieniem przewrócił oczami.
Lily się poderwała z miejsca, w jej ślady poszła cała reszta. Na ich twarzach
malowały się szerokie uśmiechy.
Dziewczynka podbiegła do Jamesa.
-Chodź, James. Będzie super.
Chłopiec nie miał najmniejszej ochoty ruszać się z miejsca,
bo wiedział, że wcale nie będzie tak super, jak zapewniała jego siostra. Nie
wiedział kiedy, ale w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że wszystkie te gierki
już go po prostu nie bawią. Stały się monotonne i takie… dziecinne.
Nie potrafił jednak odmówić swojej siostrze, zwłaszcza, że w
jej oczach dojrzał ten radosny błysk. Wstał, ruszył w stronę ciemności i
natychmiast w swe szpony zagarnęło go zimno. Ciepły uścisk ogniska słabł z każdym
krokiem, tak samo jak głos cioci Hermiony, która wołała:
-Nie oddalajcie się zbytnio! I poruszajcie się zgraną
grupką, nie rozdzielajcie się! I… krzyczcie w razie potrzeby! I… Och, Ronald,
to wcale nie jest śmieszne! Harry!
Ruszyli w stronę lasku. Teraz, w ciemności wszystko wydawało
się być jakby jeszcze mroczniejsze- drzewa pięły się wysoko w górę, a ich
gałęzie wyglądały jak długie, chude ręce z palcami, które próbowały ich
schwytać. James zastanawiał się, czy nie jest po prostu przewrażliwiony po tym,
co działo się ostatnio.
Zatrzymali się na skraju lasu. Teddy zapytał:
-No, więc w co macie ochotę się pobawić?
-W chowanego!- zawołał radośnie Hugo, uśmiechając się
szeroko.
Jego siostra zmierzyła go ciętym wzrokiem.
-Taak, oczywiście. A nie pamiętasz już, jak ostatnio
skończyła się zabawa w chowanego?
James nie znał całej historii dokładnie, ale z tego, co
słyszał, to Hugo podczas zabawy w chowanego użył proszku Fiuu, w rezultacie
udając się do domu jakiejś mugolki.
Chłopiec spochmurniał.
-Jesteś okropna, Rosie.- wymamrotał obrażony.
Rose już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, ale wtedy do
rozmowy wtrącił się Teddy.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Jeszcze się pogubimy.
-Och, po prostu nie oddalajmy się za bardzo!- zawołała Lily,
stając u boku Hugo.-Nie wchodźmy głęboko w las, tylko na jego obrzeża.
Teddy spojrzał pytająco na Victorie, która z rozbawieniem
przewróciła oczami.
-Niech wam będzie. Ale pamiętajcie, nie oddalajcie się
zbytnio. Gdyby coś się stało, krzyczcie „Hardodziob!”.
Wtedy wszyscy wychodzimy z ukryć. I pamiętajcie. Nie oddalajcie się poza zasięg
naszego wzroku.- wskazała na siebie i Teddy’ego.- Jasne?
Wszyscy skinęli głowami.
-Super. A ty…- z uśmiechem wskazała palcem na Hugo.-…
trzymaj się z dala od proszku Fiuu.
Chłopiec zaczerwienił się i przytaknął.
-Okej, zaczynam.- odwróciła się do tyłu.- Raz, dwa…
Wszyscy rozbiegli się na inne strony. I wtedy James
pomyślał, że złamali pierwszy z zakazów cioci Hermiony- żeby się nie
rozdzielać.
Kątem oka zauważył, że Teddy i Lily biegną do lasu.
Niepewnie ruszył za nimi. Biegł, za żadne skarby nie chcąc się zatrzymać. Dopiero
wtedy zdał sobie sprawę, że właśnie złamał drugi zakaz- by się nie oddalać. Już
miał zawrócić, gdy gwałtownie upadł i przetoczył się w dół. Poczuł, że tylko
trochę się poobijał, ale poza tym nic mu się nie stało. Rozejrzał się wokół i
po chwili jego oczy przystosowały się do ciemności- wpadł do rowu.
W sumie, to całkiem
niezła kryjówka.- pomyślał. Mimo to żywił małą nadzieję, że jednak ktoś go
odnajdzie. Bo przecież nie mógł pobiec aż tak daleko, prawda?
Minęło 10 minut, a potem jeszcze kolejne pięć. Ani jednej
żywej duszy wokoło. Pomyślał, że może jednak zawróci- robiło się coraz zimniej,
a ciemność stawa się jeszcze bardziej przytłaczająca. Co mogło się w niej
czaić?
Z trudem wygramolił się z rowu i rozejrzał wokół. Wtedy zdał
sobie sprawę, że kompletnie stracił orientację. Odruchowo pomacał się po
kieszeni spodni- różdżkę zostawił w domu, by go nie kusiła. A nawet jeśli by ją
miał, to i tak nic by z nią nie zrobił- po pierwsze nie mógł, a po drugie,
nagle wszystkie zaklęcia wyparowały mu z głowy.
Zrobił kilka kroków do przodu. Zaczynał je liczyć, gdy nagle
obok siebie usłyszał jakiś ruch. Stanął jak wryty i spojrzał w tamtą stronę.
Jednak w ciemności nic nie dojrzał.
-Victorie?- wykrztusił.- Teddy?
Nikt nie odpowiedział.
I wtedy to zobaczył- błysk czerwonych ślepi spoglądających
na niego zza drzew. Wszędzie by je poznał. Oczy Kishana.
Nie mógł się ruszyć. Miał wrażenie, że ktoś rzucił na niego
jakieś zaklęcie. Ogromne, niezwykłe przerażenie złapało go za gardło. Jak długo
go obserwował?
W głowie szalał mu zamęt, a jego żołądek zwinął się w kulkę.
Oczy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. On natomiast zdał sobie sprawę, że
wreszcie odzyskał umiejętność poruszania się. Sprintem przedzierał się przez
gałęzie, teraz już nie dbając o to, gdzie biegnie, ani o to, że gałęzie kaleczą
mu nogi. Byle dalej od niego.
I wtedy to usłyszał- krzyk. Taki sam, który słyszał, gdy
Kishan był w pobliżu. Wtedy jednak zawsze upadał na ziemię, zwijając się z
bólu, który wywołuje ten okropny dźwięk, rozrywający jego bębenki w uszach.
Teraz to się nie stało. Krzyk ten był przytłumiony, jakby dobiegał zza szyby. Słabł
z każdym kolejnym krokiem.
Chłopiec chciał krzyknąć „Hardodziob!”, ale głos zupełnie uwiązł mu w gardle. I wtedy właśnie
złamał trzeci zakaz cioci Hermiony- by krzyczeć w razie niebezpieczeństwa.
James na coś wpadł, a dźwięk, który do tej pory stał się
niemal niedosłyszalny, ucichł zupełnie. Spojrzał do góry i ujrzał zaniepokojony
wzrok Teddy’ego.
-James? Wszystko dobrze?
-T-tak. Po prostu wydawało mi się, że coś zobaczyłem. Ale to
były tylko zwidy.
Chłopiec całym sobą pragnął, by była to prawda.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Kocham każdy rozdział lepszy od poprzedniego(chociaż mam swoich ulubieńców)Uwielbiam twojego bloga.Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńCzarodziejkaKoral
Świetne... Sorry że tak długo nie komentowalam i przy okazji dziękuje za dedykacje chyba z 108 rozdziału dokładnie nie pamiętam
OdpowiedzUsuńHania di Angelo
Kocham twoje rozdziały! Nie spodziewałam się dedykacji akurat dla mnie i dzięki że wogóle je czytasz <3 naprawdę musiałam przeczytać ten rozdział dwa razy aby coś zrozumieć. Czy już mówiłam że kocham twoje rozdziały? Chyba tak. To najlepszy fan-fic ever!!! Chyba już Noe mam siły aby się podpisywać takie to Z A R Ą B I S T E!!!
OdpowiedzUsuń* zammiast "Noe" miało być nie
UsuńMi też telefon (jeśli z niego korzysałaś) podpowiada cały czas Noe
UsuńPjona!!!
Kolejna porcja radości w postaci Twojego rozdziału znów pomaga mi rekonwalescencji:-) Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis, zresztą jak zawsze.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Tomasz
Pjona! Czytam na fonku :p
UsuńWiem że dawno się nie odzywałam ale zaczęłam czytać twojego bloga od początku. I dzisiaj dotarłam do dzisiejszego rozdziału. Piszesz naprawdę świetnie. Jestem pełna podziwu że masz taki talent. Fascynuje mnie magiczny świat Harry'ego Pottera a dzięki tobie czuję się jakbym czytała kolejną książkę. Widziałam takich blogów wiele ale twój jest najlepszy.
OdpowiedzUsuń~Kasia Granger
Super, jak zwykle♥ Szkoda, że tak późno, ale fajnie, że rozdział jest dłuższy;)
OdpowiedzUsuńJej kolejny rozdział. Te rozdziały są jak soczyste dojrzałe jagody w słoneczny dzień
OdpowiedzUsuńJagodowaWróżka
Czekam na ich powrót do Hogwartu. Teraz Albus i Scorpius(Malfoy) pójdą na 1 rok. Mam nadzieje że Al trafi do Slytherinu. 😁
OdpowiedzUsuńA ja, że Scorpius do Gryffindoru 😁
UsuńZnowu super rozdział. Warto było czekać tydzień na kolejny.
OdpowiedzUsuńSłuchaj dziwczyno tylko jedno słowo ciśnie mi się na usta ZAJEBISTE
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Marchewka
PS Sorry że tak późno nie mogłam tykać kompa ( i dalej nie mogę :)) ale jakoś przeczytałam
Kobieto przez Ciebie nie spałam w nocy.Pisz Dalej genialne
OdpowiedzUsuńŚwietne?... Nie
OdpowiedzUsuńNajświetniejsze - tak. ��❤
Kiedy pojawi się Dudley?
OdpowiedzUsuńDla wszystkich zniecierpliwionych- dopiero co wróciłam do domu z lasu przesiąknięta dymem z ogniska. Rozdział pojawi się za jakieś 20-30 minut. Zróbcie sobie w tym czasie herbatkę lub poćwiczcie zaklęcia , czarodzieje! :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać :-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNigdy nie będę za stary na tę magię:-) Czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńBooooooooooooooooo[…]sko!!!!!!!!!![…]. Nie wiem, ale to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Brakuje tylko powolnego brutalnego, oczywistego rozlewu krwi...
OdpowiedzUsuńP.S.Przepraszam, ale sobota to jedyny czas, kiedy mogę sobie pooglądać ten i ten teges. A wczoraj mnie nie było. A tydzień temu (gdy to wstawilas) była niedziela. Przepraszam, na 112 (hehe, wołajcie pogotowie, bo aż się palę do czytania) też zostawię komentarz.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam się czy to były zwidy czy naprawdę widział Kishina? dobrze, że James wpadł na Teddiego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia