Ten rozdział dedykuję Karolinie. Gdy czytałam Twój komentarz, na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Masz rację- dziecko od małego trzeba oswajać z magią.
Korzystając z okazji, chciałabym jeszcze raz życzyć Wam wszystkiego co najlepsze w nowym roku.
Nigdy nie lubiłam składać życzeń, więc nie będę przedłużać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To był ciepły, kwietniowy poranek. Lily z fascynacją przyglądała się promieniom słońca tańczącym za oknem. W końcu nie wytrzymała i postanowiła wyjść na zewnątrz. Już dawno nie widziała tak pięknej pogody.
Jakież było jej zdziwienie, gdy na dole zastała swojego brata- Ala. Okazało się, że chłopak- oczywiście za pozwoleniem rodziców- postanowił wybrać się na poranny spacer. Dziewczynka z entuzjazmem dołączyła do tej przygody.
Szli dróżką w stronę pobliskiego lasu, gdy nagle Lily poczuła, że ktoś pociąga ją za warkocz. Od razu wiedziała, kto to.
Liam Schreave. Był to syn mugoli, którzy mieszkali za rogiem. Miał tyle samo lat, co Lily. Jego czarne włosy jak zwykle sterczały na kilka stron. Dziewczynka wyraźnie widziała rozbawienie w jego wielkich niebieskich oczach, kiedy krzyczał:
-Hej, Płoszku!
Płoszek. To niezwykle oryginalne przezwisko wymyślił jej Liam.
Lily szczerze nie lubiła tego chłopca- ze wzajemnością. Dziewczynka nie miała pojęcia czemu, ale Liam uwziął się na nią, wiecznie dokuczając na różne sposoby: zimą psuł jej bałwana jednym kopnięciem, latem zwalał z drzewa, na które on także chciał wejść. Zawsze znajdował jakiś sposób by jej dopiec, śmiejąc się przy tym bez opamiętania. I wciąż ciągał ją z jej długie, rude włosy.
Lily wielokrotnie chciała mu oddać, nakrzyczeć na niego lub nawet uderzyć. Bała się jednak, że pod wpływem impulsu jej magiczne moce, których nie kontrolowała dadzą o sobie znać i wtedy skrzywdzi chłopca nie na żarty. I chociaż go nie znosiła, to nie chciała by z jej winy stało się mu coś złego. To tylko mugol. Dlatego więc zwykle odchodziła bez słowa ze zwieszoną głową, choć w myślach ciskała w niego piorunami. Wyglądało to, jakby na sam widok chłopca płoszyła się, przestraszona. Stąd więc pojawiło się jej przezwisko- Płoszek.
Teraz chłopiec ich wyprzedził, idąc tyłem i patrząc na nich z rozbawieniem malującym się na twarzy.
To tylko zwykły, niczego nieświadomy mugol. Nie denerwuj się…- powtarzała sobie jak mantrę dziewczynka.
-Czego chcesz?- wymamrotała, patrząc na swoje buty.
-Dawno cię nie widziałem, moja kochana przyjaciółko!- zawołał z udawanym entuzjazmem Liam, sarkastycznie akcentując ostatnie trzy słowa.- Gdzie się wybierasz?
-Nie twoja sprawa.- odpowiedziała Lily trochę głośniej, w końcu podnosząc wzrok. Po twarzy chłopca błąkał się kpiący uśmieszek.
-Ooo! Jaka groźna!- Liam przygryzał usta, starając się powstrzymać śmiech.- To pewnie przez tego, o tu…- wskazał na Ala.-…jak mu tam? Albert?
-Albus.- chłopak zmierzył Liama wściekłym wzrokiem, który teraz zwrócił na niego całą uwagę. Przyglądał mu się uważnie, aż w końcu zatrzymał się, zmuszając, by rodzeństwo zrobiło to samo. Powoli podszedł do Ala i wyszeptał.
-Słuchaj, ty jesteś pewny, że to twoja siostra? Jest jakaś taka nie podobna. Pewnie ją adoptowali. Jest niegroźna, ale radziłbym ci uważać. Może przenosić jakąś chorobę.
Al w nagłym przypływie złości pchnął Liama na ziemię. Chłopiec upadł, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu i frustracji.
-Daj jej w końcu spokój, Schreave!- krzyknął Albus, splatając ręce na piersi.- Bo inaczej…
-Uuu! Niebezpieczny!- na twarzy przeciwnika znów zawitał uśmiech. W jednej chwili chwycił w obie garści piach, który znajdował się na ścieżce, którą szli i rzucił nim w rodzeństwo. Al natychmiast się uchylił, ale Lily nie była tak szybka. Poczuła, że piasek osiada na jej włosach i dostaje się do oczu, które natychmiast zaszły jej łzami. Świat zaczął się rozmazywać, gdy zaczęła przecierać je dłońmi.
Usłyszała, że jej brat biegnie za Liamem, który był już daleko przed nimi.
-Daj spokój, zatrzymaj się!- zawołała za bratem Lily, a gdy do niej podszedł, dodała:- Nie warto.
-Co za idiota!- fuknął z frustracją Al.- Nic ci nie jest? Pokaż to…
-Tylko trochę piecze.- dziewczynka powoli odzyskiwała ostrość widzenia.
-Chciałbym zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy!- wymamrotał Albus, gdy wracali do domu.
-Ja też. Ale problem tkwi w tym, że możemy niechcący użyć swoim mocy. A on nie może wiedzieć, kim jesteśmy.
Chłopiec z uwagą przyjrzał się swojej siostrze.
-Skąd w takiej małej dziewczynce tyle wyrozumiałości?
Lily ze śmiechem wzruszyła ramionami.
-Po prostu mama i tata nieraz nam powtarzali, że musimy na to uważać.
~*~
-Potter! Ty pierwszy!- zawołała Profesor McGonagall do grupki pierwszoklasistów kłębiących się przed jej gabinetem.
James rzucił spanikowane spojrzenie swoim przyjaciołom, którzy w odpowiedzi posłali mu pokrzepiający uśmiech.
Usiadł na krześle przed biurkiem, a nauczycielka wcisnęła mu w dłoń kubek z sokiem dyniowym.
-Napij się.- powiedziała, mierząc go spojrzeniem spod swoich okularów. Jej usta zaciśnięte były w wąską linię.
Chłopiec już miał wykonać polecenie, gdy zauważył, że na szafce za plecami McGonagall stoi otwarta fiolka. Podpisana była: „Veritaserum”.
Veritaserum, Veritaserum…. James przewerbował swój umysł, poszukując odpowiedniej definicji. Profesor Slughorn coś wspominał o tym eliksirze… Ale co?
Postanowił, że od tej pory będzie uważać na lekcjach Eliksirów.
-No, dalej.- ponagliła dyrektorka.
I wtedy w jego umyśle zaświeciła lampa. To eliksir prawdy! Ten, kto go wypije mówi tylko i wyłącznie prawdę.
Udał, że bierze łyk, patrząc uważnie na nauczycielkę, która wyraźnie się rozluźniła. Usiadła za biurkiem, zdjęła okulary i przetarła zmęczone oczy.
-Wybacz, Potter. Musiałam, choć naprawdę nie chciałam tego robić.- wzięła głęboki oddech i kontynuowała.- A przecież nie powiedziałbyś mi prawdy. Czy to ty stoisz za tym, co stało się na lekcji Transmutacji?
-Nie, Pani Profesor.- odpowiedział natychmiast James. Nie miał pojęcia, jak zachowuje się człowiek pod wpływem Veritaserum. Przybrał więc obojętny wyraz twarzy i wyprostował się jak struna, patrząc beznamiętnie prosto w oczy McGonagall, która wyglądała na szczerze zszokowaną.
-Nie?- najwyraźniej była zbita z tropu, jednak szybko odchrząknęła i zadała kolejne pytanie.- Ale brałeś w tym udział, tak? Wiesz, kto za tym wszystkim stoi?
-Nie, Pani Profesor. Nie brałem w tym udziału i nie wiem, kto to wszystko wymyślił.- zawahał się, po czym dodał, by dodać autentyczności swojej wypowiedzi:- Ale sądzę, że to był świetny pomysł. Nikt nie nauczył się na dzisiejszy sprawdzian.
-Dobrze, tobie już dziękuję. Zawołaj kolejną osobę…. Arię Hastings.
James skinął głową i skierował się w stronę wyjścia. Jednak nauczycielka zawołała:
-I pamiętaj, że nikt nie może wiedzieć, o czym rozmawialiśmy!
-Oczywiście, Pani Profesor.
Chłopak wyszedł na korytarz. Zauważył, że wszyscy Gryfoni siedzą w kupce, oddaleni od Krukonów, którzy rozmawiali między sobą, zapewne oskarżając kolejne to osoby. Gdy ujrzeli Jamesa, natychmiast ucichli, pewnie spodziewając się, że ten karze się im rozejść, bo sprawa się rozwiązała i to on jest sprawcą. Zamiast tego jednak Gryfon zawołał:
-Aria, teraz ty.
Dziewczynka niechętnie wstała z miejsca. James złapał ją za ramię, gdy go mijała, udając, że w ten sposób dodaje jej otuchy. Zamiast tego szybko wyszeptał:
-Veritaserum. Podaje Veritaserum.
W pierwszej chwili wyglądała na kompletnie zdziwioną, ale skinęła głową. James miał szczęście, że dziewczyna jest świetnia z eliksirów i nie musi jej tłumaczyć, na czym to polega.
Młody Potter dołączył do grupki Gryfonów i natychmiast przerwał ich nerwowe szepty:
-Podaje Veritaserum. Nie pijcie tego soku.
Odpowiedziały mu niezrozumiałe spojrzenia.
-VERITASERUM. Eliksir prawdy. Nie pijcie tego, bo wszystko wygadacie. Musie udawać, że bierzecie łyk.
-Ona się zorientuje!- wyszeptała zrozpaczona Emily.- Przecież zobaczy, że z kubka nic a nic nie ubywa…
-Nie może dawać nam pić z jednego kubka, bo Pani Pomfrey by się wściekła.- przerwał jej Matt.- Ale następna osoba może się upewnić i spytać, czy ktoś przypadkiem z już niego nie pił.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.
Było to wręcz niewiarygodne, że całej siódemce udało się przechytrzyć nauczycielkę. Ale tak też się stało. Nie miała podstaw, by odebrać Gryffindorowi chociaż punkt.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Korzystając z okazji, chciałabym jeszcze raz życzyć Wam wszystkiego co najlepsze w nowym roku.
Nigdy nie lubiłam składać życzeń, więc nie będę przedłużać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To był ciepły, kwietniowy poranek. Lily z fascynacją przyglądała się promieniom słońca tańczącym za oknem. W końcu nie wytrzymała i postanowiła wyjść na zewnątrz. Już dawno nie widziała tak pięknej pogody.
Jakież było jej zdziwienie, gdy na dole zastała swojego brata- Ala. Okazało się, że chłopak- oczywiście za pozwoleniem rodziców- postanowił wybrać się na poranny spacer. Dziewczynka z entuzjazmem dołączyła do tej przygody.
Szli dróżką w stronę pobliskiego lasu, gdy nagle Lily poczuła, że ktoś pociąga ją za warkocz. Od razu wiedziała, kto to.
Liam Schreave. Był to syn mugoli, którzy mieszkali za rogiem. Miał tyle samo lat, co Lily. Jego czarne włosy jak zwykle sterczały na kilka stron. Dziewczynka wyraźnie widziała rozbawienie w jego wielkich niebieskich oczach, kiedy krzyczał:
-Hej, Płoszku!
Płoszek. To niezwykle oryginalne przezwisko wymyślił jej Liam.
Lily szczerze nie lubiła tego chłopca- ze wzajemnością. Dziewczynka nie miała pojęcia czemu, ale Liam uwziął się na nią, wiecznie dokuczając na różne sposoby: zimą psuł jej bałwana jednym kopnięciem, latem zwalał z drzewa, na które on także chciał wejść. Zawsze znajdował jakiś sposób by jej dopiec, śmiejąc się przy tym bez opamiętania. I wciąż ciągał ją z jej długie, rude włosy.
Lily wielokrotnie chciała mu oddać, nakrzyczeć na niego lub nawet uderzyć. Bała się jednak, że pod wpływem impulsu jej magiczne moce, których nie kontrolowała dadzą o sobie znać i wtedy skrzywdzi chłopca nie na żarty. I chociaż go nie znosiła, to nie chciała by z jej winy stało się mu coś złego. To tylko mugol. Dlatego więc zwykle odchodziła bez słowa ze zwieszoną głową, choć w myślach ciskała w niego piorunami. Wyglądało to, jakby na sam widok chłopca płoszyła się, przestraszona. Stąd więc pojawiło się jej przezwisko- Płoszek.
Teraz chłopiec ich wyprzedził, idąc tyłem i patrząc na nich z rozbawieniem malującym się na twarzy.
To tylko zwykły, niczego nieświadomy mugol. Nie denerwuj się…- powtarzała sobie jak mantrę dziewczynka.
-Czego chcesz?- wymamrotała, patrząc na swoje buty.
-Dawno cię nie widziałem, moja kochana przyjaciółko!- zawołał z udawanym entuzjazmem Liam, sarkastycznie akcentując ostatnie trzy słowa.- Gdzie się wybierasz?
-Nie twoja sprawa.- odpowiedziała Lily trochę głośniej, w końcu podnosząc wzrok. Po twarzy chłopca błąkał się kpiący uśmieszek.
-Ooo! Jaka groźna!- Liam przygryzał usta, starając się powstrzymać śmiech.- To pewnie przez tego, o tu…- wskazał na Ala.-…jak mu tam? Albert?
-Albus.- chłopak zmierzył Liama wściekłym wzrokiem, który teraz zwrócił na niego całą uwagę. Przyglądał mu się uważnie, aż w końcu zatrzymał się, zmuszając, by rodzeństwo zrobiło to samo. Powoli podszedł do Ala i wyszeptał.
-Słuchaj, ty jesteś pewny, że to twoja siostra? Jest jakaś taka nie podobna. Pewnie ją adoptowali. Jest niegroźna, ale radziłbym ci uważać. Może przenosić jakąś chorobę.
Al w nagłym przypływie złości pchnął Liama na ziemię. Chłopiec upadł, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu i frustracji.
-Daj jej w końcu spokój, Schreave!- krzyknął Albus, splatając ręce na piersi.- Bo inaczej…
-Uuu! Niebezpieczny!- na twarzy przeciwnika znów zawitał uśmiech. W jednej chwili chwycił w obie garści piach, który znajdował się na ścieżce, którą szli i rzucił nim w rodzeństwo. Al natychmiast się uchylił, ale Lily nie była tak szybka. Poczuła, że piasek osiada na jej włosach i dostaje się do oczu, które natychmiast zaszły jej łzami. Świat zaczął się rozmazywać, gdy zaczęła przecierać je dłońmi.
Usłyszała, że jej brat biegnie za Liamem, który był już daleko przed nimi.
-Daj spokój, zatrzymaj się!- zawołała za bratem Lily, a gdy do niej podszedł, dodała:- Nie warto.
-Co za idiota!- fuknął z frustracją Al.- Nic ci nie jest? Pokaż to…
-Tylko trochę piecze.- dziewczynka powoli odzyskiwała ostrość widzenia.
-Chciałbym zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy!- wymamrotał Albus, gdy wracali do domu.
-Ja też. Ale problem tkwi w tym, że możemy niechcący użyć swoim mocy. A on nie może wiedzieć, kim jesteśmy.
Chłopiec z uwagą przyjrzał się swojej siostrze.
-Skąd w takiej małej dziewczynce tyle wyrozumiałości?
Lily ze śmiechem wzruszyła ramionami.
-Po prostu mama i tata nieraz nam powtarzali, że musimy na to uważać.
~*~
-Potter! Ty pierwszy!- zawołała Profesor McGonagall do grupki pierwszoklasistów kłębiących się przed jej gabinetem.
James rzucił spanikowane spojrzenie swoim przyjaciołom, którzy w odpowiedzi posłali mu pokrzepiający uśmiech.
Usiadł na krześle przed biurkiem, a nauczycielka wcisnęła mu w dłoń kubek z sokiem dyniowym.
-Napij się.- powiedziała, mierząc go spojrzeniem spod swoich okularów. Jej usta zaciśnięte były w wąską linię.
Chłopiec już miał wykonać polecenie, gdy zauważył, że na szafce za plecami McGonagall stoi otwarta fiolka. Podpisana była: „Veritaserum”.
Veritaserum, Veritaserum…. James przewerbował swój umysł, poszukując odpowiedniej definicji. Profesor Slughorn coś wspominał o tym eliksirze… Ale co?
Postanowił, że od tej pory będzie uważać na lekcjach Eliksirów.
-No, dalej.- ponagliła dyrektorka.
I wtedy w jego umyśle zaświeciła lampa. To eliksir prawdy! Ten, kto go wypije mówi tylko i wyłącznie prawdę.
Udał, że bierze łyk, patrząc uważnie na nauczycielkę, która wyraźnie się rozluźniła. Usiadła za biurkiem, zdjęła okulary i przetarła zmęczone oczy.
-Wybacz, Potter. Musiałam, choć naprawdę nie chciałam tego robić.- wzięła głęboki oddech i kontynuowała.- A przecież nie powiedziałbyś mi prawdy. Czy to ty stoisz za tym, co stało się na lekcji Transmutacji?
-Nie, Pani Profesor.- odpowiedział natychmiast James. Nie miał pojęcia, jak zachowuje się człowiek pod wpływem Veritaserum. Przybrał więc obojętny wyraz twarzy i wyprostował się jak struna, patrząc beznamiętnie prosto w oczy McGonagall, która wyglądała na szczerze zszokowaną.
-Nie?- najwyraźniej była zbita z tropu, jednak szybko odchrząknęła i zadała kolejne pytanie.- Ale brałeś w tym udział, tak? Wiesz, kto za tym wszystkim stoi?
-Nie, Pani Profesor. Nie brałem w tym udziału i nie wiem, kto to wszystko wymyślił.- zawahał się, po czym dodał, by dodać autentyczności swojej wypowiedzi:- Ale sądzę, że to był świetny pomysł. Nikt nie nauczył się na dzisiejszy sprawdzian.
-Dobrze, tobie już dziękuję. Zawołaj kolejną osobę…. Arię Hastings.
James skinął głową i skierował się w stronę wyjścia. Jednak nauczycielka zawołała:
-I pamiętaj, że nikt nie może wiedzieć, o czym rozmawialiśmy!
-Oczywiście, Pani Profesor.
Chłopak wyszedł na korytarz. Zauważył, że wszyscy Gryfoni siedzą w kupce, oddaleni od Krukonów, którzy rozmawiali między sobą, zapewne oskarżając kolejne to osoby. Gdy ujrzeli Jamesa, natychmiast ucichli, pewnie spodziewając się, że ten karze się im rozejść, bo sprawa się rozwiązała i to on jest sprawcą. Zamiast tego jednak Gryfon zawołał:
-Aria, teraz ty.
Dziewczynka niechętnie wstała z miejsca. James złapał ją za ramię, gdy go mijała, udając, że w ten sposób dodaje jej otuchy. Zamiast tego szybko wyszeptał:
-Veritaserum. Podaje Veritaserum.
W pierwszej chwili wyglądała na kompletnie zdziwioną, ale skinęła głową. James miał szczęście, że dziewczyna jest świetnia z eliksirów i nie musi jej tłumaczyć, na czym to polega.
Młody Potter dołączył do grupki Gryfonów i natychmiast przerwał ich nerwowe szepty:
-Podaje Veritaserum. Nie pijcie tego soku.
Odpowiedziały mu niezrozumiałe spojrzenia.
-VERITASERUM. Eliksir prawdy. Nie pijcie tego, bo wszystko wygadacie. Musie udawać, że bierzecie łyk.
-Ona się zorientuje!- wyszeptała zrozpaczona Emily.- Przecież zobaczy, że z kubka nic a nic nie ubywa…
-Nie może dawać nam pić z jednego kubka, bo Pani Pomfrey by się wściekła.- przerwał jej Matt.- Ale następna osoba może się upewnić i spytać, czy ktoś przypadkiem z już niego nie pił.
Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.
Było to wręcz niewiarygodne, że całej siódemce udało się przechytrzyć nauczycielkę. Ale tak też się stało. Nie miała podstaw, by odebrać Gryffindorowi chociaż punkt.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Zajefajny! Jesteś po prostu super! Czekałam od tygodnia. Nareszcie!
OdpowiedzUsuńSuper. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Plan się udał. Przeczuwałam, że McGonagall będzie używała veritaserum. Ale wiedziałam też że nikt tego nie wypije bo się jakoś dowiedzą. Życzę weny i dalszych sukcesów w pisaniu. Szkoda że tak rzadko wstawiasz. To naprawdę wciąga i chyba uzależnia. Zawsze jak nadchodzi sobota to się niecierpliwię kiedy wstawisz. Naprawdę świetnie piszesz i należy ci się pochwała. Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuń~Kasia Granger
Nie sądziłam, że McGonagall posunie się do użycia Veritaserum na uczniach. Ale myślę, że zrobiła to niechętnie.
OdpowiedzUsuńCo do Liama to ma fajne nazwisko xD (Maxon z Rywalek ma takie samo,a po prostu go kocham <3). Jednak zachowuje się bardzo, bardzo niefajnie. Mam nadzieję, że w przyszłości zmieni swoje zachowanie :/. No i nadal czekam na Dudleya i Bruna i Emmę.
O tak, właśnie od Maxona zapożyczyłam to nazwisko <3
UsuńKiedy o Dudleyu?
OdpowiedzUsuńPamiętam o nim. Pojawi się w swoim czasie.
UsuńPiękne na prawdę... Uwielbiam twoje opowiadania i dziękuję Ci z całego serca za to, że piszesz pomimo trudów życia i dajesz radość takim ludziom jak ja
OdpowiedzUsuńHa ha! Równo o godzinie magii - północy
UsuńSuper rozdział :) nie spodziewałabym się po McGonagal, ze posunie się aż do tego by podać uczniom veritaserum! Bardzo mnie zaskoczyłaś... Bardzo mi szkoda Lily, jak on może jej tak dokuczać, no ale cóż- chłopcy.
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Lily
Wspaniale piszesz. Przeczytałam wszystkie rozdziały i na pewno przeczytam kolejne. Pozdrawiam! Victoria
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym m Dudley
OdpowiedzUsuńMyślę, że Liam jest czarodziejem...ale pewnie się mylę
Spodziewałm się Veritaserum, ale nie wiedziałam, że James się zorientuje :)
Też mi się wydaje że Liam jest czarodziejem :)
UsuńNatala22
Super rozdział! Szkoda że rozdziały tak żadko się pojawiają i są krótkie, ale to opowiadanie jest świetne.
OdpowiedzUsuńA i polecam ci zacząć pisać na watpadzie te opowiadanie bo jest świetne. (Jeśli nie wiesz co to, to to jest taka strona i można ściągnąć na telefon). :-) Nie mogę się doczekać soboty.
~Minnie
Jesteś genialna! To chyba najlepsza notka (tylko trochę krótka )
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje że z Liamem i Lily będzie podobnie jak z rodzicami Harrego najpierw się nienawidzili jednak później się polubili, pobrali się, myślę że Liam i Lily zostaną w przyszłości przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba twój blog i wczorajszy rozdział.
Marysia
Czy nie chciałabyś spróbwać swoich sił w pisaniu na PBF?
OdpowiedzUsuńTo tylko moja mała propozycja, w razie pytań zostawiam namiar na siebie w postaci gadu i link do forum. :)
gg 8660039
http://magiclullaby.forumpl.net/
Liam i Lily przypominają mi rodziców Harryego. :)
OdpowiedzUsuńSą po prostu slodcy!
A uknucie dzieciaków :))
Mam banana na ustach.
Pozdrawiam 😜
Super! Fajnie piszesz. Czrkam na Dudley'a. I na jakąś wybrankę serca James'a
OdpowiedzUsuńCześć Zuziu jestem tu nowa i całą noc czytałam twojego bloga. Wow po prostu wow. bardzo mi się podoba. mam kilka pomysłów które mogą ci się spodobać. życze ci jak najwięcej weny twórczej
OdpowiedzUsuńHej Zuziu,
OdpowiedzUsuńJestem na twoim blogu od niedawna i już nie mogę się doczekać kiedy będzie kolejny rozdział! Ja poprostu się w nim zakochałam!!! Mam nadzieję że zaraz wstawisz nowy! Jesteś świetna... Nie! Wspaniała... Nie Superekstramega utalentowana!!!
Ale moje słowa to chyba nie nowość😁😅😅😁
Życzę Ci więcej weny i jak największej oglądalności!
Twoja fanka
Hermiona R.
Kiedy new?
OdpowiedzUsuńŚwietne!!!! Kocham Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńŚwietne!♥
OdpowiedzUsuńJedno słowo to opisuje: M E E E E E E G A A A A A jej
OdpowiedzUsuńVeronica
Cześć ! Super rozdział :) Mam nadzieje że ten mugolak z sąsiectwa dostanie za swoje :D. Pozdrawiam Kacper ∆
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwkurzyl mnie Lian, udało im się teraz przechytrzyć Mcgonagall...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia