sobota, 31 października 2015

87. Allie Haloway.

Ten rozdział dedykuję Toothleshoe 51, który podpisał się jako Marcel, jedemu z nielicznych chłopaków, którzy mnie czytają.
Chłopcy, mężczyźni, jesteście tu? :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ginny wybiegła ze swojego pokoju- niegdyś złote cyfry na drzwiach tworzyły liczbę 114. Ruszyła korytarzem prosto do 107, zapukała kilka razy i weszła. Tak jak myślała- jest w środku.
A mowa tu o jej przyjaciółce, Alyson Haloway. Jej piękne, długie blond włosy opadały falami na plecy. Oczy miały ciepły, migdałowy odcień. Cera- jasna i gładka. To po prostu śliczna kobieta.
Pracuje ona w „Proroku Codziennym” od 3 lat, więc krócej niż Ginny. Obie reporterki szybko znalazły wspólny język. Allie-bo tak karze nazywać siebie blondynka, nie znosi swojego pełnego imienia- także zajmuje rubrykę „SPORT”. Tyle, że ona w odróżnieniu od Ginny przeprowadza wywiady ze sportowcami, przed i po meczach.
Allie także uczyła się w Hogwarcie. Należała do Hufflepuffu. Teraz, rudowłosa nie jest w stanie uwierzyć, że wcześniej nigdy ze sobą nie rozmawiały. Kobieta ta wręcz promieniuje optymizmem, zaraża nim wszystkich wokoło. Wciąż się uśmiecha, lubi wszystkich- z jednym wyjątkiem, którym jest oczywiście Rita Skeeter. Allie nieraz już oberwała od niej po uszach.
Harry i Ron także szybko polubili Alyson, Hermiona była dosyć sceptycznie do niej nastawiona. Wystarczyło jednak pół godziny i ta ostatnia także ją pokochała. Blondwłosa jest naprawdę inteligentną kobietą, co musiało wzbudzić podziw Hermiony, która mimo wszystko wciąż jest najmądrzejsza z ich wszystkich.
Allie jest szczęśliwą singielką. Ginny nie jest w stanie pojąć, jak to możliwe, że tak ładna i pozytywna kobieta nie znalazła sobie męża. Ta jednak wciąż powtarza, że „gdzieś tam czeka na nią książę z bajki…”.  
I teraz blondwłosa piękność rozpromieniła się na widok swojej przyjaciółki:
-No i jak tam wrażenia po pierwszym dniu delegacji?- widząc jednak grymas na twarzy Ginny, dodała szybko:- Chyba nie najlepiej, co?
-Skeeter.- to jedno słowo wystarczyło, wszystko nagle stało się jasne.
Allie jednak uśmiecha się jeszcze szerzej. W jej policzkach pojawiły się dołeczki.
-Nie martw się, mnie też dopadła. W sumie to nic nowego, ta baba uwzięła się na mnie od kiedy powiedziałam jej, że ma ohydny kapelusz. Ale przecież to była szczera prawda, sama musisz przyznać.
Ginny parsknęła śmiechem, Allie także. Nawet jej śmiech był melodyjny i piękny, niczym śpiew syren.
Dopiero teraz rudowłosa zauważa, że ta druga nad czymś pracowała, niewielki hotelowy stolik był cały obłożony papierami, obok stał kałamarz z piórem. Pewnie redagowała artykuł do „Proroka”. Gryfonce zrobiło się nagle głupio- wparowała tu bez żadnej zapowiedzi, nie myśląc o tym, że może przeszkadzać.
-Wybacz, że tak nagle wpadłam. Musiałam ci przeszkodzić w pracy, co?- blondynka zaczęła energicznie kręcić głową, zaprzeczając.- Po prostu ta wścibska baba zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Mam ochotę udusić ją przez sen, wchodzisz w to?
W oczach Allie rozbłysła radosna iskierka. Przez chwilę Ginny sądziła, że redaktorka wzięła jej propozycję na serio. Po chwili jednak Allie odezwała się z głosem pełnym podekscytowania:
-Nie musimy jej od razu dusić, ale… są przecież inne sposoby zemsty, prawda?
Kobiety uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo, konspiracyjnie.
-Prawda.
                                                         ~*~
James i Mike siedzieli w pokoju wspólnym Gryffindoru. Ogień w kominku powoli dogasał, tak samo jak temperament chłopców. Oboje lekko przysypiali w fotelach, co jakiś czas zastrzegając:
-Nie zasypiaj.
-Nie śpię.- zawsze odpowiadał ten drugi.
Rzecz jasna czekali na Arię. Dlaczego nie wraca tak długo? Nie mieli już wątpliwości, że Hagrid zabrał ją do Zakazanego Lasu. Nie mogli pozbyć się wrażenia, że stało się coś naprawdę złego.
James zauważył, że Mike otwiera usta, chyba chciał coś powiedzieć, ale w tym czasie obraz rozsunął się i do pomieszczenia powoli wkroczyła ich przyjaciółka. Zamiast tego chłopiec więc tylko ziewnął przeciągle.
-Jesteś!- zawołał z udawanym entuzjazmem James.- Możemy iść już spać?
Zauważył jednak, że brunetka jest wzburzona. Już dobrze znał tą minę. Stało się coś niedobrego.
-Co się stało?- Mike najwyraźniej też to zauważył.- Byłaś z Hagridem w Zakazanym Lesie?
Aria przysiadła na trzecim fotelu, wzięła głęboki oddech i wypaliła:
-Zdaje mi się, że widziałam Kishana.
Chłopcy wymienili zdumione spojrzenia, żaden z nich nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Przez chwilę James myślał, że jednak nie dał rady i zasnął, a to wszystko mu się śni.
Ale dziewczyna zaczęła bardzo dokładnie opisywać postać Kishana. Z każdą mijającą sekundą Aria przypominała sobie kolejne rzeczy- szczegóły, na które wcześniej nie zwróciła uwagi.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że postać, którą zobaczyła uśmiechała się złowieszczo. Jego czerwone oczy niebezpiecznie błyszczały. I choć 11- latka nie zwróciła na to uwagi-w końcu to jeszcze dziecko- to warto dodać, że jest przy tym zabójczo przystojny. Ma w sobie coś, co każe ci uciekać, a jednak chcesz zostać. Mrozi krew w żyłach, ale nie możesz oderwać od niego oczu, pociąga cię to.
-Z twojego opisu wychodzi na to, że jest to duch. Skoro ma postać 17-latka, to musiał umrzeć młodo.- mówił powoli James, w zamyśleniu marszcząc czoło.
-Nie.- brunetka stanowczo pokręciła głową.- To na pewno nie był duch.
-Ale żywy też nie może być.- wtrącił Mike.- Wiem, że czarodzieje żyją długo, ale mimo wszystko to nie możliwe, by przeżył do teraz.
A głowie Jamesa włączył się alarm: horkruksy. To by pasowało. Kishan zrobił to samo, co niegdyś Voldemort. Chłopiec uświadomił to sobie w niemym przerażeniu.
-On nawet nie wyglądał na żywą postać.- wyrwała go z zamyślenia Aria.- Ale na ducha też nie. Coś… po środku. Do tego rozpłynął się jak we mgle. Żywi tego nie potrafią, a duchy nie są aż tak materialne jak on, są wręcz przezroczyste.
James odetchnął z ulgą. Więc nie mogą to być horkruksy. Szybko jednak powrócił niepokój.
-Czym więc jest Kishan?- zapytał.
W tej chwili usłyszeli kroki na schodach. Z mroku wyłonił się chłopak z piątek klasy, prefekt. Miał na sobie niebieską piżamę, jego blond włosy były powyginane we wszystkie strony. Wzrok, zarówno jak i głos miał zaspany:
-Co wy tutaj jeszcze robicie? Wracajcie do dormitorium zanim wszystkich pobudzicie.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com

sobota, 24 października 2015

86. Koszmar na jawie.

Ten rozdział dedykuję Sophie Black. Wiedz, że czytam wszystkie Twoje komentarze.
I nie tylko Twoje :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Poddenerwowana Ginny wpadła do swojego pokoju w mugolskim hotelu. Rzuciła torbę na ziemię, różdżkę odłożyła na stolik. Usiadła na łóżku, od razu tego żałując. Materac był niezwykle szorstki i twardy, czuła się, jakby leżała na kamieniach.
Po chwili zawahania wyciągnęła rękę po różdżkę i zgrabnie nią machnęła. Materac urósł, sprawiając, że kobieta niemal się w nim zapadła. Natychmiast poczuła błogą ulgę, uśmiechnęła się lekko. Przecież zanim się ktoś zorientuje, cofnie zaklęcie i wszystko wróci do normy.
Przypomniała sobie jednak sobie o Skeeter i czar prysł. Czy ta okropna baba musi mieszać się w nie swoje sprawy?
Co z tego, że Ginny także była redaktorką? Do niej należy tylko mała rubryka „SPORT”, a w zasadzie do jej szefa, który na resztę nie ma wpływu. Skeeter nie omieszka jej oczernić. Widziała już niemal nagłówek : „GINEWRA POTTER- CZY ABY NA PEWNO NADAJE SIĘ NA ŻONĘ I MATKĘ?”
I pomyśleć, że aktualnie znajduje się z tą kobietą w jednym budynku. Wszyscy, którzy  pracują dla Proroka Codziennego tutaj są.
I wtedy sobie o czymś, a w zasadzie o kimś przypomniała. Natychmiast poderwała się z łoża i ruszyła ku drzwi, szybko naciągając buty na stopy. W progu jeszcze na chwilę przystanęła i przez ramię doprowadziła materac do jego starej postaci.
                                                  ***
Aria kroczyła za Hagridem przez Zakazany Las. U jej boku żwawo podskakiwał Kieł. Już się nie bała.
Była więc wyjątkowo dzielną dziewczyną, bo Las wyglądał co najmniej mrocznie. Drzewa, jakby się zmówiły, pochylały się ku sobie, całkowicie zasłaniając niebo. Przez ich łyse korony dostawało się tylko trochę światła. Otoczenie niemal promieniowało tajemniczością i złowieszczością. Dziewczyna czuła na sobie czyiś wzrok, jednak to nie zmąciło jej spokoju. Dopiero, gdy usłyszała w pobliżu jakiś szmer wzdrygnęła się lekko.
Hagrid niósł w ręku latarenkę, ona zapaliła różdżkę. Półolbrzym mówił:
-Toby to duży troll, więc powinnaś go zauważyć. Cholibka, do tej pory nie wiem, jak to możliwe, że mi zwiał.
W końcu stanęli na polanie.
-Teraz się rozdzielimy.- wytłumaczył Hagrid.- Jeśli zauważysz Toby’ego, wystrzel zielone iskry. Jeśli stanie się coś złego- czerwone. Możesz zabrać Kła, ale to niezwykły tchórz.
Dziewczyna przytaknęła, chociaż poczuła lekki niepokój. Zacisnęła palce mocniej na różdżce.
Ona ruszyła w prawą stronę, on w lewą. Już po kilku samotnych krokach Aria poczuła, że zrobiło jej się jeszcze zimniej. Szczelniej opatuliła się szalikiem w barwach Gryffindoru. Zdawało się, że chłód przenika ją do szpiku kości.
Szła jednak dalej przed siebie. Ten troll musi tu gdzieś być. Miała wrażenie, że z chwili na chwilę mrok coraz bardziej ją pochłania, zagarnia w swoje szpony. Wywołało to zamęt w jej 11-letniej głowie. Coś tu jest zdecydowanie nie tak.
Nagle usłyszała dziwny dźwięk- coś pomiędzy krzykiem dziewczynki a skrzypnięciem drzwi. Odgłos był coraz głośniejszy, mroził krew w żyłach, rozrywał bębenki w uszach. Aria poczuła się jak spetryfikowana, teraz naprawdę się bała. Chciała, by to ustało, lecz było coraz gorzej. Przycisnęła ręce do uszu, jednak niewiele to dawało.
Wtem nastała namacalna cisza, która jakby zawisła w powietrzu. Gryfonka dopiero po kilku sekundach otrząsnęła się z amoku. Rozejrzała się- no tak, Kła już nie ma. To prawdziwy tchórz, Hagrid miał rację.
A ona? Nie może być jak ten pies! Ruszyła pewnie przed siebie, chociaż serce biło jej tak mocno, jakby chciało wyfrunąć z klatki piersiowej. Nawet przez myśl jej nie przeszło, by wystrzelić czerwone iskry. Nie czuła też tego wszechotaczającego chłodu. Po prostu szła przed siebie, nie do końca tego świadoma. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bała.
Poczuła pieczenie w lewym nadgarstku. Tam, gdzie widniała blizna. Upadła na kolana, ból stawał się nie do zniesienia. Jeszcze nigdy nie był aż tak silny.
Do jej uszu znów dobiegł ten dziwny, okropny dźwięk. Nasilał się wraz z pieczeniem. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, jej krzyk mieszał się z dobiegającym ją odgłosem.
I wtedy to zobaczyła. Chłopak wyglądający na około 17 lat. Twarz zdawałaby się być normalnej barwy, gdyby nie te oczy. Czerwone i dzikie, niebezpieczne. Włosy jasne, prawie białe. Na sobie miał zwykłą, czarną szatę. I pelerynę. Z TYM znakiem- przekrzywionym krzyżem.
Aria była pewna, że to Kishan.
Patrzyła na niego z nie ukrywanym już strachem, krzyczała jeszcze głośniej. Postać jednak nie zbliżała się do niej. Rozpłynęła się, zniknęła. Jakby w ogóle go tu nie było, jakby był tylko wspomnieniem.
Jednak Aria wiedziała, że to nie jest zwykłe przewidzenie. Wcześniej wypuściła różdżkę, zaczęła szukać jej w amoku. Nawet się nie zorientowała, że dźwięk, który jeszcze przed chwilą niezwykle ją niepokoił ucichł.
Na oślep przesuwała ręką po wilgotnej ziemi. Była w szoku. Miała nadzieję, że Hagrid usłyszał jej krzyk i że już tutaj idzie. Chce się stąd jak najszybciej wydostać.
W końcu znalazła różdżkę. Wyciągnęła ja wysoko w górę i ostatkami sił wystrzeliła czerwone iskry.
„Błagam, Hagrid. Zauważ je!”.
Mijały jednak cenne minuty, a ona wciąż tutaj tkwiła. Nie ruszała się z miejsca.
Postanowiła, że nie może tak leżeć i czekać na zbawienie. Wstała, dysząc przy tym ciężko. Włosy przysłaniały jej widok, więc odgarnęła je chaotycznie.
Powróciło uczucie zimna. Zatrzymała się, opierając o drzewo.
-HAGRID!- krzyknęła ile sił w płucach.- HAAAGRID!
Nikt jej nie odpowiedział.
Przymknęła oczy, kurczowo trzymając się grubego pnia. Musi się uspokoić. Nie może panikować. Hagrida nie ma. Trzeba radzić sobie samemu.
Znów ruszyła przed siebie, teraz jednak znacznie ostrożniej i wolniej. Gdzieś tutaj musi być wyjście.
-ARIA? ARIA!
To Hagrid. Była tego pewna. Prawie popłakała się ze szczęścia.

Zapominając o doskwierającym jej bólu i mrozie ruszyła przed siebie pędem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com

sobota, 17 października 2015

85. Jestem w pracy.

Ten rozdział dedykuję Julii Potter :) Życzę Ci powodzenia w pisaniu Twojego bloga i obiecuję, że gdy będę miała chwilę czasu to zajrzę :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tygodniowy wyjazd w ramach pracy był dla Ginny prawdziwą katorgą. Po pierwsze- obawiała się natarczywych pytań dziennikarzy, którzy wszędzie wścibią swój ciekawski nos. Po drugie- nie chciała zostawiać Harry’ego samego na 7 dni. Jak on sobie poradzi z domowymi obowiązkami i dziećmi?
Zwłaszcza teraz, gdy niepokoiła ją sprawa Kishana. Jak zwykle- wszystko dzieje się w nieodpowiednim czasie.
Była najlepszą dziennikarką sportową w Proroku Codziennym, więc to właśnie jej przypadała ta tygodniowa trasa. Została zakwaterowana w pewnym mugolskim hotelu- co jej zdaniem było szczytem głupoty. Z lekkim uśmiechem na twarzy postanowiła, że opisze to w swoim artykule. Może czarodziejów ciekawi mugolski styl życia?
Pokój wydawał jej się taki… niemagiczny. Obrazki, które się nie poruszają były dla niej absolutną nowością. Poczuła wręcz współczucie do Harry’ego i Hermiony, którzy dzieciństwo spędzili w takich oto domach. Usiadła na swoje łóżko, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Materac był zimny i twardy. Nie pozostało jej nic innego, jak przygotować się do pierwszego meczu.

Wszystkie siedem rozgrywek miało się odbyć na tym samym stadionie- oczywiście- zabezpieczonym na tysiące sposobów przed mugolami. Wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik.
Pierwszy mecz- Harpie z Holyhead przeciw Gargulcom z Gródka. Ginny w duchu kibicowała tym pierwszym- przecież kiedyś sama grała w tej drużynie, dopóki nie zaszła w ciąże. Na te wspomnienie poczuła, że przepełnia ją fala ciepła. To było tak dawno temu…
Naciągnęła kaptur na głowę, usiadła na zwykłym, nie rzucającym się w oczy miejscu. Za wszelką cenę starała się zachować anonimowość. Wolała nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby zorientowali się, że Ginny Potter tu jest…
A zawsze reagowali tak samo. Ogólne podniecenie, jakieś pytania zadawane w jej stronę przez dziennikarzy. Była już mistrzynią w umykaniu przed reporterami.
Ale teraz zauważyła zmorę swojej młodości. Charakterystyczne blond włosy, błysk okularów… Czy to Rita Skeeter? Jęknęła w duchu. Tak, to ona. Na tą babę nie ma mocnych.
Kobieta wzięła głęboki oddech, starając się nie patrzeć w stronę dziennikarki.
Byleby nie nawiązać kontaktu wzrokowego… Byleby nie nawiązać kontaktu wzrokowego… Patrzy się na mnie?”
Ginny ukradkiem spojrzała w jej stronę. Nie, kobieta była zajęta przesłuchiwaniem jakiegoś niskiego, przerażonego mężczyzny, który wyraźnie był mocno zestresowany. Skeeter unosiła brwi. Rudowłosa w duchu wspierała owego nieszczęśnika. Pewnie jutro zostanie obsmarowany w najnowszym wydaniu Proroka Codziennego.
Pojawiły się maskotki drużyn, jak zwykle przykuwające uwagę. Ryk widzów mieszał się z głosem czarodzieja, który komentował właśnie rozpoczynający się mecz. Zawodnicy zajęli swoje stanowiska i… zaczęło się.
Samo pisanie artykułu wydawało się dla Ginny bardzo łatwe. Dorobiła się już pióra samonotującego, podobnego do tego, które miała Skeeter. Tylko, że jej nie było wściekle zielone, lecz szkarłatno-złote- w barwach Gryffindoru. Tak więc, szeptem relacjonowała mecz, a jej pióro podrygiwało na pergaminie niczym miotły na boisku.
Mecz skończył się szybko- wygrały Gargulce z Gródka, 250:190. Ginny postanowiła jak najszybciej uciec z miejsca zdarzenia, zanim ktoś ją rozpozna. Pech chciał, że akurat gdy wstała, ktoś na nią wpadł, rozlewając gorącą kawę na jej kurtkę. Był to na oko 18-letni chłopak, który zaczął gorączkowo przepraszać. Kobieta szybko wyciągnęła różdżką, by się osuszyć. Już miała odejść, gdy młodzieniec zawołał:
-Hej! Ty jesteś Ginny Potter!?
Stało się. Usłyszeli to też inni. Kobieta przeklęła w duchu chłopaka i zaczęła rozpychać się łokciami. Słyszała za sobą głos młodego czarodzieja:
-Poczekaj! Jestem twoim fanem, proszę, zaczekaj!
Dopadła ją Reeta Skeeter. Poczuła flesz na oczach, słyszała skrobanie samonotującego pióra. Wiedziała, że jej się za to oberwie w artykule, który na pewno sporządzi dziennikarka, lecz mimo to nie odpowiadała na żadne pytania. Krzyknęła tylko rozwścieczona:
-W PRACY JESTEM!!!
Po czym czmychnęła między tłum ludzi.
                                                       ***
James, Aria i Mike nie mieli bladego pojęcia jak Nick Harvey dowiedział się o Kishanie. Mogli się jedynie domyślać- Puchon pewnie czytał już kiedyś tą legendę, a teraz, kiedy zobaczył przekrzywiony krzyż na nadgarstkach ofiar, taki sam jak w książce, złączył fakty. Cała szkoła szybko się o tym dowiedziała. W bibliotece jak nigdy dotąd pojawiła się cała masa uczniów- wszyscy chcieli przeczytać legendę. Ci, którzy mieli szczęście dorwać się do książek, w których była ona dostępna, opowiadali ją innym, oczywiście trochę ją modyfikując. Wnioski pozostały jednak takie same: w szkole są Wybrani, którzy mogą to wszystko powstrzymać. Zadawano więc sobie jedno pytanie: kto nimi jest?
Było do przewidzenia, że jako pierwsze padnie nazwisko „Potter”, przecież syn musiał odziedziczyć „to coś” po ojcu. James jednak nie dawał po sobie znać, że może być jednym z Wybranych, Mike i Aria też, więc uczniowie szybko się znudzili. Wciąż jednak mieli ich na oku.
Aurorzy teraz byli dosłownie wszędzie: w Wielkiej Sali, na błoniach, w klasach, a nawet w Pokojach Wspólnych domów. James po całym dniu wciąż czuł na sobie ich wzrok. To było nie do zniesienia.

Pierwszy szlaban u Hagrida. Pomimo tego, że był już początek marca, to wieczory wciąż były ciemne i zimne. Chłopcy obiecali, że poczekają na Arię w Pokoju Wspólnym aż wróci, więc ta ruszyła na dół, gdzie stał już gajowy. Pomachał jej radośnie ręką, ona odpowiedziała tym samym gestem. Naprawdę lubiła tego gościa. Teraz jednak była pełna obaw.
-Co dzisiaj robimy?- zapytała. W myślach powtarzała: „Tylko nie Zakazany Las, tylko nie…”
-Zakazany Las!- odpowiedział dziarsko Hagrid, gdy żwawo ruszyli w stronę jego chatki. Dziewczyna jęknęła w duchu.- Jak skończymy wcześniej robotę, to może załapiemy się na herbatkę. Sprawa wygląda następująco: miałem sobie trolla, zwał się Toby. To dobry troll. Lecz pewnego dnia wypuściłem go do Zakazanego Lasu i… ślad po nim zaginął, cholibka. Musimy go odnaleźć… Niech skonam, on na pewno na mnie czeka!
Chwila ciszy. Aria analizowała wypowiedź Hagrida, w myślach obliczając ilość wypadków, które mogą ich spotkać tej nocy.
-Ale nie miej pietra, Aria! Razem damy radę. Swoją drogą bardzo dobrze zrobiłaś dając nauczkę temu okropnemu Ślizgonowi. Ale nie mów o tym Profesor McGonagall.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Od razu poprawił jej się humor.
Z chatki wyskoczył Kieł, który prawie przewalił Gryfonkę, gdy się na nią rzucił, liżąc jej twarz z radością. Gajowy musiał go odganiać.

Aria zapaliła różdżkę i ruszyła za Hagridem zastanawiając się, co kryje w sobie mrok dzisiejszej nocy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com

sobota, 10 października 2015

84. Nowa siła.

Prośba do wszystkich Anonimków- podpisujcie się, żebym wiedziała komu dedykować rozdziały :)

 Ten rozdział dedykuję Kindze Lesner- dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że mnie czytasz :))

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Al kręcił się niespokojnie po swoim pokoju. Podsłuchana rozmowa wciąż kołatała mu po  głowie.
O Potężnym Kishanie wiedział już od świąt. Obiecał jednak swojemu bratu, że nikomu o tym nie opowie. I obietnicy dotrzyma. Bo pomimo tego, że często sobie dokuczali i spierali się ze sobą, to łączyła ich braterska więź, której Al nie byłby w stanie zerwać.
Zastanawiał się, czy nie napisać do swojego brata i ostrzec go przed tym, że rodzice już wiedzą.
To dziwne-  ostrzegać Jamesa przed ich własnymi rodzicami. Czuł się jednak zobowiązany, by to zrobić.
Z drugiej strony  czuł się z tym źle.. To normalne, że mama i tata się niepokoją. Mogliby mu pomóc. Przecież nie tylko oni martwią się o Jamesa. Ale jego brat, Mike i Aria to Wybrani. To ich misja, którą muszą spełnić.
Chłopiec spojrzał na zegarek: 1:30. Na Brodę Merlina! Musi szybko podjąć decyzję zanim będzie za późno. Poza tym powinien już dawno spać. Pewnie długo nad tym wszystkim rozmyślał.
Pomimo  moralnego dylematu w ostateczności chwycił pióro i butelkę atramentu. Z szuflady wyjął lekko pożółkły pergamin i zaczął pisać list.
                                                ***
Aria ruszyła korytarzem do gabinetu dyrektora. Profesor McGonagall wypowiedziała hasło (lukrowany tort) i po chwili obie znalazły się w jego wnętrzu. Nauczycielka zajęła miejsce za biurkiem, Gryfonka natomiast naprzeciwko niej. Spodziewała się sporych konsekwencji. Nie miała sił  na jakiekolwiek kłótnie, zwłaszcza z dyrektorką szkoły, postanowiła więc pokornie przyjąć karę.
-Powiedz mi dziewczyno, co się z Tobą dzieje.- powiedziała cicho i powoli profesor McGonagall zaciskając usta.
-Nic.- wymamrotała Aria, wpatrując się w czubki swoich butów.
-Aha, nic.- powtórzyła dyrektorka.-Jesteś tego pewna?
-Tak.
Zapadła chwila ciszy. Dziewczyna wciąż nie podnosiła oczu, czuła jednak na sobie wzrok nauczycielki.
-Ostatnio stałaś się jakaś cicha, nie jesteś sobą. I co miał znaczyć ten nagły przypływ agresji?
Aria wciąż milczała. Nie miała nic do powiedzenia. Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie.
-Powiedz mi, co się dzieje.- kontynuowała  McGonagall.
Nauczycielka nie miała pojęcia, jak bardzo Aria chciałaby jej to wszystko opowiedzieć. Ale przecież nie może.
A gdyby jednak to zrobić? Przecież dyrektorka chce jej tylko pomóc, razem coś na pewno wymyślą.
Po chwili jednak dziewczyna stanowczo odrzuciła te myśli. Co się z nią dzieje? Nie jest sobą. Dlaczego tak łatwo dała się  Kishanowi? Przecież to zupełnie nie w jej stylu.
Dopiero teraz podniosła wzrok, krzyżując spojrzenia z profesor McGonagall. I wtedy coś w niej pękło. Jak to możliwe, że nagle stała się strachliwą dziewczynką? Nie, nie może się poddać. Kishan z nią nie wygra.
Wzięła więc głęboki oddech i odpowiedziała hardo:
-Nic nie mam pani do powiedzenia. Ostatnio mało śpię, do tego dostałam O z eliksirów. A te Ślizgońskie klony działają mi na nerwy i  nie mogłam się powstrzymać. Niech wymierzy mi pani już karę, bo chciałabym wrócić do dormitorium.
Po tym wywodzie Aria spodziewała się, że nauczycielka zdenerwuje się  się na nią. Oczekiwała wybuchu złości, jednak na twarzy dyrektorki ujrzała… satysfakcję? Ulgę? Czy to możliwe?
-Przez cały tydzień wieczorami będziesz pomagała profesorowi Hagridowi.- oznajmiła spokojnie profesor McGonagall.

 James i Mike czekali w pokoju wspólnym Gryfonów na swoją przyjaciółkę. Zajęli ich ulubione miejsca przy kominku, niespokojnie przebierając nogami. Spodziewali się, że dziewczyna wróci przygnębiona i zmęczona. Aria natomiast kroczyła przez pokój sprężystym krokiem z lekkim uśmiechem błąkającym się po twarzy. Usiadła obok chłopaków i oznajmiła:
-Przez cały tydzień, wieczorami, Hagrid.
-To chyba nie tak źle, prawda?- ucieszył się James.
-No nie wiem. Ostatni raz ze szlabanu u Hagrida wróciłam z poharataną nogą.
Chłopcy zaśmiali się cicho, zdziwieni nagłą poprawą humoru ich przyjaciółki. Ale byli z tego powodu szczęśliwi- wróciła  dawna Aria.
-Wiecie co?- kontynuowała młoda Gryfonka.- Postanowiłam, że nie dam się tak łatwo temu całemu Kishanowi. Nie boję się go.- nagle podniosła głos, rozglądając się po całym pokoju.- SŁYSYSZ? NIE BOJĘ SIĘ CIEBIE!
Obecni w pokoju Gryfoni spojrzeli podejrzliwie na dziewczynę, która poczuła przypływ sił. Jej umysł przepełnił optymizm- co z tego, że są wybranymi? Razem dadzą radę!
                                                     ***
Tego dnia lekcja Historii Magii ciągnęła się w nieskończoność. Profesor Binns swoim monotonnym głosem czytał o wojnach między goblinami ze wcześniej przygotowanej kartki. James już dawno przestał uważać- Mike chyba też, bo patrzył w daleką przestrzeń od  dawna nie mrugając. Aria natomiast dzielnie próbowała nie zasnąć. Znów nie spała całą noc. Dręczyły ją koszmary. A ten nudny wykład wzmagał tylko chęć odpłynięcia w krainę snów.
James zaczął poważnie rozważać możliwość drzemki, gdy nagle ktoś podniósł rękę. Nauczyciel tego nie zauważył. Był to Puchon o pulchnej twarzy i wielkich, brązowych oczach. Po chwili zniecierpliwiony uczeń odchrząknął. Zdezorientowany profesor Binns urwał swój monolog i spojrzał z rozkojarzeniem na klasę.
-Jak się nazywasz?- zwrócił się do owego Puchona.
-Nick Harvey.
-Słucham, Panie Hrovay.
-Harvey, sir. Czy mógłby pan nam opowiedzieć legendę o Potężnym Kishanie?
James wybałuszył oczy, nie wierząc własnym uszom. Mike chyba zachłysnął się własną śliną, sądząc po cichym kaszleniu dobiegającym z prawej strony młodego Pottera. Aria natomiast zupełnie się rozbudziła- nasłuchiwała, czujna. Wszyscy uczniowie nagle jakby wyrwali się z transu. Profesor Binns jednak ostudził ich zapał:
-Wszystko przeczytacie w bibliotece. Wystarczy poszukać. A teraz wrócimy do tematu lekcji…
James przez resztę lekcji zadawał sobie tylko jedno pytanie: Jak? Jak to możliwe, że tamten Puchon dowiedział się o Kishanie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com

sobota, 3 października 2015

83. Rozczarowanie Profesora Slughorna.

Ten rozdział dedykuję naszej niecierpliwej Lili potter. :)
Dziękuję za wszelkie miłe słowa i komentarze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Al przewrócił się na plecy, wlepiając beznamiętnie wzrok w sufit. Powinien już dawno spać, jednak coś powodowało, że nie mógł. Może to przez tę straszną historię, którą opowiedziała mu Rosie.
Westchnął, zrzucając nogi z łóżka i nakładając kapcie. Musi coś ze sobą zrobić, może szklanka soku z dyni  rozwiąże jego problem.
Zdawało mu się, że słyszy głosy dobiegające z salonu. Im bliżej był schodów, tym wyraźniejsze się one zdawały. Wzdrygnął się na samą myśl o ciemnych mocach czyhających na niego za rogiem. Potem jednak pomyślał racjonalnie i zdał sobie sprawę, że to głos jego własnego ojca… Tak, byli tam też mama, ciocia Hermiona i wujek Ron. Ciekawość wygrała i postanowił ruszyć w stronę źródła hałasu. Najciszej jak tylko mógł zaczął schodzić po schodach ku dołowi. Zwinnie ominął skrzypiący stopień i przyległ do ściany, nasłuchując.
-Myślisz… że oni są tymi wybranymi?- głos Rona był pełen strachu. Al znał ten ton- głos jego rudego wujka brzmiał identycznie, gdy widział pająka. Zazwyczaj był on jednak radosnym i uśmiechniętym człowiekiem, zawsze rzucił jakimś kiepskim żartem.
-Sam nie wiem.- odpowiedział Harry.- Na to wygląda…
-Oh, przecież to takie niebezpieczne!- wykrzyknęła zduszonym głosem Hermiona.- Może powinni wrócić do domów?
-Nie.- zaprotestowała twardo Ginny.- To niczego nie rozwiąże. Przecież… wy się nie poddawaliście, gdy musieliście stawiać czoła samemu Voldemortowi. Założę się, że oni także nie odpuszczą.
-Więc to popierasz?- ciocia Hermiona była wyraźnie zdenerwowana.
-Nie, jasne, że nie. Ale sama pomyśl- czy ty uciekłabyś w takiej sytuacji?
-Oczywiście, że nie.- oburzyła się kobieta.
-Właśnie. Znam Jamesa i wiem, że on też by tego nie zrobił, bez względu na to, co mu powiemy.
                                                ***
Do Hogwartu przybyli aurorzy. Teoretycznie ich obecność powinna załagodzić sytuację- ale stało się wręcz na odwrót. Spowodowała ona jeszcze większą panikę. Najmłodsi zbili się w liczne grupki, najstarsi natomiast dumnie kroczyli korytarzem, gotowi zaatakować zło czające się za rogiem.
Aria cierpiała na bezsenność. Wciąż nawiedzały ją koszmary pełne przekrzywionych krzyży i białych kotów. Chodziła z podkrążonymi oczami, starając się normalnie funkcjonować.
Oczywiście, Chris i Nelly Hopkins, pierwszoroczniacy ze Slytherinu skrzętnie to wykorzystywali. Aria ma bardzo twardy charakter, ale tym razem nie miała sił, by im się ogryźć, więc Mike i James dzielnie ją zastępowali. Chłopcy często mieli ochotę rzucić jakimś zaklęciem, by w końcu się uciszyli. Powstrzymywał ich jednak karcący wzrok przyjaciółki.

Tego dnia cała trójka jadła śniadanie w ciszy, pogrążona w rozmyślaniach. Do Wielkiej Sali, jak każdego ranka, wleciały sowy z pocztą. Jedna z nich zaczęła zgrabnie lawirować nad głową Arii. Dziewczyna obojętnie wbiła w nią wzrok, od niechcenia przyjmując list. Rozwinęła pergamin i już po chwili odrzuciła go na bok. Widząc zaciekawione spojrzenia swoich przyjaciół wyjaśniła:
-To od Diany. Nawet nie chce mi się tego czytać.
Diana to o rok młodsza siostra Arii, określana jako natrętna nudziara.
-Nawet mi jej trochę żal.- powiedziała smutno Aria, ku wielkiemu zdziwieniu Mike’a i Jamesa.- Ona nie wie… - tu zniżyła głoś do szeptu.-…o złej przeszłości moich rodziców. Dlatego jest ich pupilkiem i „tą lepszą córką”. Gdyby się dowiedziała na pewno zmieniłaby o nich zdanie. Ale ja nie zamierzam wyprowadzać jej z tego błędu.
Po tych słowach dziewczyna jeszcze raz się zawahała, po czym ostatecznie znów wzięła kawałek pergaminu do ręki. Z nieskrywaną niechęcią przeczytała jego zawartość. Spojrzała błagalnym wzrokiem na Mike’a i spytała:
-Czy mógłbyś coś z tym zrobić…?
Mike, jako specjalista od zaklęć, szybko wymamrotał pod nosem zaklęcie, celując różdżką w list, który natychmiast spłonął.

Lekcja eliksirów. Każdy z uczniów wylewał z siebie siódme poty, byleby jego eliksir zyskał chociaż ocenę N.
-Iiiii… uwaga, koniec czasu!- zawołał dziarsko profesor Slughorn. Wielu uczniów wydało z siebie jęk zawodu. Nauczyciel zaczął przechadzać się między ławkami, zaglądając  z zaciekawieniem do kociołków. W końcu dotarł do stanowiska Arii, Mike’a i Jamesa. Pochylił się nad pracą Mike’a, przyglądając się jej uważnie. Powąchał błękitny dym unoszący się w powietrzu i wydał werdykt:
-Niech będzie… Zadowalający.
Chłopiec odetchnął z ulgą. James pokazał mu uniesiony kciuk, szybko jednak poważniejąc, gdy nauczyciel dotarł do jego eliksiru. Profesor powtórzył poprzednie czynności i powiedział krótko:
-Zadowalający.
James wypuścił powietrze, patrząc z niepokojem na Arię. Jej włosy były napuszone, a mina pełna niepewności. Slughorn, przyzwyczajony do tego, że dziewczyna jest wręcz świetna z eliksirów, uśmiechał się teraz pogodnie. Cała trójka jednak wiedziała, że z próby uwarzenia tego eliksiru nie wyszło nic dobrego- Aria ostatnio jest zbyt roztargniona. Profesor pewnie pochylił się nad kociołkiem, mina mu jednak natychmiast zrzedła. Wyprostował się, po czym wymamrotał, jakby sam niedowierzał:
-Przykro mi, Aria. Okropny.
Dziewczyna zwiesiła głowę, prawdopodobnie przeklinając w myślach samą siebie. Chłopcy spojrzeli na nią ze współczuciem, pakując książki do toreb. Lekcja się skończyła.
Cała trójka ruszyła ramię w ramię korytarzem, milcząc. Aria, w stanie krańcowego załamania wpatrywała się w swoje buty. To, co się działo ,było ponad jej siłę- chciałaby komuś o tym powiedzieć, ale przecież nie może. Zbyt dużo ostatnio się działo. Nie jest w stanie zapanować nad własną psychiką.
Z rozmyślań wyrwał ją kpiący głos Nelly:
-Hej, Hastings! Jak to się stało, że w końcu zawiodłaś swojego kochanego profesora Slughorna?!
-Ignorujcie ją.- odezwał się natychmiast James, sam jednak kipiał ze złości. Wiedział, że to nie jest odpowiedni moment na kłótnie.
Aria jednak wciąż zachowywała swój stan nirwany, spokojnie wodząc przed siebie wzrokiem.
-No cóż, nasza Aria chyba w końcu zwariowała!- dołączył się Chris.- Chociaż w sumie to nic nowego. Od samego początku wiedziałem, że coś jest z nią nie tak! Ale gdy ten cały Kishan ją zaatakował ewidentnie jej się pogorszyło… Może powinna trafić na terapię do Świętego Munga?
Po tych słowach dziewczyna nie wytrzymała i niespodziewanie zawróciła, naskakując niczym lwica na Chrisa. Zupełnie zapominając o różdżce podbiła Ślizgonowi oko. Jego siostra zaczęła histerycznie wrzeszczeć:
-NA POMOC! RATUNKU! WARIAAATKA!
Natychmiast znikąd pojawiła się wzburzona profesor McGonagall. Jednym machnięciem różdżki oddaliła od siebie Chrisa i Arię, rzucając im karcące spojrzenia.
-Dziękujemy za jakże wspaniały pokaz mugolskiej walki!- wybuchnęła nauczycielka.- Slytherin i Gryffindor tracą po 15 punktów!
-Ale…- zaczął Chris, jednak profesor McGonagall natychmiast mu przerwała:
-Nie obchodzi mnie, co masz mi do powiedzenia, Hopkins! Idź lepiej do skrzydła szpitalnego. A ty, Hastings, za mną, do gabinetu.
Widząc, że Mike i James natychmiast ruszają w ich stronę, dodała:

-A wy, Potter i Montgomery zostańcie tutaj. Muszę porozmawiać z panną Hastings w cztery oczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com