Ten rozdział dedykuję Alicji Lenc, która jest aktywna zarówno na blogu Potterowskim, jak i Igrzyskowym. Dziękuję za wszystkie komentarze, które dodają mi otuchy i chęci. :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Gdzie Hermiona i Ron?- spytała Ginny, nerwowo przygryzając
wargę.
-Jak zwykle się spóźniają…- mruknął z dezaprobatą Harry.
Dzisiaj do domu Potterów miała przyjechać Luna, wraz ze
swoim mężem, Rolfem Scamanderem i ich dziećmi- Lysonderem i Lorcanem. To bliźniacy, mają po 7 lat.
Harry i Ginny, podobnie jak Weasleyowie mieli już okazję
poznać Rolfa.
Wcześniej myśleli, że Luna jest lekko zbzikowana. Jak się
okazało, jej mąż jest pięć razy dziwniejszy. Nie mieli pojęcia, co nowego tym
razem wymyślą Scamanderowie.
Al i Lily wymieniali szeptem jakieś uwagi. Bardzo lubili
ciocię Lunę, jednak obawiali się jej odwiedzin. Często kończyło się to źle.
Kiedyś Alowi wymsknęło się, że Akwawirusy nie istnieją. Przez pół godziny
musiał wysłuchiwać, że się myli, a Lysonder i Lorcan wyglądali na śmiertelnie
urażonych.
Usłyszeli miarowe pukanie do drzwi. Harry wziął głęboki
oddech i przybrał pogodny wyraz twarzy.
Luna miała na sobie swój słynny naszyjnik z kapsli po Piwie
Kremowym. Swoje kolczyki z rzodkiewek najwyraźniej zostawiła w domu. Nałożyła
żółtą, zwiewną sukienkę.
Rolf ubrał się w garnitur takiego samego koloru co strój
jego żony. Na nosie miał Widmokulary.
Za nimi stali Lysonder i Lorcan, ubrani tak samo- żółte
koszulki z krótkim rękawem i spodenki do
kolan. Jeden z bliźniaków nie miał butów. Obaj dzierżyli w dłoniach najnowsze
numery „Żonglera”.
Wszyscy zaczęli się witać, ściskać i nawoływać. Ginny
właśnie podawała rękę Rolfowi, gdy ten zbliżył się do jej ucha i wyszeptał:
-Pełno tu Gnębiwtrysków. Widzę to. Wyczuwam złą aurę.
Rudowłosa posłała znaczące spojrzenie swojemu mężowi, po
czym zaprosiła gości do salonu. Lily wraz z bliźniakami poszli na górę. Al sam
nie wiedział, czy woli zostać tutaj, czy pójść w ślady swojej siostry.
Zdecydował się iść za nią i już ruszył w
stronę schodów, gdy Luna zawołała:
-Hej, Al! Jak ja Cię dawno nie widziałam.
Zawrócił i szczerząc zęby zajął miejsce obok swojego ojca.
Z początku rozmowa toczyła się normalnie, było naprawdę
miło. Harry trochę opowiedział o swojej pracy, Ginny o swojej, przekazali też
pozdrowienia od Jamesa. Wtedy Rolf oznajmił:
-Ja i Luna jesteśmy redaktorami „Żonglera”, jak pewnie
wiecie. Czy czytaliście nasz najnowszy numer, opowiadający o Narglach?
-Te stworzenia są niesamowite.- wtrąciła Luna.- Na dobre
zasiedliły się w naszym ogrodzie. Czy wiecie…?
Nie dokończyła. Do salonu wpadł Ron, za nim dreptała
Hermiona. Przywitali się z gośćmi, rzucając przepraszające spojrzenia w stronę
Potterów. Weasleyowie skutecznie odwrócili uwagę Scamanderów. Ginny zapytała,
zmieniając temat:
-Może się czegoś napijecie?
Usłyszeli dziewczęcy pisk. Wszyscy z niepokojem unieśli
głowy do góry, patrząc w sufit, jakby szukali tam odpowiedzi na niezadane
pytanie. Tylko Rolf i Luna zachowali stoicki spokój, wciąż wpatrując się w
twarze swoich przyjaciół.
Al znalazł pretekst, by się wyrwać.
-Pójdę zobaczyć, co się stało.
Energicznie poderwał się z kanapy i pobiegł na górę. Wpadł
do pokoju swojej siostry, rozglądając się z roztargnieniem.
Lysonder i Lorcan stanęli po obuch stronach Lily, ciągnąc za
jej rude włosy. Dziewczynka miała już łzy w oczach, ale dzielnie je hamowała,
zaciskając usta, by nie krzyknąć.
-Hej, zostawcie ją!- krzyknął wzburzony Al.- Przestańcie!
Złapał jednego z braci w pasie i bez problemu go odciągnął. Drugi natychmiast puścił włosy Lily, patrząc na jej brata ze zdenerwowaniem.
Złapał jednego z braci w pasie i bez problemu go odciągnął. Drugi natychmiast puścił włosy Lily, patrząc na jej brata ze zdenerwowaniem.
-Powiedziała, że Chrapaki Krętorogie nie istnieją!
Powiedziała tak!
-Ależ oczywiście, że istnieją.- odparł spokojnie Al.- Nawet
widzieliśmy jednego.
Oczy bliźniaków powiększyły się do rozmiarów spodków.
-Naprawdę? Są bardzo, ale to bardzo rzadkie i żyją w
ukryciu.
-Taak…- mruknął z zakłopotaniem młody Potter.- Mieliśmy duże
szczęście.
***
-Nienawidzę Transmutacji.- stwierdziła Aria, gdy razem z
przyjaciółmi wracała do Wieży Gryffindoru.
-Ja też.- zawtórował jej Mike.
-I ja.- dołączył się James. Na dzisiejszej lekcji musieli
transmutować wodę w rum. Udało się to tylko Spencer Houck. Rozgoryczona
Profesor McGonagall zadała im tonę pracy domowej.
Nagle Aria przystanęła, zostając w tyle. Zdezorientowani
chłopcy popatrzyli na nią przez ramię. Ich przyjaciółka gwałtownie chwyciła się
za lewy nadgarstek, tam, gdzie widniała jej blizna w kształcie przekrzywionego
krzyża. Wydała z siebie zduszony okrzyk, zaciskając oczy i usta. James i Mike
natychmiast zawrócili. Młody Potter złapał ją za ramię i spytał:
-Wszystko w porządku?
Otworzyła oczy i popatrzyła na niego wzrokiem mówiącym:
jak-widzisz-nic-nie-jest-w-porządku.
Po chwili uspokoiła się, wciąż jednak dyszała ciężko. Zanim
zdążyli cokolwiek powiedzieć, usłyszeli hałasy dochodzące z piętra niżej.
Natychmiast udali się w to miejsce.
Zobaczyli tam grupkę uczniów, składającą się głównie z
Ślizgonów z 5 klasy. Przybiegli nauczyciele z profesor
McGonagall na czele. James już wiedział, co się stało.
Na podłodze leżał Ślizgon, prawdopodobnie z 5 klasy. Potter
nie znał go osobiście, lecz z widzenia. Nawet nie wiedział, jak ma na imię. Był
blady i trochę siny. Oczy miał szeroko otwarte, patrzył na nich pustym
wzrokiem. Na jego lewym nadgarstku zebrało się sporo krwi. Wypływała z rany,
która przedstawiała ten sam krzyż z przekrzywioną poziomą linią. Taki sam, jaki
mają Aria i Lucy.
Teddy zdał sobie sprawę, że w Wieży Gryffindoru zrobiło się
strasznie cicho. Gdzie są wszyscy?- to pytanie kołatało mu się po głowie, gdy
schodził po schodach do Pokoju Wspólnego. Nagle portret Grubej Damy rozsunął
się i do środka weszli James, Aria i Mike. Teddy odetchnął z ulgą. Już miał do
nich wybiec, gdy usłyszał o czym rozmawiają.
-Kolejny atak…- szeptał gorączkowo Mike, chodząc w tą i z
powrotem po pokoju.- Jak myślicie, dlaczego on?
-Myślę, że to przypadek.- stwierdził James.- Pewnie był sam
na korytarzu i… stało się. Aria, dlaczego wtedy chwyciłaś się za tę swoją
bliznę? Czy… Ty coś poczułaś?
-Chyba tak…- Aria zawahała się.- Spójrzcie, jest bardziej
wyrazista niż zwykle. Zaczęła mnie strasznie piec…
-Czy Lucy czuła to samo, gdy Ciebie zaatakowano?
-Nie wiem. Nie rozmawiamy o tym.- Aria pokręciła głową. Znów
się zawahała. Potem wzięła głęboki oddech i zaczęła:- Chłopaki, muszę Wam o
czymś powiedzieć.
Spojrzeli na nią pytająco.
-Od kiedy zostałam zaatakowana czuję się jakoś dziwnie…- chłopcy
unieśli brwi, więc doprecyzowała:- Jak w transie. Czasem robię to, czego nie
chcę robić, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Na przykład, raz w nocy
znalazłam się na korytarzu przed portretem Grubej Damy, a jestem pewna, że nie
wychodziłam z dormitorium. Miewam też dziwne napady bólu. To mnie… kontroluje.
Wytrzeszczyli oczy. Teddy poczuł gulę w gardle. Nie mógł
przełknąć śliny, a nagle zaschło mu w gardle.
-Dlaczego nam nie powiedziałaś?- zdenerwował się James.-
Przecież teraz znamy odpowiedź na nurtujące nas pytanie: Kishan nie chce nas
zabić, on chce… wykorzystać. Dlatego nikt nie zginął.
-Mogłaś nam powiedzieć…- mruknął Mike z dezaprobatą.
Nagle Aria wybuchnęła płaczem. A był to niecodzienny widok.
Zazwyczaj była silną i dzielną dziewczyną, nieraz mężniejszą niż niejeden
chłopak. Teddy nie mógł uwierzyć własnym oczom. James i Mike poczuli się
zakłopotani. Wymienili bezradne spojrzenia. Nie wiedzieli, jak mają się
zachować. Pierwszy raz zobaczyli jak ich przyjaciółka szlocha.
W końcu podeszli bliżej, a James położył jej rękę na
ramieniu.
-W porządku. Wszystko będzie dobrze. Nic się nie stało,
serio…
-Właśnie.- dopowiedział Mike.- Razem damy radę.
-Musimy wymyśleć plan działania. Trzeba znaleźć drugi
element.- Aria otarła łzy i przybrała stanowczy wyraz twarzy.
Teddy zmarszczył czoło, przysłuchując się uważnie:
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com