sobota, 18 lutego 2017

155. Uważajcie.

Za oknem mijał peron 9 i ¾. Pod stopami czuć było lekkie bujanie, a w uszach dudnił znajomy dźwięk. Tylko Express Hogwart posiada ten niewyobrażalny klimat.
James spojrzał na dwójkę swoich przyjaciół, która wyglądała przez okno. Niby zwyczajny widok, nic specjalnego, a tak bardzo go cieszył. Od tamtej nocy, gdy Perides zawiózł go do domu Mike’a… wszystko się zmieniło. Z samym Mikiem stało się COŚ, a James nie był pewien, czym to COŚ jest- wyglądało jednak na to, że wszystko powróciło do dawnego porządku.
W końcu nie wytrzymał.
-Aria… Powiedz coś więcej o tym Charlesie.
Natychmiast oderwała wzrok od mijającej panoramy i spojrzała na niego, wybita z rytmu. Zawahała się.
-Wiesz, no… Z tym może być problem. On nie chce, by ktokolwiek wiedział.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Za późno.
Westchnęła. Postanowiła ograniczyć się do minimum.
-Więc. To się stało latem. Charles jest w naszym wieku- nie widzę go, ale słyszę. Został przygnieciony przez szafę, a on, choć wszyscy myślą, że nie żyje… Jest zawieszony w czymś pomiędzy życiem a śmiercią. Nie może przedostać się w ani jedną ani drugą stronę. A ja pomagam mu… ściągnąć go na z powrotem na ziemię. Zdobywam dla niego składniki do wielkiego… czegoś, co ma mu pomóc.
Mike uniósł brwi.
-Okej, Perides ma rację. To brzmi bardzo podejrzanie.
Zagryzła wargę.
-Wiem, co pewnie teraz sobie myślicie. Ale on… naprawdę potrzebuje tej pomocy. Nie kłamie. Czuję to. Jest zdesperowany i potrzebny tutaj, na ziemi.
Przez chwilę panowała głucha cisza. Aria chciała za wszelką cenę unikać tego tematu, bo bała się, że wyniknie z tego taka właśnie sytuacja. Co powinna powiedzieć, by przekonać chłopców do tego, że Charles nie jest tym złym? Nie mogli się z nim spotkać. Pozostawały tylko jej zapewnienia i uczucie, które ją podtrzymywało na duchu- przydatności. Dzięki Charlesowi czuła się przydatna i przede wszystkim w końcu doceniana.
Nim zdążyła zareagować, znów odezwał się Mike.
-Skoro tak mówisz… musimy ci pomóc.
Przez chwilę zabrakło jej głosu. Powinna czuć raczej wzruszenie czy przerażenie? Bo nie potrafiła odczytać swoich uczuć. Zebrała myśli powoli i odparła:
-Dziękuję, ale… To moja misja. Charles byłby niezadowolony. Nie chce, by ktokolwiek wiedział, a i tak już złamałam obietnicę.- na chwilę zamilkła.- A do tego… to niebezpieczne.
James i Mike wymienili zadziorne spojrzenia, szczerząc zęby tak głupio, że Aria nie potrafiła powstrzymać uśmiechu cisnącego się na jej usta.
-W takim razie tym bardziej musimy ci pomóc.- odrzekł z zadowoleniem James.
Nim zdążyła zaprotestować, do przedziału ktoś zajrzał.
Kasztanowe włosy, brązowe oczy, szata z godłem Ravenclawu. I do tego ten dobrotliwy wyraz twarzy i wieczny uśmiech, który zdawał się być stworzony do podnoszenia innych na duchu.
-Derek!- zawołała, rozpromieniając się jeszcze bardziej.
-Hej, Uciekinierko. Obiecałem, że się spotkamy. No, powiedz… jak skończyła się twoja przygoda?

Rachel zmarszczyła czoło.
-Ja… nie wiem. Naprawdę nie pamiętam. Przepraszam.
Annie patrzyła jej prosto w oczy.
-Błagam, Rachel. To ważne. Cokolwiek. Musisz pamiętać!
Z drugiego kąta przedziału odezwał się zaciekawiony Alex:
-A dlaczego to takie ważne?
Annie trzymała na kolanach swój szkic przedstawiający nie nikogo innego, jak Laylę. Ostatniej nocy obudziła się gwałtownie i zobaczyła, że jej dłoń sama coś rysuje, jakby pchana magiczną siłą. Była tak przerażona, że nie potrafiła tego nawet przerwać. Jej dłoń rysowała portret demonicy.
Postanowiła to wykorzystać i zapytać przyjaciół, czy kiedykolwiek widzieli ją już wcześniej. Może ktoś ją rozpozna? Może jest jakaś książka, która opisuje, jak ją pokonać? Z opowiadań Jamesa Pottera wiedziała tylko tyle, że była ona dziewczyną Kishana, a gdy ten ją pozostawił, zabijała każdego mężczyznę, jak popadnie. Ona wręcz ich… wypatroszała, a potem… No, nieistotne. Poderżnięto jej gardło w nocy. Annie znała jej historię, ale nie wiedziała, jak to wykorzystać, by w końcu demonica dała jej spokój.
Wciąż miała przed oczami te upiorne wizje, które ujrzała podczas wieczorku herbacianego, do którego zmusiła ją Layla. Doły pełne martwych, porozpruwanych ciał mężczyzn nawiedzały ją nieustannie we snach.
A teraz, Rachel nagle stwierdziła, że gdzieś widziała już coś podobnego. A raczej kogoś podobnego do Layli. Ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie.
Annie spojrzała na Aleksa:
-Po prostu jestem ciekawa.
Każdy w przedziale spojrzał na nią z wyrazem nieporozumienia na twarzy.
-No co? Jestem Krukonką.
A tak poza tym ta właśnie wyprówaczka serc ściga mnie i Leona i chce, byśmy jej służyli i pobierali w jakiś żałosny sposób energię z młodych czarodziejów i dodawali jej siły, by mogła się odrodzić na nowo. Heh, super, co?
To nie brzmiało dobrze.
O wilku mowa. W drzwiach peronu pojawił się niejaki Leon Feather.
Annie zatkała nos.
-Uwaga, drodzy przyjaciele! To Ślizgon, zaradza się jak najszybsze odcięcie od strefy promieniowania!
Przekrzywił głowę i spojrzał na nią tymi dziwnymi, szarymi oczami.
-Ha-ha. No, a teraz musimy pogadać, durniu.
Zmarszczyła czoło.
-Pf, spadaj. Idiota.
Spojrzała mu w oczy, gotowa na kolejną obelgę, jednak coś w jego postawie i sposobie, w jaki przeczesywał swoje ciemne włosy, mówiło, a wręcz krzyczało: TO WAŻNE!
Westchnęła.
-Okej. Niech już stracę.
Wyszli na korytarz i udali się na jego drugi koniec. Leo, nie owijając w bawełnę, zaczął:
-Widziałem ją. Dzisiaj, tutaj, na peronie.
Jego nerwowy ton i szept mówił sam za siebie. Jednak Annie, nieco nieinteligentnie, spytała:
-Kogo?
-No… Laylę.- w jego oczach przez chwilę rozbłysnął strach.- Ale nie wyglądała tak jak poprzednio. Jej sukienka była podarta, włosy roztrzepane, a w oczach czaiła się jakaś dzikość… A w dłoni trzymała… Ja nawet nie wiem, co to. Wyglądało jak jakaś śledziona czy coś w ten deseń, nie ważne! Ona… po prostu patrzyła się na mnie, spomiędzy tłumu przechodniów. Nie ruszała się i nie spuszczała ze mnie wzroku. To było… okropne.
Przez chwilę Annie zastygła w bezruchu, wpatrując się w oniemieniu w Leona. Ta wizja sprawiła, że odczuła ogromny lęk. Najpierw zabrakło jej głosu w gardle. Potem jednak odetchnęła.
-Jaja sobie robisz.- spojrzała na niego z wyrzutem.- Przestań, TO akurat nie jest śmieszne. Jeśli chciałeś mnie przestraszyć, to…
Pokręcił gwałtownie głową.
-Wiem, że TO nie jest śmieszne, więc nie żartowałbym w ten sposób. Przysięgam, widziałem ją.
Zagryzła wargę.
-Okej. Słuchaj. Też muszę ci coś powiedzieć.
I opowiedziała mu o tamtej nocy, rysunku oraz jej planach odnośnie odnalezienia książki.
Teraz to na twarzy Leona odmalował się strach.
-Jesteś pewna… że to dobry pomysł? Nie wiem, czy istnieje książka pod tytułem: „Instrukcja, jak zabić demonicę Laylę.” W sumie to nawet powątpiewam.
Spojrzała na niego groźnie.
-No co ty nie powiesz?- zniżyła głos.- Słuchaj, Rachel zdaje się coś sobie przypominać. Jeśli uda nam się znaleźć o niej więcej informacji…
Leo wyciągnął z kieszeni buteleczkę.
-Próbowałem to wyrzucić. Powraca do mojej kieszeni.
Zrobiła to samo.
-Wiem. Cholerstwo pojawia się znikąd, a próbowałam już naprawdę wielu sposobów. Uwierz, wielu.
W tym momencie z przedziału wybiegła Rachel.
-ANNIE! JUŻ WIEM!
Gdy dobiegła do nich, padła jak długa.
Annie już miała zapytać: „Rachel, o co tym razem się potknęłaś?”, ale wtedy zobaczyła, że dziewczyna zemdlała.
Ona i Leo złapali ją w ostatniej chwili. Jej prawa dłoń spoczęła na karku Puchonki. Poczuła coś mokrego pod palcami. Zobaczyła, że spomiędzy blond włosów dziewczyny wylewa się strumień  nienaturalnie ciemnej krwi.
-Leo…
Odsunęła loki na bok. I to, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach.
Na karku dziewczyny, wyryty był jeden, prosty napis: UWAŻAJCIE.
Z liter sączyła się krew. Jednak tak szybko, jak się pojawiły, tak szybko zaczęły znikać. Po chwili pozostał już tylko ciemny ślad.

Wymieniła przerażone spojrzenia z Leoem.
Ostrzeżenie. Wiedzieli, od kogo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

13 komentarzy:

  1. No no no.Tak wcześnie notka.I taka sensacyjna.Bardzo dużo się dzieje.Ciekawe czy Mike,James i reszta ponogą Charlesowi i kim/czym/ on się okaże.Zrobiłaś jeden błąd oetograficzny.Powinno być"WYPRUWACZKA"a nie"WYPRÓWACZKA"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku chcę zaznaczyć że trafiłam na tego bloga całkowicie przypadkowo ;p. I jakaś niezidentyfikowana siła(zapewne magia ;P ) sprawiła że w ciągu 3 dni zdążyłam się zakochać i uzależnić od twojego bloga.
    Opowiadania są REWELACYJNE, w skali Hogwardzkiej poziom WYBITNY.
    Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać... Chyba tyle że z niecierpliwością będe wyczekiwać kolejnego opowiadania :D.
    Ms Lupin

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Ciekawe co dalej z Laylą... I czy Harry, Ron i Hermiona nadal będą tracić magię. Oby nie, choć to by było bardzo dramatyczne.
    Pozdrawiam 💙

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czemu, ale wydaję mi się, że Charles to Kishan...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nwm dlaczego myślę że Layla to Umbridge xDDD ;')

      Usuń
  5. Dzieńdooobry :D Wgl to rodział G.E.N.I.A.L.N.Y!!! wgl#2: mam urodzinki xD ale mniejsza z tym... Założyłam sobie snapa, czy ktuś ma snapa? Moja nazwa: Malgosieq345. (bez kropki xdd) Pozdrawiam wszystkich cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne opowiadanie :) na twojego bloga wpadłam tak szukając czegoś ciekawego xD I tak mnie to wciągało (nwm z jakiej przyczyny lecz postanowiłam przeczytać całego bloga od początku hihi) I wiem jedno-nq pewno przy nim zostanę i sobie go zapiszę by nie mieć problemów z odszukaniem :D Masz dziewczyno talent :) Przeczytałam, że jesteś w ZHP, jak tak to piona :D harcerze, łączmy się :D
    Pozdrawiam Wiki

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja myśle ze ten Charles to Kishannn.xD. Ale ta sutuejszon jest podejrzana

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń