Mike’a irytowały te głupkowate uśmiechy i uprzejmość. Nie
mógł też znieść gaworzenia swojego młodszego brata, które niegdyś tak urocze,
teraz przyprawiało go o ból głowy.
Od czasu jego powrotu z Hogwartu nic się nie zmieniło. No,
może oprócz tego, że jego rodzice zdawali się jeszcze bardziej zagubieni, jakby
sam fakt, że mają syna czarodzieja nie był wystarczająco dziwny. W każdym bądź
razie, Mike nie zrezygnował ze swojej chłodnej postawy. Nie rozmawiał ze swoimi
rodzicami, spędzał z nimi jak najmniej czasu. Sprawiał wrażenie nachmurzonego i
złego. Zmienił się zupełnie. A prawda była taka, że spowodowało to po prostu…
poczucie zdrady. Postanowił, że już nigdy nie będzie wykorzystany. Nie chciał
doznać tego łamiącego uczucia po raz kolejny. Nie ufał już nikomu- nawet
własnym rodzicom.
Można powiedzieć, że dostał lekkiej paranoi- odsuwał się od
wszystkich i wszystkiego, bez większego powodu. Jednak postanowił sobie: nie
będę więcej już miłym Mikem, który wierzy w dobro ludzi.
Od teraz był buntownikiem.
Był dzień wigilii. Za oknem już się ściemniało. Zapewne
niedługo na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka, a wszystkie szczęśliwe rodziny
zasiądą do stołów. Jakież to żałosne.
Mike nie chciał wychodzić ze swojego pokoju. Nie obchodziły
go całe te święta. Prośby rodziców nie wywierały na nim wrażenia. Jeśli dobrze
pójdzie, nie będzie musiał dzielić się opłatkiem, ani nawet zasiadać przy
stole.
Czy czuł wyrzuty sumienia? No jasne. Ten prawdziwy Mike
wciąż tam był, głęboko ukryty. Tamten Mike nigdy nie pozwoliłby na coś takiego.
Jednak… to nie miało znaczenia. Odepchnął od siebie to uczucie i znów stał się
zimny jak lód. Kogo obchodzą uczucia innych?
Tych, którzy najczęściej zostają wykorzystywani.
Ale w końcu musiał opuścić pokój- tylko do łazienki.
Cóż miał zrobić, gdy wracając, ujrzał czarnego, ogromnego
hipogryfa na środku swojego małego pokoju?
Nawet się nie zdziwił. Po prostu spojrzał na okno, które
było zdecydowanie zbyt małe, by zmieściło się przez nie jakiekolwiek magiczne
stworzenie. Zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o nie i westchnął:
-No i czego ty ode mnie chcesz?
Perides przekrzywił głowę.
-Daj spokój.
Zachowujesz się jak skończony dupek. Przestań.
Roześmiał się zimno.
-Teraz jest za późno. I wyjdź, zanim będzie za późno dla
ciebie.
Hipogryf prychnął.
-Nie próbuj być
groźny, mój drogi, bo mimo wszystko dalej ci to nie wychodzi. Myślisz, że nie widzę,
co się dzieje, ciemna maso? Ooo nie, ja wiem wszystko. Takie moje
przeznaczenie, zesłane z góry.- kopnął kopytkiem pobliski stolik i
wymruczał pod nosem:- Wielkie dzięki,
pierdzielona góro.
Mike ukrył całe swoje zdezorientowanie i przybrał surowy
wyraz twarzy.
-I jesteś tutaj, bo…?
-Bo roznoszę jajka
Wielkanocne.- odparł sarkastycznie Perides.- No, chłopie! Podobno jesteś tym najbardziej inteligentnym z całej
waszej paczki, choć nie jest to jakimś wielkim osiągnięciem, ale… Dobra, po
prostu poczekaj.
I wyleciał przez to okno, choć Mike nigdy nie dowiedział się
JAKIM CUDEM on to zrobił.
Czekał. Bo co innego miałby zrobić? Nie widział lepszej
opcji. Zdążył odprawić rodziców, którzy zapukali do jego drzwi z pytaniem: „Mike, z kim rozmawiasz? Co się dzieje?”.
Problem w tym, że on sam nie wiedział do końca, co się
dzieje. Po prostu czekał, choć jakaś część jego duszy miała nadzieję, że
Perides już nie wróci. Miał dość całego tego świata magii. Zaczynał nawet już
żałować, że w ogóle jest czarodziejem. Czy nie mógł się urodzić jako mugol, jak
jego rodzice? Żyć w tej nieświadomości wyższego zła?
Ale Peirdes wrócił. Z dwoma pasażerami.
Więc stali teraz w jego pokoju, jako nieproszeni goście:
James, Aria i Perides.
Żadne z nich nic nie powiedziało. Mike poczuł nową falę
gniewu, gdy tylko ich zobaczył. James wpatrywał się w swoje buty, a Aria
nerwowo mięła skrawek spódnicy. Każde z nich stało w pewnej odległości od
siebie.
Perides się żachnął.
-SERIO!? Zero!? Kompletnie
nic? No Mike, błagam cię. Chociaż ty coś powiedz.
-Czy możecie stąd wyjść? Naprawdę, nie mam ochoty na…
-Dobra, dobra, kumam.
Nic nie mów.- westchnął.- Okej.
Mówiąc wam o całej sprawie z Charlesem nie chciałem, by doszło do tego, co się
stało. Nie wiedziałem, że aż tak wam się poprzewraca w głowach. Chciałem tylko
chronić tę upartą pannicę, a doprowadziłem do rozpętania wojny między
Wybranymi. Zrozumcie, matołki. Jesteście Wybranymi. Wasze losy i tak już są w
jakichś sposób powiązane i będą się wiązać jeszcze przez długi czas. Więc czy
moglibyście łaskawie im POMÓC i nie utrudniać całej sprawy, kłócąc się? Wasze
drogi i tak się zejdą, nawet jeśli wyruszycie innymi szlakami, ciemnoty.
Cała trójka zamyśliła się. Słowa te, tak nie podobne do
Peridesa, wywarły na nich niezłe wrażenie. Jednak wciąż panowało milczenie,
który zalegało w powietrzu i było tak gęste, że dałoby się je pokroić nożem.
Hipogryf wyglądał na urażonego.
-No weźcie, wy małe,
niewdzięczne… Przygotowywałem tę kijową przemowę cały dzień. Nic nie powiecie?
Okej, męczcie mnie dalej. Idę się zabić. Przysięgam. Zaraz wyskoczę z tego
cholernego okienka i…
-Dobra, przestań.- odezwała się Aria. Nabrała powietrza, po
czym uniosła wzrok.- Czuję, że to moja wina.
Najpierw spojrzała Jamesowi w oczy. Oczywiście, najpierw
JEMU. Potter wyglądał, jakby miał wybuchnąć płaczem, co w sumie nawet Mike’a
rozśmieszyło. Gdy dziewczyna spojrzała w jego oczy, uniósł tylko brwi. No
jasne. Teraz skrucha. Szkoda, że nie pomyślała wcześniej.
-Noo, to wszystko
twoja wina.- przyznał Peirdes. Aria rzuciła mu mordercze spojrzenie, więc
dodał:- No okej, okej. Moja też trochę.
Ale chciałem wam pomóc, tak? Skąd miałem wiedzieć, że obrazicie się na siebie
śmiertelnie? Powiedzmy, że… ekhm… no, przepraszam.
Okej. Wcześniejsza cisza wcale nie była taka cicha. TO
DOPIERO BYŁA PRAWDZIWA CISZA.
Którą w pewnym momencie przerwała ponownie Aria, szepcąc
tylko z niedowierzaniem:
-Deoscopidesempéridesie…
Hipogryf wyglądał, jakby wyczerpał swoje zasoby dobroci i
pokory. Jego wzrok mówił: „No, teraz
wasza kolej.”.
Mike ziewnął. Z chęcią poszedłby spać, gdyby nie ta grupa
posłańców, czy kimkolwiek oni są.
Tym razem odezwał się James:
-Ja… chcę powiedzieć, że serio mi was brakuje. Nie
powinienem był złościć się na ciebie, Aria, podczas gdy sam nie byłem do końca
sprawiedliwy. Ale przede wszystkim głupio mi z twojego powodu, Mike. To ty
najbardziej ucierpiałeś na tym wszystkim. Ja… naprawdę przepraszam. To
normalne, że jesteś wściekły. Chciałem dobrze. Nie chciałem was martwić. I nie
mam nic więcej na swoje usprawiedliwienie. Jestem tylko człowiekiem i…
popełniam błędy.
Aria się dołączyła:
-No… ale tak naprawdę to ja zachowałam się najgorzej. Jest
mi bez was strasznie trudno, potrzebuję was.
Zrozumcie, że nie chciałam was w to wciągać. Wiedziałam, że będziecie
chcieli, bym przestała pomagać Charlesowi. Bałam się wam o tym powiedzieć i… to
chyba wszystko. Ale teraz naprawdę żałuję. Gdybym… gdybym mogła cofnąć czas, od
razu byście się dowiedzieli o wszystkim. Ale nie mogę, więc przepraszam was za
to… Za siebie. Jestem zupełnie beznadziejna.
James spojrzał na nią ze smutkiem:
-Przecież… zrozumielibyśmy.
-Teraz już wiem. I przepraszam. Nigdy więcej tajemnic.
Mike niemal się roześmiał.
-To samo mówiłaś jakiś czas temu, pamiętasz? A potem ukryłaś
przed nami kolejną rzecz.
James i Aria patrzyli na niego ze zdumieniem. To podsyciło
jego złość.
-No i co? Myślicie, że te słowa zrobią na mnie wrażenie?
Wasze żałosne przeprosiny? Na to jest za późno. Nie jestem już tym miłym
Mikiem, któremu da się wcisnąć każdy kit. Już nigdy mnie nie wykorzystacie.
James nabrał powietrza.
-Ale… Mike. My nie chcieliśmy…
-Nie obchodzi mnie, czego chcieliście, a czego nie!-
krzyknął. Jednym zaklęciem sprawił, że głosy były tłumione i jego rodzice nic
nie słyszeli. Zapewne otrzyma za to upomnienie z Ministerstwa; nie dbał o to.-
Po prostu najzwyczajniej w świecie mnie oszukaliście, przy okazji oszukując też
siebie nawzajem. Gratulacje, to nowy wymiar kłamstwa! A teraz… odejdźcie. Nie
chcę wysłuchiwać tych przeprosin. Nie chcę was znać.
Mike zobaczył, że ich zranił. I nawet nie było mu głupio.
I wtedy Perides wkroczył do akcji:
-Dosyć tego, uparty
klumpie. Chodź no tutaj.
Następnie stało się coś bardzo dziwnego. Hipogryf wbił w
niego swoją tylnią, ptasią stopę. Mike był w takim szoku, że nawet nie poczuł
pazurów, które wrzynały się w jego skórę na nodze.
Zobaczył przeszłość. Moment, gdy po raz pierwszy zobaczył
Arię i gdy James dołączył do ich przedziału. Pierwsze dni, odkrywanie tajemnicy
białego kota, szukanie elementów. Dowiadywanie się nowych rzeczy o Kishanie,
przerażenie. I te wesołe chwile, gdy śmiali się razem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.
Niespodziewane śmiechy na lekcjach i srogie spojrzenie profesor McGonagall.
Przejście przez komnatę, walka z Kishanem, wyławianie Jamesa z wody i strach,
ogromny strach. Także wspólne wakacje i minione pół roku- wszystko to i wiele,
wiele innych rzeczy przewinęły się przed oczami Mike’a w ciągu zaledwie kilku
sekund. A on czuł, że tonie. Tonie, tonie, tonie…
I zdał sobie sprawę, z tych wszystkich złych rzeczy, które
ostatnio zrobił. Oskarżał swoich przyjaciół, a sam stał się… niesprawiedliwy,
okropny, wręcz PASKUDNY.
Gdy odzyskał świadomość, miał łzy w oczach. Jedyne, co był w
stanie wyszeptać łamiącym się głosem było:
-Przepraszam.
Następne, co ujrzał, to ramiona swoich przyjaciół. Tu i
teraz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Wrócił stary dobry Mike.Cieszę się że się pogodził z Arią i Jamesem.Perides jak zwykle ma bezbłędne teksty...
OdpowiedzUsuńCzęść. Na Twoje opowiadanie trafiłam niedawno. Jest świetny!
OdpowiedzUsuńTylko szkoda że tak mało starej Trójki: Harry'ego, Rona i Hermiony...
Hej!
UsuńRozdział super jak zawsze! :)
Zgadzam się, że trochę za mało jest o naszej kochanej Trójce. :( już nie moge się doczekać, aby się dowiedzieć co stanie się z Harrym i Hermioną. Mam nadzieję, że nie stracą swoich mocy. Błagam, napisz jak spędzili oni święta. Bardzo Cię o to proszę.
Życzę Ci dużo nowych i ciekawych pomysłów. I oczywiście mnóstwo czasu, abyś mogła pisać dla nas tą wspaniałą historię.
Pozdrawiam, Alicja.
P.S. Zastanawiam się, co dzieje się u Draco. :)
Suuuuuuupeeeeeeer!!! Stary dobry Mike ❤
OdpowiedzUsuńA jak Aria została przyjęta w domu dziadków? Mam nadzieję, że znajdzie w nich oparcie
OdpowiedzUsuńWydaję mi się, że te twoja opowiadania są lepsze niż Przeklęte Dziecko...
OdpowiedzUsuńH.B.
Rozdział bezbłędny, chyba jeden z lepszych! Jejku, aż się wzruszyłam... Cudownie, że Mike, Aria i James w końcu się pogodzili i mam nadzieję, że nikt już przed nikim nie będzie niczego ukrywał. A tak w ogóle... "uparty klumpie"? Czyżbyś czytała Więźnia Labiryntu? Jedna z moich najulubieńszych książek!
OdpowiedzUsuńA, i jeszcze coś.. Wszystkiego najlepszego z okazji drugiej rocznicy powstania bloga!! Spóźnione, ale szczere... Życzę Ci niewyczerpanych pomysłów, nieograniczonej wyobraźni, otwartego umysłu i zapału do pisania, żeby ten blog mógł istnieć do końca świata, i jeden dzień dłużej...
I przepraszam, że mnie ostatnio nie było, ale miałam za dużo roboty. Kiedyś w tej szkole to nas chyba zamęczą...
Życzę natchnienia
~ Hermi
Więzień Labiryntu to miłość <3
Usuń;____________________;
OdpowiedzUsuńGenialne! O wiele lepsze niż Przeklęte Dziecko!
OdpowiedzUsuń~ Nelly
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, mam nadzieję, że teraz to będzie tylko lepiej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńmiło, że jest coraz lepiej między Arią, Maikiem i Jamesem... a ta demonica...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia