Tak, tak. Jesteście zawiedzeni, że tak późno rozdział i w ogóle.
No cóż. Ja się smucę z innego powodu.
Przecież to pierwsza niewakacyjna sobota, prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Harry, Ron i Hermiona przeszli w swoim życiu naprawdę wiele-
w każdym razie na pewno więcej niż przeciętny czarodziej. Wiele razy pokonywali
złych przeciwników, unikali śmierci i znajdowali się w różnych miejscach.
Jednak to, co się stało tego dnia, było zdecydowanie ich najdziwniejszym
doświadczeniem.
Placek z latającej szuflady zniknął- jakkolwiek to brzmi- a
cała trójka runęła w dół, kompletnie się tego nie spodziewając. Ich głosy
mieszały się, gdy przekrzykiwali się nawzajem. Ron złapał Hermionę za rękę.
Wokół panowała przygnębiająca ciemność.
Harry chciał coś powiedzieć, naprawdę. Ale po prostu nie
mógł. Gdy już skończył krzyczeć, zamknął usta, próbując złapać oddech. Gdy
ponownie je otworzył, zakrztusił się powietrzem. Prawą dłonią przytrzymywał
okulary, które zsuwały się z jego nosa. W brzuchu mu się przewracało, jakby
jego wnętrzności nabrały ochotę na kurs samby.
Mógł więc tylko czekać, aż spadnie. Co czekało go na końcu?
Ból? Strach? Przeziębienie? A może sama śmierć?
Westchnął w duchu. Mógł zginąć już na wiele sposobów-
zjedzony przez ogromnego pająka, utopiony przez zombie-inferiusy, zatruty jadem
bazyliszka lub nawet zabity przez najpotężniejszego czarnoksiężnika
wszechczasów- a miał umrzeć przez gadającą szufladę? Nie ma mowy. Nie po to
szukał tych wszystkich horkruksów.
W końcu ujrzał światło na dole. A potem- świst, krzyk
Hermiony i PLUSK! Czuł, że brak mu tchu. Nie mógł otworzyć oczu. Zrozumiał, że
jest w wodzie. I opadał na dno.
Jak to możliwe, że spadł z takiej wysokości i przeżył? Nie
miał pojęcia. Jedynym wyjaśnieniem było to, że woda była zaczarowana. Chwycił
okulary, które spadły mu z nosa i zaczął wierzgać nogami i rękami, mając
nadzieję, że to pozwoli wydostać mu się na brzeg. Przypomniał sobie o różdżce,
którą trzymał w tylnej kieszeni spodni. Jedno sprawne zaklęcie i znalazł się na
powierzchni.
Ron już tutaj był, podając rękę Hermione, która rozpaczliwie
łapała powietrze. Twarz miał zarumienioną z niepokoju, gdy spoglądał na swoją
żonę.
-Już w porządku.- mówił.- Oddychaj głęboko.
Harry nie czuł płuc. W gardle go piekło, a przed oczami miał
czarne plamki. Wypluł wodę, klnąc cicho. Zrzucił marynarkę i krawat, które
krępowały jego ruchy. Dygotał z zimna. Żałował, że nie nałożył szaty
czarodzieja, tak jak Hermiona i Ron, tylko te mugolskie ubrania- były one
kompletnie niepraktyczne i niewygodne.
Pierwszy odezwał się Ron.
-Gdzie my jesteśmy?
Było to najgłupsze pytanie, jakie mógł zadać. Wszyscy
chcieli to wiedzieć. Pomieszczenie było z czarnego kamienia. Woda w basenie
nienaturalnie granatowa. Było dość jasno, choć Harry nie zauważył żadnych lamp
ani pochodni. Po drugiej stronie znajdowały się wielkie, zdobione drzwi.
Przetarł okulary, by widzieć lepiej. Jego oddech uspokoił
się. Przeniósł wzrok na swoich przyjaciół, którzy wpatrywali się w niego
bezradnie.
To zabawne, że jedno się nie zmieniło- cała trójka wciąż
pakowała się w jakieś kłopoty. Dlaczego? Każde z nich zadawało sobie to pytanie
od ponad 20 lat.
Harry odetchnął głośno i spojrzał w górę, ale nie zauważył
tam dziury, którą tutaj wpadli. Fantastycznie. Stanął przed wyborem. Mógł:
a) przejść przez zdobione drzwi, które nie wyglądały
zachęcająco.
b) szukać dziury w suficie.
c) zanurzyć się w basenie i już nigdy nie wypłynąć.
Co za trudny wybór.
Cała trójka podeszła do mosiężnych drzwi. Harry przyjrzał
się zdobieniom na ich powierzchni. Przedstawiały ludzi krzyczących w agonii,
płaczących i umierających w torturach tak okropnych, że nie warto ich opisywać.
Harry odwrócił wzrok, powstrzymując mdłości. Hermiona westchnęła rozpaczliwie,
gotowa się rozpłakać, a Ron począł kląć tak siarczyście, jak jeszcze nigdy
dotąd.
Żona pomimo podłego humoru rzuciła mu ostrzegawcze
spojrzenie.
Harry modlił się, by drzwi były zamknięte, niedostępne, a
najlepiej zaklęte na tysiąc różnych sposobów.
Ależ oczywiście, że były otwarte. Wrota rozsunęły się,
ukazując długi korytarz z podobnymi drzwiami na końcu.
Może jednak powrót do wody nie jest złym pomysłem?
~*~
Aria pomyślała, że tym razem wybierze się do Zakazanego Lasu
za dnia. Czy to jakaś tradycja, że na każdą niebezpieczną przygodę trzeba
wybierać się w nocy? Po lekcjach wyruszyła w tamtą stronę, a jakby ktoś pytał,
szła do Hagrida na herbatkę.
Cel miała jasny- zdobyć jad akromantuli dla Charlesa, 12-letniego
Krukona, który zawisł pomiędzy życiem i śmiercią i wybrał ją, by mu pomogła
dostać się z powrotem na ziemię. Miała zdobyć dla niego kilka składników, by
mógł wykonać pewnego rodzaju magię.
Dlaczego to robiła? Chciała utrzeć nosa swoim okropnym
rodzicom i przygłupiej siostrze. Pokazać, że jest coś warta. Ale przede
wszystkim pragnęła pomóc Charlesowi, bo było jej go zwyczajnie szkoda.
Odczuwała przerażenie, to fakt. Nigdy nie bała się
specjalnie pająków, ale te, które do tej pory spotkała nie były większe niż jej
palce.
Te, które spotka tego dnia miały być rozmiarów niedużego
drzewka.
Ale przede wszystkim czuła przygniatające wyrzuty sumienia.
Oszukiwała swoich przyjaciół, choć jeszcze nie tak dawno obiecali sobie, że nie
będą mieć przed sobą tajemnic. Wiedziała, że jest złą przyjaciółką. Miała nadzieję,
że kiedyś jej wybaczą. Teraz zapewne głowią się, gdzie się podziała, a niedługo
będą się zamartwiać. Na samą tą myśl jej serce podskoczyło. Uczucie, że jest
największym padalcem na świecie towarzyszyło jej przez całą drogę do Lasu.
Miała tylko nadzieję, że Charles będzie ją chronić.
Dodatkowe wzmocnienie na pewno jej się przyda. Lub odrobina szczęścia. Taka
malutka, mała odrobina. Nic więcej.
Nerwowo spoglądała w górę, mając nadzieję, że Perides nie
kryje się gdzieś za chmurami. Stanowczo zakazywał jej spotykać się z Charlesem,
mówiąc, że wyczuwa podstęp. W Arii gotował się gniew. Może i chciał dobrze, ale
co mógł wiedzieć ten uskrzydlony konio-ptak? Nie znał jej, ani Charlesa. W
ogóle, nie wiedział, co w tej chwili czuje. Zachowywał się, jakby nie miał
serca. Nie rozumiał.
Stanęła przez Zakazanym Lasem. Westchnęła cicho. Wiatr lekko
muskał jej skórę. Słońce uśmiechało się do niej z góry, a białe obłoczki
leniwie sunęły po błękitnym niebie. Jednak ona zrobiła kilka kroków do przodu i
ogarnął ją mrok, a melczno-białe chmury zniknęły. Poczuła doskwierające zimno.
Korony drzew nad jej głową zlewały się w jeden, wielki dach, kompletnie
zasłaniając błękit nieba. Nie przepuszczały promieni słonecznych.
Aria pierwszy raz były w Zakazanym Lesie za dnia, a nie odczuła
kompletnie żadnej różnicy niż w nocy.
Mrok zdawał się szeptać. Ostatni raz obejrzała się do tyłu-
wciąż widziała domek Hagrida, z którego komina radośnie buchał dym- po czym
ruszyła do przodu, oddając się w lodowate ramiona ciemności.
Starała się ignorować uczucie, że pakuje się w najgorszą
samotną przygodę swojego marnego życia. Gałęzie drzew wyglądały jak wyciągnięte
ręce, pragnące jej dotknąć. Konary drzew zdawały się na nią patrzeć, choć nie
miały oczu. Mimo to Aria czuła, że bacznie obserwują jej rozpaczliwe
poczynania.
Co jej przyszło do głowy? Przecież nazwa mówi sama za
siebie: Zakazany Las. ZAKAZANY. To oznacza: NIE WCHODZIĆ TAM POD ŻADNYM
POZOREM, ZABRONIONE. Czego nie rozumiała?
Weź się w garść. Dasz
radę. Ile by dała, by mieć przy sobie Jamesa lub Mike’a. Oni zawsze
dodawali jej odwagi. Chcieli jak najlepiej. Byli dla niej oparciem i lubili ją,
pomimo jej dziwactw.
A ona ich oszukiwała.
Poczucie winy powróciło. Aria zapragnęła złożyć się w kłębek
i po prostu zniknąć. Wydawało jej się, że drzewa patrzą na nią oskarżycielsko.
Zwróciła się do najbliższego drzewa.
-Głupie drzewo, i co się tak gapisz!?
Drzewo nie odpowiedziało.
Zamiast tego na jego pnie zobaczyła kilka małych pająków
poruszających się w zwartym szyku. Jeśli czegoś nauczyło jej życie, to jednego:
chcesz znaleźć pająki? Podążaj za pająkami!
Pająki zeszły z drzewa i ruszyły w las, a Aria krok w krok
za nimi. Jeśli ma zginąć, to niech tak będzie. Jeśli ma zjeść ją wielki pająk,
to niech będzie to ten największy.
Pająków było coraz więcej. Schodziły z drzew, spomiędzy
kamieni, z krzaków. Wkrótce było ich tak dużo, że dziewczyna z trudem
powstrzymywała mdłości. Jeden, dwa małe pająki? Okej! Cały ich legion, a nawet
kilkanaście? Ohyda!
Ścieżka mieniła się czernią. Aria uważała, by na żadnego nie
nadepnąć. Nie chce przecież zdenerwować mamusi, prawda?
W końcu wyszła na dużą polanę. Jej uwagę od razu przykuła
akromantula leżąca na jej środku. Okej, to dopiero było ohydne. Osiem
włochatych nóg wielkości ławek w Wielkiej Sali leżało bezwładnie. Cielsko kompletnie zasłaniało Arii widok. Mała
głowa wyglądała bardzo nieproporcjonalnie do reszty. Osiem oczu było zamkniętych.
Ze szczypiec kapała biała ciecz. Wokół gromadziło się tysiące małych pająków.
Akromantula śpi? Czy
jest martwa? Aria uznała, że to drugie. W odwłoku stwora ziała ogromna dziura,
z której coś wypływało. Cokolwiek się stało, zabiło akromantulę. I choć była to
sytuacja idealna, to Gryfonka poczuła opór. Nie chciała zbliżać się do tego
potwora. Wzbudzał strach i obrzydzenie. Jego włochate cielsko sprawiało, że
miała ochotę uciec i wspiąć się na drzewo, byle te długie nogi jej nie
dosięgnęły.
Mimo to ruszyła do przodu. W głowie pobrzmiewały jej słowa
pieśni Tiary Przydziału, której nauczył jej James. Podobno była to pieśń, która
poprzedzała Ceremonię Przydziału jego ojca, samego Harry’ego Pottera.
Może w Gryffindorze,
Zrobiła kilka kroków do przodu. Ku jej zdumieniu, pająki
rozstąpiły się pod jej stopami. Może myślą, że chce pomóc ich koledze?
Aria znów poczuła smutek.
Jak bardzo się myliły.
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Choć nogi odmawiały posłuszeństwa, robiła kolejne kroki do
przodu. Akromantula była już na wyciągnięcie ręki. Musi być odważna. Jest Gryfonką. Zrobi to. Zrobi to, dla Charlesa.
Gdzie króluje odwaga
Och, a co jeśli te oczy otworzą się gwałtownie, a szczypce
zacisnął wokół jej talii?
I do wyczynów ochota.
Patrz na to, Charles.
I miej mnie w opiece. Aria wyciągnęła z kieszeni szaty małą fiolkę. Ręce
trzęsły jej się spazmatycznie, gdy podsunęła je pod ogromne szczypce. Biały jad
kapał do naczynia.
Aria czytała, że jad akromantuli zasycha szybko po śmierci
stwora, więc trzeba działać sprawnie. Wygląda na to, że ten pająk umarł niedawno.
Więc pozostali mogli mieć wciąż nadzieję. Nadzieję, że ich
brat żyje.
Poczuła się tak okropnie, że zawróciła. Miała już
wystarczająco jadu. Chciała zrobić krok do przodu, ale pająki nie rozstąpiły
się. Zamiast tego ruszyły w jej stronę.
Spomiędzy drzew błyszczały dziesiątki wielkich oczu, w
których czaiła się żądza mordu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Jej! Jestem pierwsza!!! W końcu rozdział! Świetny!
OdpowiedzUsuńChyba druga. Świetniy
OdpowiedzUsuńZnalazłam maleńką literówkę: "Aria pierwszy raz były w Zakazanym Lesie za dnia, a nie odczuła kompletnie żadnej różnicy niż w nocy." powinno być "była", a przy okazji podoba mi się, że tak trzymasz w napięciu! O rany! jaka jestem ciekawa co teraz będzie z Harry'm, Hermioną i Ronem! Albo z Arią! Super, mega ciekawe i wciągające! Nie mam uwag.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZapomniałeś wspomnieć, że jesteś też okropnym samokrytykiem;)
UsuńSamokretynem też jestem ;-)
UsuńSamokretyn... Matko! :')
UsuńEjj czy jak ja gdzieś jestem lub coś robie to ty wstawiasz rozdział !! Obecnie jestem na weselu do białego rana xDD chodź zostali sami dorośli... Kiedy kolejna notka !! Jak będę wtedy w szkole to cię poćwiartuje jak znajdę i potem wskrzesze a następnie ci zwale żyrandol na łeb !! Nie no żartuje przecież xD pozdro życze nadmiaru weny i żeby było więcej akcji z kolejnym Złotym Trio Ariom Jamsem i Maikiem ~Gryfonka12
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZrobiłam specjalnie czasami tak piszę xDD ~Gryfonka12
UsuńŚwietne razy 100000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000!!! Przed chwilą wstałam, i pierwszą moją myślą, było: Zrobić kisiel, i od razu zajrzeć, na bloga, czy jest nowy rozdział! Więc patrzę, a tu rozdział nr. 131!!! Ale miałam zaciesz:-)No i znowu trzeba czekać tydzień, do następnego rozdziału... W wakacje to jeszcze można przeżyć, ale w roku szkolnym, to są potrójne tortury. Crayzol, zastanawiam się, ile czasu zajmuje ci pisanie tak długich komentarzy. Przecież jeszcze z miesiąc, i prześcigniesz samą Zuzę, i twoje komy zrobią się dłuższe niż jej rozdziały! :D AAAA! Pająki!!! Ja się boję pająków, więc miałam niezłego stracha czytając to. Ale udało się! Dotrwałam do końca, choć kosztowało mnie dużo wysiłku, czytanie o tych obrzydliwych nogach (baz urazy dla fanów pajączków). Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńLunatyczka
Czy są aż tak długie? Chyba nie. Ale zajmują mi od 5 do 30 minut. Zależy czy z wierszykiem, czy bez ;-D. Ale ty tez piszesz strasznie długie 😵😵. Pozdrawiam i powiem, że czytam twojego bloga. Ale nie komentuje.
UsuńA ja czytam Twojego, ale jestem śmierdzacym leniem i nie chce mi się pisać komów. :-P
UsuńCrayzol serio czytasz mojego bloga? Obecnie nie mam pojęcia kto go czyta, ale ciebie się nie spodziewałam. Bardzo się cieszę. Ostatnio nawet jedna dziewczyna która komentuje tutaj, napisała komentarz mnie. Nie jestem tak dobrą pisarka jak Zuza, więc czytelników też nie mam zbyt dużo. I myślę, że tylko osoby które piszą, wiedzą jakie to szczęście, wiedzieć nowy komentarz, a jeszcze większe- nowego czytelnika! Pozdrawiam,
UsuńLunatyczka (www.lilypoter.blogspot.com)
Hurrraaa!!!! Jest notka!!! Aria , jak ty możesz zbierać te jakieś tam dziwne składniki dla tego powietrza???? Przecież to śmierdzi na milion km czarną magią!!! Daj Lilko-zwierzaczka!!!! Proooooooszę!!!! Dlaczego jest już wrzesień, DLACZEGO!!!???? Dobre by było gdyby z Zakazanego Lasu wyjechało autko Weasley' ów. Ciąg dalszy pozostawiam Twojej wyobraźni. Ten ktoś ze snem Annie cały czas mi przypomina tą wiedźmę Bellatrix. W ogóle jak słyszę słowo wiedźma, lub czarownica to od razu kojarzy mi się z tą jędzą. Jak ja jej nie nawidzę!!!! O, albo z Umbridge, jej nie lubię najbardziej z całego Harry'ego Pottera. Jak ja ich nie lubię!!! Czemu nadal nie ma nic a Malfoy'u !!!??? Jak usłyszałam o jadzie akromantuli skojarzyła mi się scena kiedy Slughorn i Harry idą do Hagrida gdzie leży zdechły Aragog. Lubię pajączki! Zastanawiam się kiedy Perides powie James'owi i Mike'owi o tym, że Aria jest chora psychicznie i gada z powietrzem. Nie no żarcik, wcale nie uważam, że jest chora psychicznie. Czytałam tą notkę koło 00.30 ale nie chciało mi się pisać komentarza. Jestem za tym, żeby Alex nauczył Ala grać na gitarze. Fajnie by było gdybyś napisała coś z perspektywy Rose , albo chociaż coś o niej , bo piszesz o wszystkich z piątki oprócz Rosie. Dobra, nie pisałaś jeszcze z perspektywy Alexa. Ale się rozpisałam. Powiedz, czy Hugo już naprawiły się kości, proszę. Dziwie się, że Ron jeszcze nie zgłodniał. Dobra chyba będę kończyć, bo jeszcze mi się usunie kom i będę musiała pisać od nowa. Pozdrawiam i weny twórczej życzę. ������������������
OdpowiedzUsuńHW
EFEKTOWNE! Ten moment z Arią! NIESAMOWITY!
OdpowiedzUsuńNie chce mi się myśleć nad spekulacjami about Harry'ego, Hermiony i Rona.
I Charlesa. Chociaż coś tu śmierdzi, faktycznie.
Zapraszam do mnie
Pozdro
Właśnie wywołałem wojnę na Facebooku... Na grupie weganie i wegetarianie empatyczni... Empatyczni? Taaa... Bardzo. Myślałem że mnie pobiją! A ja tylko chciałem się dowiedzieć, jak oni rozumują... Dowiedziałem się, że właśnie nie mają rozumu. I tylko próbowali mi wytłumaczyć, że jestem potworem i debilem, że wegetarianizm to jedyna słuszna droga, że nic innego nie ma prawa bytu... Jeśli to jest empatia, to ja idę się pocwiartować...
OdpowiedzUsuńFajnie...Wreszcie Aria!Ale odniosłam wrażenie , że jest epizodem
OdpowiedzUsuńDriada[ta co zawsze]
#OznakaŻycia xD
OdpowiedzUsuńŁER IS NJU POST? JA siem pytam! I znowu szkoła... Ej! Pochwalę się moją mądrością. Dzisiaj przez godzinę (nie nic nie wyolbrzymiam) siedziałam nad TYLKO dwoma stronami zadania domowego z matmy(,,<3'')Heh. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńLunatyczka
Hej,
OdpowiedzUsuńgdzie się teraz dostali całą trójką? co to za miejsce? a Aria... przeczówam poważne kłopoty... Charles mi się nie podoba...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia