UWAGA, pytanie na dziś!
Wasz ulubiony rozdział?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wasz ulubiony rozdział?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ginny wiedziała, że przed nią jeszcze dużo pracy. Ale nie
sądziła, że aż tak dużo.
Właśnie redagowała jeden ze swoich artykułów, pod nosem
nucąc swoją ulubioną piosenkę. Myślała o tym, co wydarzyło się tego wieczora.
A mianowicie- kolejne działanie AG. Ostatnimi czasy Rita
Skeeter wydała bardzo zgryźliwy artykuł. Allie i Ginny postanowiły jej
odpowiedzieć, pisząc podobny artykuł, ale wyrażając się zupełnie inaczej na ten
sam temat. Skeeter pisze okropny- AG cudowny. Beznadziejny- najlepszy. Brzydki-
przepiękny. Nie zabrakło też kilku zabawnych uwag na temat samej Rity.
Następnie podrzuciły cały stos egzemplarzy gazet z tym właśnie artykułem do jej
gabinetu.
Niechcący zwaliły porcelanowego słonika. Ups.
Sprawa AG ciągnie się już długi czas- Ginny naprawdę nie
była w stanie pojąć tego, że ona i Allie wciąż pozostawały anonimowe. Że nikt
ich nie przyłapał. Czy czuła wyrzuty sumienia? Może trochę. Ale wtedy
przypominała sobie wszystko, co Skeeter zrobiła dla niej i jej bliskich. Ba,
co robi dla każdego czarodzieja, którego napotka. Jak gładko idzie jej kłamstwo.
Ta kobieta nawet nie wie, jak bardzo zepsuła życie dla wielu ludzi. Zasługuje
na nauczkę.
Ginny wiedziała, że robiąc to, co robi zachowuje się
dziecinnie. Ale tego jej właśnie brakowało. Tego dreszczyku emocji, gdy łamała
zasady w Hogwarcie. Adrenaliny, gdy sprzeciwiała się komuś. Przecież mogła
jednocześnie być AG i odpowiedzialną matką, prawda?
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Ucieszyła się, bo każdy
pretekst by oderwać się od pracy jest dobry. W szparze w drzwiach zobaczyła
blond czuprynę Allie, która jak zawsze się uśmiechała.
Ale nie był to jej zwykły. zabawowy uśmiech. Jej kąciki ust
drgały nerwowo. Przygryzała wargi.
-Ekhm, Ginny.- odezwała się dziwnie wysokim głosem.- Szef
prosi nas do siebie.
Serce jej niecko podskoczyło.
-Po co?
Kobieta zawahała się, po czym odpowiedziała po prostu:
-Mamy przerąbane.
Ginny westchnęła i podniosła się zza biurka. Bez słowa
wyszła za swoją przyjaciółką, która zaczęła opowiadać:
-Skeeter wypowiedziała jakiś kilka ultra-zaklęć i voilà!
Dowiedziała się, że to my podrzuciłyśmy jej te gazety. I pobiłyśmy jej słonika.-
Allie spojrzała na Ginny zgnębionym wzrokiem.- I wie, że to my jesteśmy AG.
Kobieta przetarła sobie skronie. Za dużo informacji jak na
jeden raz. Czy jeszcze przed chwilą myślała o tym, że wciąż ich nie przyłapano?
Szły w milczeniu. Allie co chwila zerkała na swoją
przyjaciółkę, aż w końcu wypaliła rozhisteryzowanym głosem:
-No powiedz coś!
-Mamy przerąbane.- odarła ponuro Ginny.
Allie więcej nie prosiła jej o rozmowę.
Zapukały nieśmiało do gabinetu Aarona Broke’a- ich nowego
szefa. Ginny nie wiedziała, jak może się on zachować w takiej sytuacji. Na ogół
był naprawdę w porządku.
Ale dzisiejsza sytuacja chyba nie pasowała do ogółu.
Skeeter już tam była. Mierzyła ich NAPRAWDĘ nienawistnym
wzrokiem spod swoich okularów. Zazwyczaj kryła się za fasadą uprzejmego
uśmieszku. Dzisiaj? Nie kryła furii.
Mimo to Ginny i Allie uśmiechnęły się z nadzieją.
Skeeter odpowiedziała grymasem.
Przestały się uśmiechać.
Broke wskazał na krzesła stojące przed biurkiem.
-Usiądźcie.- jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Twarz miał
kamienną. Ginny spojrzała w jego oczy i natychmiast pożałowała. Były one nieco
przerażające- tak czarne, że w pierwszej chwili nie dało się odróżnić źrenic od
tęczówek. Teraz zdawały się być jeszcze ciemniejsze, jeszcze bardziej
złowieszcze.
Kobieta pomyślała, że chciałaby mieć przy sobie Harry’ego.
Może on załagodziłby tę sprawę?
Ale go tutaj nie ma. Zapewne udaje, że pracuje, choć tak
naprawdę wydurnia się z jej głupkowatym bratem.
Nic nowego.
Skeeter wybuchła:
-WY SZUMOWINY! WIEDZIAŁAM, ŻE TO WY! NIE UJDZIE WAM TO
PŁAZEM, ZNISZCZĘ WAS!- wskazała na nie oskarżycielko palcem zakończonym długim,
czerwonym paznokciem.
Broke nerwowo zmierzwił swoją miodową czuprynę i wstał.
Najwyraźniej nie przywykł do tego typu sytuacji.
Tymczasem Allie nie próżnowała.
Zazwyczaj przekonywała wszystkich do tego, by się na nią nie
złościli swoim urokiem. Do tego była naprawdę ładna, więc wszyscy przymykali na
nią oko, gdy się spóźniła lub zrobiła coś źle.
Wszyscy mężczyźni. Nie z Ritą takie numery.
Skoro więc nie mogła nic zdziałać uśmiechem, postanowiła
ukazać rogi.
Podniosła się na nogi niczym torpeda.
-Nie masz dowodu!
Skeeter także pozwoliła odpocząć swojemu krzesłu.
-A właśnie, że mam, i to dobrze wiesz, jaki!
Kobieta wojowniczo pokręciła głową.
-Nieprawda!
-PRAWDA!
-Cholera, prawda.- mruknęła Allie, na powrót zajmując swoje
miejsce.
Broke uniósł ręce.
-Spokojnie, moje panie. Jestem pewien, że…
-Nie będę spokojna!- odwarknęła Skeeter tak groźne, że sam
Broke jakby się skurczył.- Te dwie pannice ośmieszały mnie publiczne!
Zastraszały! Zbiły mojego PORCELANOWEGO SŁONIKA! Raz nawet podrzuciły wielkie
chrabąszcze do mojego gabinetu!
-To były żuki.- wymamrotała mimowolnie Ginny, nim zdążyła
ugryźć się w język. Bo, hej, przecież Skeeter poniekąd sama jest żukiem, no
nie? Rita zmierzyła ją takim wzrokiem, że odechciało jej się żukowania. Mimo
wszystko kontynuowała.- I myślę, że zasłużyła na to Pani.
-Zasłużyłam!?- twarz dziennikarki oblała się purpurą.-
Dziecko, co ty wiesz o życiu!?
-Akurat dużo.- Ginny stłumiła falę wspomnień. W jej uszach
świszczały niczym pociski wystrzeliwane zaklęcia. Krzyk ludzi i widok
zawalającego się budynku. Trzask płomieni trawiących kolejne centymetry
Hogwartu. Blada twarz jej brata, Freda, który miał już nigdy nie przemówić.-
Naprawdę dużo. I znam Panią od najmłodszych lat. Jest Pani nieuczciwą, starą
dziennikarką, która wyżywa się na innych.- teraz nie panowała nad głosem, który
wznosił się coraz wyżej.- Kłamie Pani jak z nut, by wywołać sensację. Nie
przejmuje się Pani tym, co czują Pani ofiary. Nawet nie wie Pani, ile żyć
zniszczyła swoim brakiem litości i jakichkolwiek skrupułów! JEST PANI POTWOREM!
ZBYT WIELE RAZY WTYKAŁA PANI NOS W ŻYCIE MOJE I MOICH NAJBLIŻSZYCH!
Ginny chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zabrakło jej tchu.
Cała złość, jaką w sobie tłumiła nagle znalazła ujście. Już brała oddech, gdy
nagle Allie odzyskała odwagę.
-I teraz wie Pani, jak się czuły Pani ofiary przez wszystkie
te lata! Może w końcu da to Pani do myślenia! Nie fajnie być po tej drugiej
stronie, prawda?
Rita ze złością odrzuciła krzesło, które upadło na ziemię.
Złapała w dłoń różdżkę, która wystrzeliła, zamieniając ten sam nieszczęsny
mebel w górę pyłu.
Biedne krzesło.
-BĘDZIECIE ODPOWIADAĆ PRZED SAMYM WIZENGAMOTEM! ZGNIJECIE W
AZKABANIE ZA PRZEŚLADOWANIA I OSZCZERSTWA!- spojrzała wyczekująco na Broke’a.-
No, już! POWIEDZ IM!
Ginny i Allie chwyciły różdżki.
Aaron przez cały ten czas przyglądał się im. Teraz przeniósł
wzrok na stos pyłu, który w pierwotnej wersji był krzesłem i zmarszczył brwi.
-Panno Skeeter.- jego głos był ostry i zimny niczym
brzytwa.- Nie usprawiedliwiam zachowania Pani Ginewry i Alyson…
-Tylko nie Alyson!
-…ale uważam, że Pani także ma co nieco za uszami.- splótł
ręce na piersi.- Słyszałem na przykład, że jest Pani niezarejestrowanym
animagiem. Jest Pani pewna, że wciąż chce Pani stanąć przed Wizengamotem?
Skeetr otworzyła usta w niemym zdumieniu. Ginny przybiła
mentalną piątkę ze swoim szefem.
Mentalną, bo mężczyzna zwrócił teraz wzrok na nią i Allie.
-Nie zmienia to faktu, że odpowiecie na swoje czyny. I to
srogo. Zawiodłem się na was. Miałem was za odpowiedzialne osoby.
Ginny poczuła, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Dwa razy.
-A teraz rozejść się. I nie chcę więcej o tym słyszeć.
Jak powiedział, tak zrobiono. Pierwsza wyszła Skeeter,
mrucząc pod nosem coś w stylu: „zniszczę
was wszystkich”. Ginny ruszyła za nią, czując mieszankę uczuć. Powinna się
cieszyć, czy może smucić?
Allie właśnie poszła w jej ślady, gdy nagle usłyszały głos
Aarona:
-Allie, zaczekaj.
Z jego czarnych oczu nie dało się nic wyczytać. Minę miał
lekko srogą. Czyżby złościł się na nią jakoś szczególnie? W końcu to właśnie
Alyson była pomysłodawcą całej tej akcji.
Wzrok kobiety wyrażał tylko jedno: „Wypraw mi dostojny pogrzeb”.
Ginny odpowiedziała jej spojrzeniem mówiącym: „A jakie kwiaty wybierasz?”
~*~
James czuł się beznadziejne. U swoich boków miał Arię i Mike’a.
Cała trójka siedziała po turecku, podczas gdy czarny hipogryf przechadzał się
przed nimi po trawie niczym jakiś dziwaczny nauczyciel.
Potter zauważył, że jego przyjaciółka zachowuje się lekko
nerwowo. Śledziła wzrokiem Peridesa, który wciąż milczał. Znajdowali się na
szkolnych błoniach. Wieczór był chłodny, więc byli praktycznie sami, skryci pod
cieniem drzewa. Mike lekko dygotał, szczelnie obejmując się rękoma.
Siedzieli tak piętnaście minut, a Perides wciąż nic nie
powiedział.
W końcu Mike nie wytrzymał. Szczęka drgała mu tak mocno, że
ciężko było zrozumieć jego słowa.
-Co my tutaj robimy?
Hipogryf zatrzymał się. Wbił kopyta w ziemię.
-Otrzymałem pewne
informację od Pana i muszę się nimi z wami podzielić, miernoty.
James uniósł w proteście ręce.
-Nie mogłeś tak od razu!? Jest zimno!
-Nie. A teraz słuchajcie.- zastukał kopytami w ziemię kilka razy, jakby stepował.- Hej, czy ta gleba jest zlodowaciała? Jakoś tak dziwnie się na niej ślizgam…
-Nie. A teraz słuchajcie.- zastukał kopytami w ziemię kilka razy, jakby stepował.- Hej, czy ta gleba jest zlodowaciała? Jakoś tak dziwnie się na niej ślizgam…
-Jeszcze chwila i będziemy jak ta gleba.
Peirdes zmierzył ich zirytowanym wzrokiem.
-I bardzo dobrze,
głupie łachudry. Może miałbym w końcu trochę spokoju w tym moim marnym życiu.- udeptał
kupkę trawy.- A teraz słuchajcie, bo
opowiem wam historię. Jeśli macie pokonać Kishana…- tu odchrząknął, jakby
powstrzymywał śmiech.-…to musicie
wiedzieć, dlaczego tak w ogóle stał się demonem i tak dalej.- westchnął,
wyraźnie znudzony.- No więc zaczęło się
od tego, że gościu chciał sobie przywłaszczyć Hogwart. Godryk, Salazar, Helga i
Rowena kazali mu spadać, więc ten dostał szału. Wyczarował magiczne tygrysy,
które słuchały tylko jego i no cóż… Codziennie je wysyłał, by zabijały jednego,
losowego ucznia.
James poczuł dreszcze na całym ciele. Perides podskoczył
radośnie.
-Ale to dopiero
początek, moje nędzne robaczki. Zaraz zacznie się najlepsze. Bo znalazł się
czarodziej, który potrafił zapanować nad tygrysami Kishana. I tak właśnie
ukochane pupilki naszego głównego bohatera rozerwały go na strzępy.
Zapanowało milczenia. Perides patrzył na nich wyczekująco.
-No? Jakieś wnioski?
Brawa? Ewentualnie zażalenia? ŁĄCZCIE PÓŁKULE, SZUMOWINY.- odpowiedziała mu
jeszcze większa cisza. Hipogryf tupnął gniewnie.- Cholera, rzucam tę robotę. Chcę dobrze, ale te małe skurczybyki chyba
specjalnie…
Począł rozkładać skrzydła, jakby przygotowywał się do
odlotu, gdy nagle Mike zawołał:
-Tygrysy! Gdy ostatnio walczyliśmy z Kishanem, wyczarowaliśmy
tygrysy, które go pokonały. Czyli, żeby się go pozbyć raz na zawsze
potrzebujemy… prawdziwych tygrysów?
-Nie.- odparł
Perides, jakby była to najzwyczajniejsza rzecz na świecie.- Potrzebujecie drugiego demona.
James poczuł, że braknie mu tchu, jakby coś zdzieliło go
porządnie w klatkę piersiową. Zapomniał o zimnie.
-Że… co?-
zapytał.- Mówisz serio?
-A CZY WYGLĄDAM,
JAKBYM ŻARTOWAŁ, CIEMNOTO!?
James spojrzał na jego ptasi dziób.
-Emmm…
-No właśnie! Nie
żartuję. Demona może zabić tylko demon. Istota równie zła. Taka, której nie
przyjęło nawet piekło.
-Tą są jakieś inne demony?- zapytała Aria, odzywając się
tego wieczora po raz pierwszy. James zmarszczył czoło. Coś wyraźnie ją gryzło.
Perides spojrzał na nią z politowaniem.
-No jasne, że są. Ale
nie uczycie się o nich w szkole, bo to temat tabu. Zupełnie zakazany. Omijany.
-Jak horkruksy…- wymamrotał James.
-No właśnie. Brawo!
Zabłysnąłeś inteligencją na poziomie parapetu. Etap pierwszy za nami. Sam w
swojej wspaniałości nie wiem zbyt wiele o demonach, jednak Pan opowiedział mi o
jeszcze jednym. Layla. Ukochana Kishana. Gdy się zmienił… To znaczy odbiło mu i
zaczął zabijać bezbronne dzieciaki, trochę się na niego wkurzyła, bo przestała
być dla niego najważniejsza. Zwyczajnie ją olał. Więc ta w furii zabijała
każdego mężczyznę, jaki jej się nawinął na drogę. Tak w ramach zemsty, wiecie.
Żeby wyładować jakoś złość. ALE, UWAGA, TO NIE WSZYSTKO! Zatrzymywała ich
wnętrzności, super, co? A następnie…
Mike uniósł dłoń.
-Wystarczy.
James zgadzał się z nim w stu procentach. Poczuł mdłości. W
głowie się mu kręciło.
Więc to dopiero początek.
Perides wyglądał na zawiedzionego.
-Właśnie dochodziłem
do najlepszego. Jak zwykle nie pozwalacie mi na odrobinę zabawy.- odparł
oskarżycielsko.- No dobra, łajdaki, w
każdym bądź razie mężczyźni zbuntowali się i zadusili Laylę w nocy. Piekło nie
chciało jej przyjąć, więc stała się demonem. A mówię wam o niej, bo Pan
twierdzi, że rośnie w siłę. Coś tam mówił, że wysysa magię z czarodziei w Ministerstwie
Magii…- zmrużył oczy.- E tam, nie
pamiętam. Ale musicie zrobić wszystko, by ze sobą walczyli. Tylko tak możecie
pokonać Kishana. Layla musi go zabić. Chyba, że wytrzaśniecie jakiegoś nowego
demona.
-To chyba nie będzie trudne.- stwierdził Mike.- Przecież ona
go nienawidzi.
-Nie byłbym tego taki
pewny, tępaku. A teraz idźcie sobie. Muszę odpocząć.
Powiedziawszy to, padł na ziemię jak długi. Mike i James
posłusznie wstali, choć czuli pewny opór. W głowie im się kręciło od nadmiaru
informacji. Wiedzieli, że jeśli teraz nie odejdą, hipogryf zwyczajnie zacznie rzucać
obelgami w ich stronę.
Popatrzyli wyczekująco na Arię.
-Idziesz?
-Dogonię was.
Chłopcy wymienili zdziwione spojrzenia, po czym odeszli,
szepcząc coś do siebie.
Perides zmierzył ją krytycznym wzrokiem.
-I co? Pewnie chcesz
mnie błagać, bym nic nie mówił tym pachołkom? POCAŁUJ SIĘ W CZTERY LITERY, MOJA
DROGA! MÓJ LIMIT DOBREGO HIPOGRYFA ZOSTAŁ WYCZERPANY Z DNIEM TWOJEJ WYPRAWY DO
ZAKAZANEGO LASU!
-Nie. Chcę ci podziękować. Uratowałeś mnie.
-To, że raz
powstrzymałem twój upośledzony tyłek przed autodestrukcją, nie znaczy, że będę
robił to zawsze. Daję ci ostatnie szansę. ZAKAZUJĘ CI spotykać się z tym całym
Charlesem, czy jak mu tam. Kiedy dowiem się, że znów się z nim kontaktujesz,
powiem wszystko twoim chłopaczkom. I urwę ci łeb, tak swoją drogą.
Aria przełknęła ślinę.
-Okej.
Cóż, wygląda na to, że straci głowę, bo Charles odwiedził ją
we śnie kilka dni później.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay