Na samym początku chciałabym podziękować Angeli Heather,
która wykonała dla mnie rysunek Deoscopidesempéridesa, którego tak uwielbiacie.
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję i zapraszam także na
bloga Angeli, na którym znajdziecie więcej jej prac: angelaheder.blogspot.com
Zrobiło mi się naprawdę miło i poczułam się taka... kochana?
<3
No i co, mamy wakacje! Minął kolejny rok szkolny, a jedyne
co mnie próbowało zabić, to sześć kleszczy, które przywiozłam ze sobą z
ostatniego biwaku harcerskiego. A gdzie przygoda!? Zero pościgów, wybuchów, magii... Może w
przyszłym roku!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Każdy czasem miewa gorszy dzień.
Dzień tak zły, że ma wrażenie, iż wszystkie mroczne moce
uwzięły się na niego, ściągając go do ciemności, w której pozostaje tylko
brodzić, szukając wyjścia. Jednak jeśli dzień jest rzeczywiście beznadziejny,
to poddajemy się po chwili, pozwalając sobie opaść na dno. W takiej chwili
przydałby nam się przyjaciel, który podałby nam dłoń i pomógł wydostać z tej
bezkresnej otchłani. Jakaś iskierka, która byłaby dla nas nadzieją. Wskazała
nam drogę.
Aria podążała za właśnie taką iskierką, która jaśniała na
ciemnym tle nieba. Nawet gwiazdy nie dorównywały jej blaskiem. Nie wiedziała co
prawda, dokąd podąża, ani czy jest to aby na pewno dobry przewodnik, ale
desperacko chwytała się tej opcji. Obecność się nasilała, a szepty igrały
złowieszczo w jej głowie, jednak ta właśnie iskierka sprawiała, że to nie miało
znaczenia. Zapominała o tym wszystkim i po prostu wpatrywała się w nią, gdy
mieniła się srebrem.
Kilka razy wyciągnęła rękę, by jej dotknąć, ale to było na
nic. Iskierka za każdym razem oddalała się. Ale Aria czuła jej ciepło, które
okalało jej dłoń, ilekroć ją zbliżała. Było ono tak przyjemne, że
przyspieszyła.
Znów wyciągnęła rękę, pragnąć uchwycić migotkę i zatrzymać
ją dla siebie już do końca, jako swój osobisty talizman. Tym razem iskierka nie
oddalała się, a nawet zatrzymała w miejscu, więc dziewczyna nachyliła się do
przodu i gdy prawie już ją miała… zamigotała jasno i znikła.
Aria zamrugała ze zdumieniem oczami, próbując odpędzić
czarną plamę, która przysłaniała jej widok. W jednej chwili dopadł ją smutek i
desperacja. Żałowała, że tak się stało. Iskierka była piękna i sprawiała, że
zamartwienia gdzieś ulatywały. A teraz zniknęła, pozostawiając ją w
nieprzebitym mroku.
Obecność natychmiast się nasiliła, a szepty wzmogły się.
Dziewczyna zatkała uszy i zacisnęła oczy, jednak to na nic. Ktoś ją obserwował.
Czuła to.
Wtem szepty gwałtownie się urwały. Jakby ktoś uciął je
jednym szarpnięciem. Aria powoli rozwarła powieki i wyprostowała się. Wciąż
czuła, że ktoś tutaj jest. Jednak było to wrażenie silniejsze niż uprzednio.
Była pewna, że gdyby tylko wyciągnęła rękę, poczuła by czyjś zimny dotyk pod
palcami.
Ale nic takiego nie zrobiła. Stała po prostu, jakby ktoś
rzucił na nią zaklęcie Petrificus Totalus. Była przerażona. Kim był ten ktoś-
lub coś- i czego od niej chciał?
Mając wrażenie, że czuje jego oddech na swojej szyi,
rozejrzała się wokół. I wtedy poczuła, że zakręciło jej się w głowie, a jej
umysł przykryła czarna mgła, gdy zdała sobie sprawę, gdzie jest. Na cmentarzu.
Stała pod pomnikiem przedstawiający rodzinę Potterów. Wokół
niej z ziemi wyrastały nagrobki różnego rodzaju- jedne były stare, zapomniane, omszałe
i zaniedbane, a drugie wręcz przeciwnie- błyszczące, nowe, płonęły przy nich
znicze.
Dziewczyna dyszała ciężko, obracając się wokół własnej osi-
czemu była tak głupia? Przecież mogła zostać w domu! W końcu jednak zebrała
siły i wyrzuciła z siebie:
-Czy… Czy ktoś tutaj jest?- nie chciała, by jej głos drżał,
jednak tym razem nie udało jej się nad tym zapanować. Pomimo tego, że było
gorące lato, to nagle zrobiło jej się lodowato zimno, jakby ktoś wyłączył
słońce. Wiał silny wiatr, którego przecież jeszcze przed chwilą nie było. Wtedy
wreszcie usłyszała odpowiedź:
-Ja tutaj jestem.
Przez chwilę serce stanęło jej w piersi. Niemal zachłysnęła
się powietrzem. Co do…?
Był to chłopięcy głos. Aria rozejrzała się wokoło, ale nie
zobaczyła nikogo. Miała nadzieję, że zaraz ktoś wyskoczy zza grobu, krzycząc: HA! Ale cię nabrałem!
Jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego, głos znowu przemówił:
-Nie rozglądaj się. Nie możesz mnie zobaczyć.
Słyszała go gdzieś niepokojąco blisko siebie, więc
automatycznie odskoczyła do tyłu.
-Kim jesteś?- zdołała wykrztusić, czując, że zaraz
zwymiotuje.
-Nazywam się Charles. I nie musisz się mnie bać. To ja chcę
prosić cię o pomoc.
W jednej chwili strach uleciał, a pojawiła się ciekawość.
-O pomoc?- zapytała, tym razem już pewnie.
-Tak. Wiem, że to dziwne i naprawdę nie chciałem cię
straszyć…
-Chwila, chwila. Czyli to TY mnie obserwowałeś przez cały
ten czas i to TY wysłałeś tę iskierkę?
-Emm, noo… tak.
Aria złożyła ręce na piersi, wpatrując się gniewnie w
miejsce, gdzie jak jej się wydawało, stał Charles.
-Nie mogłeś porozmawiać ze mną od razu, gdy cię o to
prosiłam? Musiałeś odstawiać jakąś szopkę z iskierką i tak dalej?
Dziewczyna sama nie wiedziała czemu, ale miała wrażenie, że
nie musi się już bać. Nie odczuwała strachu, lecz była zła. To wszystko, co
przeżyła przez ostatni tydzień przyprawiało ją o dreszcze, a teraz okazuje się,
że to nic groźnego. Że po prostu był to jakiś zagubiony chłopiec, który
potrzebuje pomocy.
-Tylko tutaj mogę rozmawiać. Mogę się przemieszczać w każde
inne miejsce, ale wtedy jestem słaby.
-A te szepty?
-To byli zmarli. Czasem lubią coś powiedzieć.
-Ah. No, okej.- Aria starała się zachować pozory spokoju.
-Tak więc, zacznę od początku. Nazywam się Charles i mam
tyle samo lat, co ty-12. Jestem czarodziejem, Ravenclaw. Pewnie mnie nie
kojarzysz, ale byliśmy na jednym roku. Raczej trzymam się na uboczu, więc nic
dziwnego. W każdym bądź razie jakieś dwa tygodnie temu miałem wypadek. Bawiłem
się nielegalnie różdżką i nagle-bum!- szafa mnie przygniotła.
-Auć.- jęknęła Aria, czując gwałtowny przypływ współczucia.
-Eee tam, nawet nic nie poczułem. Od razu stwierdzono zgon.
To była… duża szafa. Sęk tkwi w tym, że ja wcale nie umarłem. Trwam w jakimś
dziwnym stanie zawieszenia i zdaje się, że mogę wybrać- powrócić na ziemię lub
odejść w zaświaty. No więc, chcę powrócić, jestem za młody na śmierć przecież.
Dostałem instrukcję, co mam zrobić. I potrzebuję pomocy kogoś żywego.
Zapadła cisza.
-A-aha.- odparła w końcu Aria, przestępując nerwowo z nogi
na nogę. Przygryzła wargę.- Ale… czemu ja?
-Sam nie wiem. Wydałaś się odpowiednia. Tak więc, pomożesz
mi? Proszę.- nagle głos chłopaka załamał się.- Muszę wrócić do swojej rodziny.
Oni… są zrozpaczeni. Mam młodszą siostrę. Ona nie da sobie rady beze mnie.
Aria zacisnęła wargi. Zrobiło jej się smutno. Bardzo, ale to
bardzo chciałaby pomóc temu chłopakowi. W końcu… co jej szkodzi? Miała tyle
pytań. Jednak postanowiła zacząć od tego najważniejszego:
-Dobra, niech będzie. Pomogę ci. Co mam zrobić?
-Och, dziękuję! Naprawdę…
W tej chwili powietrze rozdarł wrzask.
-DAM- DAM-RANDAM!
NADCHODZĘ!
Na ziemię niczym kometa spadła czarna postać. Aria
przewróciła oczami. Od razu wiedziała, kto to taki.
Hipogryf, klnąc pod nosem, wstał i spojrzał na dziewczynę z
niezadowoleniem malującym się w oczach.
-A co ty tutaj robisz,
młoda panno?
-Pomaga mi.- odezwał się Charles.
-Ty go słyszysz?- zdumiała się Aria. Jak dotąd, tylko ona,
James i Mike mogli tego dokonać.
-Ja słyszę wszystko.
Perides, kompletnie nie zrzucony z tropu, spojrzał w stronę,
z której dobiegał głos i prychnął:
-Przymknij się, gnojku.-
znów spojrzał na Arię.- No, odpowiadaj!
-Pomagam mu.- odparła buntowniczo Gryfonka, składając ręce
na piersi.
-Och, tak!?-
prychnął Perides, podchodząc bliżej.-
Zaraz zobaczymy. Co to ma w ogóle być!? Jakaś randka w ciemno, czy co? Co za
łachudry.
Wystawił grzbiet wyczekująco, a gdy nic się nie stało,
krzyknął nagląco:
-Wsiadaj!
Aria ponownie przewróciła oczami, ale posłusznie zasiadła na
grzbiecie zwierza. Jeszcze raz odwróciła się w miejsce, gdzie prawdopodobnie
stał Charles.
-Ja… wrócę!
Perides wzbił się w powietrze. Dziewczyna przygotowała się
na to, więc tym razem zachowała równowagę. Hipogryf zatrzymał się na polanie w
lesie, na której tydzień remu rozmawiali razem z Jamesem i Mikem.
-No, co to miało być?
-Nic.
-Gadaj albo wrzucę cię
do tego pięknego stawiku!
Dziewczyna z początku się wahała, ale w końcu westchnęła i
opowiedziała całą tą historię hipogryfowi. Gdy skończyła, zapadła cisza. W
końcu Perides wykrzyknął z niezadowoleniem:
-A myślałem, że nie
muszę wam mówić, że nie można rozmawiać z nieznajomymi! Przecież od tego na
kilometr śmierdzi czarną magią!
-Nieprawda.
Charles potrzebuje pomocy, a ja zamierzam mu pomóc!
-Gówno prawda.
Zakazuje ci się z nim spotykać!
Aria poczuła, że krew gotuje jej się w żyłach. Jak on mógł!?
Czy nie miał w sobie choć odrobiny współczucia?
-Nie możesz mi zakazać.
-Ależ oczywiście, że
mogę, łajdaku! Mam za zadanie opiekować się tobą i tamtymi dwoma. Uwierz mi,
potrafię wyczuć podstęp. A w Charlesie wyraźnie go wyczuwam. Uwierz mi, to nie
jest przyjemny zapach…
-DLACZEGO TAKI JESTEŚ!?- wrzasnęła Aria, czując, że łzy
napływają jej do oczu. W gardle miała gulę, której nie mogła przełknąć. Była
wściekła.
-DLACZEGO TAKI
JESTEŚ!?- przedrzeźnił ją cieniutkim głosem Perides.- Uwierz, że gdybym mógł, nie byłoby mnie tutaj. Podbijałbym scenę Hollywood.
Ale jestem tutaj, więc się z tym pogódź. Zero randek z duchami! A teraz
wsiadaj, lecimy do domu i marsz do swojego pokoju!
Zaciskając pięści ze złości, wsiadła na stwora, który natychmiast wzbił się w powietrze. W głowie jej huczało od wewnętrznego wrzasku. Nie ma mowy, żeby go posłuchała. To tylko głupi hipogryf. Jeśli będzie chciała, wróci tam. I zrobi to choćby jeszcze tej nocy.
Zaciskając pięści ze złości, wsiadła na stwora, który natychmiast wzbił się w powietrze. W głowie jej huczało od wewnętrznego wrzasku. Nie ma mowy, żeby go posłuchała. To tylko głupi hipogryf. Jeśli będzie chciała, wróci tam. I zrobi to choćby jeszcze tej nocy.
Jednak gdy dotarła do domu, była już 10 rano. Nie miała
pojęcia, że tak dużo czasu spędziła poza domem. Nawet nie zauważyła, gdy się
przejaśniło. Tak jakby… czas przyspieszył. Powitali ją rozgorączkowani Mike i
James. Powiedziała im, że po prostu lunatykowała i obudziła się w lesie,
zagubiona. Tą samą historię opowiedziała zdenerwowanemu Harry’emu, który już
chciał wzywać swoją ekipę poszukiwawczą i przerażonej Ginny, która szukała jej
po całej okolicy.
Wiedziała, że jej nie uwierzyli, jednak nikt już nie drążył
tematu. Może uznali, że jest zbyt zmęczona. A to na razie jej wystarczyło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay