sobota, 12 marca 2016

106. Pięć minut.

Ten rozdział dedykuję wszystkim kobietom, bo niedawno obchodziłyśmy nasze święto.
Najlepszego kobitki! Jak to się mówi- padłaś? powstań! popraw koronę i idź dalej!

P.S. Jutro na blogu możecie spodziewać się czegoś innego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To stało się nagle.
Harry siedział w swoim gabinecie, w Ministerstwie Magii. Było późno w nocy, a on jak zwykle marzył o jednym: o powrocie do domu. Na biurku stała zimna już kawa. Nienawidził tego mugolskiego ohydztwa, ale Hermiona powiedziała mu, że jest to skuteczne. Sądząc po tym, że oczy same mu się zamykały, chyba jednak nie.
Całkiem lubił swoją pracę. Od zawsze chciał zostać aurorem. Jednak od kiedy Śmierciożercy zostali pokonani, zadania w terenie zdarzały się coraz rzadziej, za to roboty papierkowej wciąż przybywało.
Jednak to, co zdarzyło się chwilę później szybko rozbudziło Harry’ego.
Usłyszał pukanie w szybę. Ten donośny dźwięk sprawił, że mężczyzna poczuł, jakby w jego głowie coś eksplodowało. Ostry ból przeszył jego czaszkę, więc jęknął przeciągle, zanim wstał i wpuścił zwierzę do środka. Sowa wleciała, zgrabnie podając mu liścik i siadając obok, najwyraźniej czekając na nagrodę. Harry zignorował ten fakt. Tekst wiadomości sprawił, że wybiegł z pokoju, zapominając o zmęczeniu.
                                      ~*~
Otępiający ból w głowie i nodze sprawił, że James już dzisiaj nie zasnął. Wciąż jednak szlochał w poduszkę, przygnieciony ciężarem ostatnich wydarzeń.
No jasne, że było mu głupio i czuł się jak tchórz. Był jednak tylko 11-latkiem, który został obarczony czymś, z czym dzieciak w jego wieku nie powinien mieć w ogóle do czynienia.
I do tego czuł się tak beznadziejnie samotny. Nie wiedział, gdzie się wszyscy podziali. Miał wrażenie, że zapomnieli o nim, zostawiając sam na sam z jego mrocznym umysłem.
Miał ochotę krzyczeć, ale jedyne co wydobywało się z jego gardła, to stłumiony szloch. Aż w końcu zabrakło też łez. Musiał więc wpatrywać się w sufit przez resztę czasu, czekając na wybawienie.
A ból nie ustawał.
Aż w końcu usłyszał kroki. Popatrzył w tamtą stronę i ujrzał rozjaśnioną uśmiechem twarz Panią Pomfrey. Stanęła nad nim i spytała uprzejmie:
-Jak się czujesz, James?
-Boli mnie głowa. I noga. Co z nią? Słyszałem coś o zakażeniu…
Pani Pomfrey jakby spochmurniała, rozglądając się nerwowo.
-To nic takiego. Wdało się zakażenie, ale szybko oczyściłam ranę i powstrzymałam jego dalsze postępowanie. Może poboleć przez kilka dni, ale wszystko będzie dobrze.
James odczuł ulgę. Przez jakiś czas, gdy leżał tam sam na sam ze swoimi czarnymi myślami, wyobrażał sobie, że jego noga obumiera lub staje się zielona. Następnie widział Panią Pomfrey, która oświadcza, że trzeba mu ją obciąć.
Ale wszystko będzie dobrze.
Usłyszał donośne głosy przy wejściu. Skrzywił się, bo choćby najmniejszy dźwięk wciąż eksplodował w jego umyśle niczym róg buchorożca. Jednak to zupełnie przestało mu przeszkadzać, gdy zobaczył swoich przyjaciół. Jego twarz natychmiast rozjaśnił uśmiech, a oni zareagowali tak samo.
Ulga jaką czuł było do niewypowiedzenia. W jednej chwili wszystkie jego przerażające wizje odpłynęły w dal. Byli cali i zdrowi, patrzyli na niego.
-James!- zawołała Aria, podbiegając do łóżka.- Tak bardzo się martwiliśmy! Nie wiedzieliśmy co z Tobą, bo od razu Cię zabrano, a my musieliśmy…
-Proszę stąd wyjść.-westchnęła z poirytowaniem Pani Pomfrey.- Jamesa boli głowa, a wy zachowujecie się tak głośno!
-Nie!- James niemal krzyknął, gwałtownie się podnosząc. To spowodowało kolejny przypływ bólu w jego nodze, ale kompletnie to zignorował.- Niech ich Pani nie wygania! Musimy porozmawiać.
Pielęgniarka przewróciła oczami.
-Macie pięć minut.- oznajmiła surowo, po czym wyszła.
James spojrzał na swoich przyjaciół, którzy już zabrali krzesełka, by się dosiąść blisko jego łóżka. Nagle zaczął się zastanawiać, czy wciąż widać, że płakał.
-Co z tobą?- zapytał Mike. Twarz ściągniętą miał niepokojem.
-Chyba już wszystko okey. Zabrano mnie tutaj i coś zrobili mi z nogą… Wdało się zakażenie, ale Pani Pomfrey to powstrzymała. I teraz tylko trochę boli.
Skinęli głowami, choć nie wyglądali na przekonanych. To wytrąciło Jamesa z równowagi.
-Co?- zapytał zdezorientowany.- O co chodzi?
-No wiesz…- zaczął Mike, przygryzając nerwowo wargę.- Zakażanie to nie jest coś, co można tak po prostu zignorować…
-Daj spokój, stary. Żyjemy w świecie magii, a tutaj da się wszystko. Po zakażaniu ani śladu. Lepiej powiedźcie, co z wami.
Aria przejęła pałeczkę; opowiada, że ona i Mike zostali zabrani do gabinetu McGonagall, a tam opowiedzieli jej wszystko, co się stało. Potem chcieli go odwiedzić, ale dyrektorka nie pozwoliła im, bo akurat „naprawiano” mu nogę. Dziewczyna powiedziała mu, że słyszeli jego krzyki, a on poczuł się jeszcze bardziej zażenowany.
-A McGonagall… tak po prostu wam uwierzyła?
Mike wzruszył ramionami.
-Nie jesteśmy pewni, ale wyglądała na przekonaną. I ogólnie mamy przerąbane. Teraz wszyscy wiedzą, że jesteśmy wybranymi, a plotki już się niosą po całym Hogwarcie. Ktoś nawet rozpowiedział, że zginąłeś, potraktowany okrutnym zaklęciem Kishana.
James uniósł sceptycznie brwi.
-Doprawdy?
Jego przyjaciel uśmiechnął się lekko.
-No cóż, darłeś się tak, jakby rzeczywiście cię zarzynali. Ale mniejsza z tym. Gdy wyszliśmy z biblioteki, nikt nie spał, bo musieli usłyszeć ten dźwięk, który wydaje z siebie Kishan, gdy jest w pobliżu. Przez jakiś czas kręcili się po szkole, szukając jego źródła, aż w końcu pojawiliśmy się my: mokrzy i oblani twoją krwią.
-To dopiero było wejście, co?- parsknął James.
-Taa, gdyby nie to, że wyglądałeś, jakbyś pomylił sok dyniowy z sikami goblina.
Teraz cała trójka parsknęła śmiechem. Młody Potter cieszył się, że przyjaciele nie litują się nad nim. Tego właśnie potrzebował: śmiechu.

James chciał jeszcze o coś zapytać, gdy do pomieszczenia wtargnęli jego rodzice.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

10 komentarzy:

  1. Super warto czekać na twoje nowe rozdziały. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością
    Życzę dalszych sukcesów w pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeżeli jutro,to liczy się 0:00?
    Bo nie mogę się doczekać tego "czegoś innego" :D
    Fajnie,że Harry w końcu zaczął się pojawiać,tęskniłam za nim :)
    Co do nogi,to jakoś nie wierzę,że tak szybko mu przeszło,to trochę dziwne...
    Rozdział świetny i oczywiście czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Och cały dzień chodziłam z telefonem i czekałam na wpis a jak się końcu pojawił to zaczęłam z radości gadać do kota.Cały tydzień w szkole myślę o twoim blogu i jest to kolejny powód przez który nie mogę się doczekać soboty.Szkoda tylko że takie krótkie.Czekam na kolejne wpisy.

    CzarodziejkaKoral

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze super. Najbardziej ciekawi mnie jutrzejsza niespodzianka. Już nie mogę doczekać się jutra. Jeśli chodzi o rozdział to dopiero teraz, pisząc ten komentarz, zrozumiałam dlaczego Harry tak nagle wybiegł z gabinetu. Dowiedział się o tym, co się stało z Jamesem. Mam nadzieję, że się nie mylę.
    Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam!
    ~Wika~

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć ! Miałem parę dni przerwy od czytania :( Ale teraz juz wracam i nadrabiam :D Super rozdział Pozdrawiam Kacper ∆

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    mam nadzieje, że nic poważnego, och tak James jest wybrańcem tak jak Harry był "chłopcem, który przeżył", wszystko na ich głowach jest...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń