sobota, 26 marca 2016

108. Jesteś potworem.

Ten rozdział dedykuję Hani di Angelo. Twój ostatni komentarz sprawił, że zrobiło mi się bardzo miło. Dziękuję :)

I oczywiście życzę wszystkim Wesołego Alleluja! Niech ten czas będzie dla Was szczęśliwy ♥ :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Lily uwielbiała przesiadywać na drzewach.
Nie zawsze wychodziło jej to na dobre. Często właśnie z tym wiązało się tysiące zadrapań i siniaków. Ale to jej nie zniechęcało. Gdy pięła się do góry, miała wrażenie, że lada chwila będzie mogła dotknąć błękitnego nieba, które rozciągało się wysoko nad jej głową. Wierzyła, że pewnego dnia złapie obłok, który będzie akurat przepływał. Zielone liście dawały jej osłonę przez nieprzyjemnym światem. Godzinami siedziała na gałęziach, chłonąc spokój i ciszę. Wiedziała, że nie ma takiego drzewa, na które nie umiałaby się wspiąć. Każde, coraz wyższe stanowiło dla niej nowe wyzwanie.
Dzisiaj upatrzyła sobie spory buk na skraju pobliskiego lasu. Przesiadując na wysokiej gałęzi obserwowała promienie słońca przebijające się przed zieloną koronę. Pogoda była piękna. Mogłaby tu spędzić cały dzień, gdyby nie pewien intruz, który sprawił, że poczuła przemożną chęć zapadnięcia się pod ziemię.
Zobaczyła burzę czarnych włosów i wielkie, niebieskie oczy, które wpatrywały się w nią z rozbawieniem.
-Hej, Płoszku! Utknęłaś, czy jak?
Tylko nie on, błagam. Liam. Dziewczynka po prostu nie znosiła tego okropnego mugola.
-Daj mi spokój.- fuknęła, nie zmieniając pozycji.
-Hej, znajdzie się jeszcze miejsce!? Chciałbym urządzić mały konkurs, kto utrzyma się dłużej na gałęzi!
Zanim Lily zdążyła odpowiedzieć mu jakąś ciętą ripostą, on już piął się w górę. Dziewczynka zamknęła oczy z frustracji, opierając się o gruby pień.
To tylko zwykły mugol. Spokojnie, Lily. Nie może wiedzieć, kim jesteś.
Dziewczynka wiedziała, że nie może się denerwować. To mogłoby poskutkować nieoczekiwanym przejawem mocy, a on po prostu NIE MÓGŁ wiedzieć.
Liam wdrapał się na tą samą gałąź co Lily. Rudowłosa powstrzymywała przemożną chęć zepchnięcia chłopca na dół, ręce wręcz ją świerzbiły. Zamiast tego przyglądała się wszystkiemu z grobową miną.
-No i jestem.- oświadczył z zadowoleniem Liam.- To co, zabawimy się?
Chłopiec przesuwał się do tyłu, i zanim do dziewczynki dotarło, co tak naprawdę się dzieje, Liam zaczął gwałtownie potrząsać gałęzią, sprawiając, że Lily musiała mocno zaciskać dłonie na drewnie, by nie spaść.
Ona krzyczała, a on się śmiał. Nie wiadomo, który dźwięk był głośniejszy. Błagała, by przestał, co tylko sprawiło, że czuła się jeszcze żałośniej.
Świat wokół niej wirował. Kurczowo trzymała się rozdygotanej gałęzi, by nie spaść. Jednak jej dłonie zaczęły się pocić, a palce ześlizgiwać z szorstkiego drewna. Panika uderzyła jej do głowy, wypleniając jakiekolwiek inne uczucia.
I nagle wszystko ustało. Dziewczynka dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zaciskała oczy. Otwarła je, w głowie wciąż się jej kręciło. Miałą wrażenie, że coś tempo uderza w jej skroń. Gwałtownie dyszała, z trudem nabierając upragnionego powietrza. Jej wzrok napotkał kpiący wzrok chłopca.
-No i jak, Płoszku? Powtórka? Wyglądałaś jak przerażony kurczak.
Potężna fala wściekłości zalała jej umysł niczym tsunami. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła do nikogo takiej nienawiści jak teraz do tego chłopca.
Jak śmiał? Jak śmiał przychodzić tu, do jej oazy spokoju i wszystko zniszczyć? Drzewa były jej ucieczką, to tutaj chowała się przed wszystkim i wszystkimi… A on tak po prostu tutaj przyszedł i wszystko zniszczył. Jak mógł być tak podły?
Nie chciała tego, naprawdę. Nawet nie zorientowała się, kiedy to zrobiła. To stało się nagle, niespodziewanie.
Poczuła, że przez jej ciało przepływa potężna moc. A potem Liam, gwałtownie pchnięty jakąś niewidzialną siłą, poleciał do tyłu. Lily z przerażeniem patrzyła, jak chłopiec spada na dół.
Z głuchym grzmotnięciem upadł na ziemie. Wydał z siebie tylko jeden, urywany jęk. A następnie spojrzał do góry. Na jego twarzy malowało się najprawdziwsze przerażenie, gdy wpatrywał się w nią nieprzeniknionym wzrokiem. Dopiero po chwili otrząsnął się z szoku.
-Co… Co ty mi zrobiłaś?- wybąkał. Oczy Lily wypełniły się łzami. Nie znała odpowiedzi na zadane jej pytanie. Dlaczego, och, dlaczego to się stało? Przecież do tej pory potrafiła zapanować nad emocjami.
Liam podźwignął się na nogi, krzywiąc się niemiłosiernie. Jego lewa noga zadrgała, gdy ją uniósł.
-Jesteś… nienormalna! Jesteś potworem!- wykrzyknął chłopiec, tłumiąc szloch. Lily natomiast go nie kryła. Płakała, wylewając cały potok słonych łez.
W oczach chłopca dostrzegła urazę, co było zupełnie absurdalne. Spodziewała się, że zobaczy tam wściekłość, ale urazę…? Tak, jakby w jakiś sposób go zawiodła.
Liam odwrócił się i ruszył w kierunku swojego domu, mocno kulejąc. Lily natomiast wciąż milczała, chociaż w duchu krzyczała na cały głos.
Powinna uważać. Teraz on już wie, że nie jest tylko zwykłą dziewczynką. I na dodatek zrobiła mu krzywdę.
Nienawidziła tego chłopca. I może powinna czuć satysfakcję. Ale nie, nie czuła jej.
Czuła wstyd i wyrzuty sumienia.
Może to prawda. Może jest potworem. Normalni ludzie nie potrafią rzucać innymi jak szmacianymi lalkami.
                                                ~*~
Kwiecień i maj uciekły, pozostawiając miejsce czerwcowi.
Przez cały ten czas, gdy James poruszał się korytarzem, czuł na plecach wzrok innych uczniów, który niemal wypalał mu dziury w plecach.
Stał się obiektem zainteresowań. Tak samo, jak Mike i Aria.
Nienawidził tego przemożnego uczucia, że ktoś go obserwuje. Tysiące oczu bacznie rejestrowało każdy jego najmniejszy krok. Czuł się jak zwierzę w zoo, egzotyczny okaz na wystawie.
Starał się to ignorować, nie zauważać tego. I całkiem nieźle mu szło. Natomiast Mike, który z natury był dosyć płochliwy, nie radził sobie aż tak dobrze. Kulił się pod spojrzeniami innych, tracił wiarę w siebie. Cała ta sytuacja go przytłaczała.
Swoją pewnością siebie nadrabiała natomiast Aria. Chodziła z uniesioną głową, piorunując wzrokiem wszystkich gapiów, niezależnie od ich wieku i płci. Pewnego dnia nawet warknęła kilka niemiłych słów w stronę dwóch siódmoklasistów, którzy obserwowali całą trójkę z drugiego końca korytarza. James czuł wtedy do niej niezwykły podziw. On sam nigdy by nie na coś takiego nie zdobył.
Gdy przyszedł maj, zainteresowanie znacznie zmalało, natomiast w czerwcu uczniowie całkowicie sobie odpuścili. Wszystko powróciło do normy.
Tak samo jak noga Jamesa. Już nie bolała.
Na całą trójkę spadł jednak kolejny problem: egzaminy końcowe. Wszystkie roczniki wpadły w gwałtowny szał uzupełniania notatek i wertowania podręczników.
Przez sprawę Kishana mieli oni dosyć duże zaległości. Przesiadywali nad książkami dnie i noce, poranki i wieczory. Victorie chętnie im pomagała, chociaż i ona czasem traciła cierpliwość. Jednak jej korepetycje nie poszły na marne, bo z każdym dniem James, Mike i Aria załapywali coraz więcej. Najtrudniej szła im Transmutacja, jednak nawet i ten przedmiot okazał się do nauczenia.

Tak więc, gdy przyszedł wielki dzień egzaminów, nie byli aż tacy przerażeni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

sobota, 19 marca 2016

107. Nie poradzę sobie bez Ciebie.

Ten rozdział dedykuję Natce S, która ostatnio bardzo wytrwale komentowała moje rozdziały. Dziękuję bardzo! <3
I wiem, wiem, rozdziały są krótkie :( Ale wierzcie mi, że staram się jak mogę, by były one dobrej jakości ♥
P.S. dziś bez podziału na perspektywy, bo Harry, Ginny i James znajdują się w tym samym miejscu: Hogwarcie!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
James wpatrywał się w wejście z lekkim niedowierzaniem, gdy jego rodzice wbiegali do środka. Chłopiec kątem oka zauważył, że Aria nieco się spięła, jak zawsze, gdy widziała jego ojca.
-James, wszystko dobrze!?- Ginny przyłożyła rękę do czoła swojego syna.- Nie masz gorączki?
-Mamo…-wymamrotał zawstydzony Gryfon. Miał świadomość, że jego przyjaciele obserwują całą sytuację, zapewne powstrzymując śmiech.
-No to może my sobie pójdziemy. Trzymaj się, Jam.- Mike ruszył w stronę wyjścia.
-Tak…więc, no… cześć…- Aria jeszcze raz rzuciła okiem na Harry’ego, po czym ruszyła za swoim przyjacielem. Zabawne było to, jak nagle uleciała z niej cała pewność siebie.
Harry wyglądał na zmartwionego.
-Przepraszam, James. Już dawno podejrzewaliśmy, że możesz być w jakiś sposób związany ze sprawą Kishana. Powinienem był coś zrobić, porozmawiać z tobą…
-Spoko, tato. I tak bym tobie nie powiedział.- James wzruszył ramionami, na co jego matka parsknęła ironicznie.
-No jasne, i jak niby mamy się nie martwić! To wszystko było takie niebezpieczne, podobno prawie utonąłeś! A co z twoją nogą? Słyszałam, że zahamowano postęp zakażenia…
-Tak.- urwał chłopiec.- Tylko trochę poboli i przejdzie.
Jego prawa noga drgnęła, jakby w odpowiedzi, co przyprawiło go o kolejne fale tępego bólu.
Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas. Rodzice wręczyli mu listy od Ala i Lily, którzy niestety nie mogli przyjechać. Hermiona i Ron także kazali uściskać rannego, żałując, że zostali w domu.
Jeszcze tego dnia Pani Pomfrey pozwoliła chłopcu opuścić Skrzydło Szpitalne. James po raz ostatni uściskał swoich rodziców i wysłuchał narzekań ze strony Ginny. Ojciec powiedział mu tylko:
-Jestem dumny. Uważaj na siebie.
Te słowa rozbrzmiewały w jego głowie, gdy wracał do dormitorium Gryfonów. W kieszeni swojej szaty trzymał listy od Lily i Ala, ściskając je niczym koło ratunkowe. Utykał na prawą nogę, która eksplodowała przeszywającym bólem, za każdym razem, gdy stawiał kolejny krok. Już po kilku minutach czuł potworne zmęczenie i tępe pulsowanie w każdej możliwej części jego ciała. W końcu stanął pod portretem Grubej Damy. Wymamrotał hasło, a ona posłusznie ukazała wejście. Wcześniej jednak, skomentowała:
-Jesteś taki jak twój ojciec. Lekkomyślny i odważny, jak prawdziwy Gryfon.
James nie wiedział, czy właśnie został obrażony, czy też może pochwalony, więc zignorował ten fakt.
Gdy wkroczył do Pokoju Wspólnego, Gryfoni umilkli. Jedyny dźwięk, jaki dosłyszał, to trzaskanie ognia w kominku. A potem nagle wszyscy zaczęli wiwatować, bić brawo, klepać go po plecach. Ktoś nawet wystrzelił kolorowe iskry z różdżki.
Pierwszy dopadł go Teddy.
-To musiało być niezłe, James. Wiedziałem, że coś knujesz!
Po czym przyjaźnie zmierzwił jego fryzurę.
Po chwili do życzeń dołączyli się Victorie, Ren, Matt, Emily, Lucy… A nawet osoby ze starszych klas, których nie znał. Wszyscy mu gratulowali, pytali, jak się czuje. On uśmiechał się i odpowiadał coś krótko, jednak znów powróciło do niego uczucie, że jego umysł spowija mgła. Już po chwili nie pamiętał, o czym tak właściwie rozmawiał, ani co takiego robił. Uczucie otępienia zawładnęło nim nagle, jakby za machnięciem różdżki. Nie miał pojęcia, czym jest to spowodowane. Wiedział natomiast, że teraz chce pobyć sam. Mówiąc, że chce odpocząć, podziękował za poczęstunek (który zabrano z kuchni) i ruszył do dormitorium. Po drodze chwycił pytające spojrzenia Mike’a i Arii, jednak tylko pokręcił głową.
Usiadł na swoje łóżko, na moment zamykając oczy. Irytujące pulsowanie w jego głowie ustało, zastąpione dziwną pustką. Poczekał, aż mgła z jego umysłu opadnie, po czym wyjął z kieszeni pomięte listy. Otworzył pierwszą, śnieżnobiałą kopertę. Tak jak podejrzewał, list był od Lily. Chłopiec uśmiechnął się na widok znajomych skreśleń, błędów ortograficznych i kleksów z atramentu.
James!
  Nawet nie wiesz, jak bardzo się martwiłam! Mam nadzieję, że z Twoją nogą wszystko okey. Bardzo Cię boli?
  Jestem na Ciebie zła, bo nic mi nie powiedziałeś. Jestem Twoją siostrą, mi morzesz  możesz wszystko powiedzieć. O co tak właściwie chodzi z tym Kinanem? Kihsanem? Kishanem? Mam nadzieję, że wszystko mi wyjaśnisz!
  Przez chwilę myślałam, że nie  rzyjesz żyjesz rzyjesz. Z tego co słyszałam, to podobno stoczyłeś walkę z jakimś demonem, po czym się hyba topiłeś… Czy to prawda? Jeśli tak, to wiedz, że jesteś wariatem. Nigdy więcej mi tego nie rub!  rób! Wysłałabym wyjca, ale tata mi nie pozwolił.
  Bardzo się o Ciebie boję i tęsknię. Nie rub nic głupiego i nie daj się zabić, bo ftedy ja zabiję Ciebie drugi raz. Odpisz szybko!!!
                                                                Lily.
Chłopiec powstrzymywał śmiech, jednocześnie czując wzruszenie. To, że jego siostra wygrażała mu się, miało w sobie pewien urok.
Chwycił drugi list, w nieco pożółkłej kopercie.
   James,
   Coś Ty znowu narobił? Wszyscy się martwimy, rodzice dostali jakiegoś obłędu. Nie mówiąc o babci Molly. Wstydź się! Jak możesz im to robić?
   A najgorsze jest to, że ja także się o to obwiniam. Obarczam winą, chociaż właściwie nie powinienem. Ale ja przecież wszystkim wiedziałem. Mogłem temu zapobiec. Jednak nie zrobiłem tego. W końcu, obietnica to obietnica, tak? Masz u mnie dług.
  Gdybyś wtedy utonął (bo słyszałem, że była ku temu okazja; Lily wciąż o tym nawija) to nawet nie wiesz, jaką krzywdę wyrządziłbyś rodzicom, dziadkom, cioci i wujkowi. I Lily, naszej małej siostrze!
  Ale przede wszystkim wyrządziłbyś krzywdę mnie. Bo gdybyś zginął, ja nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Fakt, kłócimy się, ale na Brodę Merlina, jesteś moim jedynym bratem! Nie poradzę sobie bez Ciebie. Pamiętaj o tym.

                                                                Al.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

niedziela, 13 marca 2016

Mam mroczny umysł.

Dzisiaj przychodzę do Was z czymś innym niż rozdział- ta notka będzie idealna dla książkoholików.
A mianowicie, porozmawiamy sobie dzisiaj o pewnych książkach autorstwa Alexandry Bracken.
Mogliście o nich trochę poczytać na moim asku, a mianowicie mówimy tu o "Mrocznych Umysłach".  Zna ktoś, czytał?

Jeśli nie, to pozwólcie, że Wam opowiem:
Zieloni, Niebiescy, Pomarańczowi, Czerwoni, Żółci- to grupy, na jakie podzielone są dzieci. Jeżeli należysz to którejś z nich, to znaczy, że posiadasz nadprzyrodzone moce i jesteś niebezpieczny.
Takie osoby zamykane są w obozach "rehabilitacyjnych", które pierwotnie miały im pomóc. Tak, miały. W obozach dzieją się straszne rzeczy i każdy oddałby wszystko, by się z takowego wydostać.
Główną bohaterką jest Ruby. Należy ona do Pomarańczowych: potrafi wedrzeć się do twojego umysłu, a nawet wymazać wspomnienia.
Pomarańczowi są niebezpieczni i muszą zostać wyeliminowani.
Ruby, pozostając bez wyboru, udaje Zieloną, by przetrwać.

Jesteś ciekaw jak potoczą się losy Ruby? Koniecznie sięgnij po "Mroczne umysły".
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego piszę o tym akurat teraz. A mianowicie dlatego, że 16 marca 2016 w księgarniach będziemy mogli kupić "Przez ciemność"- czyli najnowszą część "MU"! Jest to konkretnie zbiór nowelek, opisywanych przez cztery różne osoby. Myślę, że jest to idealna pora, by zaopatrzyć się w wszystkie 4 części, bo właśnie teraz na bit.ly/PrzezCiemnosc są przeceny z racji nadchodzącej premiery!

Ponad to, szukajcie w swoim mieście nalepek z "Mrocznych Umysłów"! Bardzo prawdopodobne, że ktoś porozwieszał je także po waszym mieście; ja zrobiłam to w swoim.

Moja opinia na temat "Mrocznych umysłów"?
Czytałam z zapartym tchem, nie mogąc się oderwać od tej serii. Alexandra stworzyła świat, który pochłonie Ciebie całego. Nie będziesz miał wyboru.
Przeżywałam przygody razem z Ruby, czułam to samo co ona; czyli cały wachlarz uczuć: zgrozę, strach, ulgę, radość, nadzieję, dojmujący smutek. Alexandra przygotowała dla czytelników całe tysiące pułapek.
  "świat, w którym aby przetrwać trzeba wiedzieć, jak zafałszować rzeczywistość".

Nie będziesz, NIE BĘDZIESZ mógł uciec.

Mój umysł jest mroczny.
A Wasz?

sobota, 12 marca 2016

106. Pięć minut.

Ten rozdział dedykuję wszystkim kobietom, bo niedawno obchodziłyśmy nasze święto.
Najlepszego kobitki! Jak to się mówi- padłaś? powstań! popraw koronę i idź dalej!

P.S. Jutro na blogu możecie spodziewać się czegoś innego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To stało się nagle.
Harry siedział w swoim gabinecie, w Ministerstwie Magii. Było późno w nocy, a on jak zwykle marzył o jednym: o powrocie do domu. Na biurku stała zimna już kawa. Nienawidził tego mugolskiego ohydztwa, ale Hermiona powiedziała mu, że jest to skuteczne. Sądząc po tym, że oczy same mu się zamykały, chyba jednak nie.
Całkiem lubił swoją pracę. Od zawsze chciał zostać aurorem. Jednak od kiedy Śmierciożercy zostali pokonani, zadania w terenie zdarzały się coraz rzadziej, za to roboty papierkowej wciąż przybywało.
Jednak to, co zdarzyło się chwilę później szybko rozbudziło Harry’ego.
Usłyszał pukanie w szybę. Ten donośny dźwięk sprawił, że mężczyzna poczuł, jakby w jego głowie coś eksplodowało. Ostry ból przeszył jego czaszkę, więc jęknął przeciągle, zanim wstał i wpuścił zwierzę do środka. Sowa wleciała, zgrabnie podając mu liścik i siadając obok, najwyraźniej czekając na nagrodę. Harry zignorował ten fakt. Tekst wiadomości sprawił, że wybiegł z pokoju, zapominając o zmęczeniu.
                                      ~*~
Otępiający ból w głowie i nodze sprawił, że James już dzisiaj nie zasnął. Wciąż jednak szlochał w poduszkę, przygnieciony ciężarem ostatnich wydarzeń.
No jasne, że było mu głupio i czuł się jak tchórz. Był jednak tylko 11-latkiem, który został obarczony czymś, z czym dzieciak w jego wieku nie powinien mieć w ogóle do czynienia.
I do tego czuł się tak beznadziejnie samotny. Nie wiedział, gdzie się wszyscy podziali. Miał wrażenie, że zapomnieli o nim, zostawiając sam na sam z jego mrocznym umysłem.
Miał ochotę krzyczeć, ale jedyne co wydobywało się z jego gardła, to stłumiony szloch. Aż w końcu zabrakło też łez. Musiał więc wpatrywać się w sufit przez resztę czasu, czekając na wybawienie.
A ból nie ustawał.
Aż w końcu usłyszał kroki. Popatrzył w tamtą stronę i ujrzał rozjaśnioną uśmiechem twarz Panią Pomfrey. Stanęła nad nim i spytała uprzejmie:
-Jak się czujesz, James?
-Boli mnie głowa. I noga. Co z nią? Słyszałem coś o zakażeniu…
Pani Pomfrey jakby spochmurniała, rozglądając się nerwowo.
-To nic takiego. Wdało się zakażenie, ale szybko oczyściłam ranę i powstrzymałam jego dalsze postępowanie. Może poboleć przez kilka dni, ale wszystko będzie dobrze.
James odczuł ulgę. Przez jakiś czas, gdy leżał tam sam na sam ze swoimi czarnymi myślami, wyobrażał sobie, że jego noga obumiera lub staje się zielona. Następnie widział Panią Pomfrey, która oświadcza, że trzeba mu ją obciąć.
Ale wszystko będzie dobrze.
Usłyszał donośne głosy przy wejściu. Skrzywił się, bo choćby najmniejszy dźwięk wciąż eksplodował w jego umyśle niczym róg buchorożca. Jednak to zupełnie przestało mu przeszkadzać, gdy zobaczył swoich przyjaciół. Jego twarz natychmiast rozjaśnił uśmiech, a oni zareagowali tak samo.
Ulga jaką czuł było do niewypowiedzenia. W jednej chwili wszystkie jego przerażające wizje odpłynęły w dal. Byli cali i zdrowi, patrzyli na niego.
-James!- zawołała Aria, podbiegając do łóżka.- Tak bardzo się martwiliśmy! Nie wiedzieliśmy co z Tobą, bo od razu Cię zabrano, a my musieliśmy…
-Proszę stąd wyjść.-westchnęła z poirytowaniem Pani Pomfrey.- Jamesa boli głowa, a wy zachowujecie się tak głośno!
-Nie!- James niemal krzyknął, gwałtownie się podnosząc. To spowodowało kolejny przypływ bólu w jego nodze, ale kompletnie to zignorował.- Niech ich Pani nie wygania! Musimy porozmawiać.
Pielęgniarka przewróciła oczami.
-Macie pięć minut.- oznajmiła surowo, po czym wyszła.
James spojrzał na swoich przyjaciół, którzy już zabrali krzesełka, by się dosiąść blisko jego łóżka. Nagle zaczął się zastanawiać, czy wciąż widać, że płakał.
-Co z tobą?- zapytał Mike. Twarz ściągniętą miał niepokojem.
-Chyba już wszystko okey. Zabrano mnie tutaj i coś zrobili mi z nogą… Wdało się zakażenie, ale Pani Pomfrey to powstrzymała. I teraz tylko trochę boli.
Skinęli głowami, choć nie wyglądali na przekonanych. To wytrąciło Jamesa z równowagi.
-Co?- zapytał zdezorientowany.- O co chodzi?
-No wiesz…- zaczął Mike, przygryzając nerwowo wargę.- Zakażanie to nie jest coś, co można tak po prostu zignorować…
-Daj spokój, stary. Żyjemy w świecie magii, a tutaj da się wszystko. Po zakażaniu ani śladu. Lepiej powiedźcie, co z wami.
Aria przejęła pałeczkę; opowiada, że ona i Mike zostali zabrani do gabinetu McGonagall, a tam opowiedzieli jej wszystko, co się stało. Potem chcieli go odwiedzić, ale dyrektorka nie pozwoliła im, bo akurat „naprawiano” mu nogę. Dziewczyna powiedziała mu, że słyszeli jego krzyki, a on poczuł się jeszcze bardziej zażenowany.
-A McGonagall… tak po prostu wam uwierzyła?
Mike wzruszył ramionami.
-Nie jesteśmy pewni, ale wyglądała na przekonaną. I ogólnie mamy przerąbane. Teraz wszyscy wiedzą, że jesteśmy wybranymi, a plotki już się niosą po całym Hogwarcie. Ktoś nawet rozpowiedział, że zginąłeś, potraktowany okrutnym zaklęciem Kishana.
James uniósł sceptycznie brwi.
-Doprawdy?
Jego przyjaciel uśmiechnął się lekko.
-No cóż, darłeś się tak, jakby rzeczywiście cię zarzynali. Ale mniejsza z tym. Gdy wyszliśmy z biblioteki, nikt nie spał, bo musieli usłyszeć ten dźwięk, który wydaje z siebie Kishan, gdy jest w pobliżu. Przez jakiś czas kręcili się po szkole, szukając jego źródła, aż w końcu pojawiliśmy się my: mokrzy i oblani twoją krwią.
-To dopiero było wejście, co?- parsknął James.
-Taa, gdyby nie to, że wyglądałeś, jakbyś pomylił sok dyniowy z sikami goblina.
Teraz cała trójka parsknęła śmiechem. Młody Potter cieszył się, że przyjaciele nie litują się nad nim. Tego właśnie potrzebował: śmiechu.

James chciał jeszcze o coś zapytać, gdy do pomieszczenia wtargnęli jego rodzice.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

sobota, 5 marca 2016

105. Krzyk.

Ten rozdział dedykuję Zofii Weasley, która jeszcze tydzień temu była chora. Mam nadzieję, że juz powróciłaś do zdrowia! Cieszę się, ze moje rozdziały mogły Ci choć trochę pomóc :)

Swoją drogą, zapraszam też na mojego aska, jeśli chcecie się czegoś o mnie dowiedzieć. Ja z chęcią opowiem na Wasze pytanie. Sama z chęcią też wejdę na Wasze aski i zadam kilka pytań, bo chciałabym Was poznać! ♥ ask.fm/SmallMockingjay   <--------- wchodzić i pytać o wszystko, co Was trapi!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powietrze rozdarł krzyk.
Głośny, przerażający. Wręcz maniakalny. Ginny wzdrygnęła się, wychodząc z gabinetu. Inni pracownicy Ministerstwa Magii także wychlali z zaciekawieniem głowy, rozglądając się ze zdezorientowaniem. Allie pojawiła się znikąd, świecąc swoim blond lokiem. Spojrzała na swoją przyjaciółkę, unosząc brwi. Czy myślały o tym samym?
Z windy wyszła grupka aurorów, którzy postanowili obadać sytuację. Wśród nich Ginny dostrzegła swojego męża- no tak, szefa nie mogło tutaj zabraknąć. Kobieta przewróciła oczami. Nawyk Harry’ego do pakowania się w kłopoty i przesadna chęć ratowania innych najwyraźniej wciąż w nim mieszkała.
Spojrzał na swoją żonę i w jego oczach dostrzegła jakby ulgę, co spowodowało, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Podszedł do niej szybkim, nerwowym krokiem.
-Co się dzieje? Ktoś został ranny?
Ginny zakryła uszy dłońmi:
-Tak, moje uszy.
Zanim ktokolwiek zdołał powiedzieć coś jeszcze, do krzyków doszedł akompaniament uderzeń i tłuczonego szkła. Wszyscy stanęli jak wryci, w milczeniu wymieniając spojrzenia. W końcu pojawił się Minister Magii, Kingsley, która twarz ściągnięta była gniewem.
-Wracać do pracy! Zaraz wszystko wróci do normy!
Większość już zrobiła zwrot w tył, by wykonać polecenie, jednak nagle dźwięk ustał, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Zza rogu wyłoniła się Skeeter. Wzrok miała rozbiegany, a włosy poczochrane i powyginane w górę jak kolce. Okulary na jej nosie przekrzywiły się, gdy mierzyła wszystkich zgromadzonych wzrokiem pełnym furii. W końcu wycedziła:
-Zmienię twoje życie w koszmar… AG…
Ginny wzdrygnęła się, gdy usłyszała te słowa. Skeeter była zdecydowanie zdolna do tego, by zmienić kogoś życie w koszmar, nawet bez powodu. Ale przecież wciąż nie odkryła tożsamości AG, więc jej groźby są marnym powodem do strachu.
Skeeter przepchnęła się między grupką aurorów i wsiadła do windy.
Kingsley dyskretnym skinieniem przywołał do siebie Harry’ego, który natychmiast ruszył w stronę Ministra. Następnie razem poszli do gabinetu Skeeter, sprawdzając, co takiego wywołało ten nagły atak histerii. Ginny i Ally wymieniły spojrzenia, po czym bez wahania ruszyły za tamtą dwójką.
Gabinet dziennikarki był w gruzach.
Żuki, które jeszcze wczoraj wesoło biegały po biurku, teraz leżały bez życia, z ich ciał wylewała się czarna maź, która pokrywała ściany, podłogę, meble, a nawet sufit. Wazony legły w gruzach na ziemi. Lustro przeszyła pajęczyna kresek, szkło rozprysło się wokół komody.
Ginny patrzyła na to wszystko w ponurym milczeniu, za nią zgromadziła się dosyć pokaźna grupka czarodziejów. I choć wiedziała, że wystarczy jedno sprawnie rzucone zaklęcie, by wszystkie szkody materialne zniknęły, to tych na psychice już nie naprawią.
Skeeter się wściekła- czyli zabawa dopiero się zaczyna.
                                                                                        ~*~
Mike i Aria z trudem ciągnęli Jamesa po schodach. Ból pulsował już nie tylko w jego nodze, ale w całym ciele. I przede wszystkim w głowie. Jego umysł domagał się odpoczynku, chwili spokoju. Weszli do biblioteki. Wysokie regały z książkami za ich plecami zasunęły się niemal bezszelestnie. James czuł, że krew buzuje mu w uszach.
Wypadli na korytarz, jęcząc i powłócząc nogami. Kompletnie nie spodziewali się tego, co zobaczyli.
Uczniowie. W pidżamach, przemierzali korytarze Hogwartu, zdezorientowali, przerażeni. Strach w ich oczach tylko nabrał na sile, gdy ich zauważyli.
Byli trójką brudnych, przemoczonych od głów do stóp 11-latków. Ich szaty było porozdzierane, jakby zaatakowała ich Wierzba Bijąca. Noga Jamesa silnie krwawiła, a na ich twarzach malował się taki sam strach i zmęczenie.
James poczuł przypływ paniki. Powinni zostać niezauważeni. Dlaczego nikt nie śpi? Czemu tu stoją i im się przyglądają?
Głosy dobiegały go jakby z daleka; wszyscy w jednej chwili zaczęli przekrzykiwać siebie nawzajem. Zrozumiał tylko pojedyncze wypowiedzi:
-Wyglądacie jak mokre szczury!
-James, co z twoją nogą?!
-Czy to wszystko ma coś wspólnego z Kishanem?
-O co chodzi?!
-A więc to wy jesteście Wybranymi! Wiedziałem to od początku!
-Usłyszeliśmy głośny krzyk, więc wszyscy się obudziliśmy…
James zanotował ostatnią wypowiedź i skupił się na niej. Usłyszeli krzyk. Pewnie chodzi o ten dźwięk, który wydaje z siebie Kishan, gdy jest w pobliżu. To prawda, mrozi on krew w żyłach. Jakim cudem go usłyszeli?
Czarna mgła opadła na umysł Jamesa. Pomyślał, że na pewno wcale nie pokonali Kishana, że to dopiero początek. Że teraz wszyscy będą od nich czegoś oczekiwali, bo są Wybranymi.
Wszystko nagle zlało się w jedną, różnobarwną plamę; James czuł, że ktoś go prowadzi i na pewno nie były to ręce Mike’a lub Arii. Stłumione głosy napierały na jego uszy, miał wrażenie, że śledzą go z każdym krokiem. A on zapragnął tylko jednego: by to się skończyło.
Położył się na łóżku, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo nagle poczuł niesamowitą wygodę. Biel wokół podpowiadała mu, że jest w Skrzydle Szpitalnym. Rozpoznał kojący głos Pani Pomfrey:
-Za chwilę może trochę zapiec.
Poczuł, że nogę rozrywa mu potworny ból. Przecież… to nie powinno tak boleć! Zabiegi Pani Pomfrey były zawsze bezbolesne!
Krzyknął raz i drugi. Chciał, by to się w końcu skończyło. Niczego nie pragnął bardziej, gdy zalewała go kolejna fala gwałtownego bólu.
Jak przez mgłę zobaczył, że jeszcze jedna niewyraźna sylwetka podchodzi do Pani Pomfrey. Tamta coś powiedziała, wypowiedź pielęgniarki była równie niezrozumiała. Jednak nagle do umysłu Jamesa dotarło jedno, jedyne słowo: Zakażenie.
Zakażenie. Zakażenie, zakażenie. To słowo wypłynęło na wierzch jego podświadomości, sprawiając, że był w stanie myśleć tylko o tym.
Nie wytrzymał kolejnego ataku bólu; zemdlał.


Obudziło go tępe pulsowanie w głowie i nodze. Jęknął, próbując usiąść. Natychmiast poczuł, jakby jego ranną kończynę przeszyło tysiąc ostrych noży. Zacisnął usta, by nie krzyknąć i zrezygnował z dalszych prób wstania.
Zakażenie.
Czemu znów powróciło do niego to słowo? James zignorował to, powracając wspomnieniami do tego, co się stało. Wokół było ciemno, żadnej żywej duszy. Noc. Jak długo spał? Gdzie są Mike i Aria?
Zamknął oczy i do jego umysłu powrócił udręczony wyraz twarzy Kishana, gdy magiczne tygrysy rozrywały go na strzępy. I choć fizycznie nim mu się nie działo, to demon wrzeszczał, jakby rzeczywiście tak było. Ten dźwięk do niego powrócił, na nowo wypełniając jego uszy.
James nie wytrzymał i wybuchnął gwałtownym płaczem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay