Lily i Rose spoglądały na siebie w napięciu. Hugo, wraz z
siostrą przekonał rodziców, by mogli zostać na noc u Potterów. To nie był
problem, przecież tak dobrze się znają. Hugo i Al powinni zaraz zapukać do
drzwi. To znak, że są gotowi.
Rozległo się ciche stukanie, a Lily poczuła, że kręci się
jej w głowie. Rose chwiejnym krokiem podeszła do drzwi i najciszej jak potrafiła pociągnęła za klamkę.
Al i Hugo także mieli nietęgie miny. Cała czwórka czuła się
źle z tym, co musi zrobić. Zwłaszcza Lily, która wręcz brzydziła się samą sobą.
Ruszyli korytarzem, uważnie stawiając każdy krok. Mimo ich
ostrożności, schody skrzypiały niemiłosiernie. Gdy stanęli przed drzwiami
gabinetu podzielili się na dwie grupy. Al i Lily weszli do środka, by
przeszukać pokój, natomiast Rose i Hugo stali na warcie. Po piętnastu pełnych napięcia minutach znaleźli
to, czego szukali. Mapa znajdowała się w najwyższej szafce w całym
pomieszczeniu. Al natychmiast przechwycił zdobycz.
~*~
Jak każdego ranka, James zasiadł przy stole Gryfonów, by
zjeść śniadanie. W głowie kłębiły mu się tysiące myśli. Miał sprzeczne uczucia-
determinacja, strach, nadzieja, przygnębienie.
Zastanawiał się, czy to przypadek, że zaatakowano jak dotąd
tylko dwie pierwszoroczniaczki z Gryffindoru. Czy to możliwe, że te ataki wcale
nie były zaplanowane?
Aria jest nieprzytomna, leży w skrzydle szpitalnym. James
jednak jest pewny, że gdy się obudzi, nic nie będzie pamiętała.
Do talerza wpadła mu duża koperta. Nawet nie zauważył, gdy
sowy wleciały do Sali. Powoli otworzył list i wydał z siebie zduszony okrzyk.
To zwróciło uwagę kilku Gryfonów, on jednak szybko wepchnął przesyłkę do torby.
Napotkał spojrzenie Mike’a i podniósł znacząco brwi. Nie kończąc śniadania,
wyszli z Wielkiej Sali. Wpadli do pokoju wspólnego Gryffindoru, teraz pustego,
gdyż każdy był na śniadaniu.
-Mam Mapę Huncwotów.- James sam nie wiedział, czemu szeptał.
Jego przyjaciel wytrzeszczył oczy.
-Więc jednak Al Ci ją przysłał?- Mike także szeptał.
-Tak. Jednak nie jest takim idiotą, jak myślałem. Ale nikt
nie może wiedzieć o tej mapie. Jeszcze mi ją skonfiskują, a zamierzam odłożyć
ją na miejsce, gdy wypełnimy tą swoją głupią misję.
Mike kiwnął głową. Czując nową nadzieję i determinację,
ruszyli na pierwszą w tym dniu lekcję- transmutację.
Nastał wieczór. James narzucił na siebie kurtkę, a do
kieszeni wepchnął Mapę Huncwotów. Dzisiaj ma szlaban u Hagrida, natomiast Mike u
McGonagall. Półolbrzym czekał na niego przed bramą.
-Się masz, James!- zawołał dziarsko Hagrid.- Przeskrobałeś
coś, co?
Chłopiec kiwnął głową.
-Nie martw się, nie będzie tak źle. To dosyć przyjemne
zadanie, Nieśmiałki to dobre stworzenia.
James natychmiast przypomniał sobie ranę na nodze Arii.
Wzdrygnął się.
-Cholibka, a co Ty taki dzisiaj smętny? Chyba nie masz
pietra?- chwila ciszy.- Niech skonam, no tak! Twoja przyjaciółka, Aria. To coś
ją zaatakowało?
-Tak.- powiedział James. Postanowił wykorzystać sytuację.- Martwimy
się o nią. Miałem ją odwiedzić, no ale mam szlaban.
Hagrid zawahał się.
-Przykro mi, cholibka. Ale nie mogę tak po prostu Ci
odpuścić. Pani dyrektor będzie zła.
-Ale ja bym to nadrobił!- głos Jamesa brzmiał błagalnie.-
Proszę, Hagridzie! Nikt się nie dowie.
-No sam nie wiem…
-Jutro tu wrócę i złapiemy Nieśmiałki. Przysięgam!
-No dobrze. A teraz zmykaj, i żebym ja Cię tu nie widział. I
buzia na kłódkę.
-Dziękuję!
James pędem zawrócił. Na korytarzu wyciągnął mapę. Tylko jak
ją uruchomić? Coś mu świta. Jemu ojcu chyba coś się kiedyś wymsknęło, ale nie
pamięta dokładnie co. Jak to było?
-Obiecuję, że zrobię coś złego.
Nic.
-Uroczyście przysięgam, że mam niedobry plan.
Dalej nic.
-Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
Udało się.
Pojawił się napis:
„Panowie Lunatyk,
Gilzdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy
czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt
przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW.”
Tekst zniknął. Ukazała się mapa, przedstawiająca Hogwart, w
tym wszystkie tajne przejścia, a co najważniejsze- kropki, oznaczone imionami i
nazwiskami.
James szukał wzrokiem Irytka, gdy usłyszał dźwięk tłuczonego
szkła. Coś obryzgało mu nogę i szatę.
Obrócił się i zobaczył tego, którego właśnie szukał na
mapie. Spojrzał w dół i zobaczył, że jest brudny w czerwonym atramencie.
-Irytku!- warknął, odskakując od kolejnego atramentowego
pocisku. Poltergeist zarechotał i zawołał:
-Potter! A czy ty nie powinieneś być teraz na szlabanie?
Gdyby się mama dowiedziała... Och, Pottuś, dostaniesz kolejnego Wyjca!
I już otworzył usta, by wykrzyknąć, że James opuścił
szlaban, gdy chłopak zawołał:
-Poczekaj! Bo ja słyszałem, że… Krwawy Baron pokłócił się z
Profesor McGonagall.
Irytek natychmiast przestał się śmiać. James wiedział, że
boi się on ducha Slytherinu.
-Dlatego…- ciągnął.- Myślę, że powinieneś dać jej nauczkę,
bo inaczej Krwawy Baron będzie bardzo, bardzo zły.
-Tak myślisz?- zawahał się Irytek, ściskając mocniej
buteleczkę z atramentem.
-Och, tak. Był wściekły. Powiedział, że oberwiesz, jeśli
tego nie zrobisz.
Poltergeist natychmiast ruszył do sali od transmutacji.
James odczekał chwilę, po czym ruszył prosto do gabinetu McGonagall.
Zapukał i nie czekając na pozwolenie, wparował do środka.
-Pani Profesor! Irytek! On dewastuje salę od transmutacji!
-Och, znowu!?- McGonagall poderwała się i szybko ruszyła w
stronę drzwi. W progu zatrzymała się i przez ramię zapytała podejrzliwie:- A Ty
Potter, nie powinieneś być teraz na szlabanie?
James poczuł, że robi mu się gorąco.
-Tak…- wyjąkał.- Ale… Zauważyłem Irytka, więc…
-W porządku. Hagrid już na Ciebie czeka, więc idź do niego.
-Oczywiście.
Mike chwycił Mapę Huncwotów i obserwował poczynania
McGonagall, natomiast James przeszukiwał pokój. Dyrektorka najpierw weszła do
sali transmutacji, potem goniła Irytka, który jej umknął. Zaczęła szukać
Filcha, którego nie mogła znaleźć przez co najmniej 15 minut. Wreszcie wróciła
do zdewastowanej klasy, tym razem w towarzystwie woźnego. Tam jeszcze długo
rozmawiali, aż w końcu McGonagall postanowiła wrócić do swojego gabinetu. To
wszystko zajęło jej około dwóch kwadransów, więc James zdążył przeszukać cały
pokój. Nic nie znalazł. Zrezygnowany, ruszył do Wieży Gryffindoru, zręcznie
wymijając dyrektorkę. Tam usiadł przed kominkiem. Już bez wahania, stuknął
różdżką w Mapę Huncwotów i mruknął:
-Koniec psot.