sobota, 23 maja 2015

64. Nocna eskapada.


 Harry wrócił tego dnia... a raczej nocy do domu wyczerpany. Powoli nie jest w stanie tego wszystkiego ogarnąć. To za duża odpowiedzialność. Gdyby mógł mieć znów 11 lat i powitać Hagrida wywarzającego drzwi w chatce na morzu...
Podszedł do Ginny i pocałował ją na powitanie. Lily i Albus już spali.
-Nie musiałaś na mnie czekać...
-Wiem. Ja chciałam na Ciebie czekać.
W salonie siedzieli Ron i Hermiona. Co oni robią tu o tej porze?
-Musimy porozmawiać.- powiedziała natychmiast Hermiona.- Rose i Hugo są na górze, Ginny zgodziła się, by tu dzisiaj przenocowali.
Harry kiwnął głową.
-Tak, masz rację. Musimy porozmawiać.
Harry usiadł obok Ginny na kanapie. Na przeciwko nich siedzieli Ron i Hermiona, obejmując się lekko.
-No więc?- zapytała Ginny.- Jak sprawa w ministerstwie?
-Coraz gorzej.- powiedział szczerze Harry.- Już sam nie wiem, co mam robić...
-Na Brodę Merlina, Harry!-wybuchnął nagle Ron.- Przecież ja jestem Twoim asystentem. A-SYS-TEN-TEM! Przecież moim zadaniem jest Ci pomagać! Dlaczego kazałeś mi dzisiaj wrócić do domu tak wcześnie, a ty wracasz do domu O TEJ porze?!
Harry westchnął.
-Ron, zrozum, że nic byśmy już dzisiaj nie zdziałali...
-W takim razie, po co siedzisz sam do późna w tym cholernym ministerstwie?!
-Bo to mój zakichany obowiązek!- krzyknął Harry.- Boje się, po prostu się boje, że powrócą szmalcownicy za czasów Voldemorta! To się znowu dzieje! Znów chcą wyeliminować mugolaków! Nie zdziwię się, jeśli niedługo do domów zaczną nam pukać szmalcownicy!
Harry ukrył twarz w dłoniach. Ginny ujęła delikatnie jego dłoń, a Hermiona patrzyła na niego ze strachem i troską. Ona jest mugolaczką. Mugolaczką, która zrobiła dla świata czarodziejów więcej, niż niejeden czarodziej czystej krwi.
Harry spojrzał po nich nieprzytomnym wzrokiem. Już miał zapytać, czy jest jakaś wiadomość od Jamesa, gdy usłyszał ciche stukanie. Ron podszedł do okna i otwierając je wpuścił Nereidę do środka. Ginny rzuciła jej jeden z przysmaków Fuksji, a Harry zaczął czytać treść listu na głos:

Droga rodzinko!
  Jak tam u Was? Za mną już pierwszy dzień w Hogwarcie! Było ok, chociaż już nam nawalili pracy domowej...
   Obrona Przed Czarną Magią jest definitywnie najlepsza! Zaklęcia były w porządku, Mike okazał się całkiem niezły w te klocki. Za eliksirami nie przepadam, ale Aria na nich błyszczy. Ma rękę do eliksirów, dziewczyna... Swoją drogą, tato, to czemu się nie chwaliłeś, że byłeś dobry z eliksirów? Slughorn non stop nawija, jaki to Harry Potter ma talent i jak to Ty go lubiłeś. Przeraża mnie ten facet.

Cała czwórka spojrzała po sobie sceptycznie. Hermiona na samą myśl o podręczniku Księcia Półkrwi skrzywiła się niemiłosiernie.

  Transmutacja jest trochę trudna, natomiast latanie na miotle to pikuś. Astronomia jest nudna, ale historia magii to istna katorga. Na zielarstwie nie jest tak źle, bo uczy nas profesor wujek Neville.
  No cóż, to chyba tyle. Pozdrawiam wszystkich! Odezwijcie się koniecznie!
                                                                                      James.
Harry nie przypuszczał, że ten list aż tak poprawi mu humor.
                                                             ~*~
 James, Aria i Mike siedzieli w Wielkiej Sali, rozmawiając i zajadając śniadanie. Nagle naprzeciwko nich usiedli Teddy i Victorie.
-No cześć.- zagadał Teddy.- Jak tam wrażenia?
-Jest wspaniale.- James uśmiechnął się.- Chociaż już nam nawalili pracy domowej.
-Nam też.- Teddy przewrócił oczami.- Ale na piątym roku dopiero będzie katorga. Wtedy zdajecie sumy, ja już mam to za sobą. Victorie zdaje w tym roku.
-Taak.- odezwała się Victorie.- Najchętniej bym to wszystko rzuciła i uciekła.
James spojrzał po Mike'u i Arii. Mike uśmiechał się pogodnie, ale był nieśmiały. Aria przyglądała się uważnie Teddy'emu- pewnie wiedziała, że jest on chrześniakiem Harry'ego Pottera. James powstrzymał wybuch śmiechu.
-Jakieś wieści z Doliny Godryka?- zapytał Teddy, przełykając kęs grzanki.
-Jeszcze nie było poczty.- odpowiedział James.
W tym samym momencie przez okno wleciała chmara sów. Nereida przysiadła z gracją na jego ramieniu. James pogłaskał ją w podzięce i wyciągnął list.

Drogi James'ie!
   Cieszymy się, że wszystko u Ciebie w porządku. Co do profesora Slughorna, to nie musisz się bać. Pewnie niedługo dostaniesz list z zaproszeniem na przyjęcie Klubu Ślimaka.
   U nas też wszystko ok, chociaż jesteśmy trochę zapracowani. Swoją drogą, powiedz Teddy'emu, żeby się do nas odezwał. Powodzenia w następnych dniach. Pozdrowienia.
                                                                                           Mama i tata.

-Tata prosi, żebyś się odezwał...- zwrócił się James do Teddy'ego.
Nagle James począł się jakoś dziwnie. Jakby coś go przeszywało od góry do dołu... coś... czyiś wzrok...
Z rozkojarzeniem spojrzał na Mike'a i Arię. Oni czuli się wyraźnie tak samo. Teddy i Victorie zachowywali się najnormalniej w świecie, gawędząc radośnie, tak jak cała reszta sali. Cała trójka spojrzała w drzwi wejściowe Wielkiej Sali. Ujrzeli białego kota z niebieskimi oczami, tego samego, którego spotkali po pierwszej lekcji transmutacji. Nikt inny zdawał się go nie zauważać. Jego wzrok był hipnotyzujący i magnetyczny.
James z trudem otrząsnął się z transu.
-Teddy?- zaczął słabo.- Co to za kot?
-Jaki kot?- Teddy spojrzał na niego, jak na wariata.
-No ten.. w drzwiach.
Victorie i Teddy spojrzeli rozkojarzeni w tamtą stronę.
-Nikogo tam nie ma...- powiedział cicho Teddy.
Mike, Aria i James ponownie spojrzeli na postać dziwnego kota. Jego spojrzenie znów ich przeszyło. Kot patrzył się prosto na nich, jakby nikogo więcej tutaj nie było. Tylko oni.
Tym razem pierwszy otrząsnął się Mike.
-Chodźcie...- pociągnął Arię i Jamesa za rękawy szat.- Spóźnimy się na transmutację...
                                                            ~*~
Obraz białego kota miotał się po głowie Jamesa przez resztę dnia. Aria i Mike też byli tego dnia rozkojarzeni. Starali się skupić na lekcjach, ale niestety nie wychodziło im to najlepiej. Tej nocy James długo nie spał, rozmyślając nad tajemnicą białego kota.

Biegł długim korytarzem. Widział drzwi. To do nich musiał się dostać. Biegł i biegł, ale drzwi były coraz dalej. Słyszał swój urywany oddech. Nagle odbił się od niewidzialnej ściany. Przebudził się gwałtownie. Nad sobą zobaczył przejrzyście niebieskie ślepia, przyglądające mu się uważnie.
-Aria?- zachrypiał.- Co ty tu...
Zdał sobie sprawę, że to nie Aria. Na jego brzuchu stał biały kot z niebieskimi oczami. James wzdrygnął się gwałtownie, szukając różdżki. Co prawa, jedyne zaklęcie jakie w miarę opanował to Expelliarmus, ale czuł się pewniej, ściskając ją w dłoni. Kot spokojnie z niego zeskoczył. James z przerażeniem dyszał głośno. Spojrzał na zegarek. Pierwsza nad ranem.
James obserwował, jak kot w ten sam sposób budzi Mike, który podobnie jak on wzdrygnął się i sięgnął po różdżkę. Kot zeskoczył i patrzył na jednego, to na drugiego. James i Mike spojrzeli po sobie przerażeni.
-Czego od nas chcesz?- zapytał słabo James.
Kot wyszedł z dormitorium. Mike i James po chwili wahania ruszyli za nim, starając się nie obudzić Matt'a i Rena, którzy spali w najlepsze. Kot zaprowadził ich spiralnymi schodami na dół, do pokoju wspólnego. Tam czekała na nich zaspana Aria w miętowej koszuli nocnej.
-Co.. ty też?- szepnął Mike.
Aria kiwnęła bez słowa głową.
Kot ruszył w stronę portretu Grubej Damy. Zatrzymał się przed samym wyjściem, patrząc na nich.
-On chce, żebyśmy poszli za nim..- powiedział cicho James.
-Nie ma mowy!- odszepnął Mike.- A jeśli nas złapią?
-Daj spokój, Mike!- żachnęła się cicho Aria.- Nie chcesz wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi?
Mike zawahał się.
-Ale Gryffindor straci przez nas punkty! Albo nas wyrzucą...
-Za jedno przewinienie nas nie wywalą.- odpowiedział stanowczo James.- A prędzej czy później stracimy jakieś punkty.
Mike kiwnął niepewnie głową. Ruszyli w stronę kota, który wyszedł. Przez dziurę cała trójka zobaczyła, że jest strasznie ciemno.
-Zaczekajcie.- szepnął James.- Nic nie będziemy widzieć. Musimy zapalić różdżki.
-Ale jak?- zdumiał się Mike.
-Jest takie zaklęcie.. pewnie będziemy się go niedługo uczyć na lekcjach Zaklęć... nie pamiętam jak ono leciało, moi rodzice często go używają, ono chyba nie jest trudne...
Aria myślała gorączkowo.
-Lumos?- szepnęła nagle po chwili.
-Tak!- odpowiedział cicho James.- Spróbujmy.
Cała trójka wyciągnęła przed siebie różdżki. Jednocześnie szepnęli 'Lumos', ale nic się nie stało. Za trzecim razem różdżka Mike zapaliła się. Za czwartym razem różdżki Arii i Jamesa także rozbłysły.
-A teraz...- szepnęła Aria.- Nox.
Różdżka zgasła. Jeszcze kilka razy przećwiczyli zapalanie i zgaszanie różdżek. Po trzech minutach wyszli z zapalonymi różdżkami na korytarz. Tak jak myśleli- kot na nich czekał. Ruszył przed siebie szybkim krokiem, a oni musieli biec za nim truchtem. Starali się to robić jak najciszej. Po 5 minutach stanęli przed drzwiami do biblioteki. Normalnie biblioteka była zamknięta, ale gdy stanął przed nią kot drzwi otworzyły się natychmiast. Zwierzę wśliznęło się tam, a cała trójka zamierzała zrobić to samo, gdy nagle usłyszeli za sobą ruch.
Kolejny kot, a raczej kotka. Nie biała, lecz szara. Oczy nie niebieskie, lecz żółte.
-Uciekajmy.- szepnął z przerażeniem James.- To Pani Norris! Kotka Filcha!
Pani Norris już zniknęła za rogiem, by powiadomić Filcha o trójce pierwszoroczniaków na korytarzu. Rzucili się pędem w drogę powrotną. James już nie wiedział, gdzie biegnie. Nie znał jeszcze zamku, więc jak ma trafić do pokoju wspólnego Gryfonów?!
Usłyszeli za sobą kroki Filcha. W pośpiechu zgasili różdżki i na oślep wbiegli do jakiejś starej, nieużywanej klasy. Dysząc ciężko, nasłuchiwali, jak Filch oddala się, mówiąc do Pani Norris:
-Gdzieś tutaj są, moja kochana. Słyszałem ich, a gdy ich już złapię...
Cicho wyszli z sali. Zapalili ponownie różdżki, kierując się pędem w odwrotnym kierunku niż Filch. Starali się to robić jak najciszej.
W końcu znaleźli drogę do pokoju wspólnego. Wbiegli do niego, dysząc ciężko. Spojrzeli po sobie w napięciu. Nie poznali tajemnicy białego kota, lecz o mało co nie zostali złapani.


                               

14 komentarzy:

  1. Genialne!!! Ciekawe jaka jest tajemnica tego kota i do kogo on należy :)) super rodział, a kiedy bedzie nastepny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Pewnie w przyszłym tygodniu, chyba że uda mi się wstawić nowy jutro :)

      Usuń
  2. Ja juz mam swoją teorie... Tak na 100% ten dziwny kot to przebrany Malfoy!!!! Albo jakiś szmalcownik. W sumie sama nie wiem co się tak uczepiłam tego Malfoya ale mniejsza o to. Rozdział świetny, nie mogłam się go doczekać. Pewnie juz wiesz,że oczekuje następnego z okropną niecierpliwością:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dobrze Cię rozumiem, też całym swoim potterowskim serduszkiem nienawidzę Malfoya. Z góry przepraszam wszystkich jego fanów- ja po prostu tego typa nie trawię :D

      Usuń
    2. ja nie to, że lubie Malfoya, ale chciałbym go widzieć dobrego itp. na przykład, żeby pomógł im wykryć jakiś spisek... PRZEPRASZAM ZA ZACOFANIE W CZYTANIU!!! EPICKO PISZESZ!

      Usuń
  3. Świetny rozdział, czekam na nexta, pozdro

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały blog! właśnie doszłam do ostatniego rozdziału :) zapraszam również do siebie http://severuslovelikethisneverhappend.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  5. Zuzmenko czy mogłabyś wkleić do muzyki na blogu Leaving Hogwarts? Z góry Ci dziękuję :)
    Twoja wierna Czytelniczka
    Żeby wyróżnić się od pozostałych anonimowych czytelników będę się podpisywać ksywką Lily :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oraz muzykę:
    Christmas at Hogwarts
    The Quidditch Match
    Harry`s Wondrous World
    To chyba narazie tyle :)

    Pozdrawiam Lily :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniłam wszystko wedle Twoich oczekiwań :) Twoja muzyka znajduje się pod numerem 6,7,8,9 :)

      Usuń
  7. Dziękuję :) teraz mam takie pytanie, kiedy bedzie nowy tak wspaniały rozdział jak poprzednie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    więc tylko ich trójka widzi tego kota, och mieli pobudkę, ciekawe co chciał im pokazać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń