Harry i Ginny tego dnia odwiedzili swoich najlepszych przyjaciół- Rona i Hermionę. Z góry słychać było śmiech dzieci, więc zrelaksowani rozsiedli się na kanapie.
Mimo tego, że Harry i Ron mięli po uszy pracy, to ten dzień zdawał się być jakiś spokojny i cichy. Zwolennicy czystej krwi nie wychylali się zbytnio, tak jakby... zniknęli.
Hermiona z gracją przywołała cztery butelki kremowego piwa. Tego wieczora cała czwórka dowcipkowała ciesząc się z tego, że mają siebie nawzajem. Wydawało się, że nic nie zmąci ich spokoju. A jednak...
Usłyszeli ciężkie kroki za werandzie. Zdezorientowani już mięli podejść do okna... gdy ktoś wyważył drzwi. Osłupiali zerwali się z miejsc, ściskając różdżki w dłoniach. Do pokoju weszli dwaj mężczyźni- wielcy i szerocy. Mięli groźne miny, a na ich twarzach rozpościerały się długie szramy.
-Hermiona Granger.- warknął jeden z nich, łypiąc na nich spode łba. Miał niski, gburowaty głos.
Hermiona dygnęła, przerażona. Zrobiła lekki krok do przodu, ale Ginny złapała ją za rękę i cofnęła. Nie uszło to uwadze mężczyzn.
-Pójdziesz z nami, paniusiu.
Hermiona zebrała w sobie całą odwagę.
-Czego chcecie?
Jeden z mężczyzn uśmiechnął się kpiąco.
-Tego się jeszcze dowiesz, szlamo...
Harry i Ginny wydali z siebie okrzyki wzburzenia i zacisnęli palce na różdżkach. Ron stanął przed Hermioną i krzyknął:
-NIE NAZYWAJ JEJ TAK! Ona z Wami nigdzie nie pójdzie!
-Ależ pójdzie. To nasze zadanie. Chwytać szlamy.
-Nie macie prawa!- zawołał Harry, równając się z Ronem.- Jeszcze dzisiaj o wszystkim dowie się Minister Magii!
Szmalcownicy zaśmiali się kpiąco.
-Nikt się o niczym nie dowie, Potter.
Jeden ze szmalcowników chwycił Hermionę za ramiona. Ta zaczęła się wiercić i krzyczeć, natomiast Ron zawołał:
-Drętwo..
-Expelliarmus!
Różdżka Rona wyleciała w powietrze. Harry zawtórował przyjacielowi, krzycząc:
-Drętwota!
Chybił o kilka centymetrów. Hermiona z całych sił zaczęła się wyrywać, ale już zabrano jej różdżkę. Rozbrojony Ron rzucił się na szmalcownika, który trzymał Hermionę w objęciach.
-Crucio!- zawołał ten drugi, a Ron padł za podłogę opętany przeszywającym bólem. Harry i Ginny, dławiąc się ze wściekłości, zgodnie wykrzyknęli:
-EXPELLIARMUS!
Różdżka szmalcownika, który dalej torturował Rona wyleciała w górę. Ten jednak przejął różdżkę Hermiony i warknął:
-Pertificus Totalus!
Ginny padła jak długa. Harry wściekł się. Ron leżał otumaniony bólem, a Hermiona zemdlała w ramionach jednego ze szmalcowników. Teraz była splątana linami.
Harry wyjąc ze złości uderzył drętwotą w pierś szmalcownika, który trzymał Hermionę. Teraz ten padł, a Hermiona wylądowała na ziemi obok niego. Na nic się to jednak zdało. Drugi szmalcownik już powalił Harry'ego Cruciatusem, który zawył z bólu i wściekłości. Przed oczami pojawiła mu się czarna mgła. Szmalcownik podszedł do Rona i powiedział:
-Obliviate.
To samo zrobił z Ginny. Natomiast gdy podszedł do Harry'ego, zaczął:
-Avada...
Lily z piskiem wpadła do pokoju. Za nią pojawili się Albus, Hugo i Rose. Cała czwórka widziała to zdarzenie. Teraz, przerażeni, poczuli, że wzbiera się w nich magiczna moc. Jakąś nieokreśloną siłą nieprzytomny szmalcownik wyleciał z domu przez wyważone drzwi. Jego zdumiony towarzysz chwycił w pół Hermionę. Jakaś moc próbowała mu ją wyrwać, ale on ściskał ją z całych sił. Zdążył jeszcze zawołać, kierując różdżką w Harry'ego:
-Obliviate!
A potem wypadł z domu, pognany nieokreśloną siłą. Niestety... Hermiona też.
Lily zaczęła szlochać. Przerażona i zapłakana Rose upadła na podłogę obok swojego ojca. Hugo, choć także załamany, ukląkł obok niej i zaczął ją pocieszać, próbując docucić Rona. Lily podbiegła do Harry'ego, natomiast Al rzucił się na pomoc Ginny.
~*~
James, Aria i Mike siedzieli w pokoju wspólnym Gryffindoru. Pod nimi piętrzył się stos pracy domowej. Właśnie narzekali, ile to oni mają do zrobienia, gdy podeszła do nich Lucy Cullen, koleżanka Arii z dormitorium. W dłoni trzymała dwa pergaminy obwiązane fioletową wstążką.
-To dla Ciebie.- powiedziała, wręczając jeden z pergaminów Arii.- Widziałaś może Jamesa Pottera?
Aria uśmiechnęła się lekko.
-Siedzi za Tobą.
Lucy odwróciła się gwałtownie, najwyraźniej teraz zdając sobie sprawę, że za nią siedzi James.
-To.. od Slughorna.- powiedziała, oblewając się szkarłatnym rumieńcem i odeszła pośpiesznie.
James przewrócił oczami, gdy Aria i Mike roześmiali się. Teraz on i Aria rozwinęli ruloniki. Gdy tylko przeczytali swoje listy, wybuchnęli śmiechem.
-Co?- zapytał zdezorientowany Mike, marszcząc czoło.- O co chodzi?
-To od Slughorna.- odparł James.- Zaprosił nas na przyjęcie. Pewnie właśnie aktywował swój Klub Ślimaka. Wiesz, opowiadałem Wam o nim. Mój tata też był zapraszany na jego przyjęcia.
-Ach, no tak..- zarechotał Mike.- To już Wam współczuję...
Po czym cała trójka zabrała się do eseju z eliksirów.
Następnego wieczora James i Aria udali się do gabinetu Slughorna o wyznaczonej porze. Gdy weszli od razu w oczy rzucił im się długi stół, zastawiony najróżniejszymi przekąskami. James stwierdził, że gabinet jest nieco większy, niż normalnie, ale posłusznie usiadł na miejsce, gdy Slughorn zawołał:
-James! Aria! Siadajcie moi drodzy, czekaliśmy na Was...
Przy stole siedziała jeszcze Krukona- Spencer Houck, bardzo ambitna dziewczyna z pierwszego roku. Był jeszcze jakiś Puchon, chyba z 5 klasy i dwójka Ślizgonów- jeden z 6, drugi z 7 klasy.
-Pozwólcie, że Was sobie przedstawię.- zawołał radośnie Slughorn, najwyraźniej w swoim żywiole.- Ale proszę częstujcie się, częstujcie... To jest Jackson Stephen.-wskazał na Ślizgona z 7 klasy.- Powiedz mi, Jackson, czy jesteś może wnukiem Arnolda Stephena, znanego mistrza eliksirów.
Jackson kiwnął sztywno głową.
-Ach, opowiedz nam coś o nim.
Jackson zrobił bardzo wyniosłą minę, po czym rzekł dumnie:
-W zasadzie, to rzadko widuję dziadka, ale jestem jego u l u b i o n y m wnukiem. Na święta zawsze przesyła mi wartościowe eliksiry, które mogą znacznie ułatwić mi życie... mogę osiągnąć to, czego pragnę... mogę zniwelować to, co mi przeszkadza... tego, kto mi przeszkadza.
Coś złego rozbłysło w oczach Jacksona. Slughorn jednak tego chyba nie zauważył.
-Wspaniale, wspaniale..- powiedział cicho.- A powiedz, wspomina on czasem o starym Slughornie?
-Nie.- odrzekł ozięble Jackson, a Slughorn westchnął.
-No tak, tak... Pewnie ma dużo na głowie, ot co. No dobrze. To jest Ian Rossiter.- wskazał na Ślizgona z 6 klasy.- No dobrze, powiedz mi mój drogi, czy jesteś może potomkiem Kishana Rossitera? Tego znanego czarodzieja? Niezwykle walecznego aurora, który zginął w chwale?
-Nie..- odrzekł zdezorientowany Ian, a Slughorn już do niego nie wracał. Wskazał teraz na Puchona:
-Przedstawiam Wam Philipa Khana. Powiedz mi, Philip, czy jesteś potomkiem Roberta Khana, który wynalazł znikający atrament?
-Tak.- powiedział Philip z buzią pełną bułki.
-Wspaniale!- ucieszył się Slughorn.- Wiemy, że Robert zmarł jakiś czas temu... Czy znałeś go?
-Nie.- odpowiedział Philip, teraz już przełykając bułkę.- On i mój tata się nie znosili.
-Och, bywa i tak..-Slughorn był wyraźnie zawiedziony.
Następnie przedstawił im Spencer Houck, którą zaprosił dlatego, że była dobra z eliksirów. Jej rodzice to mugole, więc długo sobie nie pogadali.
Aria też została zaproszona tylko dlatego, że była dobra z eliksirów. Tego wieczora James się dowiedział, że jej matka pracuje w departamencie Czarodziejskich Gier i Sportów, natomiast jej tata w Brygadzie Uderzeniowej. I przyszła pora na Jamesa. Slughorn chyba tylko na to czekał. Ślizgoni patrzyli spode łba na Jamesa, gdy Slughorn powiedział:
-A oto James Potter. No, James, chyba wszyscy wiemy kim jest i co zrobił Twój ojciec.- Slughorn puścił do niego oko.- Czy Twój tata opowiadał Ci kiedyś o jakiś swoich wyprawach?
James niepewnie kiwnął głową.
-Och!- zawołał uradowany Slughorn, po czym rozsiadł się wygodniej.- W takim razie opowiedz nam o jakiejś jego przygodzie. Tak jak było naprawdę, bo po świecie chodzą niedorzeczne plotki..- Slughorn zaśmiał się.
-Eeemmm...- James uniósł lekko brew.
-Może opowiedz nam o Komnacie Tajemnic..- wypaliła nagle Aria.
James spojrzał na nią ze złością, ale przypomniał sobie, że Aria to przecież wielka fanka Pottera... Westchnął.
-No dobrze.- James spojrzał po gabinecie i ujrzał błyszczące z przejęcia oczy Arii, zaciekawioną minę Krukonki, wyczekujące spojrzenie Puchona i lekceważące postawy Ślizgonów.- No... jest taka legenda o Komnacie Tajemnic..
-Tak, tak!- zawtórował Slughorn.
-I.. to nie jest legenda. To prawda. W Hogwarcie znajduje się Komnata Tajemnic. Tamtego roku moja mama pod działaniem Sami-Wiecie-Kogo otworzyła Komnatę Tajemnic. Bazyliszek poruszał się rurami i atakował uczniów. Na szczęście nikt nie zmarł, tylko byli spetryfikowani. I pewnego dnia porwali moją mamę do Komnaty...- usłyszał, że Aria nabrała gwałtownie powietrza.- Gdy mój tata i jego najlepszy przyjaciel, a zarazem brat mojej mamy, wujek Ron to usłyszeli od razu postanowili działać. Poszli do łazienki Jęczącej Marty, a tam za pomocą mowy wężów mój tata otworzył wejście do Komnaty. Potem.. Feniks oślepił Bazyliszka, mój tata wyjął miecz Gryffindora z Tiary Przydziału i.. zabił Bazyliszka. Zniszczył dziennik, który był przedmiotem, przez który moja mama została opętana i.. no uratował moją mamę.
To wszystko James chciał powiedzieć jak najszybciej. Rozejrzał się. Oczy Arii błyszczały jeszcze bardziej, Puchon najwyraźniej podziwiał odwagę Harry'ego Pottera, Krukonka miała dalej zaintrygowaną minę, a Ślizgoni chyba w to w ogóle nie wierzyli. Slughorn uśmiechał się.
-Tak, wspaniała przygoda...- powiedział po chwili.- A opowiedz mi o swojej mamie.
-Ma na imię Ginny, jest siostrą najlepszego przyjaciela mojego taty, wujka Rona. Koresponduje o sporcie dla Proroka Codziennego.- powiedział niechętnie James. To wszystko już go irytowało.
Przez resztę wieczoru jeszcze rozmawiali i jedli. James z ulgą opuścił gabinet. Było już późno, powinni być już dawno w dormitoriach. Gdy tylko przekroczyli próg gabinetu ujrzeli białego kota. Jego wzrok niebieskich ślepi był magnetyczny i hipnotyzował. Nikt inny go nie dostrzegał. Tylko on i Aria.
Bez zastanowienia ruszyli za białym kotem, który znów ich prowadził pod bibliotekę. James, Aria i Mike często widywali tego kota w snach. Ale James śnił o jeszcze czymś... Długi korytarz, a na końcu drzwi... On biegnie, ale drzwi są coraz dalej... Odbija się od niewidzialnej ściany i budzi się, cały oblany potem.
Byli pod drzwiami biblioteki. James czuł swój przyspieszony puls i drgający oddech Arii. Drzwi się otworzyły. Kot wśliznął się do środka, a oni już mięli wejść za nim, gdy usłyszeli...
-Potter? Hastings?
Profesor McGonagall kroczyła ku nim w swojej koszuli nocnej. Usta miała zaciśnięte tak, że teraz tworzyły prostą linię, a warg nie było w ogóle widać.
-Pani Profesor!- wybąkał James.- Co Pani tu robi?
-Sprawdzałam do późna Wasze prace domowe, ale z tego, co wiem, to ja tu zadaje pytania. Co Wy tutaj robicie o TEJ porze?!
-My...- zaczęła niepewnie Aria.- Wracamy z przyjęcia u Profesora Slughorna...
-Z tego, co wiem, to pokój wspólny Gryffindoru jest w innej części zamku.
-No tak, ale- ciągnęła Aria.-My... zapomnieliśmy odrobić pracy domowej...
Profesor McGonagall uniosła brwi.
-No tak!- zawtórował jej James.- I chcieliśmy się prześliznąć do biblioteki..
-To niedorzeczne, Potter. Drzwi są zamknięte!
-Zapomnieliśmy.- wypaliła natychmiast Aria.
McGonagall zmrużyła oczy, a po chwili milczenia, powiedziała:
-No dobrze, idźcie. Ale żebym ja Was więcej tu o tej porze nie widziała, bo odejmę Gryffindorowi punkty...
James i Aria z ulgą wrócili do pokoju wspólnego. Mike czekał na nich w fotelu przy kominku. Ogień już prawie całkowicie przygasł. Mike przysnął. James i Aria obudzili go, a on zawołał coś o latających miotłach, po czym z przejęciem zaczął słuchać, co James i Aria mają mu do powiedzenia.
Co jakiś czas wybuchali śmiechem, gdy rozmawiali o przyjęciu u Slughorna. Potem zaczęli opowiadać o białym kocie, a Mike przyznał, że właśnie o nim śnił. Po jakimś czasie Mike zawołał:
-Ach, no tak, zapomniałem! Nereida przyniosła Ci list.
James przechwycił list z pobliskiego stołka, a gdy rozwinął pergamin, ze zdumieniem ujrzał pismo swojego brata, Albusa. Było bardzo niechlujne, widać było, że chłopak się spieszył.
James!
Pamiętasz, jak tata opowiadał o szmalcownikach? To znowu się dzieje. Porwali ciocię Hermionę, tata, wujek Ron i mama walczyli, ale wyczyścili im pamięć, więc nic z tamtego dnia nie pamiętają. Nie wiemy, gdzie zabrali ciocię i co z nią zrobią.
Tak na marginesie, całe szczęście, że ja, Lily, Rose i Hugo podglądaliśmy ich walkę, bo już zamierzali zabić tatę. Uruchomiły się w nas jakieś niekontrolowane moce... z resztą nie ważne, zaraz idziemy do Ministerstwa Magii, by zdać relacje. Wątpię, by uwierzyli czwórce dzieci, ale musimy coś zrobić. Mają ciocię Hermionę.
Al
James zastygł z przerażenia. Szmalcownicy... magiczne moce Ala i reszty... wyczyścili im pamięć... próbowali zabić tatę... MAJĄ CIOCIĘ HERMIONĘ...
Aria i Mike widząc jego minę, przestali się śmiać.
-James?- zagadnął niepewnie Mike.- Wszystko w porządku?
James nie odpowiedział. Aria schwytała list i razem z Mike'm zaczęli czytać. Na ich twarzach malowało się coraz większe przerażenie. Aria wstała i usiadła obok Jamesa. Złapała go niepewnie za ramię.
-Chodzi o... Hermionę Granger? To znaczy... Weasley?
James kiwnął głową.
-I... to przyjaciółka Twojego taty?
James znów przytaknął.
-Twoja chrzestna?
James ponownie kiwnął głową, czując narastającą irytację.
-Przykro mi..- szepnęła Aria.- Na pewno ją znajdą.. nie martw się..
Przytuliła go. James poczuł się bardzo niezręcznie, ale w jednej chwili zrobiło mu się lepiej. Gdy Aria go puściła, zdał sobie z czegoś sprawę- Mike to mugolak. Na twarzy Mike malowało się przerażenie, współczucie i przejęcie...
Dlaczego? Dlaczego Ci z rodzin mugolskich zawsze będą mieli gorzej?