Przepraszam, przepraszam. Znów tylko jedna perspektywa i na dodatek strasznie krótka. Myślę jednak, że rozumiecie- myślałam, że ten weekend będę miała w miarę wolny, jednak się myliłam. Przysięgam, PRZYSIĘGAM, postaram się to nadrobić.
Jeśli znajdziecie tutaj błędy, nie przejmujcie się. Poprawię je nad ranem. Dzisiaj nawet nie sprawdzam, czy jakieś są.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli znajdziecie tutaj błędy, nie przejmujcie się. Poprawię je nad ranem. Dzisiaj nawet nie sprawdzam, czy jakieś są.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Harry westchnął przeciągle, patrząc przez okno swojego
gabinetu na zatłoczoną ulicę. Mugole poruszali się po szarych chodnikach, jakby
bardzo się gdzieś śpieszyli. Nawet z takiej odległości Harry wyczuł ich
przygnębienie i nienawiść do całego świata. Na ich twarzach malowały się miny
prawdziwych męczenników. Czarodziej żachnął się w duchu. Wiedział, że to
egoistyczne, jednak nie potrafił się wyzbyć myśli, że nie wiedzą oni nic o
prawdziwych problemach. Byli tak słodko nieświadomi tego, co się dzieje na ich
własnym świecie. Walka zaklęcia niewybaczalnymi czarodziejów wyjętych spod
prawa? To tylko zwykli pijacy, których poniosły emocje po kolejnym piwie. Jedno
sprawne machnięcie różdżką i żaden świadek nic nie pamięta.
Poczuł narastającą w nim złość, tak jak kiedyś, gdy po raz
pierwszy zdał sobie sprawę, jak świat jest niesprawiedliwy. Całe jego życie
opiera się na fundamencie niesprawiedliwości. Nie miał okazji poznać swoich
rodziców. Musiał wychowywać się w domu, w którym nim gardzono. Gdy wreszcie
odnalazł swoją szansę w szkole magii- okazało się, że jest ścigany przez
największego czarnoksiężnika na świecie. Musiał brać udział w Turnieju
Trójmagicznym- nigdy się o to nie prosił, choć niektórzy pragnęli tego najbardziej
na świecie. To on musiał pokonać Voldemorta i ocalić cały świat- czarodziejów i
tych zapracowanych mugoli. A na koniec okazało się, że przez poprzednie 16 lat
nosił w sobie duszę kogoś, kogo nienawidził całym sercem.
A teraz, gdy w końcu wydawało się, że jest lepiej- coś znowu
się stało. A raczej KTOŚ sprawił, że nawet zwykłe zaklęcia przywoływania
sprawiało mu spory problem. Błahe machnięcie różdżką wypompowywało z niego całą
magię i musiał czekać zdecydowanie zbyt długo, by móc użyć chociażby
najłatwiejszego zaklęcia. Był zupełnie bezbronny. Wiedział, że gdyby ktoś z
jakichś powodów spróbował go zaatakować- padł by od razu jak długi. Starał się
to ukrywać i w oczach innych pracowników wyglądać tak samo pogodnie, pewnie
siebie i nieco roztrzepanie, jak zwykle.
Czuł nawet ból w stawach. To nie było tak, że ulatniała się
z niego magia.
Z niego ulatniało się całe życie.
Miał wrażenie, że przybyło mu kilka zmarszczek na twarzy, a
może i nawet siwych włosów. Jak miał się wyswobodzić z objęć tej demonicy?
Powoli wysysała z niego życie. Mężczyzna nawet zasłonił lustro w swoim
gabinecie, by nie musieć na siebie patrzeć. Był taki słaby.
Zebrał pozostałe siły i wstał z krzesła. Wyczerpał
najwyraźniej już tego dnia całe swoje zasoby energii, bo sprawiło mu to ogromny
ból w nogach. Podtrzymał się biurka, by nie upaść, czując się kompletnie
zażenowanym. Przesunął ręką po biurku, zwalając filiżankę z kawą. Przeklął i
wyprostował się, odganiając ból. Zacisnął zęby, poprawił włosy i wyciągnął
przed siebie dłoń z różdżką. Nadzieja umiera ostatnia. Wypowiedział zaklęcie,
jednak nic się nie stało.
Jasne, to super, że wskrzesili Gwardię Dumbledore’a. Harry
poczuł się znów jak ten zbuntowany 15, którym z resztą wciąż chyba dalej był.
Jednak najgorsze było to, że nie wiedzieli, jak podejść problem z demonem.
Nawet w takiej grupie, byli bezradni. Hermiona wciąż główkowała, jednak ona
także traciła siły. Ginny starała się jej pomóc, jednak w pojedynkę nie była w
stanie nic zrobić. Pozostali członkowie GD także pomagali, jednak złapanie
demonicy było niczym chwytanie ulatującego wiatru w dłonie.
Odetchnął głęboko i wyszedł na korytarz, gdzie od razu
spotkał Rona i Hermionę. Trzymali się pod ramiona, czego raczej często nie
robili, więc Harry uznał to za dziwnie. Oczywiście, byli małżeństwem i
okazywali sobie czułość, jednak Ron zawsze się śmiał, że tylko starzy ludzie
chodzą ze sobą pod rękę, podtrzymując się nawzajem.
Obaj wyglądali na chorych, jednak Hermiona była jeszcze
bledsza niż zwykle, jej oczy podkrążone, a i tak już rozczochrane włosy
wyglądały jak kłąb siana.
-Hermiono? Wszystko dobrze?- odezwał się Harry, patrząc
jednak na Rona.
-Tak. Po prostu jestem zmęczona.- doparła słabo Hermiona,
rzucając na niego wzrokiem tylko przelotnie.
Wszyscy ruszali na wielkie spotkanie, które miało podsumować
ostatnie pół roku pracy Ministerstwa Magii. Harry nienawidził tej sztucznej
radości i zazdrosnych min pracowników, którzy nie mogli znieść sukcesów swoich
współpracowników.
Już na miejscu, Harry rozglądał się za Ginny, jednak nie
znalazł jej rudej czupryny wśród innych czarodziejów. Przemowę rozpoczął
Kingsley, minister magii, jednak głos oddał Hermionie, która z wiadomych
przyczyn została poproszona o przygotowanie mowy- była w tym po prostu dobra.
Teraz jednak niepewnie weszła na podwyższenie. Ręce jej się
trzęsły, a Harry pragnął krzyknąć, by ktoś to przerwał. Była taka zmęczona i
wymizerowana. Czy nikt inny tego nie zauważał? Gdzieś w tłumie zgubił Rona.
Odezwała się jednak dziwnie silnym tonem:
-Zebraliśmy się tu…Z-zebraliśmy się…
Widać, że sprawiało jej to wyraźny ból- jednak po chwili
zawahania znów się odezwała, jakby nic się nie stało, tak samo stanowczym i
dającym wiele do zrozumienia tonem, co zawsze. Cała Hermiona. Nigdy nie odpuści
swoich obowiązków.
-Zebraliśmy się tu, by zgodnie z tradycją podsumować
ostatnie pół roku. Pół roku rzetelnej pracy i owocnych plonów. Miło mi jest
powiedzieć, że Ministerstwo wciąż rośnie w siłę, a nasze statystyki pną się w
górę. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze wiele pracy przed nami. Możemy
stać się jeszcze potężniejsi, jednak należy też pamiętać, gdzie leży granica.
Na dzień dzisiejszy możemy być jednak dumni z naszych ostatnich poczynań.
Oddaję głos z powrotem w ręce ministra.
Mowa ta wywarła wrażenie na pracownikach- chociażby dlatego,
że wygłaszana była przez Hermionę Weasley- nie zmieniało to jednak faktu, że
Harry wiedział, iż nie było o cała przemowa, lecz tylko jej skrócona, uboga
wersja. Harry widział te przemowę. Była piekielnie długa, na 3 stopy pergaminu,
jak i nie więcej.
Zanim Hermiona zdołała zejść z podwyższenia, zachwiała się,
mdlejąc w jednej chwili.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay
Suuuuper!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nareszcie napisałaś o Harrym, Hermionie i Ronie. :*
Oby tak dalej.:)
Pozdrawiam i życzę weny, wierna fanka Alicja.
P.S. Tym razem ja jestem pierwsza. ;)
Czytam ten rozdział dopiero rano, ale nareszcie wiemy co się dzieje z Harry'm, Ronem i Hermioną
OdpowiedzUsuń(niestety nic dobrego). W sumie to żal mi ich trochę: Po wojnie już wszystko miało być dobrze a tu kolejne problemy 😞 Świat się na nich uwziął.
Dobrze,że reaktywowali GD, ale mimo wszystko to może nie wystarczyć. To wszystko jest dziwnie powiązane z Annie i Leonem. Ciekawe co Layla będzie kazała im zrobić, skoro Annie powiedziała, że zrobi WSZYSTKO!!!
Mimo wszystko świetnie piszesz, zauważyłam tam jakiś malutki błąd/literówkę, ale masz fajny styl i pomysł na całą fabułę.
Pozdrawiam, K.Ż. ♥
PS. Takie małe pytanko: Z jakiego domu w Hogwarcie jesteś? Ja Ravenvlaw 💙
Jak zawsze ciekawie, fajnie by było od razu zobaczyć co sie dzieje równolegle w hogwarcie ale czasem trzeba też budować napięcie :P. Coraz ciekawiej sie robi :D .
OdpowiedzUsuńMsLupin
Świetne opowiadanie lecz no żal mi Rona, Harr'ego i Hermiony, fajnie, że widać coraz bardziej ich wątki bo robią się z czasem coraz ciekawsze no i bardziej powiedziałabym dramatyczne przez to co ich spotkało. Długością opowiadań się nie przejmuj bo ważne jest to, że w ogóle coś napisałaś ;) Bo przecież każdy człowiek ma swoje osobiste życie i nie zawsze ma na coś czas :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Wiki :D
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mam nadzieję, że dzieciakom uda się pokonać te demony, bo to tylko w nich nadzieja...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia