sobota, 1 lipca 2017

EPILOG.

Choć Harry po śmierci Layli odzyskał swoje moce, czuł się zupełnie bezsilny.
Gdy dowiedział się o ataku na Hogwart, najszybciej zawiadomił Gwardię Dumbledore’a, którą z takim trudem Hermiona i Ginny zdołały reaktywować. Piękne było to, że jej członkowie ruszyli czym prędzej w bój, bez względu na wszystko. Niektórzy mieli dzieci w Hogwarcie. Niektórzy po prostu walczyli o miejsce, które kochają.
Harry przeżył I, II, a teraz także i III Bitwę o Hogwart. Znów to samo: atak z zaskoczenia, walka, wygrana, śmierć, ranni, żałoba. Mężczyzna był boleśnie świadomy tego, jak historia zatacza krąg. I wiedział, że zrobi to jeszcze nieraz.
Rozmyślał o tym, przechadzając się Skrzydłem Szpitalnym. Wiedział jedno: choć właśnie pokonali kolejnych wrogów, następni znów się pojawią. Może już jutro, a może za rok. Albo 100 lat. Trudno było przewidzieć, co los przygotował dla czarodziejów. Jedno było oczywiste: ich życie nigdy nie będzie spokojne. Jest to zapisane od samego początku w planach Boga.
Dotknął skroni, która znów zaczęła krwawić. Rozbolała go głowa. Wyszedł na korytarz, gdzie było o wiele chłodniej. Tutaj też nie dobiegały go pojękiwania rannych i płacz tych, którzy właśnie pożegnali swoich bliskich. Nie musiał nawet podnosić wzroku, by wiedzieć, kto się zbliża.
Spojrzał na Rona i Hermionę, którym zmęczenie odbijało się na twarzy. Nic im się nie stało, oprócz kilku małych ran i zadrapań. Niewielka szrama pod okiem kobiety zaczęła krwawić, więc ta szybko ją otarła.
-Co z Rosie?- zapytał Harry, podchodząc bliżej.
-Już dobrze.- odparł Ron, który wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca. Jego twarz nabrała kolorów, które zgubił, gdy dowiedział się, że jego córka jest ranna.- Co prawda, Layla nieźle jej przyłożyła, ale wyjdzie z tego, już jest przytomna. Gorzej z jej… stanem psychicznym.
Harry przełknął z trudem.
-Powiedzieliście jej o… no wiecie… Mike’u?
-Tak.-westchnęła Hermiona.- Przecież i tak by się dowiedziała. Gdy jej powiedzieliśmy, po prostu wybuchła płaczem, nawet nie sądziłam, że była z nim tak blisko. I kazała nam wyjść.
Niespodziewanie w jej oczach pojawiły się łzy.
-Merlinie, przecież widziała tego chłopca tuż po jego śmierci, gdy się wykrwawiał. To musiał być okropny widok… I okropne jest to, co go spotkało…
Harry zamknął na chwile oczy i znów ujrzał bezwładne ciało chłopca z ogromnymi ranami i szatą zaplamioną na czerwono. Następnie przykryto go kołdrą od stóp do głowy, jakby piętnując to, że nie żyje. Widział też swojego syna, Jamesa, który patrzył na to z goryczą wypisaną na twarzy.
Harry nie mógł wybaczyć McGonagall tego, że dopuściła do tego, iż młodsi uczniowie mogli bez problemu wydostać się ze schronu. Chcąc, nie chcąc, to ją właśnie obwiniał trochę o śmierć chłopca. Gdyby jego synom stało się coś złego…
Bał się, co się stanie, gdy James dojdzie do takich samych wniosków.
Mężczyzna znów spojrzał na dwójkę swoich przyjaciół i zastanawiał się, jak on by się czuł, gdyby stracił któreś z nich. Ron obejmował żonę, która właśnie hamowała łzy. Spojrzał Harry’emu w oczy pytającym wzrokiem.
-A James…?
To, co zrobił James przyprawiało Harry’ego zarówno o złość, strach, jak i dumę. Cierpienie odbijające się na twarzy jego syna sprawiało mu wewnętrzny ból.
-Próbowaliśmy z nim rozmawiać, ale nasze słowa jakby do niego nie docierają. Odcina się od nas, jego duch zdaje się być tak nieobecny… Ginny i Al teraz z nim siedzą, ale już nic nie mówią. Może to i lepiej. Może chłopak musi sobie sam to wszystko przetrawić.
Harry był pewien, że następny rok będzie dla niego trudnym okresem w życiu i chciał mu pomóc go przejść. Jak na razie jednak James nie był zdolny do rozmowy. Jego mina wciąż wyrażała ten sam ból i zamyślenie. Ręce wciąż drżały, gdy ocierał ukradkiem łzy, które co jakiś czas wytaczały się spod jego powiek.
Harry pamiętał Mike’a. Od samego początku było widać, że z jego oczu wieje inteligencją. Był dobrym dzieciakiem.
Tylko dzieciakiem.
Wyszli na dziedziniec. Mężczyzna spojrzał na Hogwart, po raz kolejny podniszczony i zraniony. Harry poczuł się, jakby znów miał 17 lat i właśnie pokonał Voldemorta. Nie bał się niczego, mając obok siebie Rona i Hermionę.
Jeśli będzie trzeba, znów stanie do walki.
Jednak wiedział, że będzie dobrze. Musi.
Mimo wszystko.
                                                                                    ~*~
Mike obudził się spokojnie.
Gdzie był?
Czemu bujał się na boki, a do jego uszu dobiegał równomierny stukot?
Usiadł i dopiero zdał sobie z tego sprawę. Był w pociągu.
Lecz dokąd jedzie ten pociąg? I jak się tutaj znalazł?
I… gdzie są jego szaty?
Zobaczył je kawałek od siebie i czym prędzej po nie pobiegł, speszony. Gdy dotknął miękkiej tkaniny hogwarckiej szaty, wspomnienia powróciły.
Pamiętał, że był w lesie. Pamiętał ostrze przebijające jego brzuch i widok własnej krwi. Nieopisany ból, jaki temu towarzyszył. I ten dziwny spokój, jaki ogarnął go na sam koniec.
Teraz zupełnie zniknął.
Czy on… umarł?
Wstał, okrywając się szatami i rozejrzał dookoła. Wszystkie przedziały były zamknięte, oprócz jednego. Ruszył w jego stronę.
Przerażało go to, że pociąg był zupełnie opustoszały. Poczuł dreszcze na ciele.
Wsiadł do pustego przedziału i nagle zrozumiał. Wizje pojawiły się w jego głowie. Był to przedział, w którym poznał swoich przyjaciół. Jamesa i Arię.
Czyli jechał do Hogwartu.
No dobrze, ale… czemu?
Usiadł na tym samym miejscu, co wtedy. Pamiętał, co stało się następnie. W jego drzwiach pojawiła się Aria, z pytaniem, czy może się dosiąść.
Tym razem też się ktoś pojawił. Ale nie Aria.
Był to starszy mężczyzna z długą, szarą brodą. Mike potrzebował sekundy, by go rozpoznać.
Profesor Dumbledore.
Mike znał go tylko z opowieści, ale wiedział, że był wielkim, wielkim czarodziejem. Wręcz wybitnym.
Podczas gdy chłopiec zbierał szczękę z podłogi, starszy mężczyzna spytał:
-Mogę się dosiąść?
Mike kiwnął głową.
Dumledore zmierzył go wzrokiem. Zdawał się być on tak przenikliwy, jakby go oceniał. Chłopiec poczuł się nieswojo, niespokojnie poprawił się na miejscu.
-Jak się czujesz, Mike?- zagaił profesor.
-Ja… Dobrze. Chyba dobrze. Co się dzieje?
Dumbledore spojrzał na niego uważnie.
-A co pamiętasz?
-Pamiętam to, że wyruszyłem do Zakazanego Lasu po tę złotą roślinę… Aurum. Już ją miałem i wtedy…- przełknął z trudem.- Trzy ostrza przebiły mój brzuch, potem ręce, nogi i na końcu pierś. I do tego dużo krwi. Krew była wszędzie.
Przypomniał to sobie, czując gorycz w gardle. Co prawda, jego rany zniknęły, tak samo jak ból i krew, jednak Mike wciąż pamiętał tę bezradność, która go ogarnęła w jednej chwili.
-No cóż… to właśnie się stało.- odparł po chwili Dumbledore.
Chłopiec zdał sobie z czegoś nagle sprawę. Nabrał głośno powietrza i spojrzał na niego z paniką w oczach.
-Ale ja muszę wracać. Moi przyjaciele… oni mnie potrzebują. Potrzebują też tego kwiatka, bez niego nie przeżyją… Zawiodłem, muszę wrócić, zanim będzie za późno!
Smutek odbił się w oczach profesora.
-Mike… Ty nie żyjesz, pamiętasz?
-Ale… może to tylko stan przejściowy? Może to mi się śni? Chodziły plotki, że Harry Potter też kiedyś już umarł, a potem-
-Nie chciałbym być niedelikatny, ale ostrza przebiły cię na wylot, Mike. To nie jest stan przejściowy.
Ach, no tak.”.
Mike przeczesał włosy. A więc to się stało. Umarł. Prawda była bardziej przytłaczająca, niż się spodziewał.
-Ale… co się teraz stanie?
Dumbledore uśmiechnął się, patrząc na niego z zaciekawieniem.
-To, co powinno się stać, Mike. Nie musisz się martwić.
-Czy ktoś dostarczy kwiatek moim przyjaciołom? Czy Hogwart zwycięży?
-Mike, dobro zawsze zwycięża zło. Siła wszystkich dawnych dyrektorów jest z nimi, tam, na dole. A zwłaszcza z twoimi przyjaciółmi. Myślę, że znasz już odpowiedź na te pytania.
Mike oparł się o siedzenie. Chociaż nie dostał oczywistej odpowiedzi, wiedział, jak ją interpretować. Poczuł się nieco spokojniejszy. Po chwili zadał kolejne pytanie:
-Profesorze… czy tym zajmuje się pan… po śmierci?- Mike wciąż do tego nie przywykł. Był martwy.- Zajmuje się pan nowo umarłymi czarodziejami?
Dumbledore roześmiał się cicho.
-Ależ skąd, chłopcze. Nie dałbym sobie z nimi wszystkimi rady! Ludzie różnie reagują na śmierć. Tylko czasem przychodzę, by was zabrać. Tylko do tych, którzy naprawdę na to zasłużyli. A ty, Mike… zginąłeś jako bohater. To, co zrobiłeś, było niesamowite. Jesteś odważny. Niezwykle odważny.
„Było niesamowite, dopóki nie zginąłem…”.
-Zabrać mnie… dokąd?
-Dalej.
 Chłopiec jeszcze raz pomyślał o swoich przyjaciołach. Spróbował przywołać ich ostatni widok. Pamiętał słowa Arii:
„Mike. Dziękuję. Kochamy cię.”.
A także to, co odparł.
Ja was też.”.
Ogarnął go ogromny żal, że nie będzie mógł znów z nimi porozmawiać. Przynajmniej nie do chwili, aż do niego… dołączą. Miał jednak nadzieję, że to nie stanie się szybko. Oni muszą żyć.
W jego głowie pojawiła się jasna myśl, że jako duch będzie mógł czasem patrzeć na nich z góry.
Już pogodził się ze swoją śmiercią.
Nie pożegnał się z rodzicami, co było niewybaczalne. Gdy oni się dowiedzą o jego śmierci… och, to będzie okropne. Nie chciał ich zostawiać.
A… czy James i Aria już wiedzą?
Spojrzał na Dumbledore’a, który patrzył się na niego nieprzerwanie. To go trochę niepokoiło, więc zadał kolejne pytanie:
-Dlaczego pociąg? Gdzie jedzie? Czy on jest prawdziwy?
-Nie wiem, Mike. To jest zależne od ciebie. Czy jest prawdziwy? I tak, i nie. Na pewno wykreowany w twojej głowie. Ale to nie znaczy, że nieprawdziwy.
I Mike chyba znał już odpowiedź.
Bo tutaj, w pociągu, jego prawdziwa natura stała się realna. Jego życie rozpoczęło się na nowo.
Więc i tutaj się skończy na dobre.
I wtedy zdał sobie sprawę, dokąd jedzie.
Wcale nie do Hogwartu.
Wyszedł na korytarz i na horyzoncie zobaczył światłość.
Światłość.
Gdzie rozpoczynało się nowe życie.
Był gotowy iść „dalej”.
Pragnął tego.

Gdy wjeżdżał w światło, wiedział, że wszystko będzie dobrze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na mojego drugiego bloga [ZAKOŃCZONY]: dalsze-losy-nieszczesliwych-kochankow.blogspot.com
Oraz na aska: ask.fm/SmallMockingjay

_________________________________________________________________________________
Ale jak to? EPILOG!? KONIEC!?
No tak.
Ale każdy koniec, to początek czegoś nowego, czyż nie?
Gwoli wyjaśnienia.
Choć tutaj nasza historia się kończy, to jeszcze nie koniec bloga. W najbliższym czasie zamierzam napisać kilka opowiadań- coś w stylu dodatków lub nowelek- które będą skupiały się bardziej na konkretnych postaciach lub postaci. Każde opowiadanie będzie miało kilka części i będzie opowiadało różną historię. Głownie będą to losy naszych głównych bohaterów po III Bitwie o Hogwart.
Kiedy?
Nie wiem konkretnie. Na pewno nie w lipcu- są wakacje, halo! Cały lipiec jestem poza domem. Jednak myślę, że kolejny post zobaczycie w sierpniu. Części nie będą pojawiały się regularnie, ale za to będą dłuższe niż dotychczasowe rozdziały :)
Więc proszę mi tu nie panikować w komentarzach :D
Tym czasem zachęcam was do dyskusji niżej. Ulubione momenty, cytaty? Wspomnienia związane z moim blogiem? Chętnie sama poczytam. Możecie mi też zadawać różne pytania na moim asku (ask.fm/SmallMockingjay)
Zwłaszcza zachęcam tych, którzy czytają, a nigdy nie komentują. Sprawiacie mi przykrość :c
Od razu ostrzegam, że zarówno na komentarze, jak i na pytania odpowiem z opóźnieniem, gdyż nie ma mnie w domu i mogę mieć problemy z internetem. Ale spokojnie, spokojnie, wszystko przeczytam, na wszystko odpowiem.
Tak więc- nie martwcie się, usłyszycie jeszcze kilka słów o swoich ulubionych bohaterach.
W nadchodzącym dodatkach do bloga.
Jak na razie dziękuję za te 167 rozdziałów (+epilog oczywiście c:).
Do zobaczenia! <3